poniedziałek, 31 marca 2014

#5 Niall cz.4 (ostatnia)

Przypominam, że imagin ten zadedykowany jest Natalii. ♥

P S Uprzedzam! W tej części występują wulgaryzmy. Jeżeli ktoś ma z tym jakiś problem, to niech po prostu ominie perspektywę Harry'ego. ;)

Perspektywa Harry'ego
Byłem rozdarty. Biec za Niallem czy zostać i uspokoić [t.i.]?
- Harry, o co mu chodzi? - krzyczała. - O co?!
- [t.i.], on... on... Nie mogę ci powiedzieć, bo mu obiecałem, ale... on teraz myśli, że my jesteśmy razem.
- Ale to nieprawda!
- Ja wiem... Lecę za nim, bo jeszcze zrobi coś głupiego. Trzymaj się, mała - rzuciłem na odchodne i pobiegłem za Niallem.
Szybko go dogoniłem i chwyciłem za ramię.
- Co to miało być?! - wydarłem się na niego. - Co ty odpierdalasz, Niall?!
- Chyba powinienem ci zadać to samo pytanie! Dobrze wiesz, że mi na niej zależy! Ale nie! Bo ty żadnej nie przepuścisz, co?!
Tego już było za wiele.
- Przegiąłeś! - krzyknąłem, odwróciłem się do niego plecami i chciałem odejść, ale zagrodził mi drogę.
- Poczekaj. Przepraszam, Hazz.
- Za co?! - wybuchnąłem. - Że potraktowałeś mnie jak dziwkarza?! Naprawdę nie ma za co!
- Harry, naprawdę cię przepraszam. Nie wiem, co we mnie wstąpiło.
- Nie mnie przepraszaj, tylko ją! Co to miało być! Jak ty ją traktujesz?!
- Ale... powiedz mi, Harry. Między wami coś jest? - zapytał cicho, jakby ze strachem.
- Nie było i nie ma! Ona ciebie kocha, idioto!
- Na... naprawdę? Kocha mnie?
- No przecież mówię! A teraz leć do niej, bo siedzi tam teraz pewnie i oczy przez ciebie wypłakuje!
- Dzięki, Harry! - rzucił w moją stronę i pobiegł do z powrotem do parku.
Żeby tylko im się udało...
Perspektywa [t.i.]
Co się stało? Nie wiedziałam. Nie rozumiałam. Musiałam z kimś o tym pogadać. Po chwili namysłu postanowiłam udać się do Andy. 15 minut później stałam już pod drzwiami mieszkania przyjaciółki. Gdy tylko mnie zobaczyła od razu przytuliła moją nieszczęsną sylwetkę. Weszłyśmy do jej mieszkania i usiadłyśmy. Byłam tak roztrzęsiona, że opowiedzenie jej o tym wszystkim, co się stało zajęło mi 20 minut.
- Spokojnie, [t.i.]. To nie koniec świata - uspakajała mnie. - Przecież to tylko jakieś chore nieporozumienie. Po prostu mu powiecie, że nie jesteście razem i tyle.
Wydmuchałam nos w chusteczkę.
- To nie jest takie proste, Andy. Bo ja nie wiem nawet, o co mu chodziło! Zrobił mi dwie sceny zazdrości jednego dnia, a zawsze podkreślał, że jest tylko moim przyjacielem! Przyjaciele nie robią sobie scen! Co on tak właściwie do mnie czuje?
- O to musisz go sama zapytać.
- Nie wiem... To wszystko się stało tak szybko. Muszę się ogarnąć.
- No, chyba tak - odparła z uśmiechem. - Ale to jutro. Dzisiaj zostaniesz u mnie.
- I nie będę przeszkadzać?
Przewróciła oczami.
- Błagam cię, [t.i.]. Ty? Przeszkadzać? Zrobimy sobie babski wieczór jak kiedyś.
Uśmiechnęłam się.
- To mi się podoba.
Perspektywa Nialla
Wróciłem na miejsce, gdzie przed chwilą jeszcze siedziała [t.i.], ale jej nie było. Rozglądałem się bezradnie, ale nigdzie jej nie widziałem. I wtedy podeszła do mnie fanka.
- Czy mogę prosić o zdjęcie?
- Tak, jasne - odpowiedziałem.
Uśmiechnąłem się do obiektywu aparatu jej koleżanki.
- Dziękuję - powiedziała i spojrzała na mnie. - Coś się stało?
Potarłem dłonią kark.
- W zasadzie, to tak.
- Wiesz... Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz, ale być może to by ci pomogło.
- Długo by opowiadać. Zachowałem się jak skończony dupek.
- Chodzi o dziewczynę? - domyśliła się.
- Tak. Zrobiłem jej sceny właściwie o nic.
Poklepała mnie przyjacielsko po ramieniu
- Wszystko się ułoży. Zobaczysz. Wybaczy ci. W końcu jesteś Niall Horan! - zaśmiała się.
- No, tak - odpowiedziałem i odwzajemniłem uśmiech.
Porozmawiałem z nią jeszcze przez chwilę i pożegnałem się. Po chwili namysłu postanowiłem zadzwonić do [t.i.]. Wybrałem jej numer, ale od razu włączyła się poczta głosowa. Nie nagrałem się. Poszedłem do jej mieszkania, ale nikogo nie było, dlatego ponownie wybrałem jej  numer. Tak jeszcze kilka razy, ale odzewu nie było.
Perspektywa [t.i.]
Do domu wróciłam nad ranem. Kiepsko spałam tej nocy. Gdy tylko znalazłam się w mieszkaniu, od razu podłączyłam do ładowarki telefon, który padł poprzedniego dnia. Włączyłam go. Dziesięć nieodebranych połączeń od Nialla i trzy od Harry'ego. Było jednak zbyt wcześnie, żebym mogła do nich oddzwonić, dlatego wybrałam rzeczy do ubrania, wzięłam czystą bieliznę i poszłam pod prysznic.
Kończyłam właśnie suszenie włosów, gdy nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Rozczesałam je "na szybko" i poszłam otworzyć. Ktoś głośno dobijał się do drzwi:
- [t.i.], to ja! Otwórz!
Podeszłam do drzwi.
- Niall? - zapytałam cicho.
- Tak. Proszę, otwórz.
- Komu mam otworzyć? - zapytałam. - Temu Niallowi, którego znałam czy temu z wczoraj? Bo ten z wczoraj mnie przeraża.
- [t.i.], proszę - powiedział miękko. - Otwórz. Musimy pogadać.
Wolno otworzyłam drzwi. Gdy tylko go zobaczyłam, od razu uległam pokusie i przytuliłam się do niego z całej siły.
- Przepraszam, [t.i.]. Tak strasznie cię przepraszam. Nie wiem... po prostu... jak zobaczyłem jak ten kelner się do ciebie szczerzy, to... szatan we mnie wstąpił. A potem jeszcze Harry... [t.i.], byłem i jestem zazdrosny. Mieliśmy być przyjaciółmi, ale dla mnie to za mało. Chcę być dla ciebie kimś więcej. Kocham cię.
Moje ciało zalała fala szczęścia. Podniosłam głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.
- Niall... ja też cię kocham, tylko proszę. Nie zmieniaj się już.
- Już nigdy. Obiecuję - powiedział i pocałował mnie czule.

Ta część miała być jutro. Ale specjalnie dla Zniecierpliwionej dodaję go wcześniej. Mogę sobie na to pozwolić po weekendzie, bo miałam wenę jak nigdy. Właśnie piszę 10 część Hazzy. Zanosi się na to, że będzie ich 11, ale jeszcze zobaczymy ;).

P S Zayn będzie w środę i od tej decyzji nie ma odwołania! ;p

niedziela, 30 marca 2014

#5 Niall cz.3

Imagin zadedykowany Natalii. ♥

-KILKA MIESIĘCY PÓŹNIEJ-
Dni robiły się coraz cieplejsze. Moje uczucia do przystojnego Irlandczyka też... Miałam wrażenie, że z każdym jego uśmiechem moje serce topnieje i drży, a z każdym dotykiem umysł krzyczy: "Więcej!". Nie raz patrzyłam na jego wargi i marzyłam o chwili, w której zetknęłyby się z moimi. Takie chwile rozmarzenia przypłacałam jego głośnym śmiechem, ale i tak było warto. Poznał mnie z resztą zespołu. Traktowali mnie jak kumpelę. On niestety też...
Nie wspominałam mu o swoich uczuciach. Nie chciałam trzema niepotrzebnymi, choć pięknymi, słowami zniszczyć naszej pięknej przyjaźni, bo wtedy straciłabym go na zawsze.
Była sobota. Niall wyciągnął mnie na kawę do kawiarni, gdzie zabrał mnie tego dnia, gdy się poznaliśmy. Usiedliśmy i kelner podszedł do nas.
- Coś podać? - zwrócił się bardziej do mnie i uśmiechnął się.
- Latté poproszę. - odpowiedziałam i odwzajemniłam uśmiech
- Oczywiście. A dla pana?
- To samo- warknął prawie Niall przez zaciśnięte zęby.
Wyraźnie był zdenerwowany. Ale dlaczego?
Kelner odszedł.
- Coś się stało? - zapytałam z troską w głosie.
- Nic.
- Przecież widzę. Niall, znamy się nie od dziś. Mnie nie oszukasz. Jesteś zdenerwowany.
Zrobił się czerwony ze złości.
- Musisz to robić?! - wybuchnął.
- Ale co?
Pierwszy raz widziałam go takiego. Zaciskał dłonie w pięści, rysy jego twarzy były napięte do granic możliwości.
- Flirtować. Nie znoszę tego - jego słowa były jak syczenie węża. Jadowite.
- Z nikim nie flirtuję - stwierdziłam, będąc w szczerym szoku.
- A on? - pokazał palcem na kelnera.
- On chciał być miły.
- Miły?! Już ja znam tą męską uprzejmość. Nie wystarczy ci, że się przejechałaś na Tomie?!
Tego było już za wiele.
- O co ci chodzi, Niall?! - uniosłam głos, starając się ukryć jego drżenie.
Zamilkł.
- O co?! - powtórzyłam pytanie.
- O nic.
- W takim razie nie mamy o czym rozmawiać - powiedziałam, wstałam z miejsca i wyszłam z kawiarni.
Nie wierzyłam w to, co się przed chwilą stało. Mój zawsze kochany i grzeczny Niall zarzucał mi, że flirtuję z kim popadnie!
I on będzie mi mówił co mam robić! - myślałam gniewnie - Nie ma prawa! Nie ma do mnie żadnego prawa! Jest moim przyjacielem, a nie chłopakiem! I ma mi doradzać, a nie robić sceny zazdrości!
I wtedy do mnie dotarło.
Scena zazdrości! Idiotko! Wyraźnie dał ci do zrozumienia, że przyjaźń to dla niego za mało! A ty na niego nawrzeszczałaś! Kretynka!
Usiadłam na ławce w parku i rozpłakałam się. Już nie byłam w stanie myśleć logicznie. Nie wiem, jak długo tak płakałam, gdy nagle usłyszałam głos Harry'ego i otworzyłam oczy:
- [t.i.]? Co się stało? - zapytał i przytulił mnie, a ja ścisnęłam dłonią jego koszulkę i zaczęłam moczyć ją łzami.
- Harry, bo... - mówiłam, krztusząc się powietrzem. - Byliśmy z Niallem w kawiarni... i kelner... nawrzeszczeliśmy na siebie... i ja wybiegłam stamtąd...
- Hej, hej, hej - przerwał mi - [t.i.], uspokój się, bo nic nie rozumiem - zaśmiał się.
- Bo... byłam z Niallem w kawiarni... No i... podszedł kelner, a jak odszedł, to... Niall powiedział, że z nim... flirtowałam i...
- A flirtowałaś?
- Nie. Oczywiście, że nie! Uśmiechnęłam się do niego. To wszystko. Nawet nie wiem, jak miał na imię.
- No i co było dalej?
- Potem się pokłóciliśmy i wybiegłam z kawiarni tutaj.
- I płaczesz, bo się pokłóciliście?
- No właśnie nie! Płaczę, bo na niego nawrzeszczałam, a ja go kocham!
Rozpłakałam się głośno.
- Cii, [t.i.]. Cii... - uspakajał mnie, gładząc po włosach. - Coś wymyślimy, ale nie płacz już.
Po chwili trochę się uspokoiłam i odsunęłam od chłopaka, a on przetarł moją mokrą twarz dłońmi. Uśmiechnęłam się do niego blado i wtedy usłyszeliśmy głos Nialla i podnieśliśmy się z miejsca:
- Trzeba było powiedzieć, a nie się ukrywać jak małe dzieci.
- Ale co? Co powiedzieć? - zapytałam.
- Że jesteście razem.
- Nie jesteśmy - zaprzeczył Harry. - Co ty mówisz, Niall?
- No jak to co? Sam widziałem. To przed chwilą. Co to miało być? Przyjacielska pomoc?!
Drugi raz tego dnia podniósł głos. Nie wiedziałam, o co chodzi. Miałam wrażenie, że znajduję się w jakimś tanim reality-show i za chwilę wyskoczy ktoś zza krzaków i krzyknie: "Jesteś w ukrytej kamerze!". Ale nie. To nie było reality-show. To była kiepska komedia pomyłek, którą zwą życiem.
- Niall! - krzyknęłam błagalnie. - To nie tak jak myślisz! Ciebie...
Podniósł dłoń do góry, przerywając mi:
- Nie kończ. On wie? - pokazał palcem na Harry'ego.
- Ale o czym? Niall, uspokój się! Między nami nic nie ma! Nic nie ma, słyszysz?!
- O kelnerze! - krzyknął i odszedł, a ja zalałam się łzami.

Ta część miała być później, ale stwierdziłam: A co mi tam? Pięknie komentujecie, materiału mam naprawdę sporo... Chciałabym Wam też podziękować za kolejny rekord wyświetleń, który wczoraj wyniósł 72 ♥. Najwyżej będziecie mieli mnie dość ;).

Następna część we wtorek albo środę. I tym razem postaram się wytrzymać ;3.

sobota, 29 marca 2014

#5 Niall cz.2

Przypominam o dedykacji dla Natalii ♥. I dla niej właśnie i dla Jagódki (czy Wiktorii, jak kto woli ;)) dodaję wcześniej, bo tak pięknie wczoraj i dzisiaj komentowały, że aż miło :). Dziękuję Wam za wszystko, dziewczyny! :*

- Tak, [t.i.]. To ja.
Trochę się uspokoiłam.
- Jak tam na Karaibach? - zapytałam zimno.
- Nie poleciałem.
- A jak...? Jak jej tam było...? Sue?
- Zerwałem z nią.
- Oj, biedny... I co? Chciałeś się wypłakać w moje ramię?
- Nie.
- Więc co? Czego chcesz?
- [t.i.], ja... chciałem cię przeprosić. Nasze rozstanie... to był błąd.
- Słucham?!
- [t.i.], proszę cię. Wybacz mi. Chciałbym do ciebie wrócić.
- Co?! Co ty chrzanisz, Tom?! Myślisz, że sobie zadzwonisz, powiesz: "Przepraszam" i wszystko będzie ok?! Mylisz się!
Rozłączyłam się i rzuciłam komórkę na fotel. Telefon Toma całkowicie wytrącił mnie z równowagi. Rozpłakałam się. Długo płakałam, gdy nagle komórka ponownie "dała głos".
A niech dzwoni! - pomyślałam. I wtedy przyszło mi do głowy, że to może być Niall. Niechętnie chwyciłam telefon i odebrałam, starając się ukryć płacz.
- Słucham.
- [t.i.]? Cześć. Tu Niall.
- Cześć.
I wtedy nie wytrzymałam i rozpłakłam się głośno do słuchawki.
- [t.i.], co się stało?! - w jego głosie dało się słyszeć przerażenie.
-  Nic, Niall, ja... - wydusiłam. - Miałam kiepski dzień. Nie jestem w nastroju. Przepraszam.
- Daj mi 5 minut. Za chwilę będę u ciebie.
- Nie, Niall. Nie trzeba.
- Trzeba, trzeba - powiedział i rozłączył się zanim zdążyłam zaprotestować.
Pojawił się po dwóch minutach. Zadzwonił do drzwi.
- Otwarte! - zawołałam, bo tylko na tyle było mnie stać.
Wszedł, zamknął za sobą drzwi, wolnym ruchem odwiesił kurtkę i podszedł do mnie, a ja wstałam z miejsca. Bez słowa mnie objął, a ja przytuliłam się do niego. Ściskał mnie mocno, jakby chciał powstrzymać drżenie mojego ciała, którym wstrząsały spazmy płaczu. Nie pytał o nic i to właśnie sprawiło, że chciałam wyznać mu wszystko.
- Niall... On zadzwonił i powiedział... - mówiłam, krztusząc się powietrzem - ... że przeprasza i że chciałby do mnie wrócić, ale ja nie chcę... Nie chcę... - opowiedziałam mu wszystko nieskładnie.
- Shh... - uspakajał mnie, gładząc moje włosy. - Nie płacz, skarbie. Nie płacz. To nieważne. Zapomnij o nim. Nie jest tego wart.
Moczyłam łzami jego koszulkę. Ciepło i bliskość jego ciała działały na mnie kojąco. I każdej dziewczynie na tym świecie życzę, żeby chłopak ot, tak, po prostu, nieegoistycznie przytulał ją przez 20 minut.
Wzięłam wolne w pracy i spędziliśmy z Niallem całe popołudnie oraz wieczór. Przy nim czułam się inaczej. Tak... zwyczajnie. Nie udawałam nikogo, bo nie musiałam. Akceptował mnie taką jaka jestem. I nawet nie zauważyłam jak tamtego wieczoru się w nim zakochałam. Leżeliśmy na kanapie przytuleni do siebie i oglądaliśmy jakąś komedię. Był tak blisko... Przez cienki materiał koszulki słyszałam miarowe bicie jego serca, moja głowa podnosiła się i opadała z każdym jego oddechem. Zapach jego perfum delikatnie drażnił moje nozdrza. Nie skupiałam się na filmie. Udawałam tylko. Nie było to trudne. Po prostu. On się śmiał, to ja też. Mięśnie jego brzucha drżały niekiedy pod moją dłonią. Czułam jego ciepły oddech we włosach. I było mi dobrze i bezpiecznie. I leżałam tak, i wsłuchiwałam się w bicie jego serca, i nawet nie zauważyłam jak odpłynęłam do krainy Morfeusza, gdzie nie było żadnych trosk i zmartwień. Był tylko On.
Obudził mnie głośny grzmot. Poderwałam się z miejsca z krzykiem. Łzy płynęły po moich policzkach z nadmiaru emocji. Od dziecka potwornie bałam się burzy. Usiadłam na łóżku i próbowałam uspokoić swój nierówny oddech. I wtedy... znowu. Grzmot. Tyle, że dziesięć razy potężniejszy i głośniejszy. Moje ciało drgnęło. Miałam wrażenie, że w tej jednej chwili cała Ziemia się zatrzęsła. Nagle do sypialni wparował Niall.
- [t.i.]?
Usiadł na łóżku i przytulił mnie mocno. Łzy płynęły z moich oczu, dając upust emocjom. Wtedy nastąpił kolejny grzmot, a ja znowu drgnęłam. Zacisnęłam powieki z całych sił i jeszcze mocniej objęłam chłopaka.
- Spokojnie, [t.i.]... - szeptał kojąco. - To tylko burza.
- Niall... - poprosiłam cicho. - Zostań ze mną. Boję się.
Bez słowa położył się na łóżku, obok mnie i objął mnie ramieniem. Ciepło jego ciała po pewnym czasie całkowicie mnie uspokoiło. Już nie zwracałam uwagi na grzmoty. I usnęłam tak, w stanie najwyższej szczęśliwości, w ramionach wspaniałego mężczyzny.
Obudziłam się około 9:00. Leniwie podniosłam głowę i spostrzegłam, że Niall też już nie śpi.
- Dzień, dobry - przywitał się ze mną z uśmiechem, który ja odwzajemniłam.
- Cześć, Niall.
- Jak się spało?
Przeciągnęłam się, nie ściągając dłoni z jego brzucha
- Dobrze jak nigdy - odpowiedziałam. - Przespałam całą noc, co od pewnego czasu jest u mnie rzadkością.
- Cieszę się.
- A ty? Jak spałeś?
Uśmiechnął się do siebie pod nosem, a jego twarz przybrała rozmarzony wyraz na dłuższą chwilę. Pomachałam mu dłonią przed nosem.
- Halo? Tu Ziemia! Jest tam kto?
Mrugnął i ocknął się.
- Przepraszam. To jak? Wstajemy?
- Jeszcze chwileczkę.
Ponownie położyłam mu głowę na piersi, a on potarł lekko moje ramię dłonią.
- Niall, ja przepraszam za wczoraj. Nie powinnam była cię obarczać swoimi problemami.
- Nie przepraszaj. [t.i.], chcę, żebyś wypłakiwała się w moje ramię. Chcę być twoim... przyjacielem.
- Cieszę się - odparłam, chociaż w głębi duszy czułam, że chcę, żeby był dla mnie kimś więcej niż przyjacielem...

Przepraszam za tą część. Zdaję sobie sprawę, że wyszła trochę nudna. Następna będzie ciekawsza, obiecuję! ;)

piątek, 28 marca 2014

#5 Niall cz.1

Tego imagina dedykuję Natalii - Belieber, jednakowoż zadurzonej w naszym Niallerku. ♥

Ty razem mam również "poddedykację". Dla Oliwii, żeby tak jak ja znalazła swój świat, do którego będzie mogła się udać na niemieckim, gdy nie ma nic lepszego do roboty i żeby nie wykrwawiła się wewnętrznie, bo ja jej przecież nie pomogę! ;p (Żartuję, oczywiście ;))


WAŻNA NOTKA POD CZĘŚCIĄ!

Królowa Życia. Znacie to uczucie? Ja tak. Idziesz ulicą, sylwetka wyprostowana, oczy patrzą przed siebie, uśmiech na twarzy. Ten czar jaki roztaczasz wokół siebie sprawiający, że inni też się do ciebie uśmiechają...
Miałam wszystko. Miłość, marzenia... Teraz nie mam nic. Skończyło się. Rozpadło jak domek z kart w dniu, w którym usłyszałam od Toma, że "stracił mną zainteresowanie" (prawda była taka, że zainteresował się pewną długonogą blondynką - modelką, ale to inna historia).
Był grudzień. Wyjątkowo zimny jak na Londyn grudzień. Szłam powoli po oblodzonym chodniku. Wracałam z pracy. Dzień jak codzień. Dzień jak każdy dzień. Ta monotonia mnie dobijała. Tak bardzo pragnęłam, by ktoś mnie z niej wyrwał. Pragnęłam znowu poczuć się bezpieczna w CZYIŚ ramionach, pragnęłam poczuć się ważna, pragnęłam CZYJEGOŚ dotyku. Jednak tego KOGOŚ nie było...
Mijały mnie tłumy ludzi. Szara masa, której byłam częścią. I szłam tak i czułam, że nikomu nie jestem potrzebna. Czułam, że jestem tylko jedną z sześciu miliardów mróweczek w tym ogromnym mrowisku, które zwą Ziemią.
Nagle poślizgnęłam się na lodzie i upadłam wprost na chodnik. I to przelało czarę, w której gorycz zbierała się już od dawna. Ukryłam twarz w dłoniach i rozpłakałam się. Długo płakałam, gdy nagle...
- Co się stało, że taka śliczna dziewczyna siedzi na chodniku i płacze?
Podniosłam głowę i za mgłą łez zobaczyłam Go. Klęczał obok mnie i przyglądał mi się z uwagą, a jego twarz wyrażała szczere współczucie. Podał mi chusteczkę. Wydmuchałam nos i przetarłam oczy.
- Trochę się nazbierało. Długo by opowiadać - odpowiedziałam.
Uśmiechnął się do mnie, a ja dopiero teraz spostrzegłam, że był to... Niall Horan...
- Chętnie posłucham. Pójdziemy na gorącą czekoladę. Humor ci się poprawi.
Podniósł się z ziemi i podał mi rękę, pomagając wstać.
- A w ogóle, to... jestem Niall.
Uśmiechnęłam się do niego blado i uścisnęłam dłoń, którą wyciągnął w moją stronę.
- [t.i.].
15 minut później siedzieliśmy w przytulnej kafejce z kubkami czekolady w ręku. Upiłam łyk gorącego napoju.
- Powiesz o co chodziło? - zapytał.
- Bo ja wiem... trochę się nazbierało: ciężki wykład... sajgon w pracy... upadek...
Westchnęłam. Byłam kiepskim kłamcą.
- Chodziło o kogoś, kto znajduje się teraz na Karaibach z pewną blond-pięknością - wyznałam szczerze, wbijając swój tępy wzrok w kubek.
- Kretyn z niego, że nie docenił takiego skarbu. Gdybym to ja miał taką wspaniałą dziewczynę, nigdy nie wypuściłbym jej z rąk.
Podniosłam wzrok. Blondyn patrzył na mnie tak... Tak, jakbym go obchodziła. Tak, jakby naprawdę interesowało go jak mi minął dzień czy jak się czuję. Zarumieniłam się mimowolnie, a serce mi na moment przyspieszyło. Nie czułam się tak od bardzo dawna.
Godzinę później wyszliśmy z kawiarni i zabrał mnie do parku. Przy nim... czułam się lepiej. Potrafił mnie rozbawić, rozmawiał ze mną. Umiał słuchać.
Nagle przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Nabrałam w dłonie trochę śniegu, uformowałam kulkę i rzuciłam nią w niego. Rozpoczęła się bitwa.
Minęło 5 minut. Odwróciłam się tyłem do Nialla, chcąc sięgnąć po kolejną porcję śniegu, lecz wtedy blondyn podbiegł do mnie, chwycił w pasie od tyłu i rozbił śnieżkę wprost na mojej twarzy.
Przetarłam twarz rękawiczką.
- No, dzięki!
Spojrzałam mu w oczy. W dalszym ciągu mnie obejmował. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w ciszy. I na tę chwilę utonęłam w morzu jego błękitnych tęczówek, lecz po tej właśnie chwili odsunął się ode mnie.
- Przepraszam. Odprowadzę cię.
Szliśmy w nieco krępującej ciszy. Po 15 minutach byliśmy na miejscu.
Uśmiechnęłam się do niego ciepło.
- Dawno się tak świetnie nie bawiłam. Dziękuję.
- Nie ma za co - odparł.
- Może mogłabym ci się jakoś odwdzięczyć?
- Częściej się uśmiechaj - powiedział. - Twój uśmiech jest najlepszą nagrodą. Rób to częściej, bo wtedy świat staje się lepszy.
Zarumieniłam się i założyłam kosmyk włosów za ucho.
- Spotkamy się jeszcze? - zapytałam z nutką nadziei w głosie.
- A chcesz?
- Oczywiście, że tak.
- To może... - potarł dłonią kark. - Dałabyś mi... swój numer? Zadzwonię.
- Jasne.
Wyciągnął z kieszeni telefon, a ja wystukałam rząd cyferek na klawiaturze i oddałam mu go.
- To do zobaczenia, Niall - pożegnałam się z nim i pocałowałam w policzek
- Do zobaczenia, [t.i.].
-NASTĘPNEGO DNIA-
Było około 15:00. Miałam właśnie godzinę przerwy między wykładem, a pracą. Siedziałam właśnie na kanapie w salonie i przeglądałam notatki. Raczej dla uspokojenia sumienia niż, żeby się czegoś nauczyć. Nagle zadzwonił telefon. Spojrzałam na ekran. Jakiś nieznany numer. Aż uśmiechnęłam się do wyświetlacza. Byłam przekonana, że to Niall. Odebrałam.
- Halo?
- Cześć, [t.i.]. To ja.
Zamarłam.
- Tom? - wybąkałam - To... ty?

Ta dam! Kto by się spodziewał? Na pewno nie ja ;>. W oryginale (w moim zeszycie, znaczy się ;)) ten imagin składał się z jednej części i wtedy faktycznie dzwonił Nialler. Ale postanowiłam poprowadzić go inaczej. Mam nadzieję, że Wam się spodoba ;).

A propos ważnej notki. Ok! Trochę naciągnęłam! Nie jest aż taka ważna (chociaż dla mnie i owszem). Chciałam po prostu, żebyście ją przeczytali. Otóż, mam nowy pomysł na imagina z Hazzą (tak, wiem, znowu on. Wybaczcie), tylko problem polega na tym, że zapowiada się on baardzo długi. Ile części, to nie wiem. Raczej na pewno powyżej dziesięciu. Dlatego mam do Was pytanie. CO WY NA TO? Bo muszę wiedzieć, czy jest w ogóle sens go zaczynać i czy Was nie zanudzę. Jeżeli nie chcecie, to piszcie. Ostatnio na brak weny nie narzekam, dlatego to nie problem, najwyżej wezmę się za coś innego ;). Ale bardzo Was proszę! Napiszcie chociaż "Tak." lub "Nie.", bo muszę wiedzieć!

P S Po Niallu będzie jednoczęściowy Zayn, bo o nim jeszcze nie mieliście okazji tutaj poczytać ;).

P S 2 Kiedy następna część? Choćby jutro, jeśli się postaracie :).

P S 3 Właśnie został przekroczony magiczny próg 1000 wyświetleń. Serdecznie dziękuję wszystkim, którzy tu zaglądali, a tym, którzy komentowali szczególnie. ♥

środa, 26 marca 2014

#4 Harry cz.5 (ostatnia)

Tą część dedykuję moim kochanym rodzicom, z którymi nie zawsze się zgadzam. ♥

Cierpiałam. Bardzo cierpiałam. Cholernie cierpiałam. Widziałam Go codziennie na szkolnym korytarzu. Stał tak blisko... Tak blisko! A ja nie mogłam nawet go dotknąć, pocałować, przytulić... Gdy tylko nasze spojrzenia się spotykały, on odwracał wzrok. Unikał mnie. Nie słuchał wyjaśnień. A ja tak cholernie cierpiałam! Prawie nie jadłam, kiepsko spałam. Uciekałam w naukę. Rachel cały czas próbowała mnie wyciągnąć z domu, ale bezskutecznie. Z dwojga złego wolałam geografię, a potem wypłakiwanie w poduszkę niż wychodzenie do ludzi i rozmowę z kimkolwiek. Czułam, że tracę kontrolę, przestawałam sobie z tym radzić. Początkowo rozmawiałam z mamą, lecz z czasem przestałam, bo każda z nich kończyła się tak samo: "Córeczko, zapomnij o nim. Zobaczysz, jeszcze będziesz miała wielu chłopaków, a o Harrym będziesz opowiadac swoim wnukom jedynie w kategoriach pierwszej miłości.". Moja odpowiedź: "Nic nie rozumiesz, mamo! Ja bym chciała, żeby to były NASZE wnuki. Moje i jego!". Nie miałam siły, tak bardzo za nim tęskniłam...
Siedziałam nad historią i znowu się uczyłam, gdy nagle do mojego pokoju wparowała Rachel wystrojona jak przysłowiowy szczur na otwarcie kanału i oznajmiła:
- [t.i.], wychodzimy! Zabieram cię na imprezę!
Nie odpowiedziałam, tylko spojrzałam wymownie na podręcznik leżący na biurku.
- Idziemy! - teatralnie zamknęła książkę - Bez dyskusji. Twoja mama już się zgodziła. Pytałam ją.
- Fajnie, że mam coś do gadania. - rzuciłam zgryźliwie - Nigdzie nie idę.
- Idziesz, idziesz. Nie masz wyjścia!
Zmarszczyłam brwi.
- Doprawdy?
- [t.i.]! Nie daj się prosić! Od dwóch miesięcy nie wyłazisz z domu! Zlituj się! Ja rozumiem. Złamane serce i te sprawy... Ale ile można?!
- Nigdy nie chodziłam na imprezy i Ha... - urwałam, wymawianie jego imienia od pewnego czasu przychodziło mi z ogromnym trudem - I on nie ma z tym nic wspólnego.
- Więc pora to zmienić! [t.i.], proszę cię... No, chodź. Będzie fajnie.
Westchnęłam.
- Gdzie ta impreza? - zapytałam
- U Dorothy. - spojrzała na zegarek - Mamy tylko godzinę, więc się pospiesz.
Podeszłam do szafy. Nie miałam zamiaru się stroić. Wybrałam zwykłe, dżinsowe rurki i białą koszulkę z nadrukiem. Do tego granatowe conversy i czarna, skórzna kurtka.
-KILKA GODZIN PÓŹNIEJ-
Impreza jak impreza. Zostałam sama. Znowu. Rachel zniknęła w tłumie spoconych, ocierających się o siebie ludzi, a ja zostałam sama. Gdzieś tam, w tym tłoku zauważyłam Jego twarz. Prawie pobiegłam do kuchni. Nalałam sobie soku i usiadłam na blacie.
Po co ja tu w ogóle przyszłam? - myślałam - Zawsze jest tak samo. I do tego On! Nie mam siły.
Siedziałam tak, popijałam sok... Nagle zrobiło się podejrzanie cicho. Wyjrzałam przez drzwi i ze zdziwieniem spostrzegłam, że nikogo nie ma. I wtedy usłyszałam jakieś dziwne krzyki dobiegające z ogrodu. Pobiegłam tam i wtedy zobaczyłam Harry'ego bijącego się ze... swoim najlepszym przyjacielem - Mickiem! Próbowałam do nich dobiec i rozdzielić, ale Nick chwycił mnie mocno, skutecznie mi to uniemożliwiając.
- Co to ma być?! - wydarłam się - Co tu się dzieje, do cholery?!
- [t.i.], uspokój się. - uspakajał mnie Nick - Powiedzmy, że Mick wyraził się o tobie... nieprzychylnie, a Harry nie mógł tego słuchać no i... tak wyszło.
- I ty tak spokojnie na to patrzysz?! - wyrywałam się coraz mocniej - Co z ciebie za kolega?! Puszczaj!
I wtedy z przerażeniem spostrzegłam, że Harry się przewrócił, a Mick usiadł na nim okrakiem i zaczął go okładać pięściami.
- Nick! - krzyczałam - Puść mnie!
Nie widząc innego wyjścia, uderzyłam go w twarz z całą drzemiącą we mnie siłą i dopiero wtedy mnie puścił. Podbiegłam do bijących się. Łzy płynęły mimowolnie po moich policzkach, zamazując obraz. Ciągnęłam Micka za koszulkę, ale bez efektu.
- Mick! - krzyczałam - Przestań! Zabijesz go!
I wtedy on zszedł z niego, jakby dotarło do niego, co robił i pobiegł do budynku. Cała reszta za nim, a ja upadłam na kolana obok Harry'ego i wybuchnęłam płaczem. Lecz on, mimo bólu jaki najpewniej odczuwał, uśmiechnął się do mnie i położył mi dłoń na policzku. Przyłożyłam do niej swoją. Cała się trzęsłam od płaczu.
- Tak strasznie cię przepraszam. - wydusiłam- Wszystko złe, co cię spotkało, to przeze mnie.
Łzy płynęły coraz gęstszym potokiem po mojej twarzy. Delikatnie starł je kciukiem i odpowiedział:
- Nie mów tak. Wszystko dobre, co mnie spotkało, to dzięki tobie.
Uśmiechnęłam się do niego blado przez łzy.
- Przestań płakać i pocałuj mnie wreszcie! - powiedział po chwili, a w jego głosie dało się słyszeć szczere rozgorączkowanie.
Przetarłam oczy dłonią, pochyliłam się nad nim i delikatnie musnęłam jego napuchniętą wargę, ale on widocznie chciał więcej, bo położył przyłożył dłoń do mojej głowy i przycisnął, nie pozwalając mi się odsunąć i dodał pocałunkowi namiętności. Tak bardzo za tym tęskniłam. Za jego bliskością, dotykiem. Po chwili oderwaliśmy się od siebie i położyłam mu głowę na ramieniu i podniosłam ją. Cały czas patrząc mu w oczy zapytałam cicho:
- I już się nie gniewasz?
Pocałował mnie w czoło i objął ramieniem.
- Już od bardzo dawna się nie gniewam, ale nie potrafiłem się do tego przed sobą przyznać. Kocham cię, [t.i.].
- Ja ciebie też, Harry.
Bawił się moimi włosami. Leżeliśmy w ciszy. Ale nie skrępowanej ciszy. Zwyczajnie syciliśmy się bliskością, a byliśmy bliżej siebie niż kiedykolwiek wcześniej.
-KILKANAŚCIE LAT PÓŻNIEJ-
- Naplawdę? Tatuś się bił o ciebie, mamusiu? - zapytała mała Maggie, gramoląc mi się na kolana
Wzięłam ją na ręce.
- Tak, kochanie.
- Jakoś mi się wierzyć nie chce. - głos zabrała nastoletnia Rachel - Bo to by oznaczało, że mój ojciec jest ideałem, a przecież ideały nie istnieją!
Spojrzałam z rozmarzeniem na męża, grającego z małym Mickem na Playstation. Przegrywał oczywiście. Tak, był ideałem. Tak samo przystojny jak w dniu, w którym się poznaliśmy. Tak samo opiekuńczy i troskliwy. Tak samo czuły. Westchnęłam.
- Wiesz... - odpowiedziałam - Czasami sama ma wrażenie, że to wszystko tylko sen. Że zniknie jak się obudzę. Ale on tu jest. Tak, Rachel. Twój ojciec jest ideałem.
- I my też znikniemy? - zapytała Maggie
Wygięłam wargi w uśmiechu i odgarnęłam grzywkę z jej czółka.
- Nie, nie znikniecie. Nikt nie zniknie. I to jest piękne.
- I skąd wiedziałaś... - dopytywała Rachel - ...że to Ten Jedyny? Przecież znaliście się wcześniej jeden dzień, a on był twoim pierwszym chłopakiem, mamo.
- Nie wiedziałam. Może dlatego, że tak samo jak byłam w nim zakochana, tak samo mnie irytował?
- Jak to?
- A no tak to. Nie od razu go pokochałam. Sposób, w jaki próbował mnie poderwać...
- Ha! Czyli jednak?! Mój ojciec ma wadę! Jest kiepskim podrywaczem!
- Nic takiego nie powiedziałam. - obruszyłam się - Twój ojciec jest doskonałym podrywaczem. - rozmarzyłam  się na wspomnienie tego dnia, gdy mnie pierwszy raz pocałował
- To ja już nie wiem. - złożyła ręce na piersi - Może... kiepsko całuje?
Uśmiechnęłam się leniwie, bardziej sama do siebie i to jej wystarczyło za odpowiedź.
- A może jest kiep...? Nie, dobra. O to nie zapytam.
Rzuciłam jej srogie spojrzenie. Dobrze wiedziałam o co chciała zapytać, ale nawet tu nie było defektu.
Podniosła ręce do góry.
- Ok, ok! Poddaję się! Mój ojciec jest idealny! I tu pojawia się pytanie: "Czy on w ogóle istnieje?".
I wtedy usłyszeliśmy dźwięk gwizdka, oznaczającego koniec meczu i mój mąż podszedł do nas z miną zbitego pieska.
- Znowu przegrałem.
Rzuciłam mu pełne współczucia spojrzenie.
- Mój ty biedaku...
Maggie zeskoczyła mi z kolan i pobiegła do Micka. Uśmiechnęłam się do Harry'ego, a on czule musnął moje wargi. Chwyciłam go za kołnierzyk koszuli i złączyłam nasze usta na chwilę, bo wtedy usłyszeliśmy głos Rachel i odwróciliśmy głowy w jej stronę:
- Jesteście obleśni.
Roześmialiśmy się głośno.
I kto by przypuszczał, że głupia chęć zemsty jakiejś cheerleaderki może być początkiem czegoś na całe życie?

Ładnie ostatnio komentujecie, muszę przyznać. Naprawdę się cieszę ;).Oby tak dalej! :)

Nialla przewiduję na piątek lub sobotę. ;)

P S Napisałam piątek albo sobota, ale jak nie będzie komentarzy, to uprzedzam! Może być nawet niedziela bądź poniedziałek! ;)

poniedziałek, 24 marca 2014

#4 Harry cz.4

Z dedykacją dla mojej imienniczki - anonimowej komentatorki, której serdecznie dziękuję za wszystkie ciepłe słowa i wsparcie :*.


Kostka była skręcona. Na szczęście nie miałam gipsu, ale na co najmniej dwa tygodnie musiałam się przyzwyczaić do kul.
Stałyśmy na szkolnym korytarzu z przyjaciółką i rozmawiałyśmy. Wyznałam jej wszystko.
- No to się porobiło! - powiedziała
- No. Już nie wiem co robić? A co, jeśli ona mu powie? A jeśli on uwierzy jej, a nie mi?
- Ciebie kocha, a nie ją. - stwierdziła
- Ja wiem, ale... - przetarłam twarz dłonią - Wierz mi, Rachel. Nie udawałam ani przez chwilę. Wszystko co robiłam i mówiłam było szczere. Ale... Boję się, że mi nie uwierzy.
- Musisz spróbować. Jeśli mu nie powiesz, to ta tajemnica zatruje ci życie.
- Wiem, wiem...
- Zacznij od Sally, a potem od razu idź do niego.
- Ok, ok. Tak zrobię.- powiedziałam i wtedy poczułam czyjeś silne ramiona ciasno oplatające moją talię, a następnie ciepłe wargi na karku
Ten zapach perfum rozpoznałam od razu.
- Dzień dobry, księżniczko.
Odwróciłam się w jego stronę i ucałowałam kącik jego ust.
- Cześć, kochanie.
Ujął moją twarz w dłonie.
- Tęskniłem.
- Ja też.
Czule musnął moje wargi.
- To ja... - usłyszeliśmy za plecami głos Rachel - Pójdę, bo Lil chyba mnie woła.
Rzuciła mi na odchodne wymowne spojrzenie i odeszła, zostawiając nas samych.
- Chyba jednak będziesz się spotykał z kaleką - westchnęłam i wskazałam podbródkiem kule oparte o ścianę
Uśmiechnął się.
- Już mówiłem, że nie z kaleką, tylko z tobą.
Przewróciłam oczami.
-KILKA GODZIN PÓŹNIEJ-
Była duża przerwa. Odszukałam Sally, która rozmawiała z koleżankami i podeszłam do niej.
- Sally, musimy pogadać.
- Słucham.
- Na osobności. - podkreśliłam
Przewróciła oczami i odeszłyśmy od grupki jej koleżanek.
- O co chodzi? - zapytała
- Rezygnuję. Cała ta zemsta... To był głupi pomysł. Nie będę się bawić niczyimi uczuciami, a już tym bardziej nie... - urwałam
"... jego"
- Co?! - Sally była w szoku
- To co słyszałaś.
- Zakochałaś się? - domyśliła się
- Nie twoja sprawa. - warknęłam przez zaciśnięte zęby
- To szczęścia życzę! Jesteś głupia, wiesz? Wzorowa uczennica z mózgiem jak orzeszek!
- Spieprzaj. - mruknęłam i chciałam odejść, ale zagrodziła mi drogę
- On wie? - zapytała i spojrzała na mnie wzrokiem, który mówił: "Jeśli nie, to wkrótce się dowie".
- Jeszcze nie, ale nie wysilaj się. Sama mu powiem.
Odeszłam od niej i zaczęłam szukać Harry'ego. Po chwili go odnalazłam i podeszłam do niego. Łzy płynęły mimowolnie po moich policzkach.
- Co się stało, kochanie? - zapytał i odeszliśmy od jego kolegów, żeby swobodnie porozmawiać.
Przytuliłam się do niego.
- Jestem... potworem. - wychlipiałam
Pogłaskał mnie po głowie.
- Nie mów tak. Powiedz, co się stało, a coś wymyślimy.
- Harry, ja zrobiłam coś strasznego i... ty mnie za to znienawidzisz, a ja tak bardzo cię kocham!
Odsunął się ode mnie i ujął moją mokrą twarz w dłonie.
- Skarbie, powiedz o co chodzi, bo zaczynam się bać.
Otarłam łzy i uspokoiłam się trochę.
- Harry, ty musisz wiedzieć, że niczego nie udawałam, a wszystko, co mówiłam i robiłam było szczere. Ale... Hazz, przedwczoraj, po naszym pierwszym pocałunku była u mnie Sally. - skrzywił się, gdy wypowiedziałam to imię - i powiedziała, że chciałaby... - przetarłam oczy, czując jak wypełniają się łzami - Że chciałaby się na tobie zemścić. Miałabym cię poderwać a potem rzucić bez słowa. A ja jak idiotka się zgodziłam! Tak strasznie cię przepraszam.
Umilkłam i spojrzałam na niego, czekając na jakiś znak, ale on stał tylko nieruchomo i wpatrywał się we mnie szmaragdowymi oczami, przepełnionymi bólem i smutkiem. Po chwili odwrócił się do mnie plecami i odszedł, a ja niezdarnie próbowałam go dogonić o kulach.
- Poczekaj! - krzyknęłam za nim i chwyciłam go za ramię
Odwrócił się w moją stronę.
- Na co?! - wybuchnął - Na co mam czekać, do cholery?! Na kolejne kłamstwo?! - zmierzył moją sylwetkę wzrokiem - Wiesz co?! Po każdej bym się tego spodziewał, ale nie po tobie!
Rozpłakałam się na dobre.
- Harry, proszę cię! Wybacz mi!
Próbowałam chwycić jego dłoń, ale wyrwał mi ją.
- Zostaw mnie! Twoje łzy już nie robią na mnie wrażenia!  Nie wiem już nawet w kim się zakochałem! Tak naprawdę wcale cię nie znam! Kim jesteś?! Bo może to była tylko kolejna twoja gierka, co?!
- Harry! - krzyknęłam błagalnie - Ja nie udawałam ani przez chwilę!
- Mów sobie, co chcesz! Ja już ci nie ufam. Nie ufam, słyszysz?! Myślałem, że jesteś inna niż reszta! Boże! - podniósł oczy ku niebu - Miej nade mną litość, bo pokochałem kogoś, kto tak naprawdę nie istnieje! - wykrzyczał i odszedł, zostawiając mnie samą z rozdartym sercem
Wtedy podeszła do mnie Rachel i bez słowa przytuliła.
- Co tu się stało? - usłyszałyśmy głos nauczycielki
- Niech Pani nie pyta. Proszę. - odparła Rachel i byłam jej za to ogromnie wdzięczna


W sobotę został pobity kolejny rekord - 68 wyświetleń! Dziękuję <3.

Jeszcze raz przepraszam za przewidywalność tego imagina. Powinniście chyba wiedzieć, że pisałam go już dawno, chociaż w sumie, to prawie całego go przeredagowałam. Tak, że... Przepraszam :(.

CZEKAM NA KOMENTARZE. (jak zawsze ;) ) .

P S Następny będzie Niall. (Pozdrawiam Natalię, której będzie on zadedykowany :*) Co Wy na to? 

sobota, 22 marca 2014

#4 Harry cz.3

Spoważniałam.
- Naprawdę? - zapytałam
- [t.i.], ja wiem, że nie powinienem...
- Mimo wszystko? - pytałam dalej - Mimo tego jak cię traktowałam? Jesteś we mnie... zakochany?
Spojrzał mi w oczy.
- Tak.
- Dlaczego?
- Nie wiem. Jakoś tak... samo wyszło. Każdą inną dziewczynę już dawno bym sobie odpuścił, ale...
- Ale?
- Ale ty jesteś inna.
- Jestem kujonem.
- Ja tak nie uważam.
- Wszyscy tak uważają.
- Widocznie słabo cię znają.
- A ty? Znasz mnie lepiej? Skąd wiesz, że nie siedzę godzinami nad książkami?
- Powiedzmy, że widzę więcej niż inni.
- Jasnowidz!
- Nazywaj to sobie jak chcesz. Czasami po prostu jak wracam wieczorami z treningu, to widzę cię jak siedzisz na parapecie okna i piszesz. I nie są to lekcje, jak się domyślam.
Umilkłam, a on postawił mnie na ziemi.
- Dziękuję, że... - powiedziałam po chwili z wahaniem - Nie uważasz mnie za kujona.
Uśmiechnął się.
- Nie ma za co. W końcu jestem w tobie zakochany.
Nie wiem, co wtedy we mnie wstąpiło, ale przytuliłam się do niego, a on nieco zaskoczony objął mnie swoimi silnymi ramionami.
- Po prostu czasami... - wyznałam po chwili łamiącym się głosem - Mam tego wszystkiego dość... Wszyscy myślą, że jestem zwyczajnym, niewyluzowanym kujonem... A ja nie wiem... Może mają rację? Nie chodzę na imprezy. Ale tylko dlatego, że nie jestem duszą towarzystwa, więc zazwyczaj stoję z boku i... Mam dość. Mam dość tego, że wszyscy zazwyczaj raczą sobie przypomnieć o moim istnieniu dopiero, jak nie mają zadania. Mam dość tej ciągłej pogoni za ocenami "bo najlepszej uczennicy nie wypada zarobić laski". Chciałabym. Naprawdę bym chciała mieć wszystko gdzieś tak jak większość. Ale nie umiem! NIE UMIEM.
W odpowiedzi objął mnie mocniej.
- Wszyscy są głupi. - powiedział w moje włosy - Nic o tobie nie wiedzą. [t.i.], pozwól mi. Pozwól mi siebie poznać.
Chwilę staliśmy w ciszy, objęci.
- Chyba też się w tobie zakochałam. - wyznałam po chwili całkowicie szczerze
- Naprawdę? - zapytał z niedowierzaniem
- Tak.
- Jesteś pewna?
- Tak.
- Dlaczego?
- Nie wiem. Jakoś tak... samo wyszło. - skopiowałam jego słowa
Zaśmialiśmy się cicho.
- Jak tam noga? - zapytał
Spróbowałam nią poruszyć. Aż syknęłam.
- Boli, ale za chwilę będzie mama, to zapewne weźmie mnie do lekarza.
Nagle złapał mnie za uda i rozchylił je, podciągając do góry.
- Lepiej?
- Zdecydowanie. - zaśmiałam się i oplotłam nogami jego biodra
Splotłam dłonie na jego karku i chwilę patrzyliśmy sobie głęboko w oczy.
- Pocałuj mnie, Harry. - poprosiłam cicho
- Okej... Pod warunkiem, że już mnie nie odepchniesz ani nie uciekniesz. Obiecujesz?
Uśmiechnęłam się.
- Obiecuję.
- W takim razie...
Zbliżył swoją twarz do mojej i pocałował mnie czule.
- Miałeś rację. - stwierdziłam po chwili - Nie mogę ci się oprzeć.
- To tak jak ja tobie.


Zakochałam się. To nie ulegało żadnej wątpliwości. Ale co z Sally? Musiałam zrezygnować. To było pewne. Ale co będzie, jeśli ona mu powie, że chodziło tylko o zemstę? A co, jeśli on jej uwierzy?


Wow! Jesteście niesamowici! 5! 5 komentarzy pod ostatnim wpisem! No i wyświetlenia! Wczoraj został pobity kolejny rekord! 63! 63! A dzisiaj? Już jest 46! Serdecznie wszystkim dziękuję za wejścia i komentarze! ♥I oby tak dalej, a blog pomyślnie przejdzie okres próbny ;).

Ostatnio stwierdziłam, że chyba Was zbyt zanudzam/rozpieszczam (niepotrzebne skreślić) (podziękowania dla Marty za patent. Mam nadzieję, że się na mnie nie obrazi ;)) i od teraz postaram się, aby części były krótsze. Będzie to z korzyścią i dla Waszych oczu i dla mnie, bo materiał nie będzie mi się tak szybko kończył, chociaż w weekend postaram się trochę go sobie "natworzyć" ;).

piątek, 21 marca 2014

#4 Harry cz.2

Tym razem mam dwie dedykacje.
 Pierwsza dla dwóch Kasiek ze skręconymi kostkami. ;*
Druga dla Martyny i Oliwii, które są teraz ze mną. Projekt będzie na 6! ♥

-NASTĘPNEGO DNIA-
Było około 10.30. Duża przerwa. Wszyscy śmiali się i żartowali. Tylko nieliczni, takie kujony jak ja, się uczyli. Siedziałam na parapecie szkolnym z podręcznikiem od fizyki na kolanach i mogłabym przysiąc, że termodynamika wciąga. Nagle zobaczyłam czyjeś męskie ręce podparte po obu stronach moich nóg a następnie usłyszałam znajomy głos i podniosłam głowę
- Chyba nie potrafię tak po prostu się od ciebie odpieprzyć. - oznajmił
- To się naucz. - odparłam i ponownie przeniosłam wzrok na książkę, ale on chwycił mnie za podbródek, zmuszając tym samym do spojrzenia sobie w oczy
- Myślałem o tobie. Nie mogłem się wczoraj na niczym skupić.
Poczułam... radość???
Spokojnie, [t.i.]. To tylko gra. Tylko gra! Przecież go nienawidzisz! NIENAWIDZISZ!
- No i co? - zapytałam - Doszedłeś do jakichś wniosków?
- Tak. Rozgryzłem cię.
- Taak? Jestem bardzo ciekawa jak to zrobiłeś. Zdradź mi.
- A co będę z tego miał? - zapytał chytrze
- Nie to co byś chciał. - odparłam
Uśmiechnął się.
- A skąd wiesz co bym chciał?
- To mówisz czy nie, bo szkoda mi czasu?- pomachałam mu książką przed nosem
- Doszedłem do wniosku, że chociaż mnie, nie wiem za co, nienawidzisz, to jednak na swój sposób cholernie cię pociągam, a taki zwykły pociąg łatwo przerodzić w coś głębszego.
- A może ja nie chcę, żeby przeradzał się w coś głębszego?
- Skarbie, już ja o to zadbam i niech cię twoja śliczna główka nie boli. A o tym, że nie możesz mi się oprzeć mogliśmy się przekonać wczoraj.
Zmarszczyłam brwi.
- Mam się bać?
- Jeżeli boisz się tego, że w szybkm tempie zacznie ci na mnie zależeć, to tak.
Wzruszyłam ramionami i wróciłam do lektury.
- To może na początek... - odezwał się po chwili - Pocałuj mnie.
Podniosłam wzrok.
- Słucham?
Zbliżył swoją twarz do mojej.
- To co słyszałaś. Pocałuj mnie, [t.i.]. Oboje dobrze wiemy, że chcesz tego tak samo jak ja.
Rozejrzałam się po szkolnym korytarzu.
- Myślę, że to nie jest dobry pomysł. - powiedziałam
- Za dużo myślisz. - odparł zniecierpliwiony - Po prostu wyłącz mózg i włącz wargi.
Następnie bez ostrzeżenia wpił się zachłannie w moje usta, a ja wczepiłam mu palce we włosy, rozchyliłam kolana i oplotłam nogami biodra, chcąc go przysunąć jeszcze bliżej siebie. Zrobiłam tak jak powiedział. Wyłączyłam mózg i włączyłam wargi. Zaczęłam nimi poruszać. Szybko, bardzo szybko. Całe moje cialo ogarnęło pragnienie, nad którym nie potrafiłam zapanować. Całowaliśmy się mocno, namiętnie i zachłannie. Po chwili brutalnie wepchnął mi język do ust.
- Mmm... - wymruczałam zadowolona i pomasowałam go swoim
Z każdą chwilą robił się coraz bardziej nachalny, ale nie przeszkadzało mi to. Po długiej, długiej chwili zgodnie zaczęliśmy zwalniać i niechętnie oderwaliśmy się od siebie. Otworzyłam oczy i spostrzegłam, że uśmiecha się do mnie. Nie mogąc się powstrzymać, położyłam mu dłoń na policzku i pogładziłam go kciukiem. Nagle kątem oka zauważyłam Sally i czar prysł. Zeskoczyłam z parapetu i pobiegłam niemalże do łazienki. Gdy tylko się w niej znalazłam, ochlapałam twarz wodą, oparłam ręce o brzegi umywalki i spojrzałam w lustro.
Co ty robisz, kretynko?! CO TY ROBISZ?! Miałaś go tylko poderwać, a ty co?! Wczepiasz mu palce we włosy i głaszczesz po policzku!
Wtedy do łazienki weszła Sally i sprawdziła, czy nikogo nie ma w kabinach.
- No, no, no. I pomyśleć, że zawsze miałam cię za porządną. Cicha woda brzegi rwie jak się okazuje. Pocałunek  z języczkiem na szkolnym korytarzu?
- Odwal się. - mruknęłam
- Spokojnie. Chciałam tylko powiedzieć, że nieźle grałaś.
Bo nie musiałam.
Uśmiechnęłam się do niej sztucznie.
- Dzięki.
Następna lekcja. Chemia. Już na wstępie nauczyciel oznajmił, że będziemy wykonywać doświadczenia w dwuosobowych parach chłopak-dziewczyna. No i jak myślicie? Jak myślicie? Kto mi się trafił?
Wykonaliśmy zadane ćwiczenia usiedliśmy. Nie reagując na jego zaczepki, myślałam:
Mam już dość. Po prostu powiem Sally, że rezygnuję.
Po minucie rozmyślań Styles podsunął mi kartkę. Treść naszej rozmowy brzmiała tak:
"Nie mogę cię rozgryźć. Raz się całujemy i jest naprawdę zajebiście, a chwilę potem mnie odpychasz i uciekasz przede mną."
"To ciekawe... Jakieś pół godziny temu mówiłeś zupełnie co innego."
"Myliłem się."
"No nie wierzę! Muszę chyba przeczytać to zdanie jeszcze raz, żeby się upewnić! <<Myliłem się.>> Doprawdy?"
"Tak, [t.i.]. Możesz się śmiać, ale się pomyliłem. Nie rozumiem cię. Czy ty czujesz do mnie coś jeszcze oprócz nienawiści?"
"Po prostu daj mi spokój."
"Już mówiłem, że nie umiem dać ci spokoju."
"Wiesz, że to podchodzi pod nękanie?"
"Grozisz mi? ;p"
"Mam cię dość. :'("
"Wcale nie. Zdaje ci się tylko."
Nie odpisałam. Nie miałam siły na dalsze użeranie się z nim. Ale on brak odpowiedzi chyba zinterpretował po swojemu, bo położył mi rękę na kolano i zaczął ją przesuwać w górę. Moje ciało przeszyły dreszcze, jednak strąciłam ją, zakładając nogę na nogę.
"Jesteś uprta jak osioł, [t.i.]."
"To dokładnie tak jak ty, Styles."
W tym momencie nasza rozmowa się zakończyła, bo nauczycie podszedł do nas, obejrzeć wyniki naszej pracy.
-KILKA GODZIN PÓŹNIEJ-
Ostatnia lekcja - WF, piłka ręczna. Biegłam właśnie z piłką, gdy nagle ktoś poślizgnęłam się i upadłam. Zeszłam z boiska, utykając i usiadłam na ławce. Po lekcji w dalszym ciągu kostka potwornie mnie bolała. Przebrałam się i wyszłam ze szkoły, kulejąc niemalże i wtedy na moje nieszczęście zauważył mnie Styles i podbiegł do mnie.
- [t.i.], co ci się stało? - zapytał
- Nic. - odparłam i zrobiłam krok naprzód, ciągnąc nogę za sobą
- Przecież widzę. WF, tak?
Skinęłam głową.
- To chodź. - powiedział i szybkim ruchem wziął mnie na ręce
- Nie! - zdążyłam pisnąć, ale już było za poźno - Styles! Postaw mnie na ziemi!
- Nie.
- Puszczaj! Nie potrzebuję twojej pomocy. Poradzę sobie sama.
- Właśnie widzę. - rzucił ironicznie - Nie bądź uparta, [t.i.], bo nic ci to nie da. Zaniosę cię czy ci się to podoba czy nie.
Chwilę szedł ze mną na rękach w ciszy. W końcu się poddałam i zarzuciłam mu ręce na szyję. Uśmiechnął się pod nosem.
- I co? Z kaleką też będziesz chciał się spotykać? - zaśmiałam się
Spojrzał mi w oczy.
- Nie z kaleką, tylko z tobą. - odpowiedział z delikatnym uśmiechem na ustach
Nie wiem. Naprawdę nie wiem, co wtedy się ze mną stało. Szliśmy w ciszy, a ja nie mogłam oderwać od niego rozmarzonego wzroku. Od jego kasztanowych loczków. Od jego kształtnych malinowych warg. Od zieleni jego oczu. Od jego policzków myśląc, że chciałabym być powodem, dla którego pojawiają się w nich te rozkoszne dołeczki. Zauważył, że mu się przyglądam i wbił we mnie podejrzliwe spojrzenie.
- Mam coś na twarzy? - zapytał
Spuściłam wzrok i oblałam się rumieńcem.
- Nie, nic. - odpowiedziałam cicho, zawstydzona, że mnie przyłapał
Po chwili doszliśmy do mojego domu, zaniósł mnie pod sam próg. Chciał zadzwonić, ale go powstrzymałam:
- Poczekaj. Nikogo nie ma.
Puściłam jego szyję i wyciągnęłam klucze z kieszeni kurtki.
- Ok. Dziękuję. Teraz możesz mnie puścić.
- Otwórz drzwi. - rozkazał
- Po co?
- Nie pytaj. Po prostu je otwórz.
Włożyłam klucz do zamka i przekręciłam. Otworzył drzwi
- Zawsze chciałem to zrobić. - powiedział i wszedł do środka
Popatrzyłam na niego jak na idiotę.
- Ale co?
Puścił do mnie oko.
- A teraz... [t.i.], pocałuj pana młodego.
Skojarzyłam. Przenoszenie przez próg i te sprawy...
Roześmiałam się głośno, położyłam mu dłoń na czole i odepchnęłam go lekko.
- Głupi jesteś, wiesz?
- Nie głupi, tylko zakochany.

Przepraszam. Naprawdę Was przepraszam za tego imagina. Wyszedł tak przewidywalny, że... przepraszam :(.

Chyba powinnam Wam podziękować. Wczoraj został pobity rekord wyświetleń! 61! Tylu Was tu wczoraj było! No i dziękuję za komentarze. Nie spodziewałam się, że pojawią się jeszcze tego samego dnia. Dziękuję. ♥

P S Patrycja! Przez Ciebie niedługo skończy mi się materiał do dodawania! :P Ale i tak dziękuję za każdy komentarz. ;*

czwartek, 20 marca 2014

#4 Harry cz.1

W podziękowaniu Patrycji. Ona wie za co :).

Siedziałam na parapecie szkolnym z książką na kolanach, ale nie uczyłam się. Na podręczniku od historii leżał liścik - rozmowa mojej przyjaciółki z chłopakiem, który jej się podobał. Czytałam go i uśmiechałam się sama do siebie, gdy nagle zawołał mnie Nick - kolega z klasy. Bez zastanowienia odłożyłam książkę na parapet i podeszłam do niego.
- O co chodzi? - zapytałam
W tym momencie spostrzegłam, że Nick się śmieje, patrząc w stronę parapetu, przy którym stał ON i myszkował. W błyskawicznym tempie podbiegłam tam i z przerażeniem spostrzegłam, że na książce nie było... liścika! Wiedziałam, że to Jego sprawka.
- Styles, gdzie to masz? - zapytałam jak na razie spokojnie
Rozłożył ręce i uśmiechnął się do mnie bezczelnie.
- Poszukaj sobie. - powiedział
Rozwścieczył mnie.
- Styles, mówię po dobroci. Oddaj to!
Nie odpowiedział. W dalszym ciągu stał z szeroko rozwartymi ramionami, czekając na przeszukanie.
Zacisnęłam szczękę, odrzuciłam głowę w bok i zaczęłam delikatnie go dotykać, szukając karteczki. Od twardego, umięśnionego brzucha, zjechałam do kieszeni. I wtedy usłyszałam dźwięk sms-a i wyjęłam telefon. Od Dorothy:
"Nie chcę cię straszyć, [t.i.], ale on go ma w tylnej kieszeni spodni."
Spojrzałam na niego. Puścił do mnie oko. Oczy zaczęły mi błyszczeć z wściekłości.
- Nienawidzę cię. - warknęłam
Zamknęłam oczy i starając się być jak najdalej niego, wsunęłam ręce do tylnych kieszeni jego spodni. Nagle chwycił mnie w talii i brutalnym ruchem przyciągnął do siebie.
- To się wkrótce zmieni. - wyszeptał mi do ucha i przygryzł jego chrząstkę
Wyciągnęłam karteczkę i odepchnęłam go z całej siły.
- Pieprz się, Styles! - wykrzyczałam
Bezczelny uśmiech nie schodził z jego twarzy.
- Bardzo chętnie. Pod warunkiem, że się do mnie przyłączysz, mała.
Na szczęście był już koniec przerwy i ze swego rodzaju ulgą skierowałam swe kroki w stronę sali.

-4 GODZINY PÓŹNIEJ-
Wszyscy byli już po lekcjach, tylko nie ja. Miałam jeszcze spotkanie z Panią Martens w sprawie konkursu z matematyki. Po 45 minutach liczenia spakowałam torbę, pożegnałam się z matematyczką i wyszłam z klasy. Szłam przez korytarz nieco zamyślona, gdy nagle, przygnieżdżona czyimś ciałem, uderzyłam o szafki. Bezboleśnie, za to z wielkim hukiem. Serce podskoczyło mi do gardła, a oddech gwałtownie przyspieszył. I wtedy zobaczyłam uśmiechniętego Stylesa tuż nade mną. Nie chcąc dać nic po sobie poznać, odwróciłam głowę w bok.
- Wystraszyłem cię? - zapytał
- Nie. - skłamałam i wtedy poczułam jak jego palec wskazujący wbija się w mój policzek, zmuszając mnie do spojrzenia mu w twarz
- Kłamczucha.
Zaczęłam panikować.
- Przestań za mną łazić! O co ci chodzi, Styles? - uniosłam głos
Trącił mnie palcem w nos.
- O ciebie, [t.i.]. Podobasz mi się. Masz charakterek. Lubię takie.
- I myślisz, że... - zaczęłam się jąkać, bo jego twarz niebezpiecznie zbliżała się do mojej - W ten sposób... mnie zdobędziesz?
Pogładził mnie dłonią po policzku.
- Szczerze mówiąc, to tak. Tak właśnie myślę.
- Daj mi... spokój.
- Jasne. Nie ma sprawy. Powiedz mi tylko, że ci się nie podobam, to dam ci spokój.
Na chwilę umilkłam. Czy mi się podobał? Jego ciepły oddech drażnił moje usta, zapach perfum mącił w głowie... Nie mogłam się na niczym skupić.
- Nie... podo... - zaczęłam, ale nie udało mi się dokończyć, bo zamknął mi usta pocałunkiem, wsuwając palce we włosy
Jego wargi były słodkie i miękkie. Na chwilę zapomniałam o niczym. Nawet o tym, że go nienawidzę. Po prostu poddałam się chwili namiętności i odwzajemniłam pocałunek. Po chwili oderwał się nieco od moich ust.
- Nie lepiej? - zapytał szeptem
- Zamknij się. - odpowiedziałam i ponownie złączyłam nasze wargi
Nagle przyszło opamiętanie. Odepchnęłam go lekko.
- Boże, co my robimy? - zapytałam, bardziej samą siebie niż jego - Przecież ja cię nawet nie lubię!
Nie odpowiedział. Uśmiechnął się tylko do mnie, ujął moją twarz w dłonie i ponownie mnie pocałował, a ja ponownie mu się poddałam, lecz po chwili rozsądek znowu doszedł do głosu:
- Nie... Błagam... Przestań... - protestowałam, ale on był głuchy, a ja nie przestawałam odwzajemniać jego pocałunków
I wtedy na szczęście albo nie z sali wyszła Pani Martens, a on odsunął się ode mnie. Nauczycielka obrzuciła uważnym wzrokiem mnie i jego.
- Do widzenia. - wybąkałam i poszłam do szafki
Wyjęłam z niej kurtkę i w błyskawicznym tempie wyszłam ze szkoły, nie patrząc nawet na to, co się działo wokół. Byłam na siebie wściekła.
Jak ja mogłam mu tak łatwo ulec?! Cholera, co ze mnie za kretynka?!
Nagle poczułam ucisk na ramieniu i zatrzymałam się.
- Chyba musimy pogadać. - stwierdził
- Nie mamy o czym.
- Doprawdy? Ja tak nie sądzę.
- A ja tak! W dalszym ciągu cię nienawidzę i w tej kwestii nic się nie zmieniło, jasne?! - podniosłam głos
- Niee?... To dlaczego odwzajemniłaś mój pocałunek? Ludzie, którzy się nienawidzą nie robią takich rzeczy.
Sama chciałabym wiedzieć.
- Daj mi spokój. Nic do ciebie nie mam, dotarło?
- Skoro nic do mnie nie masz, to za co tak mnie nienawidzisz?
- Po prostu mnie irytujesz! A zresztą, odpieprz się, bo już nie mam siły na dalsze użeranie się z tobą! - odpowiedziałam i odeszłam, nie oglądając się za siebie
* * *
Na niczym nie mogłam się skupić. Po przyjściu do domu zjadłam obiad i z trudem odrobiłam lekcje. O żadnej nauce nie było mowy, dlatego rzuciłam się na łóżko i myślałam:
Ok, [t.i.]. Powiedzmy, że masz do niego słabość. On do ciebie najwyraźniej też. Więc może......
Nie! Nie! Nie! Opanuj się! Nie zadajesz się z takimi jak on! Tylko czekać, aż cię skrzywdzi! Czego on w ogóle od ciebie chce?! Najpopularniejszy chłopak, na którego lecą wszystkie laski w szkole od zwykłej kujonicy, pokraki z niewyparzonym językiem?! Szkoda tylko, że nie jest brzydki. Byłoby łatwiej. Ale nie! Bo ty zawsze musisz mieć pod górkę i facet, który usilnie próbuje cię poderwać ma ujmujący uśmiech, burzę loczków na głowie, szmaragdowe oczy, całkiem fajny tyłek i świetnie całuje... [t.i.], STOP! Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele, bo jeszcze mu się to uda!
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Nikogo nie było w domu, więc niechętnie zwlokłam się z łóżka i poszłam otworzyć. Wyjrzałam przez wizjer i przeżyłam lekkie zaskoczenie, gdy okazało się, że była to... Sally - cheerleaderka, najpopularniejsza dziewczyna w szkole, była Stylesa.... Nigdy nie utrzymywałyśmy bliskich kontaktów, dlatego zdziwiła mnie jej wizyta. Otworzyłam.
- Cześć. - przywitałam się z nią
- Cześć, [t.i.]. Mogę wejść?
- Tak, jasne. Wchodź.
Wpuściłam ją do środka i usiadłyśmy na kanapie w salonie.
- O co chodzi? - zapytałam
- No jak to o co?! O tego... - zacisnęła szczękę, widać było, że stara się opanować gniew - Nie będę się wyrażać. Chodzi o Stylesa.
- Okej... Ale co ja mam do niego?
- Podobasz mu się.
- No i?
- [t.i.], na pewno znasz tę historię. Moją i Megan, znaczy się.
Kiwnęłam głową. Tę historię znali wszyscy. Styles umawiał się z nimi dwiema na raz, a gdy się w końcu o sobie dowiedziały, to ot, tak z nimi zerwał mówiąc, że i tak żadnej z nich nie kochał. Między innymi to było powodem, dla którego nie chciałam mieć z nim nic wspólnego.
- Więc... - kontynuowała Sally - Generalnie chodzi o to, że chciałabym się na nim zemścić.
- Rozumiem, że miałabym być częścią tej zemsty? - domyśliłam się
- Tak. Plan jest prosty. Miałabyś go w sobie rozkochać do szaleństwa a potem rzucić bez słowa wyjaśnienia.
- Nie. - ucięłam, wstałam z miejsca i podeszłam do okna - Choćby był Największym Dupkiem We Wszechświecie nie mam prawa bawić się jego uczuciami. Nikt nie ma takiego prawa.
Podeszła do mnie.
- A on? Ma prawo bawić się naszymi uczuciami? - zapytała
Miała rację.
W sumie... Co mi szkodzi?
- Ok. Zgadzam się. - powiedziałam
- To świetnie. Ja niestety muszę już lecieć. Sama trafię do drzwi.
Nacisnęła klamkę, lecz nagle przystanęła i obróciła się w moją stronę.
- Aha! Jeszcze jedno! Pamiętaj. On potrafi być czarujący. Tylko się w nim nie zakochaj! - przestrzegła mnie
Kiwnęłam głową i wyszła.
Muszę po prostu cały czas pamiętać, że go nienawidzę...

A więc tak. Wiem. Wiem, że miała być sobota. Naprawdę miałam zamiar dodać w sobotę. Ale... Powiedzmy, że humor mi się poprawił :). Ostatnio miałam gorsze dni, ale teraz już jest lepiej i można powiedzieć, że patrzę na sprawę innym okiem. Przejrzałam kilka blogów. W większości właśnie od dwóch komentarzy się zaczynało. I na dwa liczę :). Już nie odczuwam tego zniechęcenia, co wczoraj, co nie zmienia faktu, że blog w dalszym ciągu przechodzi okres próbny :).
Pozdrawiam Czytelników (jeżeli w ogóle jacyś są ;) ). :*

wtorek, 18 marca 2014

COŚ

A więc zapraszam Was na COŚ. COŚ, bo sama do końca nie wiem, co to jest. Miałam takie dziwne natchnienie. No i wyszło takie COŚ ;).


Cierpiałam. Potwornie, niewyobrażalnie cierpiałam. On też, wiedziałam to. Mimo tego nie rozmawiał ze mną. Nie słuchał wyjaśnień. A ze mną było coraz gorzej. Prawie nie jadłam, nie piłam. Nie mogłam spać. W nocy dręczyły mnie koszmary, budziłam się z krzykiem. Po dwóch miesiącach przestałam przypominać człowieka. Byłam wychudzona, wiecznie zmęczona i niewyspana. Powoli, po cichu umierałam. Umierałam dla kogoś, z kim dane mi było być szczęśliwą przez jeden dzień. Dlaczego? - zapytacie. Dlaczego aż tak bardzo cierpiałam po odejściu kogoś, kogo tak naprawdę znałam tylko kilkanaście godzin? Bo czym jest kilkanaście godzin wobec setek tysięcy godzin ludzkiego życia? Tylko przebłyskiem, podmuchem, iskrą... Iskrą, która jednak zdołała rozpalić ogień szczęścia w moim sercu. Lecz ten płomień zgasł. Zostały zgliszcza, wspomnienia. Nimi żyłam. Ale jak długo można tak wytrzymać? Bez tego ciepła? To bolało. To cholernie bolało. Że dano mi je i odebrano... A najbardziej bolało to, że sama byłam sobie wina... Zaczynałam myśleć o samobójstwie. Lecz, jak się okazało, byłam zbyt wielkim tchórzem, żeby sobie cokolwiek zrobić. "Idiotka! Zabije się, bo chłopak ją rzucił!" - myślicie sobie o mnie pewnie. Może macie rację? Przecież miałam dla kogo żyć. Byli rodzice, przyjaciółka... Martwili się o mnie. I im bardziej się martwili, tym bardziej nienawidziłam siebie za to, że w ogóle ośmielam się jeszcze oddychać. Zabierać im powietrze, zajmować ich myśli. W tym wypadku nawet samobójstwo by mi nie pomogło. Chciałam po prostu zniknąć i żeby raz na zawsze o mnie zapomnieli. Ale to było niemożliwe, dlatego, w sensie fizycznym, żyłam. Oddychałam. Tylko tyle. Wewnątrz już dawno byłam martwa...
Tamtego dnia czułam się potwornie źle. Słaba i zmęczona. Wyszłam się przejść. Po 10 minutach spaceru znalazłam się poza miastem, na niewielkiej łące obok Tamizy. Usiadłam na miękkiej trawie i wspominałam. Znowu. Po chwili zabrakło mi siły nawet na to, dlatego położyłam się na plecach i patrzyłam w niebo, myśląc, że z pewnością nigdy się w nim nie znajdę. Przymknęłam powieki i pozwoliłam, żeby ogarnęła mnie nicość, w której nie było miejsca na nic oprócz ciemnej głębi, która wciągała mnie do środka. Nie miałam siły, nie umiałam z nią walczyć. I nagle z tej nicości wyłonił się głos. Znajomy, kochany głos. Gdzieś tam zobaczyłam światło, które zaczęło mnie do siebie przyciągać i po chwili ujrzałam nad sobą Jego twarz.

No i jak? Co Wy na to? Czy dziewczyna umarła czy się ocknęła? Pozostawię Was w błogiej nieświadomości...

Wiem z pewnych źródeł (pozdrowienia dla nich), że są osoby, które czytają tego bloga. Dlatego mam pytanie do do Was. DLACZEGO NIE KOMENTUJECIE? Powinniście chyba wiedzieć, że ustaliłam miesiąc jako okres próbny dla tego bloga. Co będzie po miesiącu? Zobaczymy.

A teraz mały szantaż. Czekam na  cztery komentarze pod tym CZYMŚ. Jak nie, to Harry'ego możecie się spodziewać dopiero w sobotę. Przepraszam, ale jestem zdesperowana. BO SKĄD MAM WIEDZIEĆ, ŻE CZYTACIE, JAK NIE KOMENTUJECIE? Jak nie komentujecie, to dla mnie znaczy, że nie czytacie. A jak nie czytacie, to znaczy, że ten blog nie ma sensu i może trzeba go będzie usunąć... Mam nadzieję, że Was przekonałam, bo już naprawdę nie wiem, co robić :(.

niedziela, 16 marca 2014

#3 Harry cz.2 (ostatnia)

Dodanie tej części miałam zaplanowane na środę albo czwartek. Ale mam dobry humor, więc robię to wcześniej. Na dworze leje i wieje, jest szaro, kiepsko się czuję, ale mam dobry humor :).  Tak więc... Życzę miłej lektury ;).



Koncert się skończył. Nasze gwiazdy poszły pod prysznic, a my z dziewczynami sprzątałyśmy za kulisami. Po pół godziny prawie wszystko było wysprzątane, a chłopacy przyszli do nas. Harry podszedł do mnie, ale ja nie przerwałam wykonywanej czynności.
- Może poszlibyśmy na obiad? - zapytał
- No nie wiem... Musimy jeszcze to posprzątać.
Wtedy na moje nieszczęście głos zabrała Sylwia-Podsłuchiwacz:
- Poradzimy sobie same. Nie zostało już dużo. Możesz iść, jeśli chcesz.
Przestałam układać kosmetyki w kartonie, rzuciłam jej mordercze spojrzenie i podjęłam ostatnią desperacką próbę wymigania się:
- Musiałabym iść do domu. Wykąpać się i przebrać. - powiedziałam do Harry'ego
Uśmiechnął się.
- Poczekam. Mam czas.
Spojrzałam na zegarek zrezygnowana. 15.03.
- To chodźmy.
Wyszliśmy niezuważeni.
 Po 15 minutach byliśmy już w moim mieszkaniu. Podeszłam do szafy w sypialni, Harry czekał w salonie. Wybrałam wiśniowy komplet bielizny i kwiecistą, sięgającą do połowy ud sukienkę bez ramion. Do tego czarne baleriny.
Przeszłam przez salon w stronę łazienki, unikając jego wzroku. Poczucie skrępowania w jego towarzystwie w dalszym ciągu mnie nie opuszczało. Ściągnęłam robocze ciuchy i weszłam pod prysznic. Ciepła woda delikatnie spływała po moim ciele, rozluźniając nieco napięte w wyniku stresu mięśnie. Po 10 minutach wyszłam z wody. Wycierałam się ręcznikiem, gdy nagle usłyszałam krzyk Harry'ego:
- Nicole! Telefon dzwoni!
- Zaraz przyjdę! Wycisz go!
- Ale on dzwoni już od 15 minut!
- Poczekaj chwilę!
Ubrałam bieliznę, gdy nagle drzwi się otworzyły i do łazienki wkroczył Harry jedną ręką zasłaniając oczy, drugą - trzymając mój telefon.
- Harry! - pisnęłam i niezdarnie zakryłam piersi dłońmi
- Spokojnie, nie patrzę. Ale weź coś z nim zrób, bo ogłuchnę za chwilę!
Chwyciłam telefon od niego.
- Dzięki, ale idź już.
- Idę, idę... - westchnął (zrezygnowany???)
Mama. Odebrałam.
- Tak, mamo. Po prostu byłam pod prysznicem i nie słyszałam jak dzwoni... Tak, tak... Yhm... To do zobaczenia.
Rozłączyłam się i ubrałam do końca. Następnie wysuszyłam włosy, rozczesałam, delikatnie spryskałam się perfumami, umyłam zęby, zrobiłam makijaż i wróciłam do Harry'ego.
- Nie musiałeś od razu wchodzić do łazienki. - skarciłam go
- Musiałem. Prawie bym ogłuchł przez ten twój przeraźliwy dzwonek.
- Biedaczek... - rzuciłam sarkastycznie i przewróciłam oczami
- Spokojnie. Twój widok w samej bieliźnie w 100% zrekompensował mi groźbę utraty słuchu. - puścił do mnie oczko i uśmiechnął się łobuzersko
- Podglądałeś?! - krzyknęłam prawie
- Oj, skarbie. Nie rozumiem o co tyle hałasu. Naprawdę nie masz się czego wstydzić. - powiedział i zaczął się do mnie zbliżać niebezpiecznie
Przełknęłam głośno ślinę a mój mózg wolno trawił każde jego słowo:
Skarbie? Jakie skarbie? "Nie masz się czego wstydzić"? Naprawdę nie mam?
Gdy był już dostatecznie blisko chwycił moją dłoń i splótł nasze palce.
- Chodźmy, bo robię się bardzo niebezpiecznie głodny i to nie w tym sensie, co myślisz, kotku. - powiedział mi na ucho
Popatrzyłam na niego, marszcząc brwi. Miałam taki mętlik w głowie, że sama już nie wiedziałam w jakim sensie myślę. Co nie zmieniało faktu, że w dalszym ciągu ostro ze mną flirtował i nazwał mnie "skarbem" i "kotkiem" prawie w sąsiednich zdaniach.
Szliśmy w ciszy, nasze palce były splecione mocno, jakby się bał, że mu ucieknę.
Ok, Nikola. Idziesz właśnie na obiad z Harrym Stylesem, który co chwila daje ci do zrozumienia, że mu się podobasz. Ale dlaczego? Czego on właściwie od ciebie chce? Za kilka dni i tak wyjedzie i będą was dzielić tysiące kilometrów! A może po prostu chce... Nie, niemożliwe. Chyba nie jest aż takim dupkiem. Chociaż... Może brakuje mu w Polsce rozrywki i po prostu szuka panienki na jedną noc? Kto go tam wie? Ten człowiek to chodząca zagadka.
Spojrzałam na niego.
Boże, Nikola! Ogarnij się! Właśnie idziesz na obiad z Harry Stylesem - nr 1 na Twojej Osobistej Liście Najprzystojniejszych Facetów Na Ziemi! Po prostu się ciesz! Masz coś, o czym marzą miliony dziewczyn na całym świecie!
Po kilku minutach spaceru dotarliśmy do jakiejś przytulnej knajpki i zajęliśmy dwuosobowy stolik przy oknie.
Kelnerka przyniosła zamówienie, ale ja w dalszym ciągu milczałam. Nie miałam pojęcia jak zacząć rozmowę. Z każdą sekundą ta cisza robiła się coraz bardziej niezręczna, a atmosfera - gęsta. Wpatrywałam się tępym wzrokiem w sałatkę z tuńczykiem i grzebałam w niej widelcem, gdy Harry w końcu przerwał tę ciszę:
- Milczysz. Coś się stało?
Wzruszyłam ramionami.
- Nic.
- Więc o co chodzi?
O to, że mi się podobasz!
- O nic.
- Przecież widzę. Nicole... Czy ja mogę liczyć na coś od ciebie?
- W jakim sensie?
- W sensie, czy ci się choć trochę podobam?
Trochę?! Cholernie mi się podobasz!
Oblałam się rumieńcem i ponownie przeniosłam wzrok na sałatkę.
- Przepraszam. To pytanie było chyba zbyt szybkie jak na pierwszą randkę, prawda? - zapytał
Szok? Mało powiedziane.
Randka? On uważa to za... randkę? Gratuluję, Nikola! Nieświadomie umówiłaś się na randkę z Harrym Stylesem, w którym jesteś zakochana! Einsteinie, czapki z głów!
- Prawda? - powtórzył pytanie widząc brak reakcji z mojej strony
Podniosłam wzrok znad sałatki i uśmiechnęłam się do niego blado.
- Noo... Może trochę.
Nagle poczułam jego ciepłe opuszki palców na dłoni i moje serce zaczęło przyspieszać. Pospiesznie cofnęłam rękę, a wtedy on powiedział:
- Nicole... Nie musisz tu ze mną być, jeśli nie chcesz. Czy ty się mnie boisz?
Spojrzałam na niego. Wyraz twarzy miał poważny a w oczach nie zauważyłam ani śladu błysków jakiegokolwiek rozbawienia. I wtedy... nie wiadomo dlaczego... obudziła się we mnie natura flirciary, która zazwyczaj ujawniała się dopiero po kilku głębszych.
- A powinnam? - zapytałam wyzywająco, cały czas patrząc mu w oczy
Uśmiechnął się pokazując dołeczki i rozłożył ręce szeroko.
- Sama oceń.
- Nie boję się ciebie. - przyznałam po chwili
- Udowodnij.
- Ale jak?
Wzięłam kawałek tuńczyka do ust, powoli go przeżułam i połknęłam.
Harry natomiast odsunął się na krześle i poklepał po udzie.
- Usiądź mi na kolanach.
W tym momencie tuńczyk stanął mi kołkiem w gardle i, mimo usilnych starań z mojej strony, nie chciał ruszyć dalej. Przełknęłam go łykiem wody.
- Słucham?! Czy ja się... przesłyszałam?- wydukałam
- Nie, dobrze słyszałaś. Usiądź mi na kolanach, to uwierzę ci, że się mnie nie boisz.
Obrzuciłam go uważnym wzrokiem.
- Żartujesz?
- A czy ja wyglądam jakbym żartował? Jestem śmiertelnie poważny. No, chodź.
Kiwnął na mnie głową, a ja (sama nie wiem dlaczego) wstałam z miejsca, podeszłam do niego i usiadłam mu na kolanach, a on splótł palce po jednej stronie moich bioder i oparł podbródek na moim ramieniu. Czułam się co najmniej skrępowana, siedziałam jak na szpilkach.
- Do zobaczenia w jutrzejszych gazetach, kotku. - szepnął mi na ucho - Pomachaj panu do obiektywu.
Okręciłam głowę za siebie, w stronę okna i wtedy faktycznie zauważyłam paparazzi, czającego się na nas z ogromnym obiektywem w krzakach. Zażenowana całą sytuacją, próbowałam wstać, ale Harry mi nie pozwolił. Chwycił mnie za biodra i ponownie usadowił sobie na kolanach.
- Nie tak szybko, skarbie. - powiedział mi na ucho, od chrypki w jego głosie ciarki przebiegły mi po plecach - Jeszcze mnie nie przekonałaś.
- Więc co mam zrobić? - zapytałam cichutko i potulnie
- Pocałuj mnie.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- Słucham?
- Pocałuj mnie, Nicole. Tu i teraz.
Położyłam mu trzy palce na dolnej wardze, jakbym się bała, że nagle jego usta bez ostrzeżenia zaatakują moje.
- Nie za szybko jak na pierwszą randkę? - zapytałam i zaczęłam powoli drażnić opuszkami palców miękką skórę jego warg
I wtedy z zadowoleniem, ale i zaskoczeniem spostrzegłam, że walczy z pragnieniem przymknięcia oczu, jakby mój dotyk działał na niego tak samo jak jego na mnie.
- To nasza randka. - stwierdził - My ustalamy granice.
Przyjrzałam się jego wargom. Były delikatne, miękkie i ciepłe. Aż same się prosiły o zetknięcie z moimi. Powoli przeniosłam dłoń na jego policzek i pogładziłam go. Następnie przymknęłam oczy i zaczęłam zbliżać swoją twarz do jego. Jego ciepły oddech drażnił moje usta. Serce łomotało mi w piersi jak oszalałe. Po ułamku sekundy musnęłam jego wargi. Tylko tyle. Nie miałam śmiałości na więcej.
- Nie, nie przestawaj. - wyszeptał w moje usta
Ponownie go pocałowałam, tylko że śmielej. Nasze wargi idealnie współgrały ze sobą. Było tak nieziemsko, niesamowicie. Dotknęłam obłoków. Ten pocałunek był niesamowity. Czuły i namiętny zarazem. Po chwili oderwaliśmy się od siebie, a ja oparłam swoje czoło o jego i nie otwierając oczu zapytałam:
- I co?... Przekonałam cię?
- Nie. - odpowiedział i chciał ponownie złączyć nasze wargi, ale go powstrzymałam kładąc dwa palce na ustach
- Co za dużo, to niezdrowo. - powiedziałam, zeskoczyłam mu z kolan i wróciłam na swoje miejsce
- Dobrego nigdy za wiele. - odparł i uśmiechnął się do mnie zadziornie
Przewróciłam oczami i wzięłam się za sałatkę, która nagle wydała mi się wyjątkowo apetyczna.
-DWIE GODZINY PÓŹNIEJ-
Spacerowaliśmy z Harrym po parku i robiliśmy, co chcieliśmy. Całowaliśmy się, obściskiwaliśmy, rozmawialiśmy na poważnie o głupotach i głupkowato o rzeczach poważnych. W ogóle... zachowywaliśmy się jak para. Nie przeszkadzało mi to. Był taki szarmancki i męski... Ale było coś... jakaś myśl, która nie dawała mi spokoju....
Siedziałam mu na kolanach na ławce w parku i jadłam loda śmietankowego. On swojego zjadł już dawno.
- Guzdrzesz się. - stwierdził po chwili
Wzruszyłam ramionami.
- Nie umiem szybko jeść. - powiedziałam
- Lepiej, żebyś się nauczyła, bo za chwilę ci się rozpuści. - zauważył
- Ok, ok... - westchnęłam i nieco przyspieszyłam
Po chwili zjadłam i wyciągnęłam chusteczkę chcąc wytrzeć wargi. Już miałam przyłożyć ją do ust, gdy nagle Harry chwycił moją dłoń i bez ostrzeżenia oblizał moje wargi swoim ciepłym i wilgotnym językiem. Wczepiłam mu palce we włosy i złączyłam nasze usta. Po chwili odsunęłam  się od niego i zarzuciłam mu ręce na szyję. Postanowiłam wreszcie wyjawić mu dręczącą mnie myśl:
- Harry... Wszystko jest idealne... Pocałunki, ty...
- Ale?
- Ale powiedz mi. Po co to? Po co to wszystko? Przecież ty za parę dni wyjedziesz, a ja...
"... zostanę ze złamanym sercem" - miałam powiedzieć, ale urwałam
- A ty?
- A ja będę tęsknić. - wybrnęłam, a wtedy on delikatnie przerzucił mi włosy z jednej strony przez ramię i założył za ucho
- Ja też będę tęsknić, Nicole. Nie wiem. Nie wiem, co z nami będzie, gdy wyjadę, ale jednego mogę być pewien: Jesteś dla mnie ważna. Jak nikt inny. I może nie myślmy teraz o tym. Cieszmy się sobą.

Cieszyliśmy się sobą. Każdą chwilę spędzoną razem wykorzystywaliśmy jak tylko się dało. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, przytulaliśmy... Czasem po prostu milczeliśmy. Lecz im bliżej byliśmy siebie, tym bardziej czułam jak się ode mnie oddala. Dzień wyjazdu zbliżał się nieuchronnie. Łapczywie chłonęłam każdą sekundę spędzoną z nim. Zostało nam ich przecież tak niewiele...
Aż w końcu nadszedł ten dzień. Żegnałam się z nim w hotelu z powodu tłumów, jakie już zbierały się na lotnisku, starając się opanować łzy, a on przytulał mnie mocno. Po chwili odsunęliśmy się trochę od siebie. Nasze oczy były zamglone. Ujął moją twarz w dłonie.
- Nicole, musisz mi coś obiecać. - powiedział stanowczo, ale łagodnie
- Co? - zapytałam, próbując ukryć przed nim drżenie warg
- Że nie będziesz płakać. A już na pewno nie przeze mnie.
Chwilę wpatrywaliśmy się w siebie w ciszy. Nie mogłam. Tego nie mogłam mu obiecać. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Starł ją kciukiem i ponownie mnie przytulił, tyle że mocniej.
- Nicole, wszystko się ułoży. Coś wymyślimy. Zobaczysz. Jeszcze będziemy razem.
Nie odpowiedziałam. Ze wszystkich sił starałam się powstrzymać łzy. Miałam ochotę wybuchnąć płaczem i egoistycznie zatrzymać go przy sobie, chociaż dobrze wiedziałam, że nie mogę mu tego zrobić. Za bardzo go kochałam.
- Nicole, proszę cię. Nie płacz. Przynajmniej spróbuj. Kocham cię.
- Ja też cię kocham. - odpowiedziałam
Odsunął się trochę ode mnie i trącił mnie palcem w nos.
- Głowa do góry! Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz.
Następnie złożył na moich ustach ostatni, czuły pocałunek, którego słodycz przechowałam w sercu do końca życia.


Jak potoczyły się dalsze losy tych dwojga? Tu zostawiam drzwi otwarte dla Waszej wyobraźni. Przepraszam, jeśli ktoś czuje się zawiedziony takim zakończeniem. Po prostu nie mam więcej pomysłów :/. Koleżanka podpowiedziała mi, jak można by to zakończyć, ale nie wiem... chyba się tego nie podejmę. Powiem tylko tyle, że byłoby bardzo dramatycznie, mrocznie, można powiedzieć... Jeżeli kiedykolwiek zdecyduję się na kontynuację tego imagina, to z pewnością dam Wam znać ;).

Jak zawsze CZEKAM NA KOMENTARZE.

Następny imagin również będzie z Hazzą. Z tą różnicą, że tym razem w szkole ;). Po prostu mam na niego fazę ;). Mam fazę na Hazzę ;D (z serii: ”Moja Liryka” ;) ). Wróci [t.i.]. Kiedy to? Przewiduję środę albo czwartek, chociaż, jak zapewne zauważyliście, u mnie nic nie jest pewne. Taka to ze mnie kapryśna autorka ;P. Pozdrawiam czytelników, a komentującym przesyłam dodatkowo ogromnego przytulasa <3.

sobota, 15 marca 2014

#3 Harry cz.1

Na specjalne życzenie ;).

Przepraszam za brak [t.i.]. Po prostu... nie wiem... Jakoś tak ze zwykłym imieniem łatwiej mi się pisze ;).


- Nikola, uspokój się. - powiedziała Marta
Popatrzyłam na nią jak na chorą psychicznie.
- Widzę, że jesteś zdenerwowana. - ciągnęła
- Wcale nie jestem zdenerwowana. - zaprzeczyłam, chociaż czułam zupełnie coś innego
Obrzuciła mnie podejrzliwym wzrokiem
- Niee?... To dlaczego robisz o, tak?...
Popukała się palcem w dolną wargę, a ja dopiero teraz spostrzegłam, że sama wykonuję podobny gest, co w chwilach stresu było moim zwyczajem.
- Nie rozumiem dlaczego. Koncert jak koncert. Umalujemy ich i tyle.
Zmarszczyłam brwi.
- No dobra! - poddała się - Pierwszy One Direction w Polsce! I to na Narodowym! Ale co z tego? To tylko zwykły koncert! Nie pierwszy i nie ostatni w twojej karierze wizażystki i naprawdę nie rozumiem, czym się tak denerwujesz.
Wtedy do pomieszczenia za kulisami sceny w podskokach wbiegła Sylwia.
- No i jak tam, laski? - zapytała podekscytowanym głosem - Możecie w to uwierzyć?
- Ja tak. - odpowiedziała Marta - Młoda coś fiksuje.
Sylwia obrzuciła mnie uważnym i podejrzliwym wzrokiem.
- Czyba wiem, dlaczego... - stwierdziła po chwili
- Dlaczego? - zapytała Marta
- A ty byś nie była, gdybyś za chwilę miała za chwilę spotkać miłość swojego życia? - palnęła Sylwia, a we mnie obudziły się mordercze instynkty
Spojrzałam na nią wzrokiem typu: "Jeszcze słowo, a zginiesz śmiercią męczeńską".
- Jak to? - głos zabrała Marta
- A nazwisko Harry Styles coś ci mówi? Otóż, nasza mała Nikoluś od dawna się w nim podkochuje.
Pokazałam jej język.
- Nieprawda!
- Prawda, prawda. Mnie nie oszukasz.
- No, no, no. - Marta szturchnęła mnie łokciem - Coś tu się chyba szykuje..
- Nic się nie szykuje. - zaprzeczyłam - Sama powiedziałaś, że umalujemy ich i tyle.
- Jeszcze zobaczymy. - mruknęła pod nosem Sylwia
-PÓŁ GODZINY PÓŹNIEJ-
Na moje nieszczęście wszystko szło zgodnie z planem i nasze gwiazdy zjawiły się punktualnie. Sylwia, jako nasza szefowa, przywitała ich z każdą z nas z osobna.
- A to są nasze wizażystki: Anna, Marta, Magdalena, Melania i Nikola.
Zaczęły się uściski dłoni. Nieśmiało wyciągnęłam rękę w stronę Nialla Horana.
- Nikola. - przedtawiłam się słabym ze zdenerwowania głosem
- O, Nikki! - pisnął radośnie
- Może być i Nikki. - przytaknęłam z delikatnym uśmiechem
Powitania z Louisem, Zaynem i Liamem upłynęły w podobnej atmosferze. Przyszła kolej na Harry'ego. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie udać czasem, że o nim zapomniałam, ale szybko porzuciłam tę myśl. Podeszłam do niego wolnym krokiem. Serce waliło mi jak oszalałe, krew szumiała w uszach. Nieśmiało wyciągnęłam w jego stronę drżącą rękę.
- Nikola.
- Nicole? Mogę ci mówić Nicole? - zapytał i uśmiechnął się czarująco, zbyt czarująco, bo zmiękły mi kolana
- Tak. Jasne. - odpowiedziałam i spróbowałam się uśmiechnąć, ale chyba słabo mi to wyszło
Odsunęłam się od niego, a głos zabrała Sylwia:
- No! Część formalną mamy chyba za sobą. Więc tak: Anna zajmie się Louisem, Magda - Zaynem, Marta - Liamem, Melania - Niallem, a Nikola... - Nie, tylko nie to! - Hazzą. To do roboty!
Hazz usiadł na fotelu, a ja chwyciłam pudełko pudru i pędzel. Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie. Zaczęłam wolno nakładać pył na jego policzki i czoło. Nagle chwycił mnie za przedramię ręki, która trzymała pudełko.
- Wszystko w porządku? - zapytał - Ręce ci drżą.
No co ty!
- Wszystko ok. - odpowiedziałam, starając się brzmieć jak najbardziej wiarygodnie
- Jesteś zdenerwowana. - stwierdził
- Zdaje ci się. - zaprzeczyłam, chociaż moja podświadomość krzyczała zupełnie co innego
- Spokojnie... - uśmiechnął się do mnie - To nie ty staniesz za chwilę na scenie przed tysiącami piszczących nastolatek.
- Masz rację. - odparłam i delikatnie uniosłam kąciki warg
Nie odzywaliśmy się do siebie. Ja nie wiedziałam jak zacząć, on - nawet nie próbował. Atmosfera między nami była gęsta, dlatego z zazdrością patrzyłam na Martę i Liama, którzy śmiali się i żartowali. Czułam potworne skrępowanie. Hazza zamiast patrzeć w lustro, cały czas bacznie obserwował moją twarz, jakby chciał zapamiętać każdy jej szczegół. Założyłam włosy, które wysunęły się spod gumki za ucho, a wtedy on zapytał:
- Masz kogoś?
Odsunęłam pędzel od jego skóry, zszokowana tym zbyt śmiałym jak na 3 minuty znajomości pytaniem.
- Słucham?!
- Rozumiem. Głupie pytanie. Taka ładna dziewczyna z pewnością nie jest singielką.
Że co?! Jeszcze chwila i będę zbierać szczękę z podłogi!
- Ja też myślałam, że taki przystojny facet jak ty nie może być singlem, a jednak.
Matko jedyna! Nikola! Właśnie flirtujesz z Harrym Stylesem! Skąd ty w ogóle znasz takie teksty?
- Czyli co? Wolna?
- Tak.
- To może?... - zaczął
- Gotowe! - przerwałam mu, a wtedy on pierwszy raz spojrzał w lustro
- Dziękuję.
Uśmiechnęłam się.
- Za to mi płacą.
-DWIE GODZINY POŹNIEJ-
Koncert trwał w najlepsze. Razem z dziewczynami słuchałyśmy zza kulis. Aż nas zamurowało, gdy Harry powiedział przez mikrofon:
- And now to girls, which made us beautiful... "What Makes You Beautiful"!
Następnie wszyscy, całą piątką weszli za kulisy. Hazz podszedł do mnie, splótł nasze palce i wciągnął na scenę. Byłam w takim szoku, że nawet nie zdążyłam zaprotestować. Poczułam potworne skrępowanie, gdy zobaczyłam kilka tysięcy par oczu wlepionych we mnie, zresztą tak samo jak reszta dziewczyn. Po chwili zaczęli śpiewać i trochę się rozluźniłyśmy. W sumie, to nawet dobrze się bawiłyśmy. Jednak poczucie zawstydzenia wróciło, gdy Harry cały czas patrząc mi w oczy zaśpiewał: "Kochanie, (...) sposób, w jaki poprawiasz włosy kompletnie mnie rozbraja". Wiem. Wiem, że nie powinnam, ale... zarumieniłam się. Zabrzmiało to tak... szczerze. Zresztą... nieważne.
Po chwili piosenka się skończyła, a chłopacy odprowadzili nas za kulisy. I wtedy... nagle... zupełnie niespodziewanie... objął mnie w pasie jedną ręką przygarniając do siebie i pocałował w to zagłębienie między szyją a szczęką. Moje ciało przeszył potężny dreszcz.
Chryste Panie! To gorąco! Trzy dni będę teraz dochodzić do siebie!
Uśmiechnął się do mnie. Po krótkiej chwili wrócili na scenę, a ja w dalszym ciągu stałam w tym samym miejscu, jakbym się bała, że wykonanie jednego kroku może okazać się ponad moje siły. Serce łomotało mi w piersi a motyle skrzydła trzepotały w żołądku. Jego wargi były takie miękkie i delikatne...
Ochłoń! Ochłoń! Wcale się nie zakochałaś! Wcale się nie zakochałaś! Cholera jasna! Co to za mrowienie w podbrzuszu?
Nagle podeszła do mnie Sylwia i oznajmiła:
- Wszystko widziałam.
- Ale co?
- Mówię ci. Następnym razem wyceluje w twoje usta a ty nawet nie będziesz próbowała się bronić.
- Daj mi spokój. - mruknęłam i wyminęłam ją

Jak zawsze czekam na (a może błagam o???) komentarze. Było by naprawdę miło znać Waszą opinię.

P S Mam 5 postów w wersjach roboczych. Wystarczy, żebym nacisnęła magiczny przycisk: "Opublikuj" i się pojawią. Powtarzam się, ale... WSZYSTKO ZALEŻY OD WAS.

środa, 12 marca 2014

#2 Louis cz.2 (ostatnia)

MUZYKA

Przypominam, iż imagin ten zadedykowany jest Patrycji :).


Kiedyś myślałem, że samemu byłem lepszy.
Dlaczego kiedykolwiek chciałem pozwolić ci odejść?
W świetle księżyca wpatrywaliśmy się w morze,
W słowa, które wtedy szeptałaś zawsze będę wierzył.

Siedzieliśmy z Louisem w jakiejś cichej kawiarence, ale on milczał. Spojrzałam na zegarek.

- Twój czas mija. – powiedziałam – Mam tylko pół godziny, więc się streszczaj.
- [t.i.]… ja tak strasznie cię przepraszam. Nie chciałem, żeby to tak wyszło. Ja cię nie olałem. Po prostu myślałem, że… tak będzie lepiej dla nas obojga.
Łzy stanęły mi w oczach. Przestałam z nimi walczyć i pozwoliłam, żeby wolno spłynęły po moich policzkach. Starłam je wierzchem dłoni.
- Ale co lepiej? Dla mnie? Chyba dla ciebie. Rozumiem. Wtedy dzieliły nas setki kilometrów. To nie było łatwe dla nas obojga, ale pół roku po tym jak przestałeś pisać ja przeprowadziłam się i teraz oboje jesteśmy tu. Moglibyśmy być razem, ale nie! Bo ty mnie miałeś i dalej masz gdzieś! – uniosłam nieco głos
- [t.i.], ja nie wiedziałem, że masz zamiar studiować w Londynie..
- Co nie zmienia faktu, że nigdy byś mnie tak nie potraktował, gdybyś naprawdę mnie kochał. – przerwałam mu - A ja tak ci ufałam, wierzyłam! Trzeba mi było nie obiecywać gruszek na wierzbie! Po co ci to było, co? Te wszystkie wyznania, obietnice! Po co, ja się pytam? Byłam tylko twoją zabaweczką i szkoda, że dopiero teraz się o tym przekonałam! Po co ty w ogóle chciałeś za mną gadać! Chcesz mnie jeszcze bardziej zranić?
- [t.i.]! – krzyknął błagalnie – To nieprawda! Wszystko, co mówiłem było szczere! Ja po prostu… Zrobiłem to dla twojego dobra. Dla mnie to też nie było łatwe. Zrozum.
Nie wytrzymałam. Wstałam z miejsca.
- I co?! – mówiłam podniesionym głosem – Może mam ci współczuć? Dla mojego dobra, tak?! Dla mojego dobra spieprzyłeś mi życie?! Popatrz co ze mną zrobiłeś! To przez ciebie nie przesypiam nocy, bo wspominam! To przez ciebie nie mogę się wiązać, bo każdego chłopaka porównuję do ciebie! To przez ciebie wyglądam jak wrak człowieka! Jesteś zafajdanym egoistą i nie mam pojęcia, dlaczego wciąż cię tak kocham! – wykrzyczałam i wybiegłam z kawiarni
Łzy rozmazywały mi obraz, moczą moją twarz. W ostatnim czasie tak często płakałam, że nie robiłam makijażu, dlatego nie miałam rozmazanego tuszu, ale i tak zapewne wyglądałam jak półtora nieszczęścia.
- [t.i.]! Poczekaj! – usłyszałam jego krzyk za plecami i przyspieszyłam biegu
Nagle poczułam ucisk na ramieniu, zmuszający mnie do zatrzymania się, a następnie zobaczyłam jego sylwetkę tuż przed moją.
- Naprawdę? – zapytał – Dalej mnie kochasz… mimo wszystko? – wysapał, zmęczony szalonym pościgiem
- A jakie to ma teraz znaczenie? Już za późno, Louis. Za późno na wszystko. Za późno na nas. – powiedziałam, uciekając przed jego wzrokiem i starając się powstrzymać wstrząsające mną fale silnego płaczu
I wtedy poczułem jego silne ramiona na sobie. Jego bliskość sprawiła, że wszystko zaczęło wracać. Wspomnienia. Te dobre i te złe. Zaczęłam się wyrywać, uderzając go niekiedy pięścią w tors.
- Zostaw mnie! – krzyczałam przez łzy – Nie chcę cię więcej widzieć! Zniknij z mojego życia!
Widząc, że nie ma to większego sensu przestałam się wyrywać.
- [t.i.], proszę cię. Nie rób mi tego. – w jego głosie dało się słyszeć… ból (???) – Nie mów tak.  Jeszcze nie jest za późno, skoro nadal mnie kochasz. Jak mogłem być takim kretynem i kiedykolwiek chcieć pozwolić ci odejść? Proszę cię. Wybacz mi. Tak strasznie za tobą tęskniłem przez te cztery i pół roku! [t.i.], wróć do mnie. Kocham cię.
- Obawiam się, Louis, że miłość to za mało. Ja już ci nie ufam. Dlatego proszę cię! Pozwól mi o sobie zapomnieć i zapomnij o mnie! - wydusiłam przez łzy
- [t.i.], proszę cię! Daj mi drugą szansę! Pozwól mi odbudować to zaufanie. Nie widzisz, co się z nami stało? Potrzebujemy siebie jak powietrza!
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Targały mną wszystkie możliwe emocje: gniew, ból, radość, smutek, żal.
- Powiedz coś. - szepnął po chwili
- Louis, ja... - zaczęłam i wyswobodziłam się z jego uścisku - Nie wiem. Za dużo tego jak na jeden dzień. Zapisz mi swój numer. Zadzwonię.
Spojrzałam mu w oczy. Były zaszklone. Widniał w nich szczery smutek i żal.
- Obiecujesz? - zapytał cicho, tak cicho, że przez chwilę zastanawiałam się, czy się nie przesłyszałam.
- Obiecuję.
-MIESIĄC PÓŹNIEJ-
Obiecałam. Obiecałam, ale co z tego? Skoro nie potrafiłam dojść do żadnych konkretnych wniosków? "Jesteś okrutna" - myślicie pewnie - "Trzymasz go w niepewności, a on tak cię kocha". To nieprawda. Chciałabym. Naprawdę bym chciała zadzwonić do niego z jakąś konkretną odpowiedzią. Ale na chęciach się kończyło. W głowie nie miałam NIC. Straszliwą pustkę wypełniającą każdą moją myśl. A myślałam naprawdę dużo. Dniami i nocami. Odpowiedzi nie było...
Tamtego dnia Amy nie było w pracy. Wczorajsza całonocna rozmowa z nią trochę mi pomogła, widziałam światełko w tunelu. Czułam się już trochę lepiej i tak też wyglądałam. Założyłam na siebie lekką, granatową sukienkę do połowy ud, przepasaną brązowym, cienkim paskiem, do tego rzymianki. Zrobiłam nawet delikatny makijaż, co było u mnie rzadkością. Siedziałam za biurkiem w bibliotece, bębniłam palcami w blat i myślałam:
Nieważne co zrobił. Ma rację. Potrzebujemy siebie jak powietrza.
Nagle usłyszałam znajomy dźwięk dzwoneczków, a do budynku wkroczył...
Harry... Styles? Nie, to niemożliwe.
Ale to był on. Harold Edward Styles, młodszy kolega Louisa z zespołu.
Ale co on tu robi?
Podszedł do biurka, a ja, nie wiadomo dlaczego, wstałam z miejsca. Może to przez tę pewność siebie jaka od niego biła?
- Cześć. - przywitał się - Ty jesteś [t.i.]? - zapytał
- Taak... A co? - odpowiedziałam zdezorientowana
Wyciągnął rękę w moją stronę, którą ja niepewnie uścisnęłam.
- Harry.
Wiem. - pomyślałam, a na głos powiedziałam:
- Słucham.
- Jestem przyjacielem Louisa i chciałbym z tobą o nim pogadać. [t.i.], tak dalej być nie może. On zrobił się nie do zniesienia. Półtora miesiąca łazi jak struty po domu. Prawie nie je, nie śpi. Waszą historię opowiedział mi dopiero niedawno. Teraz dopiero skojarzyłem. Jakieś pół roku temu graliśmy koncert w Glasgow. [t.i.], on był u ciebie, ale nie było cię w domu, a po tym, co ci zrobił twoi rodzice nie chcieli mu powiedzieć, gdzie jesteś. Jemu naprawdę na tobie zależy. W sumie... - zlustrował mnie wzrokiem od góry do dołu, aż się zarumieniłam - To mu się nie dziwię. Ale nieważne. Daj mu jakiś znak. Nie męcz go już, proszę cię. Nie wyglądasz na taką, co lubi się bawić facetami. Daj mu drugą szansę. Ty kochasz jego, a on ciebie. Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyście byli razem.
- Moim zdaniem tak. Harry... Louis mni zranił i nie mam pewności, że nie zrobi tego jeszcze raz. Nie ufam mu. - powiedziałam z bólem
- [t.i.], on nie chciał. Nie chciał, żebyś przez niego cierpiała. Myślał, że jak zakończy to w ten sposób, to po prostu o nim zapomnisz, a on zapomni o tobie. A nie oszukujmy się. Ten związek na odległość nie był łatwy. Ale on nie zapomniał i ty najwyraźniej też. Wybacz mu. On naprawdę żałuje. I... Nie wierzę, że to mówię, ale... Louis jest świetnym facetem. Byłabyś z nim szczęśliwa, gdybyś tylko chciała. Pozwól mu odbudować to zaufanie, a ja ręczę za niego. Już cię nigdy więcej nie skrzywdzi. Jak to mówią: Czas zepsuł, czas naprawi. Musisz mu tylko na to pozwolić.
Otworzyłam usta, ale zabrakło mi słów, dlatego zamknęłam je, a Harry skierował swe kroki w stronę wyjścia.
- Przemyśl to, co ci powiedziałem. I daj mu wreszcie jakąś odpowiedź, bo jeszcze parę dni tej męki i zwariuje. - rzucił mi na odchodne i wyszedł, a ja usiadłam i niedbale przeczesałam włosy palcami, w ciszy trawiąc jego słowa
Czas zepsuł, czas naprawi. Może ma rację? Jeśli nie spróbuję, będę sobie to wyrzucać do końca życia.
Wolnym ruchem chwyciłam telefon, leżący na biurku i wybrałam numer Louisa. Odebrał po pierwszym sygnale.
- Halo? Kto mówi?
- Cześć, Louis. To ja.
- [t.i.]? To ty?
- Tak. Mam ci coś do powiedzenia. Chciałabym się spotkać.
- Jasne. Kiedy?
- O 16.00 ci pasuje?
- Tak.
- Więc spotkajmy się w tej kawiarni, co ostatnio. Do zobaczenia.
Już miałam się rozłączyć, gdy...
- [t.i.]?
- Tak?
- Nie sądziłem, że zadzwonisz. Dziękuję.
- Ja... Wszystko ci wyjaśnię. Do zobaczenia o 16.00, Louis. - powiedziałam, starając się, żeby mój głos brzmiał jak najbardziej ciepło
- Do zobaczenia, [t.i.].
Rozłączyłam się i spojrzałam na zegarek. 11.00. Zostało mi 5 godzin. 5 godzin dzieliło mnie od... No właśnie. Od czego? Czego miałam się spodziewać?
-KILKA GODZIN PÓŹNIEJ-
Na miejsce przyszłam pół godziny przed czasem, ale on już czekał. Zapatrzony w ruchliwą ulicę za oknem, nerwowo przebierał palcami. Harry miał rację. Nie wyglądał najlepiej. Miał zmęczony wyraz twarzy, a jego oczy przygasły. Poczułam się źle. Przylgnęła do mnie myśl, że mężczyzna, którego kochałam całym sercem cierpiał przeze mnie i było mi z tego powodu naprawdę przykro. Z bijącym sercem podeszłam do niego. Gdy tylko mnie zauważył, poderwał się z miejsca.
- Cześć. - przywitałam się z nim - Usiądź.
Usiedliśmy.
- Nie sądziłem, że jeszcze zadzwonisz. - powiedział - Zaczynałem tracić nadzieję.
- No właśnie. Na wstępie chciałabym cię przeprosić za to, że tak długo się nie odzywałam. Po prostu... Nie wiem... W głowie miałam totalną pustkę. Nie potrafiłam dojść do żadnych właściwych wniosków.
- A teraz? Coś się zmieniło?
- Tak.
- Dlaczego?
- Powiedzmy, że mamy... dobrych przyjaciół.
- I co teraz, [t.i.]? Co z nami będzie? - zapytał cicho, jakby ze strachem. Nie patrzył mi w oczy, jakby się bał, że wyczyta w nich coś, czego nie chciał
- Louis, ja... - zająknęłam się, starając się jakoś ubrać moje uczucia i myśli w słowa - Ja... Nie wiem jak to powiedzieć...
- Najlepiej prosto z mostu. - przerwał mi, bawiąc się cały czas serwetką i wbijając w nią swój pusty wzrok
- Louis, kocham cię, ale to już wiesz. I jeżeli chociaż nie spróbuję dać ci drugiej szansy, to mogę być pewna, że do końca życia będę sobie wyrzucać, że pozwoliłam, żeby miłość przeszła mi koło nosa.
Podszedł do mnie i ukucnął. Obróciłam się na krześle w jego stronę, a wtedy on zamknął moje dłonie w swoich.
- [t.i.], kochanie. Czy to znaczy, że mi wybaczasz? - zapytał szeptem
Jego oczy błyszczały, zresztą tak samo jak moje.
Wstałam z miejsca, on za mną.
- To znaczy, że próbuję. Dałam ci drugą szansę, więc jej nie zmarnuj. - powiedziałam cicho i wtuliłam twarz w zagłębienie jego szyi, a wtedy on objął moje drobne ciało z całej siły ramionami.
- Nie zmarnuję. Obiecuję. - wyszeptał w moje włosy


No i jak? Mam nadzieję, że nie wyszedł zbyt ckliwy :). Czekam na komentarze (jak zawsze zresztą ;) ).

P S Kochane Anonimki! Jeżeli byście chciały, mogłabym wam coś zadedykować. Więc może... podpiszcie się jakoś? Nie namawiam, ale najbardziej aktywnych mogłabym nagrodzić :).

P S 2 Ponownie zapraszam tu --------->http://onedirection-imaginy-opowiadania.blogspot.com/

P S 3 A teraz bardzo proszę! Dziesięć zdrowasiek za duszę i zszargane nerwy mojego anglisty! I żeby nigdy nie zobaczył tego tłumaczenia!
A tak najzupełniej serio ;). Piosenkę tłumaczyłam sama, dlatego z góry przepraszam za błędy :/. Cały czas się uczę ;).


Naprawdę? Tylko dwie osoby to czytają? Przykro mi :'(. Myślałam, że stać Was na więcej. Może umówmy się tak: Jeżeli pojawią się jeszcze dwa, to ja od razu jak to zauważę, dodam coś nowego. Co wy na to? Bo liczba wyświetleń rośnie, a komentarzy nie i to mnie martwi :(.