niedziela, 8 listopada 2015

#37 Louis cz.4

Mimo usilnych starań zarówno Louisa, psychologów, jak i moich - przez kolejne kilkanaście dni nie udało mi się wykrztusić z siebie ani słowa i im dłużej to trwało, tym mniejsze były szanse na moje wyzdrowienie psychiczne. Coraz bardziej przyzwyczajałam się do faktu, że moje usta wiecznie pozostawały zamknięte, z gardła nie wydobywały się żadne dźwięki, a w samotności umysł wracał do tamtych wydarzeń.
Pewnego dnia Louis usiadł obok mojego łóżka, a w oczach miał bezradność. Nie współczucie, nie zmartwienie. Bezradność.
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
— Frances, wypisują cię ze szpitala — szepnął. — Czy ty... czy ty chcesz wrócić do Nowego Jorku?
Pytanie. Kto by chciał wracać do miejsca, skąd został porwany przez zdolnego do wszystkiego psychopatę? To jak z własnej woli wskoczyć do zgniatarki na śmieci. Niestety innego wyjścia nie miałam. Louis miał zapewne swoje sprawy, życie, dziewczynę... Nie, nie mogłam go o to prosić.
Zacisnęłam zęby, patrząc na niego pustym wzrokiem. Miałam już dosyć płaczu, pokazywania przed ludźmi swoich słabości. Dość tego, że na każdą wzmiankę lub choćby myśl o tym, co się stało, moje ciało reagowało wypuszczaniem spod powiek kolejnych łez.
— Nie, — Przeczesał palcami włosy. — Tam nie możesz wrócić. On cię stamtąd zabrał, prawda? Zostaniesz u mnie, przynajmniej dopóki go nie złapiemy.
Pokręciłam nosem, udając, że się zastanawiam, na co się zaśmiał. Po chwili wskazałam na niego palcem, po czym zakręciłam głową okrąg w powietrzu. Zrozumiał od razu. Zakaszlnął, żeby ukryć rozbawienie.
— Że niby ja i kobiety? Proszę cię. Nie miałem nikogo, odkąd... — zawahał się — odkąd się wyprowadziłem. Uśmiechasz się — dodał po chwili.
Potrząsnęłam głową, żeby odpędzić od siebie te głupie myśli, po czym nagle moje usta się otworzyły. Chciałam mu podziękować, tak po prostu. Gardło jednak nie współpracowało.
Dotknął dłonią mojego policzka.
— Spokojnie. Nie musisz.
Przymknęłam oczy, a wtedy pocałował mnie w czoło. Przez chwilę poczułam się jak mała dziewczynka i mimo że wciąż w głowie miałam to, co się stało, obraz coraz bardziej się oddalał.
~tydzień później~
Upiłam łyk kawy z kubka.
— Spróbuję się dzisiaj urwać trochę wcześniej — powiedział Louis — pojedziemy po twoje rzeczy,.
Zmarszczyłam brwi.
— Wiem, że daleko — kontynuował — ale Steph przywiozła tylko malutką część twoich rzeczy, poza tym chciałbym odwiedzić stare miejsca.
Wzruszyłam tylko ramionami, choć tak naprawdę fakt, że będę musiała jechać w miejsce, gdzie to się zaczęło, napawał mnie strachem.
— Spokojnie, będę cały czas przy tobie. — Położył dłoń na moim ramieniu.
Pokiwałam głową.
Tygodnie wspólnego spędzania czasu się udzielały. Potrafił czytać z moich min i gestów jak z otwartej księgi.
Wyszedł piętnaście minut później, żegnając się ze mną krótkim całusem w policzek. Przeszłam do salonu i włączyłam telewizję. Kiedy zostawałam sama, w domu nie mogła panować zupełna cisza, bo wyobraźnia płatała mi wtedy różne figle. Ściszyłam odbiornik, po czym chwyciłam ze stolika książkę. Mijały kolejne minuty, godziny. Nagle usłyszałam stukanie. Pomyślałam, że to tylko mój umysł jak zwykle fiksuje, ale to się powtórzyło. Rozejrzałam się spanikowana dookoła i wtedy Go zobaczyłam. Stał z tym swoim obrzydliwym uśmieszkiem i bezczelnie gapił się na mnie przez drzwi tarasowe. W pierwszej chwili podskoczyłam, następnie sparaliżował mnie strach. Brałam krótkie ciężkie wdechy. W końcu zamknęłam powieki, czekając na to, co miało niechybnie nastąpić.
Nie wiem, jak długo trwałam tak w bezruchu, lecz gdy otworzyłam oczy, jego już nie było.
Dopadłam słuchawkę telefonu i szybko wystukałam na klawiaturze numer.
— Frances? Frances, co się stało? Mam przyjechać? — Rozpłakałam się do słuchawki. — Jadę.
Dziesięć minut później wpadł do salonu jak burza.
— Frances, Jezu. Tak się bałem — szeptał, mocno przyciskając mnie do siebie.
— Louis, on tu był — łkałam. Miałam ochotę krzyczeć, byle tylko ten psychopata się więcej nie pojawił w moim życiu. — On tu był... Patrzył na mnie... to mi się nie wydawało...
— Gdzie, Frances? Gdzie go widziałaś?
— Tam... Tam był... — Pokazałam palcem na drzwi. — Louis, on mnie zabije...
— Nic ci nie zrobi i ja tego dopilnuję. Poczekaj.
Wypuścił mnie z ramion, po czym udał się w kierunku drzwi. Z przerażeniem obserwowałam każdy jego ruch. Nacisnąwszy klamkę, wyszedł na zewnątrz. Nagle schylił się i podniósł prostopadłościenny przedmiot dość dużej wielkości. Pudełko?
— Frances, to twoja szkatułka? — spytał. Jego źrenice powiększyły się. Potwierdziłam. Drżącymi palcami otworzył wieczko, a po zajrzeniu do środka natychmiastowo je zamknął.
Jak się później okazało - w środku znajdowała się ludzka śledziona.
Nie pytajcie, co ja mam w głowie, bo ci, którzy mnie znają, wiedzą, że nie jestem do końca normalna. xD
Piszcie o wrażeniach, hahah. (tych negatywnych też, obowiązkowo)
A teraz mam krótkie pytanie: Nie macie dość Harrego na tym blogu?
Bo ja mogę w każdej chwili z nim coś napisać, żaden problem, haha. Boję się tylko, że Wy będziecie mieli dość opowiadań z nim.
Zanim odpowiecie, popatrzcie tylko na to:
Tak że tego... haha. ♥

9 komentarzy:

  1. rozdział świetny, miałam wrażenie, że kiedy czytałam o psychopacie stojącym na tarasie, to na chwilę stanęło mi serce, nieważne, takie moje przemyślenia, umiesz trzymać w napięciu xD
    czekam na nexta chyba jeszcze bardziej niż zwykle <3
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierz, że mi też stało serce, jak to pisałam, mimo że znałam bieg wydarzeń. :'D W ogóle cała się trzęsłam po napisaniu tego. xD

      Usuń
  2. Matko, to jest świetne! Straszne, ale nie jakieś makabryczne. ;> Ja jak już wcześniej mówiłam nigdy nie mam dość Harry'ego, szczególnie, że skoro dobrze Ci się z nim pisze, to też czytelnikom lepiej się to czyta, przynajmniej ja tak to odbieram. ;) Pozdrawiam. c:

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tam najbardziej ciesze się, że Frances wreszcie się odezwała :D szkoda, że ten psychopata miał na to wpływ... i jeszcze ta śledziona... czemu śledziona? :D nie ważne xD
    Ja nigdy nie mam dość Hazzy ♡ kocham go nad życie i imaginy o nim nigdy mi się nie znudzą ^^
    Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział! ;* ♡ ♡ ♡

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zwykle świetnie, powoli czuję się jakbym czytała jakiś dobry horror ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Imagin świetny z dreszczykiem emocji, co do Harry'ego to ja w dużym stopniu uważam, że nie jest go za dużo( wręcz odwrotnie, moja zrąbana psychika też do końca nie jest normalna i sądzi, że mogłoby być jeszcze więcej Styles'a na blogu). Pozdrawiam i z niepokojem czekam na dalszy rozwój wydarzeń :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pewnie, że bym mogła. Już jednego kiedyś napisałam, a potem próbowałam i mi nie wychodziło, ale chyba mam pewien pomysł. ^^
    PS. Dziękuję. x

    OdpowiedzUsuń