piątek, 31 lipca 2015

#37 Harry cz.6

Wibracje nie ustawały. W końcu się przemogłam i odepchnęłam go lekko, zaczynając szukać w torebce urządzenia. Wyjęłam je. Ledwo byłam w stanie odpowiadać rozmówcy.
— Dzień dobry, panie Pennington — przywitałam się słabym głosem.
— Dzień dobry. Przepraszam, że o tak późnej porze, mam nadzieję, że w niczym nie przeszkodziłem.
— Nie, w porządku.
Ręka Harrego zacieśniła się na moim udzie jeszcze bardziej, co odebrałam jako: „Też tu jestem”.
— Chciałem porozmawiać o córce — odparł mężczyzna zakłopotany.
— Może w poniedziałek po zajęciach? Pasuje panu zostać?
— Tak, oczywiście.
— W takim razie do widzenia.
— Do widzenia.
Rozłączyłam się, po czym schowałam urządzenie z powrotem do torebki. Spojrzałam na Harrego i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że rany na jego twarzy się jeszcze nie zagoiły. Dotknęłam opuszkiem kciuka jego rozciętej wargi.
— Bolało, prawda? — szepnęłam.
— Tak, bardzo bolało, że cię pocałowałem, a ty tak po prostu odebrałaś telefon — parsknął ironicznie.
— To był telefon... służbowy — szepnęłam przepraszająco.
— To gdzie ty pracujesz, że o tej porze telefony dzwonią, co? — spytał opryskliwie.
— W przedszkolu — zaśmiałam się.
— Aha.
— Harry, nie masz serca. To był rodzic jednej z moich podopiecznych. Chciał porozmawiać o córce. No Harry. — Pocałowałam go w skroń. — Wybacz.
Chwytając się jego szyi, usiadłam mu na kolanach. Dopiero teraz dostrzegłam uśmiech pod jego nosem.
— Ej! — Szturchnęłam go nadgarstkiem. — Udawałeś!
— Tylko pod koniec. To było takie cholernie urocze, kiedy mnie przepraszałaś — zaśmiał się. — Naprawdę kochane.
Objął mnie w pasie, a ja zaczęłam się bawić jego łańcuszkiem.
— Nic o tobie nie wiem — stwierdziłam. — Powiedz coś.
— Co ja mam ci powiedzieć? Mam 22 lata, pracuję jako trener koszykówki. W Londynie mieszkam pół roku, ale wcześniej dzieliłem mieszkanie z kumplem. Tyle wystarczy?
— Nie. — Uśmiechnęłam się, tuląc twarz do jego szyi. — Chciałabym wiedzieć wszystko, Harry.
Przejechał dłonią po moim ramieniu.
— Może... kiedyś. Nie wszystko naraz — zaśmiał się.
„Chcę wszystkiego naraz. Chcę ciebie. Bądź wszystkim”, przemknęło mi przez głowę.
— Powiesz mi, co się stało? — zapytał po chwili. — Tydzień temu... sama wiesz.
Uśmiechnęłam się, pozwalając jego dłoni swobodnie błądzić po moim udzie, wkraczając powyżej linii sukienki. Na swój sposób mu ufałam.
Otworzyłam usta, chcąc mu odpowiedzieć, ale mi nie pozwolił.
— [t.i.]... to idiotyczne, ale... Uch. Od kilku dni nie mogę wyrzucić cię z głowy. Tego, jak do mnie mówisz, jak się uśmiechasz, jak na mnie patrzysz, jak mnie dotykasz. Całowałbym ziemię, po której stąpasz, do końca życia, bylebyś mi wybaczyła moje wcześniejsze zachowanie. Nic teraz nie mów, nie oczekuję jakiejś wzajemności na siłę. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że mi odbiło. Zadurzyłem się.
Pocałowałam jego szyję. Nagle złapał mnie na ręce i okręcił w ten sposób, że leżałam pod nim.
Dotknęłam jego policzka. Nie mogłam przestać się uśmiechać.
— I nie kłamiesz mnie? — zapytałam, poważniejąc.
— A dlaczego miałbym kłamać?
— Różne mogą być powody. Dzisiaj jest cudownie, a jak pozwolę ci się zbliżyć, to jutro się zepsuje. Nie wiem, czy mogę ci ufać — dodałam poważnie. — Może tylko pociągam cię fizycznie, a tak naprawdę... Nie chcę stracić tego dzisiejszego Harrego.
— Bardzo mi nie ufasz? — szepnął mi na ucho, po czym pocałował mnie w skroń.
— To po prostu... zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe.
Zetknął swój nos z moim, po czym musnął moje usta.
— A to... jest prawdziwe?
Uniosłam się, chcąc bardziej do niego przylgnąć. Jego kciuk schował się w zagłębieniu między moją szyją a szczęką. Ten dotyk wcale nie mówił: „chcę więcej”, raczej: „chcę tego”.
A ja... mimo tych wszystkich wątpliwości... chciałam Jego.
♫ all these lights, they can't blind me
with your love nobody can DRAG ME DOWN ♫
Miałam zamiar dodać później, ale postanowiłam uczcić jakoś:
a) mój powrót do domu, 
b) DRAG ME DOWN. *.*
Część jest krótka, ale na tę chwilę nic więcej nie mam, przepraszam. xx W ogóle, dzielcie się wrażeniami o piosence, bo osobiście zwaliła mnie z nóg i umarłam, dziękuję. ♥♥♥♥♥
PS. Część niesprawdzona, bo zmykam na "Harrego Pottera", ale poprawię. ☺
PS.2 Kolejna część, jak ją napiszę. xxx
PS.3 Dziękuję za 21 obserwatorów i mnóstwo wyświetleń. ♥♥♥
PS.4 Google mnie straszy polityką cookies, tak więc informuję, że wystarczy raz kliknąć na górnym pasku "Rozumiem" i starczy (chyba, bo informatyk ze mnie taki, jak i pisarz - kiepski #taki_suchar).

piątek, 24 lipca 2015

#37 Harry cz.5

Chwyciłam do ręki szminkę, po czym przejechałam nią po ustach, nadając im intensywny odcień czerwieni. Następnie schowałam ją do etui i wrzuciłam do jasnobrązowej skórzanej torebki. Wygładziłam brzeg kwiecistej sukienki, włożyłam na stopy rzymianki, po czym po raz tysięczny przejrzałam się w lustrze w przedpokoju*.
„Styles, Styles, Styles...”
Prawie podskoczyłam na dźwięk dzwonka do drzwi. Chwyciłam klamkę. Trzy głębokie wdechy.
„Nienawidzę cię, Styles, za to, co ze mną robisz.
Nienawidzę czy...?
A zresztą”.
Nacisnęłam. Kolejny wdech. Pociągnęłam.
Styles. Szczęściarz cholerny. Nie musiał się zbyt wiele starać, żeby wyglądać jak młody Adonis: czarna koszula lekko rozpięta, rurki. Na głowie nieład, tym razem odrobinę doprowadzony do porządku. Całego widoku nie psuła nawet jego pobita i posiniaczona twarz.
Uśmiechnął się, unosząc jeden kącik warg. Mój wzrok zatrzymał się dokładnie w tym miejscu. Tyle razy mogłam poczuć dotyk jego ust, ale nigdy na swoich.
Nie, stop.
Czułam jego wzrok dosłownie wszędzie. Od mojego karku w dół pleców przebiegły ciarki. Zacisnęłam palce na klamce, żeby nie zadrżeć.
A teraz wyobraźcie sobie, że to wszystko trwało jakąś sekundę. Tyle mój mózg był w stanie przetworzyć w jedną sześćdziesiątą minuty. A co dalej?
— Cześć — przywitał się, po czym zza pleców wyjął białą różę na długiej łodyżce. — Może to mało oryginalne, ale na pewno bardziej niż czerwona — dodał odrobinę zakłopotany.
— W porządku, uwielbiam białe — odparłam, próbując się uśmiechnąć. Nie panowałam nawet nad własną mimiką, tak mnie zżerały nerwy.
— Uff... — odetchnął z wyraźną ulgą. — W takim razie proszę. Dla ciebie. — Wręczył mi kwiat. — Proponuję go zostawić, bo czeka nas mała... przeprawa. — Uśmiechnął się.
— Dziękuję. Chwileczkę w takim razie.
Chwyciłam pospiesznie wazonik z przedpokoju (ten sam, którym chciałam go potraktować dwa dni wcześniej), nalałam do niego wody, po czym postawiłam w salonie.
— Bardzo jesteś zdenerwowana? — spytał, kiedy wyszłam z mieszkania i zaczęłam walczyć z własnym stresem, próbując włożyć klucz do zamka.
— Nie, dlaczego? — odparłam, zaśmiewając się histerycznie.
— Bo chciałem ci powiedzieć, że pięknie wyglądasz, ale nie wiem, jak zareagujesz.
Zrobiłam się cała czerwona, klucze z brzękiem wylądowały na podłodze. Podniosłam je w błyskawicznym tempie.
— Um... Dziękuję — odparłam, po czym jednym szybkim ruchem włożyłam metal do zamka, odmawiając w myślach modlitwę dziękczynną.
— [t.i.], ja nie gwałcę ani nie zabijam. — Nagle poczułam jego dłonie na biodrach. — Rozluźnij się.
„Nie mogę, kiedy jesteś tak blisko”.
Myślałam, że nie może mi być już bardziej gorąco, gdy nagle całe moje ciało ogarnęło mrowienie, kiedy wypuścił ciepły strumień powietrza prosto na moją szyję.
— Harry — wydusiłam zachrypniętym głosem — nie pomagasz.
Schowałam klucze do torebki, a następnie zapięłam ją.
— A mogę cię chociaż za rękę chwycić? — zapytał.
„Byłoby wskazane”.
— Możesz — odparłam, czując, jak nerwy powoli odpuszczają.
Złapał moją dłoń, a następnie zaczęliśmy schodzić po schodach.
— Uśmiechasz się — stwierdził z zadowoleniem.
— Co, ja? — Nawet nie spostrzegłam, kiedy kąciki moich warg same się uniosły.
— Tak, ty. Częściej to rób, masz piękny uśmiech.
— Harry — jęknęłam, czując, jak po raz kolejny się czerwienię. — Sprawia ci to satysfakcję? — zapytałam z wyrzutem.
— Po prostu lubię, jak się rumienisz z mojego powodu. To urocze.
Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Próbowałam opanować wypieki, ale to nic nie pomagało.
— Mówiłeś coś o przeprawie? — zagaiłam dla zmiany tematu.
— Musisz trochę poczekać — zaśmiał się. — 20 minut drogi.
Szliśmy, niewiele się do siebie odzywając. Miasto powoli zasypiało: gasły światła, cichły kroki uliczne. Dotarliśmy nad brzeg Tamizy i powoli szliśmy wzdłuż niej. Otaczało nas coraz więcej opuszczonych budynków. Nagle się zatrzymał tuż przy pewnej zamkniętej na kłódkę bramie.
— Harry, co ty...? — zaczęłam, kiedy sięgnął do kłódki.
— Shh, ja ją tu założyłem, żeby nikt nie wchodził.
Wyciągnął klucz z kieszeni i bez problemów otworzył bramę. Wpuścił mnie przed sobą. Naprzeciwko znajdowały się metalowe drzwi, które były otwarte.
— Harry, to na pewno legalne? — spytałam niepewnie.
— Oczywiście, my tylko zwiedzamy — zaśmiał się a wtedy pchnęłam metalową powierzchnię i trafiliśmy do czegoś, co mogło przypominać wielki opuszczony magazyn, ale jednak coś nie grało. Spojrzałam w prawo. Na ścianie wisiał biały ekran. Po środku stało kilka starych samochodów, z których jeden był przykryty płachtą. Do środka przez okna wpadało nieco bladego, księżycowego światła.
— Kino samochodowe? — wydusiłam. — Kurczę, dziadek mi o nim opowiadał, ale nie sądziłam, że je kiedyś zobaczę. Zamknięte w '72. Jak ty...?
— Trafiłem na nie kilka miesięcy temu i tak jakoś... Chodź. — Pociągnął mnie w stronę przykrytego samochodu po czym zdjął z niego płachtę i odrzucił ją na bok. Pojazd był starannie wypucowany w przeciwieństwie do pozostałych. Na tylnym siedzeniu znajdował się kosz, a w nim butelka wina i dwa kieliszki.
— Wsiadaj — szepnął mi do ucha.
Zajęłam miejsce z tyłu.
— Gotowa? — spytał, a wtedy spojrzałam na niego. Dłońmi trzymał wajchę, którą opuścił, kiedy skinęłam głową. Usiadł obok mnie. Spojrzałam z zaciekawieniem na ekran.
— Nie wiem, jak ty to naprawiłeś — zaśmiałam się. Otworzył wino, po czym napełnił kieliszki i podał mi jeden.
— Właściwie, to to samo było całkiem sprawne. Kilka śrubek tylko dokręciłem. Ale jesteśmy skazani na ten film, bo tylko jedną kasetę znalazłem.
— A co to?
— „Rzymskie wakacje”.
— Żartujesz?
— Aż tak źle?
— Przeciwnie. Moja mama była wielką fanką Gregory'ego Pecka, a babcia w młodości wzorowała się na Audrey Hepburn. Ten film mnie prześladuje, uwielbiam go.
— Cieszę się.
Po kilku minutach zdjęłam z butów sandały i podciągnęłam nogi nieco pod siebie, przyjmując wygodniejszą pozycję. Zbliżyłam się niepewnie do Harrego, po czym delikatnie oparłam głowę o jego bark i w tej pozycji obejrzałam prawie cały film. Na ekranie pojawiły się napisy końcowe. Podniosłam się i dopiłam wino w kieliszku.
— A teraz uwaga — szatyn zabrał głos, a wtedy ekran zgasł. — Harry Czarodziej zrobi magię. — Zakasał lekko rękawy, po czym zaklaskał w dłonie i zaczęły płynąć pierwsze nuty piosenki. Tej samej piosenki, co poprzedniego dnia rano u mnie w salonie.

https://youtu.be/RhE_HS_7R9w
(a gdyby ten pierwszy był niedostępny)
http://youtu.be/EGjmpPzCk5E

— Nie wierzę — zaśmiałam się. — Nawet ci nie podałam tytułu. Jak ty to znalazłeś?
— Nieważne. Przymknij oczy i się wsłuchaj. To pasuje.
Odłożyłam kieliszek. Posłuchałam jego rady i po prostu nie mogłam się nie uśmiechnąć, kiedy usłyszałam: „Across the room, your silhouette starts to make its way to me. The playful conversation starts. Counter all your quick remarks like passing notes in secrecy”*. („Z drugiego końca pokoju twoja sylwetka zaczyna iść w moją stronę. Zaczyna się zabawna rozmowa. Odpowiadam na wszystkie twoje zaczepki, jakbym przekazywała sekretne karteczki”.)
Reszta została przyćmiona, kiedy poczułam jego dłoń na policzku, gdy delikatnie okręcał moją głowę w swoją stronę.
— Nie, nie otwieraj oczu — szepnął pospiesznie. Serce waliło mi jak oszalałe. Jego oddech drażnił moje usta. Był nieco rozedrgany, wyczułam jego zdenerwowanie. Uniosłam dłoń, żeby pogładzić go po policzku, ale wtedy chwycił ją i przyłożył opuszki moich palców do ust. Ostrożnie przeniosłam je na linię jego szczęki, która się momentalnie zacieśniła. Nasze wargi się zetknęły, a mnie ogarnęło nowe, nieznane uczucie, jakby mój żołądek wykonał fikołka. Wplotłam palce w jego włosy, przyciągając go jeszcze bardziej, co wyraźnie dodało mu odwagi. Stał się bardziej namiętny, co wcale nie ujmowało czułości, jaką mnie obdarzał. Oddawałam każdy pocałunek. Potrzebowałam tylko jego, wszystko inne poszło na bok. Rozpaczliwie kradliśmy powietrzu każdą cząstkę tlenu, jaką udało nam się wychwycić. Jęknęłam, kiedy przygryzł moją wargę. Piosenka już dawno się skończyła, a my wciąż trwaliśmy przyklejeni do siebie.
Nagle z amoku wyrwały mnie ciche wibracje płynące z mojej torebki.
— Cholera — zaklęłam.
Zacisnął zaborczo dłoń na moim udzie.
— Nie odbieraj, nie pozwalam.
— Harry... — jęknęłam, gdy zaczął drażnić wargami zagłębienie między moją szyją a szczęką. Nic nigdy nie oddziaływało na moje zmysły tak silnie. Byłam po prostu jak zaczarowana. — Harry...
Wibracje nie ustawały. W końcu się przemogłam i odepchnęłam go lekko, zaczynając szukać w torebce urządzenia. Wyjęłam je. Ledwo byłam w stanie odpowiadać rozmówcy.

*wzorowałam się na tym stroju, ale postanowiłam go opisać, a nie wstawiać tylko link, bo, prawdę mówiąc, irytuje mnie, kiedy czytam: włożyłam to [link do tumblra lub polyvore)"
Oglądałam ten film (mam na myśli "Rzymskie wakacje") i całość mi się podobała (lubię stare filmy), ale zakończenie mnie zawiodło. Zresztą nieważne. ^^
Co do pocałunku, to taka trochę śmieszna historia, bo opracowałam sobie w głowie ten moment, a potem się niecierpliwiłam, gdyż trzeba przyznać, że parę dobrych momentów do niego było wcześniej, haha. x
Ten wieczór będzie miał kontynuację, ale już po moim powrocie. ;) Pozdrawiam. ♥

sobota, 18 lipca 2015

#37 Harry cz.4

* * *
Sny o spadaniu w otchłań nigdy nie są przyjemne. Czuje się wtedy, że dzieje się coś, nad czym nie ma się kontroli, co prowadzi jedynie do cierpienia, bólu. Wiem coś o tym. Nieraz śniłam o czymś podobnym, a potem budziłam się zlana potem. Tak było i tej nocy. Wstałam i podeszłam do otwartego szeroko okna, oddychając głęboko. Uspokoiwszy się, udałam się do kuchni, gdzie nalałam sobie zimnej wody do szklanki i wypiłam ją jednym haustem. Nagle usłyszałam coś na kształt skrobania, a po chwili także ciche przekleństwa. Minął moment, zanim dotarło do mnie, że ktoś majstruje przy zamku. „Włamywacz”, pomyślałam, po czym serce podskoczyło mi do gardła. Powoli podeszłam do drzwi, chwytając w przedpokoju zupełnie bezużyteczny wazon stanowiący jedynie dekorację, który miał mi posłużyć w obronie własnej. Krew szumiała mi w uszach niemiłosiernie, kiedy powoli otwierałam drzwi. Uchyliłam je, a w drzwiach ukazała się sylwetka pijanego Stylesa trzymającego w dłoni pęk kluczy. Na mój widok uśmiechnął się głupawo, po czym zachichotał:
— O, chyba pomyliłem drzwi.
Przyjrzałam się mu. Miał rozciętą wargę i brew, pod okiem fioletowego siniaka, a jego twarz pokrywały skrzepy zeschniętej krwi.
„Nie dość, że się upił, to jeszcze pobił. Idiota. No idiota”.
— Pójdę do siebie. — Chwiejnie okręcił się na pięcie. Odłożyłam wazon na szafkę na buty, po czym zatrzymałam go stanowczo:
— Stój. Nigdzie nie idziesz. Trzeba cię opatrzyć.
— A co ty się tak nagle o mnie troszczysz? — spytał głupawo, spoglądając na mnie.
— Chodź tu — warknęłam zdecydowanie. Zachwiał się i upadł na mnie, aż prawie bym się przewróciła.
— Idziemy.
Cały czas wspierał się na mnie. Zaprowadziłam go do kuchni, po czym posadziłam na krzesełku przy kuchennej wyspie. Sama podeszłam do jednej z szafek, otworzyłam ją i stanęłam na palcach, szukając apteczki.
— Trzech ich było! — krzyknął nagle rozentuzjazmowany. — A ja jednego tak! — Uderzył pięścią w stół. — Drugiemu tak! — Podskoczyłam pod wpływem kolejnego huku. — A trzeci spierdolił — zaśmiał się pijacko.
Podeszłam do niego z wodą utlenioną i gazikiem, po czym zaczęłam przemywać jego ranę nad łukiem brwiowym.
— Ała! — syknął, odsuwając się gwałtownie.
— Taki z ciebie bohater, a wody utlenionej się boisz? Muszę przemyć. Chcesz dostać zakażenia? — spytałam z pretensjami. — Ciesz się, że nie trzeba będzie zszywać. — Zakleiłam pierwszą ranę plastrem, po czym wzięłam się za odkażanie drugiej. Skrzywił się, ale w żaden sposób tego nie skomentował.
— Pomyślałbym, że to niebo. — Zamrugał oczami, po czym nagle poczułam jego dłonie błądzące po tylnych częściach moich ud. Wędrowały coraz wyżej i wyżej... Strzepnęłam je zdecydowanym ruchem. — Ale za bardzo mnie piecze — zaśmiał się.
— Jesteś kretynem. Do tego się upiłeś i pobiłeś — powiedziałam, ze skupieniem dokańczając opatrywanie jego ran.
— Twoje oczy są jak gwiazdy, wiesz? — zapytał wpatrzony w moją twarz. — A usta jak wiśnie. I pachniesz kwiatami. Czy ty jesteś jeszcze człowiekiem, [t.i.]? — zachichotał.
— Wytrzeźwiej, błagam — jęknęłam, przyklejając mu ostatni plaster.
Nagle położył mi dłonie na biodrach i przyciągnął do siebie, kładąc głowę na moich piersiach. Nie wiedziałam, jak zareagować. Objąć go, nie objąć, odepchnąć?
— [t.i.]… — mruknął w miarę trzeźwo. — Jak tam leżałem… na tym chodniku… myślałem o tobie… i o tym jak… beznadziejnie będę wyglądał przy tobie na naszej randce w sobotę… bo ty będziesz wyglądać pięknie… jak zawsze.
Idąc drogą impulsu, delikatnie go objęłam. Przełknęłam ślinę. Pijani ponoć nie kłamią. Nie, stop.
— Dlaczego nic nie mówisz? — zapytał po chwili.
— Harry, my powinniśmy… iść już spać.
Odsunęłam się na pewną odległość, ale wtedy przyciągnął mnie jeszcze mocniej.
— Na trzeźwo bym tego nie zrobił. Pozwól mi się cieszyć faktem, że jestem pijany i mogę, proszę — powiedział, zapalczywie tuląc policzek do moich piersi.
— Zbok — mruknęłam, odpychając go. — Widzę, że powoli wracasz do siebie.
— Masz tu jakąś kanapę? — zapytał, przecierając oczy i ziewając. — Spać mi się chce, a do domu sam nie trafię.
— W salonie. — Uśmiechnęłam się, wskazując podbródkiem.
Wstał i niepewnie udał się w tamto miejsce. Opadł na kanapę ciężko. Przekręcił się tylko na plecy i zastygł. Zdjęłam mu buty i przykryłam kocem wyciągniętym z komody.
— Buzi też dostanę?
— To, że mnie rozmiękczyłeś, bo jesteś pijany, nie znaczy, że możesz sobie teraz pozwalać, okay? — zapytałam, a szeroki uśmiech, nie wiedzieć czemu, wkradł się na moją twarz.
— Dostałem też w pysk. Teraz cię rozmiękczyłem na tyle, żebyś dała mi buzi? — zachichotał.
Westchnęłam, kładąc dłoń na jego jeden policzek i składając drobny pocałunek na drugim. Nagle poczułam opuszki jego palców błądzące po mojej ręce. To było takie subtelne, delikatne, przyjemne… Moje serce zaczynało bić coraz szybciej.
— Co ty robisz? — zapytałam, odsunąwszy się odrobinę.
— Masz takie miękkie dłonie — odparł. — Chciałbym, żebyś zawsze dotykała mnie w ten sposób.
Przyłożył opuszki moich palców do swoich ust, muskając je. Siłą powstrzymywałam się przed wykonywaniem jakichkolwiek ruchów. Serce waliło mi jak młotem.
— Znowu nic nie mówisz. — Uśmiechnął się. — Kłócić się potrafisz, lecz jak przyjdzie co do czego, milczysz. Ale w porządku, przyzwyczaiłem się.
— Dobranoc, Harry — powiedziałam, wstawszy, po czym delikatnie wysunęłam dłoń z jego objęć, żeby nie pomyślał, że mu ją wyrywam.
— Dobranoc, [t.i.].
Szłam do sypialni jak zamroczona, po czym rozanielona opadłam na łóżko. Czułam przyjemne łaskotanie w okolicach przepony.
Cholera.
* * *
Budzik standardowo zadzwonił o godzinie 6:40. Machnęłam ręką, wyłączając go, po czym przetarłam zaspane oczy. Wstałam, a następnie od razu powoli wyciągnęłam z szafy jakąś sukienkę oraz bieliznę, po czym po cichu przemknęłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, wykonałam poranną toaletę i makijaż, a następnie założyłam też soczewki. Posprzątałam i wywietrzyłam sypialnię, po czym zrobiłam na szybko śniadanie składające się z kanapek i kawy. Styles chrapał tak głośno, że aż dziwne, iż podłoga nie drżała. Podeszłam do kanapy. Spał powyginany na wszystkie możliwe strony, głowę odrzucił na bok, koc zwisał z niego na podłogę. Chciałam obudzić go jakoś delikatnie, bo przecież musiałam iść do pracy, a nie mogłam go zostawić samego w mieszkaniu, ale nie miałam pojęcia, jak to zrobić.
— Harry — pochyliłam się, szepcząc do jego ucha. — Harry, obudź się. Harry — powtórzyłam głośniej. Mruknął coś niezrozumiale, a wtedy upomniałam go: — Nie udawaj, że śpisz. Styles, do cholery.
Szturchnęłam go.
— Daj mi buzi — wymamrotał ospale.
— No wstawaj! — Położyłam mu dłonie na boku i zaczęłam go szturchać.
— [t.i.]… — jęknął.
Pochyliłam się delikatnie nad nim, po czym szepnęłam ledwo słyszalnie wprost do jego ucha:
— Harry…
Następnie szarpnęłam je wargami. Usłyszałam głęboki pomruk zadowolenia.
— To akurat jest przyjemne, kontynuuj.
— Wstań… — Przejechałam opuszkami palców po jego policzku.
— Buziak.
Cmoknęłam go.
— Okay, przekonałaś mnie.
Odsunęłam się.
— Za dobra dla ciebie jestem — westchnęłam ostentacyjnie z udawanym niezadowoleniem.
Potarł palcami oczy.
— Ci wczoraj mnie nie rozpieszczali — zaśmiał się, po czym dotknął językiem rozcięcia nad górną wargą.
Uniósł się opornie, po czym usiadł na kanapie.
— Moja głowa. — Potarł skronie.
— Zaraz ci dam coś na kaca. Chodź.
— A nie przyniosłabyś mi tutaj? — Zrobił uroczą minkę, dotykając dłonią mojego uda.
— Przyniosę, ale łapy przy sobie. — Strzepnęłam jego rękę.
Chwyciłam z blatu talerz z kanapkami i kubek z kawą, gdy nagle usłyszałam dźwięki muzyki płynące prosto z wieży stereo.
— Co zrobiłeś? — zapytałam.
— Spałem… z jakimś pilotem — zaśmiał się.
— Trzy lata go szukałam. Wyłącz.
— Nie, poczekaj. To jest fajne, takie nastrojowe.
Zaczął się kołysać w rytm muzyki. Położyłam kanapki i kawę przed nim, gdy nagle zostałam brutalnie chwycona za biodra, aż zachwiałam się i upadłam na jego uda.
— Ej! — pisnęłam niezadowolona.
Spojrzał na mnie i się uśmiechnął, splatając dłonie na moim biodrze, żebym nie mogła wstać. Oparłszy podbródek na moim ramieniu, spojrzał mi w oczy.
— Dziękuję — powiedział.
— Za co? — spytałam.
— Nikt się mną nigdy nie zajmował, wiesz?
— Dlatego mnie postanowiłeś wykorzystać bez zahamowań? — odparowałam.
Pocałował moje nagie ramię, zaśmiewając się. Poczułam na skórze jego oddech, przez co przeszyły mnie ciarki.
— [t.i.] — szepnął, nie odrywając ode mnie swoich ust.
— Co?
— Czarno widzę tę naszą randkę, skoro ty każdy miły moment potrafisz tak łatwo zniszczyć. Podziękowałem ci.
— Skoro jestem taka zła, to za co… — ogarnęło mnie przyjemne ciepło, gdy trafił wargami prosto w czuły punkt u podstawy mojej szyi — za co mi dziękujesz?
Poczułam jego uśmiech na skórze.
— Za to, że wewnątrz tak naprawdę jesteś bardzo dobra. Pamiętam co nieco z wczoraj.
— Przestań — zaczęłam się wiercić, chcąc go odepchnąć.
— I za to, że się rumienisz. Ha, ha, myślisz, że tego nie widzę?
— Harry, przestań — zaoponowałam. — Spóźnię się przez ciebie do pracy.
Chwyciłam pilota i wyłączyłam płynącą z głośników Taylor Swift.
Westchnął.
— Jesteś tak uparta, że nie masz pojęcia.
Uśmiechnęłam się, po czym cmoknęłam go w policzek, zarzucając mu ręce na szyję.
— Ktoś musi.
Chwila ciszy dla tego gifa.
.
.
.
Trochę mi się spieszy, dlatego będę się streszczać. Mam w planach dodanie czegoś podczas wyjazdu, ale będzie to wymagało ode mnie naprawdę dużej dawki cierpliwości, bo mobilny blogger ssie i to bardzo, dlatego skoro ja mogę podjąć ten wysiłek, to Wy chyba możecie to docenić?
10 komentarzy = coś nowego (nie mówię co, bo mam pewien nowy pomysł, ale idk, jak to wyjdzie). ☺
O ile do tylu dobijecie, spodziewajcie się za tydzień nowego posta. Trzymajcie się. xxx
PS. Nie wiem, jak Was, ale mnie ta część w trakcie pisania rozbroiła całkowicie. ♥

środa, 15 lipca 2015

#37 Harry cz.3

~kilka dni później~
Poprawiłam osuwające się ramiączko od sukienki, idąc chodnikiem z pracy. Już powoli zbliżałam się do odpowiedniego bloku. Wystarczyło tylko przejść przez ulicę, potem w prawo, w lewo i już. Wchodząc do budynku, natknęłam się na busa z logo firmy zajmującej się przeprowadzkami. „Może wreszcie ktoś zajmie to mieszkanie po Johnsonach naprzeciwko”, pomyślałam, po czym wystukałam kod, by wejść do środka. Byłam przeszczęśliwa, kiedy w końcu mogłam opaść na swoją beżową kanapę. Mimo że zegar wskazywał dopiero 16:00, czułam fizyczne zmęczenie. Odłożyłam telefon na bok i postanowiłam nie odbierać od nikogo, odciąć się od świata. Weszłam do łazienki i zaczęłam się przyglądać swojej twarzy. Miałam naprawdę kiepski dzień. W nocy padał deszcz, wyszłam pobiegać, oczywiście pierwszy lepszy samochód ochlapał mi dres. Sąsiad z góry zabrał całą ciepłą wodę, musiałam brać prysznic w zimnej. Złamałam obcas, dzieci w przedszkolu mnie nie słuchały, nie miałam makijażu. Ugh.
Przeczesałam włosy i związałam na szybko. Od razu w oczy mi się rzucił zaczerwieniony ślad pokrywający skrawek mojej szyi. Przejechałam po nim opuszkami palców. Zaczynał już blednąć, zresztą tak samo jak wspomnienia tamtej nocy. Coraz słabiej widziałam przed oczami jego twarz. Przymknęłam na chwilę powieki. Zadziorny uśmieszek, ciemne spojrzenie zielonych oczu, szerokie ramiona, przydługawe loki opadające w nieładzie na ramiona, kształtne wargi, rozgrzany oddech... Gdyby tak...
Nie, stop.
Otrząsnęłam się. Nie pierwszy raz złapałam się na fantazjowaniu o Harrym i w sumie, cóż się dziwić. Zapewne nie byłam jedyną.
I właśnie dlatego nie powinnam.
Resztę wieczoru spędził pewnie z jakąś miłą laską, która potrafiła... Nieważne.
Z jakichś przyczyn nie potrafiłam dopuścić do siebie myśli, że mógłby...
[t.i.], ochłoń. Co z tego, że jest przystojny. To jeden z największych dupków, jakich znasz. Chamski, wredny, bezczelny, zbyt pewny siebie, arogancki, władczy...
Znowu, znowu. Znowu te cholerne myśli. Stop.
Usłyszałam dzwonek do drzwi, dlatego podeszłam do nich i otworzyłam. Zobaczyłam tego samego szatyna, co kilka dni temu i... i zwyczajnie zapomniałam języka w gębie. Oboje zapomnieliśmy. Wydawał się być tak samo zaskoczony, jak ja.
— Co ty...? — wydusiłam z siebie po chwili.
— A ty?
— Mieszkam tu.
— A ja mieszkam tam.
Wskazał kciukiem mieszkanie naprzeciwko.
— O co tu chodzi, co? — zapytałam. — Jaja sobie robisz, nie wierzę ci.
Chwyciłam klamkę z zamiarem zamknięcia drzwi, lecz wtedy przytrzymał je ramieniem.
— Jestem tak samo w szoku, jak ty, okay? Przyszedłem się tylko przywitać.
— Zostaw mnie.
Siłowałam się z nim drzwiami, aż utknęły w nieruchomym punkcie i żadne nie chciało odpuścić. Napierałam na drewnianą powierzchnię całym ciałem. Jego twarz znajdowała się zdecydowanie za blisko mojej.
— Ślicznie dziś wyglądasz,o ile nikt ci tego jeszcze nie powiedział — jego głos był cichy, przez co poczułam się prawie jak w sytuacji intymnej.
Jedną ręką wciąż przytrzymywał drzwi, kciukiem drugiej dotknął śladu na mojej szyi.
— Zachowała się — stwierdził z nieukrywaną dumą.
— Thomas ją trochę poprawił — odparłam.
Chciałam mu się jakoś odgryźć, ale nie sądziłam, że posunę się aż tak daleko. Nie podejrzewałabym siebie samą o to.
Rysy twarzy szatyna napięły się. Zacisnął szczękę, jego oczy ponownie pociemniały, mogłam dostrzec nawet żyłę, która wtem pojawiła się na jego skroni.
Czyli tak jakby... on też o mnie myślał?
Łagodnie puścił drzwi, a wtedy ja też się odsunęłam.
Uśmiechnął się.
— Prawie ci uwierzyłem.
— Skąd pewność, że kłamałam?
Oparł dłoń o futrynę drzwi. Miał na sobie czarne spodnie i biały T-shirt. Pieprzone, zwyczajne czarne spodnie i jeszcze bardziej pieprzony T-shirt, który tak cholernie dobrze na nim leżał, podkreślając wysportowaną sylwetkę.
— Dobrze oboje wiemy, że poszłaś potem do domu. Thomas został w środku, obłapując jakąś inną laskę.
— „Jakąś inną laskę”— zacytowałam z ironią. — Jeśli uważasz mnie za „jakąś laskę”, to chyba nie mamy o czym rozmawiać.
Przymknęłam drzwi, ale ponownie zatrzymał mój ruch ramieniem.
— [t.i.]... — zaczął ściszonym głosem, a na jego wargi wpełznął uśmieszek. — Nie startowałbym do ciebie, gdybym nie uważał cię za laskę — zaśmiał się ironicznie.
— Powinnam ci się w tym momencie rzucić na szyję z wdzięczności za komplement czy coś?
— Nie... Umów się ze mną. Raz, tylko tyle.
— Nie.
— Dlaczego?
— Bo nie.
— Podaj argument.
— Ty podaj.
— A wtedy się zgodzisz?
— Przemyślę to.
— Najpierw spotkaliśmy się na imprezie. Teraz okazuje się, że zamieszkałem naprzeciwko. Nie sądzisz, że...
— Bardziej się postaraj — ucięłam.
— Nie znasz mnie, a oceniasz. Jesteś powierzchowna.
Zmierzyłam go od góry do dołu.
— Twój wygląd nie ma dla mnie żadnego znaczenia — wycedziłam. — Po prostu mnie wkur...rzasz.
— Wcale nie miałem na myśli wyglądu. Oceniasz po pozorach. Tak naprawdę skreśliłaś mnie już na samym początku.
Zamilkłam i to wcale nie dlatego, że zabrakło mi słów. Nie chciałam wdawać się dalej w tę kłótnię. Poddałam się.
— Kiedy i gdzie? — zapytałam, wzdychając.
— W sobotę o 21:00. Przyjdę po ciebie. To na razie.
Zniknął jeszcze szybciej, niż się pojawił, zostawiając mnie samą w stanie skrajnego oszołomienia. „Na co ja się zgodziłam?”.
Prawdę mówiąc, jestem bardzo podekscytowana kolejną częścią. Tak bardzo, że mogłabym ją wstawić nawet jutro, ale nie. :D Pojawi się gdzieś w okolicach weekendu, bo potem wyjeżdżam i nie wiem, czy przygotuję sobie jakieś posty do dodawania, czy po prostu zrobię sobie prawie dwutygodniową przerwę. xx
PS. To, co się działo wczoraj i przedwczoraj w naszym fandomie, to jakiś obłęd. Jestem psychicznie wyczerpana.

sobota, 11 lipca 2015

#37 Harry cz.2

— Ta pani jest moja.
Otworzyłam usta ze zdziwienia.
„Co, co, co, co, co, co, co? CO?! Pierwszy raz cię, człowieku, na oczy widzę”.
Byłam zbyt zaskoczona, żeby zwrócić uwagę na bezczelność chłopaka, jego zadziorny uśmieszek, wyprostowaną postawę, pewny siebie błysk w oku. Nawet w jego poburzonej czuprynie kryło się coś na kształt: „Jestem panem świata”.
— Myślałem, że... — odparł zakłopotany Tom.
— Źle myślałeś.
— Okay, okay.
Chłopak podniósł dłonie w geście poddania, po czym oddalił się.
Odłożyłam kubek piwa na parapet. Byłam roztrzęsiona, wewnątrz mnie gotowały się prawie wszystkie możliwe emocje.
— Co to miało być? — zapytałam nieznajomego. — Nawet cię nie znam.
— Zaraz poznasz.
— Pff — prychnęłam poirytowana, po czym wyminęłam go, lecz wtedy mocno pochwycił mój nadgarstek, uniemożliwiając mi to.
— O co ci chodzi? To taki nowy sposób podrywu? Będę chamski, to na pewno rzuci mi się w ramiona, hm? Albo tak po prostu zamierzałeś spieprzyć mi wieczór, dla zasady?
— Jesteś wyszczekana, to dobrze — zaśmiał mi się w twarz.
— Puść mnie, do cholery.
Zaczęłam wykręcać nadgarstek, ale niewiele to pomagało, a wokół panował taki gwar, że nie mogłam liczyć nawet na pomoc z zewnątrz. Jednym ruchem złapał również mój drugi nadgarstek, po czym przyciągnął mnie do siebie. Jego oczy pociemniały w jednej chwili.
— A co jeśli nie puszczę? — wycedził przez zaciśnięte zęby, a ja dopiero wtedy pomyślałam, że wcale go nie znam i przecież może być niebezpieczny.
— Zacznę krzyczeć.
Zaśmiał się szyderczo, gdy nagle zbliżył się i poczułam koniuszek jego nosa wodzący po wrażliwej skórze mojej szyi. Zadrżałam.
— Dawaj — szepnął prowokująco wprost do mojego ucha, a następnie jego wargi przyssały się do skóry tuż pod nim. Pchnął mnie biodrami na ścianę nieopodal, dociskając swoje krocze do mojego. Przymknęłam oczy, biorąc spokojne, głębokie wdechy.
— Czego ty tak właściwie chcesz? — zapytałam, coraz bardziej mięknąc pod wpływem subtelnego dotyku jego warg na szyi. Delikatny zapach jego wody kolońskiej pomieszany z perfumami odurzał mnie.
Przygryzł zębami moją skórę.
— Ładnie pachniesz, wiesz? — mruknął wprost do mojego ucha. — Podniecająco.
Jego pocałunki były coraz mniej przyjemne. Wpijał się w moją szyję, kąsał ją, robił wszystko, na co miał ochotę, jakby uporczywie chcąc zostawić mi pamiątkę. Biernie się temu poddawałam, aż nadszedł moment „Stop, co ja robię?”.
— Przestań — zaprotestowałam w miarę łagodnie. — Nawet nie wiem, jak masz na imię. Co ty robisz?
— Harry. Ty jesteś [t.i.], wiem.
Miejsce jego warg zastąpił kciuk, którym pogładził świeżo zrobiony ślad. Zaśmiał się cicho do mojego ucha.
— Jesteś słodka.
Szarpnął ustami moją skórę, po czym odsunął się, a ja, rozejrzawszy się, zrozumiałam. Kilkoro mężczyzn stojących nieopodal przyglądało nam się i chichotało gorzej niż elitka szkolnych gwiazduni.
— Ty pieprzony idioto! — warknęłam na cały głos. — Zakład, prawda?
Uśmiechnął się szeroko, aż w jego policzkach ukazały się dołeczki.
— Wiedz, rybko, że z największą rozkoszą zrobiłbym ci jeszcze kilka malinek w różnych innych miejscach. Cholernie przyjemnie się ten zakład wygrywało.
Przesunął językiem po dolnej wardze, a następnie przygryzł ją, po czym odszedł.
— Chwila, chwila! — krzyknęłam, łapiąc jego nadgarstek. — Ile wygrałeś? Jestem cholernie ciekawa, ile kosztuje zrobienie mi malinki.
— Doświadczenia były bezcenne — odparł, zaśmiewając się.
— Bez takich frazesów.
Przewrócił oczami.
— 50 dych. Coś jeszcze?
Puściłam jego rękę.
— Idź.
— Wrócę.
Mrugnął do mnie okiem.
— Nie próbuj.
— Spróbuję.
— Zwieję.
— Twoja strata.
Oddalił się, a ja wtedy wcisnęłam się między tłumy tańczących ludzi i od razu biegiem udałam się do wyjścia.
— Ty mówiłaś serio? — usłyszałam za sobą pełen kpiny, a wręcz szyderstwa głos, gdy już miałam chwytać za klamkę. Odwróciłam się. Stał z rękami w kieszeniach, na jego twarzy nie gościł uśmieszek, wargi miał zaciśnięte, oczy były ciemniejsze niż zwykle.
— Ja... um... — Z każdym jego krokiem poczynionym w moją stronę ilość moich nerwów wzrastała. Ręce mi drżały, kolana miękły. Czy ja się go bałam czy... no właśnie, czy co? — Ja tylko chciałam... Nie twoja sprawa — ucięłam hardo.
Zdążyłam się już przekonać, że ten człowiek... Harry nie ma żadnych zahamowań, jest pewny siebie, bezczelny do tego ma nade mną wyraźną fizyczną przewagę. Bałam się. Odległość między nami wynosiła jakieś trzy metry, kiedy się zatrzymał.
— Idź, jak chcesz — wycedził.
Wszystko w jego postawie wskazywało na to, że coś się stało nie tak, poszło nie po jego myśli. Zrobiłam coś, czego się nie spodziewał albo zaskoczyła go moja chęć ucieczki i po prostu postanowił odpuścić.
Na chwilę się zatrzymałam. Był co prawda przystojny, ale jego bezczelność i chamstwo potrafiły nieźle doprowadzić do szału. Na pewno miał w sobie coś, za co mogłabym go polubić, ale choćbym nie wiem, jak się starała, nie znalazłabym tego podczas suto zakrapianej alkoholem imprezy. Po prostu nie.
— To cześć — rzuciłam i, nie czekając na odpowiedź, wyszłam.
Kiedyś pisałam takie długie notki, a teraz nie mam pojęcia, co tu napisać. Może to i lepiej, bo przynajmniej nie mam ochoty znowu narzekać na imagina. x
Napiszę coś pozytywnego. Otóż, piszę. Haha, cóż za nowość. :D Ale tak całkiem na poważnie, ostatnio nawet ruszyłam z fanfiction, w najbliższym czasie wezmę się też za zamawianie szablonu, tak że jest dobrze. ;)
Pozdrawiam. ♥
PS. Odpowiada Wam taka częstotliwość dodawania postów czy za szybko?

środa, 8 lipca 2015

#36 Zayn cz.2

— Dzień dobry, panno [t.n.]. Proszę usiąść. — Wskazał na krzesło przed biurkiem.
— Dzień dobry… — odparłam, z ulgą zajmując miejsce. Czułam, jak miękną mi nogi. To niemożliwe. W mojej głowie lawirowały obrazy z poprzedniego wieczoru. Ta twarz była tak podobna… rysy nieco azjatyckie, opalona skóra, ciemne oczy, włosy, zarost… Miał na sobie zwykłe dżinsy i biały T-shirt, a na oparciu jego krzesła spoczywała granatowa marynarka. Nie przypominał typowego wicedyrektora.
— Nazywam się Zayn Malik — przedstawił się i z jednej strony poczułam się beznadziejnie („Teraz to na 100% on”), a z drugiej nieco mi ulżyło („Może mnie nie poznał?”). — Jestem wicedyrektorem tej szkoły. Uczę również plastyki i muzyki. Przyznam szczerze, że przyjrzałem się dokładnie pani CV i…
— Wiem, że nie mam doświadczenia — odparłam — ale zależy mi na tej pracy…
— Dlaczego? O to chciałem zapytać. Dlaczego pani chce pracować w szkole?
— Ja… od początku studiów chciałam to robić i wiedziałam, że kiedyś naprawdę się tym zajmę, ale do tej pory… nie było okazji. — Spuściłam wzrok, bawiąc się palcami.
— No właśnie… — Przysunął moje CV bliżej siebie. — Widzę tu lukę. Co pani robiła przez ostatnie 1,5 roku, panno [t.n.]?
— Czy to ważne? — spytałam, starając się panować nad drżeniem głosu. Szybko zorientowałam się, że to pytanie jest co najmniej nie na miejscu, dlatego odpowiedziałam: — Pracowałam w modelingu.
— I zrezygnowała pani z tego na rzecz pracy w szkole? — Zmarszczył czoło, przesuwając kciukiem po wardze, a następnie oblizując ją. Uch. Jego wzrok zabłądził nagle w okolicach mojego dekoltu. Był to dosłownie ułamek sekundy, a mi zrobiło się duszno.
— Tak, chcę to robić.
— W takim razie... jakie zarobki panią interesują? Wydaje mi się, że modeling to dobrze płatne zajęcie. Obawiam się, że szkoła nie będzie w stanie zapewnić pani aż takich...
— Nie oczekuję kokosów. Nie mam rodziny na utrzymaniu, niepotrzebne mi miliony na koncie.
— Jak pani myśli – jakie są pani zalety? — zadał kolejne pytanie. — Dlaczego powinienem panią zatrudnić?
— Cóż, jestem młoda, ambitna. Moją wadą z pewnością jest to, że nie mam doświadczenia, ale chciałabym je nabyć, pracując tutaj. Jestem gotowa podjąć to, wydaje mi się, wyzwanie.
Podniósł się, przez co ja też wstałam. Podał mi dłoń, a ja ją uścisnęłam.
— Zadzwonię jeszcze do pani, panno [t.n.] — powiedział, na co ja wypaliłam:
— Spławia mnie pan?
Brunet uśmiechnął się, co złagodziło jego surowe do tej pory oblicze.
— Gdzieżbym śmiał — odparł. — Po prostu muszę jeszcze porozmawiać z panem Wellingtonem. Prawdopodobnie na razie zaproponujemy pani 3-miesięczny okres próbny.
Speszyłam się.
— Um… dziękuję. Do widzenia.
— Do widzenia — odparł, a wtedy podeszłam do drzwi i chwyciłam za klamkę. — Niech pani odpocznie po wczoraj.
W jednej chwili zrobiłam się cała czerwona i oblałam zimnym potem. „Jednak pamięta. Niech to szlag”.
— Myślisz, że nie pamiętam? — zapytał. — Uznałem, że należałoby trzymać fason, ale nasza rozmowa kwalifikacyjna chyba się właśnie skończyła, [t.i.] — dodał, kładąc nacisk na moje imię.
Niepewnie odwróciłam się w jego stronę.
— Wiedziałeś już wczoraj, prawda? — spytałam cicho.
— Nie, byłem pijany, nawet nie myślałem — odparł.
— Sugerujesz, że to wszystko miało miejsce… bo byłeś pijany? — żachnęłam się.
Oblizał spierzchnięte wargi, a następnie zeskanował moją twarz.
— Prawdopodobnie na trzeźwo zachowałbym się tak samo — odpowiedział.
— Dobrze, że sobie to wyjaśniliśmy — odparłam.
— Też się cieszę.
Opuściłam jego gabinet, dygocząc od środka. Ogarniało mnie po poczucie zażenowania. Co jak co, ale tego się nie spodziewałam.
Zmiana perspektywy
Próbowałem się skupić na czymkolwiek, ale marnie mi to wychodziło. Przed oczami wciąż widziałem jej oczy patrzące w moją stronę, uśmiech, jaki mi posłała.
Będzie moja… Chociaż jeszcze o tym nie wie.
Wiem, że to nie jest ciekawe. :/ Kolejna część pojawi się, o ile dostanę jakiegoś kopa natchnienia, napadu weny czy czegokolwiek. Na razie jestem na etapie Harrego i nawet nieźle mi idzie. Chociaż to. :3 Mam nadzieję, że moja wena się jakoś na dobre odblokuje, bo ja nie wiem. :/
PS. Gdybyście chcieli... no nie wiem... bliżej się poznać albo mielibyście jakieś pytania czy cokolwiek, piszcie na mojego Twittera (gdzie możecie poczytać moje żale, narzekania na brak weny i własne lenistwo) lub maila. ♥

sobota, 4 lipca 2015

#37 Harry

Wstawiam tu zaczątek imagina pisanego dla Foreverdirectioner z bloga, na którym od pewnego czasu publikuję z okazji jej urodzin. Życzmy jej wszystkiego najlepszego, żeby spełniły się jej wszystkie plany i marzenia oraz by za rok śpiewająco zdała maturę. ☺♥


Znudzona przesuwałam wzrokiem po ekranie telewizora, oglądając pięciotysięczną powtórkę „Bridget Jones”. Nagle zaburczało mi w brzuchu, a wtedy w głowie zaczęłam wertować i przeglądać wszystko, co w moim mieszkaniu mogłoby się nadawać do spożycia. „Można odgrzać kurczaka, zrobić kanapki ewentualnie albo nawet tosty”. Spojrzałam na zegar spoczywający na ścianie. 22:00. „Nie, jednak nie”. Zwlokłam się z kanapy i przeszłam do swojej małej kuchni. Włączyłam światło, moją uwagę od razu przykuła ulotka pizzerii przyczepiona magnesem do lodówki.
„O tej godzinie? A zresztą”.
Udałam się z ulotką do salonu, a tam chwyciłam telefon z komody i usiadłam na kanapie.
— Cholera jasna — zaklęłam pod nosem. O tej porze dnia nie miałam już soczewek, a okulary zostawiłam w sypialni. Czułam się jak jakiś ślepiec. Odsunęłam ulotkę na pewną odległość, po czym wystukałam na ekranie telefonu to, co udało mi się za mgłą zobaczyć.
Odczekałam kilka sygnałów, modląc się w duchu, żebym nic nie pomyliła.
— Halo? — usłyszałam po chwili głos, który szybko oceniłam jako należący do mężczyzny. Może i byłam ślepa, ale na pewno nie głucha.
Zamilkłam, czekając na jakiś ciąg dalszy typu: „Tu pizzeria „U Louiego” przy ulicy takiej i takiej”, ale nic takiego nie nastąpiło. Tylko głucha cisza.
— Pizzeria? — zapytałam cicho słabym głosem.
Osoba po drugiej stronie się zaśmiała swoim niskim głosem.
— To jest ten moment, że powinienem powiedzieć „Dla ciebie mogę być, czym tylko zechcesz, kochanie”, tak?
Zaczerwieniłam się.
— Och, nie! Przepraszam, pomyłka — odparłam zażenowana.
— Poczekaj, nie rozłączaj się. Hm, niech zgadnę. Studiujesz w Londynie zaocznie, masz 21-22 lata, siedzisz właśnie z chłopakiem, oglądacie film, zrobiliście się głodni, dlatego zamawiacie pizzę. Trafiłem z czymkolwiek?
Roześmiałam się w głos.
— Tak w sumie to z niczym. Mam 19 lat, nie studiuję, tylko pracuję. Siedzę sama, oglądałam film i faktycznie zrobiłam się głodna, dlatego chciałam zamówić pizzę. Teraz ty coś powiedz o sobie.
— Mam 21 lat, pracuję. Miałem zamiar położyć się spać, ale zadzwoniłaś — zaśmiał się.
— Przepraszam w takim razie, już nie przeszkadzam, ha, ha. To cześć — pożegnałam się.
— Czekaj, czekaj. Powiedz chociaż, jak masz na imię.
— [t.i.], a t...?
— Dobrej nocy i smacznego, [t.i.] — po tych słowach się rozłączył, nie dając mi nawet możliwości poznania jego imienia.
Uśmiechnęłam się tylko pod nosem,  kierując się do sypialni po okulary.
* * *
— Już czuję, że przyjście tutaj było błędem — krzyknęłam w stronę Amber. Znajdowałyśmy się właśnie na domówce zorganizowanej przez naszą o rok młodszą koleżankę Paige. Dookoła roznosiły się typowe zapachy: alkoholu, papierosów, potu.
— Dlaczego? Będzie fajnie — odparła. — Poszukam Paige.
Zniknęła w tłumie szybciej, niż się spodziewałam.
Westchnęłam, przeciskając się między tłumem. Chwyciłam jeden z wielu kubków piwa leżących na komodzie w salonie, po czym podeszłam do okna, upijając łyk. Towarzystwo pełne było uczniów college'u starszych albo młodszych, studentów, etc., etc.... Można było odnieść wrażenie, że połowa mieszkańców Londynu w wieku od 16 do 25 lat nagle zebrała się w jednym miejscu. Nagle usłyszałam czyjś szept przy uchu.
— Wolna?
Zaśmiałam się.
— A wygląda, żeby było inaczej?
— Tom.
— [t.i.].
Stanął obok mnie. Miał ciemne włosy zaczesane lekko pod górę. Ciemną karnację podkreślał biały T'-shirt, który miał na sobie. Wyglądał na niewiele starszego ode mnie.
— Więc co tu robisz, [t.i.]?
— Sama nie wiem — odparłam. — Koleżanka mnie wyciągnęła. Chęć ucieczki przed siedzeniem w sobotni wieczór przed telewizorem.
— U mnie podobnie, ha, ha. Kolega mnie wyciągnął, żebym nie zakuwał.
— Studiujesz? — zagaiłam. — Co?
— Taa... Marketing i zarządzanie. Nic ciekawego.
— Nie, dlaczego? Nie odpowiada ci ten kierunek?
— Mnie bardzo odpowiada, po prostu myślałem, że nie jest on interesujący... dla ciebie...
Nie zdążył dokończyć nawet zdania, gdy nagle zobaczyłam wysokiego szatyna tuż za nim. Kilka puknięć palcem w ramię wystarczyło, nowo poznany Tom się odwrócił. Przez głowę mi przemknęło, że pewnie są kolegami, ale to, co usłyszałam z ust szatyna, kompletnie mnie zaskoczyło:
— Ta pani jest moja.
Piszcie, co sądzicie i czy chcecie poznać kontynuację tej historii. xx
Zayna postaram się wstawić gdzieś tak w połowie przyszłego tygodnia. ♥