niedziela, 25 października 2015

#38 Niall cz.3

Następnego dnia obudziłam się o 6:30, by wyjść pobiegać. Mimo że wyjątkowo nie miałam na to specjalnej ochoty, wiedziałam, że po przeszczepie powinnam dbać o kondycję. Problemy pojawiły się już po pierwszym kilometrze. W płucach czułam ogień, moje mięśnie wiotczały. Zacisnęłam zęby, próbując skupić się na czymś innym i wtedy w moje myśli wkroczył Horan, nawet jeśli próbowałam się przed tym bronić. Miałam potworne wyrzuty sumienia względem Jo a propos poprzedniego dnia. Nie dość, że pozwoliłam się przytulić chłopakowi, który jej się podoba, pod jej nieobecność, to jeszcze potem nie zareagowałam, gdy się zwyczajnie upiła. Trzeba to skończyć, zanim się jeszcze cokolwiek zaczęło; wyznaczyć przejrzyste Horanowi granice, póki jeszcze na dobre nie straciłam przyjaciółki.
Z twardym zamysłem wbiegłam do domu. Zrzuciłam ze stóp buty do biegania, po czym, sapiąc jak parowóz, udałam się do kuchni.
Wchodzę i pierwsze, co widzę, to blond czupryna osobnika płci męskiej siedzącego przy kuchennej wyspie i gawędzącego z moją mamą, przez co zamieram.
— O, Leslie, już jesteś! — zaszczebiotała kobieta radośnie na mój widok, a wtedy postać się odwróciła i w tamtym momencie byłam już na sto procent pewna, że to on.
Miałam mętlik, jeżeli to nie jest zbyt słabe słowo na określenie tego, co działo się w mojej głowie. Moje policzki piekły, co na szczęście można było łatwo wytłumaczyć dystansem, jaki przed kilkoma minutami pokonałam.
— Idę pod prysznic — rzuciłam, po czym, nie oglądając się za siebie, wbiegłam po schodach na górę.
Nie wiem, na co liczyłam. Może na to, że gdy zobaczy, że mam go gdzieś, sobie pójdzie? Odpuści? Naiwna.
Nie spieszyłam się. Dopiero dwa kwadranse później zeszłam na dół, odświeżona i (chyba) gotowa na konfrontację z blondynem.
— Cześć — przywitał się.
— Cześć — odparłam, wyciągając z lodówki jogurt brzoskwiniowy, po czym sięgnęłam do szuflady po łyżeczkę.
Czułam na sobie piekący i ciekawski wzrok mamy. Na pewno interesowało ją, czego tak miły i uroczy młodzieniec może chcieć od jej pospolitej córki.
"Tak, mamo, ja też jestem tego ciekawa", przemknęło mi przez głowę, gdy zajmowałam krzesełko znajdujące się o jedno miejsce od blondyna. Zaległa nieprzyjemna cisza, którą przerwał głos kobiety:
— Ja... mleko się skończyło... muszę skoczyć do sklepu, nie przeszkadzajcie sobie.
Zniknęła w dosłownie 3 sekundy. Wbrew pozorom nie byłam na nią zła, nie przerażała mnie myśl, że zostanę z Horanem sama. Czułam się gotowa do zmierzenia się z nim, jakkolwiek patetycznie to brzmi.
Odwróciłam się w jego stronę, po czym zapytałam prosto z mostu:
— Czego chcesz?
— Musisz od razu tak ostro? Co ja ci zrobiłem? — żachnął się.
Zdziwił mnie ten nagły atak, liczyłam raczej, że to ja będę tą stroną "poszkodowaną".
— Traktowałeś mnie jak powietrze przez kilka lat, a teraz nagle pojawiasz się w moim domu i jesteś zdziwiony, że pytam, czego chcesz — odparłam spokojnie, lecz z delikatnym wyrzutem. Zależało mi na tym, żeby mieć kontrolę nad tą rozmową.
— Chciałem tylko przeprosić za wczoraj, bo przeholowałem. Jeśli moje przeprosiny cię cokolwiek obchodzą — powiedział zgryźliwie, po czym wyprostował się i podniósł z miejsca.
— Niall, poczekaj. — Zeszłam z krzesełka. — To miłe, ale nie musiałeś. Nie mamy wobec siebie żadnych...
— Zobowiązań?
— Powinności. Chciałam powiedzieć powinności.
Nieświadomie zaczęłam wyłamywać sobie palce, by zminimalizować napięcie, jakie nagle zawisło między nami.
— Dlaczego trzymasz się na taki dystans? — spytał. — Chodzi o to, że Joanne na mnie leci, czy jak?
— Skąd ty...? — zająknęłam się.
— Leslie, takie rzeczy się widzi.
Otworzyłam usta, lecz chwilę zajęło mi przemyślenie tego, co chciałam powiedzieć. Uznałam, że dyplomatyczne rozwiązanie sprawy będzie najlepszym wyjściem.
— Po prostu wolałabym, żeby zostało tak, jak było,
— Ty byś wolała czy wolałaby to przyjaciółka Jo?
Zakręciło mi się głowie,
Czy ja naprawdę trzymałam go na dystans, bo chciałam, czy chciała tego ta część mnie, której zależało na przyjaźni z Joanne?
— Jestem przyjaciółką Jo, a ty musisz być cynicznym tchórzem, skoro do dziś jej nie powiedziałeś, że nie ma u ciebie szans, mimo że od dawna wiesz, że jej się podobasz.
— Czyli że mam jej to powiedzieć, żebyś ty była w zgodzie z własnym sumieniem? Okay. — W jego głosie nie było cienia wyrzutu. Brzmiał raczej, jakby odkrył lek na raka czy coś w tym stylu. I to mnie właśnie przeraziło.
— Niall, co ty chcesz zrobi...ć? — zapytałam, ale jego już nie było.
W co ja się właśnie wpakowałam?
Sama nie wiem, jak to skomentować. Przepraszam za jakość tej części. Wypociłam ją w bólach. Naprawdę przepraszam. ;_: Właściwie, to już miałam gotowego posta o tym, że w tym tygodniu się nic nie pojawi, tak że cudem jest, że się wzięłam i to napisałam.
Jeszcze raz przepraszam. xx

niedziela, 18 października 2015

#38 Niall cz.2

<~>
Zatrzymałam się na chwilę pod salą, w której odbywała się biologia, by doczytać fragment przygotowanych wcześniej notatek przed zbliżającym się testem. Nagle dopadła mnie Jo, ciągnąc za rękaw w swoją stronę.
— Ej, co jest? — obruszyłam się wyrwana z rozmyślań.
— On jest. Leslie, zobacz, idzie tu!
Rozejrzałam się zdezorientowana niczym wystraszony struś i wtedy moje spojrzenia i jego się spotkały. Niall Horan, do którego Joanne wzdychała i wzdycha od początku pierwszej klasy, przemierzał właśnie samotnie korytarz, a przechodząc obok nas, rzucił krótkie "Cześć" i uśmiechnął się, przez co Jo zmiękły nogi, a ja wzruszyłam ramionami.
— Te twoje zainteresowanie nim zaczyna się robić niezdrowe — skwitowałam.
— Przyganiał kocioł garnkowi. Mam ci przypomnieć Juana? — odgryzła się, na co spłonęłam rumieńcem.
— Och, daj już spokój.
Wyminęłam ją i weszłam do sali.
Juan to Hiszpan, który przyjechał na wymianę uczniowską do domu naszego klasowego kolegi. Od razu wpadł w oko większości dziewczyn, a ja miałam to szczęście, że to na mnie zwrócił uwagę, aż doszło między nami do pocałunku na domówce u Michaela. Niestety następnego dnia przezorna Jo postanowiła sprawdzić naszego kolegę na portalu społecznościowym i okazało się, że jest już zajęty przez pewną dziewczynę imieniem Marisol, a wymiana miała być sposobem "odreagowania". Do dziś nie potrafię przestać wspominać tego bez rumieńca zawstydzenia na twarzy.
— Idziesz z nami wieczorem? — szepnęła mi Jo na ucho po tym, jak zajęłyśmy swoje miejsca.
— Dokąd?
— Tam, gdzie zawsze.
Zmarszczyłam brwi, domyśliwszy się, że pod stwierdzeniem "tam, gdzie zawsze" Jo ma na myśli przesiadywanie w kilkuosobowej grupce na ławce w parku z butelkami piwa w ręku. Nie było w tym oczywiście nic złego, nie należeliśmy do typowej młodzieży próbującej na siłę "kozaczyć", wygłupiając się i hałasując. Traktowaliśmy to raczej jako formę odreagowania po całym tygodniu i ponarzekania na nauczycieli, którzy przed egzaminami A-levels* dawali nam nieźle w kość. Zwyczajnie się bałam, że znajomi będą mnie traktować zupełnie inaczej po przeszczepie.
— Horan będzie? — spytałam, podejrzliwie marszcząc brwi.
— Może tak, może nie. Więc piszesz się czy nie?
— Okay, niech będzie.

*
Z trudem wyciągnęłam z szafki słownik hiszpańskiego, czując, jak stos podręczników i zeszytów coraz bardziej wysuwa mi się z rąk. Jedna godzina lekcyjna dzieliła mnie od weekendu, a właściwie było to koło przygotowujące do zdania certyfikatu DELE. Zamknęłam szafkę ramieniem, gdy nagle cały stos wysunął mi się z dłoni, rozsypując się po korytarzu. Szczęście, że tak niewiele osób było o tej godzinie w szkole, bo mogłam w spokoju wszystko pozbierać bez obawy, że cokolwiek zostanie staranowane.
— Pomogę ci.
Podniosłam głowę i zobaczyłam nad sobą Nialla Horana we własnej osobie. Szybko zabrał się do zbierania kartek i książek, dlatego w miarę sprawnie uporaliśmy się ze zgarnięciem ich wszystkich z podłogi. Wyciągnęłam dłoń po rzeczy, które spoczywały w jego dłoni, lecz mi ich nie oddał.
— Naprawdę tyle tego potrzebujesz? — spytał.
— Niestety.
— Powiedz, dokąd mam to zanieść, bo sama sobie nie poradzisz — zaśmiał się przyjaźnie.
— Tu, nie daleko, sala 84 — odparłam.
Zaniósł wszystko do odpowiedniej klasy, po czym odłożył na stolik.
— Dziękuję — powiedziałam, ignorując fakt, że pozostałe osoby ciekawsko nam się przyglądały, przez co dostawałam niezdrowych wypieków nawet na szyi.
Mieliście kiedyś poczucie, że jesteście niewłaściwą osobą w niewłaściwym miejscu i czasie? Tak było ze mną. Mimo że Horan i Jo nawet nie rozmawiali, a ja nie robiłam nic złego, czułam się nie w porządku wobec dziewczyny.
— Nie ma za co. Polecam się. To na razie.
— Na razie.
Wyszedł z klasy, a ja zajęłam się rozpakowywaniem i porządkowaniem swoich rzeczy na ławce. Szczęście, że Joanne zdawała certyfikat z francuskiego.
* * *
— To ja pójdę, ale kto idzie ze mną? — spytała Joanne. Zajęliśmy już na ławce, z tym że nikomu nie chciało się iść po coś mocniejszego.
Wiedziałam, że Jo liczy na to, że Horan ruszy swój szlachetny tyłek i pójdzie z nią, on jednak uśmiechał się tylko tajemniczo.
— Ja mogę — ochoczo poderwał się Michael, pocierając ramiona. Pogoda istotnie nie zachęcała do spędzania czasu na powietrzu. Temperatura zbliżała się do zera nieubłaganie, a ja walczyłam z chęcią szczękania zębami jak tylko mogłam.
— To ja zostanę z Leslie — oznajmił Horan, a wtedy jak na zawołanie wyprostowałam się niczym struna, natomiast Joanne posłała mi wymuszony uśmiech.
Cholera jasna.
Zniknęli w pobliskim Tesco, a wtedy zostałam z blondynem sam na sam. Spięłam wszystkie mięśnie, chroniąc się przed dygotaniem, ale niewiele to pomogło.
— Zimno, huh? — spytał, przysuwając się do mnie.
— Trochę — szepnęłam, puszczając z ust obłok pary.
— Oddałbym ci kurtkę, ale masz już swoją, poza tym sam bym chyba zamarzł, więc.. chodź.
Objął mnie w talii, przyciągając do siebie. Spięłam się wtedy jeszcze bardziej, ale uczucie dygotania faktycznie po chwili ustało. Ja jednak wciąż miałam w głowie to, że na moim miejscu powinna się znajdować Joanne. Jak ja mam to wszystko interpretować? Naturalnym odruchem było, że każdy po powrocie ze szpitala traktował mnie inaczej, ale Horan przechodził samego siebie. Nagle przeszedł od traktowania mnie niemal jak powietrze do okazywania mi troski i opieki. A ja nie potrzebowałam jego łaski.
— Niall, ja... — wyjąkałam — to bardzo miłe, ale...
— Ale co?
Kącik jego wargi uniósł się w filuternym półuśmiechu.
I co ja mu miałam powiedzieć? "Przestań być dla mnie miły, bo podobasz się mojej przyjaciółce i czuję się nie w porządku"? To było bardziej skomplikowane, niż myślałam.
— Nie chcę, żeby ktoś pomyślał coś niewłaściwego.
Strąciłam jego rękę, a wtedy z kłopotliwej sytuacji wybawiło mnie nadejście reszty paczki.
Widziałam to rozżalenie w oczach Joanne przez cały czas i w wyniku tego prawie się nie odzywałam. Alkoholu oczywiście nie tknęłam, a najbardziej aktywni pod tym względem okazali się Niall i Jo.
Około 22:00 byli praktycznie pijani. Dziewczyna podpierała się na ramieniu Michaela, mamrocząc coś o jakimś nieszczęśliwym małżeństwie Afrodyty i Hefajstosa. Niall natomiast splótł swoje palce z moimi i za żadne skarby nie chciał ich puścić. Jego tymczasem wzięło na rozważania na temat najnowszego albumu Coldplay.
— To co z nimi robimy? — spytał Michael.
— Chyba trzeba ich będzie do domów jakoś rozesłać i do łóżek — zaśmiałam się.
— Niall — brunet trącił przyjaciela — idziemy do domu.
— Nigdzie nie idę bez Leslie! — oburzył się blondyn.
Wymieniłam porozumiewawcze spojrzenia z Michaelem.
— On mieszka tam, zaraz za rogiem. — Wskazał w odpowiednim kierunku. — Weźmiesz go? Ja zostałbym wtedy z Jo i potem byśmy poszli do niej. Dasz radę?
— Myślę, że tak... — odparłam niepewnie. — Będzie dobrze. Niall, wstajemy. — Pociągnęłam blondyna za rękę, a ten podniósł się odrobinę chwiejnie, po czym zarzucił mi ją na szyję. Czułam jego przesycony alkoholem oddech, ale w tej pozycji mogłam go przynajmniej jakoś w miarę stabilnie doprowadzić na miejsce.
— Masz klucze? — zapytałam. Wyciągnął z kieszeni metalowy przedmiot, lecz gdy chciałam go od niego wziąć, nie pozwolił mi.
— Ja sam! — oznajmił.
Kilka minut później wreszcie udało mu się włożyć klucz do zamka i otworzyć. Najwyraźniej dom był pusty, bo nie świeciły się żadne lampy.
— Jak ty zawsze po pijaku tak dobrze trafiasz, to ja nie wiem — rzuciłam sarkastyczną uwagę, ciągnąc go wręcz w stronę kanapy.
— Tam, gdzie trzeba, trafiam wręcz idealnie. Możesz sprawdzić — odgryzł się.
Rzuciłam go na kanapę.
— Nie trzeba. Dobranoc.
— Musisz zostać — zachichotał.
— Bo co?
— Kto zamknie drzwi? Chyba mnie nie zostawisz z otwartymi.
Fuck. Nie pomyślałam o tym.
— Zgłosisz się po klucze jutro. U Michaela — rzuciłam, po czym wyszłam, przekręcając klucz w zamku.

*odpowiednik polskiej matury
Jakoś chciałam Wam wynagrodzić to, że ostatnie części były takie krótkie. Mam nadzieję, że mi się udało, haha.
Żyjecie w ogóle jeszcze? Dajcie znać, jeśli czytacie, bo ostatnio z tym słabo trochę. :|
Po raz kolejny zapraszam na "Breathe me". x
No i do przeczytania wkrótce. ♥
PS. Hiszpańskie piosenki uzależniają. Strzeżcie się, póki możecie.

piątek, 16 października 2015

BREATHE ME

Tak jak głosi tytuł, chciałabym Was krótko zaprosić na moje nowe fanfiction. Jestem beznadziejna w autoreklamie, dlatego zostawię tu po prostu link do niego z nadzieją, że ktoś zajrzy.

Breathe me


PS. Postaram się coś wstawić jeszcze w ten weekend i raczej będzie to Niall. x

środa, 14 października 2015

#38 Niall cz.1

— Nie możecie tego, do cholery, zrobić! — wydarłem się na cały szpital.
— Ale... Niall... ty nie rozumiesz. On był tego świadom. Chciał, żeby... — Mama się rozpłakała, a wtedy ojciec przytulił ją, gromiąc mnie spojrzeniem. Nie mogłem pojąć, dlaczego oni zamierzali oddać organy mojego rodzonego brata do przeszczepów. Zginął w wypadku na skuterze, nie zdążyłem nawet dojść do siebie po jego śmierci, a oni już chcieli go rozczłonkować. Niedoczekanie.
To był, do cholery, mój brat... Nikt nie ma prawa mi zabierać ani jednej jego cząstki...
Usiadłem bezradnie na krzesełku pod ścianą, chowając twarz w dłoniach.
Usłyszałem głos lekarza, ale niewiele do mnie docierało z tego, co mówił:
— Niall, ta dziewczyna potrzebuje serca twojego brata. Ja rozumiem, że możesz być rozgoryczony, ale nie bądź egoistą. Śmierć Grega może uratować inne życie.
— Mam gdzieś inne życia! — krzyknąłem, podrywając się. — Nic już nie sprawi, że on wróci. Nic, nie rozumiesz?
Wyszedłem na świeże powietrze i dopiero tam kilka ciężkich łez potoczyło się po moich policzkach. Podświadomie od samego początku czułem, że rodzice się na to zgodzą, ale nie zamierzałem im w tym przyklasnąć.
* * *
Leżałem na łóżku w swoim pokoju, odbijając piłeczkę do tenisa o ścianę naprzeciwko, a obok na krześle obrotowym siedział Michael – kumpel ze szkoły.
— I co zrobisz? — zapytał.
— Że niby z czym? — odparłem, zapamiętale odbijając zieloną piłkę od ściany, co wywoływało zapewne irytację mamy siedzącej na dole w kuchni. Takie nowe hobby.
— No z tą dziewczyną. Nie uważasz, że to trochę bezduszne?
— Bo rozczłonkowanie mojego brata i rozrzucenie jego ciała po całej Anglii było bardzo… miłosierne — fuknąłem.
— Nawet jeśli on tego chciał? Miał przy sobie oświadczenie woli*. Niall, nie bądź…
— Dupkiem? — z moich ust wyrwało się parsknięcie. — Mam gdzieś, co sądzą o tym inni. Możesz wyjść, jak ci się nie podoba.
— Nie o to mi chodzi. Masz prawo mieć własne zdanie co do idei przeszczepiania organów, ale nie masz moim zdaniem prawa karać chorej dziewczyny, która otrzymała serce twojego brata. Nawet nie wiesz na pewno, czy to była Leslie.
Złapałem piłkę i zatrzymałem ją w dłoni, po czym spojrzałem na chłopaka.
— No faktycznie, nie mogę mieć pewności, że to była ona, skoro w tej klinice odbywał się w tym czasie jeden przeszczep, a cała szkoła w tym okresie huczała, że Leslie wreszcie doczekała się dawcy. No naprawdę.
— Niall, nie możesz obwiniać jej o śmierć Grega. — Na twarzy Michaela malowało się niedowierzanie pomieszane z przerażeniem. Patrzył na mnie co najmniej jak na zbiega ze szpitala psychiatrycznego.  — A tym bardziej o to, że dostała jego serce.
— Ale de facto ma je w sobie. A ja zamierzam je złamać.

*malutka karteczka, na której widnieje oświadczenie o chęci pośmiertnego oddania swoich organów do przeszczepów
To na razie przedsmak tego opowiadania. Ten pomysł jest… specyficzny(?). W sumie sama nie wiem. Nie wiem też, czy w weekend będzie Louis, czy to.
A teraz chciałabym oficjalnie ogłosić tadam, tadam W piątek oprócz premiery „Perfect” premierę będzie miało również moje nowe fanfiction z Liamem i jestem z tego powodu bardzo podekscytowana. ♥♥♥ Praktycznie wszystko już jest gotowe, tak więc mam nadzieję, że ktoś wpadnie. xx

niedziela, 11 października 2015

#37 Louis cz.3

<~>
Uprzedzono mnie, że będę miała wizytę jakiejś wybitnej pani psycholog, co wcale nie pomogło mi, gdy już ją zobaczyłam w drzwiach sali szpitalnej, w której leżałam. Przed oczami miałam to, jak (w moim mniemaniu) zacznie mnie za chwilę zmuszać do opowiadania tego, o czym wolałabym zapomnieć.
Wlepiłam wzrok w żółtawą ścianę naprzeciwko. Czy ona kiedyś była biała, czy ktoś specjalnie pomalował ją na kolor kojarzący się ze starością? Czy ja własnej starości doczekam? On mnie znajdzie, ja nie mam prawa żyć, należę do Niego, tylko On ma prawo o tym decydować.
Poczułam piekące łzy pod powiekami.
Nie wolno mi płakać. Nie wolno hałasować.
„Umówmy się. Ty wydajesz z siebie jakiś dźwięk, a ja w nagrodę pozbawiam cię jednej części ciała. Zacznę od języka”.
Kobieta usiadła, po czym usłyszałam jej głos:
— Nazywam się Stephanie Mellark. Frances, jestem tutaj tylko po to, żeby ustalić, czy to, co ci się stało, miało związek z psychopatą, którego od miesięcy szukam. Chcesz mi coś powiedzieć?
Spojrzałam na brunetkę, otwierając usta, ale poczułam blokadę. Żadne słowo się z nich nie wydobyło.
Nie wolno mi się, do cholery, odzywać. Nie wolno.
Potrząsnęłam głową.
— Tu chodzi o bezpieczeństwo twoje i innych kobiet, które w najbliższym czasie mogą zostać zaatakowane przez tego psychola.
Zacisnęłam zęby, po czym odwróciłam głowę w drugą stronę.
— Powiedz mi tylko, czy to był on.
Popatrzyłam na nią, a wtedy wyjęła z kieszeni złożone na kilka części zdjęcie mężczyzny.
Potrząsnęłam szybko głową potakująco, żeby je jak najszybciej schowała.
— Chciałabyś może, żebym do kogoś zadzwoniła? Kogoś bliskiego?
Wreszcie na moment udało mi się wyrzucić z głowy tego psychopatę. Pomyślałam o tych wszystkich znajomych, których nie miałam. I ukochanym, przez którego nie czułam się kochana. Jedyna osoba, która mogłaby się o mnie martwić, była właśnie na wakacjach tysiąc kilometrów stąd.
Zaprzeczyłam ruchem głowy, po czym, z moich oczu spłynęło kilka łez.
— Dziękuję, Frances. — Kobieta położyła swoją dłoń na mojej, po czym podniosła się. — Gdyby coś… — Położyła swoją wizytówkę na szafce, po czym wyszła.
<~>
— I co? — Poderwałem się na widok Stephanie wychodzącej z sali, gdzie leżała Frances.
— Usiądź. — Machnęła ręką, po czym zajęła miejsce obok mnie.
— Stephanie, co z nią?
— Nie mówi — odparła — nie płacze. Prawdopodobnie ten sukinsyn jej czymś groził, jeżeli będzie krzyczała. Te cięcia na jej udach… tym ją postraszył. Miała zaciśnięte nogi, to rozdzielił je nożem. Zgaduję, że raczył ją tekstami typu: „krzyknij, a odetnę ci język”. Nie chciała, żebym gdziekolwiek dzwoniła. Może ty znasz jakąś jej rodzinę?
— Ona od zawsze była sama. Mówiła, że nie ma nikogo. — Potarłem palcami skronie. — Stephanie, ona nie może być sama.
— Mnie to mówisz?
— Ja to załatwię, ale trzeba w końcu dopaść tego skurwysyna. Wkroczył na mój teren i skrzywdził Frances. Nie odpuszczę.
~półtora tygodnia później~
Siedziałem przy Frances mimo zmęczenia pracą i niewyspania. Wciąż się nie odzywała. Przychodziłem codziennie i nie usłyszałem jeszcze ani jednego słowa z jej ust.
Tego dnia byłem wyjątkowo sfrustrowany.
— Frances, musisz uwierzyć, że jego już nie ma i nie będzie. Błagam, powiedz chociaż słowo.
Popatrzyła tylko na mnie swoimi zielonymi, pełnymi strachu oczami i znowu nic nie powiedziała. Ona się nawet niewiele ruszała. Niewiele jadła. Potrząsała tylko głową i wykrzywiała usta przy zmianach opatrunku.
— Może ty nie chcesz, żebym ja tu w ogóle siedział, co? — wybuchnąłem. — Może ja się niepotrzebnie produkuję? Chcesz być sama? Proszę.
Podniosłem się, ale wtedy zacisnęła swoją dłoń na rękawie mojej kurtki, zmuszając mnie do ponownego zajęcia miejsca, po czym oplotła moją szyję rękoma i wtuliła się we mnie mocno. Zaczęła cicho łkać, a ja natychmiast pożałowałem tego, co wypłynęło z moich ust.
— Przepraszam, Frances, przepraszam — szepnąłem. — Nigdzie nie pójdę, jeżeli będziesz chciała, żebym został, tylko się nie poddawaj. Udowodnij temu sukinsynowi, że nie dasz się zastraszyć.
Poczujcie tę moją domorosłą psychologię. :'D
Ostatnio na mnie spadł (prawie dosłownie) pewien pomysł na nowe opowiadanie z Niallem (bo dawno z nim nie pisałam) i chyba go zrealizuję. c: Myślę, że czegoś takiego jeszcze nie czytaliście.
Może coś dodam w środę (bo wolne), ale nic nie obiecuję.
Dziękuję za ponad 150 tys. wyświetleń, wow. ♥
PS. Zamówiłam szablon na ff, więc jest duży postęp, haha.

niedziela, 4 października 2015

#37 Louis cz.2

<~> - zmiana perspektywy (ten znaczek się już tu kiedyś pojawił, o ile ktoś jest tu od dłuższego czasu ☺)

<~>
Potarłem skronie palcami, próbując odpędzić zmęczenie. Fakt, że wyciągnięto mnie z łóżka o piątej nad ranem nie pomagał. Powinienem być w terenie, badać ślady albo chociaż być na komisariacie, tymczasem co? Siedzę tu jak te debil od rana, czekając nie wiadomo na co. Myślałem, że jak się przeniosę, będzie dużo prościej, a tu co? Jakiś pieprzony sukinsyn grasuje po całym stanie Nowy Jork i nawet wyszkoleni agenci FBI od pół roku nie potrafią nic z tym zrobić. Miało być prościej. Bez romansów, gangów, ksenofobów, rasistów, codziennych dawek okrucieństwa. Tymczasem siedzę na szpitalnym korytarzu pod salą kobiety, którą kiedyś znałem. Przez krótki i wspaniały, lecz bardzo intensywny okres byliśmy blisko, ale nasze drogi się rozeszły. Zapamiętałem ją jako pewną siebie, atrakcyjną kobietę z gracją, tymczasem teraz nie przypomina ani trochę dawnej siebie. Wciąż dręczyło mnie jej błagalno-wystraszone spojrzenie rozbiegane dookoła. Błotna maź pomieszana z krwią na całym jej ciele, rany, potargane włosy. Czy to naprawdę była ona? Czy ja naprawdę czekałem na przybycie psycholog - koleżanki po fachu, która miała określić, czy będę w stanie dziewczynę przesłuchać? Czy ją naprawdę dopadł ten psychopata?
Znaleźli ją myśliwi. M y ś l i w i. Każdy z nich mógł w każdej chwili jej nie zauważyć, oddać strzał, a wtedy...
Podniosłem się, chcąc spróbować uleczyć senność kawą z automatu, gdy nagle ją zobaczyłem. Stephanie Mellark we własnej osobie. Miała krótkie ciemne włosy, na sobie biały podkoszulek, wysłużone dżinsy i adidasy. Była jedną z najlepszych psycholożek w kraju, a umysł owego psychopaty imieniem Alfred Havard studiowała przez ostatnie kilka miesięcy i można powiedzieć, że wiedziała wszystko o metodach jego działań i zachowaniu względem potencjalnych ofiar, a także sposobach ich wyboru. Pracowaliśmy razem przez dość długi okres, dopóki się nie przeprowadziłem. Można nawet powiedzieć, że się przyjaźniliśmy. Od początku wyznaczyła granice, dlatego nigdy nie doszło do niczego więcej, ale wiedziała o mnie praktycznie wszystko.
Przytuliliśmy się, po przyjacielsku klepiąc w plecy.
— Kopę lat — zaśmiała się. — Zmieniłeś numer, nie mogłam się dodzwonić — zmieniła ton z przyjacielskiego na odrobinę oskarżycielski. — Chciałam przyjechać, ale nie było okazji, a teraz... Szkoda, że w takich okolicznościach. Jak z tą dziewczyną?
Moją twarz wykrzywił grymas.
— Nieciekawie.
— Wierz mi, że to cud, że w ogóle żyje. Jaką ona się musiała odwagą wykazać, że uciekła. Zaraz do niej idę.
—Steph — chwyciłem dziewczynę za ramię — ta dziewczyna to Frances.
— Wohohoho. Po samej twojej minie widzę, że nie jest to jakaś przypadkowa Frances. Czyżby jej imię figurowało na wyjątkowej karteczce twojego czarnego notesika*?
— Nie bądź taka bezduszna — zganiłem ją. — Po prostu uważaj.
— Nie ucz ojca dzieci robić — odparła ze śmiechem, po czym strąciła moją rękę i udała się w stronę szpitalnej sali.
Ja przesadzałem czy ona była obcesowa?

*chodzi o notesik, w którym zapisuje się numery i nazwiska byłych dziewczyn
Stephanie może się Wam (tak jak Louisowi) odrobinę nietaktowna, ale myślę, że następne części to zweryfikują. ☺
Sobotnie, nocne dodawanie postów to już powoli u mnie tradycja. XDD
Btw, wiem, że nie wszystkim Wam może się to opowiadanie spodobać i ja to rozumiem, ale zamierzam je tak czy siak kontynuować. Po raz pierwszy od dawna czuję się tak dobrze w jakiejś historii, naprawdę. I fajnie, że te (aż) 9 osób czuło potrzebę podzielenia się ze mną opinią. ♥
PS. Wiem, że części są krótkie, ale na dłuższe mnie naprawdę nie stać. Mam masę innych obowiązków. xx