niedziela, 25 stycznia 2015

#30 Zayn cz.1 (czyli nic pewnego + dylemat)

Na początek Wam trochę zaspamuję. ;3

Ten blog polecam głównie fanom/fankom 5 Seconds Of Summer (a w szczególności Asha *.*), chociaż w sumie mogę polecić go każdemu. Jest na naprawdę bardzo wysokim poziomie. ♥ Nauczcie mnie, błagam, pisać jak ta dziewczyna. *.* (Opowiadanie tylko na wattpadzie, ale myślę, że to nie problem.)



A teraz powracamy do 1D (a właściwie do Zayna). Nie rozpiszę się. Jeśli macie czas, wejdźcie, a na pewno nie pożałujecie. :)




A teraz przechodząc już do treści tego, co za chwilę (mam nadzieję) przeczytacie. Otóż, napisałam go całkiem niedawno pod wpływem kiepskiego nastroju, smutku, nudy, nadmiaru weny, własnych przemyśleń oraz przedawkowania Twittera i "Blank space". Reszta w notce na dole. ↓



- Co ty sobie myślisz? - krzyczała na mnie, a ja nieudolnie próbowałem ją uspokoić. - Że ja jestem głupia, co?! Nie pozwolę Ci się obściskiwać z obcymi babami! Jak ona ma na imię?!
- [t.i.], uspokój się, proszę cię. To była zwykła...
- Świnia!
- Fanka - odparłem. - Fanka. Rozpłakała się, więc ją przytuliĺem i pocałowałem w policzek, okej? Naprawdę uważasz, że to takie nienormalne?
- Rozpłakała się! Pf - prychnęła. - Mogła się rzucić pod autobus. Może byś się z nią przespał, o ile by przeżyła.
- Do cholery, co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła?! - tym razem ja podniosłem głos. Nie z gniewu, lecz z bezsilności.
- Tak! Jeszcze się na mnie wydzieraj! W dobrym kierunku zmierzasz, Malik.
- Bo ty nie potrafisz zrozumieć, że nigdy cię nie zdradziłem i nie zdradzę. Dopóki - oczywiście - będziemy razem, bo z twoim podejściem, niedługo to potrwa. Twój sadyzm mnie przeraża. Może niedługo nie wystarczy ci znęcanie psychiczne i zaczniesz mnie bić, co? - wykrzyczałem, aż zapiekło mnie gardło.
Będę tego żałować, pomyślałem, po czym odwróciłem się i wyszedłem z domu, widząc, że dalsze próby wyprostowania sytuacji nie mają sensu. Do cholery, mam dość. Kocham ją, ale mam jej dość. Jej zaborczości, zazdrości, kontroli, nieufności, bezpodstawnych oskarżeń... długo by wymieniać. Tak pięknie było dopóki nie mieszkaliśmy razem... wręcz idealnie. Wspólne kolacje, upojne noce, czułe słówka, jej ciepły oddech na moim uchu, kiedy mnie budziła: "Wstajemy... Panie Malik...", jej uśmiech, dotyk dłoni potrafiący doprowadzić mnie do stanu wrzenia, wsparcie... A teraz co? Krzyki, płacze, ciągłe kryzysy... Zmęczony jestem tym wszystkim. Stałem się ofiarą własnego związku. Za bardzo ją kocham, żeby odejść; za bardzo męczy mnie jej zachowanie, żeby zostać... Mam dość ciągłego przepraszania, tłumaczenia się, tego strachu, kiedy podejdzie fanka, żeby tylko [t.i.] nie zobaczyła zdjęcia gdzieś w internecie. Dałem się zaszczuć jak zwyczajny tchórz. Czasem naprawdę mam ochotę pójść do jakiegoś klubu, schlać się i przespać z jakąś przypadkową dziewczyną. Media zrobiłyby szum, ale co z tego? Przynajmniej [t.i.] miałaby wreszcie jakiś realny powód do awanutury i nie musiałaby się opierać tylko na domysłach.
Wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów i zapaliłem jednego, nie przestając zmierzać szybkim krokiem wzdłuż chodnika. Przed siebie. Jak najdalej od domu i tej chorej sytuacji, w jakiej się znalazłem.
Nie wiem, ile godzin tak szedłem, ale zdecydowanie za długo, bo z domu wyszedłem wczesnym popołudniem, a w tamtym momencie na dworze było już całkiem ciemno. Nie zamierzałem wracać. Wyjąłem z kieszeni telefon. 21:28. Rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiegoś znaku, który pomógłby mi w zorientowaniu się, gdzie ja w ogóle jestem. Mhm, najbliżej do Hazzy, ale wątpię, żeby w piątkowy wieczór siedział w domu. Cóż, spróbować nie zaszkodzi.
Zadzwoniłem. Odebrał prawie natychmiast.
Roześmiałem się słysząc jęki, jakie celowo wydawał:
- O Boże... Poczekaj... Zaraz... Och! Nie wytrzymam...
- Znajdź mózg i oddzwoń, pacanie! - fuknąłem, śmiejąc się.
- Czekaj - zreflektował się. - Coś słyszę, że nasz bad boy from Bradford - udawał jakiś dziwny, chyba hiszpański akcent - nie w sosie. Czyżby kolejna kłótnia z señoritą [t.i.]?
- A żebyś wiedział - odparłem, mamrocząc pod nosem.
- No to niech señor Malik zbiera dupę w troki i kieruje się w stronę domu señora Stylesa, bo señor Styles nie będzie długo czekał, aż señorowi Malikowi zachce się ruszyć swój szlachetny, angielski tyłek i...
- Dobra, dobra. Daj mi pięć minut.
Po chwili dotarłem na miejsce. Otworzył mi natychmiast.
- Fifa czy Scrabble? - zapytał na wstępie.
- Scrabble? - Zmarszczyłem brwi, wchodząc do środka.
- W Fifę mnie ograsz, a w Scrabble ja ogram ciebie - wyjaśnił. - Ćwiczyłem ostatnio z Jesse.
- Zanim skończyliście w sypialni.
- Nie spaliśmy jeszcze ze sobą - oznajmił, aż mnie lekko zatkało.
- Jak długo to już trwa, co? Z Jesse? - spytałem po chwili
- Nie wiem. - Podrapał się się w tył głowy. - Dobre pół roku będzie, ale nie mam pamięci do rocznic.
- Robi się poważnie - zaśmiałem się.
- Ta... Może.
- A tak do siebie nie pasowaliście...
- I dalej nie pasujemy, ale ponoć przeciwieństwa się przyciągają - odparł. - To Fifa czy Scrabble?
- I to, i to. I piwo. Koniecznie. I sory, stary, że ci się tak walę na głowę w piątek wieczorem. Pewnie chciałeś gdzieś wyjść...
- Ta. Ewentualnie po kolację do baru naprzeciwko. Te kobiety mnie wykończą. Przez związek z Jesse stałem się takim nudziarzem, że od dwóch miesięcy już chyba nigdzie nie wychodziłem, tak że taki męski wieczór będzie jakąś odskocznią - odparł, śmiejąc się. Opadłem na kanapę i na chwilę się zamyśliłem, podczas gdy szatyn zniknął na moment w kuchni. Harry faktycznie się zmienił przez te pół roku. Może wreszcie wydoroślał? Kto wie? A ja? Wyciągnąłem z kieszeni telefon i przejrzałem się w jego ekranie. Było coś dziwnego w moim wyglądzie. Innego. Zmęczone oczy, opadnięte kąciki warg. Zmusiłem się do uśmiechu.
- Co tak patrzysz? Piękny jesteś. - Szatyn szturchnął mnie w ramię, siadając obok, po czym postawił kilka butelek piwa na stole.
- Głupi jesteś - odparłem. - Chyba się starzeję.
- Oho. Właśnie widzę. O, o - jęknął, udając głos starca i chwytając się za plecy. - Pomóżcie. Mam dwadzieścia dwa lata, hemoroidy i demencję starczą.
Zaśmiałem się, wspominając czasy, kiedy byliśmy młodsi, szczęśliwsi, wolni i mniej zmęczeni tym wszystkim. Piątka wesołych chłopaków chcących dla żartu zrobić karierę, którzy chyba nie spodziewali się, że im się uda.
Uśmiechnąłem się. Czasem patrzę na swoje odbicie w lustrze i widzę tylko kreaturę Modesta i setek wizażystek, stylistek oraz fryzjerek, a nie samego siebie. Chciałbym się poznać. Tak od środka. Dojrzewanie - to były czasy. Nigdy nie żałowałem i nie będę żałować, że byłem pospolitym, ogolonym na łyso dresiarzem. Przynajmniej nikogo nie udawałem. Robiłem, co chciałem, a nie to, co mi ktoś narzucił.
Czy gdybym nie był sławny, poznałbym [t.i.]? Czy potrafiłbym tak po prostu do niej podejść wtedy w kawiarni? Czy siedziałbym teraz u bożyszcza milionów kobiet, jednocześnie (ponoć) sam nim będąc? Czy musiałbym przeżywać te wszystkie kłótnie? Kochać Ją i nienawidzić jednocześnie?
Ciężkie westchnienie wyrwało się z mojej piersi.
- Co? - zapytał Harry. - Myślisz o [t.i.]?
- No...
- Nie przejmuj się. Już nieraz się kłóciliście. Będzie dobrze.
- Harry, to nie o to chodzi. Ja się zastanawiam nad dalszym sensem tego związku. Czuję się jak ofiara. Bez przerwy tylko się kłócimy, a potem przepraszam. Mam dość.
- Kochasz ją?
- Pokochałem ją inną i chyba wciąż się łudzę, że może być jak dawniej, dlatego wciąż z nią jestem. Niestety każdy dzień przynosi kolejne rozczarowanie.
Na chwilę oboje zamilkliśmy.
- Myślisz, że... - zacząłem z wahaniem - myślisz, że bylibyśmy tymi samymi ludźmi, gdybyśmy nie byli sławni?
- Też mam ostatnio ten problem - odrzekł. - Sądzę, że nie, i wcale mnie to nie pociesza. Czasem zastanawiam się, czy Jesse nie pokochała robota, który wszystko wykonuje automatycznie: automatycznie się uśmiecha, automatycznie dziękuje, automatycznie jest miły. Gdy jesteśmy sami... to co innego, ale i tak boję się, że ona pokochała postać stworzoną przez sławę, jaka na niego spadła. Czasami mam ochotę wyjść na ulicę i krzyknąć: "Hej, jestem Harry Styles i też mam prawo do człowieczeństwa!". Do końca życia zapamiętam sobie słowa mojej wizażystki podczas naszego pierwszego spotkania: "Harry, ty jesteś trochę dziwny. Bądź jeszcze bardziej dziwny; ludzie to lubią" - zaśmiał się z nutą goryczy.
- Wszyscy się zmieniliśmy... - westchnąłem. - Nawet Lou zrezygnował z pasków - zaśmiałem się.
- Tsa... A ja z koszulek polo, chociaż lubiłem je nosić.
- Za to ja jednego się trzymam.
- Czego?
- Papierosów.
Miało być lepsze zdjęcie, ale mobilny blogger mnie nie lubi. ;-; Btw, z wzajemnością. :p
Woho, dawno mnie w tych internetach nie było. 'o' Serio. Nie przestałam pisać, ale na bloggerze nie było mnie od jakiegoś dobrego tygodnia, przez co narobiłam sobie ogromnych zaległości w czytaniu. Wszystko nadrobię, co mogę Wam obiecać. :)
Zdziwieni, że wciąż tu jestem? Przyznam szczerze, że ja też. ^^ Nie byłoby mnie chyba tutaj, gdyby nie Patrycja, którą z tego miejsca serdecznie pozdrawiam. ;* Ostatnio cierpię na poważny nadmiar weny i nie wiem, za co się pierwsze brać. ;3 Decyzji co do tego, na którym blogu będę pisać, jeszcze nie podjęłam, ale teraz bardzo potrzebuję Waszej motywacji, jeśli chcecie, żebym została tutaj. :)
Krótka informacja o "Impassivity", bo sama jestem na siebie zła, że tak się ociągam. Nie chodzi tu o moje lenistwo, bo rozdział piszę już od jakiegoś tygodnia (o ile mnie pamięć nie myli). Problem w tym, że zapowiada się on baaardzo długi, tak że szykujecie się na trochę czytania. ;) Na razie jestem gdzieś tak w połowie.
A teraz sprawdzimy, czy zależy Wam na tym blogu tak samo jak mnie. :)
10 komentarzy = kolejna część
Myślę, że dacie radę... Cóż. Publikować nie przestanę. Najwyżej przestanę robić to tutaj, a sądzę, że szkoda by było kończyć to w ten sposób. Potrzebuję motywacji od Was. xxx

sobota, 17 stycznia 2015

#27 Harry cz.4 (ostatnia)

Drugi Dzień Świąt, wczesny ranek. Siedziałam sobie na łóżku z laptopem na kolanach i kubkiem kakao w ręku, gdy nagle usłyszałam huk, jakby coś uderzyło o szybę. Na szkle znajdował się biały i okrągły ślad od śniegu. Zaciekawiona podniosłam się. Na dole stał Styles i formował kolejną kulkę. Otworzyłam okno i wyjrzałam przez nie.
- Zejdziesz do mnie?! - krzyknął, gdy mnie zauważył.
- Po co?
- Zejdź! - Machnął na mnie ręką.
- Zaraz!
Zamknęłam okno, natomiast po chwili namysłu chwyciłam spod biurka małą torebkę, po czym zbiegłam na dół. Zarzuciłam na siebie kurtkę i wciągnęłam buty, a następnie wyszłam z domu.
Śnieg skrzypiał pod moimi stopami. Niepewnie podeszłam do Harrego stojącego tuż pod moim oknem. Uśmiechnął się na mój widok, niezdarnie poprawiając czapkę Mikołaja, która osunęła mu się na czoło. Musiał dopiero co ją założyć, bo przez okno jej nie zauważyłam. Moje serce stopniało, cokolwiek to znaczy. Zbliżył się do mnie powoli.
- [t.i.], ja... nigdy nie byłem dobrym mówcą, ale... Wesołych świąt.
Wyciągnął zza pleców średniej wielkości pudełeczko. Rozwiązałam wstążkę i otworzyłam je. W środku znajdował się okrągły flakonik perfum. Wyjęłam go i spsikałam sobie nadgarstek, po czym powąchałam go.
- Są piękne, dziękuję.
Przesunął koniuszkiem nosa po mojej szyi.
- Chciałbym je czuć na tobie...
Delikatnie pocałował moją skórę. Krew w moich żyłach zaczęła pulsować niemiłosiernie. Nieświadomie wydałam z siebie ciche westchnięcie.
- Harry, ja... też mam coś dla ciebie - powiedziałam, odsuwając się od niego na "bezpieczną" odległość.
Wyjęłam zza pleców torebkę i podałam mu ją.
- Jakiś czas temu... zupełnie przez przypadek usłyszałam, że najbardziej na świecie marzysz o trzech rzeczach...
- Taak... - zaśmiał się. - O Rolex'ie... - Wyjął z papierowej torebki pudełko z zegarkiem.
- Kiedyś będzie oryginalny. - Uśmiechnęłam się.
- Nie musiałaś...
- Chciałam.
- Potem był Rolls Royce, o ile się nie mylę - kontynuował, wyciągając mały, czarny samochodzik. - Jest uroczy - zaśmiał się, obejrzał go przez chwilę, po czym schował wszystko do torby i spojrzał na mnie.
- Pamiętasz, co było trzecie? - zapytałam, delikatnie się rumieniąc.
Ujął mój podbródek.
- Trzecia byłaś ty.
Spuściłam wzrok, przykrywając oczy wachlarzem rzęs.
- Więc jak? [t.i.] [t.n.], czy zechcesz spełnić wszystkie moje marzenia?
- Boję się...
- Czego?
- Że ze mną nie wytrzymasz.
- Ha, ha - zaśmiał się. - No z tym może być poważny problem.
Pacnęłam go w ramię.
- I co teraz? - zapytał, przyciągając mnie do siebie.
Powoli zarzuciłam mu ręce na szyję.
- Teraz? - Zakręciłam nosem okrąg w powietrzu. - Teraz chyba możemy już na legalu robić ble - zaśmiałam się, po czym nasze chłodne wargi się spotkały, co wcale nie zmieniło faktu, że był to jeden z najcieplejszych pocałunków, jakich zaznałam w życiu. Nie przeszkadzały w tym nawet mróz poranka i płatki śniegu padające wprost na nasze głowy.
Kto dodaje świątecznego imagina prawie miesiąc po świętach? Oczywiście Paulina. ;3 Trochę faktycznie nawaliłam z tym dodawaniem, ale jak widzę tableta, to mi się zwyczajnie odechciewa, a komputer jest u naprawy. :/ Za to z pisaniem się nie obijałam, bo na telefonie udało mi się coś tam 'naskrobać', a mianowicie czterostronnicowego Zayna i Harrego, który jak na razie ma stron 13. :) Prawdę powiedziawszy, naprawdę uwielbiam pisać, ale publikowanie mnie od jakiegoś czasu męczy. Może przez tę manię sprawdzania wszystkiego 263972 razy. :/ Cóż, trudno. Co do Impassivity, to napisałam tam w pasku gadżetów informację, że w weekend będzie rozdział, ale w dalszym ciągu go nie zaczęłam, więc nie wiem, jak to wyjdzie. Z góry przepraszam za ten brak chęci. Chyba już mnie nieco znużyła ta historia. ;/ No ale przecież nie zostawię jej takiej niedokończonej, kiedy mi jeden rozdział został. ;)
Kończąc, informuję, że jest to ostatni mój imagin na tym blogu, i zapraszam Was tutaj → <klik>. Liczę na Was. ;) A tutaj (gdy tylko komputer do mnie wróci) pojawi się krótki post podsumowujący. xxx

wtorek, 6 stycznia 2015

#27 Harry cz.3

Chwyciłam klamkę z obu stron drzwi, bez zainteresowania sunąc wzrokiem po jego twarzy, z której nie znikał ten bezczelny, zwycięski uśmieszek.
- Czego? - warknęłam prawie.
- Może jakieś milsze powitanie?
- Może nie? Nie jestem w natroju. Albo mówisz, czego chcesz, albo wyjdź.
- Co to za pan? - zapytał Mick, ciągnąc za brzeg mojego swetra.
- Ten pan pomylił domy i już sobie idzie - odparłam, uśmiechając się, po czym zmierzyłam Stylesa wrogim spojrzeniem.
Przymknęłam drzwi, lecz wtedy on przytrzymał je, nie pozwalając na zamknięcie ich.
- Ten pan się wcale nie pomylił - powiedział wyraźnie.
- [t.i.], kłamczucha! - Chłopiec zaczął niespokojnie tupać nogami, śmiejąc się.
- Wielka - potwierdził Styles.
Chwyciłam małego na ręce.
- A ty nie do Mandy? - spytałam cierpko. Jakiś nieprzyjemny ścisk zdusił moją klatkę piersiową podczas wypowiadania tych słów.
- A ty nie jesteś zazdrosna? - odwrócił pytanie.
- Nie, po prostu ciekawi mnie, z którą z nas się aktualnie zabawiasz.
- Do ciebie przyszedłem.
- Po co?
- Chciałem cię zobaczyć - ozajmił.
Nie, do diabła, nie poczułam żadnych motyli w brzuchu!
- Zobaczyłeś? Zobaczyłeś. To cześć.
Przytrzymał drzwi, powstrzymując mnie przed zamknięciem ich.
- Myślałaś? - zapytał. Tylko tyle. Nie "Myślałaś o mnie?" ani nie: "Myślałaś o tym pocałunku?". Po prostu: "Myślałaś?".
- Jako przedstawicielka gatunku człowiek rozumny codziennie myślę - odparłam.
- Mówiłem ci już, że jesteś urocza?
- Nie wiem. Prawdopodobnie tak.
- Mały, nie patrz - zwrócił się do Micka, po czym nagle, bez ostrzeżenia wpił się w moje usta, a ja nie zaprotestowałam. Nagle chłopiec zaczął się trząść niespokojnie i bić go po twarzy, chcąc go ode mnie odepchnąć.
- Ble! - krzyknął.
Odsunęłam się od Hazzy speszona, a on uśmiechnął się do mnie.
- Ble! - powtórzył Mick, tym razem mnie uderzając po policzku. Chwyciłam jego rączkę, a następnie położyłam dłoń na jego główce i zasłoniłam mu widok, po czym ponownie wpiłam się w usta Harrego.
- Jaka miła odmiana - powiedział, nie przestając mnie całować.
- Mnie też się podoba - odparłam.
Nagle oderwał się ode mnie i uśmiechnął.
- Do zobaczenia - rzucił tylko, a ja nie byłam nawet w stanie mu odpowiedzieć.
Zaśmiałam się pod nosem. Znowu się całowaliśmy, a on znowu uciekł. Chore.
Weszłam do środka, a wtedy Mick krzyknął do mamy na cały głos:
- [t.i.] i pan robili ble!
Kobieta się zaśmiała, a ja spurpurowiałam.
* * *
Siedziałam na poduszce pod kaloryferem w salonie. Moje oczy były przymknięte, myśli swobodnie płynęły w różnych kierunkach. Nagle obok usiadła mama.
- To powiesz mi, co z tym Harrym? - zapytała.
Uśmiechnęłam się, nie otwierając oczu.
- To idiota - odparłam.
- Głupek - potwierdziła.
- Kretyn.
- Zakochałaś się.
Westchnęłam.
- Oho, idzie Mandy - odezwała się. - Chyba powinnyście pogadać.
Po chwili miejsce obok zajęła moja siostra.
Przez chwilę siedziałyśmy tak w ciszy.
- On jest twój, wiesz?
- Hm?
- No Harry.
Potrząsnęłam głową, jakby chcąc strzepnąć z niej niepotrzebne myśli.
- Mieliśmy taki jakby "układ" - oznajmiła, aż mnie zatkało. Spojrzałam na nią. - Nie patrz tak. Wiem, co teraz myślisz, ale to nie on na to wpadł. Sama do niego poszłam. Miał udawać, że mnie podrywa.
- Dlaczego?
- Bo chciałam cię zmusić, żebyś przestała grać tą nienawiść do niego. I chyba mi się udało.
- Skąd ta pewność?
- A co? Nie chcesz go? To ja go wezmę, spokojnie.
- Ty się, młoda, nie wtrącaj - zaśmiałam się. - Już dosyć namieszałaś.
- No. To mi się udało - zawtórowała mi. - O tym waszym pocałunku cała szkoła huczy. Swoją drogą piękny był, jak z filmu. Z tych wszystkich romantycznych banałów chyba ten mnie kręci najbardziej: najpierw kłótnia, a potem...
Zaśmiałam się, chowając twarz za dłonią. Moje policzki zrobiły się czerwone jak wiśnie.
Nie mogłam się powstrzymać . :D Kocham tego gifa. ♥ Ta mała nie wie, co traci. :3
Wiem, na drugim blogu pisałam, że będzie w poniedziałek, ale wczoraj powiedziałam sobie, że nie dodam, dopóki nie skończę książki, a skończyłam ją dopiero późnym wieczorem, a potem oglądałam "Salę samobójców" no i z tym dodaniem mi nie wyszło. :D
Dziękuję za wszystkie wyświetlenia i komentarze. Ojeju... Poprzednia post zdobył ponad 300 Waszych wyświetleń i sporo komentarzy. Moja reakcja: O.o. Dziękuję. ♥
A teraz pewna sprawa, o której chyba powinniście wiedzieć. Nie chwaliłam się Wam, ale jakiś czas temu wygrałam konkurs na blogu i ku swojemu własnemu zaskoczeniu otrzymałam propozycję współpracy z tym blogiem. Rozważyłam wszystkie 'za' i 'przeciw', po czym postanowiłam tę propozycję przyjąć. Jednocześnie wiem, że nie dam rady prowadzić dwóch blogów naraz, dlatego myślę, że dokończę tutaj tego imagina, a potem przeniosę się tam. Chodzi tutaj głównie o to, że dużo łatwiej będzie mi prowadzić bloga z kimś niż samej. Już od jakiegoś czasu mam problemy, żeby chociaż raz na tydzień się coś pojawiało. Nie rezygnuję z pisania, po prostu się przenoszę. A tak... gdybyście chcieli... mogłabym tutaj wstawiać linki do postów, które dodam tam. Tylko niech się "zgłosi" choć jedna osoba, która chciałaby, żebym tak robiła, bo niektórzy z Was zapewne tamtego bloga również czytają. :)
A co do tego imagina, to została nam jeszcze tylko jedna część. :)
Tak więc... po raz przedostatni tutaj... pozdrawiam. xo
PS. Do wszystkich, których blogi przeglądam. Po konkursie wszystko nadrobię, przysięgam.