Tak bardzo krótko. Zastanawiałam się, czy nie powinnam tego podzielić na części, ale koniec końców zrezygnowałam. Jestem ciekawa, co Wy na taki koniec. ;) Hope you enjoy. x
Otworzyłam
drzwi z uśmiechem, bo doskonale wiedziałam, kto za nimi stoi.
–
Cześć – przywitałam się.
–
Cześć – odparł, czule zatapiając się w moich wargach na kilka sekund. – Ubieraj
się, zabieram cię gdzieś.
–
Gdzie? – zapytałam z pewną obawą w głosie.
–
Do lasu, zgwałcić, a potem zamordować – wyjaśnił z głupawym uśmieszkiem.
Wpuściłam
go do środka, zamykając drzwi. Wniósł ze sobą rześki powiew późno październikowego powietrza.
–
Okay, a teraz na serio – powiedziałam.
–
To było na serio. – Spojrzał na mnie ze śmiertelnie poważną miną.
Pacnęłam
go w ramię i roześmiał się.
Będzie brakować mi tego
dźwięku, przemknęło mi przez głowę.
–
Cymbał.
To
był jego ostatni dzień w Holmes Chapel przed wyjazdem do Londynu. Temat naszego
rozstania omijaliśmy szerokim łukiem, choć ja wiele razy analizowałam to
wszystko w głowie. Jeszcze tego wieczoru miałam zamiar wszystko mu wyznać. Nie
zamierzałam zmieniać swojego planu tylko dlatego że pojawiła się pewna…
nadzwyczajna okoliczność, jaką okazało się moje uczucie. Wszystko miało się
zakończyć dokładnie tak jak zaplanowałam. Z tą różnicą, że nie przewidziałam
cierpienia, jakie to wszystko ze sobą niosło.
–
A tak na serio, to mam niespodziankę – zreflektował się, zanim zdążyłam po raz
kolejny zapytać.
–
Nie lubię niespodzianek. – Skrzywiłam się. – Możesz mi od razu powiedzieć.
–
Nie tym razem, skarbie. – Zdjął moją kurtkę z wieszaka i zaczął ją na mnie
ubierać. – Ubieraj się.
Posłusznie
założyłam ją na siebie i zmieniłam buty. Wyszliśmy z mojego domu. Zamknęłam
drzwi na klucz, który następnie schowałam do torebki. Szliśmy chodnikiem,
trzymając się za ręce, a między nami zapadła cisza. Lecz nie taka zwykła cisza
z cyklu tych: „nie wiem, co powiedzieć”. Ta cisza mówiła więcej niż
jakiekolwiek słowa. Oboje ukrywaliśmy, jak bardzo to wszystko męczy nas od
środka. Nasz ostatni dzień...
Zaprowadził
mnie na tyły swojego domu, gdzie znajdował się garaż. Otworzył go. Uśmiechnęłam
się na widok jego czarnego Range Rovera.
–
Wiesz co słyszałam? – spytałam.
–
Nie wiem – odparł.
–
Że im większy samochód, tym mniejszy… – Uformowałam dłoń w pięść, wystawiając
mały paluszek. – Tak dla równowagi – dodałam z głupawym uśmieszkiem.
–
Chcesz się przekonać o wielkości mojego…? – spytał, podchodząc do mnie. – Mogę
ci pokazać.
–
Ekshibicjonista – mruknęłam.
–
Wolny człowiek – poprawił mnie, dając całusa prosto w usta.
–
Jak zwał tak zwał – burknęłam.
Wsiedliśmy
do samochodu i odjechaliśmy. Przed nami ciągnęła się prosta droga przez las.
Oboje milczeliśmy. Wlepiłam bezmyślny wzrok w widoki za oknem. Moje myśli wciąż
krążyły wkoło tego samego. Od prawie dwóch tygodni mojej głowy nie zajmowało
nic innego. Tylko On. Wtem pewna napadła mnie myśl, aż na moment moje
serce stanęło. Może on naprawdę się
zmienił? Może nie jest tak pusty jak kiedyś? Może mnie kocha? Może żałuje tego,
co robił? Może mszcząc się na nim, pokażę, że jestem jeszcze gorsza od niego?
Droga
zdawała się ciągnąć w nieskończoność, gdy tak naprawdę minęło dopiero pół
minuty.
–
Harry? – zagadnęłam, chcąc przerwać tę nieco niezręczną ciszę.
–
Tak, kochanie?
Wypowiedział
te słowa z taką czułością i tkliwością, że moje serce momentalnie zmiękło.
–
Co z tamtą Shelby? – spytałam ostrożnie.
–
Musimy o niej rozmawiać? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Słychać było, że
starał się zapanować nad rozdrażnieniem w głosie.
–
Nie wiem… tak mnie to jakoś ciekawi… bez powodu – odparłam lekceważąco.
–
Była zupełnie inna niż ty. Chodziliśmy do jednej klasy. Nasze relacje… nie były
najlepsze.
–
Dlaczego?
–
Po prostu za nią nie przepadałem. Ona za mną też.
–
A teraz, co z nią?
–
Nie wiem. Jej rodzice umarli i wyjechała stąd, jeszcze zanim trafiłem do X Factora.
–
Aha.
Postanowiłam
więcej nie poruszać tego tematu. Zresztą. Nie miałabym nawet zbyt wielu okazji.
Dwie
minuty później zjechaliśmy w prawo, w malutką uliczkę. Znałam ją bardzo dobrze,
bo przecież tutaj znajdowała się często odwiedzana przeze mnie biblioteka. Był
też mały zajazd – bar mleczny i niewielki sklepik ze słodyczami, pod którym
stanęliśmy. Harry zgasił silnik i wysiadł z pojazdu, a następnie otworzył mi
drzwi od strony pasażera, podając przy tym rękę, na której wsparłam się,
wychodząc.
–
To tutaj traciłem 90% mojego kieszonkowego – wyjaśnił z uśmiechem.
Przyjrzałam
się budynkowi (chyba po raz pierwszy w życiu). Zazwyczaj omijałam go szerokim
łukiem. W myślach nazywałam go tzw. „zakazaną strefą”. Ale przecież miałam to
już za sobą. Dopiero teraz spostrzegłam, jak piękne jest to miejsce. Ściany
pomalowane na kolor brzoskwiniowy, nad drzwiami ogromny, fioletowy napis:
„SŁODYCZE”, który po zaświeceniu wieczorem musiał wyglądać naprawdę bajecznie.
Z okien do potencjalnego pięcioletniego „klienta” uśmiechały się setki
lizakowych krasnali, elfów i różnych innych, dziwnych stworzeń. Weszliśmy do
środka i wtedy nagle Harry zasłonił mi oczy dłonią.
–
Nie patrz – szepnął mi na ucho. – Po prostu czuj.
Początkowo
uderzył mnie intensywny i nieco mdły zapach lizaków i kolorowych landrynek.
Następnie nieco przyjemniejszy – czekolady. Po chwili poczułam też woń
orzechów, kokosa i kandyzowanych owoców. No i na końcu ten najprzyjemniejszy –
malutkich pierniczków i migdałów.
Otworzyłam
oczy i spojrzałam na Harrego. Uśmiechnęłam się do niego ze zrozumieniem i
podeszliśmy do jednej z półek.
–
W czymś pomóc? – spytała ekspedientka zza lady.
–
Nie trzeba. Rozglądamy się – odparł brunet. – Wybieraj – zwrócił się do mnie.
Uważnie
sunęłam wzrokiem po dziesiątkach rodzajów pralin, aż w końcu zdecydowałam się
na migdałowe. Ekspedientka zapakowała nam odpowiednią ilość do papierowej
torebki i podeszliśmy do kasy. Harry uparł się, że zapłaci, a ja nie miałam już
ochoty się z nim kłócić. Nie gdy spędzaliśmy razem ostatnie godziny.
Po
zajęciu miejsc w samochodzie chwyciłam go za rękę.
–
Dziękuję, że mnie tu zabrałeś, Harry – powiedziałam nieśmiało. – To znaczy dla
mnie więcej, niż ci się wydaje.
W
tym momencie zapewne powinien pojawić się jakiś tkliwy opis naszego pocałunku,
ale go nie będzie. Wszystkie emocje, jakie podczas niego odczuwałam, zachowam
dla siebie. Są tylko moje.
* * *
Zjedliśmy
kolację, obejrzeliśmy film i… milczeliśmy. W pokoju panował półmrok. Jedyne
źródło światła stanowiły lampa stojąca i kilka świec. Leżałam na boku z głową
na jego udach, a moją głowę wypełniały ponure myśli. Moje serce cierpiało,
krwawiło. Po raz kolejny poczułam atak płaczu, dlatego po raz kolejny
wstrzymałam powietrze z całej siły, a następnie powoli je wypuściłam. Łzy same
popłynęły.
–
Nie płacz – szepnął, gładząc mój rozgrzany policzek.
–
Nie płaczę – odparłam, starając się brzmieć wiarygodnie.
–
Kłamiesz.
–
To bez znaczenia.
–
To ma znaczenie – nieco podniósł głos. – Nie chcę… żebyś płakała. Nie przeze
mnie.
Umilkliśmy
oboje.
–
Źle mi – wyznałam. Nie miałam zamiaru udawać, że jest okay. Zbyt wiele razy
kłamałam, żeby teraz też to robić.
Przekręciłam
się na plecy i spojrzałam na niego.
Czasem
patrzysz komuś w oczy i widzisz cały świat, sens życia. Mój tak bardzo się oddalał...
–
Uśmiechnij się – poprosił. – Nawet jeśli… długo się nie zobaczymy, nie chcę
pamiętać cię smutnej.
Wykorzystując
do tego całą swoją siłę woli, podniosłam kąciki warg, uśmiechając się samymi
ustami.
–
Dlaczego my się w ogóle zachowujemy, jakbyśmy się widzieli ostatni raz? –
spytał retorycznie. – Przecież zawsze… mogłabyś… się… przeprowadzić… sprzedać
ten dom i… Ech…
Głośno
wypuściłam powietrze z płuc.
W
tamtym momencie przemknęło mi przez głowę, że po tym wszystkim, co jeszcze dziś
się wydarzy, nie będzie chciał mnie już więcej widzieć. Miałam zamiar po prostu
otwarcie powiedzieć mu, że tylko się nim bawiłam, i to zakończyć. Raz na zawsze.
Wyszedł
około 21:30. Nie pozwoliłam mu zostać na noc. Usiadłam na kanapie, obracając w
palcach białą jak śnieg kopertę. W środku były jedynie dwa zdjęcia. Shelby
kilka lat temu i Shelby obecnie. Wiedziałam, że kiedyś muszę mu powiedzieć, i to
właśnie teraz nadszedł ten moment. Niech
się dzieje, co chce. Wyszłam z domu, nawet nie zamykając drzwi na klucz.
Zapukałam do Jego domu. Otworzyła mi Gemma. Od samego początku naszej
znajomości odnosiłam wrażenie, że za mną nie przepada i tak samo też było i
teraz. Patrzyła na mnie nieufnie, jakbym miała za chwilę wyciągnąć zza plecy
nóż i wymordować całą jej rodzinę. (Może nieco zbyt) Uprzejmie poinformowała
mnie, że Harry jest u siebie i pozostawiła mnie samą sobie. Weszłam po schodach
na górę i przystawiłam ucho do drzwi jego pokoju. Usłyszałam ciche stukanie
butów po podłodze z paneli, co świadczyło o tym, że chodził w tę i we w tę po
pomieszczeniu. Zapukałam cicho dwa razy i weszłam.
–
Shelby… – wyszeptał z ulgą, tuląc mnie do siebie mocno.
Zdusiłam
płacz i nie odwzajemniłam uścisku. Po chwili odsunął się ode mnie i spojrzał w
oczy, a wtedy ja podałam mu kopertę i odklepałam regułkę dużo wcześniej
przygotowaną w głowie:
–
Harry, proszę… otwórz to, ale dopiero, jak wyjdę. Wszystko zrozumiesz. –
Odwróciłam się i chwyciłam za klamkę. – Przepraszam – szepnęłam na odchodne i
zbiegłam na dół. Wybiegłam z jego domu prosto do lasu. Dobrze wiedziałam, że
nie mogę wrócić do domu, bo będzie to pierwsze miejsce, gdzie zacznie mnie szukać.
Skuliłam
się pod drzewem i zaczęłam płakać. Było ciemno, zimno, a miłość mojego życia
właśnie mnie znienawidziła. Okłamywałam go. Nie zasługuję na niego.
Stchórzyłam.
Po prostu stchórzyłam. Łatwiejszym rozwiązaniem wydawało mi się zabicie tej
miłości niż walczenie o nią. Liczyłam, że wyjedzie, że trochę pocierpi, a potem
pocieszy się jakąś pierwszą lepszą panienką i o mnie zapomni. Wmawiałam sobie,
że to dla jego dobra, gdy tak naprawdę zabranie mu siebie było prawdopodobnie
najbardziej egoistyczną rzeczą, jaką zrobiłam w życiu.
Nagle
usłyszałam chrzęst liści szeleszczących pod czyimiś stopami. Zamarłam ze
strachu.
–
Shelby! – krzyknął rozpaczliwie. – Shelby, błagam… – łkał. – Wiem, że cię
kiedyś skrzywdziłem… Przepraszam. Tak strasznie cię przepraszam. Nie zostawiaj
mnie… Byłem… jestem… jebanym kretynem… Ale ja cię kocham. Proszę, nie rób mi
tego. Shelby!
Zasłoniłam
uszy dłońmi, starając się być jak najciszej.
Scena
rodem z jakiegoś taniego, ckliwego melodramatu. Bo to właśnie my decydujemy,
jak wygląda nasze życie. Czy jest komedią, dramatem czy kryminałem. Ja
wybrałam. Melodramat bez happy endu.
Wreszcie nie happy end! Bardzo mi się podoba ta część, dobrze napisana :)
OdpowiedzUsuńDlaczego bez happy endu? To nie tak się miało skończyć. Jeszcze jedna część, gdzie żyją długi i szczęśliwie. Prooooszę. :)
OdpowiedzUsuńGreat article, totally what I wanted to find.
OdpowiedzUsuńLook into my site: followers quickly
Matko!! Świetne!! ❤️❤️❤️ Zakochałan się w tym imaginie. Jest... szeczgólny, inny oryginalny. Wspaniały po prostu... NIESAMOWITY <3
OdpowiedzUsuńDLACZEGO?! DLACZEGO MI TO ZROBIŁAŚ?!!! Myślałam, że się dowie, pocałuje ją i będzie happy, a ty mi tu z takimi rzeczami wyjeżdżasz?!?!?!? Ale trudno, w mojej głowie to sobie jeszcze poukładam inaczej xd Ogólnie doskonały imagin. Genialny pomysł, jeszcze lepsze wykonanie. Dzieło godne artysty <3 Może być następny Niall? Nie narzucam tu nic a nic, tylko to mój osobisty faworyt <333
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że nie skomentowałam poprzedniej części, ale nie miałam dostępu do laptopa ;/ ale przeczytałam na telefonie i świetny jest :) a co do tego rozdziału wyszedł cudownie :) i zgadzam sie z pierwszą osobą :) Dobrze, że nie ma happy endu, takie zakończenia też są dobre :) Czekam na kolejne Twoje prace :) Pozdrawiam :**
OdpowiedzUsuńhttp://effective-zaynmalik-fanfiction.blogspot.com/
Piękny :(
OdpowiedzUsuń