wtorek, 30 września 2014

#24 Harry cz.2

Dziś z taką nietypową dedykacją. ;) Dla wszystkich chłopaków, żeby nie byli tak puści jak Harry w tym opowiadaniu parę lat temu. :)
+
Dla wszystkich tłumaczy, bo dzisiaj też ich święto. :)

PS. Po powtórnym przeczytaniu poprzedniej części doszłam do wniosku, że dla Was może nie być to tak oczywiste, jak dla mnie, więc dla jasności. Akcja tego opowiadania toczy się w Holmes Chapel, nie w Londynie. :)


Obudziły mnie uporczywe dzwoneczki płynące prosto z mojej komórki. Spojrzałam na jej ekran. 5:30. Zerwałam się z łóżka. Pora biegać. Wyciągnęłam z walizki swój sportowy strój i przebrałam się w niego. Założyłam również swoje buty do biegania. Chwyciłam mp3 z ulubioną muzyką (jak się domyślacie, One Direction w nim nie było) i wybiegłam z domu. Dotarłam do lasu. Przed sobą miałam prostą drogę. Biegałam tak chyba od godziny, gdy nagle usłyszałam jakieś kroki za plecami. Zignorowałam je, lecz nieco wystraszona, przyspieszyłam biegu. Nagle drogę zastąpiła mi znana sylwetka. Poczułam potworny ścisk w sercu. Byłam jak ofiara w potrzasku. Co on tu w ogóle robi? Czego on jeszcze ode mnie chce? Przyjacielskiej pogawędki?
Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Może jakiegoś kąśliwego komentarza typu: „Klops przeniósł się na marchewkę?”? A może udawania, że wszystko jest okay?
– Cześć – przywitał się, mierząc mnie wzrokiem. Robił to kątem oka, ale ja przecież ślepa nie byłam, żeby tego nie zauważyć.
– Cześć – odparłam.
Na chwilę zapadła cisza przerywana tylko naszymi niespokojnymi oddechami. Bałam się nawet ruszyć.
– Czy my się skądś znamy? – zapytał nagle, a ja odczułam swego rodzaju ulgę.
Nie poznał cię, Shelby. Spokojnie.
– Ja cię znam, ale dla ciebie to chyba żadna nowość – spróbowałam zażartować, jednocześnie nerwowo przygryzając wnętrze policzka.
Zaśmiał się.
­– Już cię lubię. – Oh, really? – Jesteś tu nowa?
Kombinuj, Shelby. Kombinuj.
– Tak – skłamałam. – A ty, co tu robisz? – spytałam dla zmiany tematu.
– W sensie teraz, tutaj czy w ogóle? – Puścił do mnie oko.
Nie wierzę, że ktoś, kto jeszcze nie tak dawno wyzywał mnie od chodzącego McChickena, mnie teraz podrywa.
– W ogóle – odparłam, próbując się uśmiechnąć, ale wyszedł mi jakiś dziwny grymas. Kiepsko wychodziło mi udawanie, że wcale nie chcę uciec od niego jak najdalej.
– Czasem zdarza mi się odwiedzić rodzinne strony – wyjaśnił. – Teraz ty. Co taka śliczna dziewczyna robi w takiej… dziurze?
Założyłam kosmyk włosów za ucho, bo nagle spostrzegłam, że prawie wchodzi mi do buzi.
– Szukam wspomnień – skłamałam, bo przecież cały czas usilnie próbowałam od nich uciec. – Mieszkałam tu, jak miałam jakieś… trzy lata.
– Zostajesz na dłużej? – spytał, a w jego głosie wyczułam nutkę nadziei.
– Właściwie, to… już się wprowadziłam… Do tego domu… po… Penningtonach – wyjąkałam.
– Hm… – Znowu mnie zmierzył. – To co zamierzasz tu robić?
– Będę… pracować w radiu.
– Ciekawie. – Wyciągnął w moją stronę dłoń. Uścisnęłam ją. – Harry.
– Em… – Skłamać czy nie? – Shelby P… Paxton.
Na pół sekundy się zamyślił.
– Pewna Shelby mieszkała w domu, do którego się wprowadziłaś – powiedział. – Widocznie imię to tylko imię i z osobą nie ma nic wspólnego.
Dobrze, że już miałam rumieńce od biegania, bo przynajmniej nie mógł zauważyć tego, że spiekłam raka.
– Można się przyłączyć? – spytał po chwili. – Nie chciałbym, żebyś już pierwszego dnia naszej znajomości zgubiła mi się tutaj w lesie. – Puścił do mnie oko.
– Jasne – odparłam, chociaż tak naprawdę nie miałam ochoty na jakiekolwiek towarzystwo, a tym bardziej śmiertelnego wroga.
– Jeśli tutaj skręcimy w lewo – wyjaśnił – a potem pobiegniemy prosto, to wybiegniemy na ulicę tuż obok twojego domu, a stamtąd już blisko do mojego.
– Wiem – palnęłam. Shelby!!!!, skarciłam się. – Już tu biegłam – wybrnęłam szybko.
– Aha.
*
Odprowadził mnie do samego domu, żegnając się „Do zobaczenia”.  Odetchnęłam. Wzięłam szybki, zimny prysznic i przebrałam się w zwykłe ubrania. Zjadłam śniadanie, pozdejmowałam folie z reszty mebli i podłóg i wzięłam się za sprzątanie. Pościerałam kurze w całym domu i powycierałam podłogi. Wszystko lśniło. Włączyłam lodówkę i pochowałam do niej zapasy przygotowane przez ciocię Astral, a następnie wyszłam po małe zakupy. W sklepie z artykułami przemysłowymi zaopatrzyłam się w kilka puszek białej farby. Wróciłam do domu, przebrałam się w najgorsze ciuchy, jakie miałam, włosy przewiązałam bandamą i wzięłam się za malowanie płotu. W normalnych warunkach włączyłabym w tym czasie muzykę, ale zbyt wiele myśli kotłowało się w mojej głowie naraz i potrzebowałam po prostu chwili ciszy. Cały czas zastanawiałam się nad tym, co zdarzyło się rano. Jak to w ogóle możliwe, że mnie nie poznał? Co więcej, wyraźnie na mnie leci. To chyba za wiele jak na jeden dzień. Nie wierzę. A może by tak… faktycznie… poderwać go? A potem porzucić, zranić? Dlaczego nie? Skoro jest taki pusty, że leci tylko na szczupłą Shelby. Należy mu się. Za to wszystko, co mi zrobił.
Nie, nie, nie! Nie możesz być aż tak cyniczna, Shelby! On też ma uczucia. Tak myślę.

Ale co mnie obchodzą jego uczucia? Czy jego w ogóle obchodziły moje?…  Dlaczego by mu się nie odpłacić za te wszystkie obelgi?

Nie, tak nie można… Mama zawsze mówiła: „Nie drwij z miłości, bo pewnego dnia ona zadrwi z ciebie”. Ugh… Ale co ja poradzę, że ten jego śliniący się wzrok sam mnie kusi?

– Cześć – usłyszałam nagle i podniosłam głowę. – Można w czymś pomóc? – spytał.
– Nie… właściwie… już kończę.
Rozejrzałam się i sama zaczęłam się sobie dziwić, że już skończyłam. Jak mi się to udało? Nie wiem.
I wtedy zauważyłam, że słońce już dawno schowało się za horyzontem, pozostawiając po sobie różowe smugi w postaci chmur.
– Przyszedłeś w jakimś konkretnym celu? – zapytałam, podnosząc się z kolan. Starałam się brzmieć jak najbardziej uprzejmie. – Czy po prostu z przyjacielską wizytą?
– No… właściwie, to… – Potarł dłonią kark. – Rano tak szybko się rozeszliśmy, że nawet nie poprosiłem cię o numer.
Uśmiechnęłam się, kiwając głową z niedowierzaniem.
– I naprawdę tylko po to przyszedłeś?
Pochylił się nade mną tak nisko, że aż poczułam jego ciepły oddech muskający najpierw mój policzek, potem ucho.
– W sumie, to tak, ale jestem otwarty na propozycje – szepnął.
Stanęłam na palcach i zbliżyłam twarz do jego ucha.
– Proponuję uważać na płot, bo dopiero co go pomalowałam. – odparłam równie cicho.
Odskoczył od niego jak oparzony. Jakim cudem nie miał ani jednej białej plamki? Sama się zastanawiam.
– Wejdź przez furtkę – poinstruowałam go.
Posłuchał i po chwili staliśmy już twarzami do siebie.
– Masz telefon? – zapytałam. Zrobił zdziwioną minę. – Zapiszę ci ten numer – wyjaśniłam.
– Ach, no tak – ocknął się. – No... mam, ale nie przy sobie.
– I co my teraz zrobimy? – Wydęłam dolną wargę, udając zmartwioną.
Zaczął nerwowo przeszukiwać kieszenie i po chwili z jednej z nich wyjął pisak.
 Podał mi go i podwinął rękaw bluzki, ukazując prawe przedramię. Zbliżyłam się do niego tak, że aż poczułam jego chłodny oddech we włosach. Jakieś dziwne uczucie przyjemności zaczęło wypełniać mnie od środka. Nigdy nie byłam aż tak blisko tak przystojnego mężczyzny. Przeszył mnie dreszcz.
– Przepraszam. – Odsunęłam się od niego speszona.
Wolną ręką przyciągnął mnie do siebie jeszcze mocniej.
– Nic nie poradzę, że tak działam na kobiety – szepnął mi na ucho.
Jednym, sprawnym ruchem biodra pozbyłam się z niego jego dłoni.
– Chcesz ten numer? – Skinął głową. – To siedź cicho. Po prostu mi się zimno zrobiło. Tyle.
– Więc przepraszasz za to, że zrobiło ci się zimno? Wmawiaj sobie, wmawiaj. – Pokiwał głową z udawaną aprobatą.
Nie byłam zaskoczona jego bezpośredniością, bo przecież pewny siebie, to on był już od liceum, ale zdziwiło mnie, że tak szybko przechodził do rzeczy. W sumie… tym lepiej. Im szybciej to wszystko się zacznie, tym szybciej się skończy.
Zapisałam mu numer i odsunęłam się od niego z ulgą.
– Wejdziesz? – zapytałam i skinęłam głową w stronę wejścia.
– Chętnie, ale nie mogę. Obiecałem siostrze, że obejrzę z nią „Lola”* – ton jego głosu faktycznie świadczył o tym, że z największą przyjemnością by wszedł.
– To ciekawy wieczór się u was zapowiada – zaśmiałam się złośliwie.
– Nawet mi nie mów. – Zasłonił twarz dłonią. – Po prostu uwielbiam takie chłamy dla nastolatek – parsknął z sarkazmem. – A może się do nas przyłączysz? – spytał chytrze.
–Nie, nie będę wam przeszkadzać – odparłam sprytnie.
– Ależ wcale.
Popatrzyliśmy przez chwilę na siebie.
– Dobranoc, Shelby – pożegnał się.
– Dobranoc – odparłam.
Wtedy zbliżył się do mnie i po prostu złączył nasze wargi na kilka sekund. Rozpłynęłam się zupełnie.

Zamrugałam powiekami, odpędzając od siebie fantazję.
Cmoknął mnie w policzek i po prostu odszedł, zostawiając sam na sam ze sobą. Byłam zła i wystraszona. Wtedy zrozumiałam, że przy nim nie mogę ufać nawet samej sobie...

*Ja tam nie mam nic do tego filmu, chociaż może nie jest on odpowiedni... dla mężczyzn. ;)
Tym razem się nie rozpiszę. Dziękuję za komentarze i mam nadzieję, że ich liczba się utrzyma. ♥ Jestem bardzo ciekawa, co Wy na taki obrót sprawy. ;) x

piątek, 26 września 2014

#24 Harry cz.1

Jest to setny post, w co mi samej trudno uwierzyć. Ludzka wyobraźnia chyba naprawdę nie ma dna. Mam nadzieję, że pomysłów i Waszego wsparcia nigdy mi nie zabraknie i za jakiś czas będziemy mogli wspólnie świętować dwusetny post. :')
♫Muzyka♫
(Tekst jest o nieszczęśliwej, odrzuconej miłości, więc może nie za bardzo pasuje, ale melodia stworzy klimat, na którym mi zależy, więc kto ma możliwość, niech włączy.)

Pomysł na to opowiadanie wpadł mi do głowy częściowo dzięki "Kryminalnym Zagadkom Miami" (może ktoś kojarzy odcinek, chłopak poderwał otyłą dziewczynę, wylądowali w łóżku, ale potem weszli jego koledzy i koleżanka i zaczęli wszystko nagrywać, a potem ta dziewczyna parę lat później ich wszystkich wymordowała podczas Ferii Wiosennych? Spokojnie, u mnie nie będzie tak drastycznie. ☺), a częściowo podsunęła mi go koleżanka. :) Dziewczyna ma na imię Shelby, bo ostatnio mam bzika na punkcie tego imienia, tak strasznie mi się podoba. ☺

Oparłam czoło o szybę, przyglądając się widokom za oknem. Las. Wszystkie wspomnienia wracały. Gdzieś tam mignęło mi się drzewo, pod którym uwielbiałam przesiadywać, czytając po kryjomu podebrane mamie Harlequiny*. Tak bardzo chciałam pewnego dnia stać się jedną z tych bohaterek… Dobrze wiedziałam, że to niemożliwe, dlatego tak często uwielbiałam uciekać w świat fantazji. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Nadwaga to mało powiedziane. Ja nie byłam nawet gruba. Po prostu otyła. Czemu? Przecież moja mama miała talię osy, tata każdej soboty grywał z kolegami w rugby. To nie sprawa genów. Bardzo chorowałam w dzieciństwie. Urodziłam się z wieloma wadami serca. Przeszłam w życiu więcej operacji i wzięłam więcej tabletek, niż ktokolwiek potrafiłby do tylu policzyć. To wszystko – zwłaszcza lekarstwa – zniszczyły mój układ pokarmowy. Zaczęłam tyć. Żadna dieta ani ćwiczenia przez długi czas nie pomagały. Nie mogłam nic z tym zrobić. Nie miałam lekko w życiu. Często bywałam obiektem drwin w szkole czy nawet na ulicy. Wytykano mnie palcami. Stałam się przez nikogo nie lubianym odludkiem, dziwadłem. Nie miałam nikogo. Jedynymi moimi przyjaciółkami były książki. Nienawidziłam szkoły. Może i po kilku latach wyzwiska ustały, ale ON i tak nie odpuszczał. Harold Edward Styles we własnej osobie. Tak, dobrze skojarzyliście. To o NIEGO chodzi. Tego samego Harrego. Z milionami fanek na całym świecie i milionami funtów na koncie. Uwielbianego przez wszystkich członka najpopularniejszego boysbandu na świecie. Zawsze grzecznego, szarmanckiego. Ulubieńca kobiet. Tego samego. A teraz muszę was o czymś uświadomić. Prawdopodobnie jedna z waszych ulubionych piosenek – „Little Things” jest przekłamana. Zwłaszcza słowa samego Harrego: „You still have to squeeze into your jeans, but you're perfect to me.”** Haha. Się uśmiałam. Taki playboy jak on leci tylko na jakieś puste laleczki żywiące się sałatą. Ale dość o nim, bo to już przeszłość. Teraz jest daleko. Cztery lata temu umarli moi rodzice. Prawie się załamałam. I wtedy w moim życiu pojawiła się ciocia Astral, która jest dokładnie tak kosmicznie zakręcona jak jej imię. Wzięła mnie do siebie i te kilka lat spędziłam u niej w malutkim domku w górach. Jako dietetyk bardzo mi pomogła. Codziennie również chodziłam biegać, a dwa razy w tygodniu na siłownię. I w końcu schudłam. Pięćdziesiąt kilogramów w ciągu czterech lat. Niezły wynik? Zgadzam się. Kiedy udało mi się w końcu tego dokonać, już jako dojrzała, choć poszarpana przez życie – dwudziestodwulatka wracam do rodzinnego domu. Przeszłość pozostawiła kilka pamiątek na moim ciele, przykładowo wiele blizn. Po rozstępach, jak i po tym, jak pewnego dnia się pocięłam. Do dziś wspominam to jako najbardziej szczeniacką rzecz, jaką zrobiłam w życiu. Zwłaszcza, że to z Jego powodu.
Skończenie studiów dziennikarskich umożliwi mi rozpoczęcie pracy w tutejszym radiu. Chcę zacząć wszystko od nowa. Nie będzie to łatwe w miejscu, gdzie wszystko przywołuje złe wspomnienia, ale z przeszłością trzeba się mierzyć. Inaczej cały czas będzie trzymać za gardło. Niech to będzie moje motto życiowe. Dam radę. Zawsze dawałam.
Autobus stanął. Wysiadłam z niego z torbą przewieszoną przez ramię, trzymając w dłoni swoją jedyną walizkę. Dobrze znałam drogę. Po prostu zaczęłam iść przez siebie. Minęłam Jego dom i przez chwilę moje serce zaczęło bić szybciej, gdy spostrzegłam, że światło w Jego pokoju jest zaświecone. Wspomnienia uderzyły w mój mózg. Kilka lat temu nie odważyłabym się nawet przejść tym chodnikiem w obawie przed kolejnymi wyzwiskami, płynącymi prosto z jego okna.
Spokojnie, Shelby. Masz to już za sobą, pocieszałam się w duchu.
Dzielnie podniosłam głowę i po prostu poszłam przed siebie. Po piętnastu minutach dotarłam do swojego domu. Spojrzałam na malutkie sztachetki płotu. Łezka zakręciła mi się w oku, gdy przypomniałam sobie znajomą melodię nuconą przez mamę, gdy go co roku malowała. Teraz już nie przypominał tego samego płotu. Farba odpadała, kruszyła się. Ogródek zarósł. Ściany budynku zszarzały.
Dużo pracy mnie tu czeka, pomyślałam.
Nacisnęłam klamkę furtki i kamienną ścieżką dotarłam do drzwi mojego rodzinnego domu. Wyjęłam z kieszeni klucz z breloczkiem w kształcie wieży Eiffla – pamiątką z podróży rodziców z okazji piętnastej rocznicy ślubu. Wsunęłam metal do zamka i przekręciłam. Otworzyłam drzwi i zaświeciłam światło w przedpokoju. Wszystko pokrywała warstwa przezroczystej folii – ochrony przed kurzem, który na niej się zbierał. Nawet podłoga była nią przykryta. Nie miałam siły już się tym zajmować. Zwłaszcza, że zegarek na moim nadgarstku wskazywał godzinę 22:48. Dom nie był duży. Nie miał piętra ani piwnicy. Trzy pokoje (nie licząc salonu), kuchnia, łazienka. Taki nam wystarczał. Rozpięłam małą kieszonkę w walizce i wyjęłam z niej rulon worków na śmieci. Wiedziałam, że się przydadzą. Zamaszystym ruchem urwałam jeden i zdjęłam folię z podłogi w przedpokoju. Zakurzyło się, aż zakaszlałam. Włożyłam ją do worka i upchałam. Zapełniła 1/3 jego zawartości. Na w miarę czystą podłogę położyłam walizkę i zdejmując z podłogi kolejne folie zaczęłam torować sobie drogę do łazienki i swojego pokoju. W tych dwóch pomieszczeniach pozdejmowałam ją również z mebli. Uzbierałam cztery porządne worki, które wyniosłam na dwór, do jednego wielkiego kubła. Następnie z powrotem weszłam do budynku. Wykąpałam się „na szybko”, bo nie było ciepłej wody i umyłam zęby, a następnie udałam się do swojego pokoju. Położyłam się na łóżko i po prostu usnęłam.

*Myślę, że chyba wiecie, co to są Harlequiny, ale jeśli nie, to jest to seria książek o tematyce romansu (z tym, że wszystkie kończą się banałem, happy endem). Nie przedstawiają one zbyt wielkiej wartości artystycznej, ale w klasach IV-VI przeczytałam ich setki i myślę, że do teraz mają one swój wpływ na moją twórczość. ;)
**tł. dla leniwych: “wciąż musisz wciskać się w swoje dżinsy, ale dla mnie jesteś idealna”
Na początek Wam trochę posmęcę. Bo komentarzy faktycznie, zabrakło. I to aż trzech. I mam cholernie mieszane uczucia, bo nie wiem, czy to po prostu brak czasu przez szkołę czy za mało się starałam i część nie przypadła Wam do gustu, czy też może chodzi po prosto o Wasze lenistwo. :/ Nie zamierzam się rozpisywać. Róbcie, jak chcecie, ale pamiętajcie przy tym, że blog, który się nie rozwija, nie ma moim zdaniem sensu...
No i jeszcze jedna rzecz. Rezygnuję z regularnego publikowania. Będę po prostu to robić, kiedy będę miała na to ochotę. Teraz przez przeziębienie miałam mnóstwo wolnego czasu i to opowiadanie ma już jedenaście stron, a to jeszcze nie koniec, więc myślę, że kolejna część pojawi się koło wtorku. :) Pierwsza jest nudna, ale wkrótce się rozkręci. No i pojawi się Harry. ;)

niedziela, 21 września 2014

#23 Niall cz.3 (ostatnia)

– Nie, nic – odparłam, odsuwając się od dziewczyny i ocierając łzy.
– Przecież widzę. Coś nie tak na randce? – spytał podejrzliwie, ale i z troską.
– Nie, było super – powiedziałam.
– Więc co? [t.i.], mów, do cholery! Boję się o ciebie!
Popatrzyłam na niego. Nie był zły. Bezradny. Zmartwiony. Znałam go za dobrze, żeby nie wiedzieć.
Przytuliłam się do niego. Nie miałam siły. On nie mógł się dowiedzieć.
– Mała, powiedz – szepnął mi na ucho. – Proszę.
– To nic takiego… – Odsunęłam się od niego. – Chyba hormony mi buzują. – Uśmiechnęłam się lekko.
– Zbliża się ten… – Podniósł oczy w górę i zakreślił głową w powietrzu coś na kształt znaku nieskończoności.
Skinęłam głową i wtedy zadzwonił dzwonek i udaliśmy się do sali biologicznej, gdzie odbywała się pierwsza lekcja.
~Perspektywa Nialla~
Siedziałem na biologii, starając się skupić na temacie lekcji.
Jak ja kocham mejozę…
Uśmiechnąłem się.
Oczywiście, że kocham. Gdyby nie ona, nie byłoby ani mnie, ani [t.i.], ani Claire, ani Pana Hitchensa, ani wszystkich tutaj w klasie…*
Skarciłem się w duchu, bo po raz kolejny złapałem się na niesłuchaniu.
Nagle poczułem, jak obrywam w głowę czymś małym i lekkim. Spojrzałem na nauczyciela, który akurat stał odwrócony tyłem do klasy i zapisywał coś na tablicy. Najszybciej jak umiałem odwróciłem się do tyłu i podniosłem mały zwitek papieru z podłogi. Rozwinąłem go ostrożnie, co chwila zerkając na nauczyciela.
Po szkole, na boisku.
Claire x
Nie zastanawiałem się, czego takiego może ode mnie chcieć. Schowałem kawałek kartki do kieszeni i ponownie skupiłem się na mejozie.
–PO LEKCJACH–
Opuściłem budynek szkoły bocznym wyjściem prowadzącym na boisko. Claire już czekała. Stała do mnie tyłem, kołysząc się nerwowo z pięt na palce. Podszedłem do niej.
– Cześć.
– Cześć – odparła.
– O co chodzi? – spytałem.
– Jesteś idiotą, Niall – sarknęła.
– A można wiedzieć, co ja takiego zrobiłem? – spytałem z pretensjami.
– Naprawdę nic nie widzisz? Jak mogłeś do tego dopuścić?! – gwałtownie podniosła głos.
– Chodzi o [t.i.]? – domyśliłem się. – To nie zbliżający się okres?
– Nie.
– A co? Claire, do cholery! Albo mówisz, albo idę!
Bałem się. Cholernie się bałem. Coś było nie tak z moją [t.i.], a Claire cały czas dawała mi do zrozumienia, że to moja wina.
– Ona cię kocha, idioto! Naprawdę nic nie zauważyłeś?! Jak mogłeś?!
Stała tak i wydzierała się na mnie jeszcze przez chwilę, ale ja nie słuchałem. Powoli, pomalutku docierało do mnie to, co przed chwilą usłyszałem. Jakaś niewysłowiona radość zaczęła rozsadzać mnie od środka. Podniosłem szatynkę do góry i zacząłem się z nią kręcić.
– Claire! – pisnąłem. – Ja też ją kocham! Ja też ją kocham!
– Niall! – roześmiała się. – Puść mnie! Niall!
Nagle poczułem wibracje w kieszeni i postawiłem dziewczynę za ziemi. Pospiesznie wyjąłem urządzenie i odebrałem.
– Niall? – po drugiej stronie słuchawki usłyszałem słaby głos [t.i.].
– Tak?
– Mógłbyś do mnie przyjść? Chciałabym pogadać.
– Jasne. Do zobaczenia.
– Do zobaczenia.
Rozłączyłem się i spojrzałem na Claire.
– Może jednak nie jesteś takim idiotą, za jakiego cię uważałam – powiedziała, uśmiechając się leciutko i poklepała mnie po ramieniu.
Odpowiedziałem jej tym samym i przez chwilę patrzyliśmy tak na siebie.
– To cześć – pożegnałem się.
– Cześć – odparła i odwróciłem się do niej tyłem.
Po piętnastu minutach dotarłem do domu rudowłosej. Otworzyła mi, jakaś taka wystraszona i smutna. Wpuściła mnie do środka i posadziła na kanapie. Sama natomiast nie usiadła, tylko zaczęła przede mną krążyć nerwowo po salonie z rękami założonymi z tyłu. Obserwowałem, uśmiechając się pobłażliwie, bo domyślałem się, o czym chce pogadać. Już za chwilę wszystko miało zakończyć się banalnym happy endem. Ale chyba takie są najcudowniejsze?
– Niall, ja… – zaczęła, nie przestając krążyć. – My nie możemy się już przyjaźnić.
– Dlaczego? – spytałem, udając zdziwionego.
– Niall, bo ja… Nie chcę być z Colem. Przed chwilą z nim rozmawiałam. Zrozumiał. Nie potrafiłabym…
Pociągnąłem ją za rękę i zupełnie zaskoczona, wylądowała lędźwiami na moich udach.
– [t.i.], ja już wszystko wiem… – powiedziałem. – Też cię kocham.
– Ale... jak to?  wyjąkała.
– Normalnie, głuptasie. – Trąciłem ją palcem w nos
Patrzyła na mnie z rękami splecionymi na moim karku. Po chwili podniosła się i wtuliła twarz w moją szyję, a wtedy oboje roześmialiśmy się, dając upust emocjom.

„Między mężczyzną a ko­bietą przy­jaźń nie jest możli­wa. Namiętność, wro­gość, uwiel­bienie, miłość – tak, lecz nie przyjaźń.”

*Nie czuję się za dobrze z biologii, ale mejoza polega na podziale gamet, czyli ma związek z rozmnażaniem. <nie martwcie się; sama nie do końca to ogarniam>
Przyznam szczerze, że byłam zaskoczona, gdy oczekiwany przeze mnie próg komentarzy uzbierał się już tego samego dnia. Dziękuję. ♥ Widocznie potrzebujecie jakiejś motywacji do komentowania. ;) Zatem kolejna część Liama pojawi się w piątek, o ile dobijecie tutaj do siedmiu komentarzy. :> Sądzę, że nie jest to aż tak dużo i ze spokojem dacie radę. :)
Serdeczne pozdrowienia dla wszystkich z Torunia. ♥ x

piątek, 19 września 2014

#23 Niall cz.2 + 10001 wyświetleń!!!

Niestety, ktoś był ode mnie szybszy i nie zdążyłam zrobić screena, jak tych wyświetleń było równe dziesięć tysięcy, zatem dziękuję za 10001. ☺
To naprawdę piękna chwila. Miło będzie teraz obserwować pięciocyfrową liczbę. ;) Dziękuję więc wszystkim, którzy się do tych dziesięciu tysięcy wyświetleń przyczynili. ;) A obecny ich (dzienny) rekord wynosi równiutkie 200 i mam nadzieję, że kiedyś go pobijemy. :)

No i teraz przejdźmy już do Nialla. ;) Miłego czytania. ♥


~Perspektywa [t.i.]~
Film ciekawy, popcorn smaczny, cola orzeźwiająca, Cole czarujący, ja przybita. Dlaczego? Co, do cholery, takiego się stało, że nie cieszyłam się z randki z najprzystojniejszym chłopakiem w szkole? Czułam się podle. Jakbym… zdradzała. To głupie, wiem, ale tylko takie słowo przychodzi mi do głowy. Czułam, jakby to było nie fair wobec Nialla – umawianie się na randkę z innym. Przecież ten cholerny pocałunek nic nie znaczył, tak? No tak, jasne, przecież to było tylko ćwiczenie… Nie, na pewno nic nie znaczył… A może jednak tak? Cholera jasna! Ile jeszcze takich myślowych ‘potyczek’ będę musiała stoczyć, żeby wreszcie uświadomić sobie, że dla mnie, psia krew, ten pocałunek coś znaczył?! Więcej… Dużo więcej niż dla Nialla. Przecież przyjaźniliśmy się od podstawówki. Jak to możliwe, że jeden pocałunek nagle wszystko spieprzył? Jedenaście lat przyjaźni poszło się… bimbać. Nie chcę, nie chcę się w nim zakochiwać. Wręcz nie mogę. Nie wolno mi. Nie mam prawa. Po cholerę on w ogóle to zaproponował?! Nie, filozofia „spychologii” to nie w moim stylu. Nie będę spędzać na niego. Sama jestem sobie winna. Do tanga trzeba dwojga. I może dlatego właśnie to tak cholernie boli. Mogło być dobrze. Mogłam mieć przystojnego chłopaka – Cole’a i oddanego przyjaciela – Nialla. I wszystko spieprzyłam.
Otarłam ukradkiem łzę tak, żeby Cole nie widział. Trudno. Jakoś dam radę. Człowiek jest jak zwierzę – wszystko zniesie, do wszystkiego się przyzwyczai.
Po filmie wyszliśmy z kina i poprosiłam go, żeby odprowadził mnie do domu. Nie pytał o nic. Po prostu to zrobił. Stanęliśmy pod budynkiem.
- Dziękuję, Cole, i przepraszam – powiedziałam. – Po prostu… miałam gorszy dzień. Kiepsko się czuję… Zepsułam tę randkę. Przepraszam.
- Nic nie zepsułaś. W porządku – odparł, uśmiechając się ze współczuciem.
Patrzył na mnie wyczekująco, dając mi wybór. Stałam w miejscu. Nie żegnałam się, nie uciekałam. Na co liczyłam? Może po prostu na to, że jak jeden pocałunek wszystko skomplikował, tak jeden to wszystko odkręci, że będzie dobrze. Zakocham się w Cole’u i zapomnę o Niallu, który nie czuje do mnie nic więcej oprócz przyjaźni. Chyba…
Po chwili z wahaniem zaczął się pochylać w moją stronę i zrozumiałam, że chyba powinnam przymknąć oczy. Zrobiłam to. Po chwili już nasze wargi zgodnie zaczęły się poruszać, ocierając o siebie.
I co? Cole zapewne świetnie całował. Może nawet lepiej od Nialla. A ja co? Nie poczułam niczego takiego, co z blondynem. Moja przepona nie mrowiła przyjemnie, ciepło nie rozlewało się po moim ciele. Ten pocałunek był… pusty. Nie miał w sobie krzty uczucia. Przynajmniej z mojej strony, bo Cole z pewnością się starał.
Po chwili odsunął się ode mnie.
- Dobranoc, [t.i.].
- Dobranoc, Cole – odparłam.
Odprowadziłam go wzrokiem aż do zakrętu. Następnie odwróciłam się na pięcie i przeszłam kilka kroków na wprost, w stronę drzwi wejściowych do domu. Przycupnęłam na stopniu małych schodków do nich prowadzących.
Dlaczego to wszystko musi być tak cholernie skomplikowane? Chociaż nie… to jest proste. Kiedyś słyszałam, że prawdziwa miłość wyrasta tylko z odpowiednio wypielęgnowanego ziarenka przyjaźni. To czysta, cholerna, popieprzona, znienawidzona przeze mnie prawda.
Spojrzałam w niebo, które usiane było gwiazdami. Nagle jedno z tych małych światełek zaczęło migotać i rozpoznałam w nim helikopter. Zdawał się być jakby częścią gwiazd. Tak blisko nich… Leciał prosto. Wyminął jedną, otarł się o drugą, zderzył się z trzecią. Moje życie. Dlaczego wcześniej nie zauważyłam, że się w nim zakochałam? Te gwiazdki, które mijał helikopter, to jego uśmiech, jego spojrzenie, jego śmiech, jego żarty… No i w końcu ta, z którą się zderzył, to pocałunek. To wtedy właśnie bum! wszystko we mnie wybuchło. Kochałam go od dawna, lecz dopiero teraz mój umysł i serce dojrzały do tego, żeby się do tego przyznać. A teraz muszę – jak ten helikopter – lecieć dalej, bo przecież ta katastrofa to tylko pozór. Złudzenie optyczne.*
Skuliłam się, kładąc głowę na kolanach. Nie zamierzałam płakać. Czułam się po prostu źle. Coś ciążyło mi w klatce piersiowej. Ten pocałunek… To uczucie, którego nie chciałam…
NASTĘPNEGO DNIA
Weszłam do szkoły, całkowicie dobita. Całą noc nie zmrużyłam oka. Podeszłam do swojej szafki i otworzyłam ją. Wyjęłam z niej kilka książek.
- No i jak było? – Wtem dopadła mnie Claire – przyjaciółka moja i Nialla.
- Spoko – odparłam, zamykając szafkę.
- Tylko tyle?! Spoko?
- A co mam ci powiedzieć? – żachnęłam się. – Że jest uroczy?
- Wyluzuj… Nic złego nie miałam na myśli.
- Przepraszam, Claire. – Potarłam twarz dłońmi. – To wszystko mnie zwyczajnie przerasta.
- Jak to? Całowaliście się chociaż?
- Tak, ale to nie ma żadnego znaczenia.
- Dlaczego?
Odwróciłam wzrok, czując, że moje oczy wypełniają się łzami.
- Co się stało? – zasypywała mnie gradem pytań. – Zrobił ci coś? Zabiję gnoja!
- Nic mi nie zrobił… Wszystko było idealne.
- To co się stało?
- Claire… bo ja… kocham Nialla.
Zacisnęłam powieki, ale łzy same płynęły. Przyjaciółka przytuliła mnie mocno.
- Ale jak to… możliwe? – pytała, zdziwiona.
- Nie wiem… sama nie wiem.
- Co się stało? – Nagle na naszych oczach zmaterializował się Niall.

*Siedziałam sobie ostatnio na dworze, jak już było całkiem ciemno i do głowy przyszło mi takie porównanie. Mam nadzieję, że opisałam je w miarę zrozumiale. ;3
Ostatnio mam fazę na pisanie 'przemyśleń' i ta część jest właśnie tego efektem. :3
No i jak tam po równiutkich trzech tygodniach szkoły? U mnie, nie powiem, całkiem nieźle. :D W poniedziałek jadę na dwa dni na warsztaty z chemii (jestę chemikię^^) do Torunia i wiecie co? Trzecia (i ostatnia) część tego imagina powinna być już wtedy gotowa, a mam tak dobry humor, że (o ile nie będzie problemów z Wi-fi) jeżeli dobijecie tutaj do pięciu (chociaż wiem, że mogłoby być więcej) komentarzy, to pojawi się około poniedziałku - wtorku. Co Wy na to? ;) Love. xxx ♥♥♥ (Mój anglista-miszcz przetłumaczył to jako: "Z wyrazami miłości". :D)

sobota, 13 września 2014

#23 Niall cz.1

Uwierzycie mi, jeśli napiszę, że zupełnie zapomniałam o tym poście? Serio nie wiem, jak do tego doszło. Cały dzień to odkładałam, aż zrobiło się późno. :o Nieogarnięta ja.^^

Zatem. Z życzeniami dla naszego Niallerka. Żeby nigdy się nie zmienił. Zawsze był tak uśmiechnięty i rozśmieszał wszystkich dookoła. Żeby jego apetyt nigdy nie zmalał. ;) Żeby kiedyś tam znalazł Tę Jedyną. Sukcesów na polu zawodowym i osobistym. Żeby miał wiele powodów do śmiechu i uśmiechu, bo to chyba najważniejsze. Dużo weny do pisania kolejnych wspaniałych piosenek, które nucić będzie cały świat. No i tego, co najważniejsze. Szczęścia❣ ❤♡❤

Siedzieli na kanapie, śmiejąc się z głupot. Rudowłosa i farbowany blondyn. Przyjaciele ‘od zawsze’. Razem chodzili do podstawówki, potem do gimnazjum, później do college. Zawsze nierozłączni i uśmiechnięci. Razem odrabiali lekcje, razem się uczyli. Tak było i tego dnia. Po skończeniu zadań domowych siedzieli na łóżku w pokoju dziewczyny i śmiali głośno, uderzając poduszkami. Nagle z kieszeni spodni rudowłosej wypłynął cichy dźwięk informujący o odebraniu wiadomości.
- Zawieszenie broni! – krzyknęła, wyciągając komórkę.
Szerokie rumieńce wykwitły na jej twarzy, gdy spostrzegła, iż wiadomość jest od Cole’a, który od bardzo dawna jej się podobał i z którym od pewnego czasu ‘korespondowała’ sms-owo.
- Hm… od Cole’a… - Przyjaciel zajrzał jej przez ramię. – Teraz cię zaprosi, mówię ci!
Dziewczyna odepchnęła Irlandczyka, szturchając go. Nie lubiła, gdy rozmawiali o brunecie, a przyjaciel często to wykorzystywał. Nigdy nie przyznał się do tego na głos, ale wprost uwielbiał obserwować wypieki na policzkach [t.i]. Raz nawet przemknęło mu przez głowę, że może chciałby, żeby to na dźwięk jego imienia dziewczyna dostawała tych uroczych rumieńców, ale szybko odepchnął tę myśl, uznając za głupią. Zawsze patrzył na [t.i.] jak na przyjaciółkę i nie chciał, żeby to się zmieniło, gdyż nie liczył na to, by jego uczucie mogło zostać odwzajemnione. Nieraz spoglądał w jej piękne, zielone oczy, doszukując się „czegoś” (sam to tak w myślach nazywał). Nie miał pojęcia, co to takiego. Skrzętnie dusił w sobie wszelkie uczucia do rudowłosej. Nie wiedział nawet, że one z każdym dniem rosną i tylko czekać, aż wybuchną.
Dziewczyna wyjęła z kieszeni telefon i odczytała wiadomość. Serce zaczęło walić jej jak młotem, zaczerwieniła się jak tysiąc buraków.
- Zaprosił cię wreszcie na tę randkę? – zapytał blondyn znudzonym głosem, ziewając ostentacyjnie.
- No… właściwie, to do kina… - odparła dziewczyna, a jej oczy zasnuła mgła, jakby myślami była gdzie indziej. – Cholera! – zaklęła nagle, przestraszona.
- Co jest? – spytał Niall.
- Randka… hm… zazwyczaj kończy się… pocałunkiem, tak? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, nie patrząc na przyjaciela.
- No… - zająknął się. – Hm… zależy… Chociaż randki Cole’a zapewne tak – zaśmiał się. – A co?
- Ja się nigdy nie całowałam! – krzyknęła prawie [t.i.].
- I co w związku z tym?
- No jak to co? A jak coś spieprzę? Cholera, cholera, cholera. – Wstała z łóżka i zaczęła nerwowo krążyć po pokoju w tę i we w tę.
- Siadaj, bo za chwilę oboje dostaniemy kręćka! – zganił ją Niall. – Ja od patrzenia, ty od chodzenia.
Posłusznie zajęła z powrotem swoje miejsce.
- I co ja teraz zrobię? Co ja zrobię? – powtarzała w panice.
- W tym nie ma nic trudnego – uspakajał ją blondyn. – Wystarczy, żebyś pamiętała o umyciu zębów, niekręceniu językiem itd. .
- Ale ja to wszystko wiem, Niall! – obruszyła się zielonooka. – Brakuje mi tylko… praktyki.
- Hm… - odezwał się Irlandczyk z zakłopotaniem. – Możemy spróbować… jak chcesz…
Spojrzała na niego, niedowierzając.
- Serio?
- No… przecież to nic… takiego… - powiedział z wahaniem, przesuwając się na krawędź łóżka.
Ich twarze były bardzo blisko.
- Ja powinnam zacząć czy ty…? – spytała [t.i.].
- To nieważne. Ma być po prostu miło.
Oboje przymknęli oczy. Po chwili ich nosy się zetknęły. Chłopak lekko przechylił głowę, zbliżając się jeszcze bardziej. Ocierali się o siebie wargami, lecz oboje nie wykonywali żadnych ruchów. Ich oddechy wyraźnie przyspieszały. Oboje czuli, że tego chcą. Jakiś niewidzialny magnes przyciągał ich do siebie. Po chwili ich wargi się spotkały. Zgodnie zaczęli nimi poruszać w jednostajnym tempie. Czerpali z każdej nanosekundy. Po chwili chłopak objął jedną dłonią smukłą szyję [t.i.], wplatając palce w jej rozpuszczone włosy. Nie chciał tego kończyć, chociaż wiedział, że powinien. To miało być tylko ‘ćwiczenie’, nie prawdziwy pocałunek. Zrozumiał, że podobało mu się zdecydowanie bardziej niż powinno, dlatego wolno oderwał się od dziewczyny i otworzył oczy. Gdy zobaczył [t.i.], przez głowę przemknęło, że nigdy nie widział piękniejszej dziewczyny. Jej policzki był lekko zaróżowione, oddech delikatnie przyspieszony, oczy błyszczały. W istocie była piękna. Uśmiechnął się. Nagle usłyszeli pukanie do drzwi i prawie podskoczyli.
- Pro… szę… - wyjąkała dziewczyna, wyrwana z błogiego stanu.
To była mama zielonookiej.
- Co robicie? – spytała wesoło. – Jakoś się tak nagle cicho zrobiło…
- Em… - zaczął blondyn niepewnie. – Właśnie się zbierałem.
Chwycił plecak z książkami i wstał z miejsca. Zmieszanie między nimi czuć było w całym pokoju. Dziewczyna również się podniosła, chcąc odprowadzić przyjaciela. Otworzyła mu drzwi i stanęli tak w progu, patrząc na siebie. Oboje czuli, że w tym pocałunku było coś, co pojawić się nie powinno.
- To cześć – pożegnała się rudowłosa.
Pocałował ją w policzek i szepnął na ucho, starając się ukryć nutę bólu zawartą w swej wypowiedzi:
- Udanej randki.
Następnie obrócił się tyłem do [t.i.] i odszedł, a po głowie krążyła mu myśl: Kretyn, skończony kretyn.
Co do treści imagina, mam do Was takie jedno pytanie. Co sądzicie o narracji trzecioosobowej? Mi wydaje się ona trochę nienaturalna i wymuszona. Chciałam po prostu spróbować i chyba mi nie wyszło. :/ Sądzę, że następna część będzie pisana w pierwszej osobie. :) Nie wiem, kiedy to. Jak znajdę chwilkę czasu, to napiszę. Jak napiszę, to dodam, a póki co zajmę się publikowaniem Liama. :) xxx

piątek, 12 września 2014

#22 Liam cz.1

(Dwójka to wersja akustyczna. Po prostu nie mogłam się zdecydować. :) Opowiadanie inspirowane było teledyskiem, więc myślę, że jego też warto byłoby obejrzeć. ;))

Miała być kontynuacja 13.-stki, ale zrezygnowałam. Na szczęście mądrej Paulinie przypomniało się, że w wakacje napisała takie jedno opowiadanie. :D Nie było ono o 1D, dlatego musiałam je przerobić. Jeśli to kogoś interesuje, to opowiadanie to w oryginale pisałam z Bradem - brunetem z The Vamps. ☺ Enjoy!

~Perspektywa Liama~
Postawiłem walizkę w kącie i rzuciłem się na łóżko, wlepiając wzrok w czysto biały sufit. Wreszcie odpoczynek! Co prawda tylko tygodniowy, ale zawsze. Trasa, koncerty… kocham to. Chociaż od czasu do czasu należy mi się chyba chwila wytchnienia, prawda? Nagle na suficie pojawiła się czerwona plamka, która zaczęła się powiększać. Zamrugałem powiekami. To na pewno zmęczenie. Liam, już! Klepnąłem się w policzek, ale plamka nie zniknęła. Aż w końcu przybrała kształt ust. Kobiecych, idealnie wykrojonych warg. I znowu zobaczyłem nad sobą Jej twarz. Jak zawsze. Codziennie. A zaczęło się tak niewinnie, głupio. Gdy przelotnie „gościłem” w Londynie. Przechodziłem właśnie obok parkingu, gdy nagle zaczepiła mnie pewna niska szatynka, chociaż… jej włosy bardziej przypominały kolor karmelu. Jej spojrzenie magnetyzująco zielonych oczu zapadło mi w pamięć. Ucieszył mnie fakt, że była ode mnie nieco niższa, bo przynajmniej nie czułem się jak karzeł (jak to zwykle bywa). Zapytała, czy mam rozmienić 10£, bo nie ma drobnych, a potrzebuje do parkomatu. Chyba mnie nie poznała, bo zachowywała się jakbym był tylko zwykłym przypadkowym przechodniem, a nie Liamem Paynem z One Direction. Cholera, zakląłem w myślach. 10£, to ja może miałem. Dopóki 1.50£ nie wydałem na kawę Starbucksie. Wyjąłem drobne z kieszeni. Nie miałem przy sobie więcej, bo wyszedłem tylko na krótki poranny spacer i nie spodziewałem się, że spotkam „piękność w potrzebie”.
- A ile potrzebujesz? – zapytałem zakłopotany.
- 5£ - odparła swoim melodyjnym głosem.
Odliczyłem dokładnie tyle, ile potrzebowała, i podałem dziewczynie.
- Proszę.
- Ale ja… nie mogę…
- Drobiazg. Zaprosisz mnie kiedyś na kawę, to się zrewanżujesz – odparłem z uśmiechem.
- Jej… Dziękuję ci bardzo.
- Nie ma za co. Liam. – Wyciągnąłem w jej stronę rękę. Uścisnęła ją.
Już miała otworzyć usta, żeby zdradzić mi swoje imię, gdy nagle zadzwonił jej telefon. Zabrała dłoń i szybko wyciągnęła go z kieszeni. Odebrała.
- Tak, Justin… Już. Już jestem. Zaraz do ciebie przyjdę. Miałam małe problemy z parkomatem.
Rozłączyła się i zwróciła do mnie:
- Przepraszam, muszę już iść. Jeszcze raz dziękuję.
- Jeszcze raz nie ma za co.
- To do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Odprowadziłem ją wzrokiem, aż nie zniknęła za rogiem.
No tak… Justin… Zapewne jej chłopak…

Westchnąłem ciężko. Dwa miesiące minęły od naszego spotkania, a ja nie mogłem wyrzucić jej z pamięci. Czy to objawy jakiejś obsesji? A może zakochania? Nie… miłość od pierwszego wejrzenia to bujda. Można o tym śpiewać, ale w życiu się nie zdarza. Nagle do pokoju wpadła czwórka niedojrzałych psychicznie małolatów (czytaj: reszta zespołu) i podniosłem się do pozycji siedzącej. Wszyscy czworo rzucili się na swoje łóżka.
- To będą piękne wakacje… - westchnął Harry.
- Zdecydowanie – dodał Zayn.
- W jakim sensie? – zapytałem.
- Pamiętasz, jak mówiłem ci, że nie będziemy tu sami? – zapytał Harry. – Mamy towarzystwo lepsze, niż się można było spodziewać. Dwie szatynki, ruda, brunetka i dwie blondynki. Dla każdego coś dobrego.
Roześmiałem się.
Tylko nie dla mnie – przemknęło mi przez głowę.
- Może wreszcie zapomnisz o tej twojej… – wtrącił Zayn. – Ach… No tak… zapomniałem, że nie wiesz nawet, jak ma na imię – zakpił.
- Spieprzaj. – Rzuciłem w niego poduszką.
- No co? Serio uważasz, że to jest normalne?
- Nie jest, ale co mam zrobić?
- Po prostu zapomnieć. Założę się, że ta laska, tak dla ironii, miała na imię Georgia. „Said her name was Georgia Rose...” - zanucił, śmiejąc się.
- Ta, akurat – prychnąłem.
- Dalej! – ponaglił mnie Harry. – Chodź, to cię poznam z naszymi koleżankami.
Z cichym jękiem podniosłem się z miejsca. Nie miałem ochoty poznawać nowych dziewczyn. Chciałbym tylko, żeby Ta Jedna znalazła się tuż obok.
Zeszliśmy na dół. „Koleżanki” właśnie rozglądały się po salonie. Gdy tylko nas zobaczyły, wyraźnie się speszyły. Wolnym krokiem zebrały się w grupkę i podeszły do nas.
- Cześć – przywitały się chórem.
- Cześć – odparłem, uśmiechając się, bo wydały się być ogromnie sympatyczne.
- Jestem Alice. – Pierwsza dziewczyna w rzędzie wyciągnęła do mnie dłoń.
- Liam.
- Wiem – zachichotała.
No i potem po kolei: Sheila, Mandy, Britney… No i… Myślałem, że się wywrócę. Wyciągnąłem rękę do ostatniej w rzędzie dziewczyny, nie wierząc własnym oczom.
Uf... Dzięki Ci, Boże, za piątki. :D
Cały ten tydzień nic nie napisałam (!), co nie oznacza wcale, że moja wena ma zastój. W mojej głowie cały czas coś się 'dzieje', a więc mam kilka pomysłów. Zobaczymy, jak pójdzie z ich realizacją. :3 Jutro, zgodnie z tym, co napisałam, Niall. Mam go już prawie skończonego, wystarczy dopracować. ;) x

poniedziałek, 8 września 2014

Mała Rocznica ☺

Wierzyć mi się nie chce. Łza się w oku kręci, bo to właśnie dziś (tadam, tadam) blog kończy pół roku. :') Naprawdę jestem bardzo szczęśliwa (że udało mi się wytrwać) i wzruszona (że Wam udało się wytrwać ze mną). 8. marca to był naprawdę wyjątkowy dzień. Po pierwsze, bo Dzień Kobiet, a po drugie, bo blog. Dokładnie o tej godzinie (następnego dnia) pojawił się pierwszy komentarz. :) Był to komentarz Patrycji, której jestem ogromnie za wszystko wdzięczna. ♥♥♥ Dziękuję też wszystkim, którzy są tutaj i mnie wspierają choćby najkrótszymi komentarzami.  Dziękuję Wiktorii, później Weronice no i wielu innym osobom (nawet niepodpisanym Anonimkom), które czytają i komentują te moje wypociny. Kocham Was. ♥♥♥

Teraz sprawa organizacyjna. W weekend zaczęłam coś pisać, ale było tak późno, że udało mi się tylko zapisać 1/2 strony. Jest to Niall i chciałabym wyrobić się chociaż z pierwszą częścią do jego urodzin. Zobaczymy, jak mi pójdzie. Życzcie mi powodzenia. :3 A żeby na blogu nie było pusto, zdecydowałam się na opublikowanie (w piątek) pierwszego rozdziału TEGO (kto nie czytał, ma szansę nadrobić i... może skomentować?), więc przygotujcie się (psychicznie, hehe :>>>). Nie sądzę, żeby na tym blogu pojawiła się ta historia w całości (bo ma czterdzieści rozdziałów), ale przecież wszystko zależy od Was. :)

PS. Jak Wam się podoba "Fireproof"? Mi osobiście bardzo przypadła do gustu ♥.♥, chociaż może czekam na coś bardziej energicznego (nie twierdzę, że "Fireproof" jest nudna, bo to, że słucham jej od godziny, chyba o czymś świadczy ☺). W każdym razie już odliczam dni do 17. listopada, bo czuję, że to będzie COŚ. :) Zwłaszcza, że cztery to mój numerek (szczęśliwa liczba, bez skojarzeń). :3

piątek, 5 września 2014

#20 Louis & Harry cz.4 (ostatnia)

PIĄTEK
Stanęłam przed lustrem, mierząc się wzrokiem. Zdecydowanie te kilka nieprzespanych nocy nie wyszło mi na dobre. Cienie pod oczami mówiły wszystko.
- Cóż… - westchnęłam. – Mówi się: „trudno”.
Nagle zadzwonił dzwonek i poszłam otworzyć.
- Cześć, Eli. Gotowa?
- Yhm.
- To chodźmy.
* * *
Impreza była udana, chociaż nie bawiłam się za dobrze. Zapewne przez obecność Harrego, który ukradkiem rzucał mi i Louisowi przeraźliwie smutne spojrzenia. Aż momentami miałam ochotę wydrzeć się na całe gardło: „Sumienie, zamknij się!”. Wszyscy się gdzieś zmyli około północy, a ja zostałam sama z pijanym Louisem. Siedział na kanapie, śpiąc na moim ramieniu. Sama nie wypiłam za dużo, bo moja słaba głowa mi na to nie pozwalała. Nie wiem, jakim cudem dotargałam go do swojego mieszkania. Położyłam go na kanapie i przykryłam kocem.
- Eli? – wymamrotał sennie.
- Słucham.
- Eli, ja cię chyba kocham… - powiedział i usnął.
Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciała, żebyś nie był pijany… - pomyślałam, delikatnie odgarniając włosy z jego twarzy.
* * *
Obudziłam się koło 9:00. Wstałam, wykonałam poranną toaletę, ubrałam się i poszłam do kuchni zrobić śniadanie. Przygotowałam też kilka kanapek dla Louisa, chociaż nie widziałam nawet, czy i kiedy wstanie. Dopijałam właśnie swoją herbatę, gdy nagle wszedł do kuchni.
- Cześć, Eli – przywitał się.
- Cześć, Lou. I jak tam? – zaśmiałam się szyderczo.
Zmierzył mnie morderczym spojrzeniem.
- Super! – prychnął sarkastycznie, siadając obok mnie.
- Oj, nie dąsaj się, Misiek. – Szturchnęłam go w ramię pięścią. – Każdemu się zdarzy trochę zabalować.
- Mhm…
- A teraz masz i jedz. – Podsunęłam mu talerz z kanapkami, lecz on odsunął go od siebie.
- Eli, musimy pogadać.
- O czym?
- Wczoraj…
- Pamiętasz coś w ogóle z wczoraj? – zaśmiałam się nerwowo.
- Więcej niż ci się wydaje. Powiedziałem ci coś wczoraj.
Wstałam z miejsca i podeszłam do okna.
- Wiem, zapomnijmy o tym.
- Chcesz? – zapytał cicho, szepcząc mi na ucho.
Zdziwiło mnie to pytanie. Jemu powinno zależeć na tym, żeby o tym zapomnieć, nie mi. On powinien to zaproponować, nie ja.
- Do czego zmierzasz? – odparłam wymijająco, odwracając się do niego przodem.
- Odpowiedz, Eli. Chcesz zapomnieć o tym, co ci powiedziałem?
A co tam! Żyje się tylko raz.
- Nie.
- Dlaczego?
- Chciałabym to słyszeć od ciebie codziennie, Louis. I nie po pijaku, tylko na trzeźwo. Mam dość udawania twojej dziewczyny. Chcę nią być naprawdę. Jednocześnie wiem, ze to niemożliwe, więc zniknę, gdy tylko nasza umowa się skończy. Spróbuję zapomnieć, chociaż wiem, że mi się nie uda. Bo nie mogę zapomnieć, że cię kocham, mimo że bardzo się staram.
Wyminęłam go, chcąc odejść, lecz nagle on złapał mnie za nadgarstek i ponownie przyciągnął do siebie, a następnie pocałował delikatnie. Nie rozumiałam tego nagłego ataku czułości. Chętnie odwzajemniłam pocałunek, bo wiedziałam, że może to być ostatni raz.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? – zapytał, tuląc mnie do siebie.
- Wy, faceci, naprawdę nic nie rozumiecie. Po co miałam ci mówić? Żeby zniszczyć naszą przyjaźń? Chociaż na tyle mogłam liczyć. Nie chciałam cię stracić.
- Eli, ja… - zaczął z wahaniem. – Wczoraj może i byłem pijany, ale nie kłamałem.
- Jak to? – Odsunęłam się od niego, będąc w szczerym szoku.
- Przepraszam. Przepraszam. Jestem tchórzem. Powinienem ci powiedzieć, ale nie bardzo wiedziałem, jak… Bałem się, że…
Zatkałam mu usta dłonią.
- Louis, nic nie mów. Po prostu mnie pocałuj.
Wzięłam rękę z jego warg.
- Eli, ja…
Stanęłam na palcach i wpiłam się w jego usta mocno, chcąc powstrzymać go przed mówieniem.
- Za dużo gadasz – szepnęłam. – Jak zawsze zresztą.
No i na koniec najśliczniejsze zdjęcie Elounor, jakie udało mi się znaleźć o 22:08. :)
Spodziewaliście się tej części wcześniej, o czym świadczy dzisiejsza liczba wyświetleń. Nie byłam jednak w stanie wygospodarować ani minuty czasu. Naprawdę. Poza tym liczba komentarzy pod poprzednią częścią nie jest powalająca. :-S
Musicie mi wybaczyć, jeśli tekst zawiera jakieś błędy. Jestem cholernie zmęczona. Sprawdzałam przed dodaniem, no ale... :c
Nie mam pojęcia, kiedy pojawi się coś nowego. Szkoła daje nieźle w kość i to od samego początku roku. Mam chęci i pomysły, ale brakuje niestety sił i czasu. :< Myślę, że wszystko wróci do stosunkowej normalności, jak ogarnę się z lekturami na konkurs j. polskiego.
PS. Wszystkie zaległości na Waszych blogach nadrobię... w bliżej nieokreślonym czasie. :(
Pozdrawiam, mimo wszystko. Zmęczona i smutna, ale pozdrawiam. xoxo ♥

poniedziałek, 1 września 2014

#20 Louis & Harry cz.3

- Cześć, Harry - przywitałam się.
- Cześć, El - odparł. - Mam dwie sprawy.
- Słucham.
- Pierwsza. Zostawiłem wczoraj u ciebie kurtkę. Mógłbym po nią przyjść?
- Jasne, tylko wieczorem. Teraz jestem z Lou na zakupach.
-Yhm… - Jedno „Yhm”, które znaczy więcej niż sto słów.
- A ta druga sprawa? – zapytałam, przygryzając wnętrze policzka nerwowo.
- Druga? Ach, tak… W piątek Mark urządza małą imprezę. Może byście przyszli?
- Jasne. Czemu nie?
Zapadła głucha cisza w słuchawce.
- Harry?
- Tak?
- Wiesz, bo… - Chciałam coś powiedzieć, jakoś go pocieszyć, ale nie za bardzo wiedziałam, jak. – To się niedługo skończy. Jeszcze tylko szesnaście dni. Jakoś się ułoży.
Boże! Czy ja naprawdę nie mogłam wykrzesać z siebie niczego oprócz zwykłego, oklepanego: „Jakoś się ułoży.”?
- Tak, jasne – odparł bez większego przekonania i rozłączył się.
Oczy mi się lekko zeszkliły. Martwiłam się. Nie chciałam, żeby przyjaciel cierpiał z mojego powodu. Te telefony są przekleństwem, w prawdziwej rozmowie przytuliłabym go teraz.
Lou wrócił po chwili.
- Coś się stało? – zapytał. – Kto dzwonił?
- Harry. Pyta, czy będziemy na imprezie u Marka w piątek.
- I to jest powód do płaczu? – zaśmiał się, wkładając pomidora do wózka.
- Nie, jasne, że nie – zaprzeczyłam energicznie. – Przytul mnie, Lou – poprosiłam cicho.
Bez słowa podszedł do mnie i objął, a ja wtuliłam się w niego. I wtedy zrozumiałam, że choćbym nie wiem, jak się starała i nie wiem, co robiła nigdy nie uda mi się o Nim zapomnieć. Nigdy nie uda mi się wyrzucić z pamięci jego zapachu, ciepła… Jestem kretynką. Narobiłam Harremu nadziei, a tak naprawdę nigdy nie zapomnę o Louisie.
- Dzięki - szepnęłam, odsuwając się od niego.
- Do usług.
* * *
Około 19:00 zadzwonił dzwonek do drzwi i poszłam otworzyć, idąc jak na ścięcie. Rozmowa z Harrym na pewno nie zanosiła się na przyjemną.
- Cześć – przywitał się, delikatnie całując mój policzek.
- Cześć – odparłam.
- Coś się stało? – zapytał. – Jesteś jakaś blada.
- Harry, musimy pogadać.
- Okej…
Usiedliśmy na kanapie w salonie.
- O co chodzi? – zapytał.
- Hazz, ja… przepraszam…
- Ale za co?
- Wczoraj… nie powiedziałam ci wszystkiego… - jąkałam się - ja… kocham Louisa.
Jego szczęka zacisnęła się, oczy zeszkliły.
- Nie mogę tak po prostu o nim zapomnieć – ciągnęłam. - Lubię cię. Nawet bardzo. Pociągasz mnie, ale nic więcej. Ja… nie chciałam, żeby tak to wyglądało. Pewnie teraz myślisz, że wczoraj się tylko tobą zabawiłam, ale to nieprawda. Dzisiaj po prostu uświadomiłam sobie, że… Przepraszam. Tak strasznie cię przepraszam.
- A teraz co? – zapytał podniesionym głosem. – „Zostańmy przyjaciółmi”, tak?
- Tak będzie lepiej.
Wstał z miejsca i podniósł rękę, aż się odruchowo wystraszyłam. Lecz on nie zamierzał mnie uderzyć. Delikatnie dotknął mojego policzka, odgarniając z niego pojedyncze kosmyki włosów. Następnie cofnął dłoń, formując ją w pięść i przyłożył do ust.
- Ja przepraszam – powiedział i szybkim krokiem wyszedł, trzaskając drzwiami, a ja położyłam się na kanapie, wbijając twarz w poduszkę i napięłam wszystkie mięśnie twarzy.
- Nie będę płakać, nie będę płakać – szeptałam do siebie, a pojedyncze łzy zmoczyły materiał poduszki.
No i z powrotem do szkoły. Kto się cieszy? :D Ja na pewno. xD <żart> Powodzenia wszystkim w nowym roku szkolnym. ♥
Na początek kilka spraw organizacyjnych. Zostało mi jeszcze trochę materiału z wakacji i posiadam w zanadrzu kilka nowych pomysłów. Jednak boję się, że mogę się zacząć nie wyrabiać z pisaniem, dlatego... Przykro mi to pisać, ale jest to ostatni post dodany w początkach tygodnia (znaczy, za tydzień będzie jeszcze jeden, ale to z innej okazji). Od teraz imaginy będą pojawiać się co tydzień w piątek (razem z nowymi rozdziałami na "Impassivity"). Trzecia klasa gimbazy jednak zobowiązuje. :3 Końcówkę zeszłego roku trochę zawaliłam i nie chcę, żeby to się powtórzyło. 5.00 ma być! :D
Tak dla jasności. Mi też jest przykro z powodu Hazzy w tym opowiadaniu, ale zakończenie miałam już z góry ustalone. :'( Chętnie bym go przygarnęła. ;c x)
No i na koniec mała prośba. Komentujcie, komentujcie i jeszcze raz komentujcie. xoxo