niedziela, 30 listopada 2014

#26 Zayn cz.3 +18

No dobra. I tak wiem, że przeczytacie, a niektórzy zapewne już się uśmiechnęli, gdy zobaczyli tę magiczną kombinację cyfr w tytule, ale ostrzeżenie musi być. Tak dla ozdoby. :D Fajnie się czyta takie sceny, ale ja niestety ich pisać nie umiem, więc nie zabijajcie mnie za nią. Pliss.... ☺

<~> - zmiana perspektywy z [t.i.] na Zayna i odwrotnie ;)


"Czasem tylko wielka złość może rozbudzić wielką namiętność".


* * *
Wpadłam do domu z hukiem. Rozebrałam się szybko i w gniewie, rzucając płaszcz i apaszkę gdzieś w przedpokoju. Za mną oczywiście podążał Zayn - mój odwieczny cień, bodyguard od siedmiu boleści, zakichana gwiazda, która wszystko wie lepiej. Zaczęłam krążyć nerwowo po salonie, nie mogąc się uspokoić.
- [t.i.]... - powiedział niepewnie, chwytając moje ramię.
Wyrwałam mu się.
- Nic. Do. Mnie. Nie mów.
- A co ja takiego zrobiłem?
- Jeszcze się pyta! Pf! - prychnęłam poirytowana. Tak naprawdę tylko czekałam na okazję do wybuchu. - Jakim prawem?! Powiedz mi, jakim prawem zachowałeś się tak w stosunku do tego chłopaka, co?!
- Podrywał cię.
- I co?! I co, ja się pytam?! Nie jesteś moim ojcem, do ciężkiej cholery!! Nie masz prawa zachowywać się, jakbym była twoją własnością!!
Moje gardło zaczynało już piec od nadmiaru krzyków, ale frustracja w dalszym ciągu nie malała.
- Nie bądź zła...
- Ja mam nie być zła?! Ja mam nie być zła?! Żeby być na kogoś złym, trzeba coś do niego czuć, a ty jesteś tylko moim cholernym ochroniarzem!! Nie obchodzisz mnie, a ja nie obchodzę cie...!
Nagle złapał mnie mocno za ramiona, pochylając się nade mną lekko, żeby spojrzeć mi w oczy.
- Kiedy to do ciebie dotrze, [t.i.], że obchodzisz mnie bardziej niż powinnaś? - zapytał.
Wtedy dopiero zrozumiałam, jak idiotycznie się zachowałam. Zrobiłam mu awanturę o scenę zazdrości, gdy tak naprawdę właśnie takiego zachowania od niego oczekiwałam. Chciałam, żeby pokazał, że mu na mnie zależy, że jestem dla niego ważna; że stanowię dla niego część życia, a nie tylko pracy.
Nie kontrolując tego pragnienia, wpiłam się łapczywie w jego usta. Wplotłam palce w jego włosy, przyciągając go do siebie jeszcze bardziej. Zamknął mnie w ramionach, z pasją muskając moje wargi. Nie mogliśmy się nasycić tym pocałunkiem. Jego spragnione wargi coraz zachłanniej i łapczywiej pieściły moje. Nie opierałam się, gdy wsunął mi język do ust, nie opierałam się, gdy jego pocałunki przeniosły się na moją szyję. Stałam tak ogłuszona namiętnością, żądna jego bliskości, poddana namiętności.
<~>
To wszystko zdecydowanie działo się za szybko. Czułem, jak tracę kontrolę, a jednocześnie nie byłem w stanie tego przerwać. Jej ciało w taki cudowny sposób odpowiadało na moje pieszczoty. Drżała, gdy stykałem się ustami z jej wrażliwą skórą, wzdychała, gdy dotykałem coraz to wrażliwszych punktów. Jej zapach odbierał mi rozsądek. Chciałem tylko jej. Teraz, natychmiast. Otępiony tym wszystkim: nadmiarem jej bliskości i pożądaniem, zacząłem podwijać materiał jej bluzki. Czułem się jak najszczęśliwszy facet na Ziemi, gdy pozwoliła mi się jej pozbyć. Byłem cały jej, a ona cała moja. Nie liczyło się już nic. Łącznie z konsekwencjami.
Jej ciało widocznie pragnęło mojej bliskości tak samo jak moje jej. Przyciągałem ją do siebie coraz mocniej i mocniej. Całowałem jej spragnione wargi, które jeszcze przed chwilą na mnie tak złorzeczyły. Co za ironia.
- Zayn... - jęknęła - sypialnia.
Nie musiała długo czekać na moją reakcję. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem wprost do pomieszczenia z ogromnym łóżkiem pośrodku. Tak cholernie jej pragnąłem. Czułem się jak na granicy desperacji. Zazwyczaj to ja panowałem nad sytuacją, w tamtym momencie było zupełnie odwrotnie. Ona mogła ze mną zrobić, co chciała. Postawiłem ją na podłodze w sypialni, a wtedy nagle jej dłonie znalazły się pod moją koszulką. Czułem, jak moje ciało na nią reaguje.
- [t.i.]... - wychrypiałem. Sam nie byłbym w stanie w tamtym momencie rozpoznać swojego głosu.
Pozbawiła mnie koszulki, po czym sięgnęła do paska moich spodni. Rozpięła go, a wtedy ja zabrałem się za jej stanik. Upadł na podłogę. Tak samo reszta ubrań. Dotykałem, pieściłem, całowałem każdy skrawek jej rozpalonego ciała, a ona poddawała mi się. Do czasu. Nagle przejęła kontrolę nad sytuacją. Pchnęła mnie na łóżko z całą stanowczością. Posłusznie opadłem na miękki materac. Położyła się na mnie, wpijając w moje usta. Jednocześnie dłonią zaczęła szukać czegoś w szafce nocnej i po chwili wyjęła z niej zabezpieczenie. Nie pozwoliłem jej górować zbyt długo. Przekręciłem nas tak, że to ja leżałem na niej. Mój silny puls w okolicach krocza dawał o sobie znać. Pożądanie domagało się zaspokojenia. Założyłem prezerwatywę i pocałowałem jej miękką szyję, po czym zacząłem ostrożnie zagłębiać się w nią. Jej ciało delikatnie wygięło się, a z gardła wydobył się jęk. Tak wspaniale się czułem. Wchodziłem w nią powoli i subtelnie. Jej powieki drżały. Ścisnęła je.
Starałem się być delikatny, lecz moje pożądanie, nad którym nie mogłem zapanować, cały czas rosło. Nasze ciała idealnie współgrały ze sobą. Nasze ruchy z każdą stawały się coraz szybsze. W końcu eksplodowałem w niej, a wtedy i ona jęknęła głośniej.
Przez chwilę zostałem tak w tej samej pozycji, dysząc ciężko, po czym zszedłem z niej.
<~>
Wyszedł z sypialni w samych bokserkach, a ja podniosłam się do pozycji siedzącej, patrząc na skotłowaną pościel. Westchnęłam.
Czy to cokolwiek zmieniło?, zapytałam samą siebie w myślach.
Wyciągnęłam spod poduszki piżamę i ubrałam się, po czym ponownie położyłam do łóżka. Nie miałam nawet siły zbierać ciuchów, które walały się po całej sypialni. Moje policzki w dalszym ciągu pałały. Wlepiłam wzrok w sufit, nie myśląc o niczym. Nie żałowałam. Tego mogłam być pewna. Nagle do środka wszedł Zayn i usiadł na łóżku. Spojrzałam na niego i pierwsza przerwałam ciszę:
- Wiem, żałujesz i jest ci przykro - powiedziałam gorzko.
Uśmiechnął się smutno.
- Szkoda.
- Co szkoda?
- Że tak o mnie myślisz.
Wsunął się pod kołdrę obok mnie, po czym przytulił się do mnie, kładąc rękę na moim brzuchu.
- Niczego nie żałuję - powiedział z całą stanowczością.
*
Gdy się obudziłam, Zayna przy mnie nie było. Wstałam z łóżka, poprawiając brzeg piżamy, którą miałam na sobie i wyjęłam z szafy jakieś ciuchy, lecz zanim jeszcze udałam się do łazienki, rozejrzałam się po wszystkich pokojach. Nie było go nigdzie. Tak samo jak jego butów.
Ścisnęłam powieki, nie pozwalając emocjom na wzięcie góry.
Może wyszedł tylko się przejść?...
Tak, wmawiaj sobie, idiotko.
Zrobiło mi się cholernie przykro. Przez chwilę... naprawdę moment... myślałam, że to coś dla niego znaczyło. Pomyliłam się i to bardzo. Poczułam się... po prostu wykorzystana.
Co? Przespał się ze mną, a potem sobie poszedł??
Wzięłam szybki prysznic i zrobiłam poranną toaletę. Nagle mój wzrok zatrzymał się na bransoletce z przywieszkami. Jedna z nich - ta w kształcie kostki Rubika - była "prezentem" od Zayna. Miała bowiem w środku wbudowany nadajnik GPS, dzięki któremu by mnie namierzył, gdybym tylko mocno ścisnęła przywieszkę.
Czy powinnam ją ubrać??
Po chwili namysłu założyłam ją, gdy nagle poczułam ogłuszający ból i padłam bez czucia na zimne płytki w łazience.
Szczerze przyznam, że ostatnio bardzo (może nawet zbyt) krytycznie podchodzę do wszystkiego, co robię, dlatego z pisaniem też nie jest najlepiej. Czasami mam ochotę po prostu wypieprzyć do kosza cały folder "Opowiadania" z pulpitu. -.- Naprawdę nie wiem, co jest tego powodem; ostatnio po prostu nic mi się nie podoba. :/ Dlatego teraz jedyne, o co mogę Was prosić, to szczere opinie pod tym... czymś. :/ I do następnego. ;) Dziękuję, że jesteście ze mną mimo wszystko. :*
PS. Do Wiktorii. Naprawdę nie wiem, co się stało z Twoim komentarzem pod poprzednim postem. 6:00 - był, potem wróciłam do domu 12 godzin później i już go nie było. 'O' Naprawdę nie wiem, jak to się stało. Na szczęście na Gmailu się zachował, to sobie go gwiazdką oznaczyłam, żeby nie zginął. :)

środa, 26 listopada 2014

#26 Zayn cz.2

*
Szliśmy w stronę mojego domu w nieco krępującej ciszy. Oboje byliśmy chyba jeszcze w szoku po tym wszystkim.
Tydzień w domu z obcym mężczyzną. Po prostu pięknie!
Odkluczyłam drzwi i weszliśmy do środka.
- Napije się pan czegoś?
- Mów mi Zayn. Skoro mamy spędzić razem trochę czasu, to chyba będzie wygodniej.
- Oczywiście. [t.i.].
Uścisnęliśmy sobie dłonie i udaliśmy się do salonu.
- Jak długo to może potrwać? - spytałam z obawą.
- Nie wiem - odparł. - Myślę, że nie więcej niż tydzień. Właściwie już byśmy go mieli, gdyby nie to, że jego parszywej gęby nie ma w naszej bazie danych. Grasz? - zmienił nagle temat, wskazując na znajdujący się w głębi fortepian.
Już miałam przytaknąć, gdy nagle jakieś przeczucie kazało mi odwrócić pytanie:
- A ty?
- Ja pierwszy zapytałem.
Westchnęłam.
- Na fortepianie, skrzypcach, altówce i flecie poprzecznym. Pracuję w operze. Teraz ty.
- Kiedyś... - Potarł kciukiem palce lewej dłoni. - Kiedyś grałem...
- I co się stało? - zapytałam.
Uśmiechnął się gorzko.
- Sean... mój ojczym... znaczy się, ten, który cię przesłuchiwał... miał wobec mnie inne plany. Chciał, żebym został gliną, i tak się stało.
Miałam ochotę zadać kolejne pytania, lecz widziałam, jak trudny jest to dla niego temat, dlatego postanowiłam więcej nie drążyć. Czułam po prostu, że i tak dowiedziałam się więcej niż powinnam.
-5 DNI PÓŹNIEJ-
Usiadłam na kanapie w salonie z dwoma kieliszkami i butelką wina.
- Napijesz się? - zapytałam Zayna, napełniając szkło bordową cieczą.
- W pracy nie piję - odparł, uśmiechając się.
- Ach, no tak... - westchnęłam. - Już prawie zapomniałam, że mam bodyguarda.
Zaśmiał się, siadając obok ze szklanką soku pomarańczowego.
- Aż tak ci źle? - spytał, robiąc swoją słodką minkę.
- Nie, oczywiście, że nie! - zaprzeczyłam żywo i zaczęłam wyliczać na palcach: - Ma mi kto nosić zakupy, nie jestem wieczorami sama, wreszcie ktoś z przyjaciół, których nigdy nie posiadałam, chodzi na moje koncerty... Po prostu bajeczne życie. Co ja zrobię, gdy cię nie będzie, Zayn?
Mogło to zabrzmieć jak sarkazm, ale wcale tak nie było. Im dłużej pilnował mnie na każdym kroku, im więcej czasu razem spędziliśmy, tym bardziej czułam, jak się do niego... przywiązuję. Nie chodziło tu tylko o zwyczajne przyzwyczajenie... Coraz częściej nawiedzały mnie myśli, że naprawdę chciałabym, żeby został ze mną na zawsze. Stawał się dla mnie kimś naprawdę ważnym i nie wyobrażałam sobie, jak się bez niego obędę. A przecież dzień naszego rozstania zbliżał się nieubłaganie...
Na chwilę zapadła cisza, podczas której brunet intensywnie się we mnie wpatrywał. Upiłam łyk wina. Czasami naprawdę miałam wrażenie, że on widzi i wie więcej, niż się przyznaje.
- Kiedy to się skończy? - zapytałam. - Zayn, nie ma żadnych postępów. Może po prostu sobie odpuścił?
- Wątpię. Myślę, że on po prostu czeka, aż zostaniesz sama, i wtedy zaatakuje.
- Czyli co? Jeżeli dalej nie ruszycie ze śledztwem, stanę się przynętą?
Przyłożył palec do ust, kończąc temat.
- Zagraj dla mnie. Proszę - odezwał się po chwili.
- A zagrasz ze mną?
Popatrzył na mnie po raz kolejny.
- Nie.
- To nie.
Przewrócił oczami.
- Okej.
Uśmiechnęłam się zadowolona pod nosem.
Usiedliśmy przy instrumencie i rozgrzaliśmy palce.
- Więc co proponujesz? - zapytał.
- Hm... Może Debussy?
- A konkretnie?
- Ty proponuj.
- Może Światło Księżyca*?
- Jakbyś czytał mi w myślach.
Przyłożyliśmy palce do klawiatury.
- Wiesz, dawno nie grałem, więc...
- W porządku.
Zaczęliśmy grać. Czyste, spokojne dźwięki wypływały spod naszych palców. Zayn świetnie grał. Jakby miał to we krwi. Naprawdę szkoda, że taki talent się zmarnował.
Po kilku minutach skończyliśmy, a wtedy się zaśmiał:
- Tylko nikomu nie mów, bo będę miał przesrane na komisariacie.
Uśmiechnęłam się smutno.
- Przykro mi - powiedziałam po chwili. W tych dwóch słowach kryło się wszystko.
Chwyciłam jego dłoń. Siedzieliśmy tak przez chwilę, po czym gwałtownie poderwał się z miejsca.
- Już późno, chodźmy spać.
Popatrzyłam na niego i wtedy zrozumiałam, że poznałam ten skrawek jego duszy, którego tak skrzętnie ukrywał przed wszystkimi...

*Jeśli ktoś ciekawy brzmienia... <klik>
Jakoś tak romantycznie mi się zrobiło. Może to przez to, że nie wiem, jak u Was, ale u mnie leci ten Debussy. ;3 Ta część jest chyba najspokojniejsza ze wszystkich. W następnej zacznie się dziać, co mogę Wam obiecać. :)
Wiem, jestem marudą, co pokazałam w poprzednim poście. ;)
Szalone, co się działo ostatnio z wyświetleniami, których w niedzielę pobiliście rekord (227!), a wczoraj i przedwczoraj też było całkiem nieźle. ;) Pokażcie mi, proszę, ilu Was jest. :)
Następna część nie wcześniej w weekend, bo będę naprawdę bardzo zajęta. :*

piątek, 21 listopada 2014

#26 Zayn cz.1

Miał być Niall i ten pomysł naprawdę siedzi mi w głowie, ale wzięło mnie na Zayna, to go napisałam. Przepraszam za błędy, jak coś (pisane na telefonie).
Tak btw. Powiedzcie mi może, czym się powinnam sugerować. Komentarzami, co by znaczyło, że nie ma Was prawie wcale czy też wyświetleniami, bo to by z kolei oznaczało, że jest Was dużo? Nie wiem... Może nie macie czasu przez szkołę, co ja absolutnie rozumiem. W takim razie dlaczego ja mam poświęcać swoje cenne minuty na blogowanie?
Komentarze motywują, a ostatnio jest ich coraz mniej. Czasu wolnego mi też brakuje, a bez motywacji nie mam prawie w ogóle chęci do pisania.

Nagle ze snu wyrwało mnie dość nieprzyjemne uczucie, jakby nagle ktoś odciął mi dopływ tlenu. Nie mogłam oddychać. Cała moja twarz była przykryta poduszką. Zaczęłam się rzucać i szarpać, ale nic to nie pomagało. Chwyciłam napastnika za nadgarstki i wbiłam w nie swoje długie paznokcie. Drapałam, dopóki nie puścił, a wtedy zrzuciłam poduszkę z twarzy i z całej siły wrzasnęłam:
- Pomocy!!!
Napastnik popatrzył na mnie i po prostu uciekł przez okno. Długo nie mogłam się uspokoić. Skuliłam się przerażona, kołysząc jak w chorobie sierocej.
* * *
Weszłam do komisariatu wraz z moim sąsiadem – Charlie’m, który tamtej feralnej nocy usłyszał mój krzyk i przyszedł do mnie. Boże, dzięki ci za takiego sąsiada!
Usiadłam naprzeciwko komisarza, który miał mnie przesłuchać, nerwowo zdrapując lakier z paznokci, które – tak na marginesie – wyglądały okropnie całe poobgryzane. Ten mężczyzna miał około pięćdziesięciu lat, już nieco przerzedzone i posiwiałe, czarne włosy i wysportowaną sylwetkę. Uśmiechał się do mnie przyjaźnie, co dodawało mi nieco odwagi i otuchy.
- Więc co się stało? – zapytał, chwytając długopis.
- Bo ja… dzisiaj w nocy… - Potarłam palcami czoło i wzięłam głęboki wdech dla uspokojenia. – obudziłam się i… poczułam na twarzy… poduszkę… Ktoś mnie dusił… Myślałam, że się… uduszę… - Łzy spłynęły po moich policzkach. Policjant bez słowa wyciągnął w moją stronę pudełko z chusteczkami. Wyjęłam z niego jedną z nich, otarłam łzy i kontynuowałam: - Zaczęłam się rzucać i drapać… w końcu udało mi się go odepchnąć, a wtedy uciekł przez okno.
- Dobrze. A ma pani może jakieś przypuszczenia… kto to może być? Nie wiem… cokolwiek?
- Nie… Myślę, że nie mam wrogów…
- W porządku. Proszę mi powiedzieć. Miał może maskę, kominiarkę czy coś podobnego?
- Nie…
- Czyli widziała pani jego twarz?
- Przez chwilę, ale było ciemno i nie wiem, czy…
- Momencik.
Wcisnął przycisk na telefonie stacjonarnym, pochylając się lekko nad nim.
- Zayn, mogę cię prosić?
Puścił guzik, a po dosłownie kilku sekundach do pomieszczenia wszedł średniego wzrostu brunet o ciepłym spojrzeniu czekoladowych oczu.
- Pójdzie pani z nim, dobrze? Spróbujemy wykonać portret pamięciowy, a wtedy na pewno szybko dorwiemy tego sukinsyna.
Skinęłam tylko głową i dałam się poprowadzić brunetowi do pomieszczenia obok.
Usiadłam przy biurku obok niego, a wtedy zapytał:
- Miał on może jakieś specyficzne rysy twarzy? Nie wiem... azjatyckie?
- Nie, on... raczej był stąd...
Trwało to dosyć długo. Wszystko, co mu opowiedziałam, skrupulatnie wprowadzał do komputera, aż ta twarz faktycznie zaczęła przypominać napastnika.
Nagle poczułam wibracje w kieszeni.
- Przepraszam, może z pracy.
Wyjęłam urządzenie i odczytałam wiadomość, która pochodziła od jakiegoś nieznanego mi numeru:
NAPRAWDĘ MYŚLISZ, ŻE ONI MOGĄ CI POMÓC?
Z przerażenia upuściłam komórkę na biurko, zakrywając usta dłonią.
- Co się stało? - zapytał mężczyzna.
- Niech pan zobaczy. - Podsunęłam mu telefon.
Przeczytał esemesa i uśmiechnął się.
- No to chyba go mamy.
- Jak to?
- Numer telefonu łatwo namierzyć. O ile jest włączony.
*
- Kurwa! - przeklął, nerwowo ciągnąc za końcówki swoich włosów, po czym po raz kolejny pochylił się, spoglądając do komputera swojego kolegi.
- Przykro mi, Zayn. Nic nie poradzimy na to, że wyrzucił telefon do Tamizy.
Brunet potarł twarz dłońmi, głośno nabierając powietrza do płuc.
- I co teraz? - zapytał retorycznie. - Nie mamy niczego oprócz tego portretu pamięciowego, bo wątpię, żeby zostawił jakieś ślady na miejscu przestępstwa, skoro był na tyle mądry, żeby pozbyć się telefonu, zanim go namierzyliśmy.
Nagle do pokoju wszedł policjant, który mnie przesłuchiwał.
- Zayn, mam nadzieję, że niczego sobie nie zaplanowałeś na kolejny tydzień.
- Nie, a dlaczego?
- Bo będziesz ochraniał pannę [t.i.].

sobota, 15 listopada 2014

COŚ #2

Ta notka będzie chyba dłuższa niż to "Coś"...
Poniżej przedstawiam Wam coś, co ogarniecie w dosłownie 15 sekund. Ostatnio trafiłam na I Knew You Were Trouble zupełnie przypadkiem; praktycznie już zapomniałam o tej piosence. I po kilkukrotnym przesłuchaniu jej zaczęły mi do głowy przychodzić myśli, których kumulację macie na dole. :)
Już kiedyś coś podobnego się na tym blogu pojawiło, poniżej macie link. Niewiele takich rzeczy tutaj zobaczycie, ale od czasu do czasu mogą się pojawić. ;)

PS. Nie wiem, kiedy pojawi się coś nowego. Zapewne nie macie zbyt wiele czasu na czytanie, bo komentarzy jest coraz mniej, więc może nie będę tego czasu Wam zabierać. Pomysły mam, za to chęci coraz mniej. Zobaczymy. :)



Wyglądam przez okno, kierując tępy wzrok przed siebie. I przez... ułamek sekundy znowu widzę jego czerwony samochód na podjeździe. Gwałtownie odwracam wzrok.
Nie chcę...
To wszystko powraca w takich właśnie migawkach. Krótkich kadrach z mojego życia. Ironia. Wcale nie boli najbardziej to, że mnie zranił. Bolą te myśli dręczące mnie każdego dnia. Kalejdoskop wspomnień. Dobrych wspomnień...
To wszystko działo się tak szybko... Jedno spojrzenie, słowo, gest... Nieważne. Nieważne, co powiedział albo co zrobił. To uczucie przyszło wraz z nim. Wraz z jego obojętnością, którą raczył mnie obdarzyć. I może właśnie ona sprawiła, że bardziej mi zależało. Może czułam, że coś jest nie tak. Może po prostu to przydeptałam. Zdusiłam ten ogień, aż wybuchł tuż pod moimi stopami. A teraz moja dusza leży na zimnej, twardej ziemi, bez uczucia patrząc w niebo, do którego nigdy się nie dostanie. Kiedyś może jeszcze miałabym siłę się podnieść. On mi ją odebrał. Gdzieś tam... głęboko... czułam, że jego świat kręci się zbyt szybko... A ja... dałam się wkręcić w ten krąg, wirując bez chwili wytchnienia. To głupie, ale nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze będę mogła poczuć się w ten sposób. Może po prostu byłam głupia, myśląc: Jak diabeł mógłby pchać mnie w ramiona kogoś, kto przypomina anioła, gdy tylko się uśmiechnie?...
To wszystko... działo się za szybko.
To wszystko... zniszczyło mnie.
I najgorsze w tym wszystkim nie jest to, że straciłam jego, lecz to, że zgubiłam siebie...
Bo nie wiesz, kim jesteś, dopóki nie stracisz wszystkiego, czym jesteś...

wtorek, 11 listopada 2014

#25 Louis cz.5 (ostatnia)

Na początek trochę spamu. ;3
1. Chciałabym Was serdecznie zaprosić na bloga mojej przyjaciółki. Świeżutkiego i jeszcze pachnącego, którego byłam współzałożycielką. :) Ten blog to czysty spontan (tak samo jak ten), dlatego mam nadzieję, że jednak zajrzycie. ;) Na pewno nie będziecie się nudzić, bo tamten blog jest o fotografowaniu i ogólnie o życiu (a nie to, co mój, że czasami przysnąć można, takie nudy. :D <only joking> ^^). W każdym razie, mam nadzieję, że wejdziecie, a myślę, że perspektywa kiedyś tam w przyszłości obejrzenia moich zjaranych zdjęć, które możliwe, że kiedyś się pojawią, jest kusząca. ;)


2. A tutaj bardzo krótko. Wejdźcie, a nie pożałujecie. Naprawdę piękny blog, dziewczyna, która go prowadzi, ma niewątpliwie wielki talent (taki, którym ja niestety nie grzeszę ;3). Naprawdę niewiele jest takich blogów, a szkoda.



A teraz już przechodząc do Lou... Właściwie w pierwszej wersji ta część wyglądała zupełnie inaczej (oj, bardzo bardzo inaczej, wierzcie mi ;)), ale Wasze komentarze mnie natchnęły i zupełnie ją zmieniłam. Dlatego serdecznie dziękuję ann horan, która głównie się tu przyczyniła do takiej a nie innej zmiany i tę część właśnie jej dedykuję. :*

- Przestań, to nic złego - wyszeptał.
- Harry... - próbowałam jeszcze zaprotestować, ale wtedy jego rozgrzane wargi naparły na moje.
Przez chwilę stałam tak bez ruchu. Zbyt wiele myśli kłębiło się w mojej głowie naraz. Czułam, że tego nie chcę, a jednocześnie nie miałam zamiaru sprawiać przykrości Harremu. Jego uścisk nieco się rozluźnił i wtedy postanowiłam zaryzykować. No bo niby co stało na przeszkodzie? Skoro poddałam się Louisowi, to dlaczego Harremu by nie? Sytuacja teoretycznie była taka sama. Też ledwo zamieniliśmy ze sobą kilka zdań w życiu, też się prawie nie znaliśmy.
Zsynchronizowałam ruchy swoich warg z jego i wtedy ten pocałunek wydał mi się cholernie przyjemny. Ciepły, czuły, tkliwy, wręcz wymarzony. Miał tylko jedną wadę: to nie Louis stał tak blisko mnie, to nie jego miękkie wargi drażniły moje, to nie jego palce były wplecione w moje włosy, to nie jego ciepło czułam tuż obok. To po prostu nie był On. Nie czułam tego samego, co z nim. To nie TO.
Po chwili (co prawda niechętnie) oderwał się ode mnie i wtedy dotarło do mnie, co tak naprawdę się stało. Czułam się, jakbym zdradziła Louisa. I to do tego z jego najlepszym przyjacielem. Jak to banalnie brzmi...
- Przepraszam, Harry - wyszeptałam. - Poniosło mnie. Przepraszam.
Wyszłam z jego mieszkania, nie oglądając się za siebie. Opuściłam budynek, siadając na stopniach prowadzących do drzwi, i skuliłam się. Miałam ochotę po prostu wybuchnąć szyderczym śmiechem. Poczułam się, jakby życie właśnie sobie ze mnie perfidnie zadrwiło.
Nagle poczułam, jak ktoś siada obok mnie i obejmuje. Spojrzałam na tę postać i zobaczyłam Harrego. Pogładził moje okryte kurtką ramię.
- Dlaczego to zrobiłeś?... - jęknęłam, uderzając czołem o złączone kolana.
Zupełnie nieświadomie powtórzyłam pytanie zadane jeszcze kilka godzin temu Louisowi.
- Pierwszy raz nie wiem, co powiedzieć - zaśmiał się.
- Prawdę - odparłam. - Tylko prawdę.
- Wszystko, co we mnie siedzi, zabrzmi głupio - szepnął. - Może faktycznie mnie poniosło, ale nie żałuję. Pokochałem złą osobę i dopiero ten pocałunek mi to uświadomił. [t.i.]... - zaczął, ale przerwałam mu:
- Harry, do tego nie powinno dojść...
- Dlaczego?
Spojrzałam na niego, a wtedy delikatnie przesunął opuszkiem kciuka po moim policzku.
- [t.i.] - odezwał się - nie widzę żadnego powodu, dla którego do tego nie powinno dojść.
- A Chelsea? - zapytałam, na co zasępił się trochę.
- Chcę zapomnieć - powiedział, a wtedy jego twarz rozpogodziła się - a ty możesz mi w tym pomóc, wiem to.
Otworzyłam usta, lecz wtedy przerwał nam głos za moimi plecami:
- Szybko się pocieszyłeś.
Odwróciłam się i zobaczyłam Chelsea, która aż kipiała ze złości. Nawet jej się nie dziwiłam.
- Chelsea - zwróciłam się do dziewczyny - to nie tak, jak myślisz...
- A niby jak?! Ja tu przychodzę, żeby się pogodzić i co widzę?! Mojego byłego, który ponoć mnie kocha, z moją "przyjaciółką"! A Louis w ogóle wie? - Uśmiechnęła się chytrze. Moje policzki przybrały odcień purpury. - Ładne rzeczy się tu dzieją!
Odeszła gniewnym krokiem, a ja siedziałam tak skamieniała, nie mogąc z siebie nic wydusić.
- O co chodzi z Louisem? - Harry potrząsnął mną. - [t.i.], o co?! - krzyknął rozpaczliwie.
Moje oczy wypełniły się łzami, którym jednak nie pozwoliłam spłynąć.
- Przepraszam, Harry - wyszeptałam i odeszłam. Czułam się bardziej beznadziejnie niż skazaniec prowadzony na śmierć. Dla mnie już nie było nadziei.

Nie miałam pojęcia, co ze sobą zrobić, dlatego udałam się do kawiarni, gdzie liczyłam na to, że spotkam Nialla. Na szczęście zajmował to samo miejsce, co gdy widziałam go po raz ostatni.
Usiadłam naprzeciwko niego, uderzając głową o stół.
- Co się stało? - zapytał, wyraźnie zmartwiony. - Coś z Harrym?
- Raczej ze mną. Całowaliśmy się, a potem zobaczyła nas Chelsea. I błagam, o nic nie pytaj. Jestem idiotką. Teraz nie mam ani Louisa, ani przyjaciółki, ani Harrego. Perfekcyjnie po prostu, spieprzyłam.
Na chwilę zapadła cisza. Przynajmniej między nami, bo dookoła panował gwar, jak to w kawiarni. Ani na moment nie odkleiłam czoła od powierzchni stolika. Nie miałam na to ani siły, ani ochoty.
- Jak to się stało? - zapytał po chwili.
- Nie wiem. Właściwie, to... - jąkałam się - on mnie pocałował... A ja głupia... Ja nie chciałam... on mnie...
- Co? Zmusił?
- Nie, po prostu... przytrzymał. Nie chciałam... Potem wybiegłam, on za mną i tak zastała nas Chelsea.
- A co z Louisem? - zapytał.
- Louis, Louis... - rozmarzyłam się na moment. - On mi tego nie wybaczy, a mi tak cholernie zależy! - krzyknęłam prawie, aż kilka osób jednocześnie na nas spojrzało. - Jestem idiotką, że mu wcześniej nie powiedziałam. Nie wybaczy mi tego wszystkiego.
- Skąd ta pewność? - usłyszałam tuż nad głową jego głos i podniosłam ją.
- Louis... - poruszyłam bezgłośnie wargami.
- W rzeczy samej - odparł.
Niall usunął się bezszelestnie, a szatyn zajął jego miejsce. Wtedy zrozumiałam, dlaczego z Harrym nie mogłam całować się jak z nim. To jego widok przyprawiał mnie o szybsze bicie serca, to jego wzrok bezwstydnie palił moje policzki. To jego dotyk sprawiał, że czułam się bezpieczna. To z nim chciałam być.
- Louis... - jęknęłam. Łzy same wypłynęły na moje policzki. - Miałeś rację. Miałeś cholerną rację. Nie powinnam była cię wtedy wypuścić. Dlaczego wyszedłeś? Ja naprawdę nie potrzebowałam tego czasu... tylko ciebie... A teraz wszystko się spieprzyło... Ty już mnie nie będziesz chciał po tym, co ci powiem... - szlochałam..
- Nie musisz mi już nic mówić. Chelsea zrobiła to za ciebie.
- Czyli już wiesz?
- Praktycznie nie wiem nic, oprócz tego, że siedzisz tu i płaczesz, jakbyś się właśnie przespała z Harrym, a my byśmy byli co najmniej małżeństwem i tłumaczyłabyś mi się ze zdrady.
Spojrzałam przez niego jak przez mgłę. Tak się właśnie czułam. Jakbym go zdradziła.
- Louis, ja...
Wtedy podeszła do nas jakaś grupa dziewczyn i poprosiła o autograf. Patrzyły na mnie jak na kretynkę, z zawiścią i zazdrością. Otarłam łzy dłońmi. Nigdy nie czułam się bardziej idiotycznie.
Odeszły, a wtedy po raz kolejny na niego spojrzałam.
- No nie płacz już! - skarcił mnie. - Jakoś mi się wierzyć nie chce w to, co naopowiadała mi Chelsea, i wiesz co? Jakoś mnie mało obchodzi, do czego doszło między tobą a Harrym. - Wytrzeszczyłam oczy. - Mogłaś się z nim nawet przespać. Musisz tylko teraz wybrać, którego z nas wolisz, bo że Harry na ciebie leci, to wiedziałem do momentu, kiedy po raz pierwszy na ciebie spojrzał.
Nie musiałam nawet zastanawiać się nad odpowiedzią. Chwyciłam obie jego dłonie, splatając nasze palce.
- Obiecaj mi coś - nakazałam półgłosem.
- Co?
- Że po tym wszystkim nic się nie zmieni. Że będziesz dla niego przyjacielem. Że będziesz go wspierał i pomożesz mu się dźwignąć po tym rozstaniu z Chelsea. Że nie pozwolisz się odepchnąć i nie pokłócisz się z nim, bo ci tego nie wybaczę.
Ścisnął moje dłonie.
- Czy to znaczy, że...? - spytał niepewnie.
Pochyliłam się w jego stronę przez stół i pocałowałam go. I wtedy już było idealnie. Ten pocałunek nie miał wad. Wszystko było idealne. Idealny był on, idealny był smak jego ust. Wszystko.
Po chwili odsunęłam się od niego, zajmując z powrotem swoje miejsce.
- A teraz mi powiesz, co było między tobą a Harrym? - zapytał z obawą.
Zaśmiałam się, tuląc wierzch jego splecionej z moją dłoni do swojego policzka. Jednocześnie gdzieś tam kłuła mnie szpilka, że to, co powiem, niewątpliwie sprawi mu ból.
- Całowaliśmy się - powiedziałam cicho. - A właściwie, on mnie pocałował. Przepraszam.
W kąciku mojego oka błysnęła łza. Starłam ją szybko, puszczając jego dłonie.
- Wybaczę ci wszystko, ale przestań już płakać! - zaśmiał się nieco nerwowo.
Uśmiechnęłam się, a w głowie miałam tylko jedno: szczęście.
Hej, jak tam u Was? Bo u mnie pracowicie, ale nie narzekam. ;)
Tak naprawdę ta część w oryginale nie była ostatnią, bo dopisałam jeszcze jedną, w której Louis i [t.i.] są mega szczęśliwi (rozumiecie, takie cukiereczki; normalnie rzygam tęczą ;3), ale cholera... wszystko mi się skasowało i to przez własną głupotę! Tym razem nie nawalił sprzęt. Ja zje*ałam i to po całości. :( Może jak mi się będzie chciało i jak znajdę czas, to to odtworzę, ale nie wiem, bo nienawidzę pisać dwa razy tego samego. :/ Jak nie, to w najbliższym czasie możecie się spodziewać obiecanego Nialla, ale sama nie mam pojęcia kiedy. Ten tydzień (mimo wszystko) mam bardzo napięty (dwa konkursy, no i jeszcze zwykłe obowiązki szkolne). Nie wiem, jak ja się z tym wszystkim ogarnę, dlatego liczę tylko na Waszą wyrozumiałość. :*
PS. Zaległości na Waszych blogach nadrobię... W bliżej nieokreślonym czasie, ale nadrobię. :)

piątek, 7 listopada 2014

#25 Louis cz.4

Nie mogłam go zrozumieć. Gdy mnie całował.. czułam, że jestem dla niego ważna, że mu naprawdę zależy. Z drugiej jednak strony gdy poprosiłam go o czas, po prostu wyszedł, zachowując się jak jakaś obrażona paniusia. To obchodzę do czy nie? Niech się zdecyduje!
Zacisnęłam szczękę i powieki, wydając z siebie stłumiony krzyk irytacji.
Gdy w końcu odreagowałam agresję, spróbowałam jakoś doprowadzić swoje myśli i emocje do porządku.
Cholera, spieprzyłam...
Odesłałam faceta, któremu na mnie zależało. Miał prawo tak się zachować.
Nie, cholera, co ja chrzanię?
Byłam tak rozstrojona emocjonalnie, że nie mogłam nawet dokończyć wycierania podłogi.
Nagle do domu wpadła Chelsea. Była wyraźnie zła. W dłoni trzymała telefon i wykrzykiwała jakieś pojedyncze zdania do słuchawki:
– Nie moja wina, że ten idiota...! Tak, dokładnie! To, co słyszałaś!... I co teraz? No jak to, co teraz? A co miałam zrobić? Skończyłam to. Mówiłam mu, żeby się nie zakochiwał!... Trudno, przejdzie mu. Nikt mu nie kazał.
Trzasnęła tylko drzwiami swojego pokoju i tyle ją widziałam.
Nie wiem, co jej zrobię, jeżeli zerwała z Harrym, bo się w niej zakochał!
Zostawiłam mopa i wiaderko na środku kuchni i wybiegłam z mieszkania, chwytając tylko czarną ramoneskę i torebkę. I co teraz? Nie znałam ani jednego numeru ani adresu zamieszkania chłopaków.
Poczułam chłód późnowrześniowego wiatru, więc założyłam na siebie ramoneskę. Torebkę przewiesiłam sobie przez ramię i po prostu poszłam przed siebie. Skoro nie mogłam w inny sposób wyładować swojej złości, to postanowiłam choć trochę ją "rozchodzić".
Życie jest popieprzone. Cholernie popieprzone. Każdy chce być szczęśliwy, ale dla każdego też to szczęście znaczy coś innego. Idiotka Chelsea zerwała z mega chłopakiem, bo się w niej zakochał. A ja co? Miałam mętlik. Podobał mi się Louis. Było w nim coś wyjątkowego, coś, co mnie do niego przyciągało. Lecz z drugiej strony... bałam się angażować w związek z kimś takim jak on. Znanym. Z milionami fanów.
No i... nauka. Miałam się tu uczyć, a nie zakochiwać. Dlaczego to musi być takie trudne?
Zaczynało mżyć, dlatego wstąpiłam do malutkiej kawiarni na rogu i zamówiłam sobie małą filiżankę herbaty i ciastko francuskie. Siedziałam w samym rogu, nie chcąc zwracać niczyjej uwagi. Przymknęłam oczy, podpierając głowę dłońmi, i w ten oto sposób próbowałam pozbyć się Louisa z mojej głowy:
No, już, wyłaź! Kto ci pozwolił tu wejść?! Nikt cię nie zapraszał!
Niewiele pomogło (czytaj: wcale). Rozmasowałam pulsujące skronie i upiłam łyk herbaty z filiżanki, po czym wzięłam się za ciastko francuskie z jabłkiem. Zjadłam całe, dopiłam napar i po prostu siedziałam. Na dworze już się przejaśniło, ale jakoś nie miałam ochoty wychodzić. Nagle do kawiarni wszedł nikt inny jak Niall we własnej osobie. Był zamyślony i jakiś ponury, co zupełnie do niego nie pasowało. Gdy mnie zobaczył, jego twarz nieco się rozpromieniła. Pomachałam mu, po czym gestem ręki pokazałam, żeby podszedł.
Pocałował mnie w policzek i zajął miejsce naprzeciwko.
– Słyszałaś o Chelsea i Harrym? – zapytał.
– A więc to prawda?
– Niestety tak.
– I co teraz... z nim?
– Nie wiem. Myślę, że jakoś to dźwignie. W końcu to Harry Styles. – Uśmiechnął się blado.
– Czy ja mogę... coś zrobić? Cholera, gdzie on mieszka? Muszę z nim pogadać. Z was wszystkich chyba najdłużej znam Chelsea – mówiłam rozgorączkowana. Chciałam do niego pójść. Chociażby po to, żeby razem z nim zrównać Chelsea z ziemią.
– Tutaj. – Wskazał palcem na okno. – W prawo, pierwszy budynek po lewej. Mieszkanie numer 14.
– Dzięki.
Wstałam z miejsca, wyciągając z kieszeni jakiś banknot i rzuciłam go na stół. Nie dbałam o to, że prawdopodobnie właśnie zapłaciłam 10 funtów za zwykłą herbatę i ciastko.
* * *
Zapukałam do drzwi. Otworzył po jakichś dwudziestu sekundach. Wyglądał na zmęczonego, ale nic poza tym. W głębi ducha odetchnęłam, bo może to znaczyło, że aż tak bardzo nie przeżył tego rozstania. A może po prostu dobrze to wszystko maskował?
Wpuścił mnie do środka i stanęłam tak w przedpokoju, opierając się plecami o drzwi, jakbym się bała wejść dalej.
– Harry... – zaczęłam – jak się trzymasz?
– Wiesz... – Uśmiechnął się słabo. – Tak się trzymam, żeby się nie puścić.
Uniosłam kąciki warg w najszczerszym uśmiechu, na jaki mogłam się zdobyć.
– Chelsea to idiotka – wyszeptałam.
– Dlaczego? – spytał, świdrując mnie wzrokiem, co było dla mnie nieco krępujące.
– Jest pusta... Nie wiem, na czym polegał wasz układ, ale ja... na pewno nigdy bym... Ech...
– Wiesz, dlaczego się w niej zakochałem? – zapytał, delikatnie przesuwając palcem po szafce na buty. Nie sądziłam, że oczekiwał jakiejkolwiek odpowiedzi, więc milczałam. – Bo gdy była ze mną... była zupełnie inna. Taka ciepła, kochana. Jakbym coś ją obchodził. Była dokładnie taka, jaka ty jesteś na co dzień.
Chyba nie dotarło do mnie to, co powiedział. Patrzyłam tylko na niego, jak się do mnie zbliżał, a myślami byłam naprawdę bardzo daleko.
Chwycił moje nadgarstki na tyle mocno, żebym nie mogła nimi ruszać, lecz żeby jednocześnie nie sprawiało mi to bólu.
– Może niewłaściwą z was wybrałem, co? – zapytał, ocierając się swoimi wargami o moje.
– Harry, co ty robisz? – Chciałam się wyrwać, ale wtedy zorientowałam się, że nie mogę wykonać ani jednego ruchu. – Puść! Nie chcę!
Od razu mówię, że część jest niesprawdzona, tak że przepraszam za błędy, jak coś. Mam nadzieję, że żyjecie po tym (jak dla mnie) męczącym tygodniu i że jeszcze macie siłę tu zaglądać. :D
Jak zawsze liczę na Wasze komentarze. :***

Liebster Award #5

Wow, to już piąta nominacja. Nie spodziewałam się, że kiedyś dostanę jakąkolwiek, a tu już... piąta. :)

Serdecznie dziękuję http://blogonedirectionneverforget.blogspot.com/ za nominację. Samo to, że czytasz, wiele dla mnie znaczy. Dziękuję. :*
1. Jak zaczęła się twoja historia z 1D?
Niezbyt skomplikowanie. Zaczęło się od Kiss you (do dzisiaj uwielbiam tę piosenkę), potem zaczęłam obserwować parę stron na facebooku, a reszta wyszła sama. :)
2. Twój ulubieniec?
Z 1D Harry. ;)
3. Kim chcesz być w przyszłości?
Tłumaczem albo nauczycielką angielskiego.
4. Masz fobie?
Boję się ciemności.
5. Jakie płyty, książki i rożne gadżety z 1D posiadasz?
Mam ich ostatnią płytę i niecierpliwie wyczekuję Four, bo ją też zamierzam kupić. Poza tym mam jeszcze książkę (1D. Tacy właśnie są.), a z gadżetów to tylko (na razie) brelok.
6. Od kiedy jesteś Directionerem?
Od 1. grudnia zeszłego roku, czyli niedługo rocznica. :D
7. Co myslisz o tatuażach chłopców?
Podobają mi się, tylko żeby z nimi nie przesadzili, bo wtedy może przestaną. ;)
8. Ulubiona piosenka?
To dowaliłaś. :O Kompletnie nie mam pojęcia. Co chwila mi się zmieniają. :o No cóż, spróbuję coś wybrać. Na pierwszym miejscu moje ulubione dwie piosenki ever Angels Robbiego Williamsa i Give Me Love Eda Sheerana. Potem jeszcze Photograph (też Eda), Show You, The Weight i Life Of The Party Shawna Mendesa, nie obędzie się też bez The Vamps, czyli Somebody To You, Lovestruck i Cecilia (Can We Dance mam na dzwonku ;3), no i Rixton - Me And My Broken Heart. Dlaczego nie ma tu 1D? Bo zrobiłby się referat. ;3 Ale takie moje ever ever 1D to Story Of My Life, Half a Heart i Over Again. ;)
9. Czujesz sie czasem źle z tym że prowadzisz bloga?
Czasem tak. Jak na przykład publikuję posta, kiedy powinnam się uczyć, a tak się zdarza. :( Cóż, blog to też obowiązek. Mimo wszystko traktuję go raczej jako przyjemność i chętnie tu zaglądam. :)
10. Ulubiony kolor?
Ciemnozielony i indygo. :3
11. Jaki masz telefon?
Nieważne jaki. Ważne, że mnie wkurza. Nie będę mu robić, kurde, reklamy. :@

Jak znajdę czas, to może kiedyś kogoś nominuję. Zresztą. Wy wiecie, że czytam. :*
I jeszcze raz bardzo bardzo dziękuję za nominację. :**** ♥♥♥

niedziela, 2 listopada 2014

#25 Louis cz.3

Tadam, tadam, na zakończenie weekendu oto kolejna część Louisa. ☺
Od razu mówię, że to poniżej to totalny chaos, improwizacja i amatorka, za co z góry przepraszam. Po prostu mój sen chyba tak się niefortunnie skończył (a było to po zakończeniu sytuacji w kuchni), że potem ciężko trudno (poprawna polszczyzna, Paulina! :D) było mi napisać ciąg dalszy, dlatego przepraszam, że wygląda on tak, a nie inaczej. Na moje, to to wszystko dzieje się... za szybko; jakoś średnio mi się podoba (wierzcie mi, że nie pisałabym tak, gdybym tak nie sądziła). Cóż, zrobiłam, co mogłam; teraz Wy oceńcie, na ile mi to wyszło. ✌


Czułam, że chce mnie pocałować, i chciałam tego. Jego oczy patrzyły na mnie tak pożądliwie i z takim uwielbieniem, że chciałam po prostu pozwolić mu złączyć nasze wargi, a tym samym odwdzięczyć mu się chociażby za to spojrzenie. Prawdę powiedziawszy, żadne mężczyzna nigdy nie patrzył na mnie w ten sposób. A Louis był przystojny, nie da się ukryć.
Jego ciepłe wargi przylgnęły łapczywie do moich.
To wszystko... tak cholernie mi się podobało... jednocześnie będąc takie niewłaściwe... Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się... coś takiego. Nigdy nie całowałam się z kimś, jednocześnie prawie go nie znając. Musiałam być pijana. Tak, bardzo pijana.
Nagle przerwał nam osobnik imieniem Niall gwałtownie wpadający do kuchni. Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni, a ja odwróciłam się przodem do blatu.
– Jezu, przeszkodziłem wam? – lamentował blondyn. – Przepraszam, ja chciałem tylko...
– Proszę. – Podałam mu wypełnioną po brzegi miskę.
– Dzięki.
Wyszłam z kuchni zaraz za blondynem i ponownie zajęłam swoje miejsce na kanapie w salonie.
Byłam skołowana. Kręciło mi się w głowie, alkohol i krew szumiały mi w uszach, przez dłuższą chwilę nie mogłam uspokoić oddechu. Wciąż czułam na ustach słodki smak tego pocałunku. Bałam się nawet podnieść wzrok, żeby nikt tego nie zauważył.
(Na szczęście) wtedy z łazienki wyszła Chelsea i liczyłam na to, że może ona odwróci jakoś uwagę chłopaków, zanim doprowadzę się do porządku.
Blondynka zaproponowała grę w butelkę. Nie byłam pewna, czy to dobry pomysł, ale wolałam się już nie kłócić, po pierwsze, żeby nie wyjść na drętwą, a po drugie, bo chłopacy i tak zapewne stanęliby po stronie swojej koleżanki.
Zakręciła, wypadło na mnie.
– Pytanie czy wyzwanie? – zapytała.
– Pytanie.
– Hm... – Zastanowiła się przez chwilę, pukając palcem w policzek. – Którego z nich... – Wskazała na Louisa, Zayna, Liama i Nialla. – chciałabyś pocałować? Tylko bez odpowiedzi: "Nie wiem" albo: "Żadnego". Krótkie pytanie, krótka odpowiedź. Bez kombinowania.
No to wpadłaś, [t.i.].
Poczułam się cholernie niezręcznie. Bo z jednej strony mogłam wskazać na przykład Liama i podać jakiś głupi powód, tak żeby nikt się nie zorientował, do czego doszło w kuchni, lecz z drugiej... czułam, że byłoby to nie fair wobec Louisa. Tak jakbym mu jasno dała do zrozumienia, że ten pocałunek mi się wręcz nie podobał i nic dla mnie nie znaczył, a przecież tak nie było.
W pół sekundy omiotłam twarze chłopaków. Zayn, Liam i Niall uśmiechali się głupawo, a Louis patrzył przed siebie z nieodgadnioną miną.
Popatrzyłam na nich jeszcze raz i nagle wpadłam na najbardziej inteligentny sposób wybrnięcia z tej niekomfortowej sytuacji.
– W policzek? Nialla, bo jest ogolony – zachichotałam, a po chwili roześmiali się też wszyscy.
Zakręciłam butelką i wypadło na Louisa.
– Pytanie czy wyzwanie?
– Wyzwanie.
Alkohol spowalniał pracę mojego mózgu do minimum, dlatego dużo więcej czasu niż zwykle zajęło mi wymyślenie czegoś sensownego.
– Zadzwoń do pierwszej dziewczyny czy też kobiety na literę "M" w swoich kontaktach i powiedz jej, że ją kochasz.
Uśmiechnął się tajemniczo, a Chelsea wyciszyła muzykę. Wyciągnął telefon z kieszeni, a po chwili przyłożył go do ucha.
– Cześć, mamo – odezwał się. – Przepraszam, że tak późno. Chciałem ci tylko powiedzieć, że cię kocham... Nie, nie jestem pijany... Na pewno... Tak, to pa. Dobranoc.
Uśmiechnął się do mnie zwycięsko, chowając telefon do kieszeni spodni, na co ja przewróciłam tylko oczami.
* * *
Tańczyłam sobie właśnie z mopem do DON'T Eda Sheerana, wykonując ruchy podobne do tych w teledysku, gdy nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Ściągnęłam słuchawki z uszu i poszłam otworzyć. Okazało się, że to Louis.
– Cześć – przywitałam się.
– Cześć – odparł. – Możemy pogadać?
– Właściwie, to sprzątałam, ale jasne, wejdź.
Wpuściłam go do środka. Wszedł do salonu i przycupnął na boku kanapy.
– Nie zajmę ci dużo czasu. Chciałem tylko... coś wyjaśnić.
– Okay, więc słucham.
– Wczoraj doszło do czegoś...
– Dopiero wytrzeźwiałeś? – zaśmiałam się histerycznie. Ta rozmowa podążała w zdecydowanie złym kierunku.
– Nie byłem ani trochę pijany i dobrze o tym wiesz – odparł, chowając ręce do kieszeni. Nie na darmo zaczynałam studia psychologii. Wiedziałam, co oznacza ten gest.
– Więc dlaczego to zrobiłeś? – spytałam z pretensjami.
Zaczął wyliczać na palcach:
– Bo mogłem, bo chciałem, bo mi na to pozwoliłaś, bo mi się podobasz. Wyliczać dalej? Tak trudno to zrozumieć, [t.i.]? Nie wiem, co mi takiego odwaliło; zazwyczaj nie jestem taki szybki, ale przez te kilka chwil, kiedy byłaś tak blisko, czułem się, jakbym nigdy w życiu o niczym innym nie marzył.
Przez chwilę stałam jak wryta, po czym wydukałam:
– Ja nawet... tego nie pamiętam.
– Zawsze mogę ci przypomnieć... – odparł, zbliżając się do mnie. Nie uciekałam. Zabrakło mi na to silnej woli. Gdzieś tam w środku przebijał się głos serca, które mówiło, że chcę tego. Że prawdopodobnie już nigdy przy nikim nie poczuję się tak jak przy nim. Chciałam, zupełnie na trzeźwo, tak po prostu, poczuć jego bliskość, jego ciepło. Krzyk rozsądku nie miał tu nic do powiedzenia.
Przesunął kciukiem po moim podbródku. Moja klatka piersiowa zakleszczona pod jego zaczęła unosić się i opadać w coraz krótszych odstępach czasu.
– [t.i.]… – szepnął mi do ucha, aż poczułam mrowienie – boisz się mnie?
Opuszki jego palców błądziły po wrażliwej skórze mojej szyi. Oddychałam coraz szybciej. Wciągnęłam powietrze do płuc, chcąc to powstrzymać, ale mi się nie udało.
– Lou, nie boję się ciebie… i dobrze o tym wiesz…
Zetknął nasze nosy razem.
– Louis… – jęknęłam. Wtedy tak gwałtownie dotarło do mnie, jak blisko mojego znajduje się jego ciało.
Smak jego ust na trzeźwo był nawet jeszcze bardziej przyjemny niż po pijanemu. Nie potrafiłam się opanować. Nagle jego biodra poruszyły się w moją stronę, przyciskając mocniej. Nasze gorące oddechy mieszały się ze sobą, nasze wargi zgodnie współpracowały w jednostajnym tempie. Wciąż chciałam więcej. Nie potrafiłam przestać. Bezszelestnie wsunął mi język do jej ust. Jęknęłam. Zaczął zwalniać, lecz wtedy położyłam mu dłoń na karku, dając znak, że nie chcę, żeby przestawał. Moja druga ręka znalazła się pod jego koszulką, ściśle przylegając do brzucha. Pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. Nagle poczułam, jak podniecona zaczynam drżeć. Moja dłoń ścisnęła jego kark, sama nie mogłam nad sobą zapanować. Wtedy oderwał się ode mnie i spojrzał mi w oczy. Oddychałam szybko i niespokojnie. Moje policzki były całe czerwone.
Szatyn popatrzył na mnie z czułością, po czym przytulił wnętrze dłoni do jednego z nich.
Gwałtownie wyjęłam dłoń spod jego koszulki i resztkami silnej woli, które jakimś cudem udało mi się zachować, chwyciłam jego nadgarstek i odsunęłam jego rękę, po czym potarłam twarz, kończąc na włosach.
– Lou... Ja nic do ciebie nie mam... – zaczęłam i wtedy wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił, jakby już przeczuwał, co miałam mu do powiedzenia – ale daj mi czas... Nie wiem... chyba się pogubiłam... Przyjechałam tutaj na studia... A teraz pojawiłeś się ty i w dwa dni ot, tak – Pstryknęłam palcami. – chcesz wywrócić moje życie do góry nogami...
– Czy ty w ogóle w tym swoim "planie życiowym" – Zakreślił palcami cudzysłów w powietrzu. – przewidziałaś gdzieś miejsce na miłość, zakochiwanie się, bycie szczęśliwą? Na mnie? Chcesz czasu? Okej. Pomyśl tylko najpierw, czy naprawdę go potrzebujesz i czy odpowiedzi nie masz już z góry zaplanowanej – wypowiedział te słowa, a potem wyszedł. Tak po prostu wyszedł. Jakbym była dla niego nikim...
Właściwie, to ta część miała być ostatnią (rozumiecie, miał być słodki happy endzik ;)), ale postanowiłam, że nie zostawię tak wątku Chelsea i Harrego, dlatego to na nim skupię się w następnej części. Lou w niej prawie nie będzie, niestety. Jeszcze nie wiem, ile całe to opowiadanie będzie miało części. Już miałam je kończyć, a tu ciągle do głowy przychodzą mi nowe pomysły. ;)
PS. Zauważyłam, że bardzo często tu wchodzicie; zwłaszcza przez Google (wyświetleń przybywa nawet tym mega starym postom), dlatego mam małą prośbę. Nie ukrywajcie się. Naprawdę bardzo zależy mi na Waszych opiniach. Zwykłe serduszko wystarczy. ;)
PS.2 Zawsze zapominam! Jeżeli chodzi o kontynuację Harrego, to takowa istnieje, ale nie będę jej publikować. Zostawiam drzwi otwarte dla Waszej wyobraźni. Bo może Harry i Shelby jednak będą żyli razem długo i szczęśliwie? Jak myślicie? :)