środa, 26 listopada 2014

#26 Zayn cz.2

*
Szliśmy w stronę mojego domu w nieco krępującej ciszy. Oboje byliśmy chyba jeszcze w szoku po tym wszystkim.
Tydzień w domu z obcym mężczyzną. Po prostu pięknie!
Odkluczyłam drzwi i weszliśmy do środka.
- Napije się pan czegoś?
- Mów mi Zayn. Skoro mamy spędzić razem trochę czasu, to chyba będzie wygodniej.
- Oczywiście. [t.i.].
Uścisnęliśmy sobie dłonie i udaliśmy się do salonu.
- Jak długo to może potrwać? - spytałam z obawą.
- Nie wiem - odparł. - Myślę, że nie więcej niż tydzień. Właściwie już byśmy go mieli, gdyby nie to, że jego parszywej gęby nie ma w naszej bazie danych. Grasz? - zmienił nagle temat, wskazując na znajdujący się w głębi fortepian.
Już miałam przytaknąć, gdy nagle jakieś przeczucie kazało mi odwrócić pytanie:
- A ty?
- Ja pierwszy zapytałem.
Westchnęłam.
- Na fortepianie, skrzypcach, altówce i flecie poprzecznym. Pracuję w operze. Teraz ty.
- Kiedyś... - Potarł kciukiem palce lewej dłoni. - Kiedyś grałem...
- I co się stało? - zapytałam.
Uśmiechnął się gorzko.
- Sean... mój ojczym... znaczy się, ten, który cię przesłuchiwał... miał wobec mnie inne plany. Chciał, żebym został gliną, i tak się stało.
Miałam ochotę zadać kolejne pytania, lecz widziałam, jak trudny jest to dla niego temat, dlatego postanowiłam więcej nie drążyć. Czułam po prostu, że i tak dowiedziałam się więcej niż powinnam.
-5 DNI PÓŹNIEJ-
Usiadłam na kanapie w salonie z dwoma kieliszkami i butelką wina.
- Napijesz się? - zapytałam Zayna, napełniając szkło bordową cieczą.
- W pracy nie piję - odparł, uśmiechając się.
- Ach, no tak... - westchnęłam. - Już prawie zapomniałam, że mam bodyguarda.
Zaśmiał się, siadając obok ze szklanką soku pomarańczowego.
- Aż tak ci źle? - spytał, robiąc swoją słodką minkę.
- Nie, oczywiście, że nie! - zaprzeczyłam żywo i zaczęłam wyliczać na palcach: - Ma mi kto nosić zakupy, nie jestem wieczorami sama, wreszcie ktoś z przyjaciół, których nigdy nie posiadałam, chodzi na moje koncerty... Po prostu bajeczne życie. Co ja zrobię, gdy cię nie będzie, Zayn?
Mogło to zabrzmieć jak sarkazm, ale wcale tak nie było. Im dłużej pilnował mnie na każdym kroku, im więcej czasu razem spędziliśmy, tym bardziej czułam, jak się do niego... przywiązuję. Nie chodziło tu tylko o zwyczajne przyzwyczajenie... Coraz częściej nawiedzały mnie myśli, że naprawdę chciałabym, żeby został ze mną na zawsze. Stawał się dla mnie kimś naprawdę ważnym i nie wyobrażałam sobie, jak się bez niego obędę. A przecież dzień naszego rozstania zbliżał się nieubłaganie...
Na chwilę zapadła cisza, podczas której brunet intensywnie się we mnie wpatrywał. Upiłam łyk wina. Czasami naprawdę miałam wrażenie, że on widzi i wie więcej, niż się przyznaje.
- Kiedy to się skończy? - zapytałam. - Zayn, nie ma żadnych postępów. Może po prostu sobie odpuścił?
- Wątpię. Myślę, że on po prostu czeka, aż zostaniesz sama, i wtedy zaatakuje.
- Czyli co? Jeżeli dalej nie ruszycie ze śledztwem, stanę się przynętą?
Przyłożył palec do ust, kończąc temat.
- Zagraj dla mnie. Proszę - odezwał się po chwili.
- A zagrasz ze mną?
Popatrzył na mnie po raz kolejny.
- Nie.
- To nie.
Przewrócił oczami.
- Okej.
Uśmiechnęłam się zadowolona pod nosem.
Usiedliśmy przy instrumencie i rozgrzaliśmy palce.
- Więc co proponujesz? - zapytał.
- Hm... Może Debussy?
- A konkretnie?
- Ty proponuj.
- Może Światło Księżyca*?
- Jakbyś czytał mi w myślach.
Przyłożyliśmy palce do klawiatury.
- Wiesz, dawno nie grałem, więc...
- W porządku.
Zaczęliśmy grać. Czyste, spokojne dźwięki wypływały spod naszych palców. Zayn świetnie grał. Jakby miał to we krwi. Naprawdę szkoda, że taki talent się zmarnował.
Po kilku minutach skończyliśmy, a wtedy się zaśmiał:
- Tylko nikomu nie mów, bo będę miał przesrane na komisariacie.
Uśmiechnęłam się smutno.
- Przykro mi - powiedziałam po chwili. W tych dwóch słowach kryło się wszystko.
Chwyciłam jego dłoń. Siedzieliśmy tak przez chwilę, po czym gwałtownie poderwał się z miejsca.
- Już późno, chodźmy spać.
Popatrzyłam na niego i wtedy zrozumiałam, że poznałam ten skrawek jego duszy, którego tak skrzętnie ukrywał przed wszystkimi...

*Jeśli ktoś ciekawy brzmienia... <klik>
Jakoś tak romantycznie mi się zrobiło. Może to przez to, że nie wiem, jak u Was, ale u mnie leci ten Debussy. ;3 Ta część jest chyba najspokojniejsza ze wszystkich. W następnej zacznie się dziać, co mogę Wam obiecać. :)
Wiem, jestem marudą, co pokazałam w poprzednim poście. ;)
Szalone, co się działo ostatnio z wyświetleniami, których w niedzielę pobiliście rekord (227!), a wczoraj i przedwczoraj też było całkiem nieźle. ;) Pokażcie mi, proszę, ilu Was jest. :)
Następna część nie wcześniej w weekend, bo będę naprawdę bardzo zajęta. :*

6 komentarzy:

  1. Super, ciekawie się dalej zapowiada :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Romantico :D A tak poważnie, to cudowna część :) I ten piękny moment, gdy zaczynają grać na fortepianie, świetnie po prostu *.*
    Może wytrzymam do weekendu, muszę przynajmniej ;DD Ciekawa jestem co nam tam przygotowałaś :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Boska część :) <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta część jest genialna! Tylko jakoś nie potrafię sobie wyobrazić Zayna przy fortepianie, jak dla mnie to jest dziwne połączenie, ale piękne. Jezu, pisze od rzeczy.. nie ważne! Coś się chyba między nimi dzieje i to jest najważniejsze, bo ja sobie nie mogę wyobrazić, by po wszystkim on tak po prostu sobie wrócił do swoich obowiązków! Zmykam do następnej części! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. K*rwa znowu sie to stall. Napisalam taki zajebisty komentarz ze nawet mi sie spodobal i kliknetam wstecz( niechcaco, jeatem na komorce wiec sorki za bledy)
    no ale to nic napisze jeszcze raz chociaz nie pamietam co chcialam.
    A wiec... To bylo takie piekne, romantiko ze tez tak chce ohh <3 tez chcialabym grac ale chyba w snach. Tak bardzo sie wczulam ze brak mi slow. Tobie by nie braklo dlatego musze uzupelnic.swoje slownicto czytajac dalej wiec dozobaczenia w kolejnym kom ;*

    OdpowiedzUsuń