Odkluczyłem drzwi i wszedłem do domu. Wniosłem walizkę do
przedpokoju. Skręciłem w prawo i po chwili znalazłem się w kuchni. Przesunąłem
palcem wskazującym po blacie. Gdzieś tam to wszystko żyło. Ale było to życie
uśpione, zahibernowane głęboko. Uśmiechnąłem się pod nosem.
Stała do mnie tyłem, robiąc kanapki przy kuchennym stole.
Była zbyt zaabsorbowana nuceniem pod nosem swojej ulubionej piosenki, żeby
zauważyć, że wszedłem do kuchni. Nie chciałem jej wystraszyć, bo groziłoby to
utratą przez nią kilku palcy, więc podszedłem do niej i ostrożnie wyjąłem
słuchawki z jej uszu. Spojrzała na mnie zdezorientowana.
- Co powiesz na duet? - zapytałem ze śmiechem.
- Jaki duet?
- Twój i mój oczywiście. Już widzę te tłumy fanów skandujących
nasze imię. "If this room was burning"*... - zanuciłem.
Uderzyła mnie pięścią w ramię.
- Ej!
- No co? - Przyjąłem postawę obronną. - Mówiłem serio.
- Nie musisz się ze mnie nabijać.
- Ja się nie nabijam, tylko nie chcę, żeby moja dziewczyna
robiła mi konkurencję w branży muzycznej.
Pokazała mi język.
- Uważaj, żebym cię nie nagrała pod prysznicem, bo fanów ci
ubędzie.
- Nie mam nic przeciwko - odparłem śmiało. - Tylko weź pod
uwagę fakt, że będziesz musiała do tej łazienki wejść...
- Poradzę sobie i bez tego.
- Zobaczymy.
Spojrzeliśmy na siebie i nieoczekiwanie dla samych siebie
parsknęliśmy śmiechem. Podszedłem do niej i obejmując w pasie, pocałowałem
lekko.
- Dla mnie i tak śpiewasz najpiękniej, kaczuszko -
szepnąłem jej na ucho.
Roześmiała się.
- Miałeś się nie nabijać!
Kolejnym moim celem stała się łazienka. Stanąłem przy półce
z kosmetykami, która była PUSTA. Nie stały na niej znajome kremy nawilżające,
żele oczyszczające, płyny do demakijażu i cała masa innych rzeczy, których
nawet nazw nie potrafiłbym wymienić. Wtedy uśmiechnąłem się na pewne
wspomnienie...
- Kochanie!
- Tak?
- Mógłbyś mi przynieść tonik do sypialni?
- A skąd tonik w łazience?
Po dosłownie kilkunastu sekundach zobaczyłem Jej
uśmiechniętą twarz w drzwiach.
- Tu, głuptasie! - zaśmiała się, podchodząc do półki i
zabierając z niej różową, półprzezroczystą buteleczkę z jakimś płynem.
Następnie odwróciła się w moją stronę i pomachała mi nią przed nosem. A wtedy
ja delikatnie wyjąłem ją z jej smukłej dłoni i odłożyłem gdzieś na bok. Następnie
przyciągnąłem ją do siebie.
- Masz rację. Głuptas ze mnie.
Zarzuciła mi ręce na szyję.
- Nie martw się. I tak będę kochać mojego głuptasa.
Stanęła na palcach i pocałowała mnie. Z początku
delikatnie, lecz wtedy ja zacząłem przyspieszać, a ona nie stawiała oporu. Czas
płynął i płynął, a my nie odrywaliśmy się od siebie.
- Niall... - zaprotestowała. - Musimy się pakować...
Spóźnimy się na... samolot...
- Najwyżej.
Jednak się nie spóźniliśmy. Urlop na Malediwy...
najpiękniejsze dwa tygodnie mojego życia. Jej roześmiana twarz. Jej obrażona
postawa, gdy wrzuciłem ją do wody... Szczęście. Po prostu szczęście.
Wszedłem do sypialni. Przez moment, sekundę odniosłem
wrażenie, że czuję tutaj jeszcze jej zapach. Rozejrzałem się. Wszystko
pozostało w nienaruszonym stanie. Naprzeciwko drzwi, w samym środku pokoju
duże, małżeńskie łoże, przy którym stały dwie szafki nocne. Na każdej z nich
osobna lampka i budzik. Po prawej stronie, przy ścianie komoda, a na niej kilka
naszych fotografii. Naprzeciwko łóżka, po lewej stronie od drzwi komandor.
Nagle mój wzrok zatrzymał się na pustej toaletce... Usiadłem na małym
taboreciku i przejrzałem się w lustrze z każdej strony. Jej Królestwo. Teraz
PUSTE. PUSTE jak moje serce. Położyłem się na łóżku, wbijając twarz w poduszkę.
Liczyłem na to, że chociaż tam znajdę gram zapachu jej włosów, który wcześniej
tak często się tam unosił. Nic. W tym momencie powinienem się rozpłakać. A ja
co? Nie uroniłem ani jednej łzy. Zbyt wiele nocy przepłakałem, będąc w trasie.
Czułem się jak wyciśnięta doszczętnie gąbka. Nie wiem, jak długo tak leżałem w
bezruchu, gdy nagle z łóżka wyciągnął mnie dzwonek do drzwi. Niechętnie wstałem
i poszedłem otworzyć. Wyjrzałem przez wizjer. Harry. W normalnych
okolicznościach ucieszyłbym się z wizyty kumpla, ale nie tym razem. Chciałem
zostać sam, chociażby po to, żeby wspomnieniami, które kryły się w każdym
zakamarku tego pustego już domu, zadać sobie kolejny ból. Bo tak właściwie był
on jedyną rzeczą, która przypominała mi, że kiedyś byłem szczęśliwy. Że kiedyś
nie byłem sam.
Nie otworzyłem, tylko czekałem, aż sobie pójdzie.
- Niall! - dobijał się do drzwi. - Otwórz! Niallu Jamesie
Horanie! Wiem, że tam jesteś, więc się nie wydurniaj, tylko otwieraj
natychmiast!
Po chwili, pełnej jego nawoływań, zapadła cisza. Odpuścił
sobie, pomyślałem. Oparłem się plecami o drzwi, zjeżdżając po nich i usiadłem
skulony. Taki bezbronny i bezradny. Jak zaszczute zwierzę. A przecież wszystko
było takie idealne...
Ona - tancerka baletowa, on - piosenkarz. Para artystów.
Zakochali się w sobie. Nie mogli bez siebie żyć. Jednak nie dzielili się z
nikim swoim szczęściem, oprócz przyjaciół. Postanowili, że media i sława
chłopaka nie zniszczą tej miłości. Po roku związku on się jej oświadczył, a ona
się zgodziła. Zamieszkali razem i coraz trudniej było im ukrywać swój związek,
więc się ujawnili. I wtedy zaczęło się. Złośliwe, komentarze, listy, maile.
Wszystkie przesycone zazdrością i nienawiścią.
"Chodzący patyk!"
"Anorektyczka!"
"Nie zasługujesz na Niego!"
Tak, dziewczyna była szczupła, ale nie z powodu
restrykcyjnych diet odchudzających czy morderczych treningów. Lecz byli tacy,
co tego nie rozumieli. Sytuacja się pogarszała, dziewczyna cierpiała coraz
bardziej. A on? Nie mógł nic zrobić, próbował jej bronić, ale efekt był marny
bądź nie było go wcale. Cierpiał z nią. Aż w końcu... trasa. Chłopak wyjechał,
zostawił ją samą z tym wszystkim. Skończony egoista! Nie poradziła sobie z tym.
Zostawiła go. A on zaczął cierpieć jeszcze bardziej. Bo to był ich koniec.
Koniec marzeń, ale nie koniec miłości… Bo on ją kochał i kocha.
Tak, ten chłopak to ja. Skończony kretyn, który pozwolił
skrzywdzić miłość swojego życia. Beznadziejny tchórz, który bał się walczyć o
to, co ważne. Zostałem sam.
*fragment piosenki pt."Little White Lies"
Hm... Może na początek o kontynuacji Harrego. Przyznam szczerze, że próbowałam tam coś jeszcze "doskrobać", ale nie wyszło. Powiem tak: "I żyli długo i szczęśliwie". ;)
A to na górze... Napisałam to jakieś niecałe dwa miesiące temu. Ma swój dalszy ciąg, ale nie wiem, czy go opublikuję. Po prostu musiałam napisać coś na podstawie "Over Again", bo to jedna z moich ulubionych piosenek 1D. A że tekst napisał sam Ed, to już w ogóle... Zakochałam się w niej od pierwszego "usłyszenia". *.*
PS. Następny też będzie Niall. To dwudzieste opowiadanie i wydaje mi się, że w pewnym sensie wyjątkowe. Problem w tym, że żeby się za nie zabrać, muszę się najpierw w sobie ZEBRAĆ. A dlaczego? Sami przeczytacie. Dlatego musicie uzbroić się w cierpliwość. x
Bardzo mi się to podobało. Super napisane z tymi wspomnieniami :)
OdpowiedzUsuńWow. Genialnie napisany. Wspomnienia, które przywoływał dom to świetny pomysł. Niall i smutek to raczej nie idzie w parze, ale tutaj idealnie pasuje. Cudo. Po prostu cudo. *.*
OdpowiedzUsuńOMG OMG cudoo!!!!!! wspanialy, kocham<33 z niecierpliwościa czekam na nn;) /aga
OdpowiedzUsuńGenialne opisy *__*Naprawdę szkoda mi naszego blondaska :/ Te wszystkie wspomnienia tak go dobiły echh :( No ale fakt faktem wyszła ci wspaniała historia, która jak mam nadzieję będzie miała swoją kontumacje ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny ;)
Zapraszam na 2 ;)
http://effective-zaynmalik-fanfiction.blogspot.com/
Łał *_* ja nie wiem co napisać. To jest jeden z najpiękniejszych imaginów jakie czytałam i jeszcze z Niallem! <3 kocham to! Cudownie piszesz ;-) czekam na następny oczywiście xd
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-*
http://right-now-one-direction.blogspot.com/?m=1
Jejusiu...
OdpowiedzUsuńcudowny <33 Smutny, ale cudowny. Wzruszyłam się troszkę :'(
Aj, ale mi się podoba to, co piszesz. Jesteś świetna ;-*