Z dedykacją dla spostrzegawczej Patrycji. ♥Przepraszam, że tak długo musiałaś czekać. Możesz mnie ochrzanić. Należy mi się, pozwalam. :(
Uprzejmie informuję, iż akcja tego opowiadania rozgrywa się w lutym i w okresie lipiec-październik b.r. Przyznaję się, puściłam wodze fantazji. Powiedzmy, że chłopacy mają trasę w pierwszej połowie roku. ;)
- To pa, kochanie - szepnął mi na ucho, tuląc mnie do siebie. Następnie delikatnie ucałował mój policzek.
- Pa, kochanie. Pa - odparłam.
- Kocham cię. Baw się dobrze.
- Dziękuję. Ja ciebie też.
Odsunęliśmy się trochę od siebie i nasze wargi się spotkały na kilka sekund w czułym pocałunku.
- No dalej! - ponagliła nas Anna.
- Już, już - odparłam.
Delikatnie musnęłam jego wargi po raz ostatni i odsunęłam się od niego.
Chwyciłam swoje walizki i udałam się w stronę hali odlotów. Odwróciłam się po raz ostatni i pomachałam mu na pożegnanie.
* * *
Siedziałam z Anną w samolocie, starając się nie myśleć, na jakiej wysokości się teraz znajdujemy.- Ty to jesteś chyba w czepku urodzona - stwierdziła nagle.
- Słucham? - zaśmiałam się, bo rozbawiło mnie to stwierdzenie.
- No a nie? Masz cudownego chłopaka, kochających rodziców, zdolności językowe, inteligencję...
- Taa... Tylko urody brak... - westchnęłam, szczerze rozbawiona.
- Nie śmiej się!
- Jesteś zabawna, Anna. A tobie niby czego z tych rzeczy brakuje?
- Wszystkiego oprócz kochających rodziców.
- Nie pieprz głupot. To, że mam Roberta nie oznacza wcale, że jestem w czymś od ciebie lepsza. Pamiętasz ten felieton, który ostatnio czytałyśmy razem? "Nie lataj nisko tylko dlatego, że latasz solo".
- Tiaa... Pisane przez starą, zgorzkniałą pannę.
- Aż tak mi zazdrościsz?
- Roberta? Tak. Przecież on jest... idealny. Wysoki, przystojny, zabawny, inteligentny, błyskotliwy, od przyszłego roku student prawa...
- Mam być zazdrosna?
- O mnie nie, ale o inne powinnaś.
- To nie jest takie proste - powiedziałam, wyglądając za okno.
- Co nie jest proste?
- To, że w końcu będę musiała wybrać. On czy marzenia o studiach w Londynie.
- Ty to masz problemy!
- Nie rozumiesz, Anna. Ja... odkąd pamiętam chciałam tam studiować. Ta wycieczka - prezent od rodziców na osiemnaste urodziny - miała być takim "wyjazdem zapoznawczym". Czy mi się tam spodoba. Ale Robert... On nie pozwoli mi wyjechać samej ani nie pojedzie ze mną.
- Ja tam bym się nie zastanawiała.
- Dzięki, że mnie wspierasz.
- Ja ci radzę, a to co innego.
- Nie rozumiesz... Ja... zawsze chciałam tam mieszkać. Londyn to moje miasto. I do tego...
- Co?
- No... tam są... oni...
- Dziewczyno, zejdź na ziemię! Jeszcze ci nie przeszła ta dziecinada z Haroldem w roli głównej?
- A tobie z Liamem? - odgryzłam się, zaciskając szczękę.
- Ja przynajmniej myślę racjonalnie. Przeciez wiem, że jedyne nasze spotkanie to będzie to na koncercie za parę dni. A ty co? Liczysz na jakieś "Love Story"?
- Nie... Nieważne. Skończmy ten temat.
- Przemyśl to, co ci powiedziałam.
- Ok, ok...
* * *
Wyjazd był bardzo udany. Obowiązkowo oczywiście odwiedziłyśmy muzeum Madame Tussauds,Tower Bridge, London Eye, nie obyło się też bez spaceru brzegem Tamizy. Ale było coś, na co czekałyśmy najbardziej, a mianowicie: koncert One Direction! Nasze podekscytowanie sięgało zenitu, ale cóż... Moje nerwy uwielbiały wręcz płatać mi figla i noc przed koncertem nie zmrużyłam oka, czego efektem były cienie pod oczami. Kilka godzin zajęło mi doprowadzanie się do porządku. Niewiele później pamiętałam z tego wszystkiego, taka była zdenerwowana. Właściwie, to "przebudziłam się" dopiero, gdy stanęłam tuż przed Nim, podając Mu książeczkę od płyty. Ręka trzęsła mi się potwornie. Delikatnie wyjął ją z mojej dłoni, a następnie lekko chwycił moje palce swoimi. Przeszyły mnie dreszcze.- Boisz się mnie? - zapytał, konspiracyjnie pochylając się nade mną. - Spokojnie... Nie gryzę. Połykam w całości.
Od chrypki w jego głosie ciarki przebiegły mi po plecach. Nie mogłam uwierzyć, że właśnie stał przede mną. On. Nie kilka mililitrów tuszu na plakacie, nie kilka pikseli w telefonie. On. Człowiek z krwi i kości. Żywy, ciepły.
Posłałam mu blady uśmiech z zamiarem:
Nie zbłaźnię się!
- Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zdradzisz mi swe imię, o nieznajoma? - zapytał, prostując się przede mną.
- [t.i.] - odparłam.
- Hm... Nie jesteś stąd, prawda? Nigdy nie słyszałem o takim imieniu.
- Przyjechałam z Polski.
- Specjalnie na nasz koncert?
- W pewnym sensie... Wyjazd był zaplanowany od dawna. To w ramach... wycieczki.
- Na jak długo zostajesz?
- Jeszcze półtora tygodnia. Ale...
- Ale?
- Jak się uda, to może od lipca tu zamieszkam.
Podpisał książeczkę.
- Do zobaczenia, w takim razie.
- Do zobaczenia.
Uśmiechnęliśmy się do siebie na odchodne i skierowałam swe kroki w stronę już czekającego na mnie Niallera.
* * *
Tak było pół roku temu, w lutym, podczas ferii zimowych. A teraz? Teraz leżę już jako singielka na leżaku w ogrodzie mojego małego domku, w którym od miesiąca mieszkam z Anną. Lecz czy jestem szczęśliwsza? Wybrałam Marzenia. I co mi z tego przyszło? Szczęście, bo pokochałam to miasto. Szczęście, bo domek, jaki rodzice dla mnie wynajęli znajduje się blisko domów chłopaków. Szczęście, bo okazali się być bardzo otwarci, pomogli nam nawet w urządzeniu się. Szczęście, bo szybko się z nimi zaprzyjaźniłyśmy. Pech, bo... Pech, bo nasz domek znajdował się tuż obok domu Hazzy. Pech, bo mam na jego punkcie bzika, a jednocześnie uciekam przed nim jak nienormalna. Pech, bo on próbuje się ze mną zaprzyjaźnić, ale ja mu nie pozwalam. Pech, bo wiem, że to mi nie wystarczy. Pech, bo nie potrafię określić nawet, co do niego czuję. Jeszcze miesiąc temu wszystko wydawało się takie proste. On był idolem, ja zadurzoną fanką. Teraz? Teraz już sama nie mogę dojść do ładu ze swoimi uczuciami. Nie wiem, czy go lubię czy kocham.... Pokochałam z pewnością swoje wyobrażenie o Nim. Pokochałam Marzenie. Lecz jaki on jest naprawdę? Tego nie wiem, bo przecież nawet się nie przyjaźnimy. Chociaż... widzimy się często i mam wrażenie, że może gdybym... pozwoliła mu... się zbliżyć, to może... Boże, [t.i.]! Dosyć fantazjowania! Przecież on... na pewno nic do mnie nie czuje. Jestem dla niego zwykłą fanką. Nic więcej. NIC więcej...Po jakiejś godzinie takich rozmyślań zaczęła mnie boleć głowa. A może to od słońca, bo przecież mądra [t.i.] nie osłoniła głowy? Nagle z domu wyszedł Hazza, a ja momentalnie nabrałam ochoty, żeby zniknąć. Miałam na sobie jedynie górę kostiumu kąpielowego i dżinsowe szorty. Poczułam się dziwnie. Jakby naga.
A on zamknął drzwi na klucz i wyszedł przez furtkę, idąc wzdłuż chodnika tuż obok mojego domu.
Ostatnio mam fazę na czarno-białe zdjęcia. Co zresztą widać. ;)
Tak, wiem, Patrycja. Długo musiałaś czekać. W zamian za to ten prolog jest dłuższy. A kończyłam go dzisiaj o 5:00! (zamiast się uczyć dat na historię, ale to taki szczegół ;)) Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Naprawdę sporo różni się od tego w moim zeszycie. A co do dalszej części, to ten, tego... Nieważne. Piszcie, co sądzicie, a jak coś, to pomyślimy. ;)
P S Następny będzie Nialler, a to tak koło czwartku-piątku. ☺
Śliczne, dziękuję.<3
OdpowiedzUsuńChcę rozwinięcie tej historii. Prooooszę!
Nie, nie gniewam się. Warto było czekać *.*
Twoje opowiadania są boskie :)
OdpowiedzUsuńBrak słów...
OdpowiedzUsuńWspaniałe!! <33