<~>
Zatrzymałam się na chwilę pod salą, w której odbywała się biologia, by doczytać fragment przygotowanych wcześniej notatek przed zbliżającym się testem. Nagle dopadła mnie Jo, ciągnąc za rękaw w swoją stronę.
— Ej, co jest? — obruszyłam się wyrwana z rozmyślań.
— On jest. Leslie, zobacz, idzie tu!
Rozejrzałam się zdezorientowana niczym wystraszony struś i wtedy moje spojrzenia i jego się spotkały. Niall Horan, do którego Joanne wzdychała i wzdycha od początku pierwszej klasy, przemierzał właśnie samotnie korytarz, a przechodząc obok nas, rzucił krótkie "Cześć" i uśmiechnął się, przez co Jo zmiękły nogi, a ja wzruszyłam ramionami.
— Te twoje zainteresowanie nim zaczyna się robić niezdrowe — skwitowałam.
— Przyganiał kocioł garnkowi. Mam ci przypomnieć Juana? — odgryzła się, na co spłonęłam rumieńcem.
— Och, daj już spokój.
Wyminęłam ją i weszłam do sali.
Juan to Hiszpan, który przyjechał na wymianę uczniowską do domu naszego klasowego kolegi. Od razu wpadł w oko większości dziewczyn, a ja miałam to szczęście, że to na mnie zwrócił uwagę, aż doszło między nami do pocałunku na domówce u Michaela. Niestety następnego dnia przezorna Jo postanowiła sprawdzić naszego kolegę na portalu społecznościowym i okazało się, że jest już zajęty przez pewną dziewczynę imieniem Marisol, a wymiana miała być sposobem "odreagowania". Do dziś nie potrafię przestać wspominać tego bez rumieńca zawstydzenia na twarzy.
— Idziesz z nami wieczorem? — szepnęła mi Jo na ucho po tym, jak zajęłyśmy swoje miejsca.
— Dokąd?
— Tam, gdzie zawsze.
Zmarszczyłam brwi, domyśliwszy się, że pod stwierdzeniem "tam, gdzie zawsze" Jo ma na myśli przesiadywanie w kilkuosobowej grupce na ławce w parku z butelkami piwa w ręku. Nie było w tym oczywiście nic złego, nie należeliśmy do typowej młodzieży próbującej na siłę "kozaczyć", wygłupiając się i hałasując. Traktowaliśmy to raczej jako formę odreagowania po całym tygodniu i ponarzekania na nauczycieli, którzy przed egzaminami A-levels* dawali nam nieźle w kość. Zwyczajnie się bałam, że znajomi będą mnie traktować zupełnie inaczej po przeszczepie.
— Horan będzie? — spytałam, podejrzliwie marszcząc brwi.
— Może tak, może nie. Więc piszesz się czy nie?
— Okay, niech będzie.
*
Z trudem wyciągnęłam z szafki słownik hiszpańskiego, czując, jak stos podręczników i zeszytów coraz bardziej wysuwa mi się z rąk. Jedna godzina lekcyjna dzieliła mnie od weekendu, a właściwie było to koło przygotowujące do zdania certyfikatu DELE. Zamknęłam szafkę ramieniem, gdy nagle cały stos wysunął mi się z dłoni, rozsypując się po korytarzu. Szczęście, że tak niewiele osób było o tej godzinie w szkole, bo mogłam w spokoju wszystko pozbierać bez obawy, że cokolwiek zostanie staranowane.
— Pomogę ci.
Podniosłam głowę i zobaczyłam nad sobą Nialla Horana we własnej osobie. Szybko zabrał się do zbierania kartek i książek, dlatego w miarę sprawnie uporaliśmy się ze zgarnięciem ich wszystkich z podłogi. Wyciągnęłam dłoń po rzeczy, które spoczywały w jego dłoni, lecz mi ich nie oddał.
— Naprawdę tyle tego potrzebujesz? — spytał.
— Niestety.
— Powiedz, dokąd mam to zanieść, bo sama sobie nie poradzisz — zaśmiał się przyjaźnie.
— Tu, nie daleko, sala 84 — odparłam.
Zaniósł wszystko do odpowiedniej klasy, po czym odłożył na stolik.
— Dziękuję — powiedziałam, ignorując fakt, że pozostałe osoby ciekawsko nam się przyglądały, przez co dostawałam niezdrowych wypieków nawet na szyi.
Mieliście kiedyś poczucie, że jesteście niewłaściwą osobą w niewłaściwym miejscu i czasie? Tak było ze mną. Mimo że Horan i Jo nawet nie rozmawiali, a ja nie robiłam nic złego, czułam się nie w porządku wobec dziewczyny.
— Nie ma za co. Polecam się. To na razie.
— Na razie.
Wyszedł z klasy, a ja zajęłam się rozpakowywaniem i porządkowaniem swoich rzeczy na ławce. Szczęście, że Joanne zdawała certyfikat z francuskiego.
* * *
— To ja pójdę, ale kto idzie ze mną? — spytała Joanne. Zajęliśmy już na ławce, z tym że nikomu nie chciało się iść po coś mocniejszego.
Wiedziałam, że Jo liczy na to, że Horan ruszy swój szlachetny tyłek i pójdzie z nią, on jednak uśmiechał się tylko tajemniczo.
— Ja mogę — ochoczo poderwał się Michael, pocierając ramiona. Pogoda istotnie nie zachęcała do spędzania czasu na powietrzu. Temperatura zbliżała się do zera nieubłaganie, a ja walczyłam z chęcią szczękania zębami jak tylko mogłam.
— To ja zostanę z Leslie — oznajmił Horan, a wtedy jak na zawołanie wyprostowałam się niczym struna, natomiast Joanne posłała mi wymuszony uśmiech.
Cholera jasna.
Zniknęli w pobliskim Tesco, a wtedy zostałam z blondynem sam na sam. Spięłam wszystkie mięśnie, chroniąc się przed dygotaniem, ale niewiele to pomogło.
— Zimno, huh? — spytał, przysuwając się do mnie.
— Trochę — szepnęłam, puszczając z ust obłok pary.
— Oddałbym ci kurtkę, ale masz już swoją, poza tym sam bym chyba zamarzł, więc.. chodź.
Objął mnie w talii, przyciągając do siebie. Spięłam się wtedy jeszcze bardziej, ale uczucie dygotania faktycznie po chwili ustało. Ja jednak wciąż miałam w głowie to, że na moim miejscu powinna się znajdować Joanne. Jak ja mam to wszystko interpretować? Naturalnym odruchem było, że każdy po powrocie ze szpitala traktował mnie inaczej, ale Horan przechodził samego siebie. Nagle przeszedł od traktowania mnie niemal jak powietrze do okazywania mi troski i opieki. A ja nie potrzebowałam jego łaski.
— Niall, ja... — wyjąkałam — to bardzo miłe, ale...
— Ale co?
Kącik jego wargi uniósł się w filuternym półuśmiechu.
I co ja mu miałam powiedzieć? "Przestań być dla mnie miły, bo podobasz się mojej przyjaciółce i czuję się nie w porządku"? To było bardziej skomplikowane, niż myślałam.
— Nie chcę, żeby ktoś pomyślał coś niewłaściwego.
Strąciłam jego rękę, a wtedy z kłopotliwej sytuacji wybawiło mnie nadejście reszty paczki.
Widziałam to rozżalenie w oczach Joanne przez cały czas i w wyniku tego prawie się nie odzywałam. Alkoholu oczywiście nie tknęłam, a najbardziej aktywni pod tym względem okazali się Niall i Jo.
Około 22:00 byli praktycznie pijani. Dziewczyna podpierała się na ramieniu Michaela, mamrocząc coś o jakimś nieszczęśliwym małżeństwie Afrodyty i Hefajstosa. Niall natomiast splótł swoje palce z moimi i za żadne skarby nie chciał ich puścić. Jego tymczasem wzięło na rozważania na temat najnowszego albumu Coldplay.
— To co z nimi robimy? — spytał Michael.
— Chyba trzeba ich będzie do domów jakoś rozesłać i do łóżek — zaśmiałam się.
— Niall — brunet trącił przyjaciela — idziemy do domu.
— Nigdzie nie idę bez Leslie! — oburzył się blondyn.
Wymieniłam porozumiewawcze spojrzenia z Michaelem.
— On mieszka tam, zaraz za rogiem. — Wskazał w odpowiednim kierunku. — Weźmiesz go? Ja zostałbym wtedy z Jo i potem byśmy poszli do niej. Dasz radę?
— Myślę, że tak... — odparłam niepewnie. — Będzie dobrze. Niall, wstajemy. — Pociągnęłam blondyna za rękę, a ten podniósł się odrobinę chwiejnie, po czym zarzucił mi ją na szyję. Czułam jego przesycony alkoholem oddech, ale w tej pozycji mogłam go przynajmniej jakoś w miarę stabilnie doprowadzić na miejsce.
— Masz klucze? — zapytałam. Wyciągnął z kieszeni metalowy przedmiot, lecz gdy chciałam go od niego wziąć, nie pozwolił mi.
— Ja sam! — oznajmił.
Kilka minut później wreszcie udało mu się włożyć klucz do zamka i otworzyć. Najwyraźniej dom był pusty, bo nie świeciły się żadne lampy.
— Jak ty zawsze po pijaku tak dobrze trafiasz, to ja nie wiem — rzuciłam sarkastyczną uwagę, ciągnąc go wręcz w stronę kanapy.
— Tam, gdzie trzeba, trafiam wręcz idealnie. Możesz sprawdzić — odgryzł się.
Rzuciłam go na kanapę.
— Nie trzeba. Dobranoc.
— Musisz zostać — zachichotał.
— Bo co?
— Kto zamknie drzwi? Chyba mnie nie zostawisz z otwartymi.
Fuck. Nie pomyślałam o tym.
— Zgłosisz się po klucze jutro. U Michaela — rzuciłam, po czym wyszłam, przekręcając klucz w zamku.
*odpowiednik polskiej matury
Jakoś chciałam Wam wynagrodzić to, że ostatnie części były takie krótkie. Mam nadzieję, że mi się udało, haha.
Żyjecie w ogóle jeszcze? Dajcie znać, jeśli czytacie, bo ostatnio z tym słabo trochę. :|
Po raz kolejny zapraszam na "Breathe me". x
No i do przeczytania wkrótce. ♥
PS. Hiszpańskie piosenki uzależniają. Strzeżcie się, póki możecie.