czwartek, 12 lutego 2015

#30 Zayn cz.2 (ostatnia)

* * *
Obudziłem się nad ranem na kanapie Hazzy. Jęknąłem, czując, że nie mogę ruszyć nogami. Okazało się, że to Harry usnął na kocu, którym byłem przkryty, w tej samej pozycji co ja, z tym że po drugiej stronie kanapy. Zacząłem się wiercić i wierzgać, aż wreszcie się obudził.
- Styles, grubasie! - fuknąłem na niego.
- Zamknij się, chudzielcu - wymamrotał ospale, po czym otworzył oczy, a następnie rozejrzał się i ociężale podniósł, przecierając powieki.
- Co tu zaszło? - zapytał, ziewając.
- Usnąłeś mi na nogach, brawo.
- Eee... tam. Która godzina?
- Jedenasta dochodzi.
- Błagam, nie mów tak, bo mam skojarzenia.
Zaśmiałem się.
- Zawsze byłeś taki zboczony?
- Zawsze. To akurat moja stała cecha - odparł z dumą.
- Ech, Styles...
Naszą jakże uprzejmą wymianę zdań przerwał dzwonek telefonu. Nie mojego, bo mój oczywiście padł poprzedniego wieczora.
Zrezygnowana sylwetka Stylesa poruszyła się w kierunku leżącego na komodzie aparatu, z którego uporczywie płynęła melodia „Polly” Nirvany. Jęknąłem, nakrywając twarz kocem, dopóki nie wyjął mnie spod niego głos Hazzy:
- Zayn, to [t.i.].
Poderwałem się, a wtedy przyjaciel usiadł obok z telefonem w dłoni.
- Co teraz? - zapytał.
- Odbierz i włącz na głośnomówiący.
Odłożył urządzenie na stół i odebrał.
- Hej - odezwała się [t.i.] w słuchawce.
Te cholerne trzy litery zabrzmiały bardziej czule niż wszystkie słowa, jakie wypowiedziała do mnie w ostatnim miesiącu razem wzięte, przemknęło mi przez myśl, ale zignorowałem to. Przeniosłem ciężar ciała na oparcie kanapy, nerwowo gryząc kciuk.
- Cześć - odparł szatyn.
- Harry, jest u ciebie Zayn? - zapytała cicho i jakby smutno. Gardło mi się ścisnęło. Takiej [t.i.] - smutnej i bezradnej - nie słyszałem już chyba pół roku.
Przyjaciel spojrzał na mnie, a wtedy ja zdecydowanie potrząsnąłem głową przecząco, nie przestając przygryzać kciuka.
- Nie ma, a co? - odparł.
- Nie wiem, bo... nie wrócił na noc do domu i... - urwała na chwilę - boję się. Dzwoniłam już do chyba wszystkich jego kumpli - dodała; jej głos się łamał. Sam myślałem, że się za chwilę rozpłaczę jak jakaś ciota.
- Nie martw się - pocieszał ją Harry. - Na pewno zaraz wróci. Nie jest idiotą.
- Wiem... Dzięki, to cześć.
- Cześć.
Rozłączył się i zwrócił do mnie:
- I co z tym zrobisz?
- Nie wiem... Szlag.
- Ta rozmowa cię nie ominie i dobrze o tym wiesz. Chyba lepiej mieć to za sobą.
- Pewnie tak...
* * *
Niepewnie wszedłem do mieszkania. Chyba po raz pierwszy zdarzyło mi się nie wrócić na noc, dlatego czułem się trochę dziwnie. Zamknąłem za sobą drzwi i zdjąłem buty. Tak po prostu z przyzwyczajenia, żeby [t.i.] nie narzekała, że brudzę podłogę w domu.
- Zayn? - odezwała się cicho, wychylając się zza drzwi.
- Tak, to ja - odparłem, wymijając ją i kierując się w stronę sypialni. Wyjąłem spod łóżka walizkę. Nie wiedziałem, czy to ma jakiś sens, ale w tamtym momencie wydawało mi się to jedynym logicznym wyjściem.
- Zayn, co ty robisz? - zapytała.
Nie spojrzałem na nią w obawie przed tym, co mógłbym zobaczyć w jej oczach i co mogłoby mnie powstrzymać przed zrobieniem tego, co zamierzałem.
- Chyba widać - odparłem. Nie chciałem brzmieć opryskliwie czy wrogo, ale nie wiem, czy mi to wyszło.
- Porozmawiajmy, proszę…
- Myślisz, że to ma jakiś sens jeszcze? - wyciągnąłem kilka bluz, koszulek i spodni ze szafy i zacząłem je układać w walizce. Następnie sięgnąłem po bieliznę.
- Proszę cię - szepnęła. Wydawała się być całkowicie spłoszona i zbita z pantałyku, co stanowiło ciekawą odmianę od zachowania, jakim raczyła mnie na co dzień.
- Ja też wiele razy cię prosiłem - odpowiedziałem. - I co? [t.i.], jestem już tym wszystkim zmęczony. Bardzo cię kochałem, naprawdę. Właściwie dalej kocham. Problem w tym, że dziewczyny, w której się zakochałem, już nie ma, rozumiesz?
Zapiąłem szczelnie walizkę i chwyciłem jej uchwyt, po czym spojrzałem na dziewczynę.
- Nie widzę jej tutaj - dodałem, a wtedy jej oczy wypełniły się łzami.
- Więc to koniec? - zapytała, chowając twarz w dłoniach.
- Nie wiem. Muszę to przemyśleć - odparłem. - Nie mam prawa wymagać od ciebie, żebyś na mnie czekała, więc nie rób tego. Niech to będzie koniec. Może kiedyś zbiorę siły na nowy początek, ale jeszcze nie teraz.
Pokiwała głową, przełykając łzy. Podszedłem do niej niepewnie, obejmując krótko jedną ręką.
- Po prostu nam nie wyszło. Trzymaj się - szepnąłem, po czym skierowałem się w stronę drzwi mieszkania.
Nie robiła żadnych scen, nie płakała przy mnie. Chyba po raz pierwszy. Szkoda, że dopiero wtedy.
* * *
Tymczasowo zagnieździłem się u Nialla. Nie chciałem walić się Harremu na głowę na dłużej, bo nie zamierzałem przeszkadzać jemu i Jesse.
Niech się cieszą sobą. Dopóki mogą.
Malik, pesymisto…
Zaletę mieszkania z blondynem z pewnością stanowił fakt, że jego lodówka była zawsze pełna, a zasób komedii na jego stojaku z płytami zdawał się nigdy nie kończyć. Praktycznie bez przerwy w całym mieszkaniu pobrzmiewał jego radosny śmiech (chyba że akurat jadł), czego zawsze mu zazdrościłem. Cieszyło go wszystko i wszyscy. Zarażał entuzjazmem. W przeciwieństwie do mnie.
Zabrzmi to bardzo okrutnie, ale właściwie jedyna różnica, jaką odczułem po rozstaniu z [t.i.], to większy spokój i brak wiecznych kłótni. Nie rozpaczałem, bywało, że miałem wrażenie, że nie jestem nawet smutny. Czasem tylko… leżąc w łóżku, brakowało mi jej ciepłego ciała, w które mógłbym się wtulić i zasnąć; jej zapachu, jej dotyku. Tyle.
Pewnego dnia, gdy siedziałem sam w mieszkaniu blondyna, usłyszałem dzwonek do drzwi. Odszedłem na chwilę od kuchenki gazowej, przy której robiłem obiad, i otworzyłem. W drzwiach stała [t.i.].
- Cześć - przywitała się.
- Cześć - odparłem.
- Proszę - podała mi klucze. - Mieszkanie było twoje.
- Ja… - zawahałem się. - Dzięki. Wejdziesz?
- Właściwie, to chciałam tylko… zadać ci pytanie.
- Jasne, wejdź.
Wpuściłem ją do środka.
- Zayn, powiedz mi… - zapytała, stając w przedpokoju - czy ja naprawdę byłam taka zła?
Potarłem kark, wypuszczając powietrze z płuc.
- To… trudne - odparłem. - Odkąd zamieszkaliśmy razem… zepsuło się. Ciągłe kłótnie… o fanki i nie tylko… Rozumiesz.
Pokiwała głową.
- Chciałabym od nowa, Zayn - wyszeptała. - Całkiem od nowa. Jakbyśmy się nie znali. Wciąż cię kocham.
Patrzyła na mnie wyczekująco, a ja stałem tam zakłopotany, nie odzywając się przez dłuższy czas.
Tak naprawdę zdążyłem się już przyzwyczaić do myśli, że to, co było, nigdy nie wróci, że nie mamy już szans. A teraz przyszła ona i… Cholera.
- Nie wiem… - odparłem. - Naprawdę nie wiem, [t.i.].
- Zayn, proszę cię - szepnęła. - Obiecuję, że zrobię wszystko. Zmienię się, tylko mnie nie skreślaj. Dla mnie to też nie było łatwe… Zamieszkaliśmy razem, a wtedy zorientowałam się, jak wiele kobiet się wokół ciebie na co dzień kręci, i stałam się po prostu chorobliwie zazdrosna. Wiem o tym i potrafię się do tego przyznać. Daj mi szansę.
Patrzyła mi w oczy z taką ufnością, taką prośbą, że aż poczułem, jak mięknę.
- Nie będę umiał udawać… - zacząłem - że tego nie było, ale… Zresztą.
Podszedłem do niej, obejmując ją.
Ugh... Stęskniłem się. Jednak się stęskniłem.
Może byłem wtedy idiotą, że pozwoliłem jej się do siebie znów zbliżyć. Może nie powinienem. Jakiś głupi i dziwaczny podszept powiedział mi jednak, że powinienem o to walczyć, jakkolwiek trudna byłaby ta walka. Jeśli gdzieś na dnie stojącej przede mną istoty znajduje się moja dawna [t.i.], to ja ją stamtąd wydobędę.
Naprawdę chciałam to opowiadanie rozbudować, ale widocznie jak coś miało być prostą historią, prostą historią pozostanie do końca. Ta część i tak jest dużo dłuższa niż w oryginale. :)
Prawdę powiedziawszy, spodziewałam się, że komentarzy będzie mniej, jeśli nie ustalę progu. W każdym razie dziękuję tym, którzy skomentowali. ♥ Zasada póki co nie wraca, lecz... Może zabrzmi to złośliwie (cóż, czasem taka jestem), ale moje publikowanie na tym blogu nadal nie jest pewne. Taka drobna sugestia. Siedziałam do późnych godzin nocnych, żeby zaplanować dla Was tego posta, więc liczę na to, że uszanujecie moją pracę.
Teraz bardzo krótko chciałabym Was zaprosić na mojego nowego bloga, na którym przed chwilą pojawił się pierwszy post.
PS. Dużo kalorii Wam życzę w ten Tłusty Czwartek. Moja mama usmażyła pączki, więc każdemu, kto skomentuje, przesyłam [mentalnie] jednego. :D A właściwie... Yolo. Zjem tyle pączków, ile komentarzy uzbiera się pod tym postem do godziny 21:00. Wy decydujecie, czy się jutro w spodnie zmieszczę. ^^

8 komentarzy:

  1. Tak bardzo jestem ciekawa czy im się uda czy nie :) Świetny imagin

    Dziękuję za pączka (ten mentalny chociaż nie tuczy :P )

    OdpowiedzUsuń
  2. Krótko i na temat: ten imagin był ♥boski i fantastyczny♥ =D

    OdpowiedzUsuń
  3. Romantyczny i wspaniały <3 ukazał troszkę prawdziwe życie,nie zawsze jest kolorowo.. Jeszcze raz wspaniały :D AA i przepraszam ze musisz zejść tego pączka :3 jestem przekonana że zmieścisz się do spodni :p

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny ^_^
    Cieszę się, ze zdążyłam jeszcze przed 21 haha :D
    Zawsze ten jeden pączek więcej ;*
    Nie mogę się doczekać kolejnej części *.*

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział, dobrze się go czytało :-)
    Mam nadzieję, że trochę zjadłaś tych pączków. Ja cztery i w raz mi mało xd
    Czekam na kolejny, bo lubię czytać Twoje dzieła :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetna część !!!
    Jestem ciekawa jak to potoczy dalej.
    :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Myślałam, że ich związek jest na straconej pozycji, ale czytając dalej, wszystko powoli wracało do normalności, choć z początku się na to nie zanosiło. Achh co ta miłość robi z ludźmi :) Oby T.I nie była już taka zaborcza w stosunku do Zayna:) Świetna część kochana :*
    Przeczytałam, w tym dniu co dodałaś część, ale nie wiem jak to się stało, że go nie skomentowałam O.o ale komentarz już jest :)
    Czekam na kolejny
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń