Jest to setny post, w co mi samej trudno uwierzyć. Ludzka wyobraźnia chyba naprawdę nie ma dna. Mam nadzieję, że pomysłów i Waszego wsparcia nigdy mi nie zabraknie i za jakiś czas będziemy mogli wspólnie świętować dwusetny post. :')
♫Muzyka♫
(Tekst jest o nieszczęśliwej, odrzuconej miłości, więc może nie za bardzo pasuje, ale melodia stworzy klimat, na którym mi zależy, więc kto ma możliwość, niech włączy.)
Pomysł na to opowiadanie wpadł mi do głowy częściowo dzięki "Kryminalnym Zagadkom Miami" (może ktoś kojarzy odcinek, chłopak poderwał otyłą dziewczynę, wylądowali w łóżku, ale potem weszli jego koledzy i koleżanka i zaczęli wszystko nagrywać, a potem ta dziewczyna parę lat później ich wszystkich wymordowała podczas Ferii Wiosennych? Spokojnie, u mnie nie będzie tak drastycznie. ☺), a częściowo podsunęła mi go koleżanka. :) Dziewczyna ma na imię Shelby, bo ostatnio mam bzika na punkcie tego imienia, tak strasznie mi się podoba. ☺
Oparłam
czoło o szybę, przyglądając się widokom za oknem. Las. Wszystkie wspomnienia
wracały. Gdzieś tam mignęło mi się drzewo, pod którym uwielbiałam przesiadywać,
czytając po kryjomu podebrane mamie Harlequiny*. Tak bardzo chciałam pewnego
dnia stać się jedną z tych bohaterek… Dobrze wiedziałam, że to niemożliwe,
dlatego tak często uwielbiałam uciekać w świat fantazji. Dlaczego? Odpowiedź
jest prosta. Nadwaga to mało powiedziane. Ja nie byłam nawet gruba. Po prostu
otyła. Czemu? Przecież moja mama miała talię osy, tata każdej soboty grywał z
kolegami w rugby. To nie sprawa genów. Bardzo chorowałam w dzieciństwie.
Urodziłam się z wieloma wadami serca. Przeszłam w życiu więcej operacji i
wzięłam więcej tabletek, niż ktokolwiek potrafiłby do tylu policzyć. To wszystko
– zwłaszcza lekarstwa – zniszczyły mój układ pokarmowy. Zaczęłam tyć. Żadna
dieta ani ćwiczenia przez długi czas nie pomagały. Nie mogłam nic z tym zrobić.
Nie miałam lekko w życiu. Często bywałam obiektem drwin w szkole czy nawet na
ulicy. Wytykano mnie palcami. Stałam się przez nikogo nie lubianym odludkiem,
dziwadłem. Nie miałam nikogo. Jedynymi moimi przyjaciółkami były książki.
Nienawidziłam szkoły. Może i po kilku latach wyzwiska ustały, ale ON i tak nie
odpuszczał. Harold Edward Styles we własnej osobie. Tak, dobrze skojarzyliście.
To o NIEGO chodzi. Tego samego Harrego. Z milionami fanek na całym świecie i
milionami funtów na koncie. Uwielbianego przez wszystkich członka
najpopularniejszego boysbandu na świecie. Zawsze grzecznego, szarmanckiego.
Ulubieńca kobiet. Tego samego. A teraz muszę was o czymś uświadomić.
Prawdopodobnie jedna z waszych ulubionych piosenek – „Little Things” jest
przekłamana. Zwłaszcza słowa
samego Harrego: „You still have to squeeze into your jeans, but you're perfect
to me.”** Haha. Się uśmiałam. Taki playboy jak on leci tylko na jakieś puste
laleczki żywiące się sałatą. Ale dość o nim, bo to już przeszłość. Teraz jest
daleko. Cztery lata temu umarli moi rodzice. Prawie się załamałam. I wtedy w
moim życiu pojawiła się ciocia Astral, która jest dokładnie tak kosmicznie
zakręcona jak jej imię. Wzięła mnie do siebie i te kilka lat spędziłam u niej w
malutkim domku w górach. Jako dietetyk bardzo mi pomogła. Codziennie również
chodziłam biegać, a dwa razy w tygodniu na siłownię. I w końcu schudłam.
Pięćdziesiąt kilogramów w ciągu czterech lat. Niezły wynik? Zgadzam się. Kiedy udało
mi się w końcu tego dokonać, już jako dojrzała, choć poszarpana przez życie –
dwudziestodwulatka wracam do rodzinnego domu. Przeszłość pozostawiła kilka
pamiątek na moim ciele, przykładowo wiele blizn. Po rozstępach, jak i po tym,
jak pewnego dnia się pocięłam. Do dziś wspominam to jako najbardziej
szczeniacką rzecz, jaką zrobiłam w życiu. Zwłaszcza, że to z Jego powodu.
Skończenie
studiów dziennikarskich umożliwi mi rozpoczęcie pracy w tutejszym radiu. Chcę
zacząć wszystko od nowa. Nie będzie to łatwe w miejscu, gdzie wszystko
przywołuje złe wspomnienia, ale z przeszłością trzeba się mierzyć. Inaczej cały
czas będzie trzymać za gardło. Niech to będzie moje motto życiowe. Dam radę. Zawsze dawałam.
Autobus
stanął. Wysiadłam z niego z torbą przewieszoną przez ramię, trzymając w dłoni
swoją jedyną walizkę. Dobrze znałam drogę. Po prostu zaczęłam iść przez siebie.
Minęłam Jego dom i przez chwilę moje serce zaczęło bić szybciej, gdy
spostrzegłam, że światło w Jego pokoju jest zaświecone. Wspomnienia uderzyły w
mój mózg. Kilka lat temu nie odważyłabym się nawet przejść tym chodnikiem w
obawie przed kolejnymi wyzwiskami, płynącymi prosto z jego okna.
Spokojnie, Shelby. Masz
to już za sobą, pocieszałam się w duchu.
Dzielnie
podniosłam głowę i po prostu poszłam przed siebie. Po piętnastu minutach
dotarłam do swojego domu. Spojrzałam na malutkie sztachetki płotu. Łezka
zakręciła mi się w oku, gdy przypomniałam sobie znajomą melodię nuconą przez
mamę, gdy go co roku malowała. Teraz już nie przypominał tego samego płotu.
Farba odpadała, kruszyła się. Ogródek zarósł. Ściany budynku zszarzały.
Dużo pracy mnie tu
czeka, pomyślałam.
Nacisnęłam
klamkę furtki i kamienną ścieżką dotarłam do drzwi mojego rodzinnego domu.
Wyjęłam z kieszeni klucz z breloczkiem w kształcie wieży Eiffla – pamiątką z
podróży rodziców z okazji piętnastej rocznicy ślubu. Wsunęłam metal do zamka i
przekręciłam. Otworzyłam drzwi i zaświeciłam światło w przedpokoju. Wszystko
pokrywała warstwa przezroczystej folii – ochrony przed kurzem, który na niej
się zbierał. Nawet podłoga była nią przykryta. Nie miałam siły już się tym zajmować.
Zwłaszcza, że zegarek na moim nadgarstku wskazywał godzinę 22:48. Dom nie był
duży. Nie miał piętra ani piwnicy. Trzy pokoje (nie licząc salonu), kuchnia,
łazienka. Taki nam wystarczał. Rozpięłam małą kieszonkę w walizce i wyjęłam z
niej rulon worków na śmieci. Wiedziałam, że się przydadzą. Zamaszystym ruchem
urwałam jeden i zdjęłam folię z podłogi w przedpokoju. Zakurzyło się, aż
zakaszlałam. Włożyłam ją do worka i upchałam. Zapełniła 1/3 jego zawartości. Na
w miarę czystą podłogę położyłam walizkę i zdejmując z podłogi kolejne folie
zaczęłam torować sobie drogę do łazienki i swojego pokoju. W tych dwóch
pomieszczeniach pozdejmowałam ją również z mebli. Uzbierałam cztery porządne
worki, które wyniosłam na dwór, do jednego wielkiego kubła. Następnie z
powrotem weszłam do budynku. Wykąpałam się „na szybko”, bo nie było ciepłej
wody i umyłam zęby, a następnie udałam się do swojego pokoju. Położyłam się na
łóżko i po prostu usnęłam.
*Myślę, że chyba wiecie, co to są Harlequiny, ale jeśli nie, to jest to seria książek o tematyce romansu (z tym, że wszystkie kończą się banałem, happy endem). Nie przedstawiają one zbyt wielkiej wartości artystycznej, ale w klasach IV-VI przeczytałam ich setki i myślę, że do teraz mają one swój wpływ na moją twórczość. ;)
**tł. dla leniwych: “wciąż musisz wciskać się w swoje dżinsy, ale dla mnie jesteś idealna”
Na początek Wam trochę posmęcę. Bo komentarzy faktycznie, zabrakło. I to aż trzech. I mam cholernie mieszane uczucia, bo nie wiem, czy to po prostu brak czasu przez szkołę czy za mało się starałam i część nie przypadła Wam do gustu, czy też może chodzi po prosto o Wasze lenistwo. :/ Nie zamierzam się rozpisywać. Róbcie, jak chcecie, ale pamiętajcie przy tym, że blog, który się nie rozwija, nie ma moim zdaniem sensu...
No i jeszcze jedna rzecz. Rezygnuję z regularnego publikowania. Będę po prostu to robić, kiedy będę miała na to ochotę. Teraz przez przeziębienie miałam mnóstwo wolnego czasu i to opowiadanie ma już jedenaście stron, a to jeszcze nie koniec, więc myślę, że kolejna część pojawi się koło wtorku. :) Pierwsza jest nudna, ale wkrótce się rozkręci. No i pojawi się Harry. ;)
Oj tak te sławne Harlequiny xd sama kilka przeczytałam :-D
OdpowiedzUsuńA imagin zapowiada się super. Przewiduje kolejny sukces :-*
Pisz następną część ;-)
Ciekawy pomysł, podoba mi się :)
OdpowiedzUsuńTrzymaj się <3
Jezu, już się zakochałam w tym a to dopiero początek *.* Nie no świetne to jest <3 Bardzo podoba mi się w sposób jaki to wszystko opisałaś, wręcz jakbym odczuwała siebie w tej roli, dziękuję Ci :*
OdpowiedzUsuńChcę wiedzieć, co wydarzy się dalej ! :) Czekam na kolejną część :) Pozdrawiam :*
zakochałam się <3
OdpowiedzUsuńEeeejj... Niby Hazzy tu jeszcze nie ma m, nic takiego się nie dzieję, ale ja po prostu jestem zachwycona!! Kurczę, to jest serio dobre!! Świetna opisówa ;D Taka dokładna, ale nieprzedobrzona... W sam raz <3 I nie wiem, dlaczego ale najbardziej urzekło mnie to, jak opisałaś jej wejście do tego domu i "porządki". Tak jakoś... BAAARDZO MI SIĘ PODOBA.
OdpowiedzUsuńDziewczyno, cóż, muszę Ci przyznać, że motyw jest wspaniały. Szkoda, że główna bohaterka schudła, bo czułabym się tak, jakbym faktycznie czytała o sobie xD Hazza taki zły, ojojoj. Nieładnie Hazzuś xd Cóż ja więcej mogę. Rozdział fenomenalny, ze zniecierpliwieniem będę czekać na następne. Ze względu na to, że jeszcze muszę napisać demo swojej twórczości dla pana od polskiego, to zakończę szybko ten komentarz, chociaż chciałam się rozpisać, bo jest nad czym. Życzę weny i pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń