środa, 30 lipca 2014

#18 Harry cz.6

Ociężale podniosłam powieki.
- Harry… - jęknęłam.
- [t.i.]! – krzyknęła prawie moja mama.
Próbowałam się podnieść, ale moje mięśnie były zbyt słabe. Otępiały mózg nie był w stanie odróżnić jakichkolwiek kolorów czy kształtów. Oślepiająca biel to jedyne, co rejestrował.
- Mamo… - szepnęłam bezsilnie. – Umarłam?
- Nie… na szczęście nie… - szlochała.
Wtedy poczułam ciepło jej dłoni ściskającej moją. Wykorzystując do tego całą swoją silną wolę, podniosłam powieki.
- Gdzie ja jestem? – zapytałam.
- W szpitalu. Boże…
Próbowałam przełknąć ślinę, ale nie poczułam nic oprócz potwornej suchości w ustach.
- Pić… - szepnęłam.
- Dziecko… - Odgarnęła włosy opadające mi na twarz. – Nie wolno ci jeszcze pić. Zrobili ci płukanie żołądka.
- Przepraszam, mamo… Przepraszam… - Przymknęłam oczy, uwalniając łzy.
- Nie przepraszaj. Już po wszystkim. Tata się tym zajmie.
- Nie! – wybuchłam gwałtownie. Mój ojciec był znanym adwokatem. – Mamo, nie! Ja nie chcę…
Poczułam ogromny przypływ energii. Już nie byłam ani słaba, ani zmęczona.
- Spokojnie, dziecko. Nie denerwuj się. Wszystko będzie dobrze.
- Nic już nie będzie dobrze. Mamo, ja go kochałam, wiesz? Dalej kocham. Nigdy nie przestanę.
- Tyle złego ci zrobił…
- Wiem… ale… nie umiem… - szlochałam - inaczej… To wszystko… było kłamstwem… jestem naiwna, ale… dalej go kocham… Nie mam już siły… Proszę… Dlaczego mnie uratowaliście? Ja… nie chcę już żyć… Nie dam sobie rady…
- Dziecko, o czym ty mówisz? Jesteś młoda, ładna. Niejednemu chłopakowi jeszcze zawrócisz w głowie. Zapomnij o nim.
- Nie mogę, nie rozumiesz? Nie mogę. Nawet jeśli to wszystko było tylko jego gierką. Nie mogę. I gdyby istniał jakiś cień szansy, że to szczęście, jakie mi dawał, może wrócić, to bez wahania rzuciłabym to wszystko w cholerę. Nie kocha się na pół gwizdka, mamo. Miłość jest jedna. Szalona, namiętna, głupia, ślepa, czasem zakazana, jak nasza. Jedna. Kocha się do bólu albo wcale.
- Ty go naprawdę kochasz… - wyszeptała przez łzy.
- Kocham… - jęknęłam. – Kocham… nigdy się z tego nie wyleczę. Nie chcę.
Nagle do pokoju wparowała Beth.
- [t.i.], matko! Co ty sobie zrobiłaś! Wreszcie mnie tu wpuścili!
- Mamo, zostawisz nas? – zapytałam.
- Jasne. – Pocałowała mnie w czoło i wyszła, a dziewczyna zajęła jej miejsce i chwyciła moją dłoń.
- Jak mogłaś? – wyszeptała. – Jak mogłaś?
- Przepraszam, Beth – odparłam przez łzy. – Przepraszam. To wszystko mnie przerosło…
- Nie przepraszaj, tylko obiecaj, że nigdy więcej tego nie zrobisz!
Uśmiechnęłam się do niej blado.
- Obiecuję.
Na chwilę zapadła cisza.
- Nie przyszłam tutaj… - zaczęła. - …żeby ci powiedzieć „A nie mówiłam?”, chociaż może powinnam, ale… Dlaczego to zrobiłaś?
- Bo go kocham – odparłam krótko. – Myślałam, że on mnie też, ale widocznie się myliłam. Okazał się być zwykłym sukinsynem, przed którym wszyscy próbowali mnie ostrzec.
Odwróciłam wzrok, wlepiając go w okno. Niewiele widziałam, bo deszcz spływający po szybie zasłaniał wszystko.
- A jak w szkole? – zapytałam dla zmiany tematu, przenosząc spojrzenie na twarz dziewczyny.
- Wszyscy się tym przejęli. Nawet ta jędza Rose. Gdy nam o tym wszystkim powiedzieli, zrobiła się blada jak ściana, aż ją do pielęgniarki musiałyśmy zaprowadzić.
Zaśmiałam się na to wyobrażenie.
- A co z…? – zaczęłam, ale urwałam wpół zdania.
- Nie ma teraz życia w szkole – odparła, spokojnie gładząc moją dłoń. – Nikt się do niego nie odzywa. Należy mu się. Chyba go sumienie ruszyło, bo był tu nawet, ale twój ojciec go nie wpuścił.
- Był tu? – ożywiłam się.
- A no był. Ale już więcej cię nie skrzywdzi. Nie pozwolimy mu – odparła z bojową miną.
Coś we mnie się poruszyło. Martwił się?
- Masz serdeczne pozdrowienia od Jonatana – odezwała się po chwili. – I życzenia szybkiego powrotu do zdrowia od całej klasy oczywiście.
- Wszyscy jesteście kochani. Nawet za Rose mi się trochę tęskni – zaśmiałam się.
- Jonatan jest fajny… - stwierdziła ściszonym głosem.
- Nie zaczynaj! – odparłam, śmiejąc się.
- Lubi cię… - dodała.
- Ja jego też.
- Więc może…?
- Nie kombinuj! – odparłam, śmiejąc się.
Spojrzałam na lawendową ścianę naprzeciwko.
Może kiedyś uda mi się od tego uwolnić. Może kiedyś zostawię przeszłość za sobą. Póki co, każdego cholernego wieczora położę się do łóżka i będę wspominać. Zasnę z przeświadczeniem, że to wszystko tylko mi się przyśniło. Prawda okaże się bolesna. Obudzę się, a obok nie poczuję znanego ciepła, nie usłyszę Twojego elektryzującego głosu przy uchu. Nie pocałujesz mnie na „dzień dobry” i nie będę Twoja. Tak samo jak Ty nie będziesz mój…
No i mam dylemat. Bo mój sen (a raczej koszmar) tak się nie skończył. Jednak pomyślałam, że opowiadanie można by zakończyć na tym etapie. No i teraz pytanie do Was. Czy chcecie dalej czy mam to zostawić, jak jest? Piszcie, nie obrażę się. Po prostu chcę wiedzieć. Najwyżej z tytułu posta usunę: "(ostatnia)". ;) Nie powiem, czy kontynuacja kończy się happy endem, ale moja przyjaciółka (która całość otrzymała mailem) płakała. :) A więc piszcie.♥
Nie chciałabym, żebyście się mną znudzili, a tak pięknie komentujecie, że zmieniamy zasadę. Po pierwsze podnoszę poprzeczkę do siedmiu komentarzy. A po drugie kolejną część (czy też coś całkowicie nowego) dodam w piątek, o ile do tylu dobijecie. ;) Dacie radę. Na pewno. x ♥

wtorek, 29 lipca 2014

#18 Harry cz.5

Szłam właśnie chodnikiem w stronę szkoły, gdy nagle znowu zaczęło rzęsiście padać. Nienawidzę angielskiej pogody. Zaśmiałam się pod nosem ironicznie. Zacznijmy od tego, że nienawidzę swojego życia. Ale to się skończy – wmawiałam sobie. Skończy. Będzie dobrze. Tak jak słońce kiedyś wyjdzie zza tych chmur, tak kiedyś to się skończy.
Dojście do budynku zajęło mi jakieś dziesięć minut. Zazwyczaj pod szkołą czekał na mnie Harry, więc trochę się zdziwiłam, gdy zobaczyłam Beth. Podeszłam do dziewczyny. Ta patrzyła na mnie z tak przeraźliwym smutkiem, że aż się wystraszyłam.
- Coś się stało? – zapytałam.
- [t.i.], powiedz mi, czy wy… w sensie… ty i Harry… Czy zrobiliście TO?
- A co? – Moje źrenice powiększyły się, a serce przyspieszyło swój bieg.
- [t.i.], tak mi przykro! – wybuchła płaczem, tuląc się do mnie. – Tak mi przykro… Co on ci zrobił!
- Beth, o co chodzi? – zapytałam. – Mów!
- Ty i on… wasze zdjęcia…
- Ale jak to… - Rozpłakałam się. – Jakie zdjęcia…  To niemożliwe…
Czułam, jak grunt osuwa mi się pod nogami. Powoli traciłam kontrolę nad własnym życiem.
- Gdzie on jest? – Odsunęłam się od dziewczyny gwałtownie. – Chcę go zobaczyć! Chcę mu spojrzeć w twarz!
- [t.i.], to nie jest dobry pomysł.
- Właśnie, że jest!
Wyminęłam ją i wpadłam do budynku. Stanęłam na środku korytarza. Wszyscy mnie mijali, ale te uśmieszki i chichoty mówiły wszystko.
- Co was tak cieszy?!  - wydarłam się na całe gardło w rozpaczy.
Łzy płynęły gęsto po moich policzkach. Nagle zapadła cisza. Totalna cisza, podczas której można by usłyszeć brzęczenie muchy. Mój wzrok wędrowały po tych wszystkich twarzach, w końcu zatrzymując się na tej jednej. Zimne spojrzenie, wargi ułożone w wąską linię. To nie był Harry, którego znałam, to nie był Harry, w którym się zakochałam. Wtedy do mnie dotarło, że pokochałam kogoś, kto nie istnieje. Że cierpiałam w imię czegoś, czego nie było.
Wybiegłam ze szkoły, nie patrząc na nic.
Deszcz moczył moją twarz, mieszając się ze łzami. Wszystko wokół wyglądało tak żałośnie. Nawet trawa przybrała szary odcień.
Wpadłam do domu.
- Co się sta…? – zaczęła mama, ale ja nie słuchałam.
Pobiegłam na górę i zamknęłam się w łazience. Skuliłam się pod drzwiami, wybuchając płaczem. Zaczęłam się kołysać, chcąc dodać sobie nieco otuchy.
- [t.i.], kochanie… - zza drzwi usłyszałam łagodny głos mamy mieszający się z cichym pukaniem. – Otwórz, proszę. Powiedz, co się stało.
- Nie! – krzyknęłam. – Dajcie mi święty spokój! Mieliście rację, okay?! Nie chcę usłyszeć kolejnego: „A nie mówiłam?”! Nie chcę! Skrzywdził mnie, jasne?! Dałam się oszukać! A teraz mnie zostawcie w spokoju!
- Nie możemy. [t.i.], jesteś naszym dzieckiem. Proszę, otwórz. Chcemy ci tylko pomóc.
- A może ja nie chcę waszej pomocy?!
Nagle wszystko ucichło, a ja na nowo wybuchłam płaczem.
Wiecie, co bolało najbardziej? Nie te zdjęcia, nie to, że cała szkoła miała okazję podziwiać mnie nago. Nawet nie to upokorzenie. Najbardziej bolało to, że tak mnie oszukał. Że pozwoliłam sobie uwierzyć, że to, co nas łączy (a raczej łączyło), jest prawdziwe. Tak długo budowałam swoje zaufanie do niego. Tak długo codziennie na nowo się w nim zakochiwałam. A teraz to wszystko się posypało jak zamek z piasku. Koniec. Jedyna rzecz, jaka jeszcze trzymała mnie na tym świecie, okazała się być perfidnym kłamstwem, tanią gierką.
Nagle poczułam wibracje i drżącą dłonią wyjęłam telefon z kieszeni. Beth. Odebrałam.
- H… halo?
- [t.i.], Matko Jedyna i Wszyscy Święci! Gdzie ty jesteś?
- W… do… mu…
- Zaraz u ciebie będę.
- Nie, nie trzeba… Beth, ja… przepraszam…
Rozłączyłam się i wstałam z miejsca. Podeszłam do umywalki i z szafki wiszącej nad nią wyjęłam opakowanie tabletek nasennych. Ponownie skuliłam się pod drzwiami i otworzyłam je. Zaczęłam wysypywać je sobie na rękę, wyliczając przy tym wszystkie swoje ‘grzechy’.
Dałam się omotać.
Pierwsza tabletka.
…oszukać.
Druga.
Uwierzyłam w czułe słówka…
Trzecia.
…komplementy…
Czwarta.
…pocałunki.
Piąta.
Szczerze pokochałam drania.
Wysypałam na rękę całą garść i połknęłam to wszystko nawet bez popijania.
Płakałam, dopóki starczyło mi sił. W końcu bezwładnie osunęłam się na zimne płytki. Coraz mniej bodźców do mnie docierało. Obraz się zamazywał, krzyki za drzwiami cichły. Nie walczyłam z tą sennością i pozwoliłam jej się ponieść. Zabrała mnie.
Pierwszy raz (z moją wrodzoną i chroniczną gadatliwością) nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Sami oceńcie to na górze. Możliwe, że kolejna część będzie ostatnią. ;)
Pamiętajcie o pięciu komentarzach. Buziaki! :***

poniedziałek, 28 lipca 2014

#18 Harry cz.4 +18

Ekhm... No więc tego... Chyba wiecie, o co chodzi. "Scenę" wydzieliłam gwiazdkami, więc nie musicie czytać, jak nie chcecie. W sumie, wolałabym, żebyście tego nie robili, bo +18 pisać nie umiem i nie lubię, ale dawno nie było, a poza tym w tym opowiadaniu po prostu pojawić się musiało.☺

-TRZY TYGODNIE PÓŹNIEJ-
Siedziałam z Harrym u niego w mieszkaniu i odrabialiśmy zadanie domowe z fizyki. Tak, nie przesłyszeliście się. Mieszkał sam. Często drwiłam sobie z niego z tego powodu, dziwiąc się, jak on znajduje czas na naukę, pracę, ogarnięcie domu i dziewczyny. Zawsze potem porządnie zostawałam wyłaskotana, ale i tak było warto.
- No i z tego wzoru wyznaczasz to… - powiedziałam, pokazując palcem na zeszyt. - …wyliczasz… To, co wyjdzie, wstawiasz tu…
- Pięknie pachniesz – szepnął mi na ucho, muskając moją szyję.
- Harry, cholera, skup się – zbeształam go, odsuwając się.
- Nic nie poradzę, że przy tobie nie mogę.
- Więcej nie będziemy się razem uczyć – burknęłam, chwytając ołówek.
- Nie dąsaj się, wróbelku… - westchnął. – Powiedz mi jeszcze raz, jak to zrobić, a ja obiecuję, że postaram się skupić.
Pochyliłam się i ponownie zaczęłam tłumaczyć, lecz to krępujące spojrzenie w dekolcie znowu mi to uniemożliwiło.
- Nie mogę! – wybuchłam.
- Co? – odparł, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu, który obnażył te dołeczki, które tak uwielbiałam.
- Jeszcze raz, ale bez gapienia się na moje cycki!
W końcu się udało i oboje mogliśmy wziąć się za liczenia zadań z fizyki.
- Jak z rodzicami? – zapytał nagle.
- Oficjalnie jestem u Beth – odparłam, nie odrywając wzroku od brudnopisu.
- Czyli zero poprawy?
- Jest coraz gorzej. Zabrali mi telefon i Internet.
- Przepraszam.
- To… nie twoja wina – odparłam.
Czy ja naprawdę próbuję okłamać samą siebie?
- Nie musisz kłamać. Wiem, że tak.
- Trudno. Wiedziałam, na co się piszę.
- Zawsze możemy to skończyć.
Poczułam ból. Ból fizyczny, jakby ktoś wbił mi sztylet w samo serce.
- Chcesz? – zapytałam, ukradkiem ścierając łzę.
- Nie powinniśmy być razem i sama o tym wiesz. Nie wolno nam.
Z impetem zamknęłam zeszyt i schowałam go do torby. Następnie wstałam z łóżka.
- Jakoś wcześniej się tym nie przejmowałeś i nie przeszkadzało ci to, gdy się w tobie zakochiwałam – powiedziałam, szybkim krokiem kierując się w stronę wyjścia.
- [t.i.], poczekaj!
Złapał mnie mocno za biodra, obracając w swoją stronę.
- To nie tak miało zabrzmieć. Przepraszam.
Przycisnął mnie do siebie, a ja wybuchnęłam płaczem, uderzając pięściami o jego tors.
- Nienawidzę cię! – krzyknęłam przez łzy. – Nienawidzę! Zobacz, co mi zrobiłeś! Przez ciebie nie mam życia! Rodzice się do mnie nie odzywają, w szkole nie lepiej. Wszyscy oprócz Beth się ode mnie odwrócili! Nienawidzę cię! Wpędziłeś mnie w sytuację bez wyjścia! Nie mogę… tego skończyć, bo cię kocham, a oni… nie… zmienią swojego… nastawienia, dopóki tego nie zrobię – wychlipałam.
- Przepraszam – szepnął, gładząc moje plecy.
Po chwili trochę się uspokoiłam.
- Nie przepraszaj… Ja przepraszam. Zachowałam się jak histeryczka. Po prostu więcej tak nie mów, proszę. Skoro już to zaczęliśmy, to nie możemy się po prostu poddać. Dam radę. To się kiedyś skończy. Tylko bądź przy mnie i mnie kochaj.
- Kocham cię.
Podniosłam głowę i stanęłam na palcach, wpijając się w jego wargi. Zastygliśmy w tym namiętnym pocałunku. Po chwili chwyciłam za spód jego koszulki i pociągnęłam, chcąc się jej pozbyć.
- Jesteś pewna?
- Harry, zapomnijmy. Proszę. Chociaż na chwilę. Kochaj się ze mną.
Nie: „Przeleć mnie”. Nawet nie: „Uprawiaj ze mną seks”. „Kochaj się ze mną”.
Wziął mnie na ręce, a ja zrzuciłam z nóg japonki.
- Nie wiem, czy umiem – stwierdził z wahaniem, nie zaprzestając czułego pocałunku.
- Jak to?
- Nigdy nikogo nie kochałem.
- Będzie dobrze.
Postawił mnie na ziemi przy łóżku. Wplotłam palce w jego włosy i zaczęłam je mierzwić. Nasz pocałunek stawał się coraz bardziej agresywny i namiętny. Jego koszulka wylądowała na podłodze, a wtedy wziął się za rozpinanie mojej sukienki.
- Pieprzony zamek! – zaklął, gdy okazało się to nie być wcale taką łatwą sprawą.
- Spokojnie, skarbie – zaśmiałam się. – Powoli.
Chwyciłam zamek i sama go rozpięłam.
- Zawsze jesteś taki niecierpliwy? – zapytałam, śmiejąc się.
- Nie zawsze – odparł, muskając moje wargi jak największy skarb.
- A kiedy?
- Jak długo na coś czekam.
- To zrozumiałe – zaśmiałam się.
Powolutku zsunął ramiączka mojej sukienki, składając przy tym drobne pocałunki na moim obojczyku i ramieniu. Materiał z szelestem upadł na podłogę, a my opadliśmy na łóżko, całując się namiętnie.
- Harry?
- Mhm?
- Zgaś światło.
- Nie, proszę.
- Harry, ja proszę.
- Ale ja bardziej. Chociaż lampkę…
- Niech będzie lampka.
Cmoknął mnie w usta i wstał z miejsca, a po chwili światło zgasło. Okna były szczelnie zasłonięte, więc na chwilę zrobiło się całkiem ciemno. Lecz Harry nie wracał przez dłuższy czas, niż się spodziewałam i zaczęło mnie to niepokoić.
- Jesteś? – zapytałam cicho.
- Tak, tak – odparł szybko. ZBYT szybko. – Szukam gumek – zaśmiał się nerwowo.
- Myślałam, że zawsze trzymasz je gdzieś pod ręką – zachichotałam.
- Nie robiłem tego od miesiąca, więc nie – odparł. Wyczułam, że jest zdenerwowany, tylko czym? To na pewno to, że nie może znaleźć tych gumek – pomyślałam.
- Miło mi, że mnie nie zdradziłeś – zaśmiałam się.
- Mnie bardziej – odparł lekko rozbawiony. Zdenerwowanie jakby uleciało.
Nagle wokół zrobiło się jaśniej. Zaświecił lampkę. Następnie położył się na mnie, łącząc nasze wargi w pocałunku, a ja zorientowałam się, że oboje jesteśmy w samej bieliźnie.
- Nie mógłbym, bo cię kocham – szepnął w moje usta.
*
Po chwili przeniósł wilgotny pocałunek na moją szyję, kąsając ją i liżąc.
- Tylko nie zrób mi malinki – zaśmiałam się.
- Postaram się – odparł, lekko się śmiejąc. – Podnieś się, skarbie – szepnął po chwili.
Wygięłam się w łuk, a wtedy on rozpiął mi biustonosz i zdjął, rzucając go gdzieś na podłogę.
Schodził z pocałunkiem coraz niżej. Całował mój brzuch, co chwila lekko go zasysając, a po chwili dostał się do podbrzusza. Chwycił zębami gumkę moich majtek i strzelił nią, co mnie lekko rozbawiło, ale na szczęście udało mi się opanować chichot. Powoli pozbawił mnie ich, a wtedy poczułam zdenerwowanie. Lecz on się tym nie przejął. Sam również się rozebrał do naga i  rozchylił mi nogi, które same się spięły ze zdenerwowania. Nagle poczułam jego ciepły i wilgotny język w najwrażliwszym miejscu na ciele. Jęknęłam, wyginając się w łuk.
Drażnił moje wrażliwe miejsca wargami i językiem, który czasem lekko się we mnie zanurzał. Moje jęki wypełniały pomieszczenie. Nagle jego język znalazł się we mnie głębiej niż wcześniej.
- Harry! – pisnęłam, ściskając dłońmi narzutę, na której leżeliśmy.
Poczułam błogość. Totalną błogość. Przez te kolejne pół minuty czułam się dobrze jak nigdy wcześniej.
Wtedy oderwał się ode mnie i wrócił do moich ust, co sprawiło, że posmakowałam samej siebie. Nie zaprzestając pocałunku, sięgnął po paczuszkę leżącą na szafce nocnej i rozerwał ją zębami. Następnie wyjął z niej zabezpieczenie i naciągnął na swojego naprężonego penisa.
- Jesteś tego pewna? – zapytał.
- Musisz to psuć? Oczywiście, że jestem.
Sama rozsunęłam nogi, zapraszając go do środka i po chwili poczułam, jak ostrożnie się we mnie zagłębia.
- Harry… - jęknęłam, z trudem łapiąc oddech i ścisnęłam powieki, które nagle zaczęły drżeć pod wpływem dyskomfortu i przyjemności. Niesamowite, co się wtedy ze mną działo, bo mimo rozrywającego bólu, jaki odczuwałam, nigdy nie czułam się lepiej. Taka kochana i bezpieczna. Właśnie tak wyobrażałam sobie pierwszy raz. Pod koniec nieco przyspieszył i po chwili wypełnił mnie całą.
Ostrożnie poruszał się w moim wnętrzu, nie chcąc sprawiać mi bólu, a moje jęki upewniały go w tym, że jest mi dobrze. Zaczął przyspieszać, popychając biodrami w przód i w tył. Ciepło rozlewało się po moim podbrzuszu.
- Naprawdę jesteś w tym tak dobry, jak słyszałam – wyszeptałam z uśmiechem.
Zaśmiał się, na chwilę zwalniając tempo.
- A co słyszałaś? – zapytał, muskając moje wargi.
- Dużo ciekawych rzeczy.
- Ach, tak… Zapomniałem, że baby to plotkary.
Szturchnęłam go pięścią w ramię.
- Ej!
- Dobra, dobra… Już nic nie mówię.
Powrócił do poprzednich mocnych pchnięć, a mi wyrywały się ciche jęki.
- Harry! – jęknęłam głośniej, gdy otarł się o wyjątkowo wrażliwe miejsce.
- Mam cię, kotku – zaśmiał mi się do ucha.
- Już dawno mnie masz.
- Wiem.
Poruszał się coraz szybciej, za każdym razem perfekcyjnie trafiając w to wrażliwe miejsce, aż moje mięśnie same się spięły. Odpłynęłam. Opadł na mnie i oboje syciliśmy się bliskością. Po chwili ostrożnie wysunął się ze mnie i wstał z łóżka, żeby wyrzucić zużytą prezerwatywę, a ja wsunęłam się pod kołdrę.
*
Położył się obok mnie i wtuliłam się w niego, a on objął mnie mocno, przyciskając do siebie. Leżeliśmy w ciszy. Nie potrzebowaliśmy słów.
- Zawsze mówiłaś… - odezwał się po chwili. - … że chcesz to zrobić z kimś, kogo kochasz… Naprawdę mnie kochasz?
- Jeszcze pytasz? Gdyby cię naprawdę nie kochała, nie byłoby mnie tutaj. Nie kłóciłabym się codziennie z rodzicami i nie miałabym przekichane w szkole.
- Myślisz, że warto?
- Nie wiem. Póki co, tak. Ty mi powiedz, co będzie dalej.
- Nie wiem.
Chwilę leżeliśmy tak.
- Muszę iść – odezwałam się.
- Zostań.
- Muszę. Już jest wpół do dziesiątej. Rodzice mnie zabiją, jak przed dwudziestą drugą nie pojawię się w domu.
- Chciałbym, żebyś została.
- Ja też bym chciała. Bardzo.
Wstałam z miejsca i chwyciłam swoje ubrania z podłogi. Założyłam majtki i usiadłam na łóżku, żeby ubrać biustonosz. Nagle poczułam, jak obejmuje mnie w pasie, przyciągając do siebie.
- Zostań – szepnął mi na ucho. – Na zawsze.
Odwróciłam głowę w jego stronę.
- Bardzo bym chciała – odparłam.
Potok łez popłynął mimowolnie po moich policzkach.
- Nie płacz, proszę – poprosił, ścierając moje łzy dłońmi. – Będziemy razem, zobaczysz. Skończymy szkołę… jakoś to będzie. To tylko miesiąc. Damy radę. Nie płacz. Nie przeze mnie.
- Kocham cię – szepnęłam, tuląc twarz w jego szyję.
- Ja ciebie też. Ja ciebie też.

Nienawidzę Cię. Chciałabym pewnego dnia się obudzić i żeby wszystko było jak dawniej. Gdy nie było Ciebie. Uzależniłeś mnie od siebie. Bez Ciebie czuję się jak czterolatka bez mamy. Zagubiona. Nienawidzę Twojego spojrzenia, twojego ciepłego oddechu na moim uchu, bo przez nie właśnie coraz bardziej się do Ciebie przywiązuję. I podświadomie czuję, że ta nienawiść kiedyś się skończy. Tak bardzo tego nie chcę. Bo ta silna więź, jaka nas połączyła i łączy, kiedyś się zerwie. Spadnę w przepaść. Bezdźwięcznie upadnę na mokrą i zimną ziemię. Resztkami sił podniosę głowę i gdzieś tam wysoko zobaczę Twoją uśmiechniętą twarz. Kąciki moich warg uniosą się mimowolnie, chcąc odwzajemnić gest. W uszach zadźwięczą mi Twoje słowa. Przymknę oczy, oddając się nicości. I może gdzieś tam w tej głębi się spotkamy, żeby ponownie wypowiedzieć te dwa najpiękniejsze słowa. A potem? A potem nie będzie nic. Tylko my i nasza miłość, która najpierw nas zniszczyła, a potem na nowo ożywiła w innej rzeczywistości…

„Spać. Pragnę zamknąć oczy i zacząć śnić, bowiem tylko w tym świecie możemy być ze sobą. Gdzie ludzie darzą nas jedynie ciepłymi spojrzeniami. A nasza miłość nikomu nie przeszkadza.”
No, to teraz Wam namieszałam. Zrobiłam wodę z mózgów i zagotowałam. :D Przyznam szczerze, że na tym etapie sama zaczęłam się gubić w tej historii i miałam taki moment: "Wtf? Serio mi się TAKIE COŚ przyśniło? Naprawdę mam aż tak zryty mózg?". Na to wygląda. ;) Przyznam szczerze, że nawet po zakończeniu (pisania) tego opowiadania dużo o nim myślałam i pewne kwestie w dalszym ciągu wydają mi się dość... dziwne. Myślałam i myślałam, aż w końcu stwierdziłam, że skoro to było sen, to chyba mogły się w nim pojawić pewne elementy... fantastyczne. :) Np. te wszystkie kłamstwa Stylesa, które brzmią zbyt wiarygodnie. ☺ +18 nie komentuję, bo przecież nie czytaliście. Dobra, wiem, że tak. :D
Kolejna część za (co najmniej, bo jak będzie więcej, to się bardzo bardzo ucieszę ☺) pięć komentarzy. Wiem, że mogłabym ten próg ustawić nieco wyżej, ale stwierdziłam, że ten tydzień musimy się sobą "nacieszyć", ponieważ za tydzień wyjeżdżam i prawdopodobnie nic nie dodam. Możecie podziękować mojemu bratu, który ma darmowy Internet w telefonie, ale mi go nie udostępni. Pozdrówcie go serdecznie! :*
A teraz chciałabym Wam coś pokazać.

Szczęśliwa siódemka? :D Thank you. :*

sobota, 26 lipca 2014

#18 Harry cz.3

Hm... A więc tak. Postanowiłam zająć Wam jeszcze trochę Waszego cennego czasu, ponieważ chciałabym się z Wami podzielić moją refleksją co do postaci Harrego w tym opowiadaniu, która dla wszystkich chyba jest jedną, wielką zagadką. Dla mnie też. Dziwne to trochę, bo przecież (niby) to ja decyduję, co powie, zrobi czy jak się zachowa. Przypominam jednak, że to opowiadanie zostało napisane na podstawie mojego snu i jakby nie ja kontroluję tutaj przebieg akcji. Nawet znając dalszą część tej historii, nie mogę stwierdzić, kiedy Hazz kłamie, a kiedy nie. Jednak jako autorka opowiadania i bohaterka snu mam pewne przypuszczenia i teraz właśnie o nich. Myślę, że Harry od samego początku chciał się tylko zabawić z [t.i.]. Oczywiste, że nie zależało mu na stałym związku. Łatwe podboje mu się znudziły, więc postanowił spróbować "czegoś trudniejszego". Upatrzył sobie więc taką kujonicę, jaką w tym opowiadaniu jest [t.i.] i postanowił ją zdobyć. Co nie oznacza wcale, że te wszystkie komplementy kierowane w stronę dziewczyny czy też ich pocałunki były nieszczere. Sądzę, że [t.i.] wpadła mu w oko i wcale nie kłamał, gdy mówił, że jest "śliczna" etc. etc. Nie interesowałby się przecież kimś, z kim wstydziłby się pokazać. A potem okazało się, że dziewczyna nie jest wcale tak naiwna i nie nabierze się na jego sztuczki, które zawsze przecież skutkowały (:/). Uraziła jego męską dumę, więc do głowy wpadło mu, że skoro i tak ma cierpieć (gdy ją porzuci), to dlaczego nie miałby skrzywdzić jej jeszcze bardziej? Tak do bólu? A on będzie się przy tym świetnie bawił, widząc, jak dobra reputacja dziewczyny lega (nie jestem pewna, czy to dobrze napisałam ;)) w gruzach. Napisałabym tu coś jeszcze, ale nie chcę zdradzić, co będzie dalej, więc to Wam musi wystarczyć. Mam nadzieję, że chociaż częściowo Wam pomogłam w 'ogarnięciu' tego wszystkiego, chociaż dla mnie samej nie jest to do końca jasne (i chyba nigdy nie będzie ☺). A teraz przejdźmy już do treści części trzeciej. Hope you like it! ♥

- Nie uda ci się. A teraz mnie przez chwilę posłuchaj, nie otwierając tej swojej ślicznej buźki. Już mówiłem, że jesteś inna od wszystkich dziewczyn, z którymi się dotychczas spotykałem. Dlatego właśnie chcę cię mieć. Nie chodzi tu tylko o seks, chociaż chyba nie muszę powtarzać, że mnie pociągasz jak jasna cholera.
- Więc o co chodzi?
- Sam nie wiem. Chciałbym chyba po prostu mieć cię na własność. Żebyś pozwalała mi się dotykać, całować i rozpieszczać. Może po prostu chcę mieć dziewczynę?
Spojrzałam na jego twarz, oczekując jakiegoś wybuchu szyderczego śmiechu, ale nic takiego nie nastąpiło. Nawet nie drgnęła.
- Jaja sobie robisz – nie dowierzałam.
- Przykre, że uważasz, że nie mam serca.
- A masz?
- Każdy je ma. A ty jesteś słodka i śliczna. Dlaczego nie miałbym się w tobie zakochać?
- Chociażby dlatego że za tobą nie przepadam – zaśmiałam się histerycznie.
Powiedzieć, że byłam zdziwiona to mało.
- Ale to się akurat może w każdej chwili zmienić – stwierdził, chwytając ostrożnie moją dłoń. Jakiś impuls kazał mi ją ścisnąć. Posłuchałam go.
Okręciłam głowę w jego stronę, a wtedy ostrożnie zbliżył swoją twarz do mojej. Przymknęłam oczy, poddając się chwili.
- Pozwól mi – szepnął mi na ucho, muskając je. – Nie pocałuję cię wbrew twojej woli.
- Jakaś nowość.
- Musisz być sarkastyczna nawet teraz?
- Taka jestem. Przyzwyczaj się.
Delikatnie muskał mój policzek i skroń. Nawet przyjemnie.
- To pocałujesz mnie wreszcie czy nie? – zapytałam po chwili.
- No nie wiem… A chcesz?
- Chcę.
Powoli zbliżał się do moich ust. Delikatnie ucałował ich kącik. Przełknęłam ślinę w oczekiwaniu.
Oboje od samego początku włożyliśmy w ten pocałunek dużo serca i czułości. Tak mi się przynajmniej wydawało. Przysunęłam się do niego bliżej i wczepiłam palce w jego włosy, lekko ciągnąc za końcówki, na co jęknął cicho. Uśmiechnęłam się do siebie zadowolona.
W jednym miał rację - ciągnęło nas do siebie. Nawet jeśli wydawało mi się, że tego nie chcę, taka była prawda. Z coraz większym trudem mu się opierałam. Miał rację. Cholernie podobało mi się to, że ktoś taki jak ON zwrócił na mnie uwagę i się o mnie starał. I nawet zdrowy rozsądek nie miał tu nic do powiedzenia.
Po chwili oderwaliśmy się od siebie i powiedział, uciekając przed moim wzrokiem:
- Może i nie będę twoim ideałem, ale… spróbuję...
- Nagła zmiana? – zapytałam.
- Powiedzmy – westchnął.
- Jeżeli naprawdę chcesz być moim chłopakiem, to zrób wszystko, żeby na to miano zasłużyć – powiedziałam, wstając z miejsca.
- Czyli co?
- Myślę, że sam dobrze wiesz.
W tamtym momencie zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec przerwy i wszyscy jak jeden mąż ruszyli w stronę budynku.
* * *
Całą matematykę nie mogłam się skupić.
Czy ja naprawdę powinnam wierzyć w tę jego nagłą przemianę? Cholera, akurat kłamać to on umie jak nikt. Może to tylko kolejna jego gierka?
Oblizałam wargi pod wpływem wspomnienia dotyku jego ust.
I ten pocałunek… Rozsądek mówi, że był nieszczery, ale serce nie słucha. Jestem głupia. Dlaczego nie umiem czytać ludziom w myślach?
Rozejrzałam się po klasie, obserwując chłopaków. Ich myśli raczej nie wędrowały w stronę matematyki. Nagle spojrzenie moje i Jego się skrzyżowały. Gwałtownie obróciłam się w stronę tablicy, czując, jak robię się czerwona.
Dobra, cofam to. Ale Jemu w myślach chciałabym czytać. O co mu chodzi? Przecież mógłby mieć każdą. Dosłownie każdą. Czy ja powinnam mu ufać?
- Panno Watson? – z zamyślenia wyrwał mnie głos nauczycielki.
- Słucham.
- Nie widać. Proszę się skupić. Rozkojarzona panna dzisiaj.
- Oczywiście.
Jego szelmowski uśmiech pod nosem powędrował do mnie przez pół klasy, mimo że nawet go nie widziałam. Nagle przyjaciółka – Beth podsunęła mi kartkę.*
Możesz mi powiedzieć, co ci od wczoraj odwala [t.i.]? :/
Nie rozumiem…
Doskonale rozumiesz. Zrobiłaś sobie wolne z dwóch lekcji, rano flirtowałaś ze Stylesem przy szafkach, a na dużej przerwie się całowaliście. Masz mi coś do powiedzenia?
A co bym miała ci powiedzieć?
Na przykład, że jesteście razem. Boże, dziewczyno, ogarnij się! Przecież on cię skrzywdzi!
Póki co nie jesteśmy razem. Sama nie wiem, co z tym zrobić. On… powiedział, że…
Że co? Że się zmieni? Ochłoń, dziewczyno! Sama mówiłaś, że tacy jak on nigdy się nie zmieniają!
Mówiłam też, że każdemu czasem warto dać drugą szansę.
Cokolwiek byś nie zrobiła, będzie źle. On nie da ci spokoju, wiesz?
Wiem.
Uważaj na siebie i tylko nie daj się skrzywdzić, błagam!
Za to cię kocham. 
Ja ciebie też, głupku! ;*
Nagle ktoś zapukał do drzwi klasy i do środka weszła Szanowna, Ukochana, Najwspanialsza (poczuj ten sarkazm) Pani Dyrektor.
Myślałam, że wyskoczę z radości przez okno, gdy okazało się, że przepada nam ostatnia lekcja. No i wreszcie jakiś stuprocentowy pozytyw w tym zrąbanym dniu!
* * *
Leżałam po lekcjach na szkolnej ławce z głową na Jego udach, a on bawił się moimi włosami. Przymknęłam oczy, starając się złapać odrobinę słońca schowanego za chmurami.
- Boję się – powiedziałam półszeptem.
- Czego?
- Że się dałam omotać.
- Nie ufasz mi.
Nabrałam głośno powietrza w płuca i wypuściłam.
- To nie jest proste. Sam wiesz.
- Jestem zły. Może faktycznie lepiej będzie, jak skończymy to teraz?
- Boisz się angażować?
- Boję się ciebie skrzywdzić.
- Oboje wiemy, w co się pakujemy.
- Myślisz, że to coś… dobrego?
- To jest coś bardzo złego. Tak myślę.
- To co tu robisz?
- Nie wiem… Bo ciągnie mnie do tego elektronu, który siedzi tuż obok? Sama tego nie rozumiem. W tym nie ma logiki i to jest piękne. Doskonale zdaję sobie sprawę, że z tego na 99% nie wyniknie nic dobrego, ale jestem tutaj i tu mi dobrze.
Podniosłam się, siadając na jego kolanach i zarzuciłam mu ręce na szyję.
- Postaraj się mnie nie skrzywdzić, a będzie okay – powiedziałam cicho, ostrożnie przykładając swoje wargi do jego.
Na chwilę zastygliśmy tak, gdy nagle poczułam wilgoć na czole i podniosłam głowę.
- To jakaś ironia? - zapytał ze śmiechem.
- Nie wiem. Może - odparłam, chichocząc.
Przyciągnął mnie do siebie bliżej, czule muskając moje wargi.
- Ach, te truskawki... - westchnął, nie odrywając się ode mnie.
Zaśmiałam się.
- Palant.
- Serio masz alergię?
- Nie. Chciałam cię tylko zdenerwować.
- Coś ci nie wyszło.
- A szkoda.
Wbił mi palce między żebra.
- Szkoda, powiadasz?
Zaśmiałam się, bo nie sprawiał mi tym żadnego bólu.
- Wielka szkoda.
- Szkoda będzie, jak zmokniemy.
Położyłam mu głowę na ramieniu, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. I mimo tych wszystkich wątpliwości, nigdy nie czułam się lepiej.

*LEGENDA: Beth
                     [t.i.]

I wyobraźcie sobie... tak się obudzić. *.* Bo na tym właśnie skończyła się pierwsza część mojego snu. Na tym również skończyła się lekkość w pisaniu tego opowiadania, ponieważ następne części są bardzo trudne... emocjonalnie, a uczucia opisuje się najtrudniej. Serio. Napisanie części takiej jak ta na górze zajmuje mi najwyżej 50 minut. Z czwartą "męczyłam się" kilka godzin (zwłaszcza, że zawiera "coś" If you know what I mean.^^). Kolejne podobnie. Cóż. Mam nadzieję, że tego nie sknociłam (jak to u mnie często bywa ^_^).
To zdjęcie na górze to taka ironia. Albo i nie? Wierzycie w tą przemianę Hazzusia? ;)
A więc co do następnej części, to tym razem nie podam terminu, bo za chwilę ją zedytuję i dodam zdjęcie i będzie gotowa, więc mogłaby się pojawić nawet dziś. x) Po prostu piszcie, kiedy chcecie, to wtedy dodam. Bardzo cieszy mnie, że to opowiadanie Wam przypadło do gustu. To niesamowicie miłe, że tak pięknie komentujecie, bo wiem, że mam dla kogo się starać. Mam nadzieję, że tym na górze Was nie zawiodłam, bo dałam z siebie wszystko. A na ile mi to wyszło? Sami oceńcie.♥♥♥

środa, 23 lipca 2014

#18 Harry cz.2

Uwierzycie mi, jeśli napiszę, że nie skapnęłam się, że w pierwszej części ani razu nie pojawiło się [t.i.]? :D Tak dla wyjaśnienia. Dziewczyna (tak jak w moim śnie) nazywa się [t.i.] Watson, (bo Hazz zwracał się w nim do mnie po imieniu. Nie wiem, jak on to zrobił, nie łamiąc sobie języka. xD). Nie mam pojęcia,, dlaczego takie nazwisko, ale tak wyszło i nic nie poradzę. :) Enjoy!

~Perspektywa [t.i.]~
Wyciągałam właśnie z szafki książkę, gdy nagle usłyszałam czyjś niski głos przy uchu, aż przeszyły mnie dreszcze:
- Cześć, skarbie.
- Nie mów tak do mnie – powiedziałam całkiem spokojnie.
- Dużo o tobie myślałem – odparł, ignorując zupełnie moją poprzednią uwagę.
Z impetem zatrzasnęłam drzwi szafki i stanęłam do niego przodem.
- Wiesz co? Jebie mnie to.
- I znowu jadowite słowa ze słodkich usteczek… - westchnął. – Wiesz, że smakujesz truskawkami? Z jednej strony słodko, a z drugiej… To cholernie podniecające. Zdecydowanie polubiłem truskawki.
- A ja nie. Mam alergię. Coś jeszcze?
- Rozgryzłem cię, wiesz?
Zaśmiałam się pod nosem w odpowiedzi.
- Nie śmiej się.
- No to słucham.
Zmrużył oczy, oblizując dolną wargę seksownie.
- Doszedłem do wniosku… - zaczął. - …że chociaż uważasz mnie za pieprzonego drania, którym tak po prawdzie jestem, to jednak cholernie podoba ci się to, że zwróciłem na ciebie uwagę i się o ciebie staram. I nie kłam, że nie, bo czuję, jak drżysz, gdy cię dotykam. O, tak. – Przyłożył swoją dużą dłoń do mojego policzka. Miał rację. Przeszył mnie potężny dreszcz. Jednak rozsądek był silniejszy.
- No i co z tego? – zapytałam. – To, że czuję do ciebie pociąg, nie oznacza wcale, że pozwolę ci powtórzyć to z wczoraj. Sam powiedziałeś, że jesteś draniem, a ja z draniami się nie zadaję. Coś jeszcze? – zapytałam zniecierpliwiona, bo zbliżała się kolejna lekcja. Na szczęście byliśmy na szkolnym korytarzu i tym razem nie mógł mnie siłą zatrzymać jak ostatnio.
Złapał mnie za udo, podciągając je do góry, a ja posłusznie zgięłam kolano, bo wiedziałam, że nic to nie da i dalszy opór jest bez sensu.
- Poza tym, że wyglądasz kurewsko seksownie w tej sukience i z chęcią przeleciałbym cię na tym korytarzu, to nie.
Nagle moje krocze zapulsowało dziwnie pod wpływem tych sprośnych słów.
- Dać ci radę? – zapytałam, mierząc się z nim spojrzeniem.
- Jeżeli później pozwolisz mi się pocałować, to tak. Z chęcią posłucham.
- Nie pozwolę ci, ale i tak posłuchasz. Jeśli serio tak ci zależy, żeby mnie zdobyć, to zmień taktykę. Nie szukam drania. Mój chłopak ma być miły i grzeczny. Zmień się, jeżeli mam być twoja.
- Czyli że mam być czuły, cierpliwy, uprzejmy, kochany i troskliwy? – zapytał. - Przeprowadzać staruszki przez jezdnię i nie wracać do domu po 22:00? Nie rzucać podtekstami o seksie i nie dotykać cię, dopóki mi nie pozwolisz? – Oparł czoło o własne ramię i nagle wybuchł kpiącym śmiechem. – Sorry, mała. Chyba nie umiem stać się swoim własnym przeciwieństwem.
- W takim razie daj mi święty spokój.
- Dać ci spokoju też nie umiem.
- To masz problem. – Strąciłam jego dłoń z uda i postawiłam stopę na ziemi. – A teraz mnie puść, bo szkoda mojego cennego czasu. Twojego zresztą też. Leć sobie do Suzanne, bo ma mokro w majtkach, jak cię widzi i z chęcią wskoczy ci do łóżka zaspokajać twój popęd.
- Hm… Dobry pomysł – odparł. – Wiedz tylko, słońce, że będę myślał o Tobie podczas naszego wspólnego seksu.
Pocałował mnie w policzek i obrócił się na pięcie, wolnym krokiem kierując się w stronę grupki dziewczyn.
W co on pogrywa?!
- Skończony kretyn – warknęłam pod nosem.
Musiał usłyszeć, bo odwrócił się w moją stronę i odgryzł się:
- Pies ogrodnika.
- Słucham?
- Jesteś zazdrosna, chociaż sama nie chcesz być na jej miejscu.
- Ja jestem zazdrosna? Haha… śmieszny jesteś.
- Jak zmienisz zdanie, to daj znać.
Odszedł, a ja szybkim krokiem powędrowałam w stronę sali. Nie chciałam patrzeć na tę szopkę.
* * *
Duża przerwa. Usiadłam jak zwykle na ławce z książką na kolanach. Nagle poczułam, jak moje siedzisko ugina się pod wpływem czyjegoś ciężaru. Pf, czyjegoś. Oczywiście wiedziałam, czyjego. Zamknął mi książkę, przysuwając się do mnie maksymalnie blisko, aż poczułam jego zapach, który był podniecającą mieszanką męskich perfum, mydła i jego skóry. Mocny i bezczelny. Jak on.
- I tak wszystko umiesz – stwierdził.
- Nie powinieneś zabawiać się z Suzanne? – zapytałam, zupełnie ignorując jego słowa.
- Nawet nie wiesz, jaka to straszna nudziara. Zbyt łatwa. Tak się na mnie napaliła, że prawie siłą zmusiła mnie, żebym przeleciał ją w szkolnym kiblu. Nie masz pojęcia, jak głośno krzyczała.
- Mogłeś mi oszczędzić tej informacji. – Skrzywiłam się teatralnie w grymasie obrzydzenia. – Co ja? Telefon zaufania? Najlepsza przyjaciółka od wysłuchiwania o twoich podbojach? A może terapeutka w klubie Anonimowych Seksoholików?
Roześmiał się, szturchając mnie w ramię.
- Do niczego nie doszło – powiedział. – Całowaliśmy się, ale to wszystko. Nie smakowała nawet w jednej tryliardowej tak dobrze jak ty. A poza tym nie mógłbym z nią, skoro cały czas myślałem o tobie. To byłoby nie fair.
- A od kiedy Harrego Stylesa obchodzi, co jest fair, a co nie?
- Nie wiem – zaśmiał się. – Może faktycznie zmieniam się dla ciebie – dodał, nie przestając się śmiać.
- Dobrze, że ci humor dopisuje. Chociaż na twoim miejscu bym się tak nie śmiała, bo widocznie czeka cię seksualna abstynencja do końca życia.
- Serio myślisz, że długo jeszcze zdołasz mi się tak opierać?
- A ty serio jesteś taki pewny siebie? Widocznie kiepsko mnie znasz, skoro tak myślisz, bo nie poszłabym z tobą do łóżka, choćbyś był ostatnim facetem na tej pięknej Ziemi.
- Jesteś uparta, wiesz? – zapytał. – A ja lubię złamywać twój opór – wyszeptał mi do ucha.
- Wal się.
- Z tobą, skarbie? Tylko w domu. Zbyt długo na to czekałem. Ma być wyjątkowo.
- Palant.
- Wiem.
Na chwilę zapadła cisza. Wlepiłam wzrok w trawę boiska. Wielu nam się przyglądało i odniosłam wrażenie, że na tym właśnie Mu zależało. Chciał chyba po prostu zniszczyć moją reputację grzecznej i ułożonej uczennicy i póki co świetnie mu to wychodziło.
- Ale przyznaj się – odezwał się po chwili. – Wczoraj mi się poddałaś i było naprawdę zajebiście.
- Wczoraj nie miałam wyjścia.
- Przyznaj, że ci się podobało.
- Już mówiłam, że jedyne, co do ciebie czuję, to zwykły pociąg fizyczny. Potrafię ci się oprzeć.
- A dlaczego chcesz mi się oprzeć? Dlaczego po prostu mi się nie oddasz? Dlaczego się nie poddasz temu szaleństwu? Przecież ciągnie nas do siebie jak protony do elektronów.
- A widzisz. Bo dla ciebie to tylko poddanie się chwili słabości. Obupólna przyjemność. Dla mnie to coś więcej. Dowód zaufania i miłości. Chciałabym to zrobić z kimś, kogo naprawdę kocham. Protony i elektrony? Owszem. Z tym, że my – te naiwne laski, których wiele już w życiu poderwałeś, jesteśmy takimi bezbronnymi plusami – protonami. A ty to taki chodzący elektron. Minus, który może nas tylko skrzywdzić.
- Brawo, brawo. - Zaklaskał w dłonie. - Gratuluję wykładu. Bardzo udany, pani filozof [t.i.] Watson.
- Jesteś bardziej pusty niż te wszystkie laski, które zaliczyłeś – fuknęłam zirytowana.
Chwycił się za serce, przykładając do niego dłoń.
- Auć! To bolało! Ranisz mnie, [t.i.].
- Należało ci się.
- Usiłujesz mnie zdenerwować?
- Żebyś wiedział.
Nie wiem, co ja takiego widzę w tym gifie, ale podoba mi się. Podziwiajcie tę mimikę. *.* :D
Dzisiaj dla Was bardzo lightowa (jak na to opowiadanie) część. Poprzednią udało mi się Was zaciekawić, a o to chodziło. :D (Hazz, chyba powinieneś mi się częściej śnić! xp) Wiem, że tę przerwałam w takim momence, że się ni kupy, ni... czegoś tam nie trzyma (:D), ale po prostu byłaby za długa. Chociaż i tak ma 3.5 strony. x) Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam. Tak pięknie komentujecie, że myślę, że zasadę możemy spokojnie podkręcić, a żebyście się mną nie znudzili, umówmy się tak: Kolejną część dodam w sobotę, o ile pod tą zobaczę siedem komentarzy. ;*
Nie wiem, jak dziękować za te komentarze. One naprawdę wiele dla mnie znaczą. Miło jest widzieć, że ktoś czyta te moje wypociny.♥

wtorek, 22 lipca 2014

#18 Harry cz.1

Uwaga!
Uprzedzam, że imagin zawiera treści erotyczne i wulgarne, gdyż powstał w mojej chorej wyobraźni podczas snu. Czytasz na swoją i swojej psychiki odpowiedzialność! ;)

Była duża przerwa. Usiadłam na ławce przy szkolnym boisku, wyciągając z torby książkę. Nie zamierzałam się uczyć. Wszystko na zbliżający się sprawdzian ogarnęłam w domu. Ten podręcznik dawał mi po prostu gwarancję spokoju. Nikt nie podchodził, nie zagadywał, nie zaczepiał. Święty spokój, czyli to, co chciałam. Otworzyłam książkę. I tak nie mogłabym czytać, bo słońce zbytnio odbijało się od jej śliskich stron. Przeniosłam wzrok na trawę boiska, mrużąc oczy. Była tak neonowo zielona, że aż raziła. Nagle moje spojrzenie samo przeniosło się na grupkę chłopaków stojącą nieopodal. „Bezmózgie mięśniaki” – mówiła o takich mama. Może i bezmózgie, za to cholernie przystojne. Zwłaszcza On – Harry Styles we własnej osobie. Dupek, który niejedno dziewczęce, niewinne serce ma na swoim sumieniu i niejedno ciało, które zdobył. Niejedna stracona z nim cnota itd. itd. … Zimny drań – podsumowałam go w myślach. Zimny, ale… na swój sposób cholernie pociągający. Tak to jest. Dziewczyny kochają niegrzecznych chłopców. Naiwne myślą, że ich zmienią, a potem cierpią. Bo charakter można zmienić, ale nie osobowość. Tak słyszałam. Ja na szczęście nie mam takich problemów, bo przecież taki chłopak JAK ON nigdy nie zwrócił na mnie – kujona – większej uwagi, chyba że w pilnej potrzebie, jaką często jest odpisanie pracy domowej. Przykre.
Wlepiłam wzrok w książkę, gdy nagle poczułam czyjeś spojrzenie na sobie. Dziwne uczucie. Jakby tysiące mrówek zaczęły biec nagle po mojej twarzy. Podniosłam głowę, chcąc odnaleźć tenże wzrok i wtedy moje spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem… Harrego… Zaczęliśmy się mierzyć, aż stało się to krępujące i moje powieki zadrżały, chcąc uciec przed tym nieprzyjemnym uczuciem, ale silna wola na to nie pozwalała. Po chwili brunet posłał mi zawadiacki uśmiech i odwrócił wzrok. Co to było?! Dotknęłam policzka, który był tak rozpalony, że można by sobie na nim ugotować jajko. Czoło to samo. Dzień był co prawda upalny, ale na pewno nie aż tak. Wyciągnęłam z torby butelkę wody i jednym haustem wypiłam połowę jej zawartości. Czułam, że się pocę. Cholera, co się ze mną dzieje? Zachowuję się jak jakaś niedojrzała, zakochana małolata! – skarciłam się w myślach, wracając do gapienia się w książkę. Nie mogłam czytać, ale lepsze to niż…
Pogrążona w swoich rozmyślaniach nagle zorientowałam się, że wszyscy gdzieś się usunęli. Spojrzałam na zegarek. 11:45, czyli zostało dziesięć minut do końca przerwy. Gdzie oni do cholery się podziali?! Nagle poczułam wilgoć na policzku i spojrzałam w niebo. No tak. Zwiali przed deszczem. Pospiesznie spakowałam książkę do torby i przerzuciłam ją sobie przez ramię. Padało coraz mocniej. Stanęłam przy stopniach prowadzących do małego ‘tarasu’, gdy nagle drogę zagrodził mi… Harry Styles we własnej osobie.
- O co chodzi? – zapytałam.
Nie potrafię opisać tego, co w tamtym momencie czułam, bo wszystko starałam się w sobie dusić. Nastawiłam po prostu mózg na program: „Wejść do szkoły”.
- Serio chcesz iść do tej budy? – odparł. – Myślałem, że takie ślicznotki jak ty mają ciekawsze zajęcia do roboty.
Nie wierzę, że on ze mną flirtuje!
- Tak się składa, że takie KUJONY jak ja nie mają nic lepszego do roboty – odgryzłam się, próbując go wyminąć, ale mi przeszkodził.
- Zawsze możesz pobyć trochę ze mną – powiedział cicho swoim seksownie zachrypniętym głosem.
- Dziękuję, chyba wolę iść do budy – wymówiłam się.
Zaczynałam panikować. O co mu do cholery chodziło?
- To chyba ci nie pozwolę – zaśmiał się szyderczo, robiąc kilka kroków w tył.
Aż dziw bierze, że nie wywrócił się na stopniach. Przeszedł je, a potem ‘tarasem’ kilka kroków w głąb i oparł się plecami o drzwi wejściowe do szkoły, a ja zaczęłam przeklinać w duchu, że są drewniane, bo nikt nie mógł zobaczyć tej szopki.
- O co ci chodzi, Styles? – zapytałam, starając się ukryć panikę.
Wagary? To nie w moim stylu. Rodzice by mnie zabili.
- O ciebie, mała.
- A co ja ci takiego zrobiłam?
- Długo by wyliczać.
- Słucham? Zamieniliśmy ze sobą ledwo kilka zdań w życiu, a ty…
- Masz zbyt głęboki dekolt – wypalił, aż mnie zatkało. Miałam na sobie przecież tylko zwykłą, luźną, białą bokserkę w małe kotwice. No dobra. Dekolt wyraźnie się odznaczał, ale przecież…
- I co w związku z tym? – zapytałam.
- Wszystko. Robisz mi krzywdę jako facetowi, bo przez ciebie muszę sam się zaspokajać.
W duchu rozdziawiłam usta szeroko, ale na zewnątrz postanowiłam tego nie okazać.
- Poderwij sobie jakąś panienkę. Zrobi to za ciebie – odparłam złośliwie.
- Nie mogę. Bo co mi to da, skoro nawet podczas seksu z inną, wyobrażam sobie ciebie?
Tego już było za wiele. Pod wpływem zbyt sprośnych słów zrobiłam się czerwona jak trzy tryliony buraków.
- Dlaczego? – zapytałam, bo było to jedyne, na co było mnie stać.
- Jeszcze pytasz, ślicznotko? Bo żadna z dziewczyn, z którymi się dotychczas spotykałem, nie miała takich cycków… - Bezczelnie wlepił wzrok w moje piersi. - …i tyłka… - dodał, łapiąc mnie za pośladki i przyciągając do siebie.
Zapach jego perfum namącił mi w głowie. Ciepło, które od niego biło, sprawiło, że moje nieco wilgotne i zimne od deszczu ciało przeszył potężny dreszcz. Zadrżałam.
- Więc jak, mała? – zapytał. – Zostajesz ze mną czy… zostajesz ze mną?
Na szczęście przyszło opamiętanie i zaczęłam się wyrywać z całych sił, ale nic to nie dało, bo uścisk jego ramion jeszcze bardziej się zacieśnił.
- Styles, ty pieprzony sukinsynu! – wydarłam się na całe gardło w rozpaczy. – Wpuść mnie do tej cholernej szkoły!
Jego ramiona oplotły moje ciało, skutecznie uniemożliwiając jakiekolwiek ruchy.
- Tak jadowite słowa z tak słodkich usteczek… - powiedział półszeptem. – Chętnie posmakowałbym tej mieszanki…
- Ani się… - niestety, ale nie udało mi się dokończyć, bo w tym momencie jego usta brutalnie naparły na moje.
Tyle sprzecznych uczuć, tyle emocji mną targało… Doskonale wiedziałam, że całowanie się ze Stylesem jest niewłaściwe, lecz… jego smak i zapach… Z jednej strony całował mnie delikatnie i z uczuciem, a z drugiej namiętnie i bezczelnie. Nie odwzajemniałam tego pocałunku. Może i potrafił zawrócić mi w głowie, ale na pewno nie do tego stopnia.
- No skarbie – wymruczał pomiędzy kolejnymi zetknięciami naszych ust. – Przyłóż się. Wiem, że potrafisz.
- Pieprz się – syknęłam.
- Ale tak tutaj? Poczekaj trochę, słońce. Zabiorę cię do domu.
- Styles! – Szarpnęłam, ale bezskutecznie. – Puść mnie, do cholery!
- Najpierw oddaj pocałunek.
- Słucham? – zapytałam, orientując się, że nasze wargi są w dalszym ciągu złączone, a jego rozgrzany oddech grzeje moje gardło.
- To co słyszałaś.
- Po co ci to?
- Czy ty zawsze musisz wszystko wiedzieć? Może po prostu zawsze marzyłem o pocałunku w deszczu, a ty jesteś jedyną osobą, której mogę na niego pozwolić?
- Nie stoimy w deszczu.
- Ale pada.
Nie myślałam długo. Skoro w ten sposób mogłam się wreszcie od niego uwolnić… Naparłam na jego wargi, aż oparł się plecami o drzwi budynku. Zakręciło mi się w głowie, gdy jego usta zaczęły w zgodnym tempie współpracować z moimi. On ustalał granice, co znaczyło, że takowe nie istniały. Wsunął mi język do ust i nawet się nie zorientowałam, jak zaczęło mi się to podobać. W życiu miałam jednego chłopaka i nie był nawet w połowie tak przystojny jak Harry, a nie całował tak dobrze nawet w jednej tysięcznej. Jego dłonie powędrowały na moje pośladki, rozluźniając uścisk. Mogłabym wtedy z łatwością uciec, lecz nie zrobiłam tego. Ścisnął je, a ja mimowolnie wydałam z siebie zduszony jęk.
- Nie rób tak, bo za chwilę mi stanie – szepnął, nie odrywając się od moich ust.
Wtedy wreszcie się ogarnęłam i odsunęłam od niego tak daleko, jak tylko mogłam.
- O to ci chodziło? – zapytałam. – Teraz możesz mnie wpuścić.
- No nie do końca…
- Masz, co chciałeś, do cholery, to teraz mnie wpuść! – podniosłam głos. – Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?!
- Naprawdę chcesz wiedzieć? No więc wyobrażam sobie…
- Nie kończ - przerwałam mu stanowczo. - O co ci chodzi, że akurat mnie się uczepiłeś, co? Wszystkie inne już zajęte? Czy może wszystkie już przeleciałeś i jestem ostatnią, która jeszcze ci się opiera?
- Po prostu znudziły mi się łatwe panienki, a ty jesteś wyzwaniem…
- Rozumie się, że masz zamiar zrobić ze mną to, co z resztą?
- Czyli co?
- Poderwać, przelecieć, porzucić.
- Nie do końca.
- Więc co?
- Jak ci powiem, nie będzie niespodzianki.
- W dupie mam niespodzianki. Wpuścisz mnie czy nie?
- Nie.
- To idę do domu.
Obróciłam się na pięcie i zeszłam ze stopni prosto na gęstą ulewę, lecz wtedy chwycił moje ramię i brutalnie obrócił w swoją stronę.
- Czego?! – warknęłam. – Odwal się wreszcie ode mnie!
W kilka sekund przemokłam do suchej nitki. Bokserka, którą miałam na sobie, zaczęła prześwitywać, ukazując czarny biustonosz. Styles oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie zaczął się na niego bezczelnie gapić.
- Posłuchaj mnie, słońce – powiedział łagodnym, nadnaturalnie spokojnym głosem. – Musiałabyś w jeden dzień zbrzydnąć, żebym przestał się ślinić na twój widok, a to ci się raczej nie uda, więc chyba niestety będziesz musiała znosić moją obecność.
- To teraz ty mnie posłuchaj. Nie jestem tak naiwna jak większość dziewczyn, z którymi się dotychczas spotykałeś; nie dam się tak łatwo zranić, więc lepiej sobie odpuść, bo i tak nic u mnie nie wychodzisz.
- Czyżby? – zaśmiał się. Starałam się być groźna, a on się ze mnie śmiał. Myślałam, że strzelę mu liścia.
- Jeszcze się przekonamy, kto ma rację – syknęłam, obracając się na pięcie w stronę parku. Miałam zamiar iść do domu.
- No jeszcze się przekonamy.
- Świetnie!
- No świetnie!
Fuknęłam pod nosem poirytowana. Zdecydowanie lubiłam mieć ostatnie słowo, a on mi ni na to nie pozwalał i to mnie wkurzało.
Tacy jak on nigdy się nie zmieniają. A ja nie będę kolejną nawiną, poderwaną i porzuconą panienką! Nawet jeśli jego dotyk działa na mnie w jakiś nieuzasadniony sposób. Nie będę!
~Perspektywa Harrego~
Stanąłem tak na deszczu, obserwując jej sylwetkę niknącą w oddali.
Taka mała, niewinna istota… Chyba pora jej uświadomić, że świat nie jest tak piękny jak jej się wydaje. Ktoś musi to wreszcie zrobić i tym kimś będę ja. Przekona się, jaki ze mnie zimny chuj. Będzie cierpieć. Bardzo cierpieć. Cholernie cierpieć. Och, mała. Skrzywdzę cię bardziej niż kogokolwiek innego. Zaboli. Oj, zaboli…
Hm... No więc tego... Taki sobie miałam sen o napalonym (na mnie) Stylesie. I sama nie wiem, czy był dobry. :/ A najlepsze jest to, że 'podzielił' się na dwie części i śnił mi się przez dwa dni. Druga część (snu, nie opowiadania) jest zdecydowanie mniej przyjemna. ;/ Jakby co, ostrzegałam. ;)
Bardzo Wam dziękuję za komentarze pod ostatnią częścią Harrego. Wiedzcie, że każdy, choćby najkrótszy, wywołuje uśmiech na mojej twarzy.☺ A więc z następną częścią znowu poczekam na sześć komentarzy. I pamiętajcie, że Was kocham! :*
PS. Jakbyśmy się do jutra nie 'spotkali', to wszystkiego najlepszego! :) Jutro nasze święto. Mam nadzieję, że czerwone wstążki już gotowe. ;*
PS.2 Dla tych, którzy przeglądają bloga w wersji mobilnej. Niemądra Paulina coś pogrzebała i wygląd się trochę zmienił. Jakby co, to dobrze trafiliście. ;) Wydaje mi się, że nawet się teraz szybciej ładuje, ale nie wiem.... Za utrudnienia przepraszam. ♥

poniedziałek, 21 lipca 2014

#15 Harry cz.6 (ostatnia)

* * *
- Kim jest ten cały Louis? - zapytałem, nerwowo przygryzając wnętrze policzka. Sam dźwięk tego imienia wywoływał grymas na mojej twarzy.
- Już mówiłam - odparła [t.i.], nie odrywając wzroku od półki z kremami do depilacji. Od piętnastu minut zastanawiała się, który wybrać. W normalnych warunkach miałbym ochotę ją udusić, ale przecież to [T.I.]*, a na nią nie umiem się gniewać. Przynajmniej nie, gdy jest tak ubrana. - To przyjaciel z dzieciństwa. Byliśmy nierozłączni, gdy jeszcze żył mój tata.
Ach, tak! Nierozłączni! Świetnie!
Dobrze, że tego całego Louisa nie było gdzieś blisko, bo wylądowałby w szpitalu w izolatce z ciężkimi obrażeniami.
- Odnawiacie kontakt? - zapytałem.
Błagam, powiedz "nie"!
- Można tak powiedzieć.
Fuck.
- Co się właściwie stało, że go zerwaliście?
- Jakoś tak wyszło. Przeprowadził się do innej dzielnicy i jakoś nam się urwał, a teraz okazało się, że mieszka tuż obok nas. Wspaniałe zrządzenie losu, prawda?
Raczej: złośliwość losu.
- No... Możesz się pospieszyć, królewno? Mam już dość patrzenia na te wszystkie kremy.
- Co ja poradzę na to, że nie mogę się zdecydować? Oba wydają się równie dobre.
- Weź ten droższy, w takim razie - westchnąłem.
- Różnica w cenie wynosi osiem pensów.
- Skoro oba są równie dobre i mają prawie tę samą cenę, to co za różnica, który weźmiesz? - spytałem retorycznie.
- Hm... To ma sens... - Stanęła na palcach i ani się obejrzałem, jak jej usta zetknęły się na kilka mikrosekund z moimi. - Co ja bym bez ciebie zrobiła, Harry?
- Byłabyś szczęśliwa - palnąłem.
- Słucham? Skąd ten pomysł? - zapytała, marszcząc brwi.
- Gdyby nie to, że ja i Robin pojawiliśmy się w twoim życiu, nigdy nie musiałabyś przeżywać tego koszmaru, jaki oboje ci zgotowaliśmy - odparłem szczerze.
- Harry, ja ci wybaczyłam. Teraz ty musisz to rozgryźć we własnym sumieniu.
- Nie mogę sobie z tym poradzić - wyznałem szczerze, nerwowo ciągnąc za końcówki swoich gęstych włosów. - Gryzie mnie codziennie to, że wyrządziłem ci tak wielką krzywdę.
Przytuliła mnie mocno.
- Harry... - jęknęła. - Dalej nie rozumiesz? Już mi się zrewanżowałeś. Jesteś tutaj, a to najważniejsze.
Przycisnąłem ją do siebie ostrożnie, zaciskając zęby, bo to ukłucie w gardle i pieczenie w oczach nie symbolizowały nic dobrego. Schowałem twarz w jej włosach, zaciągając się ich zapachem. Jabłkowy szampon do włosów. Wiem, bo przecież razem go kupowaliśmy.
Jestem tutaj. Zawsze będę. LOUIS MNIE NIE ZASTĄPI. Nie pozwolę mu. A teraz trzymam cię w ramionach i nie puszczę, wierz mi. Łatwo jest po prostu zrobić awanturę zazdrośnika. Trudniej zawalczyć. Sprawić, żeby ukochana osoba wolała ciebie, a nie "tego drugiego". Ale ja będę walczył. Zrobię dosłownie wszystko, [t.i.]. Wszystko, przysięgam.
- Lepiej? - zapytała, gdy w końcu się od siebie odsunęliśmy.
Najlepiej by było, gdybym mógł teraz tak po prostu posmakować twoich usteczek, kochanie.
- Trochę.
- Co mam zrobić, żebyś przestał się z tym gryźć?
Anioł, nie kobieta! Skrzywdziłem ją, dręczą mnie wyrzuty sumienia, a ona pyta, co ma zrobić, żeby je uciszyć! Kocham cię, [t.i.]. Bardziej niż myślisz, że cię lubię.
Ostrożnie przejechałem bokiem kciuka po jej twarzy.
- Nie możesz zrobić nic. Poza tym należy mi się.
- Nikomu się to nie należy.
- Mi tak. Okay, co tam masz jeszcze? - spytałem, podbródkiem wskazując na listę zakupów.
- Popcorn oczywiście na nasz dzisiejszy "babski" wieczór. Mam nadzieję, że się cieszysz, skarbie.
Nie wiem, czy to miało być złośliwe, ale "skarbie" z twoich ust, królewno, brzmi doskonale pod każdą postacią.
- Bardzo! - odparłem z entuzjazmem. Pewnie pomyślała, że to sarkazm, kiedy wcale nim nie był. Serio lubiłem te nasze wieczory. Nawet "babskie".
- Nie nabijaj się!

* * *
Objąłem ją mocniej, przyciskając do siebie. Nie skupiałem się na filmie. W myślach już wyobrażałem sobie ten nasz piękny domek z ogródkiem, kotem i czwórką małych dzieci, witających mnie po przyjściu z pracy, i [t.i.] taką uśmiechniętą. Myśli, że nie widzę, jak ukradkiem ociera łzę. Po przywitaniu się z dziećmi podchodzę do niej i witam się krótkim całusem złożonym na jej alabastrowym czole. Uśmiecha się do mnie, a ja patrzę na jej miękkie wargi, z trudem hamując chęć pocałowania ich. Nie przy dzieciach - upomina mnie sumienie. "Do stołu!" - podnosi głos, żeby cała gromadka małych Stylesiątek mogła ją słyszeć. Jak na komendę, wszystkie pobiegły do jadalni i zaczęły gramolić się na krzesełka. Mały Mikey ma problemy, więc podchodzę do niego i chwytając pod pachami, podnoszę do góry i sadzam na drewnianej powierzchni. Klękam przy nim, a wtedy [t.i.] upomina go: "Co się mówi?". "Dziękuję" - odpowiada swoim dziecięcym głosikiem, a ja wskazuję palcem na swoje wargi. "Buziak". Pochyla się i lekko cmoka mnie w usta. Wstaję z miejsca i siadam obok [t.i.]. Patrzę na nią i nie wierzę, że jest moja, dlatego pocieram delikatnie srebrny krążek na palcu. Moja. Na zawsze. "Dopóki śmierć nas nie rozłączy"...
W tym momencie skończył się wytwór mojej wyobraźni, bo nagle ciało [t.i.] zaczęło się robić się bezwładne i zrozumiałem, że zasypia. Przygarnąłem ją do siebie mocniej, chociaż nie było to wcale takie proste na tej małej przestrzeni kanapy. Po chwili jednak stwierdziłem, że dalsze leżenie w tak niewygodnej pozycji jest bez sensu, dlatego ostrożnie, żeby jej nie obudzić, wstałem z kanapy i wyłączyłem DVD i telewizor. Następnie chwyciłem ją na ręce i zaniosłem do sypialni. Ułożyłem ją na łóżku, a sam zająłem miejsce obok. Niewiele się zastanawiając, przysunąłem się do niej najbliżej jak mogłem i objąłem ją w pasie, tuląc się do niej jak małe dziecko do swojej mamy. Usnąłem prawie natychmiast.

* * *
Wstałem bardzo wcześnie, bo już koło 7:00. Chciałem po prostu zdążyć przed [t.i.] i zrobić śniadanie. Udało mi się. Kończyłem właśnie smarowanie masłem ostatniej kanapki, gdy weszła do kuchni, przecierając oczy.
- Harry? - zapytała ochrypłym głosem. - Co ty tu robisz? - Ziewnęła.
- Śniadanie.
- Ty? Śniadanie? - wymruczała podejrzliwie. - Ja się chyba jeszcze do końca nie obudziłam... Uszczypnij mnie.
Podszedłem do niej, lecz zamiast, jak zwykle, w ramię, uszczypnąłem ją w udo, aż podskoczyła.
- To bolało! - poskarżyła się.
Wróciłem do nieskończonej kanapki.
- Poważnie? - zapytałem z nutką kpiny.
- Nie. Chciałam tylko, żebyś zaczął mnie przepraszać - odparła. - Rozczarowałeś mnie, Styles.
- Tak mi przykro. Jak mogę ci to wynagrodzić?
Otworzyła usta i już miała coś odpowiedzieć, gdy nagle zadzwonił jej telefon i pobiegła odebrać. Wróciła po kilku minutach wyraźnie rozpromieniona.
- Co się stało? - zapytałem.
- Idę z Louisem dzisiaj na miasto. Nie masz nic przeciwko?
- Nie, jasne, idź - odparłem, hamując wzburzenie. Byłem zły, cholernie zły i zazdrosny.
- Na pewno?
- Tak.
Styles, kłamczuchu!
* * *
Snułem się po mieście bez sensu. Nawet nie byłem zmęczony. Czułem się podle. A co jeżeli zakocha się w tym Louisie, bo i to jest możliwe? Cholera! Trzeba było szybciej wziąć się do roboty, Styles! Masz, co chciałeś!
Wyładowałem swoją frustrację na pobliskim koszu na śmieci. Przewrócił się, ale okazało się, że jest pusty, więc nic z niego nie wyleciało. Nawet on przeciwko mnie! Chciałem. Cholernie chciałem narobić syfu. Tak, żeby wygląd tego miejsca choć w jednej setnej ilustrował to, co działo się w mojej głowie i sercu. A tu nic. Od kilku godzin szlajałem się po mieście bez celu. Mijałem różne kluby, bójki, handlarzy dragów, dziwki... Wszystko kusiło. Przystanąłem w końcu, wmawiając sobie, że wcale nie chcę tam wejść, że nie mam ochoty się zabawić. Wtedy dopiero zrozumiałem, jak wiele zostawiłem za sobą. Z jak wielu rzeczy zrezygnowałem dla niej. A wszystko, bo ją kochałem. A ona kocha teraz innego. Chyba pora się najebać z tej okazji. Zrobiłem krok w stronę klubu, skąd dochodziła głośna muzyka, i wtedy przed oczyma stanął mi obraz [t.i.]. [t.i.] zapłakanej, słabej, pobitej przez tego skurwysyna. [t.i.] skrzywdzonej, błagającej, żebym jej nie zostawiał.
- Chcesz się zabawić? - usłyszałem kobiecy głos i ocknąłem się z zamyślenia.
- Nie chcę - odparłem, krzywiąc się na widok tej skąpo ubranej w tandetne ciuszki dziewczyny.
- Dlaczego? Będzie fajnie - zachęcała mnie, przysuwając się zbyt blisko. - Jesteś milutki.
Zaśmiałem się jej w twarz i chwyciłem ją za nadgarstek.
- Więc lepiej stąd idź, zanim przestanę.
Puściłem ją i odwróciła się plecami.
- Dupek - syknęła, odchodząc.
Ostatni raz spojrzałem na wejście do klubu i okręciłem się na pięcie, kierując się w stronę domu.
Wpadłem do mieszkania. Było już grubo po pierwszej w nocy. Nie zdążyłem nawet puścić klamki, gdy nagle poczułem, jak czyjeś drobne ciało rzuca się na mnie, obejmując mocno.
- Gdzie byłeś, Harry? - zapytała. - Bałam się...
- O mnie? Niepotrzebnie.
Podniosła głowę, a jej oczy rozbłysły przeraźliwie smutno. Nie, tylko nie łzy w tych pięknych oczach! Nie, z mojego powodu!
- Bałam się, że mnie zostawiłeś - powiedziała, wybuchając płaczem.
Przygarnąłem ją do siebie mocno. Jak mogłem sprawić, że tak pomyślała? Jak mogłem? Czy ja naprawdę jestem dla niej aż taki ważny?
Płakała już od dobrych dziesięciu minut, a ja wciąż nie mogłem jej uspokoić.
- Harry... - szlochała. - Ja myślałam, że to śniadanie... to takie pożegnalne... Nie było mnie cały dzień... Zdążyłbyś...
- Cii...cho - przerwałem jej. - To nieważne. Już. Już jestem. Przepraszam.
- Gdzie... byłeś?
- Musiałem... coś przemyśleć. Możemy pogadać?
- Czyli chcesz mnie zostawić? Nie, proszę...
- Głuptasku, przestań gadać takie niestworzone rzeczy, bo się pogniewamy. Musimy pogadać, ale o czymś zupełnie innym. Przysięgałem, więc cię nie zostawię.
Odsunęła się ode mnie i zapytała:
- Więc o co chodzi?
- Chodź. - Pociągnąłem ją za rękę i zaprowadziłem do naszej małej jadalni. Następnie zająłem miejsce na jednym z krzeseł i odsunąłem jej drugie, lecz ona je zignorowała. Zamiast tego usiadła mi na kolanach, obejmując mocno za szyję.

- Nie pozwolę ci odejść, słyszysz? - szepnęła. - Nie pozwolę.
Przytuliłem ją i chwilę trwaliśmy tak w uścisku.
- Powiesz mi, co jest między tobą a Louisem? - zapytałem ostrożnie i z wahaniem.
- Przyjaźnimy się, a co? - odparła.
- Tylko? Nic więcej?
- Nic. Nawet jeśli on by chciał, to ja...
- Co ty?
- Ja nie mogę...
- Dlaczego?
- A dlaczego tak cię to interesuje?
- Bo przyrzekłem sobie przecież, że będę się o ciebie troszczył. Chyba powinienem wiedzieć, z kim się spotykasz itd.
- Tatuś? - zadrwiła.
Wolałbym: chłopak.
- A odpowiesz?
- Louis to miły facet, ale moje serce jest zajęte.
Poczułem ból, jakby ktoś wbił mi nóż prosto w brzuch.
- Przez kogo? - wydusiłem z trudem.
Spojrzała mi w oczy.
- Harry, bo... - zaczęła z wahaniem. - Ja nie chcę cię stracić...
- Nie stracisz nigdy - odparłem, dotykając dłonią jej policzka.
- Nawet, jeśli powiem ci, że cię kocham? - spytała retorycznie. - Nie jak kolegę, przyjaciela, tylko jak chłopaka? Jak kogoś, na kim mi zależy i z kim chciałabym spędzić resztę życia?
Przymknąłem oczy, zastanawiając się, czy można umrzeć z nadmiaru szczęścia.
- Harry, powiedz coś - szepnęła ze strachem, potrząsając moim ramieniem.
Spojrzałem na nią.
- A co mam ci powiedzieć? - zapytałem. - Też cię kocham, głuptasie. Cały dzień byłem cholernie zazdrosny, dlatego snułem się po mieście jak jakiś kretyn. Nie mogłem znieść myśli, że może właśnie się całujecie, że może cię dotyka, że...
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- A ty mi?
- Dość tych pytań - westchnęła zniecierpliwiona i wtedy poczułem słodki smak jej warg na swoich.
- Jesteś moja - zamruczałem, kąsając jej usta.
- Wiem.
- Na zawsze.
- Na zawsze.
- I będziemy mieli czwórkę dzieci, ale nie pytaj, dlaczego - stwierdziłem stanowczo, nie przestając pieścić jej ust.
- Zgłupiałeś? Wiesz, jak będę wyglądała po czterech porodach?
- Wiem. I muszę przyznać, że cholernie seksownie. Jak zawsze.

*pisane drukowanymi literami ;)
Co do tego na górze, małe sprostowanie. Chęci na pisanie tego opowiadania może mi przeszły (co zresztą widać po jakości wypocin), ale to nie oznacza wcale, że postanowiłam zakończyć je wcześniej. Pomysł miałam od początku jeden i ten sam i w tej kwestii nic się nie zmieniło.☺ Ta część wyszła nawet dłuższa, niż się spodziewałam, a to (chyba) dobrze. ;)
Z tego miejsca chciałabym serdecznie pozdrowić wszystkie komary, jakie mnie pogryzły i życzyć im udanej randki... z klapką na muchy. x) Sytuacja wygląda następująco: wypoczęłam, wynudziłam się, weny nie szukałam... sama mnie znalazła. Wredna. :P Poniżej macie taką mini-rozpiskę tego, co tu w następnym czasie zobaczycie, chociaż kolejności jeszcze nie ustaliłam.☺
Nowe pomysły:
1) Zayn (ten na podstawie piosenki Katy Perry; dużo czasu minie, zanim go tu zobaczycie, mam małe opory ;))
2) Harry (wybaczcie, że znowu on, ale to na podstawie mojego snu; nie moja wina, że mi się przyśnił! XD)
3) Mała niespodzianka dla przyjaciółki, nie powiem, z kim. Nawet nie wiem, czy się tu ukaże.☺
Do dokończenia:
1) Zayn (chodzi o tego z numerem 17., pomysł mam i go tu zobaczycie, o ile będzie mi się chciało go spisać, myślę, że będziecie troszkę zdziwieni ;))
2) Kontynuacja tego <klik>. Jeżeli będziecie chcieli, to ją tu zobaczycie. Tak mnie wzięło, że mam już 28 rozdziałów, a jeszcze nie dotarłam do punktu kulminacyjnego.☺
Opowiadania, które napisałam, a których (jeszcze) nie zdążyłam opublikować:
1) Louis & Harry (4 części)
2) Niall (3 części)
Sporo tego, wiem. Szczerze, to z tym, co mam, gdybym dodawała w nieco wolniejszym tempie, mogłabym sobie zrobić wolne do końca wakacji. B-)
Chciałam Wam również w tej notce podziękować za wszystkie komentarze i wyświetlenia. Na wakacjach nie byłam tak całkowicie odcięta od świata, bo brat sobie ustawił Internet w telefonie i jak złapałam zasięg (co, wbrew pozorom, nie było takie proste ;)), to 'monitorowałam' sytuację na blogu. To bardzo miłe, widzieć, jak czytelników przybywa; blog się rozwija, a to dobrze. Cieszę się, że znalazły się nawet osoby, którym chciało się 'ogarniać' moje starocie.☺ Jestem Wam niesamowicie wdzięczna. Kocham Was! ♥♥♥
A żebyście teraz nie osiedli na laurach po tym, jak Wam nasłodziłam, poczekam na sześć komentarzy z kolejnym imaginem. Dacie radę, wierzę w Was! ;)
PS. Przepraszam za tę GIGAdługą notkę. Następna będzie zdecydowanie krótsza, obiecuję.☺ ;*