~trzy miesiące później~
Marcy wygasiła peta, po czym zarzuciła ręce na szyję brunetowi, u którego siedziała na kolanach. Spotykali się od czasu balu maskowego regularnie w jego domu. Z drobnego ziarenka zauroczenia kiełkowało coś najwyraźniej poważnego, bo nawet Isabelle stwierdziła, że jej współlokatorka zmieniła się pod wpływem Malika: mniej imprezowała, więcej się uczyła, starając się zaimponować czymś brunetowi, Isabelle miała więc więcej spokoju w akademiku, przez co bardzo rzadko odwiedzała kawiarnię (ewentualnie też dlatego, że unikała konfrontacji z Harrym, ale o tym później).- Ale na pewno byłaś na tym balu sama? - spytał Zayn, skanując twarz Marcy.
- No przecież ci mówiłam, że nie znałam tej dziewczyny, która stała obok mnie. Zwykły przypadek - dziewczyna skłamała jak z nut za poleceniem przyjaciółki.
- Nie wierzę w takie przypadki. Tu Isabelle i tu Isabelle. Dlaczego ta twoja koleżanka nie chce nawet się spotkać z Harrym? Nie ma serca czy co? Przecież on sobie włosy z głowy wyrywa. Nie do życia jest.
- Czy ja wiem? - odparła Marcy.
Nagle Zayn przerzucił dziewczynę przez bok, aż opadła na kanapę. Usadowił się między jej udami, przyciskając nadgarstki dziewczyny powyżej jej głowy.
- Nie pomożesz mi? - spytał żałośnie. - Powiedz chociaż, gdzie ją można znaleźć, jakieś ulubione miejsce… cokolwiek.
- Nie wiem.
Pochylił się, składając czuły pocałunek na jej ustach.
- A ja myślę, że dobrze wiesz, tylko z jakichś powodów nie chcesz mi powiedzieć.
Wpił się z pasją w jej usta. Dziewczyna z taką chęcią odwzajemniała każdy jego gest, że aż odezwało się tłumione pragnienie.
„Ale nie, nie tym razem, nie tak prosto. Najpierw Styles”.
Oderwał się od dziewczyny, aż ta wygięła się, szukając jego bliskości, lecz jej nadgarstki były skutecznie skrępowane.
- Ej! - mruknęła niezadowolona.
- Powiedz mi, gdzie Styles ją może znaleźć - szepnął na ucho otumanionej przez podniecenie dziewczynie. Muskał linię jej szczęki i policzek, aż Marcy się poddała:
- Teraz jest pod Londynem u rodziców, ale lubi przesiadywać w Café Maya. Wiesz, gdzie to jest?
- Wiem, wiem… - mruknął z ukontentowaniem, po czym wpił się namiętnie w jej usta.
* * *
Łzy płynęły po policzkach Isabelle i nie mogła ich zatrzymać mimo ciągłego wycierania policzków. Spotkanie z rodzicami zdecydowanie nie poszło tak, jakby chciała. Zaczęło się zupełnie niewinnie: od rodzinnego obiadu, po którym "przypadkiem" wpadł do nich Jason - szkolna miłość Isabelle. Wszystko ładnie, pięknie, dopóki rodzice nie zasugerowali, że powinni wyjść na spacer. I było dobrze, dopóki Izzie nie wróciła ze spaceru, a rodzice nie zaczęli jej delikatnie sugerować, że Jason to wręcz idealny chłopak dla niej, na co dziewczyna się oburzyła:- Jest miły, ale nic więcej. Nic z tego nie będzie.
- Taka jesteś samodzielna? - wybuchł nagle tata. - 3 lata opłacamy ci te studia, a ty nadal nikogo nie masz! Chcesz zostać sama do końca życia?!
- Wy jesteście tak chorzy czy tak ślepi?! - krzyknęła. - Nie będę z Jasonem, bo go nie kocham!
- Tak? Rób, jak chcesz! - warknął pan Clarkson. - Wszystkie twoje koleżanki powychodziły już dawno za mąż. Chcesz być samodzielna? - proszę bardzo! Ale nie na nasz koszt!
- Co?
- Koniec. Jason albo koniec ze studiami.
- Zgłupieliście?!
- Hamuj język!
- Isabelle… - nagle głos zabrała matka dziewczyny. - Jason jest bardzo miły. Może spróbowałabyś… te studia to głupota, a on cię lubi…
- I ty, mamo?! Nie… nie, nie, nie! Co wy? Ze średniowiecza się urwaliście? Nie zmusicie mnie, żebyś z nim była!
- A ty nie zmusisz nas, żebyśmy dalej cię utrzymywali - odgryzł się Jeff Clarkson swoim głębokim głosem, a wtedy Isabelle wybiegła z domu rodziców.
Wracała do Londynu, roniąc bez przerwy łzy, aż w końcu zatrzymała się pod kawiarnią Maya, do której często chodziła. Lokal ten w weekendowe wieczory zmieniał się w coś w stylu baru. Zajęła miejsce na wysokim stołku, prosząc o pierwszą szklankę whisky. Druga… trzecia… w końcu przestała liczyć. Zapaliła papierosa. „Jak się truć, to na całego”. Kilku facetów próbowało ją zaczepić, lecz wszystkich odganiała.
- Jason, kurwa… - mamrotała, upijając kolejny łyk gorzkiego alkoholu, po czym wygasiła peta - miły… Styles też był miły… ale z nim się nie zwiążę. Kuźwa. Po północy wszystko wygląda bardziej pospolicie. Przestałabym być interesująca.
Nagle miejsce obok dziewczyny zajął Harry we własnej osobie. Nie potrafił się nie cieszyć, że wreszcie spotkał dziewczynę z kawiarni, dla której napisał piosenkę. Informacje otrzymane od Zayna pozwoliły mu natomiast przypuszczać, że jest to również Isabelle. Ta Isabelle.
- Nie wystarczy ci? - zapytał.
- A ty kto? Harry Styles? - mruknęła. - O, ironio. Tak, to ty - zaśmiała się pijacko. - Czego chcesz ode mnie?
- Jesteś Isabelle, prawda? - użył podstępu dużo wcześniej zaplanowanego na tę okazję. - Bella?
- Izzie - dziewczyna poprawiła go automatycznie, na co szatyn się uśmiechnął szeroko.
- Jesteś pijana. Chodź ze mną. - Wstał i ujął jej dłoń, lecz Isabelle wyrwała mu się.
- Zostaw mnie! Też chcesz się ze mną ożenić? Moi rodzice cię nasłali?
Spojrzał dziewczynie w oczy pewnie.
- Chcę, żebyś była bezpieczna, dlatego pozwól mi się sobą zaopiekować. Proszę.
Wtem dziewczyna rozpłakała się.
- Zostaw mnie… Rodzice mnie nie chcą… bo nie mam chłopaka.
Oparła czoło o bark Harrego, a wtedy ten pogładził ją po włosach.
- Isabelle - szepnął jej na ucho - chodź.
Chwycił jej dłoń.
- Nawet cię nie znam - jęknęła, gdy w głowie błysnęło jej coś na kształt rozsądku.
- Zaufaj mi.
Wstała, lecz zachwiała się i wtedy chłopak wziął ją na ręce, aż zasnęła. Zawiózł ją do swojego domu, po czym zaniósł do swojej sypialni, odsunął rąbek narzuty i pochylił się, chcąc położyć dziewczynę na łóżko, lecz wtedy mocno chwyciła się jego szyi rękoma, tuląc do niej twarz.
- Isabelle, puść.
- Nie zostawiaj mnie - jęknęła. - Chociaż ty, proszę.
- Daj sobie chociaż zdjąć buty - odparł, a wtedy szatynka rozluźniła uścisk, by mógł zsunąć tenisówki z jej stóp. Następnie pozbył się też swoich.
„Położyć się obok? Tak po prostu?”.
Niepewnie zajął miejsce obok Izzie i przykrył ich oboje narzutą. Dziewczyna natychmiastowo wtuliła się w jego szyję.
- Ładnie pachniesz, wiesz? - szepnęła. - I jesteś dobry… Tylko nie chciej się ze mną żenić…
Szatyn zaśmiał się.
- Śpij.
Nie będę się rozpisywać, po prostu mi przykro. Publikuję to tylko dla osób, które poprzednio nie zawiodły i którym jeszcze zależy. ♥
Nie chciałam tego robić (tbh, nie myślałam, że jeszcze kiedyś będę musiała), ale 10 komentarzy = kolejna część.
PS. Nie bierzcie tego do siebie, to przecież tylko moje wygórowane ambicje, jak zawsze. x
Awww ;* niesamowita część :D
OdpowiedzUsuńAch ta Marcy, musiała się wygadać :D
Czekam na twoją kolejną prace
Awww ;* niesamowita część :D
OdpowiedzUsuńAch ta Marcy, musiała się wygadać :D
Czekam na twoją kolejną prace
Świetna część
OdpowiedzUsuńFajnie że jednak Harry spotkał Izzie zanim minął ten rok :)
Czekam na następną część
Zakochałam sie w tym rozdziale. Jest zdecydowanie najlepszy i najbardziej w moim guście. Cudny. ❤
OdpowiedzUsuńNo, no, wylądowała w jego domu, super :-) ciekawe, co się stanie potem, rozdział świetny, jak zawsze kochana ❤
OdpowiedzUsuńGenialny :) czekam na next Kochana :*
OdpowiedzUsuńKocham takiego Harrego :)
OdpowiedzUsuńgenialny!!!:)
OdpowiedzUsuńnext czekamy!!:D
Fantastyczny!! :)
OdpowiedzUsuńGenialny ♥♥
OdpowiedzUsuńCuuuudny
OdpowiedzUsuńCudny ❤ ❤
OdpowiedzUsuńŚwietny i cudowny, jak zwykle <3
OdpowiedzUsuńM.