piątek, 17 października 2014

#24 Harry cz.5 (ostatnia)

Tak bardzo krótko. Zastanawiałam się, czy nie powinnam tego podzielić na części, ale koniec końców zrezygnowałam. Jestem ciekawa, co Wy na taki koniec. ;) Hope you enjoy. x

Otworzyłam drzwi z uśmiechem, bo doskonale wiedziałam, kto za nimi stoi.
– Cześć – przywitałam się.
– Cześć – odparł, czule zatapiając się w moich wargach na kilka sekund. – Ubieraj się, zabieram cię gdzieś.
– Gdzie? – zapytałam z pewną obawą w głosie.
– Do lasu, zgwałcić, a potem zamordować – wyjaśnił z głupawym uśmieszkiem.
Wpuściłam go do środka, zamykając drzwi. Wniósł ze sobą rześki powiew późno październikowego powietrza.
– Okay, a teraz na serio – powiedziałam.
– To było na serio. – Spojrzał na mnie ze śmiertelnie poważną miną.
Pacnęłam go w ramię i roześmiał się.
Będzie brakować mi tego dźwięku, przemknęło mi przez głowę.
– Cymbał.
To był jego ostatni dzień w Holmes Chapel przed wyjazdem do Londynu. Temat naszego rozstania omijaliśmy szerokim łukiem, choć ja wiele razy analizowałam to wszystko w głowie. Jeszcze tego wieczoru miałam zamiar wszystko mu wyznać. Nie zamierzałam zmieniać swojego planu tylko dlatego że pojawiła się pewna… nadzwyczajna okoliczność, jaką okazało się moje uczucie. Wszystko miało się zakończyć dokładnie tak jak zaplanowałam. Z tą różnicą, że nie przewidziałam cierpienia, jakie to wszystko ze sobą niosło.
– A tak na serio, to mam niespodziankę – zreflektował się, zanim zdążyłam po raz kolejny zapytać.
– Nie lubię niespodzianek. – Skrzywiłam się. – Możesz mi od razu powiedzieć.
– Nie tym razem, skarbie. – Zdjął moją kurtkę z wieszaka i zaczął ją na mnie ubierać. – Ubieraj się.
Posłusznie założyłam ją na siebie i zmieniłam buty. Wyszliśmy z mojego domu. Zamknęłam drzwi na klucz, który następnie schowałam do torebki. Szliśmy chodnikiem, trzymając się za ręce, a między nami zapadła cisza. Lecz nie taka zwykła cisza z cyklu tych: „nie wiem, co powiedzieć”. Ta cisza mówiła więcej niż jakiekolwiek słowa. Oboje ukrywaliśmy, jak bardzo to wszystko męczy nas od środka. Nasz ostatni dzień...
Zaprowadził mnie na tyły swojego domu, gdzie znajdował się garaż. Otworzył go. Uśmiechnęłam się na widok jego czarnego Range Rovera.
– Wiesz co słyszałam? – spytałam.
– Nie wiem – odparł.
– Że im większy samochód, tym mniejszy… – Uformowałam dłoń w pięść, wystawiając mały paluszek. – Tak dla równowagi – dodałam z głupawym uśmieszkiem.
– Chcesz się przekonać o wielkości mojego…? – spytał, podchodząc do mnie. – Mogę ci pokazać.
– Ekshibicjonista – mruknęłam.
– Wolny człowiek – poprawił mnie, dając całusa prosto w usta.
– Jak zwał tak zwał – burknęłam.
Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy. Przed nami ciągnęła się prosta droga przez las. Oboje milczeliśmy. Wlepiłam bezmyślny wzrok w widoki za oknem. Moje myśli wciąż krążyły wkoło tego samego. Od prawie dwóch tygodni mojej głowy nie zajmowało nic innego. Tylko On. Wtem pewna napadła mnie myśl, aż na moment moje serce stanęło. Może on naprawdę się zmienił? Może nie jest tak pusty jak kiedyś? Może mnie kocha? Może żałuje tego, co robił? Może mszcząc się na nim, pokażę, że jestem jeszcze gorsza od niego?
Droga zdawała się ciągnąć w nieskończoność, gdy tak naprawdę minęło dopiero pół minuty.
– Harry? – zagadnęłam, chcąc przerwać tę nieco niezręczną ciszę.
– Tak, kochanie?
Wypowiedział te słowa z taką czułością i tkliwością, że moje serce momentalnie zmiękło.
– Co z tamtą Shelby? – spytałam ostrożnie.
– Musimy o niej rozmawiać? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Słychać było, że starał się zapanować nad rozdrażnieniem w głosie.
– Nie wiem… tak mnie to jakoś ciekawi… bez powodu – odparłam lekceważąco.
– Była zupełnie inna niż ty. Chodziliśmy do jednej klasy. Nasze relacje… nie były najlepsze.
– Dlaczego?
– Po prostu za nią nie przepadałem. Ona za mną też.
– A teraz, co z nią?
– Nie wiem. Jej rodzice umarli i wyjechała stąd, jeszcze zanim trafiłem do X Factora.
– Aha.
Postanowiłam więcej nie poruszać tego tematu. Zresztą. Nie miałabym nawet zbyt wielu okazji.
Dwie minuty później zjechaliśmy w prawo, w malutką uliczkę. Znałam ją bardzo dobrze, bo przecież tutaj znajdowała się często odwiedzana przeze mnie biblioteka. Był też mały zajazd – bar mleczny i niewielki sklepik ze słodyczami, pod którym stanęliśmy. Harry zgasił silnik i wysiadł z pojazdu, a następnie otworzył mi drzwi od strony pasażera, podając przy tym rękę, na której wsparłam się, wychodząc.
– To tutaj traciłem 90% mojego kieszonkowego – wyjaśnił z uśmiechem.
Przyjrzałam się budynkowi (chyba po raz pierwszy w życiu). Zazwyczaj omijałam go szerokim łukiem. W myślach nazywałam go tzw. „zakazaną strefą”. Ale przecież miałam to już za sobą. Dopiero teraz spostrzegłam, jak piękne jest to miejsce. Ściany pomalowane na kolor brzoskwiniowy, nad drzwiami ogromny, fioletowy napis: „SŁODYCZE”, który po zaświeceniu wieczorem musiał wyglądać naprawdę bajecznie. Z okien do potencjalnego pięcioletniego „klienta” uśmiechały się setki lizakowych krasnali, elfów i różnych innych, dziwnych stworzeń. Weszliśmy do środka i wtedy nagle Harry zasłonił mi oczy dłonią.
– Nie patrz – szepnął mi na ucho. – Po prostu czuj.
Początkowo uderzył mnie intensywny i nieco mdły zapach lizaków i kolorowych landrynek. Następnie nieco przyjemniejszy – czekolady. Po chwili poczułam też woń orzechów, kokosa i kandyzowanych owoców. No i na końcu ten najprzyjemniejszy – malutkich pierniczków i migdałów.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na Harrego. Uśmiechnęłam się do niego ze zrozumieniem i podeszliśmy do jednej z półek.
– W czymś pomóc? – spytała ekspedientka zza lady.
– Nie trzeba. Rozglądamy się – odparł brunet. – Wybieraj – zwrócił się do mnie.
Uważnie sunęłam wzrokiem po dziesiątkach rodzajów pralin, aż w końcu zdecydowałam się na migdałowe. Ekspedientka zapakowała nam odpowiednią ilość do papierowej torebki i podeszliśmy do kasy. Harry uparł się, że zapłaci, a ja nie miałam już ochoty się z nim kłócić. Nie gdy spędzaliśmy razem ostatnie godziny.
Po zajęciu miejsc w samochodzie chwyciłam go za rękę.
– Dziękuję, że mnie tu zabrałeś, Harry – powiedziałam nieśmiało. – To znaczy dla mnie więcej, niż ci się wydaje.
W tym momencie zapewne powinien pojawić się jakiś tkliwy opis naszego pocałunku, ale go nie będzie. Wszystkie emocje, jakie podczas niego odczuwałam, zachowam dla siebie. Są tylko moje.

* * *
Zjedliśmy kolację, obejrzeliśmy film i… milczeliśmy. W pokoju panował półmrok. Jedyne źródło światła stanowiły lampa stojąca i kilka świec. Leżałam na boku z głową na jego udach, a moją głowę wypełniały ponure myśli. Moje serce cierpiało, krwawiło. Po raz kolejny poczułam atak płaczu, dlatego po raz kolejny wstrzymałam powietrze z całej siły, a następnie powoli je wypuściłam. Łzy same popłynęły.
– Nie płacz – szepnął, gładząc mój rozgrzany policzek.
– Nie płaczę – odparłam, starając się brzmieć wiarygodnie.
– Kłamiesz.
– To bez znaczenia.
– To ma znaczenie – nieco podniósł głos. – Nie chcę… żebyś płakała. Nie przeze mnie.
Umilkliśmy oboje.
– Źle mi – wyznałam. Nie miałam zamiaru udawać, że jest okay. Zbyt wiele razy kłamałam, żeby teraz też to robić.
Przekręciłam się na plecy i spojrzałam na niego.
Czasem patrzysz komuś w oczy i widzisz cały świat, sens życia. Mój tak bardzo się oddalał...
– Uśmiechnij się – poprosił. – Nawet jeśli… długo się nie zobaczymy, nie chcę pamiętać cię smutnej.
Wykorzystując do tego całą swoją siłę woli, podniosłam kąciki warg, uśmiechając się samymi ustami.
– Dlaczego my się w ogóle zachowujemy, jakbyśmy się widzieli ostatni raz? – spytał retorycznie. – Przecież zawsze… mogłabyś… się… przeprowadzić… sprzedać ten dom i… Ech…
Głośno wypuściłam powietrze z płuc.
W tamtym momencie przemknęło mi przez głowę, że po tym wszystkim, co jeszcze dziś się wydarzy, nie będzie chciał mnie już więcej widzieć. Miałam zamiar po prostu otwarcie powiedzieć mu, że tylko się nim bawiłam, i to zakończyć. Raz na zawsze.

Wyszedł około 21:30. Nie pozwoliłam mu zostać na noc. Usiadłam na kanapie, obracając w palcach białą jak śnieg kopertę. W środku były jedynie dwa zdjęcia. Shelby kilka lat temu i Shelby obecnie. Wiedziałam, że kiedyś muszę mu powiedzieć, i to właśnie teraz nadszedł ten moment. Niech się dzieje, co chce. Wyszłam z domu, nawet nie zamykając drzwi na klucz. Zapukałam do Jego domu. Otworzyła mi Gemma. Od samego początku naszej znajomości odnosiłam wrażenie, że za mną nie przepada i tak samo też było i teraz. Patrzyła na mnie nieufnie, jakbym miała za chwilę wyciągnąć zza plecy nóż i wymordować całą jej rodzinę. (Może nieco zbyt) Uprzejmie poinformowała mnie, że Harry jest u siebie i pozostawiła mnie samą sobie. Weszłam po schodach na górę i przystawiłam ucho do drzwi jego pokoju. Usłyszałam ciche stukanie butów po podłodze z paneli, co świadczyło o tym, że chodził w tę i we w tę po pomieszczeniu. Zapukałam cicho dwa razy i weszłam.
– Shelby… – wyszeptał z ulgą, tuląc mnie do siebie mocno.
Zdusiłam płacz i nie odwzajemniłam uścisku. Po chwili odsunął się ode mnie i spojrzał w oczy, a wtedy ja podałam mu kopertę i odklepałam regułkę dużo wcześniej przygotowaną w głowie:
– Harry, proszę… otwórz to, ale dopiero, jak wyjdę. Wszystko zrozumiesz. – Odwróciłam się i chwyciłam za klamkę. – Przepraszam – szepnęłam na odchodne i zbiegłam na dół. Wybiegłam z jego domu prosto do lasu. Dobrze wiedziałam, że nie mogę wrócić do domu, bo będzie to pierwsze miejsce, gdzie zacznie mnie szukać.
Skuliłam się pod drzewem i zaczęłam płakać. Było ciemno, zimno, a miłość mojego życia właśnie mnie znienawidziła. Okłamywałam go. Nie zasługuję na niego.
Stchórzyłam. Po prostu stchórzyłam. Łatwiejszym rozwiązaniem wydawało mi się zabicie tej miłości niż walczenie o nią. Liczyłam, że wyjedzie, że trochę pocierpi, a potem pocieszy się jakąś pierwszą lepszą panienką i o mnie zapomni. Wmawiałam sobie, że to dla jego dobra, gdy tak naprawdę zabranie mu siebie było prawdopodobnie najbardziej egoistyczną rzeczą, jaką zrobiłam w życiu.
Nagle usłyszałam chrzęst liści szeleszczących pod czyimiś stopami. Zamarłam ze strachu.
– Shelby! – krzyknął rozpaczliwie. – Shelby, błagam… – łkał. – Wiem, że cię kiedyś skrzywdziłem… Przepraszam. Tak strasznie cię przepraszam. Nie zostawiaj mnie… Byłem… jestem… jebanym kretynem… Ale ja cię kocham. Proszę, nie rób mi tego. Shelby!
Zasłoniłam uszy dłońmi, starając się być jak najciszej.

Scena rodem z jakiegoś taniego, ckliwego melodramatu. Bo to właśnie my decydujemy, jak wygląda nasze życie. Czy jest komedią, dramatem czy kryminałem. Ja wybrałam. Melodramat bez happy endu.

7 komentarzy:

  1. Wreszcie nie happy end! Bardzo mi się podoba ta część, dobrze napisana :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego bez happy endu? To nie tak się miało skończyć. Jeszcze jedna część, gdzie żyją długi i szczęśliwie. Prooooszę. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Great article, totally what I wanted to find.

    Look into my site: followers quickly

    OdpowiedzUsuń
  4. Matko!! Świetne!! ❤️❤️❤️ Zakochałan się w tym imaginie. Jest... szeczgólny, inny oryginalny. Wspaniały po prostu... NIESAMOWITY <3

    OdpowiedzUsuń
  5. DLACZEGO?! DLACZEGO MI TO ZROBIŁAŚ?!!! Myślałam, że się dowie, pocałuje ją i będzie happy, a ty mi tu z takimi rzeczami wyjeżdżasz?!?!?!? Ale trudno, w mojej głowie to sobie jeszcze poukładam inaczej xd Ogólnie doskonały imagin. Genialny pomysł, jeszcze lepsze wykonanie. Dzieło godne artysty <3 Może być następny Niall? Nie narzucam tu nic a nic, tylko to mój osobisty faworyt <333

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniej części, ale nie miałam dostępu do laptopa ;/ ale przeczytałam na telefonie i świetny jest :) a co do tego rozdziału wyszedł cudownie :) i zgadzam sie z pierwszą osobą :) Dobrze, że nie ma happy endu, takie zakończenia też są dobre :) Czekam na kolejne Twoje prace :) Pozdrawiam :**

    http://effective-zaynmalik-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń