poniedziałek, 29 czerwca 2015

100 000

(znowu  mi się nie udało zescreenić, kiedy było okrągłe, trudno, haha)

Z reguły nikt nie robi takich postów, ale ja jestem zbyt podekscytowana. Gioruwowaio. *.* Dziękuję za wszystko. ♥  I obiecuję, że choćbym miała płakać nad klawiaturą, coś dla Was jeszcze napiszę. ;) Mocno wszystkich razem i każdego z osobna ściskam. xxxxxxxxxxxxxxxxxx

piątek, 26 czerwca 2015

#36 Zayn cz.1

Usiadłam na wysokim krzesełku przy barze i zamówiłam sobie drinka. Gdy go otrzymałam, przemieszałam w nim słomką i upiłam kilka łyków od razu. Rozejrzałam się, gdy nagle mój wzrok zatrzymał się na brunecie po drugiej stronie baru. Ciemne włosy, ciemne oczy, opalona skóra, delikatny zarost...
Oho, cel namierzony.
Upiłam kolejny łyk, spoglądając na niego, dopóki nasze spojrzenia się nie spotkały. Na chwilę zatrzymałam na nim swój wzrok, posyłając mu zalotny uśmiech, po czym przeniosłam go gdzieś indziej. To była tylko taktyka. Facet nie musi od razu wiedzieć, że konkretnie na niego zapolowałam. Trzeba trzymać go w nieświadomości, aż nie podejdzie. Przerzuciłam włosy przez ramię, czując jego spojrzenie na sobie. Może nie byłam jakąś rasową podrywaczką, ale na paru imprezach byłam, parę rzeczy widziałam i paru rzeczy się nauczyłam. A tamtego dnia zamierzałam po prostu spędzić miły wieczór, bawiąc się z jakimś przystojnym mężczyzną. Tyle. Nie zaciągam facetów do łóżka, nie pozwalam im na zbyt intymne zbliżenie, nie daję się obłapiać pijanym mężczyznom.
— Cześć — usłyszałam jego szept przy uchu, mimo że muzyka była bardzo głośna.
— Cześć — odparłam, wchodząc w rolę niezainteresowanej.
— Można się dosiąść?
— Proszę.
Zajął miejsce obok razem ze swoimi procentami.
— Zaproponowałbym ci drinka, ale już masz — stwierdził, starając się przekrzyczeć hałas.
Uśmiechnęłam się, po czym pochyliłam w jego stronę, mówiąc głośno i wyraźnie:
— Faceta nie mam, a chętnie bym potańczyła.
Uśmiechnął się, wyciągając do mnie rękę. Uścisnęłam ją.
— Zayn.
— [t.i.].
— No to chodźmy, [t.i.].
Chwycił moją dłoń, ciągnąc mnie na parkiet.
Tańczyliśmy swobodnie. Nasze ciała ocierały się o siebie, z każdą chwilą stawaliśmy się coraz bardziej śmiali. Co chwila podchodziliśmy do baru i zamawialiśmy kolejne drinki, przez co byliśmy coraz bardziej pijani, aż poczułam, że chyba trochę przeholowałam. Przez alkohol szumiący w uszach i dudniącą muzykę nie myślałam rozsądnie. Nasze ruchy były coraz śmielsze. Ocieraliśmy się o siebie. Obrócił mnie tyłem do siebie i mocno przyciągnął. Poczułam jego oddech na szyi, ale nie pozwoliłam mu na nic więcej. Okręciłam się, ale on położył mi dłoń na lędźwiach i brutalnie pociągnął w swoją stronę. W normalnych warunkach odepchnęłabym natręta, ale w tamtym momencie alkohol zbyt intensywnie rozlewał się po moim ciele i nie myślałam logicznie. Poza tym ten... Zayan czy jak mu tam... nie wyglądał na groźnego. Przynajmniej tak się mi – pijanej – wydawało. Pochyliłam się nad nim, krzycząc mu do ucha:
— Jesteś pijany.
— Ty też — odparł.
Zachichotałam.
— Idę do domu! — krzyknęłam.
— Odprowadzić cię?
— Nie, dzięki.
Odwróciłam się z zamiarem odejścia, lecz jego dłonie w dalszym ciągu spoczywały na moich biodrach, uniemożliwiając mi to.
— Wyjdziesz tak po prostu? — zapytał, po czym smagnął mnie zarostem po szyi, aż drgnęłam.
— Tak.
Strąciłam jego dłonie z bioder, a następnie szybko opuściłam klub. Od razu uderzyło mnie rześkie i wilgotne powietrze. Z nieba leciała delikatna mżawka, która nieco orzeźwiła moje rozgrzane ciało. Wyprostowałam się mężnie, po czym nieco chwiejnym mrokiem udałam się w drogę powrotną do domu.
* * *
Obudziłam się dopiero, gdy upierdliwy dźwięk budzika okazał się być nie do zniesienia. Chwyciłam poduszkę, po czym naciągnęłam ją na głowę, chcąc uciec przed nieprzyjemnym uczuciem wychodzenia z objęć Morfeusza. Lekki ból głowy dawał już o sobie znać, przez co z każdym kolejnym piknięciem budzika byłam coraz bardziej poirytowana. W końcu chwyciłam urządzenie i wyłączyłam je, uprzednio sprawdzając godzinę. 7:30. O nie. Przetarłam zaspane oczy, podnosząc się na łóżku. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
— Proszę… — wymamrotałam.
— No wstała wreszcie księżniczka — zadrwiła Ashley – współlokatorka, wchodząc do mojego pokoju.
Jej włosy koloru lawendowego opadały swobodnie na ramiona. Miała na sobie czarne i błękitną koszulę z lekkiego materiału, którą zdobiły złote guziki. W dłoni dzierżyła swój ulubiony biały kubek, z którego unosiły się obłoczki pary, a pokój szybko wypełnił się zapachem świeżej kawy. Był poniedziałek, co oznaczało, że właśnie szykowała się do pracy jako księgowa w małej firmie marketingowej. Od zawsze podziwiałam ją za to, że mogła tak codziennie, nieznużenie tą samą drogą podążać do tego samego biura. Śmieszne, bo właśnie sama zamierzałam wniknąć w tą rutynę całą sobą.
— Kac męczy? — spytała, robiąc przesadnie smutną minkę.
— Nie aż tak bardzo, jak byś chciała — mruknęłam, pokazując jej język. Zamieszała w kubku, po czym podeszła do mnie, pochylając się lekko w moją stronę.
— Chuchnij — nakazała.
— Myłam zęby…
— Chuchnij. Nie może ci z ust capić alkoholem na rozmowie kwalifikacyjnej, bo cię od razu zdyskwalifikują. — Posłusznie dmuchnęłam. — Jest okay — powiedziała, a wtedy poczułam upgę — ale dla pewności umyj je jeszcze dwa razy, a po drodze żuj gumę do żucia.
— Jasne.
Chyba zapomniałam wspomnie
, że właśnie miałam rozpocząć pracę w pobliskim college'u. Przez ostatnie kilka lat pracowałam jako fotomodelka, lecz nagle stwierdziłam, że to nie “to” i zrezygnowałam, żeby… uwaga, uwaga… poszukać zatrudnienia… uwaga, uwaga… w szkole jako nauczycielka… uwaga, uwaga… chemii. Studia skończyłam jeszcze przed rozpoczęciem pracy w modelingu. Zawsze wiedziałam, że kiedyś do tego wrócę, lecz nie przypuszczałam, że nastąpi to tak szybko. Znudziłam się już tymi wszystkimi sesjami, kolacjami, imprezami itd. Czy była to ucieczka z jednej nudy w drugą? Prawdopodobnie tak.
— Myślisz, że cię przyjmą? — zapytała sceptycznie Ashley. — Wiesz… twoja kariera na pewno nie wypłynie dobrze na…
— Ryzyk-fizyk — odparłam, podnosząc się z łóżka, po czym otworzyłam okno, by trochę wywietrzyć. Następnie podeszłam do szafy, zastanawiając się, co ubrać.
— To ja już będę lecieć — powiedziała Ashley, po czym podbiegła do mnie, dając kopniaka w tyłek. — Powodzenia i nie dziękuj.
— Nie dziękuję.
Wybiegła z mojego pokoju, a następnie z mieszkania. Z ciężkim westchnieniem przesunęłam opuszkami palców po materiałach różnorakich ubrań. Po kilku minutach rozmyślań zdecydowałam się na zwiewną, kremową koszulę ze złotymi guzikami, szarą marynarkę z ciemnymi łatami na łokciach i czarne rurki. Prosto i schludnie. Dobrałam do tego pasującą bieliznę, po czym udałam się do łazienki. Wzięłam szybki, orzeźwiający prysznic, a następnie owinęłam się ręcznikiem. Myłam zęby, jednocześnie susząc włosy, gdyż czas naglił. Następnie szybko się ubrałam i rozczesałam splątane kosmyki, pozostawiając je naturalnie lekko poskręcane i upinając jedynie z jednej strony wsuwką. Wykonałam delikatny makijaż, spryskałam się perfumami, po czym przejrzałam się w lustrze.
„Jest okay”, szepnęła mi podświadomość. Z zadowoleniem opuściłam pomieszczenie. Udałam się do pokoju, gdzie zasłałam łóżko i zamknęłam okno. Następnie poszłam do kuchni, a tam zjadłam krótkie śniadanie: muesli z jogurtem. Schowałam brudne naczynia do zmywarki, po czym z blatu zgarnęłam swój srebrny zegarek i zapięłam go na nadgarstku, gdy nagle zauważyłam karteczkę od Ashley:
„Leżał w moim pokoju. Nie wiem, jakim cudem, ale dziękować  ie musisz. x”
Skierowałam się do przedpokoju. Na nogi wsunęłam czarne szpilki, chwyciłam torebkę, a następnie ubrałam swoją ramoneskę. Po raz ostatni przejrzałam się w lustrze, po czym opuściłam mieszkanie i zamknąwszy za sobą drzwi wejściowe na klucz, zbiegłam po schodach. Wyszłam z budynku.
Dojście do szkoły zajęło mi piętnaście minut. Już z daleka zobaczyłam kilka grupek uczniów stojących na placu przed nią. Wyrzuciłam gumę do kosza znajdującego się tuż przy chodniku, po czym śmiało ruszyłam w stronę budynku. Czułam wlepione we mnie kilka ciekawskich spojrzeń, ale zniosłam je. Wkroczyłam do szkoły, po czym spojrzałam na tablicę informacyjną.
— Pomóc w czymś? — usłyszałam męski głos. Odwróciłam się przede mną stał chłopak w wieku mniej więcej osiemnastu lat. Miał sympatyczny wyraz twarzy, uśmiechał się, a jego spojrzenie ciemnych oczu z pewnością rozmiękczało serce niejednej dziewczyny.
— Szukam gabinetu dyrektora — odparłam, wodząc wzrokiem po mapie. Przesunęłam po niej palcem.
— To tutaj. — Wskazał chłopak. Nasze dłonie się spotkały, co nie spodobało mi się. — Zaprowadzić?
— Dziękuję, nie trzeba — odparłam sucho, starając się zapamiętać numer pokoju.
— Będzie prościej, jeśli cię zaprowadzę. Jesteś tu nowa, co nie? — zapytał.
Prawie się zaśmiałam. Ten chłopak wziął mnie za nową uczennicę. Do tego do poderwania.
— To miłe z twojej strony, ale nie jestem uczennicą — odparłam. — Przyszłam na rozmowę o pracę.
— Och — wyraźnie się speszył. — To mogę… panią zaprowadzić.
— Poradzę sobie. Ale dzięki za dobre chęci. — Posłałam mu przyjazny uśmiech.
Odeszłam spokojnym krokiem, żeby nie myślał, że przed nim uciekam. Wtem zadzwonił dzwonek i wszyscy zaczęli rozchodzić się do klas, przez co gwar nieco ucichł. Weszłam do sekretariatu, a tam przyjazna blondynka po czterdziestce poinformowała mnie, że dyrektora Wellingtona nie ma.
— Ojej — wyrwało mi się.
— Spokojnie — uśmiechnęła się — pan wicedyrektor ma właśnie okienko i przyjmie panią. Proszę tutaj. — Wskazała na drzwi obok.
— Dziękuję.
— Powodzenia. Trzymam kciuki. — Uniosła zaciśnięte pięści w górę.
Posłałam sekretarce uśmiech, a następnie zapukałam.
— Proszę — usłyszałam, po czym weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi.
Odwaga mnie opuściła, gdy zobaczyłam twarz rozmówcy.
Nie wierzyłam w przypadki. Do tamtej chwili.
Chciałabym ogłosić wszem i wobec, że wyniki moich egzaminów mega pozytywnie zaskoczyły mnie samą, tak więc jestem bardzo zadowolona. ♥ Najbardziej chyba z podstawowego angielskiego (100%) i polskiego (97%). Reszta też całkiem nieźle, bo poniżej 90% nie spadłam. (Dla mnie to też był szok. O.o)
Tak swoją drogą miłych wakacji Wam wszystkim życzę. Odpoczywajcie. ☀
Mam teraz do Was całkiem poważne i wcale nie hipotetyczne pytanie: Ile osób by ze mną zostało, gdybym zrezygnowała z tego bloga? Oczywiście nie rozstałabym się z pisaniem, bo za jakiś czas zamierzam opublikować nowe fanfiction, nad którym aktualnie pracuję. Po prostu coraz mniej widzę w tym sensu; nie mam pomysłów (to znaczy, może bym i je miała, ale nie potrafię już żadnego przenieść do Worda), piszę coraz mniej, brak mi inspiracji, chęci itd. Jeżeli nie odpowiecie w komentarzu na to pytanie, uznam to za odpowiedź przeczącą. Jestem przygotowana na to, że stracę niektórych czytelników, aczkolwiek dziękuję wszystkim za dotychczasowe wsparcie. ♥

piątek, 19 czerwca 2015

#34 Harry cz.6 (ostatnia)

Niektórzy (jedna osoba na pewno :p) nie posłuchali i przesłuchali piosenkę wcześniej, ale teraz ja ułatwię Wam zadanie i wstawię link do tekstowo, gdzie możecie i posłuchać, i przeczytać tekst w całości wraz z tłumaczeniem. ♥




Zawiózł ją do swojej ulubionej knajpki, gdzie serwowano włoską kuchnię. Odsunął dziewczynie krzesło, po czym usiadł naprzeciw niej i złożyli zamówienie, które po chwili otrzymali.
— Wiesz… — szatyn zagryzł wargę — kilka miesięcy temu… — Isabelle poruszyła się niespokojnie na krześle, spodziewając się rozpamiętywania balu maskowego, lecz nic takiego nie nastąpiło. — …kilka miesięcy temu bardzo się nudziłem. Nudziłem się do tego stopnia, że zacząłem pisać piosenkę…
— Myślałam, że u muzyków pisanie jest rzeczą naturalną — zaśmiała się dziewczyna ze zdenerwowaniem w głosie.
— Nie dałaś mi dokończyć. Zacząłem pisać piosenkę o dziewczynie, którą widywałem w kawiarni, namiętnej fanki Oasis. — Harry zauważył delikatne rumieńce na policzkach szatynki. — W tamtym momencie było to kilka nieskładnych fragmentów. — Chłopak wyjął z kieszeni spodni kartkę papieru zapisaną jego pismem i rozwinął ją. — Potem poszedłem na bal i spotkałem dziewczynę… — Isabelle zrobiła się purpurowa. — I się w niej zadurzyłem… zacząłem pisać drugą piosenkę dla drugiej dziewczyny. — Wyciągnął na stół i rozłożył drugi arkusz. — A potem… — trzecia i ostatnia kartka wylądowała na wypolerowanym blacie — potem coś mnie napadło, poskładałem je obie w całość. Wyszło to.
Isabelle chwyciła wszystkie kawałki papieru do ręki i przyjrzała im się. Każde zapisane tym samym, starannym pismem, w niektórych miejscach skreślenia.
— Pisałem dwie piosenki o dwóch różnych dziewczynach, ale tak naprawdę tylko o jednej. O tobie, Isabelle.
I'd wait all day, just for a maybe.
I'm trying to find a way to be worthy.
If not tonight, maybe tomorrow
Cause I'm hung up, I'm shook up,
I'm lovestruck. — zacytowała dziewczyna, po czym spojrzała na szatyna. — Powinnam teraz odkryć jakieś nowe prawo matematyczne i zadedykować tobie? — Uśmiechnęła się filuternie, pociągając łyk wody przez słomkę.
— Biedni uczniowie college’ów mają już dość matmy. — Uniósł lekko dłoń dziewczyny, po czym splótł jej palce ze swoimi. — Chcę tylko jednego prawa.
— Jakiego?
— Prawa do ciebie. Na zawsze i nieodwołalnie.
A więc zakończyłam to tak. Większość z Was pisała, że po pewnym czasie Isabelle i tak mu ulegnie. Czy w tym zakończeniu to widać? Sama nie wiem. ☺
Musicie mi wybaczyć, że tak krótko i niesprawdzone, ale aktualnie siedzę w domu i odchorowywuję wtorkowy komers. (Nie, nie mam kaca, przeziębiłam się. Dla jasności. xD)
Dzisiaj wyniki egzaminów, a ja w domu siedzę. :/ Pochwalcie się, jak Wam poszło. ;)
Następny prawdopodobnie będzie Zayn, bo coś tam kiedyś z nim zaczęłam, ale nie skończyłam. Chyba że do głowy mi wpadnie coś innego. ;) A może Wy macie jakieś pomysły? Jestem otwarta na propozycje. xx
10 komentarzy? ♥

piątek, 12 czerwca 2015

#34 Harry cz.5

Otworzyła drzwi, a następnie weszli do środka, gdzie Marcy leżała na łóżku i czytała jakąś powieść.
- Ooo - wyrwało jej się, po czym delikatny róż wkradł się na jej policzki, gdy zobaczyła Harrego i Isabelle razem. „Ja zabiję tego Malika”, przemknęło jej przez głowę. „Zabiję go, jeżeli Izzie się kiedyś dowie, że to przeze mnie Styles się dowiedział, że to ona”.
- Cześć, ja… - odezwała się Isabelle nieco skrępowana - pójdę pod prysznic.
Wybrała z szafy czarny komplet bielizny, skarpetki oraz biały sweterek i bordowe spodnie, po czym zniknęła w łazience, a wtedy Marcy gestem ręki pokazała Harremu, żeby podszedł.
- Ja cię zabiję, jeżeli ona się dowie, że to przeze mnie - szeptała zdenerwowana. - Ciebie i Malika, bo oboje jesteście siebie war…
- Sh… - Harry zasłonił jej usta dłonią. - Wszystko jest w jak najlepszym porządku, uwierz.
Uśmiechnął się, po czym zdjął rękę z warg Marcy.
- Trzymam cię za słowo. I nie spieprz tego.
Po chwili z łazienki dało się słyszeć szum wody. Harry usiadł na łóżku naprzeciwko Marcy, a dziewczyna wróciła do czytania lektury.
- Zaraz, zaraz - zagaiła nagle. - Co się tak właściwie wczoraj stało, hm? Przecież Izzie miała dopiero dzisiaj wieczorem wrócić od rodziców.
- Pokłócili się i pojechała do „Mayi”.
- Się upić?
- No… - Zakłopotany Harry potarł dłonią kark. - Zabrałem ją do siebie…
- Chyba się z nią nie przespałeś?!
- No coś ty, za kogo mnie masz? Ona zawsze tak długo w tej łazience siedzi? - zapytał.
- Nie, ale na jej miejscu też bym siedziała. - Uśmiechnęła się dziewczyna.
- Dlaczego?
- No wiesz… - zakłopotana Marcy przygryzła wargę. - Jak przed każdą randką.
Myśli Harrego wciąż błądziły wokół dziewczyny, jej pocałunku, ciepłej dłoni spoczywającej na brzuchu, gdy spała wtulona w niego.
„Jestem chory, bardzo chory”, pomyślał, po czym uśmiechnął się i wtedy z łazienki wyszła Isabelle, odświeżona, w nowym makijażu, błyszczących, poukładanych włosach, miękkich wargach.
- Idziemy? - spytała, chwytając torebkę na pasku z szafki.
- Pewnie - odparł Harry.
Pożegnali się z Marcy, a następnie wyszli z budynku i wsiedli do samochodu, gdzie Isabelle podała Harremu adres szpitala.
Gdy weszli do środka, Harry zaczął się niespokojnie rozglądać i zasłaniać twarz, jak tylko się dało, lecz i tak nie uniknęli ciekawskich spojrzeń. Gdy tylko weszli do sali, gdzie znajdowały się 3 dziewczynki, którymi Isabelle się zazwyczaj zajmowała, w kilka minut zostali oblężeni przez połowę szpitala. Wśród małych dzieci znalazło się mnóstwo fanek/fanów Harrego lub po prostu dzieci, które chciały zobaczyć, poznać kogoś nowego. Na szczęście obyło się bez harmidru. Wszyscy spokojnie udali się do świetlicy i rysowali, bawili się klockami, potem znowu rysowali… Harry był bardzo zaangażowany w opiekę nad dziećmi, co nie uszło uwadze Isabelle. Bawiła się właśnie z małym Jackiem, gdy nagle usłyszała, jak ktoś ją nawołuje. Wstała, biorąc małego wraz z jego przytulanką na ręce, po czym podeszła do Harrego siedzącego przy małym stoliczku z sześcioletnią Melanie.
- Zobacz to - zaśmiał się szatyn, pokazując rysunek dziewczynki.
Przedstawiał on dom, rodzinę. Isabelle uśmiechnęła się smutno, gdyż wiedziała, że mała była sierotą. Obrazek przedstawiał Melanie, Isabelle, Harrego i malutkiego chłopczyka.
- A to kto? - spytała dziewczyna.
Blondynka wzruszyła ramionami.
- Mój braciszek.
Isabelle spojrzała na Harrego, na jego zadziorny uśmieszek i chytry błysk w oku, po czym nagle pojęła znaczenie rysunku. Spiekła raka.
- Bardzo… - Odchrząknęła. - Bardzo ładnie, Melanie.
- Będzie miał na imię William - kontynuowała nieświadoma swoich słów mała - Cameron albo Dylan.
Z niewiadomych przyczyn serce zatrzepotało w piersi Isabelle, gdy Harry delikatnie chwycił jej dłoń.
Nieważne, co zrobił albo powiedział wcześniej. Tym gestem podbił serce dziewczyny.
Nawet nie zauważyli, kiedy zrobiło się popołudnie. Pożegnali się z wszystkimi po kolei. Rysunek Melanie dumnie spoczywał w kieszeni Harrego. Nie odzywali się do siebie z Isabelle. Wyszli z budynku szpitala, po czym od razu dopadło ich świeże powietrze.
- Wiesz co? - Isabelle uśmiechnęła się. - Zaimponowałeś mi.
- Czym?
- Tak po prostu.
Szatyn otworzył dziewczynie drzwi od strony pasażera, a Isabelle przystanęła.
- Na buziaka zasłużyłem? - uśmiechnął się.
- Najwyżej na cmoknięcie w policzek - odparła dziewczyna.
- Wiesz… nie mówiłem ci, ale to jest na 100% pewne, że ktoś nam teraz robi zdjęcia. Chyba nie chcesz, żebym wyszedł w mediach na idiotę? Jeżeli wsiądziesz, tak będzie.
Szatynka przygryzła wargę, wędrując wzrokiem po jego ustach.
- Tylko mnie prowokujesz - obruszyła się. - Jestem głodna. Jedźmy coś zjeść.
Jak tam u Was? :D Osobiście prawie umieram przez wszystkie poprawy, jakie zaliczyłam w tym tygodniu, haha. Dzisiaj była ostatnia, ale jeszcze mam niepewną sytuację z wos-em. Na szczęście już luz. :3
Trochę mi brakuje tego bloga, przyznam szczerze. Ostatnio brak czasu na wszystko, tak że za wiele nie napisałam. Jak czas, wena i chęci pozwolą, posty zaczną pojawiać się częściej, bo przecież niedługo wakacje. B-)
Na razie skupiam się na ff. ;)
Zasada ta sama, co ostatnio. 10 komentarzy = kolejna część.♥

sobota, 6 czerwca 2015

#34 Harry cz.4

Harry obudził się jako pierwszy. Isabelle w niezmiennej pozycji spała spokojnie wtulona w jego szyję. Jej włosy łaskotały go w policzek, dlatego odgarnął je delikatnie. Uśmiechnął się. Szalone, jak szybko sytuacja się odwróciła. Wczoraj mógł tylko sobie wyobrażać, jak wygląda Isabelle, a dzisiaj leżała pijana w jego ramionach i spała. Pogładził ją po głowie czułym gestem. Nie chciał, żeby się budziła, bo wtedy na pewno zaczęłaby go przepraszać, mówić o tym, jak głupio się zachowała i jak bardzo jest jej wstyd. Nie chciał tego. Pragnął tylko, żeby z własnej woli się do niego przytulała, by go całowała i dotykała i nie czuła wstydu z tego powodu.
Wstał najostrożniej, jak umiał, po czym wybrał jakieś rzeczy z szafy i udał się do łazienki. Wziął prysznic, wykonał poranną toaletę, a następnie zjadł jakieś małe śniadanie i wypił kawę, gdy nagle do kuchni weszła zaspana Isabelle. Potarła pięściami oczy, przez co zaczęła przypominać szatynowi małą, bezbronną dziewczynkę. Miała zwichrzone włosy i nieco rozmazany makijaż. Wyglądała uroczo.
- Cześć - powiedziała do Harrego.
- Cześć - odparł.
- Nie pytam nawet, co ja tu robię i dlaczego czuję na sobie twój zapach - zajęła miejsce obok Stylesa - ale przepraszam za wszystko, co wczoraj zrobiłam/powiedziałam.
- Spoko, nie było źle - zaśmiał się Harry.
- Dlaczego mnie tu przywiozłeś? - spytała nagle. - Nie znasz mnie. Ja nie znam ciebie. Widzieliśmy się parę razy w kawiarni, ale przecież to wszystko… - głos jej lekko zadrżał pod koniec, przez co Harry wyczuł, że jest zdenerwowana.
- Nie rozumiem, kogo próbujesz oszukać - skwitował. - Oboje wiemy, że widzieliśmy się później.
- Skąd niby to wiesz? - zapytała.
Odgarnął jej włosy za ucho, a tam dostrzegł znajome znamię w kształcie ważki.
- Stąd. - Dotknął opuszkami palców jej skóry.
Gwałtownie odsunęła się, zasłaniając to miejsce włosami.
- Wczoraj pokłóciłaś się z rodzicami - oznajmił. - Z tego, co zrozumiałem, chodziło o to, że nie masz chłopaka, tak?
- Harry, nie chcę być niegrzeczna, ale nie męcz mnie. Wystarczy, że… no właśnie.
Wstała i zaczęła się kierować w stronę wyjścia.
- Dokąd idziesz? - spytał Harry.
- Jak to dokąd? Do akademika. Na 11:00… jestem umówiona.
- Z kim? - ożywił się szatyn, okręcając na swoim krześle.
Dziewczyna uśmiechnęła się zadziornie, po czym podeszła do niego.
- Wyczuwam zazdrośnika.
- A nawet jeśli?
Przeczesała palcami jego gęste włosy.
- Nie myślałeś o tym, że to nie ma sensu? - zapytała. - Okay, spotkaliśmy się na balu, było miło, ale jednak…
- Co? Co jednak?
- A myślisz, że dlaczego nie mam chłopaka?
- Bo nie chcesz?
- Otóż to.
- A niby dlaczego?
- Nie chcę się emocjonalnie angażować, nie chcę być zraniona. Jestem matematycznym kujonem. Niepotrzebne mi uczucia.
- A mi potrzebna jesteś ty. - Położył dłonie na jej biodrach, poddając się całkowicie ciepłu, jakie wywoływał w nim dotyk jej dłoni przeczesującej włosy.
- Do czego?
- To czekanie rok miało na celu jedynie spławienie mnie, prawda? - spytał.
- Miało na celu to, żebyś znalazł sobie jakąś inną dziewczynę przez ten czas i zapomniał.
- Minęły 3 miesiące i – jak widać – nikogo nie poznałem.
- Poznałbyś.
- Nie chcę.
Popatrzyli sobie w oczy głęboko.
„Już się przywiązałaś. Idiotka”, pomyślała Isabelle.
- Daj mi chociaż ten dzień - poprosił cicho Harry. - Jeden dzień.
- Randka?
- Nazwij to jak chcesz.
- Mówiłam, że jestem umówiona.
Chłopak westchnął tylko, po czym spuścił głowę zrezygnowany.
- W szpitalu dziecięcym - dodała, a na jej wargach zamajaczył uśmiech.
Szatyn podniósł głowę.
- Jesteś wolontariuszką?
- Nie lubię tego określenia, ale coś w tym stylu.
- W takim razie pójdę z tobą - oznajmił hardo.
- Czy ja powiedziałam, że chcę?
- Nie obchodzi mnie, czego chcesz, dopóki ja chcę ciebie - szepnął szatyn.
- Jesteś tak irytująco pewny siebie - stwierdziła, kładąc dłonie na biodrach.
- Tak irytująco pewny, że wcale nie chcesz przede mną uciekać.
Podniósł się, a gdy Izzie zorientowała się, że sytuacja zaczyna się robić niebezpieczna, odsunęła się na pół kroku.
- Zjedz chociaż śniadanie - westchnął.
Zajęła tylko miejsce obok niego, nic nie mówiąc. Szatyn również usiadł, intensywnie rozmyślając nad zaistniałą sytuacją.
- 3 miesiące miałaś możliwość skontaktowania się ze mną przez Zayna, a jednak tego nie zrobiłaś - stwierdził Harry, uśmiechając się pod nosem. - Jesteś albo uparta, albo…
„albo faktycznie cię nie obchodzę”, dopowiedział w myślach.
- Albo? - spytała dziewczyna, niespokojnie żując suchą grzankę.
- Nieważne - odparł.
Jeszcze wczoraj miał dość wyidealizowane wyobrażenie o tym, jak będzie wyglądało jego pierwsze spotkanie z Isabelle. Liczył, że po prostu padną sobie w ramiona, a potem będzie mógł ją do woli dotykać i raczyć tkliwymi słówkami. Tymczasem głupio mu było nawet się odezwać do dziewczyny siedzącej tuż obok niego. Głupio przyznać, co do niej czuje, żeby go nie odrzuciła.
To nie była jego idealna, wymarzona Isabelle.
To była prawdziwa Isabelle, o którą musiał się postarać.
- Mój samochód został pod kawiarnią? - zagaiła nagle, dopijając ostatni łyk kawy.
Czuła się co najmniej niezręcznie. Harry miał rację, wyglądało to, jakby się nim zabawiła, a przecież tak nie było. Jest mu chyba coś winna.
- Tak… tak przypuszczam - odparł, nieco zamyślony.
- Odwieziesz mnie do akademika?
- Pewnie.
Wyszli z domu, a następnie wsiedli do samochodu. Na zewnątrz było pochmurno i brzydko, z nieba kapały pojedyncze krople deszczu, nieprzyjemny wiatr smagał przechodniów po policzkach: pewnego pana, próbującego schować się za kołnierzem płaszcza, drobną dziewczynkę prowadzącą na smyczy swojego pupila, bezdomnego z wyrazem zmęczenia na twarzy niosącego cały swój dobytek w reklamówce. Isabelle westchnęła, orientując się, że są już na miejscu, a Styles okrąża samochód, żeby otworzyć jej drzwi. Wysiadła z pojazdu, po czym zapytała:
- Wejdziesz?
- Po co? - Ściągnął brwi zdziwiony.
- Wezmę prysznic, doprowadzę się do porządku i będziemy mogli pojechać do tego szpitala. - Przygryzła wargę w zdenerwowaniu.
- No to chodźmy - odparł chłopak z miną niewyrażającą żadnych emocji, co zdecydowanie nie spodobało się Izzie, jednakże zatrzasnęła drzwi samochodu, po czym niepewnie chwyciła szatyna za rękę, chcąc jakoś poprawić mu nastrój, lecz wyraz jego twarzy nadal się nie zmienił.
Weszli po schodach na górę, po czym stanęli pod drzwiami pokoju.
- Uśmiechnij się chociaż, bo czuję wyrzuty sumienia - zaśmiała się dziewczyna nerwowo.
Szatyn uniósł kąciki warg sztucznie.
- Nie bądź zły - głos jej zadrżał. „Czym ja się tak przejmuję?”.
- Nie jestem zły.
- Nie bądź smutny. - Oparła się plecami o drzwi.
- Smutne jest to, że nie jesteś taka, jak sobie ciebie wyobrażałem - oznajmił, aż Isabelle coś zakłuło w sercu. - Uroiłem sobie jakąś wersję ciebie, a teraz mi źle, bo nie wygląda to tak, jak bym chciał. To jest smutne, a raczej chore.
- W rzeczywistości nie jestem taka interesująca, piękna, idealna, prawda? - spytała, a w kącikach jej oczu zebrały łzy. Wmawiała sobie, że jakiśtam Harry Styles, którego pocałowała na balu, ją nie obchodzi, a tak naprawdę dbała o wszystko, co mówił.
- W rzeczywistości - podparł rękę tuż nad jej głową - ci na mnie nie zależy. Na tym polega różnica. Wciąż tylko nie potrafię zrozumieć, dlaczego na mnie reagujesz.
Oddychała szybko i niespokojnie. Jej serce pompowało adrenalinę, roznosząc ją po wszystkich częściach ciała Isabelle, mimo że Harry nie przekraczał wyznaczonej granicy i nie zanosiło się na to, żeby miał to zrobić.
- Możemy o tym pogadać później? - zapytała niepewnie.
- Pogadać? - prychnął. - Przecież ten temat to cienki lód dla ciebie.
- Och, przymknij się już - jęknęła, po czym ujęła jego twarz w dłonie i pocałowała go.
Nie opierał się ani przez chwilę. Cały czas swoim zachowaniem dążył do tego, by zmusić Isabelle do okazania mu trochę uczucia.
- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał, gdy się od siebie oderwali.
- Żebyś przestał gadać - odparła, po czym odwróciła się do niego tyłem i chwyciła klamkę.
- Doprawdy? - usłyszała za plecami.
- Doprawdy.
Zdjęcie aktualne af. :D
Jakoś mi ten tydzień przeleciał i dopiero teraz pomyślałam, że może by wreszcie coś dodać. Normalnie poczułam wolność, jakbym już tego bloga nie miała. xD Nic nie piszę ostatnio (skandal!), bo za ciepło jest, żeby w domu siedzieć. B-)  No, może nie licząc dwóch rozdziałów nowego ff, ale idzie mi jak krew z nosa, przyznam szczerze. Za to pomysłów na tę historię mam pełną głowę, ciekawe.
Zasada ta sama, co ostatnio 10 komentarzy = kolejna część❣ (za tydzień, rzecz jasna)
PS. Podejście Isabelle do chłopaków to tak trochę ja, ale cśś...