Przygotowania do tej całej
"imprezy" zajęły mi niewiele czasu. Dość szybko zdecydowałam się na
swój ulubiony zestaw. Nawet mnie sama Chelsea
raczyła pochwalić: "No, no, niezły masz gust, mała". Po tym
odwróciłam się i fuknęłam cicho pod nosem. Mała. Może i nie wyróżniałam się
wzrostem, ale Chelsea akurat niewiele była ode mnie wyższa. Po prostu uwielbia
pokazywać, że jest lepsza. Jej... koledzy (cholera, jak mam ich nazywać?) mieli
przyjść o 20:00. Okazało się, że w mieszkaniu znajduje się mnóstwo jedzenia
typu: chrupki, orzeszki itd., no i obowiązkowo alkohol. Przeraziła mnie ilość
piw, jaką blondynka przygotowała na tę okazję. No i jeszcze czerwone wino,
"jakby ktoś miał bardziej wytrawne podniebienie" - mówiąc to,
wymownie na mnie spojrzała. Przewróciłam oczami. Nie wiem, jak my mogłyśmy się
kiedyś przyjaźnić.
Nieco po czasie zjawili się. Troje
szatynów, jeden blondyn, jeden brunet. Jako pierwszy przywitał mnie Harry,
czyli - jak wywnioskowałam - chłopak Chelsea. Na głowie burza kędzierzawych
włosów, całkiem ładny uśmiech i dołki w policzkach dodające mu niemalże
chłopięcego uroku. Okej, był przystojny. Lecz czy na tyle, żeby mi się podobać?
Tego nie wiem.
– No, no, no – powitał mnie. –
Gdybym wiedział, że będziemy mieli tak urocze towarzystwo, przygotowałbym się
jakoś – zaśmiał się, niedbale przeczesując swoje gęste włosy palcami.
Zawtórowałam mu.
– Jest okej – odparłam i uśmiechnęłam
się do niego blado, ukradkiem zerkając na Chelsea.
Nie wydawała się być specjalnie przejęta
komplementami Harrego w stosunku do mnie. A może tylko się maskowała? W końcu
jej wyglądu nie skomentował w żaden sposób, a przecież spędziła w łazience trzy
razy tyle co ja.
– Jak bardzo okej? – zapytał,
uśmiechając się zawadiacko.
– Czy ty naprawdę musisz flirtować ze
wszystkim co nosi spódniczki, Loczek? – jęknął brunet.
– Generalnie chodzę w spodniach –
zaśmiałam się.
– Już cię lubię. – zachichotał szatyn, po czym klepnął mnie w ramię po przyjacielsku.
*
Pewnie jesteście ciekawi, jak przebiegała
impreza. Sama nie wiem, czy się dobrze bawiłam. Chłopacy byli... mili, choć
niektórzy z nich zachowywali się wobec mnie ze zdrowym dystansem. Chyba
najbardziej z nich wszystkich polubiłam Nialla. On był najbardziej otwarty.
Śmiał się ze wszystkiego i pożerał wszystko, co wpadło mu w ręce. Zayn i Liam
chyba też mnie polubili. Rozmawialiśmy normalnie, jak ludzie, którzy dopiero
się poznają. Czułam się wśród nich trochę nieswojo, ale przecież nie było w tym
nic nadzwyczajnego. Tylko Chelsea mnie denerwowała. Prawie bez przerwy się
odzywała, trajkocząc jak najęta.
Natomiast piąty z nich - Louis... Hm... On
właściwie niewiele się odzywał. Niewiele też wypił. Podczas gdy Harry usypiał
na ramieniu Chelsea, on w dalszym ciągu trzymał w dłoniach tę samą puszkę,
którą otrzymał na początku imprezy. Siedział jakiś taki nieobecny. Czasami
tylko uśmiechał się jakby do siebie. Nie byłam osobą, która po pierwszym
spotkaniu wystawia sobie o kimś opinię na całe życie, ale w tamtym momencie
wydawało mi się po prostu, że Louis to... dziwak. Od czasu do czasu zerkał na mnie tajemniczo, a wtedy ja odwracałam wzrok, czerwieniąc się. Było w nim Coś.
Nie potrafię tego do końca nazwać. Po prostu Coś. Koniec, kropka. Może to ten jego kilkudniowy zarost? Błękitne oczy? A może artystyczny nieład na głowie? Nie mam pojęcia.
Po dwóch godzinach towarzystwo trochę się
rozrzedziło. A właściwie, to po prostu Harry poszedł spać do sypialni Chelsea,
a ona sama zniknęła w toalecie.
– To może ja pójdę po chipsy – odezwałam
się, przerywając ciszę.
Blondyn tylko pokazał mi uniesiony kciuk w
górę, zapamiętale żując całą garść paluszków, którą właśnie włożył sobie do
buzi.
Z pustą miską udałam się do kuchni, gdzie
napełniłam ją. Nagle usłyszałam czyjś głos obok ucha, aż podskoczyłam i kilka
chrupek spadło na blat:
– Hej.
Pospiesznie posprzątałam i odwróciłam się
do chłopaka przodem, a okazało się, że jest to Louis we własnej osobie.
– Cześć – odparłam.
Znajdował się zdecydowanie zbyt blisko
mnie. Nasze ciała prawie że ocierały się o siebie.
– Potrzebujesz czegoś? – zapytałam.
– Powiedz mi, dlaczego na to
pozwalasz? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
– Na co?
– Na to pomiatanie sobą przez Chelsea.
– Ona mną nie...
– Nie jestem ślepy, widzę. Na za dużo
sobie względem ciebie pozwala, nie uważasz? Mówi o tobie, jakbyś była jakaś
gorsza. A to nieprawda. Jesteś tysiąc razy od niej ładniejsza i milion razy
lepiej wyglądasz. A twoje nogi... są zajebiście zgrabne w tej sukience. Nie pozwalaj się tak traktować.
Założył mi kosmyk włosów za ucho. Czułam
dreszcze pod wpływem jego dotyku.
– Coś jeszcze...? – zapytałam.
Wtedy totalnie zadziałał na mnie jego
urok. Czułam, jak z każdą chwilą miękną mi kolana. A do tego dochodził jeszcze
alkohol, który szumiał mi w uszach.
Nagle zorientowałam się, jak blisko siebie
znajdują się nasze twarze.
– Proszę, tylko nie obraź się za to, co
teraz zrobię – wyszeptał.
Jako że bardzo niewiele mam czasu, będę się streszczać. Miałam zamiar dodać wczoraj późnym wieczorem, ale byłam już chyba zbyt zmęczona, a nie chciałam publikować czegoś z masą błędów. Teraz też nie wiem, czy udało mi się wyłapać wszystkie, ale cóż. Mam nadzieję, że mimo wszystko Wam się spodoba. :)
Jako że bardzo niewiele mam czasu, będę się streszczać. Miałam zamiar dodać wczoraj późnym wieczorem, ale byłam już chyba zbyt zmęczona, a nie chciałam publikować czegoś z masą błędów. Teraz też nie wiem, czy udało mi się wyłapać wszystkie, ale cóż. Mam nadzieję, że mimo wszystko Wam się spodoba. :)