poniedziałek, 31 sierpnia 2015

#22 Liam cz.4 (ostatnia)

WIECZOREM
Usiadłem na parapecie z gitarą w ręku, wystawiając nogi za okno i zacząłem brzdąkać. Nagle usłyszałem ciche pukanie.
- Proszę! – zawołałem i do pokoju nieśmiało zajrzała Rose.
- Hej, nie przeszkadzam?
- Nie, jasne, że nie. Wchodź.
Usiadła obok mnie.
- Ale na pewno nie przeszkadzam? Bo jak tak, to…
- Ci… - Delikatnie otarłem się opuszkami palców o jej wargi. – Nic nie mów. Patrz.
Wskazałem na niebo usłane gwiazdami i na księżyc, który srebrzystym blaskiem oświetlał nasze twarze.
- Zagraj coś – szepnęła wpatrzona w jego tarczę.
W tej jednej chwili do mojej głowy uderzyły dziesiątki tytułów, aż zdecydowałem się na Passenger – „Let Her Go”.
Przymknąłem oczy, poprawiając kostkę do grania w palcach i po prostu zacząłem. Sporo serca włożyłem w to wykonanie. Sceneria była magiczna. Księżyc, gwiazdy i wspaniała dziewczyna tuż obok.
- Dlaczego akurat ta? – zapytała, gdy skończyłem.
- Bo jest prawdziwa. Nie ma nic wspólnego z tymi wszystkimi pioseneczkami: „Ja kocham Cieee… Ty kochasz mnieeee… Bez Ciebie jest mi źleeeee…” - zafałszowałem.
Uśmiechnęła się.
- Tak, to prawda.
Chwilę siedzieliśmy w ciszy.
- Dziewczyn, które marzą o takiej chwili, jak ta, jest chyba więcej niż gwiazd nad nami – zaśmiała się, wskazując na nieboskłon.
- To nie ma znaczenia, wiesz? – odparłem. – Bo ja marzę tylko o tej jednej.
Ostrożnie chwyciłem jej dłoń swoją. Ścisnęła ją.
Spojrzeliśmy na siebie i oboje zaczęliśmy zmniejszać odległość między naszymi twarzami.
- Chwili czy dziewczynie? – spytała.
Zetknęliśmy się nosami.
- Jednym i drugim – odparłem, posyłając jej uśmiech.
„red lips and rosy cheeks
say you'll see me again even if it's just in your wildest dreams
wildest dreams...”
Błagam, każcie mi przestać oglądać ten teledysk. xD
Przepraszam, że tak krótko. ;_;
Nie wiem, jak to wyjdzie z następnym postem. Trochę mnie przeraża ten tydzień: nowa szkoła, nowi ludzie, ugh. :( Postaram się coś wstawić. W najbliższym czasie.
Muszę wreszcie tego Harrego dokończyć, bo sam się nie napisze. Myślę, że będą to jeszcze dwie części (na pewno nie mniej). xx
Następny nowy imagin będzie z Louisem, bo bezkonkurencyjnie (dosłownie bezkonkurencyjnie) wygrał w waszych odpowiedziach, haha. ♥

środa, 26 sierpnia 2015

#22 Liam cz.3

WIECZOREM
Cholera. Od piętnastu minut krążyłem po korytarzu tuż obok pokoju dziewczyn, zastanawiając się, co zrobić.
W mojej głowie wciąż wirowało jedno imię, a mianowicie: Justin.
Byłem podenerwowany i sam nie wiedziałem dlaczego. A co jeśli ona jest zajęta? A co jeśli ja – kretyn – wyobraziłem sobie nie wiadomo co?
Już dawno wszedłbym do środa i wypytałbym jej koleżanki, ale jej głos płynący zza drzwi mnie powstrzymywał.
Mogłem liczyć tylko na cud, który chyba właśnie się zdarzył, bo nagle z pokoju wyszła pewna brunetka, której włosy były tak czarne, że aż wpadały w odcień granatu.
- Sheila, tak? – zagadnąłem.
- Taak, a co? - Zmierzyła mnie ze zdziwionym wyrazem twarzy.
- Mogę mieć jedno pytanie? Tylko tak, żeby Rose się nie dowiedziała – odparłem, wyłamując palce.
- Słucham.
- Czy ona ma chłopaka? – zapytałem bez ogródek.
- Z tego, co mi wiadomo, to nie… - odpowiedziała. Patrzyła na mnie niemalże jak na wariata. Czy to naprawdę takie dziwne, że chcę dowiedzieć się, czy dziewczyna, która mi się podoba, jest zajęta?
- Okay… - Wlepiłem zmieszany wzrok w podłogę. - Więc kim jest Justin?
- Justin to mój brat – wyjaśniła.
W jednej chwili poczerwieniałem, straciwszy wszystkie nadzieje.
- Jej były? - spytałem.
Parsknęła śmiechem, klepiąc mnie energicznie w ramię.
- Mój brat i jej!
- Jesteście siostrami? – Wytrzeszczyłem oczy.
- A co w tym dziwnego?
- Nie, nic. Po prostu… nie pomyślałem.
- Justin jest bojowy, wiesz? - zagadnęła znacząco.
Zmarszczyłem brwi.
- Co w związku z tym?
- Mięta między wami śmierdzi na kilometr. Dbaj o nią.
Uśmiechnąłem się.
- Będę.
RANO
Szliśmy właśnie brzegiem plaży, popijając mrożoną kawę z kubków. Rose miała rację. Wschody słońca były tam najpiękniejsze. Po pół godziny nieco zmęczeni zajęliśmy miejsca na skałkach tuż obok klifu.
Przymknęła oczy, a delikatny wiatr odgarniał niesforne kosmyki włosów z jej twarzy.
- Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? – zapytałem.
Uśmiechnęła się, otwierając oczy, i spojrzała na mnie rozmarzonym wzrokiem, jakby myślami w dalszym ciągu była daleko.
- A powinnam? – zapytała.
Oboje dobrze wiedzieliśmy, że nie jest to takie pytanie, które zadaje się na hop, siup. Miało swoje głębsze dno i to właśnie sprawiało, że ta chwila zdawała się być jeszcze bardziej magiczna.
- Nie wiem. Dlatego pytam.
- Wierzę w miłość prawdziwą – odparła spokojnie, ponownie przymykając oczy – a nie tą, którą podaje się nam piosenkach. Bez urazy. Sądzę, że nie można kogoś pokochać po pierwszym spotkaniu, bo byłaby to miłość pusta… powierzchowna. Znaczyłaby, że pokochało się kogoś za wygląd. Wierzę, że prawdziwa miłość to ta, kiedy można by za kogoś oddać życie. A kto by oddał życie za kogoś, kogo nie zna?
- Myślę, że… - westchnąłem – myślę, że za pierwszym razem można przeżyć zauroczenie.
- Przeżyłeś takie?
- Tak.
- Wyszło coś z tego?
Pociągnąłem łyk kawy.
- Coś – zaśmiałem się. - „Do tanga trzeba dwojga”. Zależy.
- Zależy od niej?
Powoli przekręciłem głowę w stronę dziewczyny. Spojrzała na mnie. Jej oczy w kolorze mlecznej czekolady były lekko zamglone i nieobecne.
- Dużo zależy od niej.
W jednej chwili poczułem, jak powietrze między nami stało się gęstsze, wytwarzając napięcie które nas do siebie przyciągało. Dzielnie wpatrywałem się w jej oczy, próbując odpędzić od siebie myśl choćby rzucenia okiem na jej usta.
Nagle odwróciła się i zeszła ze skał.
- W takim razie ona jest głupia, skoro jeszcze tego nie zauważyła – odparła.
Zmarszczyłem brwi.
- Myślałem, że moje sygnały są bardzo jasne.
- No więc staraj się dalej, nieźle ci idzie – zaśmiała się, a wtedy przewróciłem oczami i dołączyłem do niej.
Nie pytajcie, czy mam jakiś fetysz na klatę Liama, bo tak, mam.
Może zacznę od tego, że chciałabym, żeby pod tą częścią było przynajmniej 10 komentarzy, zanim pojawi się coś nowego. Tu nie chodzi o Was, po prostu wchodzę sobie dzisiaj na bloggera i widzę na liście czytelniczej imagina. Weszłam, przeczytałam (co zajęło mi dosłownie 20 sekund) i zobaczyłam próg piętnastu komentarzy. Poczułam się zwyczajnie jak debil, spędzając godziny nad postami i nie wymagając prawie niczego. No ale nieważne. 10 komentarzy to nie jakiś kosmos. ☺
Tak z innej beczki, biorę się za coś nowego i chciałabym, żebyście sami wybrali głównego bohatera. Od razu mówię, że będzie policjantem w tym opowiadaniu. Możecie wybierać spośród wszystkich członków 1D (byłych też) oprócz Harrego (bo i tak go tu za dużo, haha). Macie wyjątkową okazję współuczestniczyć w tworzeniu tego bloga. :D
Pozdrawiam. xxx

piątek, 21 sierpnia 2015

#22 Liam cz.2



- A my się chyba znamy… - zagadnąłem, starając się brzmieć swobodnie.
Dziewczyna zarumieniła się po same uszy i odniosłem wrażenie, że czeka ją chyba ostry magiel w pokoju ze strony koleżanek: „skąd to ona zna Liama Payne'a”.
- No tak… - odparła niepewnie, ściskając mocno moją dłoń, co było zapewne efektem zdenerwowania. – Rosalie. W skrócie: Rose.
Wyobrażałem sobie wiele wersji jej imienia. Loren, Ashley, Elizabeth, Julia… Rose brzmiało zdecydowanie najlepiej.
- Liam. Przypominam, że w dalszym ciągu wisisz mi kawę – zaśmiałem się.
- O tej porze roku, to chyba mrożoną – odparła lekko, rozluźniając się.
- Może być i mrożona – odpowiedziałem, puszczając do niej oko. – Więc jesteśmy umówieni?
- Można tak powiedzieć.
Obdarzyła mnie ciepłym uśmiechem, a mnie w jednej chwili ogarnęło rozanielenie, z którego wyciągnął mnie Harry:
- Możecie mi wyjaśnić, o co tu chodzi?
Doskonale wiedział, więc po co głupio pytał?
- Po prostu Rosalie kiedyś zabrakło drobnych na parkomat, więc jej użyczyłem kilku funtów – odpowiedziałem.
- A ja obiecałam mu kawę w zamian za to – dodała szatynka.
- A w odsetkach za zwłokę doliczam do tego spacer – dodałem, posyłając jej chytry uśmiech.
- Nie za wysokie te odsetki? – udawała wystraszoną.
- Spokojnie. Stać cię – odparłem, robiąc tę swoją zabawną minę, która polegała na zaciśnięciu powiek z całej siły i napełnieniu powietrzem policzków.
- Zabawny jesteś – zaśmiała się.
Spojrzałem na nią.
- To komplement czy obelga?
- To stwierdzenie faktu.
- Czyli obelga.
- Och… Nie bierz tego do siebie.…
- Wziąłem. – Złożyłem ręce na piersi z obrażoną miną.
- Haha… Teraz to komplement.
Parsknąłem śmiechem.
- Dobra, to my idziemy – James szturchnął mnie lekko łokciem w ramię. – Musimy się jeszcze rozpakować. Wy zapewne też.
Weszliśmy na górę, a wtedy dyskretnie szepnął mi na ucho:
- Mówiłem, że to będą piękne wakacje?
Wywróciłem oczami.
POPOŁUDNIU
Ubrany tylko w kąpielówki wyszedłem na zewnątrz z domu, w którym przez kolejny tydzień mieliśmy rezydować. Przerzuciłem sobie ręcznik przez ramię i skierowałem swe kroki w stronę basenu. Miałem ochotę się trochę poopalać, ewentualnie pokąpać. Reszta zmyła się gdzieś z dziewczynami. Myślałem, że poszli wszyscy, więc trochę się zdziwiłem, gdy nad brzegiem basenu, na leżaku zobaczyłem Rose. Miała słuchawki w uszach, dlatego podszedłem do niej na palcach i ostrożnie wyjąłem jej je. Spojrzała na mnie skonsternowana.
- Można się dosiąść? – spytałem. – Albo raczej: doleżeć?
Zachichotała uroczo.
- Serio jesteś zabawny. Można, można.
Rozłożyłem ręcznik na leżaku i położyłem się na nim, przymykając oczy.
- Jeśli wolno spytać… - zagadnąłem po chwili - …czego słuchasz? – Spojrzałem na nią i zorientowałem się, że nie włożyła słuchawek ponownie. – Albo raczej: słuchałaś?
- Was – odparła, lekko się rumieniąc.
- Myślałem, że nas nie lubisz, skoro wtedy na ulicy mnie nie poznałaś.
- Um… - zmieszała się. – Nie znałam. Ale skoro mamy spędzić razem urlop, to postanowiłam nadrobić zaległości i muszę przyznać, że teledysk do „Night changes” świetnie wam wyszedł.
- Naprawdę ci się podoba?
- Naprawdę. Ale Sheila była oburzona - zaśmiała się.
- Czym?
- Hahah, rozumiesz. Cytuję: JAK MOŻNA BYŁO TAK KOMUŚ SPIEPRZYĆ RANDKĘ Z ZAYNEM MALIKIEM?! A właściwie, to z każdym z nich. I tak dalej.
Zaśmiałem się.
- A wy jak się z tym czuliście? - zagaiła. - Ktoś wam tak perfidnie zepsuł opinię romantyków.
- Haha, pomysł Bena. Zdaliśmy się na niego. Poza tym... wiesz... - uśmiechnąłem się zawadiacko - randki na żywo wychodzą nam lepiej.
- No mam taką nadzieję - odparła, pochylając się lekko w moją stronę.
Na chwilę zapadła cisza, która jednak nie wyrażała skrępowania. Bardzo spodobało mi się wygadanie szatynki.
- A ty tak bez olejku się opalasz? – zapytała.
Pochyliłem się w jej stronę.
- A nasmarujesz mi plecki?
Również się pochyliła, zbliżając nasze twarze.
- A z miłą chęcią.
Mierzyliśmy się wzrokiem, aż w końcu oboje parsknęliśmy śmiechem, wracając na swoje miejsca.
- Mówiłem serio – odezwałem się po chwili.
- Ja też.
- No to dalej.
Usiadłem na leżaku, a ciche szuranie oznajmiło, że przysunęła się do mnie na swoim. Po chwili poczułem jej delikatne dłonie na swojej skórze. Powoli i dokładnie wcierała w nią olejek. Przyjemne uczucie.
- No, już – powiedziała po chwili i jej dotyk znikł.
- Dzięki – odparłem i już miałem ułożyć się na brzuchu, gdy nagle mi przeszkodziła:
- Nie tak szybko, kochany. Teraz ty.
Wyciągnęła w moją stronę rękę z buteleczką. Wyjąłem jej ją z dłoni, a wtedy odwróciła się do mnie plecami. Wylałem sobie trochę olejku na rękę i zacząłem niespiesznie wcierać go w jej skórę.
- Jestem… kochany? – zapytałem.
Wyraźnie się speszyła.
- Nie wiem… Tak mi się powiedziało.
Nagle zorientowałem się, że moje dłonie znajdują się dość blisko zapięcia górnej części jej kostiumu i moje nieposłuszne myśli zaczęły same wędrować w różnych kierunkach…
Przysunąłem się do niej jeszcze bliżej i wyszeptałem jej do ucha, przypadkowo ocierając się o nie wargami:
- Ufasz mi? Bo ja sobie nie.
- Dlaczego?
- Ponieważ za chwilę zrobię coś, czego będę żałował.
- Co?
Coś mnie wtedy podkusiło i zamiast rozwiązać jej kostium, przysunąłem się i musnąłem jej ciepłą szyję wargami.
Po chwili skończyłem wcieranie olejku i oboje ułożyliśmy się na brzuchu twarzami do siebie, odsuwając swoje leżaki.
- Żałujesz tego? – spytała po chwili cicho.
- Nie… raczej… nie - odparłem, przymykając oczy, bo słońce niemiłosiernie mnie w nie kłuło.
- To o której idziemy jutro na tę kawę? – zapytałem.
- O szóstej.
- Na wieczór chcesz pić kawę?
- Rano, kochany! Rano!
- Co tak wcześnie? Pierwszy dzień urlopu i nawet się nie wyśpię – burknąłem, tak naprawdę skacząc z radości.
- Trudno. Weźmiemy tę kawę na wynos i przejdziemy się plażą. Ponoć mają tu najpiękniejsze wschody słońca na świecie.
- To się przekonamy - odparłem, przymykając oczy na leżaku.
Kochany.
to zdjęcie >>>>
Wiem, że to nie Harry, ale zwyczajnie nie chciałam, żeby na blogu zrobiło się pusto, a jeszcze go nie skończyłam. ☹
W ogóle ostatnio nołlajfię af, pogłębiając swoje uzależnienie od gry komputerowej i mojego nowego muzycznego odkrycia - Lucy Hale (serio jest świetna, a po przesłuchaniu wszystkich albumów Taylor Swift chyba zwyczajnie jestem głodna muzyki country, haha). ♥
Spróbuję się jakoś za to pisanie wziąć. xx
Woah, szalejecie ostatnio z tymi komentarzami, poważnie. D:
A tak na poważnie, to dacie radę chociaż z siedmioma? Proszę. ♥ Choćby dla samego zdjęcia, które jest bgsdnuhdflsa. *.* :D
PS. Pisałam tego imagina tak dawno, że teraz pewnie zrobiłabym go inaczej, ale cóż. xx

sobota, 15 sierpnia 2015

#4

Hm... od czego by tu zacząć. To, co za chwilę (mam nadzieję) przeczytacie, napisałam na wakacjach pod wpływem krótkiego napadu weny. Nie jest idealne (to znaczy, nie do końca takie, jak je sobie wyobrażałam), ale trudno, dałam z siebie wszystko. Myślę, że raczej nie będzie kontynuacji tego, chyba że coś mnie w przyszłości po raz kolejny dopadnie. Harrego postaram się wstawić w połowie przyszłego tygodnia. xxx





1
Przykładam szluga do ust, po czym zaciągam się dymem. Spoglądam na Niego. Robi to samo. Codzienna czynność – zapalenie papierosa. Jest tyle bardziej romantycznych czynności, a my wybraliśmy właśnie to. Miliony ludzi to robi. W jednym ułamku sekundy kilkanaście petów upada na bruk. Marzeń też. Ludzie różne rzeczy zostawiają na ulicy.
Zaciągam się po raz kolejny. Mechaniczna czynność. Nic wyjątkowego. Dlaczego ludzie to robią?
Uzależniają się czy gubią marzenia?
Odrzucenie, porzucenie, utrata bliskiej osoby… powodów może być wiele.
Nikotyna? Trucizna. Oh. Trujemy się na co dzień: złym słowem, nastrojem, złośliwością. W czym może zaszkodzić ten mały, niepozorny papieros?
W spełnianiu marzeń? Nie.
W znalezieniu przyjaźni? Nie.
W podróżowaniu? Nie.
Tak bardzo uczepiliśmy się nałogów fizycznych. Emocjonalne są dużo gorsze.
Miłość.
Co to takiego? Emocja? Nie.
Miłość to tylko słowo.
Emocja to mrowienie płynące od karku w dół pleców.
Emocja to gniew.
Radość to emocja.
Miłość to tylko słowo, zbiorowisko tych wszystkich emocji, zbiorowisko potrzeby czyjejś bliskości, potrzeby bezpieczeństwa.
2
Spoglądam na rozwichrzone włosy chłopaka. Zawsze był tylko chłopakiem. Nigdy nie nazywałam go ‘swoim’. Nie uważałam go za swojego. Należenie do kogoś oznacza słabość, przedmiotowość.
Nawet nie pamiętam, kiedy to się zaczęło. Po prostu w pewnym momencie zaczęliśmy być razem. To chyba dobrze, prawda?
Może połączyły nas papierosy? Od zawsze paliliśmy razem. Oznaczało to chwilę spokoju, zupełnej ciszy. Ludzie wypowiadają na co dzień zbyt wiele słów. Papierosy zamykają nam usta.
3
Mój wzrok ponownie wędruje na Niego. Ma na sobie błękitną koszulkę. Błękit… niebo, czystość. Niebieski to taki piękny kolor. Można by na środku szarego, brudnego pokoju postawić wazon niebieskich kwiatów, a nadałby mu charakteru. Najlepiej róż. Róże są jak my. Ranią, ale tylko dopóki my nie od bierzemy im tej zdolności. Wtedy są obnażone. Słabe i niegroźne. Niewielu jednak potrafi odkryć tę powłokę bez zadania przypadkowych ran sobie samemu.
Tak… niebieski ma siłę. Ale błękit? Błękit koszulki, którą miał na sobie, zupełnie nie grał. Jasny materiał opinał jego mięśnie, które napinały się podczas podnoszenia papierosa do ust. Błękit to taki niewinny kolor.
Zimny wiatr zmaga moje ramiona wywołując gęsią skórkę. Czuję jego ręce oplatające moje ciało. Zamykam oczy, pozwalając sobie poczuć jego ciepło. Czuję zapach jego wody po goleniu i dymu. Mój policzek wtulony jest w materiał jego koszulki. Czuję gładkie, miękkie ciepło mięśni. Tych samych, które pracowały, gdy podnosił papierosa do ust. Błękit to taki niewinny kolor…
Rzućmy to, szepczę. Rzućmy palenie.
Nie odpowiada, ale ja go znam. Nigdy nie przytakuje. On po prostu nie zaprzecza.
4
(on)
Zaciągam się.
Jestem taki słaby.
Jestem słabym chujem.
Nie potrafię ani przestać przeklinać, ani przestać palić.
Spoglądam na szluga.
Jesteś ponad tym – zwykła mówić moja mama, kiedy z zazdrością patrzyłem na palących i pijących kolegów, którzy nie zamierzali przyjąć mnie do towarzystwa.
Jesteś ponad tym.
Człowiek jest ponad wieloma rzeczami, ale na pewno nie ponad Bogiem.
Chociaż może i by chciał być.
Ale czym jest papieros?
Obietnicą.
Do cholery, obiecałem.
Nawet z tego nie potrafię się wywiązać.
Rzucam niedopałek, po czym przydeptuję go butem i rozcieram w drobny pył, po czym patrzę na niego z góry.
Teraz dopiero jestem ponad nim.
5
Tamtego dnia pocałował mnie po raz pierwszy.
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Podeszłam, przekręciłam zamek, dotknęłam klamki.
Zimna. Dlaczego ona jest taka zimna?
Naciskam, ciągnę. Widzę Go. Nie pytam o klucze. Mój wzrok wędruje do porcelanowej miseczki stojącej na szafce z butami. Zapomniał. To nie typowe. On nigdy nie zapomina kluczy.
Wchodzi do środka. Rozbiera się, wszystko odkłada na wieszak. Przygląda się mojej twarzy. Nagle jego usta gwałtownie napierają na moje. Jest nerwowy, niespokojny. Zaciska palce na moich biodrach, zaborczo przyciągając mnie do siebie. Pozwalam mu nadawać tempo, aż się uspokaja. Nieśmiało obejmuję jego szyję. Czuję smak i zapach dymu. Palił, lecz pocałunek nadal jest przyjemny.
Odsuwam się lekko od niego. Moje dłonią wciąż spoczywają na jego karku, wciąż trzyma mnie w ramionach, nasze klatki piersiowe są do siebie przyciśnięte, serce przy sercu. Mam zamknięte oczy. Czuję opuszek jego palca na wardze.
Przepraszam, szepcze.
To był nasz pierwszy pocałunek. Kolejny etap w związku.
Najpierw jest przytulenie. Niewinny uścisk.
Potem pocałunek, przelotne poczucie bliskości.
Co jest ostatnie? Seks, zbliżenie cielesne.
Czy tego chciałam?




PS. Jeżeli mogę mieć ogromną prośbę, przeczytajcie (o ile nie czytaliście lub po prostu dla odświeżenia) TO. Wiem, że głupio jest wracać do imagina pisanego rok temu, ale po prostu chciałabym się go pozbyć z folderu. xD Z góry dziękuję. xxx
PS.2 Ostatnio mnie korci, żeby dokończyć też TO.

czwartek, 13 sierpnia 2015

#37 Harry cz.9

Nie zabijajcie mnie za długość tej części, proszę. xD


Krótkie przypomnienie, że cały ten imagin jest zadedykowany Foreverdirectioner. ♥



Wypłukałam usta po myciu zębów, po czym wytarłam się ręcznikiem i udałam do salonu. Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizję, lecz nie dane mi było się skupić na powtórkach "X-factora", bo już po chwili usłyszałam dźwięk esemesa. Westchnęłam ciężko, przeczytawszy wiadomość, po czym odpisałam.
Obgryzałam paznokcie z nerwów. Nie wiedziałam, czy żartuje czy nie, ale prawdopodobieństwo, że się na mnie obrazi wynosiło w moim mniemaniu 80%.
Czułam, jak się czerwienię. Całe szczęście, nie mógł widzieć, że rozbroił mnie tym całkowicie. Przymknęłam oczy na chwilę, próbując się uspokoić. Wiadomość, którą mu następnie wysłałam, była nieskładna, ale dokładnie tak się w tamtym momencie czułam.
Nie zdążyłam mu odpisać, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Wyłączyłam telewizję, wstałam, podeszłam i otworzyłam, bo co miałam zrobić?
Liczyłam na zobaczenie w drzwiach uśmiechniętego od ucha do ucha Stylesa, ale się pomyliłam. Miał raczej zasępiony wyraz twarzy niż szczęśliwy. Jego tors opinał szary podkoszulek, do tego miał na sobie bokserki; nic więcej.
— [t.i.], ja musiałem... chciałem ci powiedzieć dobranoc. Tylko tyle.
— Kręcisz, Styles, kręcisz — odparłam, zarzucając mu ręce na szyję. Przytulił się do mnie od razu, a wtedy zaczęłam się cofać, ciągnąc go wgłąb mieszkania.
— [t.i.], przestań, nie podoba mi się to — zaśmiał się.
— Taaaak? — przeciągnęłam, odsuwając się od niego i otwierając drzwi od sypialni. Chwyciłam go za rękę i prawie wciągnęłam do środka, po czym zamknęłam je.
— I co teraz? — zapytał, siadając na łóżku.
— Kładziesz się i przykrywasz — poinstruowałam go. Przybrał skonsternowany wyraz twarzy, ale posłusznie wykonał polecenie. Włączyłam lampkę nocną stojącą na szafce, po czym również wsunęłam się pod cienką kołdrę i ułożyłam na boku twarzą do niego. — Mam nadzieję, że zamknąłeś mieszkanie — Uniósł dłoń z kluczem w dłoni, po czym odłożył go.  — bo już dzisiaj tam nie wrócisz.
Uśmiechnął się filuternie.
— Kusząca propozycja.
Położyłam dwa palce na jego wargach, blokując im dostęp do swoich.
— Będziesz się spowiadał.
— Spowiadał? — Zmarszczył czoło.
— Coś cię gryzie. Chcę wiedzieć co, bez żadnego kręcenia — wyjaśniłam stanowczo.
— Przecież nie będę ci się spowia...
— Właśnie, że będziesz. Harry, do cholery.
— Masz dość własnych problemów. Nie zamierzam...
— To ja nie zamierzam z tobą dyskutować. Jedyne problemy, jakie mam, to te z tobą.
Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie. Jego usta były zaciśnięte w wąską kreskę. Miałam wrażenie, że wstrzymał nawet oddech. Powoli i cicho wypuścił z płuc powietrze, po czym przez ułamek sekundy stłumiony uśmieszek zagościł na jego twarzy. Zdradził go zadziorny błysk w oku.
— Wiesz... — Położył dłoń na moim policzku. — To przez ciebie bywam... spięty.
Wszystko wokół stawało się coraz bardziej mętne przez jego oddech owiewający moje usta, gdy się do mnie zbliżył. Pocałował mnie. Przymknęłam oczy, próbując się oprzeć temu wszystkiemu. Nie odwzajemniałam jego dotyku. Jego dłoń powędrowała na moje biodro. Z łatwością przekręcił mnie na plecy i zawisł nade mną.
— Twardo grasz — szepnął mi do ucha, muskając moją szyję i obojczyk.
— Harry, jeżeli myślisz, że w ten sposób odwrócisz moją uwagę od tematu, to...
Wstrzymałam oddech, czując jego dłoń obejmującą moją pierś.
— Pewnie, że odwrócę. Na trochę... albo i dłużej.
— Harry! — zaprotestowałam, spychając go i siadając na łóżku. — Miałeś się spowiadać, a nie do mnie dobierać.
Z trudem uspokoiłam pędzący oddech, po czym położyłam się do niego plecami, grając obrażoną. Okay, wcale nie grałam. Byłam obrażona.
— Jak nie chcesz, to nie — mruknęłam. — Nie dotykaj mnie! — warknęłam, gdy próbował mnie objąć. — Co, myślisz, że tylko ty możesz strzelać fochy? Ja też potrafię!
Wierciłam się i szarpałam, ale zbyt mocno mnie trzymał, żebym mogła się wyrwać. Jego nogi były splecione z moimi tak, że praktycznie nie mogłam się ruszyć.
— Ja ci teraz wszystko powiem, a ty się odobrazisz — szepnął mi do ucha. — Proszę.
— Zobaczymy — wycedziłam, odgarniając z twarzy włosy.
— To się zaczęło w zeszły czwartek. Moja była do mnie zadzwoniła, spotkaliśmy się. — Zignorowałam nieprzyjemny ścisk w żołądku. — Wiesz... — Wypuścił powietrze z płuc. — Ona jest instruktorką fitnessu. To było trzy miesiące temu. Poznała jakiegoś napakowanego bezmózga i mnie zostawiła. Jak się spotkaliśmy... wręcz błagała mnie, żebym do niej wrócił, bo tamten z kolei zostawił ją. Nie jestem idiotą, nie zgodziłem się. Poza tym w głowie już miałem ciebie. — Pocałował moją szyję, a ja nie mogłam się nie uśmiechnąć. — Było mi z tym trochę źle, bo jednak przez jakiś czas się naprawdę kochaliśmy. Dlatego poszedłem się napić. Potem mnie pobili i okradli. Następnego dnia pokłóciłem się z koleżanką, która jest przyjaciółką Kimberly, w sensie mojej byłej. Tak mi się jakoś sypało, że ta randka z tobą, a właściwie cały ten weekend były jak zbawienie. Aż nadeszło dzisiaj... chłopacy na treningu mnie nie słuchali, co chwila się kłócili, a ja nie potrafiłem ich ogarnąć. Do tego jak cię zobaczyłem z tym całym Stevenem, to się wystraszyłem, że historia się powtarza. [t.i.], ja mogę być czasami odrobinę zaborczy, ale to tylko dlatego, że mi na tobie zależy i nie chcę cię stracić. Jeszcze raz przepraszam, bo cię skrzywdziłem, sprawiłem ci ból. Mam wrażenie, że wszystko robię nie tak.
Chwyciłam jego dłoń i pogładziłam ją.
— Jedyne, co zrobiłeś nie tak, to że wyżywałeś się na mnie, zamiast to z siebie wyrzucić — odparłam. — Ta pieprzona logika mężczyzn. Zamknąć się w sobie, nic nie powiedzieć, reagować agresją. Typowe. Od teraz, jeśli chcesz ze mną być, masz mi mówić o wszystkim.
— Zaraz. My jesteśmy razem?
— Powiedzmy, że... do tego dążymy.
— Cieszę się, że wypłynęło to z twoich ust.
Odwróciłam głowę w jego stronę, a następnie pocałowałam krótko.
— Dziękuję — szepnął mi do ucha, a ja poczułam łaskotanie w okolicach brzucha. — Za wszystko.
Uśmiechnęłam się.
— Nie ma za co. Dobranoc, Harry.
— Dobranoc.
Miał być jeszcze opis poranka, ale mam wrażenie, że to i tak wyszło za długie. xD
Wiem, że trochę oszukałam, bo już jest czwartek, wybaczcie. ♥
Będę chyba potrzebowała kopa do tego opowiadania, bo to, co zamierzam zrobić, przeraża mnie samą, haha. Nieważne. W każdym razie w weekend spróbuję coś dodać.
Standardowo - komentujcie albo nie, hahah. ♥
Love. xxx
PS. Chcielibyście przeczytać coś dziwnego ode mnie? Nie jakoś bardzo dziwnego, po prostu... specyficznego, powiedzmy.
PS.2 Mam nadzieję, że nie zapomnieliście całkiem pierwszego rozdziału i wciąż zastanawiacie się, do kogo [t.i.] przez przypadek zadzwoniła. He, he.

sobota, 8 sierpnia 2015

#37 Harry cz.8

~Tego samego dnia, dwie godziny później~
Usiadłam przy stoliku kawiarni, krótkim całusem w policzek witając się z przyjaciółką.
— Cześć, Kate.
— Hej, [t.i.], jak tam?
— Um... — zająknęłam się, uciekając przed spojrzeniem dziewczyny. — Po staremu, a u ciebie? — odwróciłam pytanie.
— Przewróciłaś oczami, widziałam to. — Wskazała na mnie palcem, zaśmiewając się. Prawie zapomniałam, że przed nią nic się nie ukryje. Cóż, nie bez powodu była policyjnym psychologiem. Na co dzień łagodnie usposobiona, swój momentami wybuchowy charakter i temperament wyrażała poprzez długą czuprynę farbowanych rudych włosów. Potrafiła tak owinąć cię sobie wokół paluszka, że z największą rozkoszą wyjawiałeś jej wszystkie sekrety. — Jeżeli czegoś nie wiem o jakimś zabójczo przystojnym, wysokim, umięśnionym szatynie z tatuażami, to powinnaś się wstydzić. — Pogroziła palcami, a ja się momentalnie zaczerwieniłam.
„Skąd ona mogła to wiedzieć?”.
— No mi nie powiesz? — zachęcała.
— Uch, daj już spokój.
Wybawieniem od krępującego tematu miał być dźwięk esemesa, który nagle rozbrzmiał w mojej torebce. Miał być.
Spiekłam raka i to tyle, jeśli chodzi o utrzymanie czegokolwiek w tajemnicy.
— To on, prawda? — zaśmiała się dziewczyna. — Przecież widzę.
— Kate, błagam.
— No odpisz mu, odpisz — odparła rozbawiona.
Wysłałam najpierw jednego esemesa, ale, nie otrzymawszy odpowiedzi, pisałam kolejne i kolejne, aż się poddałam.
Westchnęłam ciężko, myśląc o trudnej rozmowie, jaka prawdopodobnie czekała mnie w mieszkaniu.
— Hej, nie widzę entuzjazmu, powinnaś skakać pod sufit z radości! — zaśmiała się Kate. — Chyba że jest brzydki, no to wtedy niekoniecznie — zachichotała. — No mów coś, cokolwiek, opowiadaj. Jak ma na imię i tak dalej.
— To jest na razie zbyt świeże, żeby cokolwiek mówić — odparłam, bawiąc się brzegiem serwetki. — Ma na imię Harry. Poznaliśmy się na imprezie. Wiesz, tej, na którą wyciągnęła mnie Amber. — Przyjaciółka kiwnęła głową. — No i nie wywarł na mnie zbyt dobrego wrażenia — zaśmiałam się. — A kilka dni później okazało się, że się przeprowadza do tego mieszkania naprzeciwko, no i... sama wiesz.
— Jesteś szczęśliwa? — rzuciła niby od niechcenia, a ja wiedziałam, że to pytanie-klucz i że będzie bacznie obserwować moją reakcję. Dzielnie patrzyłam jej w oczy, nie pozwalając sobie nawet na mrugnięcie. Zawsze testowała mnie w ten sposób.
— Tak — odparłam. — Ma swoje chimery, ale gdy spędzamy razem czas, wtedy jest naprawdę dobrze. Idealnie.
— Tylko uważaj, proszę cię. Bywają takie typy: przy tobie kochany, słodziutki, aż nie zauważasz, kiedy zaczyna cię osaczać. W każdym razie będę go miała na oku.
— Taa — westchnęłam — dzięki.
— Przystojny jest, co? — uśmiechnęła się łobuzersko.
Zaśmiałam się nerwowo.
— Owszem.
— Chciałabym go poznać — oznajmiła nagle. — W przyszłości. Wiem, że na razie za szybko — zaśmiała się. — Ale bardzo się cieszę, że jesteś szczęśliwa.
— Dziękuję. A jak u ciebie? Mów, coś nowego?
— U mnie po staremu i to naprawdę po staremu, nie to, co u ciebie — roześmiała się. — Mało roboty w pracy i nawet nie wiem, czy się cieszyć czy nie, bo z jednej strony coraz mniej psychopatów w Londynie to dobre zjawisko, a z drugiej papierki mnie już nudzą.
— To ja nie wiem, czy mam współczuć czy nie. — Uśmiechnęłam się, upijając łyk kawy.
— Raczej nie, dam radę — odparła optymistycznie.
~Pod wieczór~
Wchodząc do bloku, minęłam się w drzwiach z Harrym i prawie dziękowałam Bogu za ten przypadek, bo musiałam z nim jakoś wyjaśnić fakt, że od kilku godzin mnie ignorował.
— Harry — zatrzymałam go, bo prawie by mnie trącił i po prostu wyminął.
— Hm?
Ubrany był na sportowo, z czego wywnioskowałam, że zamierza iść biegać.
— Pisałam – nie odpisywałeś. Dzwoniłam – nie odebrałeś. Co się stało? Jesteś zły?
Wzruszył ramionami.
— Nie, dlaczego? Zwyczajnie nie chciałem przeszkadzać.
— Chyba bardziej mi przeszkadzała świadomość, że się na mnie obraziłeś — odparłam.
— Przepraszam, nie pomyślałem w ten sposób.
— Wiesz... — Zbliżywszy się lekko, chwyciłam go za rękę i pogładziłam kciukiem wierzch jego dłoni. — Wieczór jest jeszcze młody, możemy spędzić razem trochę czasu.
Przygryzłam wargę, oczekując odpowiedzi.
— Ja... — zająknął się — miałem trochę pobiegać, idę już.
— Harry, co cię ugryzło? — wybuchnęłam, podnosząc nieco głos. — Nie wiem, co ci się stało, ale wiedz, że nie jesteś pępkiem świata. Moje uczucia też się liczą, dlatego nie zamierzam znosić twoich wiecznych humorów. Mów, o co chodzi albo po prostu daj mi święty spokój.
Jego oczy błyszczały w półmroku. Wypuścił powietrze z płuc.
— Nic się nie stało — odparł. — Albo wszystko. Nie wiem, miałem kiepski dzień. Niedługo zawody, a drużyna się sypie, nie umiem ich utrzymać ostatnio w kupie, no i jeszcze ta... sytuacja. To wszystko.
— Wiesz, że zawsze jestem dla ciebie? — szepnęłam.
Uniósł moją dłoń, a następnie ucałował jej wnętrze.
— Wiem. Dziękuję i przepraszam za wszystko.
— W porządku, każdemu się może zdarzyć gorszy dzień. — Uśmiechnęłam się.
— Taa, tylko mi ostatnio ciągle się takie zdarzają. Okay, idę to trochę rozbiegać. — Uśmiechnął się niemrawo.
— Jasne, do zobaczenia.
— Do zobaczenia.
Troch mi z tymi wiadomościami nie wyszło. Długa historia. xD W następnej części jest ich więcej. Tak wcale, ani trochę (no dobra, może trochę) nie spojleruję, ale Harry ma niezłą gadkę, w sensie: dobrze bajeruje, hahaha.
Zostawcie komentarz albo nie, nikogo nie zmuszę, ale doceńcie, proszę, fakt, że trzecią godzinę siedzę nad tym postem w temperaturze ok. 35°C. :'D I zróbcie tak, żebym pod następnym postem nie musiała narzekać na małą ich liczbę i (mimo wysokich temperatur) z ochotą się brała do jego pisania. Tak jak do tego. ^^
Love. ♥
PS. Ważne! (przynajmniej dla mnie, haha) Polećcie, proszę, w komentarzach jakieś dobre ff o Niallu/Liamie lub Louisie, bo nawet tt mi nie chce pomóc, a z nimi chętnie bym poczytała. :/ Z góry dziękuję. xxx

środa, 5 sierpnia 2015

#37 Harry cz.7

~Poniedziałek~
— Cieszę się, że u to sobie wyjaśniliśmy — powiedział pan Steven na koniec naszej rozmowy. Oboje staliśmy już w drzwiach przedszkola, żegnając się.
— Ja również. — Poczułam kosmyk włosów na języku, dlatego odgarnęłam go szybko, założyłam za ucho i uśmiechnęłam się. — Od dzisiaj będę miała Isabelle i Ashley bardziej na oku.
Spojrzeliśmy po sobie. Mężczyzna od roku był wdowcem, ale dbał o córkę najlepiej, jak tylko umiał. W kącikach jego oczu i warg pojawiły się zmarszczki, które dodawały mu powagi. Ciemne włosy od czasu do czasu skrywały siwe pasma. Mógł być kilka lat starszy ode mnie. Przykre, że tak młode osoby dotykają takie tragedie. Sama nie wyobrażałam sobie utraty ukochanego tak szybko. Odkąd zaczęłam się spotykać z Harrym, moje współczucie rosło.
— Dziękuję. Do widzenia, panno [t.n.].
— Do widzenia.
Rozeszliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę. Ja wyjątkowo udałam się w stronę parkingu, bo Harry uparł się, żeby po mnie przyjechać. Z jednej strony cieszyłam się, że go zobaczę, z drugiej jednak nie chciałam czuć się kontrolowana. Wiem, że jedno odwiezienie do domu to nie grzech, ale... ugh.
Zobaczyłam czarny samochód na parkingu i domyśliłam się, że to jego. Spojrzałam na zegarek. 14:15. Rozmowa z panem Penningtonem przedłużyła się do pół godziny. Niepewnie podeszłam do pojazdu. Nie było opcji, żeby szatyn mnie nie zauważył, ale wciąż siedział z niezmienioną miną, zaciskając palce na kierownicy i wlepiając pusty wzrok przed siebie. Wsiąść, nie wsiadać?
Wsiadłam, witając się:
— Czeeść...
— Cześć.
Okay, może nie liczyłam, że od razu się na mnie rzuci i zacznie mówić, jak bardzo za mną tęsknił, ale mógłby mnie chociaż nie ignorować, prawda?
— Coś się stało?
— Skądże.
— Przecież widzę.
Oparł czoło o kierownicę.
— Nic. Tylko jestem idiotą, nic nowego.
— Nie jesteś, przestań. — Położyłam dłoń na jego ramieniu, ale odmachnął się tak gwałtownie, że prawie bym oberwała. Wiedziałam, że jest ode mnie dużo silniejszy, ale nigdy nie zachowywał się agresywnie. — Jeżeli moja obecność ci w czymś przeszkadza, na przykład w stwarzaniu sobie problemów, które nie istnieją, to chyba nie mamy o czym gadać — rzuciłam kąśliwie, po czym otworzyłam drzwi, ale wtedy zacisnął palce na moim ramieniu z całej siły, ciągnąc mnie z powrotem w swoją stronę. — Puść! — jęknęłam bezsilnie, próbując uwolnić się z jego uścisku.
— Powiedz, czy to naprawdę tak wygląda? — zapytał. — Nie dość, że ma twój numer i się spotykacie, to jeszcze flirtujecie. Dlaczego ja nie pomyślałem o tym wcześniej? Każdemu pierwszemu lepszemu tatuśkowi dajesz numer, żeby do ciebie późno w nocy wydzwaniali?
— Harry, każdy z rodziców ma mój numer komórki — szepnęłam prawie ze łzami w oczach. — Z nikim nie flirtowałam, przysięgam.
Puścił moje ramię, a ja je rozmasowałam, będąc bliska płaczu.
— Co ja ci zrobiłam? — zapytałam. To była chwila, głos mi się załamał pod koniec i łzy zaczęły same płynąć. Nie chciałam wywoływać jego litości. Wyszłam z samochodu tak szybko, jak to było możliwe. Ścierając łzy z policzków, oddalałam się, gdy nagle usłyszałam za sobą krzyk:
— [t.i.], poczekaj!
W przypływie adrenaliny zaczęłam uciekać jak szalona. Przebiegłam przez ulicę, nie zwracając uwagi na fakt, że prawie by mnie samochód potrącił. Czułam, że zostanę złapana (o ile zaczął mnie w ogóle gonić, bo bałam się nawet obejrzeć za siebie), ale nie przestawałam uciekać. Bolały mnie łydki, a w płucach czułam dosłownie ogień. Łzy już dawno zaschły na mojej twarzy.
— [t.i.], do ciężkiej cholery, stój! — krzyknął za moimi plecami, gdy znajdowałam się już w parku. Zaczynałam zwalniać, nie panując nad zmęczeniem, które ogarniało moje ciało. Mocny uścisk na ramieniu zmusił mnie do zatrzymania się i spojrzenia na niego. Pochylił się lekko do przodu, opierając dłonie o ugięte kolana. Wyraźnie próbował złapać oddech. Jego włosy były rozwiane na wszystkie strony, moje zresztą też. Pomijając fakt, że z pewnością rozmazałam makijaż, co mnie jeszcze bardziej pogrążało.
— Przepraszam — wysapał w końcu, podnosząc się. — Nie chciałem sprawić ci bólu. — Pogładził moje ramię. Moje ciało zareagowało niespokojnie. To był odruch, nie zapanowałam nad tym. — Zachowałem się idiotycznie. Wiem, że nie mam prawa robić ci wyrzutów i to jeszcze tak bezpodstawnych. Wybacz mi.
— Harry... — Sama nie poznawałam swojego głosu. Był zachrypnięty i rozedrgany. Chciałam mu się rzucić na szyję, ale z drugiej strony nie zamierzałam mu pozwolić, żeby myślał, że kilka słówek przeprosin zupełnie załatwia sprawę. Cholera jasna. Czy to musi być takie skomplikowane? — Jest w porządku, pójdę do domu.
— Boisz się mnie?
Nie. Pytanie, którego obawiałam się najbardziej. Proszę, nie.
— Nie, Harry, proszę cię — odpowiedziałam szybko i nerwowo.
— A w skali od 1 do 10 – jak bardzo spieprzyłem? — Przymknął jedno oko, marszcząc nos, co wyglądało dość zabawnie. Przypominał małe dziecko.
— Tak tyci-tyci. — Również zmrużyłam jedno oko, układając kciuk i palec wskazujący równolegle, a resztę dłoni zwijając w pięść. Jak to możliwe, że w ciągu kilku sekund poprawił mi humor do tego stopnia?
Harry
— Na tyle, żebyś mi wybaczyła i dała buzi? — spytałem niewinnie.
Pokręciła nosem.
— Muszę to przemyśleć — oznajmiła z poważną miną, zarzucając ramiona na moją szyję. Usłyszałem syk głośno wciąganego przez nos powietrza, kiedy złapałem ją za tyłek i mocno do siebie przyciągnąłem. Nie powiedziała nic, a spodziewałem się choćby krótkiego komentarza, wręcz na niego liczyłem. Po prostu wpiła się w moje usta zapalczywie. Odnalazłszy szczelinę między jej ustami, wsunąłem swój język między nie. Moje starania zostały wynagrodzone zmysłowym jękiem, który przyjemną wibracją rozszedł się także po moim ciele. Moje dłonie bezwiednie zacisnęły się na jej pośladkach. Wplotła palce w moje włosy, pociągnęła i to było całkiem przyjemne, dopóki nie zorientowałem się, że nie jest zadowolona z moich poczynań. Jej język zapalczywie napierał na mój. Czy ona naprawdę nie rozumiała, że jedynie się pogrąża?
— Cholera, nie tutaj... — jęknęła, wysuwając palce z moich włosów i spuszczając głowę, żeby się ode mnie oderwać. Jej małe dłonie spoczęły na mojej klatce piersiowej. Nie wypuszczałem jej z ramion. — Jestem przedszkolanką, to niepedagogiczne — zaśmiała się nerwowo, spoglądając za moje ramię. Odwróciłem głowę w tamtym kierunku, gdzie dzieci bawiły się na placu zabaw.
— Natomiast uciekanie przed swoim... przede mną, nie zwracając uwagi na samochody, które mogłyby w każdej chwili kogoś potrącić lub spowodować wypadek, było jak najbardziej pedagogiczne — odgryzłem się. — Tak samo jak wzrok ojczulka od siedmiu boleści na twoich cyckach. Doprawdy wychowawcze.
Nie mogłem się powstrzymać przed rzuceniem tej uwagi. Mój mózg wręcz wypalała myśl, że ktoś poza mną mógł patrzeć na nią w ten sposób. Gotowałem się ze złości, obserwując ją i tego kolesia razem. Zachowałem się jak kretyn, co nie zmienia wcale faktu, że nie zamierzałem pozwolić nikomu dotknąć [t.i.], która mogła być tylko i wyłącznie moja.
— Nie musisz być złośliwy — szepnęła. Poczułem koniuszek jej nosa w okolicach szyi, co mnie nieco rozluźniło. Kojący balsam dla moich napiętych nerwów.
— [t.i.], przebiegałaś przez te ulice, jakbyś oszalała. Naprawdę mogło ci się coś stać. Aż tak się mnie boisz?
— Nie, ja tylko... — Okrężny ruch czubka jej nosa na mojej skórze wywołał na niej ciarki. — Zrobiło mi się przykro, nie chciałam, żebyś widział mnie taką.
— Potrąconą przez samochód? Wierz mi, że nie chciałbym cię takiej widzieć. Pomyślałaś o tym, jak bym się czuł, gdyby przeze mnie stała ci się krzywda?
Uszczypnęła zębami moją szyję, po czym musnęła ukąszenie wargami.
— Będę bardziej uważać, obiecuję.
Jej szept ogrzewał skrawek mojej skóry. Poczułem dużą dawkę ciepła.
— Na ojczulka też? — spytałem cicho.
— Na pana Stevena też — odparła, a ja od razu poczułem się spokojniejszy. Mogłem już spokojnie ją obejmować i pilnować, żeby czuła się bezpieczna.
Mini-drama time. :D
Ta część jest dłuższa niż poprzednia, więc mam nadzieję też, że bardziej Wam przypadnie do gustu, bo tak słabo trochę było. Wierzcie mi, że po 19 miesiącach pisania i 17 blogowania 6 komentarzy nie satysfakcjonuje. ;-; Wiem, że jest Was więcej, lenie śmierdzące (jakby powiedziała moja mama). ;>
Tak się ostatnio w ogóle zastanawiam, dlaczego tu jesteście. I mean, jest tyle lepszych i bardziej popularnych blogów, których autorki piszą zdecydowanie lepiej ode mnie, a Wy jesteście tutaj z narzekającą na liczbę komentarzy mną. Nie wiem, może za dużo oczekuję, a za mało robię. ;-; W każdym razie doceniam każdego, kto to czyta. ♥
PS. Nie wierzę, że to już 7. część i w ogóle się zastanawiam, co jest ostatnio ze mną nie tak, że wychodzą mi takie rozbudowane historie (których potem w większości nie kończę).
PS.2 To pierwszy post w sierpniu. Gdzie czasy, kiedy pojawiało się 18 na miesiąc? Chyba tylko Patrycja (i ja) pamiętamy. Btw, nigdy jej się nie odwdzięczę za to, że tak długo ze mną wytrzymała,. ♥
PS.3 Następna część będzie się opierać na wiadomościach [t.i.] i Harrego, za dużo się tego typu fanficów na wattpadzie naczytałam.
PS.4 Kto wytrwał do końca, podziwiam. xxx