piątek, 22 maja 2015

#34 Harry cz.2

Każdy, kto kiedykolwiek studiował/chodził do szkoły, wie, jak to jest, gdy w piątek masz sesję/ważny sprawdzian. Zarwana nocka, sobotnie odsypianie... Isabelle wiedziała, co to znaczy, dlatego nikt, prócz niej samej, nie potrafiłby zrozumieć jej poirytowania, gdy o 8:30 usłyszała przeraźliwy ryk nad swoim uchem:
- Isabelle Clarkson!
Drgnęła z przerażenia.
- Powaliło cię?! Chcesz, żebym zawału dostała?! - Usiadła na łóżku, przykładając dłoń do szybko bijącego serca.
Marcy nie przejęła się tym ani trochę.
- Wstawaj! - Szturchnęła ją.
Zdezorientowana szatynka chwyciła z szafki nocnej telefon i spojrzała na zegarek.
- Czego chcesz? - warknęła. - Jest wpół do dziewiątej, daj spać.
- Nie tym razem, leniu przebrzydły – odparła ze śmiechem Marcy. - Wiesz, co teraz jest? Styczeń. A wiesz, co to oznacza? Karnawał. A wiesz, co oznacza karnawał? Najlepsze imprezy w mieście. W sumie bale.
- A co ja mam z tym wspólnego? - spytała dziewczyna.
- Jak to co? Wyciągam cię.
- O co to, to nie! - zaprotestowała Isabelle. - Nigdzie nie idę. Dzisiaj odpoczywam.
- No nie daj się prosić, to bal maskowy. Musimy sobie tylko jakieś kiecki załatwić. Pełna kulturka. Z alkoholów to tylko ponch, ewentualnie niewielkie ilości czegoś mocniejszego.
- I po co chcesz na to iść? - spytała podejrzliwie. Wiedziała, że jej współlokatorka nie jest fanką tego typu zabaw, woli raczej imprezy w głośnych klubach wśród napalonych kolesi z dużą dawką alkoholu. Bal? Nie, to zupełnie do niej nie pasowało.
- Dla zabawy – zaśmiała się Marcy. - Tak po prostu. Wchodzisz w to czy nie?
- Okay – odparła Izzie – ale teraz dasz mi się wyspać.
~wieczorem~
Wargi Stylesa nie powstrzymały się przed wygięciem w zadowolonym półuśmiechu, gdy tylko pomyślał o dzisiejszym wieczorze. Jak co roku on i Zayn wybierali się na bal maskowy z okazji trwającego karnawału. Był to dla nich rytuał i nie wyobrażali sobie, żeby mogli nie odwiedzić w tym czasie jakiejś imprezy. Szczególnie w całej tej zabawie podobał się im moment, gdy po kilku godzinach tańczenia z losowymi dziewczynami zdejmowali maski i mogli obserwować ich zdziwione miny. No cóż, niecodziennie spotyka się Harrego Stylesa i Zayna Malika na balu.
Po krótkim namyśle szatyn zdecydował się na czarny garnitur ze złotymi naszywkami na rękawach i grafitową koszulę. Z tak przygotowanym zestawem udał się do łazienki, gdzie wziął prysznic.
Przygotowania zajęły mu 45 minut. Jedyne, co ze sobą wziął, to portfel z niewielką sumą pieniędzy i dowodem tożsamości. Wiedział z doświadczenia, że rożnie to na tego typu imprezach bywa. Upijesz się i nawet się nie zorientujesz, kiedy „gubisz” telefon czy kluczyki od samochodu. Spokojnym krokiem wyszedł z domu, a następnie udał się w kierunku mieszkania przyjaciela. Według ustalonego wcześniej planu Zayn miał zjawić się u niego, lecz, znając pedantyczne skłonności i przesadną dbałość o wygląd chłopaka, Harry nie liczył ani w jednej tysięcznej procenta, że brunet będzie na czas.
- Długo jeszcze? - krzyknął, wchodząc bez pytania do domu Malika. - Ja wiem, że księżniczka się musi wyszykować, ale ileż można?
- Książę Harry za to jak zwykle na czas – odgryzł się chłopak, materializując się na oczach przyjaciela. - Z iloma księżniczkami z sąsiednich królestw zamierzasz mnie dziś zdradzić, skarbie?
Trzeba przyznać, że Zayn nieźle się prezentował w granatowym garniturze i białej koszuli z rozpiętym guzikiem.
Puścił Stylesowi oczko, na co szatyn zaśmiał się szyderczo.
- Lista dłuższa niż Kolej Transsyberyjska – prychnął.
- Jak uroczo.
Oboje parsknęli śmiechem.
- Idziemy? - spytał Harry.
- No pewnie. Impreza nasza. Trzeba tylko uważać przy wejściu.
- Wiem, wiem.
Pojechali taksówką, przez co na miejsce dotarli w kilka minut później. Zaraz w drzwiach od przemiłej szatynki otrzymali maski, przez co stracili swą rozpoznawalność.
Dziewczyna uśmiechnęła się do Harrego, na co on odpowiedział jej tym samym. Popatrzyli sobie w oczy, gdy nagle szatyn poczuł szturchnięcie w bok, a następnie przyjaciel wciągnął go zdecydowanie do środka.
- Już zaczynasz? - zbeształ go brunet.
- No co? - obruszył się Styles. - Tylko się uśmiechnąłem. Ona zaczęła.
- Jasne.
Po godzinie zeszło się jeszcze więcej osób. Muzyka rozkręciła się. Pojawiły się tez Marcy i Isabelle, z czego ta ostatnia z miejsca poczuła się jak na balu maturalnym. Nawet kolor sukienki – morski – się zgadzał. Cóż. Uśmiechnęłam się, bo nie było to złe wspomnienie. Wręcz przeciwnie.
Dziewczyny podeszły do misy z ponchem i nalały sobie, po czym odwróciły się w stronę tłumu.
- Widzisz kogoś ciekawego? - spytała Marcy.
„Jak szaleć, to szaleć”, pomyślała nonszalancko Izzie. Rozejrzała się, po czym mruknęła z ukontentowaniem:
- Mhm. Na trzeciej. Jeden wyższy, rozpięta, ciemna koszula, drugi niższy, koszula biała. Chyba nas widzą, odwróć się.
Dziewczyny pospiesznie okręciły się w lewo, gdy nagle Isabelle usłyszała czyjś niski głos przy uchu:
- Można?
- Zależy co – odparła, powolnym ruchem obracając się twarzą do mężczyzny. Kątem oka spostrzegła, jak do jej przyjaciółki śmiałym krokiem podchodzi niewysoki brunet.
Mężczyzna wyciągnął w stronę Isabelle dłoń.
- Do tańca, oczywiście.
- Pewnie.
- Harry. - Ten Harry (na wypadek, gdyby ktoś jeszcze się nie domyślił).
- Isabelle.
- Bella? - zapytał.
- Izzie.
- Okay, nie wnikam – zaśmiał się.
Podała mu ufnie rękę, po czym dała się prowadzić. Piosenka była dość wolna, lecz żadne z nich nie przekraczało ani trochę tej niewidzialnej granicy. Ręka Harrego śmiało obejmowała talię dziewczyny. Ona natomiast bez żadnego skrępowania trzymała dłoń na jego barku. Od czasu do czasu kręcił nią, a wtedy jej suknia falowała delikatnie. Nie czuli upływu czasu, lecz w końcu ich obu dopadło zmęczenie, dlatego usiedli.
- Więc... - zaczął Harry – czym się zajmujesz, Izzie?
- Studiuję.
- Co? - indagował.
- Zgaduj.
Spojrzał na dziewczynę, a wtedy jego uwagę przykuło niewielkie znamię w kształcie ważki za lewym uchem.
- Literaturę angielską – powiedział po chwili.
Isabelle zaprzeczyła ruchem głowy.
- Historię sztuki.
- Kolejne pudło. Zgaduj dalej, robi się ciekawie.
- Dziennikarstwo.
- O ile wcześniej było zimno, tak teraz jest lodowato.
- To ja już nie wiem. - Szatyn załamał ręce.
- O matmie nie pomyślałeś? Nie wyglądam na taką, co?
Harry uśmiechnął się.
- Sam nie wiem.
- A ty czym się zajmujesz? - odbiła piłeczkę.
- Hm... - Szatyn zamyślił się. Powiedzenie prawdy z prostych przyczyn nie wchodziło w grę. Jeszcze nie. - Szukam swojego miejsca w życiu.
- Artysta lekkoduch? - spytała domyślnie Izzie.
- Coś w ten deseń – odparł.
Spędzili razem cały wieczór. Tak samo Marcy i Zayn. Kolejne minuty umykały im wyjątkowo szybko. Nawet nie zauważyli, jak zrobiła się 23:30.
„Pół godziny do ściągania masek”, pomyślał Harry, okręcając drobnym ciałem Izzie. Nagle pociągnął ją w swoją stronę trochę zbyt gwałtownie, bo dziewczyna dosłownie na niego wpadła.
- Przepraszam – szepnął.
- W porządku – odparła, nie zmniejszając odległości między nimi.
Szatyn wyczuł moment w punkt. Uśmiechnął się filuternie. Przepełniało go poczucie, że dziewczyna jest jego, już mu się nie oprze. Ich twarze były coraz bliżej. Dzieliło ich jakieś dosłownie 10 centymetrów. Harry poczekał, aż szatynka pokona dystans sama.
- Chyba się opiłam ponchu – szepnęła – bo się wcale nie znamy, a ja chcę, żebyś mnie pocałował.
- W takim razie oboje jesteśmy pijani. - Uśmiechnął się Harry.
- Najpierw zdejmij maskę.
- Dlaczego?
Nie pytając o pozwolenie, odsłoniła twarz szatyna, a następnie wplotła palce w jego włosy.
- Styles... znowu się widzimy – wyszeptała.
Nie była ani trochę zdziwiona ani zaskoczona. Harry za to tak.
- Karnawał jest raz do roku, prawda?
Jej słowa były ostatnią rzeczą, jaką zarejestrował szatyn, bo reszta została przyćmiona przez wargi Isabelle napierające na jego. Pocałowała go w jeden z tych sposobów, że bez względu na wszystko chciał więcej. Nie pozostawał jej dłużny. Wplotła palce w jego włosy, a on położył dłonie na jej talii.
Harry nie potrafił się skupić na niczym innym, jak na słodkim smaku jej warg. Odurzyły go, zaćmiły wszystko. Nie widział niczego poza nimi.
Przeżył już parę tych pocałunków w życiu i tak naprawdę każdy był dla niego wyjątkowy, o ile dochodziło do niego z osobą, w której naprawdę się zauroczył.
A tak było z Isabelle.
Nagle ich czułości zostały brutalnie przerwane przez Marcy, która pociągnęła dziewczynę za ramię.
- Musimy iść.
- Dlaczego? - spytała dziewczyna otumaniona.
- Nieważne, chodź.
- Chwileczkę.
Szatynka odwróciła się ponownie w stronę Harrego i pocałowała go namiętnie po raz ostatni, po czym podążyła w stronę Marcy.
- Zaraz! - krzyknął szatyn, a wtedy stanęła w miejscu. - Spotkamy się jeszcze?
Spojrzała na niego przelotnie.
- Za rok w tym samym miejscu. Jeżeli jeszcze będę cię coś obchodzić, to znaczy, że to ma sens.
Zniknęła jeszcze szybciej, niż się pojawiła. Harry natomiast długo stał w jednym miejscu, ogłupiały i zdezorientowany.
„Rok? Co? Jaki rok, do cholery?”.
Wybiegł z klubu, lecz dziewczyny już nie było.
Czy ja Wam dałam w jakiś sposób do zrozumienia, że Isabelle to dziewczyna z kawiarni? Skądże. :>
Myślicie, że Styles wytrzyma rok? Haha, bo ja nie. :D
Wyjątkowo dobrze mi się pisze to opowiadanie (jak na mój ostatni niedobór weny). Jeszcze nie wiem, jak je podzielę, ale przypuszczam, że gdzieś w początkach 4. części jestem. Nie będę się jednak spieszyć z jego publikacją, więc następna część w następny weekend. Chyba. Bo w sumie to zależy od Was. x

[EDIT 26.06]: Mam dzisiaj imieniny i nie oczekuję życzeń, ale jak widzę to, to mi trochę smutno, więc bardzo prawdopodobne, że w ten weekend post się nie pojawi. Nie czuję po prostu ani chęci, ani satysfakcji z tego, co tutaj robię, a większości z Was widocznie to nie przypadło do gustu. Dziękuję. x

4 komentarze:

  1. W następny weekend? Ja nie wytrzymam tyle czasu. Coś cudownego. Uwielbiam to opowiadanie. Jest takie inne, magiczne. ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowite <3
    Czuję, że ten kilkupartowiec będzie uroczy ;* Mam taką nadzieję :D <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Super <3
    Słodkie będzie jak się spotkają za rok :>
    +nie martw się zorientowałam się że to Isabele :p

    OdpowiedzUsuń