piątek, 29 sierpnia 2014

#20 Louis & Harry cz.2

Złapałam go dosłownie tuż pod drzwiami wyjściowymi. Z całej siły objęłam go w pasie, tuląc się do jego pleców. Ścisnęłam powieki, starając się zatrzymać dopływ łez.
- Nie wychodź, błagam. Porozmawiajmy.
- O czym? – zapytał drżącym głosem.
- Płakałeś?
- Mazgaj ze mnie. Nie zauważyłaś? – zaśmiał się nerwowo, podciągając nosem.
Przycisnęłam go do siebie jeszcze mocniej.
- Nie mówię nie – powiedziałam cicho. – Po prostu mnie zaskoczyłeś. Nigdy nie myślałam, że ktoś taki jak ty będzie chciał… No wiesz… ze mną…
- Co? Być?
- No właśnie.
- Czyli się wygłupiłem.
- Wcale się nie wygłupiłeś. Cieszę się, że mi powiedziałeś, bo przynajmniej wiem, na czym stoję. Jak już powiedziałam, nie mówię nie. Na razie jesteś dla mnie tylko przyjacielem, ale kto wie? Zależy, jak się postarasz.
- Zrobię wszystko.
- Na początek przestań płakać, bo dwa mazgaje w towarzystwie, to co najmniej o jednego za dużo!
Odwrócił się, stając do mnie przodem.
- Przyganiał kocioł garnkowi – odgryzł się, wyciągając język.
Mój Harry powrócił!
- Mi wolno. Jestem dziewczyną – odparłam, odwzajemniając ten „miły” gest. – Szkoda, że fanki, które uważają cię za chodzący testosteron, cię teraz nie widzą – dodałam złośliwie.
Wyciągnął z kieszeni chusteczkę.
- Ty mnie widzisz, a na tobie mi zależy. Wystarczająca  hańba – stwierdził, wycierając nos.
- Jaka hańba? – obruszyłam się. – Na moje to naprawdę urocze – zachichotałam. – Swoją drogą. Jesteś pierwszym facetem, który płacze z mojego powodu.
- Mam się czuć zaszczycony?
- Jak chcesz. No chodź tu, bo nie mogę na ciebie patrzeć – powiedziałam, otwierając ramiona szeroko i przytuliłam się do niego.
- Taki brzydki jestem? – zapytał chytrze.
- Jeżeli liczysz na to, że zacznę teraz zaprzeczać, to rozkoszuj się rozczarowaniem, Styles.
- Nie ma na ciebie sposobu? – pół-pytanie, pół-stwierdzenie.
- Jest. Po prostu kiepsko szukasz.
- Chyba zacznę uważniej – odparł.
- To zacznij.
Po kilku minutach, które mogłyby trwać wiecznie, odsunął się ode mnie.
- Pójdę już.
- Jasne.
Wpatrywaliśmy się w siebie wyczekująco, jednak żadne z nas nie było w stanie wykonać pierwszego kroku.
- Pocałujesz mnie wreszcie? – zapytałam, zaśmiewając się nerwowo. Przygryzłam wargę ze zniecierpliwienia.
Zrobił krok w moją stronę.
- Chcesz?
Skinęłam głową.
Skręcił, przyciskając mnie do ściany. Ponownie zagryzłam wargę, która zaczęła pulsować, domagając się dotyku, a wtedy on delikatnie przesunął po niej kciukiem, uwalniając spod moich zębów. Powtórzył ruch, a wtedy ja przymknęłam oczy. Objął dłońmi moją szyję, delikatnie muskając moje wargi. Od razu oddałam pocałunek, który krył w sobie więcej słodyczy niż jakikolwiek inny. To było coś innego niż z Louisem. Teraz oboje tego chcieliśmy. Nie udawaliśmy. Nikt nas nie widział. To nie było na pokaz. To było naprawdę.
I tu pojawia się pytanie. Czy wolałam „na niby” z Louisem, którego kochałam czy „naprawdę” z Harrym, który (na razie) tylko mnie pociągał?
Po chwili oderwał się ode mnie i szepnął:
- Dobranoc, El.
- Dobranoc, Hazz – odparłam.
Przycisnął swoje wargi do moich po raz i wyszedł z budynku, a ja odprowadziłam go wzrokiem.
Może jest jeszcze dla mnie jakieś światełko nadziei? Może moja sytuacja nie jest aż tak beznadziejna? Och, Harry… Postaraj się. Pozwól mi zapomnieć o Louisie.
-NASTĘPNEGO DNIA (POPOŁUDNIE)-
Wróciłam do mieszkania z uczelni. Notatki od razu schowałam do odpowiedniej szafki i poszłam do kuchni. Zajrzałam do lodówki, która była prawie pusta. Cholera. Zaburczało mi w brzuchu. Na szczęście po głębszym przeszukaniu szafek znalazłam składniki na jakiś makaron ze sosem. Nagle zadzwonił telefon i pobiegłam do przedpokoju po torebkę. Niestety, aby znaleźć komórkę tym razem musiałam wyrzucić z niej wszystko na podłogę.
- Halo?
- Hej, Eli.
Coś we mnie zadrżało. Tylko jedna osoba na tej pięknej Ziemi mówiła na mnie: „Eli”*.
- Hej, Lou.
- Wiesz… Może poszlibyśmy na jakieś zakupy czy coś? Delikatnie mówiąc, moja lodówka świeci pustkami.
Zaśmiałam się.
- Delikatnie mówiąc, moja też.
- To świetnie. Będę u ciebie za piętnaście minut.
- Lou?
- Tak?
- Właśnie wróciłam z uczelni…
- Tak, wiem. Na obiad też pójdziemy.
Jak tu się w nim nie zakochać?
- To do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Sygnał urywanego połączenia powiadomił mnie o zakończeniu rozmowy.
- Kocham cię – szepnęłam do słuchawki.
* * *
Stałam właśnie przy supermarketowej lodówce, zastanawiając się, które mleko wybrać, gdy nagle poczułam czyjeś ręce ciasno oplatające moją talię, a następnie ciepłe wargi na karku.
- Jakiś problem? – zaśmiał się.
Kąciki moich warg mimowolnie się podniosły, widząc uśmiech na jego twarzy.
- Zasadniczo tak. Nie wiem, które wybrać.
- Weź to. – Wskazał palcem na opakowanie, które trzymałam w prawej ręce. – Jest dobre.
- Ale to ma mniej tłuszczu. – Lekko uniosłam to, które trzymałam w lewej.
- To weź to.
- Ale tamto jest lepsze.
Roześmiałam się. Jego teatralne przewrócenie oczami było niemal słyszalne.
- Czy wy, kobiety, nie macie innych problemów?
Oj, mamy, mamy…
- Zrób wyliczankę  - zaproponował.
- Ty zrób. Nie znam żadnej – zaśmiałam się.
Wypadło na to z większą ilością tłuszczu.
- Przez ciebie będę gruba – westchnęłam, chowając je do wózka.
- Mi tam zawsze się będziesz podobać – szepnął mi na ucho.
Jakiś nieopisany dreszcz przebiegł po moim ciele na te słowa, wypieki pojawiły się na policzkach.
- Dzięki.
Odsunął się ode mnie i wskazał palcem na policzek. Uśmiechnęłam się. Stanęłam na palcach i musnęłam jego skórę wargami.
- Chodź tu – powiedział, przyciągając mnie do siebie.
Następnie pocałował mnie delikatne i z uczuciem. I znowu zaczęłam się łudzić, że wcale nie udaje. Może to głupie, ale tymi chwilami zapomnienia wynagradzał mi wszystko. Nawet to, że nie mogłam liczyć na nic więcej niż przyjaźń. Po chwili niechętnie się od siebie oderwaliśmy, a on oparł swoje czoło o moje.
- Kochasz mnie, Eli? – zapytał szeptem, aż zaczęłam się zastanawiać, czy się nie przesłyszałam.
Patrzył mi w oczy wyczekująco. Byłam tak zaskoczona, że na chwilę po prostu oniemiałam. Dlaczego chciał wiedzieć? Dlaczego tak go to interesowało? Może powinnam wykręcić się przyjaźnią? Nagle ten moment przerwał dzwonek telefonu.
- Boże, znowu? – westchnęłam, rozpinając torebkę.
Tym razem na szczęście byłam mądrzejsza i komórkę schowałam do specjalnie do tego przeznaczonej kieszonki, dlatego znalazłam ją dość szybko. Harry. Cholera. Przygryzłam wargę ze zdenerwowania.
- Coś się stało? – zapytał Lou.
- Nie, nic. Moment. Zapomniałam pomidora. Pójdę.
- Nie trzeba. Ja ci przyniosę.
Pocałowałam go w policzek.
- Dziękuję.
Odszedł, a ja dopiero wtedy odebrałam.

*to sobie wymyśliłam, bo jakoś tak... pasowało :)
Nie widzieliście tego Liama w tle, prawda? xd Chociaż w sumie... dzisiaj jego święto. Niech jest. ;)
Co tu dużo pisać? Komentujcie, bo mam wrażenie, że Was ubywa i nie wiem dlaczego. ☹ Chciałabym chociaż wrócić do tych siedmiu komentarzy. 
Co do kontynuacji Zayna... nie przewidywałam jej, ale jeśli uda mi się coś tam dopisać, to to opublikuję. Sądzę, że byłaby to najwyżej jedna część. :)

wtorek, 26 sierpnia 2014

Liebster Award #4

Zostałam nominowana przez http://effective-zaynmalik-fanfiction.blogspot.com/ za co bardzo, ale to bardzo dziękuję. :*

1.Ulubiony kraj/miasto?
Wielka Brytania/Londyn. :3
2.Masz jakąś fobię ?
Boję się ciemności. :O
3.Od jak dawna piszesz ?
Opowiadania/imaginy od 21. grudnia zeszłego roku. Wcześniej tylko do szkoły.
4.Lubisz wyróżniać się z tłumu?
Raczej nie...
5.Co cenisz w ludziach ?
Poczucie humoru, dążenie do celu i ambicję.
6.Masz nałogi ?
Sądzę, że nie. :)
7.Plany na przyszłość?
Na pewno związane z j.angielskim. Zacznę od studiowania filologii, a potem... się zobaczy. :)
8.Twoja ulubiona książka?
"Drżenie" Maggie Siefvater (i jej dalsze części). ;)
9.Ulubiony zapach perfum?
Świeży, rześki. Niekoniecznie kwiatowy. Może jakiś morski? Sama nie wiem. :>
10.Ulubiony artysta?
Nie wybiorę jednego, bo nie umiem. ;3 Ed Sheeran, Shawn Mendes no i Robbie Williams (tak z sentymentu, bo kiedyś go słuchałam). :)
11. Rzecz bez której nie mogłabyś normalnie funkcjonować?
Łóóóóżżżkkkooooo!!!! :DDD

Moje pytania i nominacje są na drugim blogu. :3

#21 Zayn

Co tu dużo pisać? Dzisiaj spontaniczny Zayn. Napisałam go wczoraj, więc jest świeży (i pachnący). :D Po prostu jakoś mnie naszło i wyszło takie coś. Zachęcam do komentowania poprzedniego opowiadania TUTAJ, gdyż sądzę, że stać Was na więcej niż cztery komentarze. ;) Zapraszam również na nowego bloga z fanfiction TUTAJ. Liczę na Was. ☺ No i piszcie, co sądzicie o tym imaginie i czy podoba Wam się czas teraźniejszy, który w nim zastosowałam. Jakby co, to nie zamierzam zmieniać stylu pisania; po prostu jakoś tak wyszło... "w praniu". ☺ Musiałam po prostu napisać coś na podstawie tej piosenki, bo robi mi się niedobrze, jak czytam te wszystkie komentarze o Larrym... ☹ Pozdrawiam. ♥♥♥


Siedzę i czekam. Dzień jak co dzień. Raczej: wieczór jak co wieczór. Bezsens. Siedzę i czekam. Ale po co? Może z nadzieją, że przyjdzie do domu, a jego koszula nie będzie pachniała Nią? Może licząc na to, że spędzimy razem trochę czasu? A może po prostu, bo jestem głupia? Ciągle się łudzę. Łudzę się, że gdy na świat przyjdzie Andy, to coś się zmieni. ON się zmieni. Na nowo zacznie mnie kochać, nasze małżeństwo przestanie być fikcją, a on przestanie szukać chwil przyjemności w ramionach innej. Cassidy – tak jej na imię. Nadzieja umiera ostatnia. Tak samo jak nadzieja matką głupich. A miłość jest ślepa. I głupia. I kulawa. I ma ogromny brzuch. I siedzi całymi dniami w domu. I ma przystojnego męża – szefa agencji nieruchomości, który co wieczór spotyka się ze swoją ‘koleżanką’. Nie potrafię tego zatrzymać.


Wiem, że nie jestem twoją jedyną,
Ale ciągle będę twoim głupcem,
Jestem głupcem dla ciebie.

Jestem bezradna. Nic go nie obchodzę. Tak bardzo bym chciała… Odeszłabym od niego. Odeszłabym, gdybym go nie kochała. Gdyby gdzieś tam głęboko nie tliła się ta iskierka nadziei. Gdybym nie miała tak wielu wspaniałych wspomnień związanych z Nim. Gdyby mi nie zależało. Zaciskam zęby, hamując płacz. Muszę być silna. Dla Andy. Tak, dla niej.
23:30 – wchodzi do domu.
- Nie śpisz? – wita się ze mną.
- Jakoś nie mogę – odpowiadam z trudem. Tęsknię za Nim. Chciałabym, żeby tak jak kiedyś podszedł do mnie, pocałował, przytulił. – Odgrzać ci kolację?

Nigdy ci nie mówię,
Jak naprawdę się czuję.
Bo nie potrafię znaleźć słów żeby,
Powiedzieć co mam na myśli.

- Nie, nie trzeba. Jadłem już… - jąka się - …w biurze.
Nie kłam. Dobrze wiem, że jadłeś u niej.
- Idź, się połóż – dodaje po chwili. – W twoim stanie powinnaś o siebie dbać.
W jego głosie nie odnajduję ani odrobiny troski. Chce mnie po prostu zbyć.
- Jasne – odpowiadam.
- Zaraz przyjdę – mówi mi na odchodne. – Wezmę tylko prysznic.
Powoli wchodzę po schodach na górę. Udaję się do sypialni i kładę do łóżka. Nie wytrzymuję. Coś we mnie pęka na miliard drobnych kawałeczków. Słone łzy moczą poduszkę. Nie jestem w stanie nad tym zapanować.
Tak bardzo chcę uciec od tego koszmaru. Nie mogę. Boję się. Boję się, że bez Niego sobie nie poradzę. Sam kiedyś w gniewie powiedział mi, że bez Niego jestem nikim. Potem wiele razy mnie za to przepraszał, ale teraz wiem, że miał rację. Rzuciłam dla niego studia. Zajęłam się domem. Byłam szczęśliwa. Do czasu.
Drżącą dłonią dotykam swojego brzucha. Mała Andy kopie, dając znak, że tam jest. Moja mała. Może to malutkie serduszko, które bije we mnie pokocha mnie mocno i bezwarunkowo. Może będzie umiało. Chciałabym. Bo ten człowiek, z którym spędziłam tak wiele cudownych chwil, chyba już nie umie…

„Istnieje miłość, która wybacza wszystko. Istnieje miłość, która kocha bez względu na wszystko. Jak moja. Nie można przestać kogoś kochać tylko dlatego że zranił. Owszem. Pojawia się ból, żal, rozgoryczenie. Ale miłość nie umiera. Nie można się z niej wyleczyć przez kilka chwil cierpienia. Nawet rozstanie jej nie zabija. Więc co? Tęsknota, zapomnienie. Czas wyleczy rany. Czas wylecza z miłości.”

czwartek, 21 sierpnia 2014

Powrót Patrycji

Trzeci post jednego dnia. Szalejem. :D

Z tego miejsca chciałabym Was serdecznie zaprosić na bloga bliskiej mojemu sercu czytelniczki imieniem Patrycja. Była ze mną od samego początku. Poznałyśmy się przez jej bloga i w pewnym sensie przyczyniła się do powstania tego. Jednak jakiś czas temu swojego zawiesiła, lecz teraz powraca (mam nadzieję, że na dłużej) z nowym opowiadaniem, na które bardzo serdecznie Was zapraszam. Możliwe, że już byłyście jej fankami, a jeśli nie, to macie szansę nimi zostać. ;) A oto link:

Ja tymczasem lecę czytać. ;)

Nowy Blog!

Uf... Wreszcie skończyłam 'zabawę' z szablonem, zakładkami, gadżetami itd. . Dlatego więc chciałabym oficjalnie zaprosić Was do niego. Za dosłownie kilka sekund powinien pojawić się post powitalny. Mam nadzieję, że znajdą się osoby, które zajrzą i będą czytać. ;) A tych, którzy jeszcze nie przeczytali poprzedniego posta, oczywiście zapraszam TUTAJ. ☺

#20 Louis & Harry cz.1

Wiem. Miał być Niall, ale chyba nie jestem w stanie go dokończyć. Nie wyrabiam się. Zapisałam stronę (A4) i trochę, a to za mało nawet jak na jedną część. ;c Wybaczcie❣ ✌


- Cześć – pożegnał się ze mną krótkim, przyjacielskim całusem w policzek.
- Cześć – odparłam.
Odszedł, a ja odkluczyłam drzwi mieszkania i weszłam do środka. Wrzuciłam metalowy przedmiot do małej porcelanowej miseczki stojącej na szafce na buty. Cichy brzdęk przerwał ciszę panującą w tym pustym miejscu. Odwiesiłam kurtkę na wieszak i skierowałam swe kroki w stronę salonu. Rozłożyłam się na kanapie, odchylając głowę do tyłu z przymkniętymi powiekami.
Czy to zawsze musi tak wyglądać? Randki, spacery, czułe słówka, pocałunki… Wszystko udawane. Mam dość. Męczy mnie udawanie miłości do kogoś, kogo naprawdę kocham. Tak, to ja jestem Eleanor Calder. A właściwie, to ja jestem tą idiotką, która od trzydziestu pięciu i pół miesiąca udaje dziewczynę Louisa Tomlinsona, tak naprawdę będąc w nim zakochaną. Dlaczego to zrobiłam? Odpowiedź jest prosta. Byłam młoda, głupia. Udawanie jego dziewczyny wydawało mi się w tamtym momencie najłatwiejszym sposobem zarobku. Modest może nie płaci kokosów, ale mi – studentce - wystarczy. Myślicie, że jestem cyniczna? Że zarabiam na oszukiwaniu jego fanek? Może macie rację? Ale ja przecież nie oszukuję, nie kłamię. Nie udaję miłości do niego. Ja go naprawdę kocham. Szkoda, że on mnie nie… I nie chodzi tutaj nawet o Larrego, bo to też bujda zmyślona przez portale plotkarskie. Harry i Lou byli, są i będą przyjaciółmi. Nic więcej. Więc po co w ogóle Elounor? A no po to, żeby nie wzbudzać dalszych podejrzeń i po prostu na amen uspokoić podejrzliwe media. Zatem ani Elounor, ani Larry nie są prawdziwe. Co jest prawdziwe? Prawdziwa jest moja głupota, bo naiwnie wierzyłam, że ten układ przyniesie mi same korzyści. Że nie zakocham się przecież w kimś, kogo dziewczynę mam tylko udawać. Że nie będę cierpieć podczas udawanych pocałunków. Cholera. Pokochałam kogoś, od kogo nie mogę liczyć na wzajemność. Przyjaźń. Tyle nas łączy. Poprawka: tyle go obchodzę. Jako przyjaciółka. Nie powinnam. Nie powinnam go kochać. Nie powinnam się na to wszystko godzić. A teraz? Odliczam tylko dni do końca. Zostało – 17, minęło – 1079. Tysiąc siedemdziesiąt dziewięć dni. Setki UDAWANYCH pocałunków, setki UDAWANYCH randek. Przynajmniej z jego strony. Bo ja nie udawałam. Kocham go. Kocham jego poczucie humoru, gadatliwość, przenikliwe spojrzenie, gdy pyta: „Wszystko ok? Kiepsko wyglądasz, Eli.”. Kocham moje imię w jego ustach. Tak… odkąd kocham jego, nienawidzę siebie. Nienawidzę siebie za to, że byłam zbyt słaba, żeby powstrzymać swoje uczucia, że nie potrafiłam się oprzeć jego urokowi, że czasem po prostu miałam wrażenie (a może nadzieję?), że te pocałunki nie są udawane, że czułe słówka nie kłamią. A przecież są udawane i kłamią. Na co ja się zgodziłam? Trzeba było, do cholery, nie przychodzić na tą imprezę u Harrego! Tysiąc siedemdziesiąt dziewięć dni, tysiąc siedemdziesiąt dziewięć moich przemyśleń takich jak te. Początkowo były weselsze, potem… zaczęły się hejty. Kasowanie kont na twitterze, Instagramie… A potem zakochałam się w tym kretynie, który albo udaje, albo naprawdę nic nie widzi.
Z ciężkim westchnięciem wstałam z kanapy i wtedy jak na zawołanie zadzwonił mój telefon. Chwyciłam torebkę i zaczęłam nerwowo ją przeszukiwać. No tak. Bałagan w życiu, bałagan w torebce. Gdy w końcu udało mi się odnaleźć pożądany przedmiot, najszybciej jak umiałam odebrałam, nawet nie patrząc kto to.
- Halo?
- To ja, Harry.
- Słucham.
- Wpuścisz mnie? – zapytał ze śmiechem.
- Jak to?
- No, stoję od jakiś pięciu minut i dzwonię.
- Domofon mamy zepsuty – zachichotałam. – Poczekaj chwilę.
Rozłączyłam się i szybkim krokiem udałam się do przedpokoju. Chwyciłam klucze i wyszłam z mieszkania. Zbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi.
- Cześć – przywitał się Harry, całując mnie w policzek.
- Cześć – odparłam, uśmiechając się do niego. Chociaż jeden pozytyw na zakończenie dnia – odwiedziny przyjaciela. – Coś się stało?
Wyciągnął zza pleców butelkę wina.
- Pogadamy?
- Jasne, pewnie.
Weszliśmy na górę, a następnie do mieszkania. Wrzuciłam klucze z powrotem do miseczki i skierowałam swe kroki w stronę kuchni. Z odpowiednich szafek wyjęłam kieliszki i korkociąg. Harry w tym czasie rozgościł się w salonie. Usiadłam na kanapie dość blisko niego, a on otworzył butelkę i napełnił kieliszki. Jednego z nich podał mi.
- O czym chciałeś pogadać? – zapytałam, pociągając łyk.
- O tobie i Lou.
Prawie się zakrztusiłam.
Co? Domyślił się? Ale jak to? Przecież… Spokojnie, El. Spokojnie.
- W jakim sensie?
- Za dobre dwa tygodnie miną trzy lata…
- I co w związku z tym?
- Zamierzasz to ciągnąć?
Upiłam kolejny łyk, żeby ukryć zdenerwowanie. Fala gorąca rozlała się po moim ciele. Już sama nie widziałam, czy to z nerwów czy od alkoholu.
- Nie.
- Dlaczego?
- Te hejty… Sam wiesz…
- Na pewno chodzi tylko o nie? – zapytał niby od niechcenia, jednak znałam go tak dobrze, że widziałam, że moja odpowiedź ma dla niego jakieś szczególne znaczenie. Nerwowo przygryzł wargę, bacznie skanując moją twarz. I wtedy jakby coś we mnie drgnęło, poruszyło się. Nabrałam potwornej ochoty, żeby się do niego przytulić. Ot, tak. Po prostu.
- A o co innego? – odparłam wymijająco.
- No nie wiem… Ty mi powiedz.
- Nie widzę innego powodu. Poza tym, z Louisem zawsze możemy się przyjaźnić.
- Wystarczy ci to?
- Harry, do czego ty zmierzasz?
Nerwy brały górę. Odłożyłam kieliszek, bo nie chciałam się jeszcze dobijać alkoholem.
- Powiedz mi, El. Czy Lou coś dla ciebie znaczy?
- Jest moim przyjacielem…
- Och… Nie udawaj głupiej – westchnął poirytowany. – Powiedz mi, czy go kochasz. I bez żadnego wykręcania się przyjaźnią. Powiedz, czy go kochasz jako mężczyznę, chłopaka. Czy zależy ci na nim tak, jak mi na tobie.
Złapałam się za głowę. Za dużo. Za dużo jak na jeden raz.
- Harry, ja chyba naprawdę jestem głupia, bo nie mam pojęcia, o czym ty do mnie mówisz.
- Wytłumaczyć jaśniej? – warknął. Pierwszy raz widziałam go takiego. Był zły.
Niepewnie skinęłam głową.
- Bardzo proszę.
Nagle poczułam jego wargi na swoich. Początkowo byłam w zbyt wielkim szoku, żeby odwzajemnić pocałunek, ale on się tym nie przejął. Jego usta były słodkie i miękkie, kręciło mi się od nich w głowie. A może to alkohol? Po chwili oddałam pocałunek, a on zaczął się pochylać i nawet się nie zorientowałam, jak przygniótł mnie do kanapy. Wplotłam mu palce w loki i zaczęłam lekko za nie pociągać. Zamruczał gardłowo, przenosząc pocałunki na moją wrażliwą szyję. Kąsał ją co chwila, a mi wyrywały się ciche jęki. Nagle zaczął powoli, jeden po drugim rozpinać guziki mojej koszuli. Jakaś nieznana siła kazała mi to kontynuować, chociaż wiedziałam, że to niewłaściwe. Zaczęłam robić to samo z jego koszulą, która po chwili wylądowała na podłodze. Nagle coś, jakiś przebłysk rozsądku doszedł do głosu.
- Harry, poczekaj. Stop.
Położyłam mu dłoń na torsie i odepchnęłam lekko, ale zdecydowanie. Następnie podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam mu w oczy. Nie dostrzegłam w nich nic. Wypełniała je jakaś przeraźliwa pustka, którą chyba można przyrównać do smutku.
- Harry, co my robimy? – zapytałam, bardziej samą siebie niż jego, łapiąc się za głowę. – Co my robimy?
- El, spójrz na mnie.
Podniosłam głowę.
- Spójrz na mnie i powiedz, że tego nie chciałaś.
- Harry…  - jęknęłam. – Czy ty masz zamiar powiedzieć, że…?
- Tak, Eleanor Jane Calder. Zakochałem się w tobie. Nie wiem, co się ze mną dzieje… - Przeczesał dłonią loki, burząc je. – Prawda jest taka, że mam dość patrzenia na Louisa, który może cię bezkarnie dotykać. Cały czas myślę, czy was na pewno nie łączy coś więcej. Mam dość patrzenia na was jako zakochaną parę, chociaż wiem, że to tylko udawane. – Chwycił moją dłoń. – Chcę jak on, tylko naprawdę. Chcę, żebyś była tylko moja.
Otworzyłam usta, ale zabrakło mi słów. Żadne dźwięki nie mogły wydobyć się z mojego gardła. To, co powiedział Harry zabrzmiało tak… miękko. Nigdy od nikogo nie usłyszałam tak pięknych słów.
- Powiedz coś – szepnął po chwili.
- Harry, ja… zaskoczyłeś mnie. Nigdy nie myślałam, że… No wiesz… ty i ja…
Puścił moją dłoń i chwycił koszulę z podłogi.
- Tracę czas, tak? – zapytał, nie patrząc na mnie. – Co ja sobie w ogóle myślałem? Przepraszam.
Zaczął zapinać guziki koszuli.
- Harry, ja prze…
- Nie przepraszaj. Nie musisz. Już wszystko rozumiem.
- Harry, nic nie rozumiesz. To… Proszę, nie wychodź! – krzyknęłam rozpaczliwie, widząc, jak wstaje i kieruje swe kroki w stronę drzwi.
- Nie musisz mnie zatrzymywać, El – odparł i wyszedł, a ja…
Rozpłakałam się, siedząc jak kołek w jednym miejscu. Na szczęście długo nie trwał ten stan. Najszybciej jak umiałam zapięłam guziki koszuli i wybiegłam z mieszkania za nim.
Na początek może troszkę od strony technicznej się wypowiem. Pierwsze dwie części tego opowiadania są mniej więcej właśnie takiej długości (czyli dwa razy dłuższe niż zwykle) za to trzecia jest nieco krótsza. Mam nadzieję, że przemyślenia El was tak do końca nie zanudziły. ;) Początkowo było to opowiadanie tylko o Louisie, ale stwierdziłam, że zakochany Hazz doda całości "smaczku" i imagin nie będzie aż tak przewidywalny. ;)

W tym momencie chyba powinnam wypowiedzieć się o konflikcie Larry Shippers z Elounor Shippers, więc postaram się to zrobić, jednocześnie nie pisząc referatu. ;)
Directionerką jestem od grudnia zeszłego roku, ale chłopcami tak szerzej zaczęłam się interesować już w maju (i pomyśleć, że wszystko zaczęło się od "Kiss You", bo dopiero wtedy usłyszałam ją po raz pierwszy☺).I przyznam szczerze, że od tamtego czasu mój stosunek do tej sprawy się nie zmienił. Bo tego konfliktu nie rozumiem. Smuci mnie jednocześnie, że nasz fandom jest tak podzielony. Nie będę kłamać, że jestem w tym sporze bezstronna, bo kibicuję Elounor, ale to wcale nie znaczy, że hejtuję LS. Po prostu do tego konfliktu się nie mieszam. I za każdym razem przykro mi się robi, gdy widzę te wszystkie obrazki, czytam te komentarze... Lou wydaje się być szczęśliwy z Eleanor i jego też muszą te wszystkie hejty smucić. ;c
A teraz nie obrażając tutaj nikogo. Co drugi komentarz na Youtube pod piosenkami chłopaków to: "GAY". A co jest tego powodem? Mam na to swoją własną teorię, ale powiedzmy, że nie 'wypowiem' jej na głos.
Lecz gdyby jednak pewnego dnia okazało się, że jednak Harry i Louis są gejami, to na pewno nie przestałabym ich kochać, tylko dlatego, że mają taką orientację, a nie inną. Jestem wyznawczynią zasady, że kocham ich przede wszystkim za muzykę. Dla mnie ważne jest, żeby w dalszym ciągu tworzyli taką wspaniałą muzykę i grali świetne koncerty. I żeby dalej byli takimi wspaniałymi ludźmi bez względu na to, jaką mają orientację.

No i teraz małe dopowiedzenie. To na górze to tylko i wyłącznie wytwór mojej wyobraźni. Nie oznacza, że sądzę, że tak jest, o czym chyba przekonaliście się na górze. ;)
A wy kogo shippujecie w tym opowiadaniu Elounor czy Heleanor? Piszcie. ;)
Mam nadzieję, że wszystko Wam trochę naświetliłam i że nie wzbudzę tym opowiadaniem jakichś niepotrzebnych spekulacji, bo wierzcie mi, że nie o to chodziło. :) x

A teraz informacja. :) Wzięłam się w końcu za siebie i za to ff. Jestem w trakcie pisania dziesiątego rozdziału i myślę, że jeszcze w ten weekend ruszę z nowym blogiem, gdyż chciałabym zdążyć przed rokiem szkolnym (uwierzycie, że został już tylko tydzień? :o). Sądzę, że dzisiaj zajmę się ogarnianiem szablonu i organizowaniem zakładek, a jutro pojawiłby się post informacyjny wraz z prologiem. Kto się cieszy? Ja na pewno. :)

PS. Długość tej notki przeraziła mnie samą, ale chyba rozumiecie. ☺ xxx

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

#19 Niall cz.3 (ostatnia)

Nagle z ciemności, jaka mnie zewsząd otaczała, wyłonił się jej głos:
- Niall! Niall, obudź się! Obudź się, błagam!
Otworzyłem oczy i zobaczyłem ją, z zatroskaną miną patrzącą na mnie. Przestałem się rzucać w półśnie.
- Miałeś sen - powiedziała.
Usiadłem na łóżku.
- Alex...? - wyjąkałem. - Co tu robisz...? Przecież ty...
Przytuliła mnie mocno.
- Już. Już jestem, skarbie. To był tylko zły sen.
Objąłem ją mocno. Zacząłem się śmiać i płakać na przemian.
- Jesteś... - jęknąłem.
- A gdzie bym miała być? - zaśmiała się. - Jak nie przy moim mężu?
Potarłem lekko srebrny, metalowy krążek na palcu.
Jawa w dalszym ciągu mieszała się ze snem.
- I... nie odeszłaś? Nie masz nikogo?
- Mam ciebie, głuptasie!
- Alex... - jęknąłem, a ostatnie łzy spłynęły po moich policzkach.
- Musiałeś mieć potworny koszmar. Rzucałeś się jak opętany, biedaku.
- To było... straszne.
Nagle usłyszeliśmy, jak ktoś próbuje dostać się do sypialni i po chwili w drzwiach stanęła mała, wystraszona postać, ciągnąc za ucho swojego królika przytulankę.
Jakby oprzytomniałem. W błyskawicznym tempie wstałem i podbiegłem do dziewczynki.
- Co się stało, córeczko? - zapytałem, delikatnie ścierając łzy z jej policzków.
- Zły... pan... - szlochała. - Śmiał się...
- Już dobrze - uspakajałem ją, tuląc do siebie. - To tylko sen.
Wziąłem ją na ręce.
- Harry - poruszyłem bezgłośnie wargami w stronę żony.
Kolacja u rodziców Alex z okazji trzydziestolecia ich ślubu. Tak. Tylko ja mogłem być takim kretynem, żeby pozwolić temu dużemu dziecku zajmować się swoim dzieckiem. Bo tylko genialny Harold mógłby puścić trzyletniej dziewczynce "Spider-mana".
Ułożyłem małą na łóżku pomiędzy mną a jej mamą. Wtuliła się w nią mocno. Delikatnie ucałowałem jej policzek i otuliłem kołdrą, pod którą następnie sam się wsunąłem. Musnąłem wargami czoło Alex, opiekuńczym gestem głaszczącej włosy małej. Uśmiechnąłem się na ten widok. Moje dwa największe skarby. Dwie najważniejsze kobiety w moim życiu.
Tego chyba się nie spodziewaliście. xD Większość osób, które już to czytały, też. I o to chodziło. ;p Przepraszam, że tak krótko, ale nie bardzo wiedziałam, co by tu można jeszcze dopisać. Wybaczcie. x)
Ostatnio coś bardzo niedobrego dzieje się z całym moim zapałem do pisania. :/ Dlatego od teraz prawdopodobnie imaginy będą pojawiały się w tempie dwóch (z czasem może nawet jednego) na tydzień. Sama nie wiem, co się dzieje. Niektórzy pamiętają zapewne czasy, gdy zdarzało się, że dodawałam codziennie (tak było przy wielopartowcu z numerem 7). Teraz... coś się zmieniło. Mam kilka rzeczy do skończenia (w tym ff, którego prolog już czytaliście) i garść nowych pomysłów, ale brakuje mi sił, żeby się za nie zabrać. Może to te wakacje? Idk. ;-; xxx

czwartek, 14 sierpnia 2014

#19 Niall cz.2

Cóż. Przyznam, że się nie wyrabiam z "dwudziestką". Idzie mi jak krew z nosa, dlatego postanowiłam jednak dokończyć publikowanie "dziewiętnastki". Enjoy! ☺


♫MUZYKA♫
(Wcześniej zapomniałam. Jeżeli ktoś przeczytał bez słuchania, to trudno. Wiem, że jest już teledysk, ale wersja z tekstem wydaje mi się smutniejsza, a na takim efekcie mi zależy. Włączyć koniecznie! ☺)

Żyłem. Teoretycznie żyłem. Funkcjonowałem jak wszyscy. Chyba. Nie płakałem po nocach, nie śniły mi się koszmary. Może to przez tę iskierkę nadziei, która tliła się gdzieś tam głęboko? Lecz Ona nie dawała znaku życia. Odwiedziłem kilka jej przyjaciółek, ale żadna nie chciała mi powiedzieć, gdzie jest.
- Niall... - tłumaczyła każda z nich - jeżeli naprawdę ją kochasz, to zapomnij o niej. Jej się udało, też spróbuj.
Każde z tych spotkań wyglądało tak samo. Zapomniała? Już? Ja nigdy nie zapomnę. A może ma kogoś? - myślałem. - To by wiele wyjaśniało...
Usiadłem na kanapie w salonie, włączając jakąś beznadziejną komedię w telewizji.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, lecz nie zmieniłem pozycji, bo jeżeli to któryś z chłopaków albo rodzice - a jedynie ich się spodziewałem - to weszliby sami. Po chwili dzwonek się powtórzył, więc niechętnie wstałem, wyłączając odbiornik pilotem i powlokłem się w stronę drzwi. Nie wyjrzałem przez wizjer, bo kto by chciał mnie okraść, skoro nie miałem już niczego oprócz wspomnień? Ale to była Ona.
- Cześć - przywitała się ze mną.
- Cześć - odparłem, zupełnie nie wiedząc, jak się zachować.
- Proszę - powiedziała, wręczając mi kilka płyt - zabrałam je przypadkowo. Przepraszam, że tak późno, nie było po prostu... okazji.
Przygryzła wnętrze policzka. Jak zawsze, gdy była zdenerwowana.
- Rozumiem. Wejdziesz?
- Nie, ja... spieszę się.
- Alex, proszę - szepnąłem, ledwo słyszalnie. - Porozmawiajmy.
Zauważyłem, że się waha, lecz po chwili weszła do środka i udaliśmy się do salonu. Obserwowałem ją cały czas. Rozglądała się, jakby z zaciekawieniem. Usiedliśmy na kanapie. Przyjrzałem się jej bliżej. Jej oczy przygasły, zeszczuplała. Już nie była tą pełną życia dziewczyną z marzeniami.
- Nic się tu nie zmieniło - powiedziała.
- Zmieniło się więcej, niż ci się wydaje - odparłem, uśmiechając się smutno. - Ciebie nie ma.
Zaczęła wyłamywać sobie palce.
- Co u ciebie? - zapytała.
- Żyję – odparłem i była to jedyna sensowna odpowiedź. - Alex, kochanie. - Przysunąłem się do niej, chwytając jej dłoń. Znajome ciepło zatrzymało się między naszymi palcami. - Spróbujmy jeszcze raz, błagam. Tęsknię za tobą.
- Niall...  To nie takie proste.
- Proszę. Zrobię wszystko, ale wróć do mnie. Wróć TUTAJ. Nawet ten dom za tobą tęskni.
- Nie, Niall. Nie wyszło nam. Pogódźmy się z tym i po prostu rozejdźmy.
- Ale, Alex... Błagam... Zrobię wszystko. Kocham cię.
- Nie, Niall. To niemożliwe - ucięła krótko.
- Dlaczego?
Zaczęła uciekać przed moim wzrokiem.
- Mam kogoś - po tych słowach pękło mi serce na milion drobnych kawałeczków. Tego ścisku w klatce piersiowej nie da się opisać. Poczułem ból. Psychiczny i fizyczny.
- Przepraszam - odezwała się po chwili.
- Nie przepraszaj. Bądź szczęśliwa - odparłem.
Chociaż ty, dodałem w myślach.
- Niall... - jęknęła. - Przeżyliśmy razem cudowne chwile. Było nam naprawdę dobrze. Przepraszam, że nie dałam rady.
- To nie twoja wina. W sumie, nawet nie nasza. To ja przepraszam, że cię nie obroniłem.
Uśmiechnęła się leciutko.
- Trzymaj się, Niall. Dasz sobie radę. Spróbuj ułożyć sobie życie na nowo. Beze mnie. Jesteś świetnym facetem. Znajdziesz kogoś.
Pocałowała mnie w policzek i wstała z kanapy.
Podsumowałem to w myślach dwoma słowami: „Definitywny koniec”.
* * *
Kilka godzin tułałem się po mieście bez celu. Ale co tam czas? Czas był nieważny. Czas się nie liczył. Snułem się po znajomych miejscach, żegnając się z nimi czasem nawet nieświadomie. Minąłem restaurację, gdzie po raz pierwszy zabrałem ją na randkę, minąłem Nando's, gdzie uwielbiałem jeść, minąłem znajomy park, gdzie po raz pierwszy wyznałem jej miłość. Londyn nocą był naprawdę piękny. Około piątej nad ranem nogi zaprowadziły mnie na Tower Bridge. Stanąłem, obserwując Tamizę. Była taka spokojna w moich oczach, a jednocześnie potężna i niszczycielska. Chłodny, poranny wiatr owiewał moje rozgrzane policzki. Nie płakałem już. Moje suche oczy nie były w stanie uwolnić ani jednej łzy. Poczułem ulgę. Już znalazłem rozwiązanie wszystkich moich problemów. Po prostu wyszedłem za barierkę. Bez zbędnego lamentowania, żegnania się. Skoczyłem.

Możecie pomyśleć, że jestem tchórzem. Że nie walczyłem. Nieprawda. Ja nie poddałem się, nie uciekłem przed walką. Uciekłem przed hańbą i bólem przegranego.
Sama nie wiem, co tu napisać. Od czasu tego snu z Hazzą w ogólnie nie mam chęci do pisania. Nie chodzi tu o Was, bo pięknie komentujecie i z całego serduszka dziękuję za każdy komentarz i wyświetlenie. ♥ Zachęcam również do komentowania. Chciałabym wiedzieć, czy jest Was więcej. ;) Postaram się... jakoś zebrać, to może dokończę to jutro (bo na całą sobotę wyjeżdżam). Chciałabym chociaż pierwszą część mieć gotową. Zobaczymy, jak mi pójdzie. :)
PS. Jeżeli chodzi o tytuł posta, to nie jest to żadne moje przeoczenie. To nie ostatnia część tego opowiadania. ;)

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

#19 Niall cz.1

♫MUZYKA♫
(Kto nie włączy, ten parówka. Nie pytajcie. ^.^)
kursywa - wspomnienia

Odkluczyłem drzwi i wszedłem do domu. Wniosłem walizkę do przedpokoju. Skręciłem w prawo i po chwili znalazłem się w kuchni. Przesunąłem palcem wskazującym po blacie. Gdzieś tam to wszystko żyło. Ale było to życie uśpione, zahibernowane głęboko. Uśmiechnąłem się pod nosem.
Stała do mnie tyłem, robiąc kanapki przy kuchennym stole. Była zbyt zaabsorbowana nuceniem pod nosem swojej ulubionej piosenki, żeby zauważyć, że wszedłem do kuchni. Nie chciałem jej wystraszyć, bo groziłoby to utratą przez nią kilku palcy, więc podszedłem do niej i ostrożnie wyjąłem słuchawki z jej uszu. Spojrzała na mnie zdezorientowana.
- Co powiesz na duet? - zapytałem ze śmiechem.
- Jaki duet?
- Twój i mój oczywiście. Już widzę te tłumy fanów skandujących nasze imię. "If this room was burning"*... - zanuciłem.
Uderzyła mnie pięścią w ramię.
- Ej!
- No co? - Przyjąłem postawę obronną. - Mówiłem serio.
- Nie musisz się ze mnie nabijać.
- Ja się nie nabijam, tylko nie chcę, żeby moja dziewczyna robiła mi konkurencję w branży muzycznej.
Pokazała mi język.
- Uważaj, żebym cię nie nagrała pod prysznicem, bo fanów ci ubędzie.
- Nie mam nic przeciwko - odparłem śmiało. - Tylko weź pod uwagę fakt, że będziesz musiała do tej łazienki wejść...
- Poradzę sobie i bez tego.
- Zobaczymy.
Spojrzeliśmy na siebie i nieoczekiwanie dla samych siebie parsknęliśmy śmiechem. Podszedłem do niej i obejmując w pasie, pocałowałem lekko.
- Dla mnie i tak śpiewasz najpiękniej, kaczuszko - szepnąłem jej na ucho.
Roześmiała się.
- Miałeś się nie nabijać!
Kolejnym moim celem stała się łazienka. Stanąłem przy półce z kosmetykami, która była PUSTA. Nie stały na niej znajome kremy nawilżające, żele oczyszczające, płyny do demakijażu i cała masa innych rzeczy, których nawet nazw nie potrafiłbym wymienić. Wtedy uśmiechnąłem się na pewne wspomnienie...
- Kochanie!
- Tak?
- Mógłbyś mi przynieść tonik do sypialni?
- A skąd tonik w łazience?
Po dosłownie kilkunastu sekundach zobaczyłem Jej uśmiechniętą twarz w drzwiach.
- Tu, głuptasie! - zaśmiała się, podchodząc do półki i zabierając z niej różową, półprzezroczystą buteleczkę z jakimś płynem. Następnie odwróciła się w moją stronę i pomachała mi nią przed nosem. A wtedy ja delikatnie wyjąłem ją z jej smukłej dłoni i odłożyłem gdzieś na bok. Następnie przyciągnąłem ją do siebie.
- Masz rację. Głuptas ze mnie.
Zarzuciła mi ręce na szyję.
- Nie martw się. I tak będę kochać mojego głuptasa.
Stanęła na palcach i pocałowała mnie. Z początku delikatnie, lecz wtedy ja zacząłem przyspieszać, a ona nie stawiała oporu. Czas płynął i płynął, a my nie odrywaliśmy się od siebie.
- Niall... - zaprotestowała. - Musimy się pakować... Spóźnimy się na... samolot...
- Najwyżej.
Jednak się nie spóźniliśmy. Urlop na Malediwy... najpiękniejsze dwa tygodnie mojego życia. Jej roześmiana twarz. Jej obrażona postawa, gdy wrzuciłem ją do wody... Szczęście. Po prostu szczęście.
Wszedłem do sypialni. Przez moment, sekundę odniosłem wrażenie, że czuję tutaj jeszcze jej zapach. Rozejrzałem się. Wszystko pozostało w nienaruszonym stanie. Naprzeciwko drzwi, w samym środku pokoju duże, małżeńskie łoże, przy którym stały dwie szafki nocne. Na każdej z nich osobna lampka i budzik. Po prawej stronie, przy ścianie komoda, a na niej kilka naszych fotografii. Naprzeciwko łóżka, po lewej stronie od drzwi komandor. Nagle mój wzrok zatrzymał się na pustej toaletce... Usiadłem na małym taboreciku i przejrzałem się w lustrze z każdej strony. Jej Królestwo. Teraz PUSTE. PUSTE jak moje serce. Położyłem się na łóżku, wbijając twarz w poduszkę. Liczyłem na to, że chociaż tam znajdę gram zapachu jej włosów, który wcześniej tak często się tam unosił. Nic. W tym momencie powinienem się rozpłakać. A ja co? Nie uroniłem ani jednej łzy. Zbyt wiele nocy przepłakałem, będąc w trasie. Czułem się jak wyciśnięta doszczętnie gąbka. Nie wiem, jak długo tak leżałem w bezruchu, gdy nagle z łóżka wyciągnął mnie dzwonek do drzwi. Niechętnie wstałem i poszedłem otworzyć. Wyjrzałem przez wizjer. Harry. W normalnych okolicznościach ucieszyłbym się z wizyty kumpla, ale nie tym razem. Chciałem zostać sam, chociażby po to, żeby wspomnieniami, które kryły się w każdym zakamarku tego pustego już domu, zadać sobie kolejny ból. Bo tak właściwie był on jedyną rzeczą, która przypominała mi, że kiedyś byłem szczęśliwy. Że kiedyś nie byłem sam.
Nie otworzyłem, tylko czekałem, aż sobie pójdzie.
- Niall! - dobijał się do drzwi. - Otwórz! Niallu Jamesie Horanie! Wiem, że tam jesteś, więc się nie wydurniaj, tylko otwieraj natychmiast!
Po chwili, pełnej jego nawoływań, zapadła cisza. Odpuścił sobie, pomyślałem. Oparłem się plecami o drzwi, zjeżdżając po nich i usiadłem skulony. Taki bezbronny i bezradny. Jak zaszczute zwierzę. A przecież wszystko było takie idealne...
Ona - tancerka baletowa, on - piosenkarz. Para artystów. Zakochali się w sobie. Nie mogli bez siebie żyć. Jednak nie dzielili się z nikim swoim szczęściem, oprócz przyjaciół. Postanowili, że media i sława chłopaka nie zniszczą tej miłości. Po roku związku on się jej oświadczył, a ona się zgodziła. Zamieszkali razem i coraz trudniej było im ukrywać swój związek, więc się ujawnili. I wtedy zaczęło się. Złośliwe, komentarze, listy, maile. Wszystkie przesycone zazdrością i nienawiścią.
"Chodzący patyk!"
"Anorektyczka!"
"Nie zasługujesz na Niego!"
Tak, dziewczyna była szczupła, ale nie z powodu restrykcyjnych diet odchudzających czy morderczych treningów. Lecz byli tacy, co tego nie rozumieli. Sytuacja się pogarszała, dziewczyna cierpiała coraz bardziej. A on? Nie mógł nic zrobić, próbował jej bronić, ale efekt był marny bądź nie było go wcale. Cierpiał z nią. Aż w końcu... trasa. Chłopak wyjechał, zostawił ją samą z tym wszystkim. Skończony egoista! Nie poradziła sobie z tym. Zostawiła go. A on zaczął cierpieć jeszcze bardziej. Bo to był ich koniec. Koniec marzeń, ale nie koniec miłości… Bo on ją kochał i kocha.
Tak, ten chłopak to ja. Skończony kretyn, który pozwolił skrzywdzić miłość swojego życia. Beznadziejny tchórz, który bał się walczyć o to, co ważne. Zostałem sam.

*fragment piosenki pt."Little White Lies"
Hm... Może na początek o kontynuacji Harrego. Przyznam szczerze, że próbowałam tam coś jeszcze "doskrobać", ale nie wyszło. Powiem tak: "I żyli długo i szczęśliwie". ;)
A to na górze... Napisałam to jakieś niecałe dwa miesiące temu. Ma swój dalszy ciąg, ale nie wiem, czy go opublikuję. Po prostu musiałam napisać coś na podstawie "Over Again", bo to jedna z moich ulubionych piosenek 1D. A że tekst napisał sam Ed, to już w ogóle... Zakochałam się w niej od pierwszego "usłyszenia". *.*
PS. Następny też będzie Niall. To dwudzieste opowiadanie i wydaje mi się, że w pewnym sensie wyjątkowe. Problem w tym, że żeby się za nie zabrać, muszę się najpierw w sobie ZEBRAĆ. A dlaczego? Sami przeczytacie. Dlatego musicie uzbroić się w cierpliwość. x

piątek, 8 sierpnia 2014

#18 Harry cz.9 (ostatnia)

PONIEDZIAŁEK
Pierwsza lekcja – godzina wychowawcza. Oczywiście zostałam ciepło powitana przez naszą wychowawczynię – Panią White. Lekcja toczyła się dalej, a ja ukradkiem spojrzałam na Harrego. Faktycznie zmizerniał. I to bardziej niż wyglądało to na filmie. Siedział sam. Sam i samotny. Zrobiło mi się go tak potwornie żal, że aż gula uformowała się w moim gardle. Miałam ochotę po prostu podbiec do niego i przytulić z całych sił. Nagle Rose wstała z miejsca.
 - Nie mogę – rozpłakała się, podbiegając do mnie.
Przytuliłam ją mocno.
- Przepraszam cię, [t.i.] – szlochała. – Przepraszam za wszystko.
Zajęta uspakajaniem dziewczyny, nawet nie zauważyłam, jak wokół mnie zebrała się grupka kolegów i koleżanek z klasy.
- Ja też przepraszam – usłyszałam gdzieś tam z tłumu.
- Ja też.
- Fajnie cię widzieć – dodał wyraźnie speszony Jonatan, wbijając wzrok w podłogę.
- Dziękuję. – Posłałam im wszystkim ciepły uśmiech. – Jesteście kochani. – Podniosłam głowę, szukając tej jednej twarzy. Nasze spojrzenia na kilka nanosekund się spotkały. Wtedy bez słowa gwałtownie poderwał się z miejsca i wybiegł z klasy. Zdezorientowana spojrzałam na Beth.
- Jeśli dalej ci zależy, to leć za nim! – ponagliła mnie.
Wstałam i podbiegłam do biurka nauczycielki.
- Mogę…?
- Jasne, leć.
- Dziękuję pani.
"Wyleciałam" z sali i rozejrzałam się po korytarzu. Biegł. Uciekał.
- Harry! – krzyknęłam za nim, ale nie słuchał. – Harry, stój! Błagam!
Rzuciłam się w pościg. Wybiegłam za nim ze szkoły, a następnie do parku.
- Harry, do cholery, stój!!! – wydarłam się na całe gardło, aż zapiekło w proteście.
Stanął. Nareszcie. Zagrodziłam mu drogę i spojrzałam w jego wyblakłe, szaro-zielone tęczówki.
- Po co mnie gonisz? – zapytał, uciekając przed moim wzrokiem. – Należy mi się.
Widząc łzy w jego oczach, sama nie mogłam zapanować nad własnymi.
- Harry, kocham cię – wydusiłam. – I wiem, że ty też mnie kochasz.
- To i tak niczego nie zmieni. Nie możemy być razem.
- Ale dlaczego? Harry, dlaczego?
- Nie widzisz, co ta miłość z nami zrobiła? – wydusił. Jego twarz zrobiła się czerwona od płaczu. – Ja skrzywdziłem ciebie, a ty siebie. Nie wolno nam być razem. Los tak chciał. Nie możemy do siebie wrócić. Twoi rodzice nam nie pozwolą. Nikt. Najlepiej będzie, jak po prostu zniknę z twojego życia.
- Tak, do cholery?! – wydarłam się.. – Tak?! Proszę bardzo! Zniknij! Razem ze wszystkimi moimi wspomnieniami! Zniknij! Inaczej ci nie pozwolę! Nie pozwolę, do cholery!
Spojrzał na mnie błyszczącymi oczami.
- Harry, proszę – jęknęłam bezsilnie, dusząc się od płaczu. – Nie rób mi tego znowu. Nie krzywdź mnie. Nie zostawiaj… Bez ciebie się gubię… czuję się jak dziecko we mgle… Nie mogę bez ciebie żyć… jakbym była tylko połową samej siebie… nie odchodź… Wszystko się posypało… zbudujmy to na nowo…
Ścisnęłam powieki, krztusząc się swoimi własnymi łzami, gdy nagle znów poczułam jego ciepło. Objął moje drobne ciało z całej siły. Jedyne miejsce, gdzie tak naprawdę mogłam poczuć się bezpiecznie – jego ramiona. Poczułam potworny ścisk w sercu. Wspomnienia zaczęły wracać. Dobre wspomnienia. Wtedy zrozumiałam, jak bardzo za nim tęskniłam.
- Nie płacz już – szepnął. – Proszę. Nie zasłużyłem na twoje łzy.
Wtuliłam mokrą twarz w jego ciepłą szyję.
- Nie będzie łatwo, wiesz? – zapytał, uspokoiwszy mnie nieco. – Twoi rodzice mnie nienawidzą. Nawet im się nie dziwię.
- Będzie dobrze. Będzie dobrze...
"Szczęście ma swoją cenę. Ja za swoje zapłaciłam."
I znowu ta technika... ;3

wtorek, 5 sierpnia 2014

#18 Harry cz.8

- Beth, mów! – Potrząsnęłam dziewczyną mocno, nie panując nad łzami i paniką. – Powiedz, że z nim wszystko w porządku!
- Oczywiście, że tak. Co ci w ogóle przyszło do głowy? Fizycznie nic mu nie jest.
- Przepraszam. – Puściłam dziewczynę i otarłam łzy. – Poniosło mnie.
- Nie, ja przepraszam. Niepotrzebnie cię wystraszyłam. Nic złego się nie stało. Przynajmniej nie aż tak.
- Więc co? - zapytałam, podciągając nosem.
- Chodzi o ten apel. No… przyznam szczerze, że nikt się tego nie spodziewał. – Zrobiła pauzę. Zapewne dla efektu. Cała ona. – Jakoś tak w połowie Styles wszedł na scenę poproszony przez samą Panią Dyrektor.
- I co? Beth, cholera. Mów szybciej!
- Myślę, że sama powinnaś to zobaczyć. Daj telefon, to ci wyślę.
Wyciągnęłam komórkę z kieszeni i podałam dziewczynie, a ta wyjęła swoją i po chwili krótki, cichy dźwięk powiadomił o odebraniu pliku.
- Powinnaś to obejrzeć – powiedziała. – Najlepiej sama, żeby nikt ci nie przeszkadzał. A gdyby coś, to dzwoń. Nawet w nocy. A co z tym zrobisz? Sama będziesz musiała zdecydować.
- Mam się bać?
- Nie… Po prostu w końcu zrozumiesz wszystko. Ale to później. Teraz chodź, bo otworzyli w centrum nową lodziarnię i ponoć mają najlepszy sorbet brzoskwiniowy w mieście.
WIECZOREM
Kolor bordowy - film
Położyłam się do łóżka z telefonem w dłoni. Przed oczyma stanął mi obraz tych stalowych tęczówek zimnego spojrzenia i warg zaciśniętych w wąską linię. Wtedy widziałam go po raz ostatni… Otarłam łzę, która spłynęła nieoczekiwanie po mojej skroni, i zebrałam się w sobie. Otworzyłam plik w telefonie. Jakość może nie była powalająca, ale wszystkie kształty potrafiłam rozróżnić.
Wszedł na scenę. Przystojny i elegancki. Jak zawsze. Trochę zeszczuplał. A może film tak tylko to pokazuje? Stanął przy mównicy i zaczął:
- Nie będę się przedstawiał, bo wszyscy doskonale mnie znacie. Na pewno zastanawiacie się, co tu robię. Sam nie wiem. Doskonale zdaję sobie sprawę, że to niczego nie naprawi, nic nie zmieni, ale jeżeli w końcu z siebie tego nie wyduszę, to umrę. Nie wiem, czy… [t.i.], nie wiem, czy to kiedyś zobaczysz. Zapewne kilka kamer mnie teraz nagrywa. Nie wiem, czy w ogóle będziesz chciała mnie po tym wszystkim oglądać…
Przestałam patrzeć na ekran, bo za mgłą łez i tak nic nie widziałam. Położyłam się na boku, kładąc komórkę tuż obok głowy, żeby wszystko słyszeć.
- …ale wiedz, że… Tak, od początku myślałem tylko o jednym. Chciałem Cię skrzywdzić. Przyznaję się. Zostaliśmy parą. Tak łatwo mi uwierzyłaś… byłaś taka niewinna i bezbronna. Jak mały wróbelek, który jeszcze nie nauczył się latać.
Rozpłakałam się. Wróbelek…
- I uwierzyłaś w to, że się zmieniłem. Uwierzyłaś w te wszystkie moje czułe słówka, w te wszystkie „Kocham cię”, które były nieszczere. Tak mi się przynajmniej wydawało. I dopiero TAMTEGO dnia, gdy się kochaliśmy, zorientowałem się, że nie. Wiesz, dlaczego tak bardzo chciałem, żebyś została? Bo to wszystko od samego początku było skrupulatnie zaplanowane. I wiedziałem, że jeżeli wyjdziesz, stracę Cię na zawsze. Podświadomie czułem, że to nasze ostatnie wspólne chwile. I tak bardzo chciałem Cię wtedy przy sobie zatrzymać. Przytulić mocno i ponownie poczuć Twoje ciepło, twój dotyk, twój zapach… I wtedy zrozumiałem, że Cię kocham. Ale nie było już odwrotu. To się musiało skończyć. Właśnie wtedy, właśnie w ten sposób. Od początku nie zasługiwałem na kogoś tak wyjątkowego, jak Ty i musiałaś się w końcu przekonać, jaki jestem naprawdę. I dopiero gdy… zobaczyłem Cię… taką zapłakaną na środku korytarza, zrozumiałem, jak wielką krzywdę Ci wyrządziłem. Nienawidzę siebie za to. Nie mogę patrzeć w lustro, bo widzę tylko cholernego drania, który prawie zabiłby kogoś, kogo kocha. I gdybyś wtedy umarła… gdyby cię nie odratowali… umarłbym z Tobą. I sam już nie wiem, co jest gorsze, bo te wyrzuty sumienia kiedyś mnie zadręczą, więc i tak umrę. Właściwie. Wszystko mi jedno. Bo co to za życie bez Ciebie? Za pół miesiąca skończymy szkołę, a później zapewne już nigdy się nie zobaczymy. I dobrze. Nie będziesz więcej przeze mnie cierpieć. Zapomnisz o tym wszystkim, co Ci zrobiłem i jakoś to wszystko się na nowo ułoży. Nie oczekuję wybaczenia, bo wiem, że na nie nie zasługuję – głos mu się łamał. – Kocham Cię. Naprawdę. Nie kłamię, bo nie mam po co. Istnieje tylko jedna rzecz na tym świecie, która przewyższa tę miłość, a jest to moja nienawiść do samego siebie. Nigdy nikogo nie kochałem, a jak już pokochałem, to… ta osoba prawie by się przeze mnie zabiła. Kocham cię i przepraszam. Chciałem tylko, żebyś wiedziała.
Głośny tupot świadczył o tym, że zbiegł ze sceny, ale wtedy się urwał i zrozumiałam, że film się skończył. Wybuchłam głośnym płaczem, zakrywając twarz dłonią. Moja klatka piersiowa zatrzęsła się. Kochałam go. Cały czas go kochałam i cholernie bolało, widzieć, jak cierpi. Rozum wiedział, że to nieprawda, ale serce cały czas krzyczało, że to moja wina. Że przeze mnie cierpi. Tak bardzo chciałam znowu się do niego przytulić z całej siły i zacząć wszystko od nowa. Wybaczyłabym mu. Wybaczyłabym, żeby tylko nie cierpiał. Żebym ja nie cierpiała bez niego. Nagle usłyszałam ciche pukanie, a po chwili do pokoju weszła mama i bez słowa położyła się obok, tuląc mnie do siebie.
- Mamo, on mnie kocha… - szlochałam - …kocha… Cierpi… to wszystko moja wina! Moja wina!
- Dziecko, co ty mówisz! Jeżeli cierpi przez kogoś, to tylko przez siebie, bo cię skrzywdził. Nie wolno ci nawet tak myśleć.
- Mamo, ja… chcę… znowu… z nim być… kocham go, a on kocha mnie… teraz już wiem… na pewno…
- Przemyśl, to jeszcze, córeczko. Nie rób niczego pod wpływem emocji.
- Kocham go… - szeptałam bezsilnie – kocham…
Notka zapewne w komentarzu, bo tych telefonów, to ja nie ogarniam. ;/ Chyba się starzeję. ;3

niedziela, 3 sierpnia 2014

#18 Harry cz.7

Dwa dni później wypuścili mnie ze szpitala, jednak mama postanowiła, że jeszcze tydzień posiedzę w domu. Codziennie przychodziła do mnie Beth. Odrabiałyśmy razem lekcje, uczyłyśmy się, rozmawiałyśmy. Tamtego dnia był piątek, lecz zamiast lekcji, w szkole odbywał się apel z okazji niedzielnego Dnia Urodzin Królowej*, więc spodziewałam się jej wcześniej. Usiadłam na kanapie, podciągając nogi pod siebie i oparłam podbródek o kolano. Wewnątrz czułam potworną pustkę. Nie umiałam już płakać, nie umiałam też się śmiać. Czułam się, jakby ktoś po prostu wyrwał mi z piersi serce, odbierając zdolność odczuwania emocji. Co prawda cieszyły mnie takie drobnostki, jak odwiedziny Beth czy makaron z tuńczykiem na obiad, ale to już nie było to samo. Nie, gdy Jego nie było przy mnie. Nie płakałam już. Zbyt wiele łez wylałam. Byłam jak wyschnięta rzeka. Bez życia.
- Jak się czujesz? – zapytała mama.
- Jak robot – odparłam szczerze.
- To dobrze czy źle?
- Nie wiem. Tak mi jakoś… pusto.
- Nie martw się. – Pogładziła mnie pocieszająco po plecach. – Przyjdzie taki dzień, że coś albo ktoś wypełni tę pustkę.
- Chciałabym, żeby to był On – powiedziałam cicho, jakbym się bała, że moje życzenie nie spełni się, jeżeli wypowiem je głośniej.
- Sama dobrze wiesz, że to niemożliwe. Zwłaszcza, że on sam jasno dał do zrozumienia, że tego nie chce i że tylko się z tobą bawił – odparła spokojnie.
- A wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze, mamo? – zapytałam, wzdychając ciężko.
- Co?
Przymknęłam oczy.
- Że gdyby stanął teraz tutaj w tych drzwiach, to bez zastanowienia rzuciłabym mu się w ramiona. Nawet nie musiałby przepraszać. Najważniejsze, żeby znowu był przy mnie i mnie kochał. Nie na niby. Naprawdę. Tak jak ja jego. Jednocześnie wiem, że to niemożliwe i chyba już się z tym pogodziłam, chociaż gdyby istniał najmniejszy cień szansy… - Westchnęłam. – Mam teraz takie wrażenie, że nikt już nie będzie dla mnie taki dobry, jak on przez te trzy tygodnie.
Kobieta popatrzyła tylko na mnie smutno i przytuliła mocno.
- Jak to możliwe, że w tak młodym wieku pokochałaś tak dojrzale? – zapytała. – Przykro mi, że tak wyszło. Teraz widzę, jaki błąd oboje z tatą popełniliśmy.
Zakołysała mną wolno, a ja znowu poczułam się jak beztroska ośmiolatka, a nie jak poturbowana przez życie osiemnastolatka, która tydzień temu próbowała popełnić samobójstwo.
- Mamo? – zagadnęłam po chwili.
- Tak, kochanie?
- Gdybyśmy… no wiesz… jakimś cudem… jeszcze kiedyś się zeszli… to… pozwolilibyście nam… w sensie ty i tata…?
- Nie wiem, córeczko, nie wiem. To się skomplikowało bardziej, niż myślisz. Teraz trudno nam będzie zaakceptować każdego twojego chłopaka, kimkolwiek by on nie był. A On… tym bardziej. Prawie by nam cię zabrał.
- Czyli że w naszej rodzinie już nigdy nie będzie normalnie?
- Nie mam pojęcia. To, co się stało, wstrząsnęło nami wszystkimi. Może kiedyś czas to uleczy.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi i odsunęłam się od kobiety.
- Dziękuję, mamo. Jakoś tak mi… lżej.
Popatrzyłyśmy na siebie, uśmiechając się.
- Pójdę, bo to pewnie Beth – powiedziałam, wstając z miejsca.
Otworzyłam drzwi i nie przeżyłam zaskoczenia, lecz trochę się wystraszyłam, gdy zobaczyłam jej twarz. Była blada jak papier.
- Coś się stało? – zapytałam z przerażeniem.
- Zależy, jak na to spojrzeć. Możemy się przejść?
- Jasne. Mamo, idziemy z Beth się przejść! – krzyknęłam.
- Okay!
Wyszłyśmy na zewnątrz, ale dziewczyna milczała.
- O co chodzi? – zapytałam. – Coś się stało?
- Lepiej usiądźmy.
Zajęłyśmy miejsca na ławce w parku.
- Chodzi o Stylesa – wypaliła prosto z mostu.
- Co? Coś z nim? – ożywiłam się. – Mów!
Po raz pierwszy od kilku dni coś we mnie drgnęło. Poczułam potworny ścisk w sercu. Nie. Jemu nie mogło się nic stać. Nie wybaczyłabym sobie tego. Nie mógł niczego sobie zrobić. Nie przeze mnie! Boże, nie!

*Szukałam jakiegokolwiek święta, jakie Brytyjczycy mają w czerwcu i znalazłam tylko to i Dzień Taty. Dzień Urodzin Królowej obchodzi się tam raz w roku, w drugą lub trzecią niedzielę czerwca. ;)
Jest i część. Ostatnia przed moim wyjazdem. Nie wiem jeszcze, na jak długo wyjeżdżam (na pewno nie dłużej niż na tydzień), ale to nie ma znaczenia, bo o ile uda mi się "urobić" brata, który ma darmowy internet w telefonie, żeby mi go udostępnił... (tadam, ta dam...) to może coś dodam. :D Nie obiecuję, ale na pewno sobie następne części poprawię i jak coś, to może w środę by się jedna pojawiła. ;) Chcecie? ☺
A teraz taka moja refleksja, bo na pewno są tu fanki "Naughty Boy" (dwie na pewno, nie wiem, jak z Anonimkami ☺). Na początku marzyłam, żeby mieć Bóg wie, ile komentarzy. Teraz wiem, że nie liczy się ilość, ale jakość. Dlatego dziękuję za wszystkie szczere opinie. Może nie są ich setki, ale jednak są. I tak mi się jakoś cieplej na sercu robi, gdy to wszystko czytam, a każda opinia wywołuje uśmiech na mojej twarzy, więc tym bardziej mam nadzieję, że mnie nie zostawicie, dalej będziecie tak pięknie komentować, że wrócimy do "siódemki" ;), a z biegiem czasu dobijemy do tej mojej wymarzonej "dziesiątki". ;)
xoxo
A teraz chciałaby z całego serduszka podziękować za "skok" wyświetleń, jaki miał miejsce w zeszłym miesiącu. ♥♥♥

piątek, 1 sierpnia 2014

Something different

Znasz to uczucie, gdy życie wali ci się na głowę? Spróbuj wydostać się z gruzów. Nie jest łatwo, prawda? Wyobraź więc sobie, że z tych gruzów musisz wyciągnąć też zbuntowaną nastolatkę. Ciężej? Owszem.
A teraz pomyśl, jak to jest, gdy samemu dopiero co przekroczyłeś próg dorosłości. I musisz całą beztroską młodość zostawić pod gruzami. Tak, jak wszystkie plany i marzenia.
Mi się udało.
Dlatego, do cholery, nie potrzebuję Twojej pomocy. Nie szukam dłoni, którą pomogłaby mi się podnieść z upadku. Nie szukam ramienia, na którym mogłabym się wesprzeć, idąc przez życie. Nie szukam ani miłości, ani przygód. Nie szukam azylu, który mogłabym znaleźć w Twoich ramionach. Szukam świętego spokoju. Radzę sobie sama. Tak trudno to zrozumieć?
Nazywam się Julie Lyford*. Śmierć rodziców wywróciła moje życie do góry nogami. Lecz ja ponownie je na nie postawiłam. Sama "wychowuję" swoją szesnastoletnią siostrę. Moje życie jest szare i nudne. I dobrze. Nie szukam urozmaicenia. Nie szukam miłości. Chcę je spędzić sama.


*imię i nazwisko głównej bohaterki prawdopodobnie ulegną zmianie ;)


Cóż... Nie dobiliście do siedmiu komentarzy, dlatego ten (nawiasem mówiąc, osiemdziesiąty) post nie jest kolejną częścią Harrego, tylko czymś zupełnie innym (za karę, hehe^^). Dzięki (albo przez) Foreverdirectioners zaczęłam się intensywnie zastanawiać nad napisaniem czegoś dłuższego (w sensie ff). Miałam pewien pomysł (który miał być imaginem) i zaczęłam go (w głowie) rozwijać. To na górze, to jego prolog. Myślę, że zaskoczeniem tu może być postać chłopaka z 1D (niedobra ja, nie powiem, z kim to xp). Ale co z tego będzie, nie wiem. Jeżeli bym nie dobiła z pisaniem do dwudziestu rozdziałów, to myślę, że ta historia pojawi się tutaj. ;) Na razie piszcie, co sądzicie, a później pomyślę. Zwykłe "super" albo "do niczego" wystarczy. ;)

PS. Harry w niedzielę (bądź jutro, bo nie wiem, czy niedzieli nie będę miała zajętej☺), bo chciałabym coś dodać jeszcze przed wyjazdem. :)