Siedzę i czekam. Dzień jak co dzień. Raczej: wieczór jak co wieczór. Bezsens. Siedzę i czekam. Ale po co? Może z nadzieją, że przyjdzie do domu, a jego koszula nie będzie pachniała Nią? Może licząc na to, że spędzimy razem trochę czasu? A może po prostu, bo jestem głupia? Ciągle się łudzę. Łudzę się, że gdy na świat przyjdzie Andy, to coś się zmieni. ON się zmieni. Na nowo zacznie mnie kochać, nasze małżeństwo przestanie być fikcją, a on przestanie szukać chwil przyjemności w ramionach innej. Cassidy – tak jej na imię. Nadzieja umiera ostatnia. Tak samo jak nadzieja matką głupich. A miłość jest ślepa. I głupia. I kulawa. I ma ogromny brzuch. I siedzi całymi dniami w domu. I ma przystojnego męża – szefa agencji nieruchomości, który co wieczór spotyka się ze swoją ‘koleżanką’. Nie potrafię tego zatrzymać.
Wiem, że nie jestem twoją jedyną,
Ale ciągle będę twoim głupcem,
Jestem głupcem dla ciebie.
23:30 – wchodzi do domu.
- Nie śpisz? – wita się ze mną.
- Jakoś nie mogę – odpowiadam z trudem. Tęsknię za Nim. Chciałabym, żeby tak jak kiedyś podszedł do mnie, pocałował, przytulił. – Odgrzać ci kolację?
Nigdy ci nie mówię,
Jak naprawdę się czuję.
Bo nie potrafię znaleźć słów żeby,
Powiedzieć co mam na myśli.
- Nie, nie trzeba. Jadłem już… - jąka się - …w biurze.
Nie kłam. Dobrze wiem, że jadłeś u niej.
- Idź, się połóż – dodaje po chwili. – W twoim stanie powinnaś o siebie dbać.
W jego głosie nie odnajduję ani odrobiny troski. Chce mnie po prostu zbyć.
- Jasne – odpowiadam.
- Zaraz przyjdę – mówi mi na odchodne. – Wezmę tylko prysznic.
Powoli wchodzę po schodach na górę. Udaję się do sypialni i kładę do łóżka. Nie wytrzymuję. Coś we mnie pęka na miliard drobnych kawałeczków. Słone łzy moczą poduszkę. Nie jestem w stanie nad tym zapanować.
Tak bardzo chcę uciec od tego koszmaru. Nie mogę. Boję się. Boję się, że bez Niego sobie nie poradzę. Sam kiedyś w gniewie powiedział mi, że bez Niego jestem nikim. Potem wiele razy mnie za to przepraszał, ale teraz wiem, że miał rację. Rzuciłam dla niego studia. Zajęłam się domem. Byłam szczęśliwa. Do czasu.
Drżącą dłonią dotykam swojego brzucha. Mała Andy kopie, dając znak, że tam jest. Moja mała. Może to malutkie serduszko, które bije we mnie pokocha mnie mocno i bezwarunkowo. Może będzie umiało. Chciałabym. Bo ten człowiek, z którym spędziłam tak wiele cudownych chwil, chyba już nie umie…
„Istnieje miłość, która wybacza wszystko. Istnieje miłość, która kocha bez względu na wszystko. Jak moja. Nie można przestać kogoś kochać tylko dlatego że zranił. Owszem. Pojawia się ból, żal, rozgoryczenie. Ale miłość nie umiera. Nie można się z niej wyleczyć przez kilka chwil cierpienia. Nawet rozstanie jej nie zabija. Więc co? Tęsknota, zapomnienie. Czas wyleczy rany. Czas wylecza z miłości.”
Ciezko mi cokolwiek powiedzieć... To bylo cudowne. Takie prawdziwe. Niesprawiedliwość, miłość i zdrada. *.*
OdpowiedzUsuńSmutne, wzruszające i piękne :) Ciekawe, co się może dalej wydarzyć...:)
OdpowiedzUsuńUm... Ee... Wydaje mi się, że eh. Chyba chcialam powiedzieć, że to jest poękne ?? Tak chyba o tym myślalam czytając to cudo. Idealny. Super <33 Fajnie tak z tymi fragmentami tej piosenki. Jest mega :)
OdpowiedzUsuń*piękne. Chciałam powiedzieć, że jest PIĘKNE, nie poękne xD
UsuńJejku mega smutne ale prawdziwe. Nie chcialabym zeby mnie cos takiego spotkalo, chyba nikt by nie chcial. Ale lubie czytac takie wzruszajace gdy mam doła. Ok czytam dalej, moze cos mi poprawi humor ;*
OdpowiedzUsuń