Chwyciłam do ręki szminkę, po czym przejechałam nią po ustach, nadając im intensywny odcień czerwieni. Następnie schowałam ją do etui i wrzuciłam do jasnobrązowej skórzanej torebki. Wygładziłam brzeg kwiecistej sukienki, włożyłam na stopy rzymianki, po czym po raz tysięczny przejrzałam się w lustrze w przedpokoju*.
„Styles, Styles, Styles...”
Prawie podskoczyłam na dźwięk dzwonka do drzwi. Chwyciłam klamkę. Trzy głębokie wdechy.
„Nienawidzę cię, Styles, za to, co ze mną robisz.
Nienawidzę czy...?
A zresztą”.
Nacisnęłam. Kolejny wdech. Pociągnęłam.
Styles. Szczęściarz cholerny. Nie musiał się zbyt wiele starać, żeby wyglądać jak młody Adonis: czarna koszula lekko rozpięta, rurki. Na głowie nieład, tym razem odrobinę doprowadzony do porządku. Całego widoku nie psuła nawet jego pobita i posiniaczona twarz.
Uśmiechnął się, unosząc jeden kącik warg. Mój wzrok zatrzymał się dokładnie w tym miejscu. Tyle razy mogłam poczuć dotyk jego ust, ale nigdy na swoich.
Nie, stop.
Czułam jego wzrok dosłownie wszędzie. Od mojego karku w dół pleców przebiegły ciarki. Zacisnęłam palce na klamce, żeby nie zadrżeć.
A teraz wyobraźcie sobie, że to wszystko trwało jakąś sekundę. Tyle mój mózg był w stanie przetworzyć w jedną sześćdziesiątą minuty. A co dalej?
— Cześć — przywitał się, po czym zza pleców wyjął białą różę na długiej łodyżce. — Może to mało oryginalne, ale na pewno bardziej niż czerwona — dodał odrobinę zakłopotany.
— W porządku, uwielbiam białe — odparłam, próbując się uśmiechnąć. Nie panowałam nawet nad własną mimiką, tak mnie zżerały nerwy.
— Uff... — odetchnął z wyraźną ulgą. — W takim razie proszę. Dla ciebie. — Wręczył mi kwiat. — Proponuję go zostawić, bo czeka nas mała... przeprawa. — Uśmiechnął się.
— Dziękuję. Chwileczkę w takim razie.
Chwyciłam pospiesznie wazonik z przedpokoju (ten sam, którym chciałam go potraktować dwa dni wcześniej), nalałam do niego wody, po czym postawiłam w salonie.
— Bardzo jesteś zdenerwowana? — spytał, kiedy wyszłam z mieszkania i zaczęłam walczyć z własnym stresem, próbując włożyć klucz do zamka.
— Nie, dlaczego? — odparłam, zaśmiewając się histerycznie.
— Bo chciałem ci powiedzieć, że pięknie wyglądasz, ale nie wiem, jak zareagujesz.
Zrobiłam się cała czerwona, klucze z brzękiem wylądowały na podłodze. Podniosłam je w błyskawicznym tempie.
— Um... Dziękuję — odparłam, po czym jednym szybkim ruchem włożyłam metal do zamka, odmawiając w myślach modlitwę dziękczynną.
— [t.i.], ja nie gwałcę ani nie zabijam. — Nagle poczułam jego dłonie na biodrach. — Rozluźnij się.
„Nie mogę, kiedy jesteś tak blisko”.
Myślałam, że nie może mi być już bardziej gorąco, gdy nagle całe moje ciało ogarnęło mrowienie, kiedy wypuścił ciepły strumień powietrza prosto na moją szyję.
— Harry — wydusiłam zachrypniętym głosem — nie pomagasz.
Schowałam klucze do torebki, a następnie zapięłam ją.
— A mogę cię chociaż za rękę chwycić? — zapytał.
„Byłoby wskazane”.
— Możesz — odparłam, czując, jak nerwy powoli odpuszczają.
Złapał moją dłoń, a następnie zaczęliśmy schodzić po schodach.
— Uśmiechasz się — stwierdził z zadowoleniem.
— Co, ja? — Nawet nie spostrzegłam, kiedy kąciki moich warg same się uniosły.
— Tak, ty. Częściej to rób, masz piękny uśmiech.
— Harry — jęknęłam, czując, jak po raz kolejny się czerwienię. — Sprawia ci to satysfakcję? — zapytałam z wyrzutem.
— Po prostu lubię, jak się rumienisz z mojego powodu. To urocze.
Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Próbowałam opanować wypieki, ale to nic nie pomagało.
— Mówiłeś coś o przeprawie? — zagaiłam dla zmiany tematu.
— Musisz trochę poczekać — zaśmiał się. — 20 minut drogi.
Szliśmy, niewiele się do siebie odzywając. Miasto powoli zasypiało: gasły światła, cichły kroki uliczne. Dotarliśmy nad brzeg Tamizy i powoli szliśmy wzdłuż niej. Otaczało nas coraz więcej opuszczonych budynków. Nagle się zatrzymał tuż przy pewnej zamkniętej na kłódkę bramie.
— Harry, co ty...? — zaczęłam, kiedy sięgnął do kłódki.
— Shh, ja ją tu założyłem, żeby nikt nie wchodził.
Wyciągnął klucz z kieszeni i bez problemów otworzył bramę. Wpuścił mnie przed sobą. Naprzeciwko znajdowały się metalowe drzwi, które były otwarte.
— Harry, to na pewno legalne? — spytałam niepewnie.
— Oczywiście, my tylko zwiedzamy — zaśmiał się a wtedy pchnęłam metalową powierzchnię i trafiliśmy do czegoś, co mogło przypominać wielki opuszczony magazyn, ale jednak coś nie grało. Spojrzałam w prawo. Na ścianie wisiał biały ekran. Po środku stało kilka starych samochodów, z których jeden był przykryty płachtą. Do środka przez okna wpadało nieco bladego, księżycowego światła.
— Kino samochodowe? — wydusiłam. — Kurczę, dziadek mi o nim opowiadał, ale nie sądziłam, że je kiedyś zobaczę. Zamknięte w '72. Jak ty...?
— Trafiłem na nie kilka miesięcy temu i tak jakoś... Chodź. — Pociągnął mnie w stronę przykrytego samochodu po czym zdjął z niego płachtę i odrzucił ją na bok. Pojazd był starannie wypucowany w przeciwieństwie do pozostałych. Na tylnym siedzeniu znajdował się kosz, a w nim butelka wina i dwa kieliszki.
— Wsiadaj — szepnął mi do ucha.
Zajęłam miejsce z tyłu.
— Gotowa? — spytał, a wtedy spojrzałam na niego. Dłońmi trzymał wajchę, którą opuścił, kiedy skinęłam głową. Usiadł obok mnie. Spojrzałam z zaciekawieniem na ekran.
— Nie wiem, jak ty to naprawiłeś — zaśmiałam się. Otworzył wino, po czym napełnił kieliszki i podał mi jeden.
— Właściwie, to to samo było całkiem sprawne. Kilka śrubek tylko dokręciłem. Ale jesteśmy skazani na ten film, bo tylko jedną kasetę znalazłem.
— A co to?
— „Rzymskie wakacje”.
— Żartujesz?
— Aż tak źle?
— Przeciwnie. Moja mama była wielką fanką Gregory'ego Pecka, a babcia w młodości wzorowała się na Audrey Hepburn. Ten film mnie prześladuje, uwielbiam go.
— Cieszę się.
Po kilku minutach zdjęłam z butów sandały i podciągnęłam nogi nieco pod siebie, przyjmując wygodniejszą pozycję. Zbliżyłam się niepewnie do Harrego, po czym delikatnie oparłam głowę o jego bark i w tej pozycji obejrzałam prawie cały film. Na ekranie pojawiły się napisy końcowe. Podniosłam się i dopiłam wino w kieliszku.
— A teraz uwaga — szatyn zabrał głos, a wtedy ekran zgasł. — Harry Czarodziej zrobi magię. — Zakasał lekko rękawy, po czym zaklaskał w dłonie i zaczęły płynąć pierwsze nuty piosenki. Tej samej piosenki, co poprzedniego dnia rano u mnie w salonie.
— Nie wierzę — zaśmiałam się. — Nawet ci nie podałam tytułu. Jak ty to znalazłeś?
— Nieważne. Przymknij oczy i się wsłuchaj. To pasuje.
Odłożyłam kieliszek. Posłuchałam jego rady i po prostu nie mogłam się nie uśmiechnąć, kiedy usłyszałam: „Across the room, your silhouette starts to make its way to me. The playful conversation starts. Counter all your quick remarks like passing notes in secrecy”*. („Z drugiego końca pokoju twoja sylwetka zaczyna iść w moją stronę. Zaczyna się zabawna rozmowa. Odpowiadam na wszystkie twoje zaczepki, jakbym przekazywała sekretne karteczki”.)
Reszta została przyćmiona, kiedy poczułam jego dłoń na policzku, gdy delikatnie okręcał moją głowę w swoją stronę.
— Nie, nie otwieraj oczu — szepnął pospiesznie. Serce waliło mi jak oszalałe. Jego oddech drażnił moje usta. Był nieco rozedrgany, wyczułam jego zdenerwowanie. Uniosłam dłoń, żeby pogładzić go po policzku, ale wtedy chwycił ją i przyłożył opuszki moich palców do ust. Ostrożnie przeniosłam je na linię jego szczęki, która się momentalnie zacieśniła. Nasze wargi się zetknęły, a mnie ogarnęło nowe, nieznane uczucie, jakby mój żołądek wykonał fikołka. Wplotłam palce w jego włosy, przyciągając go jeszcze bardziej, co wyraźnie dodało mu odwagi. Stał się bardziej namiętny, co wcale nie ujmowało czułości, jaką mnie obdarzał. Oddawałam każdy pocałunek. Potrzebowałam tylko jego, wszystko inne poszło na bok. Rozpaczliwie kradliśmy powietrzu każdą cząstkę tlenu, jaką udało nam się wychwycić. Jęknęłam, kiedy przygryzł moją wargę. Piosenka już dawno się skończyła, a my wciąż trwaliśmy przyklejeni do siebie.
Nagle z amoku wyrwały mnie ciche wibracje płynące z mojej torebki.
— Cholera — zaklęłam.
Zacisnął zaborczo dłoń na moim udzie.
— Nie odbieraj, nie pozwalam.
— Harry... — jęknęłam, gdy zaczął drażnić wargami zagłębienie między moją szyją a szczęką. Nic nigdy nie oddziaływało na moje zmysły tak silnie. Byłam po prostu jak zaczarowana. — Harry...
Wibracje nie ustawały. W końcu się przemogłam i odepchnęłam go lekko, zaczynając szukać w torebce urządzenia. Wyjęłam je. Ledwo byłam w stanie odpowiadać rozmówcy.
*wzorowałam się na tym stroju, ale postanowiłam go opisać, a nie wstawiać tylko link, bo, prawdę mówiąc, irytuje mnie, kiedy czytam: włożyłam to [link do tumblra lub polyvore)"
Oglądałam ten film (mam na myśli "Rzymskie wakacje") i całość mi się podobała (lubię stare filmy), ale zakończenie mnie zawiodło. Zresztą nieważne. ^^
Co do pocałunku, to taka trochę śmieszna historia, bo opracowałam sobie w głowie ten moment, a potem się niecierpliwiłam, gdyż trzeba przyznać, że parę dobrych momentów do niego było wcześniej, haha. x
Ten wieczór będzie miał kontynuację, ale już po moim powrocie. ;) Pozdrawiam. ♥
Genialne ♥ ale zakończyła w najlepszym momencie ♥ czekam na next :*
OdpowiedzUsuń~Asia
Idealne ^_^
OdpowiedzUsuńAle muszę przyznać, że ta imaginowa "ja" wszystko zepsuła yym telefonem xD mam nadzieję, że Harry się na nią nie pogniewa ;) Jak ona zaprzepaścić taki romantyczny moment??? :D Ale mimo to, randka przygotowana przez Harry'ego przerosła moje wszystkie wyobrażenia tego wyjścia :D
To było takie perfekcyjne ^_^
Piękna część czekam na kolejną nie mogę się doczekać ;)
OdpowiedzUsuńChyba kocham to jeszcze bardziej. O ile to w ogóle możliwe. Doskonale wiesz, ze kocham Twoje prace, ale ten rozdział przebił wszystko. Harry jest tutaj cudowny, a mi chyba nigdy nie przejdzie obsesja na jego punkcie. ;)
OdpowiedzUsuńPS. Mam pytanie, trochę nietypowe... gdybyś miała wytatuować sobie słowo, słowa, tekst piosenki lub jakiś znak czy rysunek, który w subtelny sposób był związany z 1D co by to było?
Hm… niedawno spotkałam się z takim pytaniem i jedyne, co mi przychodzi do głowy (i wydaje mi się to dość ciekawe), to napis „All the love” na karku czy kostce (lub gdziekolwiek indziej). Byłoby też super (choć teoretycznie jest to prawie niemożliwe), gdyby udało się jakoś "załatwić", żeby ten tatuaż składał się z odręcznego pisma Harrego. Taki mi się marzy. :D xx
UsuńWiem, że jest to możliwe, przecież można nawet samego Harrego poprosić, żeby coś takiego napisał. Miałam na myśli raczej to, że najpierw trzeba by było go spotkać. ;)
UsuńPaulino, muszę ci powiedzieć, że trafiłam na tego bloga kilka dni temu. Po prostu zobaczyłam, że blogujesz na innej stronie razem z Hope Foreverdirectioners. Przeczytałam wszystko i czuję lekki niedosyt. Hehe, nie martw się, po prostu skończyłam czytać na tej części i patrzę, a tu nie ma nic dalej! Od dzisiaj jestem twoją nową, stałą czytelniczką. Kocham to co piszesz, a wiesz, Anoma Noma przeczytała (czyt. próbowała czytać) inne opowiadania/imaginy, na które momentami nie dało się patrzeć. Jesteś jedną z niewielu blogerek, które mi tak zaimponowały. Nie przestawaj robic tego, co robisz, bo masz talent. Kocham cię z całego serca ♥♥♥
OdpowiedzUsuńKocham twoje imaginy. Kocham ciebie za to co robisz. Nie mogę doczekać się kolejnej części.
OdpowiedzUsuń/Julia