poniedziałek, 30 czerwca 2014

#15 Harry cz.1

(Radzę włączyć. Po pierwsze, bo ja prawie płakałam przy tej piosence. Po drugie, bo jest świetna. A po trzecie, bo słuchałam jej, gdy pisałam to opowiadanie, więc... No, po prostu włączcie ;))

Długo zastanawiałam się, czy w ogóle powinnam komuś dedykować tą część (za chwilę się przekonacie, dlaczego). Ale obiecałam, a słowa dotrzymuję. Może więc tak: Dedykacja dla bystrej Hope Foreverdirectioners, której jestem niesamowicie wdzięczna za wszystkie ciepłe słowa i wspaniałe komentarze. Żeby nigdy ją coś takiego w życiu nie spotkało (nawet, gdyby miał to być Harry). ;** ♥♡

Nie wiem, czy to pod koniec można nazwać +18... W każdym razie, z pewnością jest to coś, co na psychice mojego dwunastoletniego, nieuświadomionego brata mogłoby odcisnąć trwałe piętno. :|

Stałam przy zlewie zmywając naczynia, gdy nagle poczułam czyjeś dłonie na biodrach. Wzdrygnęłam się.
- Och... boisz się mnie, skarbie? - wymruczał mi do ucha ochrypłym głosem.
- Zostaw mnie! - krzyknęłam rozpaczliwie, próbując się wyrywać.
- Słońce... przecież wiem, że tego chcesz...
Zaczął mnie całować mocno w szyję, a jego dłonie wsunęły się pod moją koszulkę ściśle przylegając do brzucha, który natychmiastowo się spiął.
- Puszczaj! - krzyknęłam.
Odbiegłam od niego i mokrą dłonią chwyciłam nóż z kuchennego blatu. Podszedł do mnie chwiejnym krokiem i wyjął go z mojej drżącej ręki.
- Zostaw ten nóż, bo zrobisz sobie krzywdę, żabko.
- Nie mów tak do mnie!
Łzy stanęły mi w oczach. Chwycił mój nadgarstek tak mocno, że po chwili cała moja ręka zsiniała z braku dopływu krwi.
- Będę do ciebie mówił, jak tylko będę miał na to ochotę - warknął.
Jego zielone oczy... Niegdyś takie łagodne... błyszczały teraz z wściekłości. Nagle jego druga dłoń powędrowała na moje udo. Boże! Dzięki ci, że ubrałam spodnie! Sunął nią coraz wyżej.
- Harry, proszę - szepnęłam, łzy popłynęły po moich policzkach. - Jesteś pijany, zostaw mnie. Błagam.
Ugryzł mnie w szyję, aż jęknęłam z bólu.
- No widzisz... Podoba ci się...
- Harry, błagam - szeptałam. - Puść mnie.
Nadgarstek bolał coraz bardziej. Ręka puchła.
- Dokończymy to później - szepnął mi na ucho i wyszedł z kuchni.
Ukryłam twarz w dłoniach. Tak jest zawsze. Mój pijany w trzy dupy przybrany brat wraca do domu, potem się do mnie przystawia, idzie spać, a później na kacu i tak nic nie pamięta. Boję się go.
A najgorsze jest to, że nie jego boję się najbardziej. Najgorsze jest to, że jego ojciec... (ojczym??? Chrzanić to.) jego boję się najbardziej... Całe dnie siedzi w tej swojej firmie... przychodzi około północy... je obiad przygotowany przez Maddie - naszą służącą, a potem... idzie wprost do mojej sypialni i... Tak, gwałci mnie. A ja? Nie mam już siły. Kiedyś jeszcze próbowałam się bronić, krzyczeć... Teraz już nie. Poddałam się. Za każdym razem gdy stawiałam jakikolwiek opór, bił mnie. Czasem nawet do nieprzytomności. Stąd te liczne blizny na moim ciele. Nie mam już siły...
Pozmywałam do końca i weszłam na górę. Wykąpałam się i ubrałam piżamę. Następnie położyłam się do łóżka i czekałam. Czekałam na Niego. Łzy płynęły po moich policzkach. Czy ja naprawdę byłam aż tak bezradna? Przecież zawsze są jakieś wyjścia. Mogę podciąć sobie żyły, powiesić się, skoczyć z mostu, rzucić pod pociąg, ewentualnie metro... Nie mogę. A wszystko przez obietnicę złożoną mojej nieżyjącej już matce, która kochała tego potwora.
"Kochanie, musisz być silna. Cokolwiek by się nie stało, musisz walczyć o siebie. Nie wolno ci się poddać. Obiecaj mi to."
"Obiecuję, mamo. Kocham cię."
"Ja też cię kocham." - to były jej ostatnie słowa. Umarła. Wszystko się zmieniło. Wcześniej byliśmy szczęśliwą rodzinką. Ona, ja, jej nowy partner - Robin, i jego przybrany syn. Było jak w bajce. Z Harrym dogadywaliśmy się świetnie, czasem nawet... pozwalaliśmy sobie na mały flirt, w końcu nie łączyły nas więzy krwi. Był moim ideałem chłopaka. A Robin? Opiekuńczy ojczym, jednakowoż rzadko pojawiający się w domu. Lecz nagle mama umarła i medal się odwrócił. Moje życie przewróciło się do góry nogami. Każdy odreagował jej odejście na swój sposób. Ja - płacząc w poduszkę, Harry - licznymi imprezami oraz ozdabiając swoje ciało kolejnymi tatuażami i kolczykami, a Robin... właśnie tak.
Nagle usłyszałam, jak wchodzi do sypialni bez pukania.
- Śpisz? - zapytał ochrypłym z podniecenia głosem.
Udawałam, że tak, ale wiedziałam, że i tak nic to nie da.
- Obudź się! - Szturchnął mnie w ramię.
Okręciłam się w jego stronę.
- Robin, proszę - szepnęłam błagalnie. - Zostaw mnie.
- Nie jęcz - warknął. - Jesteś zwykłą dziwką. Masz być grzeczna, jasne?
Skinęłam głową z przerażeniem.
Ściągnął ze mnie kołdrę.
- Rozbierz się - rozkazał.
Drżącymi rękoma zdjęłam majtki oraz T-shirt, które miałam na sobie. Nawet nie zauważyłam, jak sam też się rozebrał od pasa w dół. Bez zbędnych wstępów położył się na mnie i gwałtownym zrywem wdarł do mojej kobiecości. Wrzasnęłam z bólu. Łzy płynęły z moich oczu na pościel. Poruszał się nade mną coraz szybciej, soczyście przeklinając, a ja modliłam się w duchu, żeby to się wreszcie skończyło. W końcu, gdy jego żądze zostały zaspokojone, wyszedł ze mnie, a następnie ubrał się i opuścił pokój. Okryłam się kołdrą skulona, kołysząc się jak w chorobie sierocej. W końcu nie wytrzymałam. Chwyciłam zdjęcie mamy. Otworzyłam ramkę i wyjęłam głęboko ukrytą żyletkę. Przyłożyłam ją do nadgarstka, mocząc łzami pościel.
- Przepraszam, mamo. Przepraszam - szeptałam.
Spojrzałam na jej zdjęcie. Patrzyła na mnie. Nagle fotografia jakby przemówiła: "Kochanie, pamiętaj, co mi obiecałaś. Nie wolno ci się poddać. Nie wolno."
Schowałam żyletkę z powrotem do ramki i ponownie się skuliłam.
Tak jest codziennie. No, chyba, że akurat mam okres. Myślicie, że wtedy jest spokój? Nie. Wtedy mam gorzej, bo muszę w inny sposób zaspakajać żądze mojego niewyżytego ojczyma.
Nienawidzę siebie. Nienawidzę swojego życia. Chcę umrzeć. Boże, za co tak mnie karzesz?
Wiem. Ja też nie znałam siebie od tej strony. Serio nie wiem, skąd mi się wziął ten pomysł. (Dobra, wiem. Siedziałam bezczynnie, a moja wybujała wyobraźnia pracowała. :D) Jestem ciekawa, co o tym sądzicie, bo czegoś takiego jeszcze tutaj nie było. Ba! Czegoś takiego nie ma nawet w moich zeszytach. ;) Nie wiem, co mnie napadło, że pisałam to do drugiej w nocy, ale takie coś wyszło i mi tam się nawet podoba (skromna ja^^). Szkoda tylko, że z Robina musiałam zrobić potwora, którym wszyscy chyba dobrze wiemy, że nie jest.☺

PS. A teraz mała prośba (wbrew pozorom wiążąca się z blogiem ;)). Moglibyście napisać w komentarzu jakąkolwiek liczbę całkowitą (może być nawet ujemna)? Może być to byle co. Jakaś kosmiczna liczba, dzień urodzin, szczęśliwa liczba... Cokolwiek. Przyczynę tego całego zamieszania poznacie wkrótce. Po prostu mam mały dylemat i chciałabym, żebyście pomogli mi go rozwiązać.☺

PS.2 Ja tak naprawdę dopiero dzisiaj poczułam wakacje (wstając akurat na informatykę^^), więc z tej okazji chciałabym Wam życzyć udanych dwóch miesięcy, spędzonych aktywnie. Wypoczywajcie i cieszcie się nimi, bo przecież są tylko raz w roku i szkoda by było zmarnować je przed ekranem komputera.☺B-)

piątek, 27 czerwca 2014

#14 Niall cz.7 (ostatnia)

Wszystkie w pewnym sensie zgadłyście, bo i Kattyn, i Patrycja domyśliły się, że chodziło o zdradę, jednak to Hope Foreverdirectioners wpadła na to, że chodzi o zdradę Patrcika z Jen, więc dla niej będzie dedykacja.☺

Czy muszę przypominać, że to opowiadanie jest zadedykowane Oliwii? Dobra, przypomnę. Opowiadanie zadedykowane Oliwii. ;** ♡♥♡

Trzymał mocno moje prawie bezwładne ciało, a ja płakałam głośno.
- Cii... - uspokajał mnie. - Cii... Kochanie, nie płacz. Nie płacz. Nie jest tego wart.
Tak, powinnam go odepchnąć. Tak, powinnam mu przyłożyć. Pozwalał sobie zdecydowanie na za wiele. Nie powinien mnie dotykać, nie powinien mnie pocieszać. Nie tymi słowami. Zatem dlaczego go nie odepchnęłam? Odpowiedź jest prosta. Po tym, co się stało, był najbliższą mi osobą. Dwie jak dotąd najważniejsze właśnie świetnie się bawiły ze sobą w sypialni jednego z nich.
- Co się stało? - zapytał ostrożnie, gdy udało mu się odrobinę mnie uspokoić.
- P-patrick... i... Jen... u niego...
- Ci... Już nie musisz nic mówić. Nic.
Wstaliśmy z ziemi. Otrzepałam odarte kolana. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Cisza, jaka zapadła nagle między nami, mówiła wszystko.
- Idziemy? - zapytał.
- Niall, ja... nie chcę... oni...
Na nowo wybuchnęłam płaczem. Podszedł do mnie i przytulił mocno.
- Olive, musimy... Musimy wrócić. Pokaż im, że cię to nie rusza. Pokaż, że jesteś silna.
- Kiedy ja wcale nie jestem! - krzyknęłam. - Nie jestem silna! Nie chcę...
- Proszę. Olivia, proszę. Spróbuj. Nie dla mnie, nie dla nich. Dla siebie. Nie zasłużyłaś na to, żeby cierpieć.
Odsunęłam się trochę od niego.
- To nie jest proste, bo z Jen... znałyśmy się...
- Cii... - Odsunął się trochę ode mnie i położył mi dwa palce na wargach. Na dosłownie moment rozpłynęłam się w tym dotyku. - Później o tym pogadamy. Nie dołuj się teraz.
Skierowaliśmy swoje kroki w stronę budynku. Weszliśmy do środka. Wszyscy jakby zerwali się z miejsca. ONI też.
- Gdzie byłaś? Martwiliśmy się! - Jen podbiegła do mnie, ale ja się odsunęłam.
- Nie dotykaj mnie.
- O co chodzi?
- Wiem o wszystkim - powiedziałam, patrząc na Patricka.
- Olive, tak mi przykro - odparła Jennifer. - Chcieliśmy ci powiedzieć...
- Co chcieliście mi powiedzieć? - zapytałam, hamując gniew i łzy. - Co? Zwłaszcza ty. - Spojrzałam na Patricka. - Kiedy chciałeś mi powiedzieć? Między pocałunkami? Czułymi słówkami? A może po tym, jak by do czegoś między nami doszło, co? Powiedz!
- Przepraszam - mruknął, uciekając przed moim wzrokiem.
- Tylko na tyle cię stać? "Przepraszam". Jesteście żałośni. Ale tobie - Spojrzałam na Jen, której oczy podeszły łzami. - powinnam nawet podziękować. Nie ma jak kubeł zimnej wody!
Wbiegłam na górę, a Niall za mną. Oparłam się plecami o ścianę w korytarzu i zjechałam po niej. Słone łzy płynęły po moich policzkach. Blondyn usiadł obok mnie.
- Dziękuję, Niall - powiedziałam - za wszystko.
- Nie, to ja dziękuję - odparł.
- Za co?
- Byłaś silna. Nie dałaś im się.
Uśmiechnęłam się do niego słabo. Wargi mi drżały. Po chwili wstałam z miejsca. On też.
- Jeszcze raz dziękuję. Pójdę do siebie.
- Zrobisz coś dla mnie?
- Oczywiście.
- Nie płacz. To ci nie pomoże. Nic nie zmieni. Nie daj im tej satysfakcji i nie cierp.
Posłałam mu leciutki uśmiech.
- Spróbuję. Nic nie obiecuję, ale spróbuję.
Wróciłam do swojej sypialni i od razu skierowałam swe kroki w stronę łazienki. Wzięłam długą, relaksującą kąpiel i w samym ręczniku wróciłam do pokoju. Nagle usłyszałam ciche pukanie.
- Proszę! - zawołałam i do sypialni wszedł Niall.
- O, kurczę - zaklął, odwracając się plecami. - Przepraszam. Nie chciałem...
- Spokojnie, Niall. W porządku. Jesteśmy dorośli. Możesz się odwrócić.
Stanął przodem do mnie. Tego, co przed chwilą powiedziałam, byłam pewna. Więc dlaczego jego wzrok palił mnie od środka?
Lekko się zarumieniłam, widząc, jak kątem oka lustruje mnie uważnie.
- Ja... chciałem ci tylko życzyć dobrej nocy. Jak coś, to wiesz, gdzie mnie szukać.
Podeszłam do niego i pocałowałam w policzek.
- Dziękuję. Dobranoc. I przepraszam.
- Za co?
- Ja... - trudno mi było ubrać swoje myśli w słowa. - przepraszam... byłam dla ciebie okropna i... Po prostu pomyliłam się co do ciebie...
- Nieważne. Naprawdę. Każdemu zdarzają się pomyłki - odparł, przerzucając mi mokre kosmyki włosów przez ramię. Gest ten przypominał niemal pieszczotę. Jakiś elektryzujący dreszcz przebiegł po moim ciele, gdy jego dłoń zetknęła się z moim ramieniem.
- Dobranoc - odparł i wyszedł, a ja ubrałam piżamę i położyłam się do łóżka.
* * *
Długo nie mogłam zasnąć. Przed oczyma bez przerwy widziałam obraz Jen zapamiętale całującej się z Patrickiem. Kilka łez spłynęło po moich skroniach na poduszkę. Przez taką głupotę kilkanaście lat przyjaźni legło w gruzach. Dopiero około 2:00 usnęłam, lecz był to bardzo niespokojny sen. Wierciłam się, śniły mi się koszmary. Obudziłam się cała spocona, mój oddech był przyspieszony i nierówny, serce łomotało mi w piersi. Usiadłam na łóżku, przyciskając nadgarstki do oczu. Z trudem hamowałam płacz. I nagle wpadłam na jednocześnie najgłupszy i najlepszy pomysł, jaki mógł przyjść mi do głowy. Wstałam z łóżka i skierowałam swe kroki w stronę sypialni Nialla. Zapukałam cicho do drzwi, bo nie chciałam go obudzić.
- Proszę - usłyszałam z wnętrza, co mnie trochę zdziwiło.
Po cichu weszłam do środka. Zobaczyłam Nialla siedzącego na łóżku. Jedyne źródło światła stanowiła lampka stojąca na szafce nocnej.
- Przepraszam, ja... - zaczęłam się jąkać. - Nie mogę spać i...
- W porządku. Chodź - odparł, podnosząc brzeg kołdry.
Niepewnie wsunęłam się pod nią. Z jednej strony poczułam się dobrze i bezpiecznie. Już nie byłam sama. Lecz z drugiej... Nagle dopadło mnie skrępowanie. Tego się nie da opisać. Zawstydzała mnie obecność chłopaka, którego jeszcze dwanaście godzin wcześniej nawet nie lubiłam.
- Chodź tu - odezwał się nagle, podnosząc ramię do góry. - Przecież po to przyszłaś, nieprawdaż? - zapytał z uśmiechem.
Owszem, miał rację. Po to przyszłam. Po bliskość, zrozumienie.
Nieco nieśmiało wtuliłam się w jego tors, a on objął mnie ramieniem. Następnie wyłączył lampkę i szepnął:
- Dobranoc, Olive.
- Dobranoc, Niall.
Leżeliśmy w ciszy, a ja nie wykonywałam żadnych ruchów.
To dziwne. Przy Patricku byłam wyzwoloną, świadomą swojej atrakcyjności, można by rzec, ekstrawertyczną kobietą. Niall mnie... onieśmielał. To pod wpływem jego dotyku wszystko we mnie drżało, to jego wzrok palił moje policzki. Przy nim znowu byłam tą nieśmiałą nastolatką bojącą się podejść do chłopaka, który jej się podobał.
Zadziwiające, jak można szybko zmienić swoje nastawienie do drugiego człowieka... - pomyślałam sennie i udałam się w objęcia Morfeusza.
* * *
Obudziłam się bardzo wcześnie. Spojrzałam na budzik przy łóżku. 3:56. Długo sobie nie pospałam. Na szczęście był to sen spokojny i twardy, pozwolił mi chociaż na chwilę odpocząć od ostatnich wydarzeń. Leżałam tak w ciszy przez kilka minut, ale wiedziałam, że już nie usnę. Chciałam po prostu przez jeszcze kilka chwil nacieszyć się bliskością Nialla, który spał twardo. Po chwili delikatnie wysunęłam się z jego objęć i spojrzałam na niego. Jak mogłam wcześniej być dla niego taka okropna? W życiu nie widziałam piękniejszego widoku. Łza spłynęła po moim policzku. Starłam ją dłonią.
Boże, jeżeli kiedykolwiek jeszcze będę na niego zła, daj mi przypomnieć sobie ten obrazek. Amen.
Nagle dopadła mnie przemożna chęć pocałowania go. Chociażby w policzek. Poddałam się jej bez zastanowienia, starając się to zrobić jak najostrożniej, żeby go nie budzić. Następnie delikatnie odgarnęłam grzywkę, która opadała mu na czoło. Był idealny. W życiu nie widziałam piękniejszego mężczyzny.
Wstałam z łóżka i skierowałam swe kroki w stronę swojej sypialni. Doprowadziłam się do w miarę normalnego stanu i ubrałam jakieś zwykłe ciuchy. Następnie po cichu zeszłam na dół i wyszłam na zewnątrz. Skierowałam swe kroki w stronę jeziora. Usiadłam na pomoście, wpatrując się w zaczerwienione niebo tuż nad lasem. Długo tak siedziałam, a stan, w którym się znajdowałam przypominał medytację. Nie myślałam o niczym, nie martwiłam się, nie przejmowałam. Udało mi się uwolnić umysł od wszelkich myśli. Dość długo to trwało, aż zawiał wiatr i poczułam chłód, dlatego potarłam ramiona. Nagle lekko się wystraszyłam, gdy poczułam, że ktoś siada obok i zarzuca koc na moje ramiona.
- Spokojnie, to tylko ja! - zaśmiał się Niall.
- Przepraszam.
- Za dużo ostatnio przepraszasz. Pomyśl wreszcie o sobie, Olive.
- Myślę cały czas.
Podał mi kubek z jakimś ciepłym napojem.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. Jakieś wnioski?
- Wnioski są takie, że pozory mylą.
Nawet co do ciebie się pomyliłam.
Upiłam łyk i aż się skrzywiłam.
- Co to jest?
Zaśmiał się.
- Mięta.
- I myślisz, że mięta mi pomoże? - zapytałam, kąciki moich warg uniosły się mimowolnie.
- Już pomogła. Uśmiechasz się - odparł.
Nie potrzebuję mięty, tylko Ciebie, Niall - pomyślałam, lecz zabrakło mi odwagi na wypowiedzenie tej myśli na głos.
- Dziękuję - szepnęłam, kładąc mu głowę na ramieniu.
Objął mnie.
- Za co?
- Już nie bądź taki skromny. Nie wiem, jak bym sobie z tym wszystkim poradziła, gdyby nie ty - odpowiedziałam, odkładając kubek gdzieś na bok. - I pomyśleć, jak wiele musiało się stać, żebym przekonała się, jak bardzo pomyliłam się co do ciebie... - westchnęłam. - Dwie przyjaźnie się rozpadły.
- Widocznie tak miało być. Myślisz, że kiedyś im to wybaczysz?
- Trudno mi jeszcze o tym myśleć. To wszystko jest jeszcze za świeże.
- Rozumiem.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy.
- Niall... - zaczęłam, podnosząc głowę. Spojrzeliśmy sobie w oczy.
- Tak?
- Ja muszę wiedzieć. Czy tobie... dalej... zależy? - zapytałam.
Przygarnął mnie do siebie jeszcze mocniej i pocałował w czoło.
- Ani na chwilę nie przestało - odparł, nie odrywając ust od mojej skóry.
Odsunęłam się trochę od niego i zarzuciłam mu ramiona na szyję. Koc upadł gdzieś, ale się tym nie przejęłam.
- W sumie powinniśmy podziękować Jen i Patrickowi - powiedziałam. - Gdyby nie oni, nie zrozumiałabym czegoś.
- Czego?
- Że mi też zależy, Niall. Bardziej niż myślisz.
Przeczesałam dłonią jego włosy. Patrzył mi w oczy, jakby nie do końca uwierzył w to, co przed chwilą usłyszał.
- Naprawdę?
- Oczywiście. Już dawno straciłam dla ciebie głowę, ale nie umiałam się do tego przed sobą przyznać. Zakochałam się w tobie, Niall.
Wpatrywał się we mnie uważnie.
- Uderzysz mnie, jeśli teraz cię pocałuję? - spytał po chwili cicho.
- Jak będzie kiepsko, to może - odparłam, uśmiechając się do niego szeroko. - Zaryzykujesz?
- Spróbuję.
Zbliżył swoją twarz do mojej. Jego ciepły oddech drażnił moje usta. Wszystko we mnie krzyczało: "Pocałuj mnie wreszcie!". Po chwili stało się. Nasze wargi spotkały się. Może nie po raz pierwszy, ale na pewno najlepszy. To nie były motyle. To nie było podniecenie. To była miłość. Po prostu miłość. Czysta chemia. Nasze wargi poruszały się zgodnie w wolnym, można rzec, że leniwym tempie. Nie spieszyliśmy się. Kręciło mi się w głowie od tego smaku i zapachu.
Nagle coś zakłuło mnie w oczy przysłonięte powiekami. To pierwsze promienie słońca wyłoniły się zza horyzontu, żeby obwieścić rozpoczęcie nowego dnia jak i naszej miłości.
Chyba nie tylko ja mam radochę, że wakacje.☼ B-) (↑) Zatem na dobry początek (ostatnia) część Nialla. Jestem ciekawa Waszych opinii. To najdłuższa część tego opowiadania i najwięcej w niej Nialla. Jeżeli chodzi o tę zdradę, to... tak miało być. Chodziło mi o to, żeby końcowy efekt był taki: Olivia+Niall, Jennifer+Patrick. I wszyscy zadowoleni. ;) Jeżeli miałabym ciągnąć to opowiadanie dalej, to myślę, że w końcu te dwie przyjaźnie narodziłyby się na nowo.☺

Następny (jak już pisałam) Harry, a kiedy, to nie wiem. Wy mi powiedzcie, kiedy chcecie. ;P

PS. Do Patrycji (a właściwie to do wszystkich, którzy przeczytali dwa posty zaczynające się od: "#13"). Chodzi o to moje pierwsze opowiadanie, które na tym blogu oznaczało numer 13. Na razie rezygnuję z jego publikowania. Po pierwsze, bo nie wiem, czy chcecie (no właśnie. Chcecie?), a po drugie, bo miałam przepisane pierwszych szesnaście rozdziałów, które przepadły (niebezpowrotnie, oczywiście ;)). Wszystko miałam zapisane na tablecie, a przedwczoraj pękła mi szybka (ubolewam, więc płaczcie ze mną. :'( ✝) i za cholerę nie dostanę się do tego, co tam miałam. Oczywiście. Sprzęt pójdzie do naprawy, ale kiedy? Nie mam pojęcia. Jeżeli uda mi się (jakoś) dostać do tych materiałów, to dam Wam znać, a jak będziecie chcieli to przeczytać, to pomyślimy.☺

środa, 25 czerwca 2014

#14 Niall cz.6

Imagin zadedykowany Oliwii.♡

Obudziły mnie pierwsze promienie słońca wpadające do pokoju. Leniwie otworzyłam oczy i zobaczyłam twarz Patricka tuż obok mojej. Uprzedzam pytania. Do niczego nie doszło. Długo rozmawialiśmy poprzedniego wieczoru, aż usnął w moim łóżku, a ja nie miałam serca go budzić.
- Kochanie, pobudka... - szepnęłam mu na ucho, muskając jego płatek.
- Skarbie, jeszcze chwileczkę.
- Wstawaj, leniu!
Szturchnęłam go w ramię.
Przetarł oczy i ziewnął.
- Jaka miła pobudka - mruknął, udając obrażonego.
Delikatnie odgarnęłam grzywkę, która opadała mu na czoło i czule ucałowałam jego spierzchnięte wargi.
- Milej?
- Zdecydowanie - odparł.
Nie wiem, jak to zrobił, ale nagle cały mój ciężar wylądował na nim.
- Może być jeszcze milej - dodał szeptem, składając czuły pocałunek na moich ustach.
Przekręcił się tak, że on górował. Cały czas odwzajemniałam pocałunek, który nam obojgu najwyraźniej się spodobał. Nagle do pokoju wpadła Kate bez ostrzeżenia.
- O, cholera - zaklęła, odwracając się tyłem. - Przepraszam, nie wiedziałam, że tu jesteś. Przyszłam obudzić Olivię.
Zszedł ze mnie zrezygnowany.
- Mam nadzieję, że wam nie przeszkodziłam - dodała.
- Nie - odparłam, zaśmiewając się histerycznie.
Jeszcze nie.
- Możesz się odwrócić - powiedział Patrick.
Usiedliśmy na łóżku.
- Jeszcze raz przepraszam - lamentowała. - Ja.. nie chciałam...
- W porządku - przerwałam jej.
- To ja... ten... śniadanie za pół godziny.
Wyszła.
- Ona jest... - zaczęłam.
- Stuknięta? - zaśmiał się.
- Pozytywnie stuknięta - przytaknęłam.
Pocałował mnie w policzek i wstał z łóżka, wzdychając ciężko.
- To do zobaczenia na śniadaniu, kochanie - pożegnał się.
- Do zobaczenia.
WIECZOREM
Ubrana w lekką sukienkę w kwiaty wyszłam na mały, samotny spacer. Nie
oddalałam się zbyt daleko, bo nie znałam jeszcze okolicy na tyle dobrze. Przeszłam się brzegiem jeziora, po drodze zbierając małe kwiatuszki. Dwa z nich wplotłam sobie we włosy i szłam tak. Czułam absolutne, niezaprzeczalne szczęście. Nawet obecność Horana mi nie przeszkadzała, bo nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Nie zbliżał się do mnie, zapewne dzięki obecności Patricka, który pilnował mnie jak oka w głowie. Jedyne, co mnie drażniło, to ten wściekły wzrok blondyna podczas posiłków. Ale niewiele się tym przejęłam.
Po około półtorej godziny wróciłam do budynku, w którym było podejrzanie cicho. Postanowiłam poszukać Patricka, więc weszłam na górę, a następnie odnalazłam jego sypialnię. Drzwi były uchylone, więc zajrzałam.
I w tej jednej chwili mój świat się zawalił. Na pstryknięcie palcem, mrugnięcie okiem. Wszystko, w co wierzyłam, ludzie, którym ufałam, wartości, które ceniłam... legły w gruzach. Zbiegłam na dół, zanosząc się płaczem. Niewiele widziałam, bo łzy zasłaniały mi wszystko. Biegłam lasem, czując, jak liście szeleszczą pod moimi stopami. Nagle potknęłam się o kamień i upadłam bezradnie na runo leśne, kalecząc kolana. Byłam taka bezradna i bezbronna. Kwiaty, które wcześniej miałam we włosach zwisały z nich teraz. Nagle poczułam, jak ktoś podbiega do mnie i obejmuje.
- Olive, co się stało? Co się stało?
Nie widziałam nic. Zasłona łez nie pozwalała na rozróżnienie jakichkolwiek kształtów. Ale ten głos i akcent rozpoznałam od razu.
- Niall... Niall... - szlochałam, z ulgą znikając w silnych ramionach chłopaka.
- Jezu, co on ci zrobił? - Objął mnie mocniej. - Zapłaci mi za to!
- Niall...
I'm sorry. I'm really sorry. Przepraszam za ten oklepany, przeklepany, przereklamowany i poturbowany pomysł. Po prostu ta wersja happy endu wydała mi się najlepsza. Ale zaraz, zaraz... W sumie... nie napisałam wprost, co zobaczyła Olivia... Możecie nie wiedzieć. A może się domyślacie? Zróbmy więc tak. Będzie dedyk pierwszej części Harrego dla tego, kto pierwszy (jak najdokładniej) zgadnie albo się domyśli (jak zwał tak zwał ;)), co zobaczyła Olive. ;) x

PS. Następna część będzie ostatnią, a pojawi się w weekend.☺

poniedziałek, 23 czerwca 2014

#14 Niall cz.5

Ups! Wcześniej zapomniałam, przepraszam. Imagin zadedykowany Oliwii. ;**

- Nie cieszysz się? - Wydymał dolną wargę.
Uśmiechnęłam się.
- Bardzo się cieszę, ale jak to się stało?
- Tak się szczęśliwie składa, że to dom moich rodziców.
- A więc to ty... jesteś bratem Kathryn?
- Zgadza się.
- Wiedziałeś, że będę?
- Yhm. Rozmawiałem wczoraj przez telefon z Jen. Powiedziała mi, że będzie jeszcze kilka osób. Wymieniła też twoje imię. Wydawało mi się trochę nieprawdopodobne... Taki zbieg okoliczności. A jednak. Przepraszam, że się nie odzywałem, ale miałem sporo roboty tutaj. Na dodatek zasięg jest kiepski, więc...
Przerwałam mu, stając na palcach i łącząc nasze wargi w czułym pocałunku.
- Nie musisz przepraszać - odparłam. - Miło cię widzieć.
Objął mnie w talii, przyciągając jeszcze bliżej siebie, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję.
- Ciebie również - zamruczał, nie zaprzestając delikatnych pocałunków.
Czy ja w tamtym momencie naprawdę zaczęłam sobie wyobrażać Horana?
Nie... Po prostu mi odbija! Olive, skup się!
Nagle usłyszeliśmy znaczące chrząkanie i odsunęliśmy sie od siebie. W drzwiach zobaczyliśmy Kate.
- Ekhm... Można wiedzieć, o co tu chodzi? - zapytała.
- Kate... to jest właśnie Olivia, o której ci opowiadałem. Poznaliśmy się przedwczoraj na imprezie.
Poczułam przyjemne ciepło na sercu.
Opowiadał o mnie!
Dziewczyna pacnęła się w czoło, aż klasnęło.
- Że też nie skojarzyłam! Co za szczęśliwy zbieg okoliczności! To ja nie przeszkadzam!
Wyszła, zamykając za sobą drzwi, a ja podeszłam do okna. Patrick natomiast objął mnie w pasie od tyłu, opierając podbródek na moim ramieniu.
- Znasz ich?
- Jasne! - odparł z entuzjazmem. - Chodziliśmy z Zaynem, Niallem i Liamem do jednej klasy w podstawówce!*
- Cholera.
- O co chodzi? Znacie się?
- Mieszkamy w jednym budynku.
- No tak! Jak mogłem nie pokojarzyć? Przecież cię odprowadzałem!
- Byłeś kiedyś u nich?
- Kilka razy. Są spoko.
- Sądzę inaczej.
- Tak?
- No. Spójrz chociażby na Horana. Bezczelny dupek uważający się za Pana Świata.
Wybałuszył oczy.
- Jak to? Co on ci takiego zrobił?
- Co? - prychnęłam pod nosem. - Od października mnie próbuje na chama poderwać i ty się jeszcze pytasz, co on mi takiego zrobił?
- Skarbie, nie denerwuj się, bo złość piękności szkodzi. Z Horanem znamy się spory kawał czasu, ale niech spróbuje cię tylko tknąć palcem, to powieszę go za... genitalia tutaj - Wakazał palcem na okno. - na tej brzozie tuż pod twoim oknem.
- Aż tak? - zapytałam lekko przerażona.
Zaśmiał się.
- No...  Może aż tak, to nie. Stanie się mu wielka krzywda, w każdym razie. Ale nie myślmy teraz o tym. Zajmijmy się sobą - mruknął całując linię mojej szczęki i szyję.
Lekko przechyliłam głowę w bok, ułatwiając mu do niej dostęp.
- Co masz na myśli? - zapytałam.
- Jak to co? Po pierwsze spacer po okolicy. Tutaj jest naprawdę pięknie. A co dalej? Zobaczymy. Byle z tobą, kochanie.
Uśmiechnęłam się. Patrick z pewnością był spełnieniem marzeń. Lecz czy moich?
Zeszliśmy na dół, trzymając się za ręce. Następnie wyszliśmy z budynku, kierując się w stronę lasu. Kilka godzin zajęło nam spacerowanie. Było naprawdę idealnie, pięknie. Dawno się tak dobrze nie czułam.

*w Anglii to raczej primary school, lecz uznałam, że ładniej będzie brzmiało w spolszczonej wersji. ;)

Tak, wiem. Napisałam, że we wtorek lub środę, ale no... Rozmyśliłam się. Po pierwsze, bo - jak zdążyłam zauważyć - ktoś czekał na nią niecierpliwie (Tak, Patrycja. O Tobie mówię. Mam nadzieję, że jesteś z siebie zadowolona, że udało Ci się mnie złamać ;*). Po drugie, bo naszła mnie w nocy taka wena, że do 2:00 siedziałam i pisałam jak głupia, dlatego materiału mam sporo. I tutaj Patrycja ponownie się ucieszy, bo to (znowu) Harry. Wybaczcie, ale musiałam. Po prostu od razu, jak wpadłam na ten pomysł, to już wiedziałam, że to musi być on. ;) Dużo go tu, ale trudno. Mam nadzieję, że się nie pogniewacie. :)

A teraz, wracając do Nialla. Część jest krótka, wiem. Mało w niej Nialla, to też wiem. Niewiele się dzieje, to też. Musicie mi to wybaczyć, bo po prostu akcja tego wymagała. Ale w następnej mały zwrot i nie powinniście być zawiedzeni, ;)

PS. Pozdrawiam serdecznie Adelinę. ;**

piątek, 20 czerwca 2014

#14 Niall cz.4

Przypominam, że imagin ten jest zadedykowany Oliwii❣ ♡

- Olive, proszę... - usłyszałam jego bezsilny głos i ciche pukanie. - Porozmawiajmy.
Nagle zapragnęłam po prostu otworzyć drzwi i rzucić mu się w ramiona. Chciałam tak jak poprzedniej nocy taka bezbronna poddawać się jego dotykowi. Chciałam znowu poczuć jego ciepłe wargi na swoich. Chciałam, żeby dotknął mnie bardziej czule, żeby wszystko we mnie zadrżało. Chciałam wpuścić go do środka i pokonać tę barierę, jaką były nasze ubrania. Boże! Co ja chrzanię?! Przecież... ja go... nienawidzę! Nienawidzę! Stop! Olive, jesteś pijana! Wytrzeźwiej!
- Olive! - Zapukał ponownie, jakby doskonale wiedział, że znajduję się na skraju poddania mu się. - Otwórz, proszę.
Odskoczyłam od drzwi. Przy nim nie mogłam ufać samej sobie. I do tego alkohol, który jeszcze dawał mi się we znaki...
- Olive, jesteś tam?
- Idź sobie, Niall! - wykrzyczałam, a może... błagałam??? - Nie chcę!
Czego nie chciałam? Jego? Czy może... zakochać się w nim?
Olivio Margaret Baxton! Przestań pieprzyć głupoty!
- Ale...
- Nie! - odważyłam się na surowszy i bardziej zdecydowany ton. - Idź sobie!
Zapadła cisza. I wtedy coś ścisnęło mnie za serce, gula uformowała się w gardle. Czy ja naprawdę chciałam, żeby sobie poszedł? Nagle obraz wokół się zamglił, jakby w tej jednej chwili dotarło do mnie, co przed chwilą straciłam.
Kilka chwil zajęło mi doprowadzenie się do porządku. Nagle mój telefon zadzwonił. Mruknęłam coś niezrozumiałego pod nosem.
Czy w tym mieszkaniu nie można liczyć na pięć minut spokoju?!
Pobiegłam do salonu i odebrałam.
- Halo?! - przywitałam się z rozmówcą nieco głośniej niż zamierzałam, starając się opanować drżenie głosu.
- Hej, Olive. Spokojnie - zaśmiała się Jen do słuchawki. - Co? Kiepska noc?
- Co? - zapytałam skołowana, łapiąc się za głowę.
- No... Z tym brunetem, z którym wczoraj wyszłaś z klubu...
- Do niczego nie doszło. O co chodzi?
- Wiesz... Rodzice znajomej mojej koleżanki mają mały domek nad jeziorem na jakimś zadupiu.
- I co w związku z tym?
- Olivia, wytrzeźwiej! Chodzi o to, że ten domek jest dość duży a ta koleżanka dość rozrywkowa. Gdybyśmy chciały, to mogłybyśmy się tam zatrzymać na półtora tygodnia. Zawsze to jakaś odmiana od tego mieszczuchstwa.
- Kto jeszcze będzie?
- Tak dokładnie, to nie wiem... Brat tej znajomej, kilkoro jego kumpli, kilka koleżanek...
- Sporo.
- Mówiłam, że ten dom jest dość duży. Więc jak? Wchodzisz w to?
- Daj mi się chwilę zastanowić! - odparłam z lekkim wyrzutem.
Jedną ręką przetarłam zaspane oczy.
Mierzyłam, ważyłam argumenty, lecz ostatecznie zadecydował jeden:
Nareszcie odpoczynek od Horana!
- Jak daleko jest ten domek od Londynu?
- Och, niedaleko. Jakieś półtorej godziny drogi.
- Kiedy wyjazd?
- Jutro około 7:30 przyjedziemy po ciebie, bo to akurat po drodze.
- Ok, wchodzę w to.
- Haha, wiedziałam!
- Dobra, dobra. Nie podniecaj się tak. To do jutra. Dzisiaj odpoczywam.
- Do jutra!
Rozłączyłam się i wlepiłam swój wzrok w sufit. Czy ja naprawdę liczyłam na to, że te półtora tygodnia pozwoli mi zapomnieć?
Od razu poszłam do sypialni i wyciągnęłam walizkę spod łóżka. Nie zamierzałam tracić czasu.
-NASTĘPNEGO DNIA (RANO)-
Obudziłam się bardzo wcześnie, bo już koło 5:30. Załatwiłam wszystkie potrzeby, ubrałam się, zjadłam śniadanie. Nagle dobiegły mnie jakieś dziwne hałasy na klatce schodowej, pomieszane z głosem Horana. Nie wyjrzałam nawet przez wizjer.
Usiadłam na kanapie, chwytając telefon do ręki i zaczęłam się nim bawić. Patrick niestety nie odezwał się. Nie napisał, nie zadzwonił. Nic. Trudno, jego strata. Około 7:25 otrzymałam wiadomość od Jen i zeszłam na dół z walizką. "Zapakowałam" się do samochodu, zajmując miejsce tuż obok przyjaciółki. Wpatrywałam się w widoki za oknem. Miejskie widoki powoli ustępowały naturze. Wokół roztaczał się coraz większy i coraz gęstszy las. Tak jak mówiła Jen, na miejsce dotarliśmy po około półtorej godziny. Wysiedliśmy z samochodu. Na nasze powitanie wyskoczyła niewysoka brunetka o ciemnych oczach, imieniem Kathryn.
- Możecie mi mówić Kate - poinformowała nas na wstępie.
Uśmiechnęłam się do niej, bo wydała mi się bardzo sympatyczna.
- A gdzie reszta? - zapytałam.
- Oł. Mówisz o moim bracie i jego kumplach? Szlajają się gdzieś po lesie i nad brzegiem - zaśmiała się. - Chodźcie, zaprowadzę was do pokoi.
Weszłam do domu, rozglądając się wokół. Wszystko było dokładnie takie, jak sobie wyobrażałam. Urządzone przytulnie i nieco staromodnie. Ten dom naprawdę był bardzo duży, bo każdy dostał swój pokój. Mój był całkiem spory, chociaż wydawał się mniejszy niż był w rzeczywistości zapewne przez ogromne, małżeńskie łoże znajdujące się w samym jego centrum. Wyjrzałam przez okno, które wychodziło na jezioro. Obrastał je gęsty las. Wszystko wyglądało bardzo malowniczo. Spojrzałam niżej, na plażę.
Nie. Nie! To nie może być prawda!
Odskoczyłam jak oparzona od okna, nie wierząc własnym oczom.
Horan? Niemożliwe...
Wyjrzałam jeszcze raz. Ale to nie był sen ani żadne przywidzenie. Horan wraz ze swoją świtą wygłupiał się na plaży jak pięciolatek. Odeszłam od okna wściekła. Tak, byłam zła. Byłam zła, bo nawinie liczyłam na to, że uda mi się zapomnieć, odpocząć od Niego. Ale on najwyraźniej nie zamierzał tak po prostu mi na to pozwolić.
Nagle poczułam, jak ktoś zakrywa mi oczy dłonią, a następnie usłyszałam znajomy, męski głos przy uchu:
- Zgadnij, kto to, skarbie.
Odwróciłam się w stronę chłopaka.
- Patrick? Co ty tu robisz? - zapytałam, a moje źrenice powiększyły się.
Tego posta (ten post??? Czy to się odmienia? Oto jest pytanie. O.o Nieważne.^^) miałam od przedwczoraj gotowego w wersjach roboczych zedytowanego i z wybranym zdjęciem (które, nawiasem mówiąc, jest moją nową tapetą. ^.^). Miałam go dodać jutro, ale wyświetleń dzisiaj tak bardzo przybyło, że postanowiłam nie męczyć już tej osoby, która tak niecierpliwie czeka, że aż pobiła rekord wyświetleń, który wcześniej wynosił 98, teraz już jest 100, a licznik wciąż rośnie! :D Pozdrawiam też osobę, która w tej chwili przegląda moje starsze posty, bo to prawdopodobnie ona tak wiele tych wyświetleń nabiła. ;**

A co do części. Wiem, mało w niej Nialla. Jeżeli chodzi o następne dwie, to Was nie pocieszę. Nie będzie go więcej. Przepraszam. Po prostu... fabuła tego opowiadania tego wymagała. Wybaczcie.✌Myślę jednak, że część 7. to nadrabia i nie będziecie zawiedzeni.♥♡♥


PS. Do Oliwii: Ten pomysł z wyjazdem wpadł mi do głowy po ostatnim wypadzie na Stanisławówkę i po prostu musiałam go tu umieścić. :D

środa, 18 czerwca 2014

#14 Niall cz.3

Opowiadanie zadedykowane Oliwii. ;*

- Kto?! - powtórzył pytanie, przyciskając mnie jeszcze mocniej.
- Puszczaj! - krzyknęłam rozpaczliwie, zaczynając się wyrywać.
Pospiesznie zatkano mi usta dłonią. Łzy spłynęły po moich policzkach. Wystraszyłam się.
- Spokojnie, kochanie. Nie zrobię ci krzywdy. Nie krzycz, bo obudzisz sąsiadów. Powiedz mi tylko, kto to był.
Cofnął dłoń.
- K-kolega - wyjąkałam. - Poznaliśmy się na imprezie.
Nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł i z całej siły uderzyłam go łokciem w brzuch. Uścisk momentalne się rozluźnił, a ja odwróciłam się, chcąc zobaczyć napastnika.
- Horan, ty durniu! - wykrzyczałam na tyle cicho, żeby nie obudzić sąsiadów.
W pewnym sensie odetchnęłam, bo wiedziałam, że niczego złego mi nie zrobi. Horan był skończonym dupkiem, ale tak naprawdę nie skrzywdziłby muchy.
- Co? - zapytał, uśmiechając się z bólem.
- Jesteś idiotą! Wystraszyłeś mnie!
W ułamku sekundy znalazł się przy mnie, ponownie przyciskając do drzwi. Tym razem klamka wbijała mi się w plecy. Nie zdążyłam się nawet obejrzeć, gdy chwycił moje nadgarstki i przycisnął je powyżej głowy. Ten uścisk nie był już tak mocny i wystarczyłby jeden mój szybki ruch, a wyswobodziłam się z niego. Lecz nie zrobiłam tego. Jakaś chora fala ekscytacji i podniecenia opanowała moje ciało. Miałam wrażenie, jakby świadomie ocierał się swoim kroczem o moje strefy erogenne.
- W czym on jest lepszy ode mnie? - zapytał z bólem. Jego oddech wyraźnie pachniał alkoholem. - W czym, do cholery?!
Nagle, niespodziewanie i brutalnie naparł swoimi wargami na moje. Tym razem nie poczułam motyli. Poczułam falę gorąca opanowującą całe moje ciało. Na moment po prostu poddałam się pragnieniu, odwzajemniając pocałunek. Z trudem łapałam oddech, ale on się tym nie przejmował. Gładził językiem moje podniebienie, pogłębiając pocałunek, aż jęknęłam z nagłej rozkoszy. Schodził coraz niżej, na szyję. Co chwila zasysał lub przygryzał moją skórę. Był brutalny i bezczelny, co - o, dziwo - mi się spodobało. Po chwili dostał się do mojego dekoltu, a ja po prostu odchyliłam głowę do tyłu, oddychając ciężko. Napierał na moje ciało coraz mocniej. Aż nagle przyszło opamiętanie.
- Niall! - Wyswobodziłam nadgarstki i odepchnęłam go. - Jesteś pijany, stop!
Spojrzał na mnie bez emocji, uśmiechając się triumfalnie, jakby to, do czego przed chwilą między nami doszło, nie wywarło na nim takiego wrażenia jak na mnie. Tego było za wiele. Najszybciej jak umiałam odwróciłam się do niego plecami, przekręciłam klucz w zamku i wpadłam do mieszkania, zamykając za sobą drzwi, nie zaszczyciwszy go ani jednym spojrzeniem.
Co to, do ciężkiej cholery, było?!
* * *
Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Miałam wrażenie, że jestem bardziej zmęczona niż zanim się kładłam. KAC. Usiadłam na łóżku, chwytając budzik do ręki. Cholera. 11:37. Wstałam niechętnie, zła na siebie, że przespałam prawie pół dnia. Poszłam do łazienki i załatwiwszy swoje potrzeby, wróciłam do sypialni. Ubrałam się "na szybko". Następnie ponownie udałam się do łazienki. Uczesałam się, umyłam zęby i poszłam do kuchni.
Dokańczałam właśnie swojego tosta z dżemem, gdy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Fuknęłam pod nosem, bo szczerze nie miałam ochoty na niczyje odwiedziny. Nie, wyglądając jak chodzące nieszczęście, po imprezie. Moje zdenerwowanie urosło jeszcze bardziej, gdy otworzyłam drzwi i okazało się, że to Horan.
Czego on jeszcze tutaj chce?! Wczoraj dał chyba wystarczający popis?!
- Słucham? - zapytałam.
- Musimy pogadać.
- Nie mamy o czym - odparłam, próbując zamknąć drzwi, ale przytrzymał je ramieniem.
- Sądzę inaczej.
Czy on zawsze musi mieć to, czego chce?!
- O co chodzi? - zapytałam nieźle podminowana.
Miałam go już dość. Miałam dość jego irytującej osoby. Jego widoku. Jego opiętych na torsie T-shirtów. Jego Ray Banów, zza których często mi się przyglądał. Jego śmiechu i jego uśmiechu. Dość jego bezczelności. Dość sposobu, w jaki mnie dotyka bez pozwolenia. Dość przyspieszonej akcji serca pod wpływem jego bliskości. Dość jego zawsze zbyt idealnej fryzury. Dość głębi jego niebieskich tęczówek, w których można by tonąć godzinami. Dość jego akcentu. Dość brzmienia jego głosu. Dość jego zapachu. Dość jego ciepła. Dość tej jego zmarszczki na czole podczas wykładów, wyrażającej skupienie. Dość. DOŚĆ JEGO. DOŚĆ!
- Nie wpuścisz mnie? - zapytał z uśmieszkiem.
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo wcześniej uważałam cię za dupka, ale wczoraj, to przesadziłeś - odparłam, przygryzając wewnętrzną część policzka.
- No właśnie. Olive, ja... przyszedłem przeprosić. Poniosło mnie. Przesadziłem i zdaję sobie z tego sprawę. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie poza tym, że byłem pijany.
- Horan, jesteś kretynem! Robisz mi sceny, a jednocześnie sam liżesz się na imprezach z różnymi lafiryndami!
- Obeszło cię to? - zapytał, bacznie obserwując każdy szczegół mojej twarzy.
Zaskoczyło mnie to pytanie. Jego słowa w zmienionej formie zadźwięczały mi w uszach. "Obeszło mnie to...". Na szczęście szybko mi przeszło.
- Mam gdzieś, co robisz i z kim! - krzyknęłam. - Daj mi po prostu święty spokój!
Zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem i oparłam się o nie plecami, oddychając ciężko. Nie wiedziałam, czy to coś da. Nie wiedziałam nawet, czy chcę, żeby to coś dało. Tak cholernie mnie pociągał i odpychał jednocześnie. Nie potrafiłam tego nazwać. Jego sposób bycia mnie irytował, a jednocześnie jego bliskość działała na mnie w jakiś nieuzasadniony sposób. Nienawidzę go.
Nie wiem, czy mam coś jeszcze do dodania. Może tylko tyle. Jeżeli ktoś nie chce komentować, to nie. Nie mogę nikogo zmusić. Powiem tylko tyle, że z blogów, które przeglądam, komentuję wszystkie. Dlaczego? Dlatego że wiem, jaką radość autorowi sprawia fakt, że ktoś docenia to, co robi. Po prostu cieszę się, że w tak prosty sposób, klecąc te kilka zdań, mogę sprawić komuś radość, a czasem podpowiedzieć, co warto zmienić, żeby prace były jeszcze lepsze. Ze mną jest tak samo. Każdy komentarz wywołuje uśmiech na mojej twarzy, a czasem nawet przyspieszone bicie serca. Taaaką mam radochę. :DDD Jednak nie mogę do tego nikogo zmusić. (No. Nie licząc szantażu, który czasem bywa skuteczny) Jeżeli to, co przed chwilą napisałam, Was nie przekonuje, to innego sposobu nie mam. Ten był ostatni. Jednak sens tej notki jest inny. Chciałam napisać tylko tyle, że przemyślałam parę spraw i nie zrezygnuję z publikowania na tym blogu (przynajmniej, dopóki znowu nie ogarnie mnie zniechęcenie, bo - jak niektórzy zdążyli chyba zauważyć - jestem kapryśna. Sorry, I'm not perfect. ;)). Zostaję. Chociażby dla Patrycji i Wiktorii. Słowami nie jestem w stanie się Wam wywdzięczyć, dziewczyny! ;***

Cholera. Znowu się rozpisałam. Moje postanowienie na wakacje: Koniec długich i nudnych notek! :D

PS. Pozdrawiam Holendrów, którzy tu dziś zajrzeli.♡ (Tak, wiem. Też byłam w szoku. O.o)

poniedziałek, 16 czerwca 2014

#14 Niall cz.2

Ta część powinna być jutro albo pojutrze, ale zależało mi na tym, żeby ta odpowiedź szybko trafiła do Anonimka z poprzedniej części.
Komentarze może i nie są wyznacznikiem tego, czy to co piszę jest dobre. Dla mnie są wyznacznikiem tego, czy ktoś to w ogóle czyta. Bez pozostawienia po sobie śladu w postaci komentarza ja nie wiem nawet, czy ktoś, kto tu wchodzi, wchodzi, żeby przeczytać czy nie wiem... Bo mu się wygląd podoba??? Czy to naprawdę jest taki problem skomentować głupim: "Fajne" albo "Do niczego"? Mi napisanie i sprawdzenie części mniej więcej tak długiej jak ta na dole zajmuje godzinę. Wam skomentowanie - nie więcej niż 2 minuty. No i jeszcze muszę się odnieść do tego: "wyświetleń jest dużo to sie ciesz". Jak to mam rozumieć? Czyli że wchodząc tutaj... robicie mi... no nie wiem... łaskę??? Przepraszam, ale tak właśnie to zrozumiałam. Wyświelenia owszem, cieszą. Lecz szczerze, to wolałabym, żeby pojawiło się 6 wyświetleń i dwa komentarze niż 50 i 0 komentarzy. :| Mam nadzieję, że zrozumiecie. Chciałabym, żebyście dali znać, że to, co piszę Wam się podoba. Pozdrawiam i mam nadzieję, że mnie dobrze zrozumieliście. Cieszę się, że są osoby, którym zależy na tym, żebym została, lecz bez żadnego wysiłku z Waszej strony ja nie mam motywacji. ;*


Cały ten imagin zadedykowany jest Oliwii. Przepraszam, kochana, że ta dedykacja trochę ginie w tłumie tej przednotki, ale mam nadzieję, że mnie zrozumiesz. ;* ♥

PS. Zmierzyłam ze swoimi drzwiami. Jednak przepona. ;)

~Perspektywa Olivii~
Zadowolona z siebie udałam się do łazienki, Po raz pierwszy udało mi się pozbyć Horana tak łatwo. Zmyłam makijaż, a galowy strój wrzuciłam do kosza na brudy. Następnie poszłam do sypialni i ubrałam się w jakieś zwykłe ciuchy. Nagle zadzwonił telefon i pobiegłam odebrać. Uśmiechnęłam się, widząc, że to Jennifer.
- Cześć, Jen.
- Cześć, Olive! Gotowa?
- Na co?
- Na oblewanie zakończenia roku, oczywiście!
Zaśmiałam się.
- O której?
- Będę u ciebie o 21:00 i masz być gotowa, bo jak nie, to...
- Jasne, jasne - odparłam ze śmiechem. - Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
-01:37-
~Perspektywa Nialla~
Przycisnąłem ją do ściany, całując namiętnie, lecz bez uczucia.
No i co? I nic. Myślałem, że wreszcie o Niej zapomnę, a tu co? Jajco. Nic. Nawet w tamtym momencie myślałem i Olivii. Usta czarnowłosej, którą w tamtym momencie całowałem nie były tak ciepłe i tak kusząco miękkie jak Jej. Usiłowałem po prostu alkoholem i tą dziewczyną zagłuszyć swoje nieposłuszne myśli, ale nic to nie dawało. Przeciwnie. Było jeszcze gorzej, bo poczułem się, jakbym ją zdradzał, chociaż ona mnie nawet nie lubiła. Mógłbym się nawet przespać z tą dziewczyną, a w głowie i tak siedziałaby mi Ona.
Oderwałem sie od czarnowłosej, odchodząc od niej na dwa kroki.
- O co chodzi? - spytała.
- O nic. Przepraszam.
- Nie podobam ci się?
- Nie o to chodzi. Po prostu... jest taka jedna dziewczyna...
- Szczęścia życzę! - fuknęła czarnowłosa i odeszła, w mgnieniu oka znikając z mojego pola widzenia.
Odprowadziłem ją wzrokiem i nagle w tym tłumie spostrzegłem znaną postać o włosach w kolorze jasnego brązu. Gdy tylko nasze spojrzenia się skrzyżowały, ona pospiesznie odwróciła wzrok, unosząc podbródek z wyższością.
Widziała to? Horan, do cholery! Jesteś idiotą!
-KILKA MINUT WCZEŚNIEJ-
~Perspektywa Olivii~
Weszłyśmy z Jen do kolejnego klubu, gdzie od razu uderzył nas zapach alkoholu, papierosów i potu. Norma. Przeszłam kilka kroków w głąb, lecz nagle przystanęłam. Zobaczyłam Horana liżącego się przy ścianie z jakąś lafiryndą. Szybko sobie znalazł inny obiekt zainteresowania - pomyślałam złośliwie, a może... z goryczą?
Nagle on oderwał się od niej i po chwili odeszła jakby ze złością.
O co chodzi?
Spojrzał w moją stronę. Odwróciłam wzrok. Co on mnie obchodzi?
* * *
Niby dobrze się bawiłam z nowo poznanym, przystojnym brunetem. Niby wszystko było ok. Niby. Czułam się dziwnie. Wmawiałam sobie, że to alkohol i w ogóle. Ale to nie było to. Nagle spostrzegłam, że znajduję się w mieszkaniu tego... jak mu tam? Patricka? Tak, chyba tak. Przypierał mnie do ściany, całując namiętnie w szyję. Oplatałam nogami jego biodra i tak właściwie, to nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Nagle zorientowałam się, że wcale tego nie chcę. Mimo że Patrick był niezaprzeczalnie przystojny, świetnie całował i umiał tańczyć. Nie chciałam tego. Nie tak szybko.
- Patrick, stop - zaprotestowałam, kładąc mu dłonie na torsie i odpychając go.
- O co chodzi? - zapytał skonsternowany.
- Nie chodzi o ciebie... Bardzo mi się podobasz...
- Ale?
- Ale... to za szybko... Nie chcę, żebyś myślał, że jestem łatwa.
Postawił mnie na ziemi.
- W porządku.
- Nie jesteś zły?
- To twoja decyzja. Mogło być miło.
- Nie gniewaj się.
- Nie gniewam się. Daj mi swój numer, to się zrehabilitujesz - odparł z uśmiechem.
Podniosłam kąciki warg.
- Masz jakąś kartkę czy coś?
Podał mi notes i długopis, a ja zapisałam na jednej ze stron rząd cyferek i podpisałam: "Olive ♡". Następnie uśmiechnęłam się do niego i skierowałam swe kroki w stronę drzwi, lecz nagle zagrodził mi drogę.
- Tak? - zapytałam.
- Odprowadzić cię?
- Nie trzeba.
- Na pewno? Pomyśl, jest ciemno, w mieście kręci się kilka zapewne niemiłych typków, a ty jesteś bardzo krucha...
Przesunął delikatnie palcem wskazującym po moim policzku. Posłałam mu przyjazny uśmiech.
- Na pewno.
Wyminęłam go, lecz wtedy on objął mnie w pasie jedną ręką.
- Nie. Nie będę ryzykował wyrzutów sumienia, że puściłem cię samą - wyszeptał mi do ucha, delikatnie ocierając się o nie wargami.
- Skoro tak ci zależy... - westchnęłam.
- Na tobie? Owszem.
Moje policzki zaczęły pulsować lekko. Rumieńce.
- W takim razie chodźmy - powiedziałam.
Kilka minut później szliśmy już chodnikiem w stronę mojego wieżowca. Miło nam się rozmawiało. Patrick był bardzo szarmancki. Zaprowadził mnie pod same drzwi budynku.
- To tu. Dziękuję - odezwałam się.
Oparłam się plecami o drzwi. Brunet natomiast lekko mnie do nich przycisnął, podpierając przedramię nad moją głową.
- Na pewno mnie nie wpuścisz? - zapytał.
- Nie dziś, Patrick. Poczekasz.
- No dobrze. Wiem, że warto. Było miło, mimo wszystko.
- Bardzo miło - dodałam cicho.
Przesunął kciukiem po moim policzku, wywołując przyjemne dreszcze na całym ciele.
- Bardzo, bardzo - odparł, wpijając się w moje wargi gwałtownie.
Chmara motyli w moim brzuchu wzbiła się do lotu. Od razu odwzajemniłam pocałunek, który krył w sobie namiętność, pragnienie, a jednocześne jakąś... czułość, której nie potrafiłam nazwać. Sprawił, że na te kilka chwil znalazłam się w innym świecie. W świecie, gdzie nie było miejsca na nic poza jego dotykiem.
- Spotkamy się jeszcze? - spytałam z nadzieją, gdy jego usta oderwały się nieco od moich.
- Na pewno - odparł, ponownie przyciskając swoje wargi do moich.
Po chwili odsunął się ode mnie i pogładził delikatnie po policzku, sunąc kciukiem po wargach.
- Do zobaczenia - pożegnał się.
- Do zobaczenia - odparłam cicho.
Odprowadziłam go wzrokiem. Jego urok niezaprzeczalnie na mnie działał. Wystukałam kod i weszłam do środka, a następnie po schodach na trzecie piętro. Wyciągnęłam klucz z torebki i włożyłam go do zamka. Nagle zostałam przygnieciona czyimś ciałem do drzwi. Zabolało, bo klamka wbiła mi się w przeponę. Serce podskoczyło mi do gardła.
- Kto to, do kurwy nędzy, był?! - napastnik warknął mi do ucha.
Już po mnie.
Czarno-białych zdjęć ciąg dalszy. ;)

Nie będę się już odnosić do tej "przednotki", bo tam zawarłam wszystko. Liczę na to, że co niektórzy zrozumieją.☺

Następna część? Wszystko zależy od Was. ;)

niedziela, 15 czerwca 2014

#14 Niall cz.1

Dedykacja dla Oliwii. Za wszystkie ciepłe słowa skierowane do mnie. Za ostatni wypad na rolki z dziewczynami. Za wszystkie popołudniowe spotkania w sprawie projektu (zwłaszcza za gofry z Nutellą i bananami, które do dziś wspominam ;P). Po prostu za wszystko. Dziękuję. ♥;*

Wpadłam do mojej małej kawalerki, rzucając szpilki gdzieś w kąt. Następnie rozłożyłam się na kanapie w salonie, kładąc obolałe stopy na boku kanapy. Tak. Nareszcie koniec. Koniec roku akademickiego. Koniec kucia po nocach. Zapracowałam sobie na to. Udało mi się zdobyć stypendium i już nie musiałam się martwić o pieniądze w przyszłym roku. Uśmiechnęłam się pod nosem zadowolona, odchylając głowę do tyłu z przymkniętymi powiekami. Teraz będę mogła w spokoju zająć się nadrabianiem zaległości w imprezowaniu. Jen się ucieszy. Z błogiego stanu odpoczynku wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Wstałam niechętnie i poszłam otworzyć. Wyjrzałam przez wizjer. W tym jednym momencie mój dobry nastrój prysł jak bańka mydlana.
Kogo zobaczyłam? Otóż zobaczyłam Szanowną Ekscelencję - Pana Horana. A właściwie to tego rozpieszczonego synalka swoich bogatych rodziców próbującego bezskutecznie się ze mną umówić od rozpoczęcia studiów. Niedoczekanie jego! Pech chciał, że mieszka w tym samym wieżowcu co ja, z tym że ja rezyduję w małej kawalerce piętro niżej, a on - w wielkim apartamencie, którego dzieli ze swoimi czterema kumplami z innych kierunków, za którymi również niespecjalnie przepadam. No, może poza Liamem, który chyba jako jedyny z całej tej paczki potrafi się zachowywać normalnie. Problem w tym, że przebłyski tejże "normalności" miewa tylko, gdy jego kumple nie znajdują się w pobliżu, a to rzadko się zdarza, bo przecież oni prawdopodobnie nawet do toalety chodzą razem. Aż dziw bierze, że wybrali inne kierunki studiów! Nie... Zaraz, zaraz... Z tego, co wiem, to tylko Niall się wyłamał, wybierając studia prawnicze. Reszta zdecydowała się na dziennikarstwo. Ta... Nieraz po pijaku pękałam ze śmiechu, wyobrażając sobie Louisa albo Zayna zapowiadających dziennik.
Spojrzałam w lustro przy drzwiach (bo to, że za nim nie przepadam nie oznacza wcale, że mam wyglądać przed nim jak strach na wróble). Ocieniwszy stan mojej fryzury na w miarę normalny, odkluczyłam drzwi i otworzyłam.
- Cześć - przywitałam się z nim oschle. - O co chodzi?
- Och, Olive... - Przejechał bokiem kciuka po moim policzku. - Trzeba od razu tak ostro?
Odsunęłam się nieco od drzwi, chcąc uniknąć dalszego kontaktu fizycznego,
- Spierdalaj - warknęłam. - Czego chcesz?
- W ogóle, to chcę ciebie i dobrze o tym wiesz, lecz tym razem mam dwie sprawy.
- Pierwsza? - pospieszyłam go, chcąc jak najszybciej zakończyć tę wizytę.
- Pierwsza jest taka, że listonosz przez przypadek przyniósł twoją pocztę do mnie, więc proszę.
Wyjął zza pleców kilka kopert i wyciągnął rękę w moją stronę.
- Dzięki - mruknęłam cicho, chcąc je zabrać, ale wtedy on cofnął dłoń.
- A, a, a! Nie tak szybko, skarbie! Poproś.
Byłam zbyt zmęczona na dalszą utarczkę z nim, więc po prostu się poddałam.
- Proszę.
... i to był błąd. Jak to mówią, "Daj palec, a wezmą ci całą rękę".
- Można ładniej.
- Jak?
Popukał się palcem wskazującym w policzek.
- Jeszcze czego! - fuknęłam.
- Nie to nie - odparł, powoli obracając się na pięcie.
- Horan! - krzyknęłam. - Oddaj to - dodałam spokojniej, wyciągając w jego stronę rękę.
- Najpierw buziak.
- Nie!
Rzuciłam się na niego, chcąc wyrwać mu listy, ale nic to nie dało, bo był zdecydowanie silniejszy, więc po chwili się poddałam.
- A potem oddasz? - zapytałam.
- Zastanowię się.
- Horan!
- No dobra, dobra - westchnął, nadstawiając policzek.
Przymknęłam oczy i powoli zbliżyłam twarz do jego. Od razu uderzył mnie intensywny zapach wody kolońskiej. Już miałam go cmoknąć, gdy nagle odwrócił głowę i nasze wargi się spotkały. Odskoczyłam od niego jak oparzona, wycierając usta.
- Przyznaj się, że ci się podobało - zaśmiał się, puszczając do mnie oczko.
- Horan, do kurwy nędzy! - wydarłam się na cały głos. - Oddaj te jebane listy, bo jak nie, to...
Nagle w ulamku sekundy znalazł się przy mnie, obejmując w talii.
- To co? - zapytał zadziornie, delikatnie muskając moje ucho.
- Bo jak nie, to ci przypierdolę - odparłam równie cicho i z całej siły kopnęłam go kolanem w krocze, aż się skulił. - Teraz mogę? - zapytałam, wyciągając w jego stronę rękę. Posłusznie oddał mi listy. Zrobił się czerwony z bólu, lecz dzielnie wrócił do postawy pionowej.
- Gdzie się tego nauczyłaś?
- Gdzie? W szkole, a jak myślisz? - zaśmiałam się triumfalnie.
- Zapamiętam sobie.
- I słusznie. A ta druga sprawa?
- To już... nieaktualne... - wydusił. - Na razie!
- Cześć - rzuciłam, znikając w głębi własnego mieszkania.
~Perspektywa Nialla~
Kuląc się z bólu, wszedłem na górę, a następnie do własnego mieszkania. Od razu poczułem zapach pizzy, unoszący się w powietrzu. Idąc jego tropem, udałem się do salonu, gdzie wśród porozrzucanych pudełek siedzieli chłopacy, oglądając mecz. Gdy tylko wszedłem do pomieszczenia, wszyscy wlepili we mnie wzrok.
- Co? - zapytałem, podchodząc do kanapy i z trudem siadając na niej.
- Gdzie byłeś? - spytał Zayn.
- Oddać... listy - wydusiłem.
Zaśmiali się wszyscy.
- U Olivii? - odezwał się Lou.
- Tak - odpowiedziałem.
- Człowieku, daj sobie z nią spokój! - zaśmiał się Harry. - Ja rozumiem... wszystko jest u niej jak należy... - mruknął, gestykulując rękoma. - Nogi... biust... Ale nie uważasz, że lepiej ją sobie odpuścić niż zostać pobitym?
Nie - zaprzeczyłem w duchu.
Nie, bo ona jest pierwszą, która mnie nie wiem, za co nie lubi. Nie, bo chciałbym, żeby się z mojego powodu uśmiechała, a nie mam pojęcia, jak ten uśmiech wywołać. Nie, bo chciałbym ją dotykać, kiedy tylko mam na to ochotę, żeby się nie opierała. Nie, bo chcę mieć ją na wyłączność.
- Ej! - Nagle ktoś zaczął mi pstrykać palcami przed oczami. Spojrzałam zmieszany na Liama.
- Co?
- Słyszałeś?
- Ale co?
- Idziemy dzisiaj na imprezę!
- Aha, okej - odparłem szybko, żeby nie wzbudzić podejrzeń.
Próbowałem się skupić na meczu, lecz niewiele to pomagało, bo moje myśli zajmowała Ona.
Dlaczego, do cholery, nie mogę przestać o niej myśleć?
Niall... Oł, dawno go tu nie było i to właściwie bez powodu, bo naprawdę fajnie mi się z nim pisze. Powiem nieskromnie, że jestem nawet (jak dotąd, bo na razie mam trzy części, a to dopiero początek ;)) zadowolona z tego opowiadania. W pierwszej części nie za wiele się dzieje, ale myślę, że następne to nadrabiają.☺

PS. A teraz dużo mniej przyjemna część tej notki. Jeżeli sytuacja będzie dalej wyglądać tak jak jest to w tej chwili, to będę zmuszona bloga zawiesić bądź całkowicie się z nim pożegnać. Ten imagin, to takie "opowiadanie sprawdzające". Nie wiem, czym to jest powodowane, że wyświetleń tak bardzo przybywa, a komentarzy nie. Jeśli nie weźmiecie się za komentowanie (kimkolwiek jesteście), to będzie to ostatni imagin na tym blogu. Uprzedzam pytanie. Tak, to jest szantaż. Skoro prośby nie działają, to może groźby coś dadzą. Mam nadzieję, że rozumiecie. :|

poniedziałek, 9 czerwca 2014

#13 Harry (PROLOG)

Z dedykacją dla spostrzegawczej Patrycji. ♥Przepraszam, że tak długo musiałaś czekać. Możesz mnie ochrzanić. Należy mi się, pozwalam. :(

Uprzejmie informuję, iż akcja tego opowiadania rozgrywa się w lutym i w okresie lipiec-październik b.r. Przyznaję się, puściłam wodze fantazji. Powiedzmy, że chłopacy mają trasę w pierwszej połowie roku. ;)

- To pa, kochanie - szepnął mi na ucho, tuląc mnie do siebie. Następnie delikatnie ucałował mój policzek.
- Pa, kochanie. Pa - odparłam.
- Kocham cię. Baw się dobrze.
- Dziękuję. Ja ciebie też.
Odsunęliśmy się trochę od siebie i nasze wargi się spotkały na kilka sekund w czułym pocałunku.
- No dalej! - ponagliła nas Anna.
- Już, już - odparłam.
Delikatnie musnęłam jego wargi po raz ostatni i odsunęłam się od niego.
Chwyciłam swoje walizki i udałam się w stronę hali odlotów. Odwróciłam się po raz ostatni i pomachałam mu na pożegnanie.
* * *
Siedziałam z Anną w samolocie, starając się nie myśleć, na jakiej wysokości się teraz znajdujemy.
- Ty to jesteś chyba w czepku urodzona - stwierdziła nagle.
- Słucham? - zaśmiałam się, bo rozbawiło mnie to stwierdzenie.
- No a nie? Masz cudownego chłopaka, kochających rodziców, zdolności językowe, inteligencję...
- Taa... Tylko urody brak... - westchnęłam, szczerze rozbawiona.
- Nie śmiej się!
- Jesteś zabawna, Anna. A tobie niby czego z tych rzeczy brakuje?
- Wszystkiego oprócz kochających rodziców.
- Nie pieprz głupot. To, że mam Roberta nie oznacza wcale, że jestem w czymś od ciebie lepsza. Pamiętasz ten felieton, który ostatnio czytałyśmy razem? "Nie lataj nisko tylko dlatego, że latasz solo".
- Tiaa... Pisane przez starą, zgorzkniałą pannę.
- Aż tak mi zazdrościsz?
- Roberta? Tak. Przecież on jest... idealny. Wysoki, przystojny,  zabawny, inteligentny, błyskotliwy, od przyszłego roku student prawa...
- Mam być zazdrosna?
- O mnie nie, ale o inne powinnaś.
- To nie jest takie proste - powiedziałam, wyglądając za okno.
- Co nie jest proste?
- To, że w końcu będę musiała wybrać. On czy marzenia o studiach w Londynie.
- Ty to masz problemy!
- Nie rozumiesz, Anna. Ja... odkąd pamiętam chciałam tam studiować. Ta wycieczka - prezent od rodziców na osiemnaste urodziny - miała być takim "wyjazdem zapoznawczym". Czy mi się tam spodoba. Ale Robert... On nie pozwoli mi wyjechać samej ani nie pojedzie ze mną.
- Ja tam bym się nie zastanawiała.
- Dzięki, że mnie wspierasz.
- Ja ci radzę, a to co innego.
- Nie rozumiesz... Ja... zawsze chciałam tam mieszkać. Londyn to moje miasto. I do tego...
- Co?
- No... tam są... oni...
- Dziewczyno, zejdź na ziemię! Jeszcze ci nie przeszła ta dziecinada z Haroldem w roli głównej?
- A tobie z Liamem? - odgryzłam się, zaciskając szczękę.
- Ja przynajmniej myślę racjonalnie. Przeciez wiem, że jedyne nasze spotkanie to będzie to na koncercie za parę dni. A ty co? Liczysz na jakieś "Love Story"?
- Nie... Nieważne. Skończmy ten temat.
- Przemyśl to, co ci powiedziałam.
- Ok, ok...
* * *
Wyjazd był bardzo udany. Obowiązkowo oczywiście odwiedziłyśmy muzeum Madame Tussauds,Tower Bridge, London Eye, nie obyło się też bez spaceru brzegem Tamizy. Ale było coś, na co czekałyśmy najbardziej, a mianowicie: koncert One Direction! Nasze podekscytowanie sięgało zenitu, ale cóż... Moje nerwy uwielbiały wręcz płatać mi figla i noc przed koncertem nie zmrużyłam oka, czego efektem były cienie pod oczami. Kilka godzin zajęło mi doprowadzanie się do porządku. Niewiele później pamiętałam z tego wszystkiego, taka była zdenerwowana. Właściwie, to "przebudziłam się" dopiero, gdy stanęłam tuż przed Nim, podając Mu książeczkę od płyty. Ręka trzęsła mi się potwornie. Delikatnie wyjął ją z mojej dłoni, a następnie lekko chwycił moje palce swoimi. Przeszyły mnie dreszcze.
- Boisz się mnie? - zapytał, konspiracyjnie pochylając się nade mną. - Spokojnie... Nie gryzę. Połykam w całości.
Od chrypki w jego głosie ciarki przebiegły mi po plecach. Nie mogłam uwierzyć, że właśnie stał przede mną. On. Nie kilka mililitrów tuszu na plakacie, nie kilka pikseli w telefonie. On. Człowiek z krwi i kości. Żywy, ciepły.
Posłałam mu blady uśmiech z zamiarem:
Nie zbłaźnię się!
- Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zdradzisz mi swe imię, o nieznajoma? - zapytał, prostując się przede mną.
- [t.i.] - odparłam.
- Hm... Nie jesteś stąd, prawda? Nigdy nie słyszałem o takim imieniu.
- Przyjechałam z Polski.
- Specjalnie na nasz koncert?
- W pewnym sensie... Wyjazd był zaplanowany od dawna. To w ramach... wycieczki.
- Na jak długo zostajesz?
- Jeszcze półtora tygodnia. Ale...
- Ale?
- Jak się uda, to może od lipca tu zamieszkam.
Podpisał książeczkę.
- Do zobaczenia, w takim razie.
- Do zobaczenia.
Uśmiechnęliśmy się do siebie na odchodne i skierowałam swe kroki w stronę już czekającego na mnie Niallera.
* * *
Tak było pół roku temu, w lutym, podczas ferii zimowych. A teraz? Teraz leżę już jako singielka na leżaku w ogrodzie mojego małego domku, w którym od miesiąca mieszkam z Anną. Lecz czy jestem szczęśliwsza? Wybrałam Marzenia. I co mi z tego przyszło? Szczęście, bo pokochałam to miasto. Szczęście, bo domek, jaki rodzice dla mnie wynajęli znajduje się blisko domów chłopaków. Szczęście, bo okazali się być bardzo otwarci, pomogli nam nawet w urządzeniu się. Szczęście, bo szybko się z nimi zaprzyjaźniłyśmy. Pech, bo... Pech, bo nasz domek znajdował się tuż obok domu Hazzy. Pech, bo mam na jego punkcie bzika, a jednocześnie uciekam przed nim jak nienormalna. Pech, bo on próbuje się ze mną zaprzyjaźnić, ale ja mu nie pozwalam. Pech, bo wiem, że to mi nie wystarczy. Pech, bo nie potrafię określić nawet, co do niego czuję. Jeszcze miesiąc temu wszystko wydawało się takie proste. On był idolem, ja zadurzoną fanką. Teraz? Teraz już sama nie mogę dojść do ładu ze swoimi uczuciami. Nie wiem, czy go lubię czy kocham.... Pokochałam z pewnością swoje wyobrażenie o Nim. Pokochałam Marzenie. Lecz jaki on jest naprawdę? Tego nie wiem, bo przecież nawet się nie przyjaźnimy. Chociaż... widzimy się często i mam wrażenie, że może gdybym... pozwoliła mu... się zbliżyć, to może... Boże, [t.i.]! Dosyć fantazjowania! Przecież on... na pewno nic do mnie nie czuje. Jestem dla niego zwykłą fanką. Nic więcej. NIC więcej...
Po jakiejś godzinie takich rozmyślań zaczęła mnie boleć głowa. A może to od słońca, bo przecież mądra [t.i.] nie osłoniła głowy? Nagle z domu wyszedł Hazza, a ja momentalnie nabrałam ochoty, żeby zniknąć. Miałam na sobie jedynie górę kostiumu kąpielowego i dżinsowe szorty. Poczułam się dziwnie. Jakby naga.
A on zamknął drzwi na klucz i wyszedł przez furtkę, idąc wzdłuż chodnika tuż obok mojego domu.
Ostatnio mam fazę na czarno-białe zdjęcia. Co zresztą widać. ;)

Tak, wiem, Patrycja. Długo musiałaś czekać. W zamian za to ten prolog jest dłuższy. A kończyłam go dzisiaj o 5:00! (zamiast się uczyć dat na historię, ale to taki szczegół ;)) Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Naprawdę sporo różni się od tego w moim zeszycie. A co do dalszej części, to ten, tego... Nieważne. Piszcie, co sądzicie, a jak coś, to pomyślimy. ;)

P S Następny będzie Nialler, a to tak koło czwartku-piątku. ☺

sobota, 7 czerwca 2014

#12 Marcel cz.7 (ostatnia)

- No nie za bardzo - odparłam.
- Dlaczego?
- Sądzę, że nie mamy o czym.
- [t.i.], jesteś zła?
Kurwa, jeszcze pytasz?!
- No.
- Powiedz chociaż, o co. Błagam.
W jego oczach zalśniły łzy.
- Jeszcze, kurwa, pytasz, Marcel?! Jesteś idiotą!
- Ale dlaczego, [t.i.]? Dlaczego? - zapytał, upadając na kolana przede mną.
- Idź już - powiedziałam, nie patrząc na niego. - Nie chcę z tobą gadać.
- [t.i.]! Nie wiem, co spieprzyłem, ale przepraszam! - krzyknął błagalnie.
Obrzuciłam go pogardliwym spojrzeniem.
- I to ma wszystko naprawić? Idź sobie.
Ale to nic nie dało, bo on dalej klęczał przy moim fotelu.
- Nie słyszałeś? - nagle głos zabrał Nate. - Ona nie chce z tobą gadać!
- Nie z tobą gadam, więc się nie wpierdalaj w nie swoje sprawy! - warknął.
Nate już miał coś odpyskować, ale ja byłam szybsza:
- Marcel, idź sobie.
Wstał, cały czas patrząc mi w oczy błagalnie.
- Na pewno tego chcesz?
- Tak.
Odszedł. Ale nie tak po prostu. Odszedł na zawsze. A właściwie nie odszedł. Sama go odepchnęłam. Zerwałam z nim.
Rozpłakałam się głośno, zakrywając usta dłonią. Rozpacz ogarnęła całe moje cialo, ogromny żal ścisnął mnie za serce. Coś we mnie umarło. Coś się zmieniło. Skończyło się.
-KILKA DNI PÓŹNIEJ-
Wycieczka? Trudno siedzenie w pokoju i wypłakiwanie w poduszkę nazwać wycieczką. Wszystko się popsuło. To był koniec. Koniec mojej miłości szczęśliwej i koniec marzeń.
Marcel? Odreagował nasze rozstanie na swój sposób. Nate'owi prawie się oberwało, ale na szczęście koledzy uratowali mu prawdopodobnie życie.
Tamtego dnia również leżałam z twarzą w poduszce. Nagle do pokoju wparował Ben - kumpel Marcela, chłopak Lucy.
- [t.i.], chodź - powiedział, wyciągając do mnie rękę.
- Nie.
- Dalej! Nie mam zamiaru się prosić!
- Po co?
- Lucy cię woła.
- Dlaczego sama nie przyjdzie?
- Bo ja wiem! Zrozum tu kobietę!
Wstałam z miejsca, ocierając twarz. Nagle Ben podniósł mnie do góry, przerzucając sobie przez ramię.
- Ben! - pisnęłam. - Puszczaj! O co chodzi?!
Podniosłam głowę i ze zdziwieniem spostrzegłam, że zmierzamy w kierunku pokojów chłopaków.
- Ben!!! - wydarłam się na całe gardło.
Ale on był głuchy. Gdy znaleźliśmy się na miejscu, postawił mnie na ziemi i błyskawicznie wybiegł z pomieszczenia, zamykając drzwi na klucz.
- Ben! - krzyknęłam, rzucając się za nim.
Zaczęłam obijać pięściami o drzwi, ale nic to nie dawało.
Rozejrzałam się po pokoju, ale nikogo nie było. Tylko ja i ten cały syf. Usiadłam na jednym z łóżek, zastanawiając się, o co chodzi. Nagle usłyszałam szum wody z łazienki. Jednak nie byłam sama. Po kilkunastu sekundach z pomieszczenia obok wyszedł Marcel. Spojrzał na mnie przygasłymi, zielonymi oczami. Jego twarz była czerwona od płaczu. Momentalnie poczułam gulę w gardle. Czułam się winna, chociaż nic złego nie zrobiłam. To bolało. Facet, którego kochałam całym sercem cierpiał z mojego powodu.
- O co chodzi? - zapytał, podchodząc do okna.
- Myślałam, że ty mi powiesz.
- Też nie wiem.
W tym momencie usłyszeliśmy głos Bena zza drzwi:
- Nie wyjdziecie, dopóki sobie wszystkiego nie wyjaśnicie!
- On ma rację - odezwał się brunet. - Powinniśmy pogadać.
- Nie mamy o czym - powiedziałam, ścierając łzy z policzków.
- Jak to nie? [t.i.], powiedz, do cholery, co ja takiego zrobiłem?!
Gniew pomieszany z żalem rozsadzał mnie od środka. Zrobił kilka kroków w moją stronę, a ja w tym momencie wstałam z miejsca i zaczęłam go okładać poduszką.
- Myślałam, że jesteś... inny... A ja tak ci... u...fałam... wierzyłam... jesteś... taki jak... wszyscy...
Wyrwał mi poduszkę i zamknął mnie w stalowym uścisku. Zaczęłam się wiercić, ale niewiele to dawało, bo jego ramiona jeszcze bardziej się zacieśniały.
- [t.i.], kochanie - szepnął błagalnie. - Nie wytrzymam dłużej. Powiedz, dlaczego jesteś zła.
Odwróciłam wzrok, bo łzy w jego oczach były jak sztylet w samo serce.
- Leć sobie szukać pocieszenia na stacji - powiedziałam. - Bo z nami koniec.
Szarpnęłam, próbując się wyrwać, ale bez efektu.
- Na jakiej stacji, [t.i.]? O czym ty mówisz?
- Nie rżnij głupa, Marcel! Co to była za lalka na tej stacji? Co? Przyjaciółka z dzieciństwa?!
- [t.i.], Amanda jest moją kuzynką.
- Do każdej kuzynki się tak ślinisz?
- Nie wiem, co widziałaś, [t.i.], - odparł słabym głosem - ale między nami do niczego nie doszło. Kocham cię. Cokolwiek złego zrobiłem, wybacz mi to.
Nie odpowiedziałam, tylko rozpłakałam się głośno, nie wykonując żadnego ruchu.
- [t.i.], naprawdę? Naprawdę chcesz tak przekreślić te siedem miesięcy naszego związku?
- Sam to przekreśliłeś.
- Jak mam ci wytłumaczyć, ż nic nie zrobiłem? Błagam, [t.i.]! Potrzebuję cię!
Duma, żal, smutek i miłość do niego targały mną na przemian. Spojrzałam mu w oczy, z których natychmiast popłynęły łzy. Delikatnie pocałowałam go w policzek i wtuliłam twarz w jego szyję.
- Marcel... - jęknęłam. - Jesteś największym ze wszystkich idiotów, z którymi się dotychczas spotykałam. I możliwe, że dlatego kocham cię najbardziej.
- [t.i]... - odetchnął.
- Ale z tą Amandą to ja jeszcze sobie pogadam! - powiedziałam z rozbawieniem.
- Mam się bać?
- A masz coś na sumieniu?
- Nie.
- W takim razie nie masz czego się bać.
- Przypomina ci to coś? - zapytał, wskazując podbródkiem na drzwi.
- Co?
- Drzwi zamknięte na klucz... my dwoje... sami...
Zachichotałam, delikatnie całując go w szyję.
- A tobie? - zamruczałam, w jego skórę.
- Mi owszem - odparł niskim głosem, wsuwając dłonie pod moją koszulkę.
Jego dotyk wędrował coraz wyżej. Dotarł do zapięcia biustonosza i rozpiął go.
- Marcel! - zaprotestowałam.
- Nie narzekaj, bo wiem, że ci się podoba.
- Marcel! - zaprotestowałam ponownie, czując jego ciepłe wargi na szyi. - Przestań. Tutaj zaraz ktoś wejdzie.
Zassał moją skórę, sunąc dłońmi coraz wyżej. Podniosłam ręce do góry i moja koszulka wylądowała na podłodze, a biustonosz do niej dołączył. Następnie opadliśmy na łóżko, a jego wilgotne wargi błądziły po skórze mojego dekoltu.
Nagle ten moment przerwał chrzęst zamka w drzwiach. W błyskawicznym tempie podnieśliśmy się, a ja w sekundę ubrałam bluzkę. Wciągnęłam ją na siebie, a biustonosz chwyciłam w dłoń i schowałam za plecami.
Do pokoju wparowali Ben i Lucy, trzymając się za ręce.
- Już? - zapytał chłopak.
- No - odpowiedział szybko Marcel.
- Widzę właśnie... - westchnęła Lucy, dotykając dłonią swojej szyi, jednocześnie patrząc na moją.
Pospiesznie zakryłam malinkę dłonią.
- Ja też - zachichotał Ben, wskazując na mój biustonosz, który wystawał mi zza pleców.
Spojrzeliśmy na siebie z Marcelem skonsternowani.
- Dobra, idziemy już - odezwała się Lucy i zaczęła ciągnąć swojego chłopaka za rękę.
- Dajcie znać, jak skończycie - dodał Ben i wyszli, zamykając drzwi na klucz.
Spojrzałam na Marcela i wybuchnęliśmy niekontrolowanym śmiechem.

CZĘŚĆ NIE-SPRA-WDZO-NA! PRZEPRASZAM ZA BŁĘDY. WYBACZCIE ZANIEDBUJĄCEJ WAS OSTATNIO BLOGERCE.♥
Tak, jak napisałam wyżej. Część jest niesprawdzona, ale nie mam zbytnio czasu. Przed chwilą wróciłam z treningu, bo jutro zawody OSP. Jestę strażakię. Jaki SWAG! :D A za chwilę jedziemy z dziewczynami nad jezioro. Czy tylko u nas taka piękna pogoda? B-) Pozdrawiam wszystkich. Miłego i słonecznego weekendu! ♥

P S Pozdrawiam osobę (osoby?), która przeglądała (bodajże dalej przegląda, bo wyświetlenia rosną) dzisiaj moje starsze posty i zachęcam do komentowania. Każdy komentarz na pewno do mnie trafi. ;)

piątek, 6 czerwca 2014

#12 Marcel cz.6

Zastanawiałam się, czy dodać ostrzeżenie o wulgaryzmach. Ostatnio jest ich u mnie całkiem sporo, ale w tej części jeszcze więcej. Jeżeli komuś przeszkadzają, to przepraszam. :|

Stanęłam jak wryta z rozdziawionymi ustami,  przyglądając się uroczej scence. Wysoki, przystojny brunet i czarnowłosa piękność, której uśmiech wyglądał jak z reklamy pasty do zębów. Śmiali się. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że tym brunetem był... Marcel! MÓJ Marcel! Patrzył na tę hienę jak na... ósmy cud świata!!! Nagle on dotknął jej policzka, a ta żmija momentalnie się zarumieniła, spuszczając wzrok! Ich twarze były tak blisko, że stykali się nosami.
W tym momencie wszystko się rozmyło. Pobiegłam do toalety. Wpadłam do kabiny, zamykając ją i usiadłam na sedesie, chowając twarz w dłoniach. Rozpłakałam się głośno.
Jak on mógł?! A ja mu tak ufałam!
Nagle usłyszałam pukanie.
- Zajęte! - krzyknęłam.
- [t.i.]? - zapytała Lucy. Była niską, niczym nie wyróżniającą się dziewczyną o kręconych, miedzianych włosach. Od czasu mojej kłótni z Sophie to z nią dogadywałam sie najlepiej.
- Tak.
- Ja... Wszystko widziałam. Nie płacz, bo niewarto.
Ale ja rozpłakałam się jeszcze głośniej.
- [t.i.]! - Zapukała ponownie. - Nie płacz! Co z niego w ogóle za dupek? Jak można tak... przy wszystkich... Ech...
Otworzyłam kabinę i pchnęłam drzwi. Lucy od razu uklęknęła przy mnie, chwytając obie dłonie.
- Nie płacz, kochana. Wszystko się ułoży.
- Ale... - szlochałam - ja myślalam, że... on jest... inny... Miało być... i...naczej.
- Co za hipokryta! A tobie robił awantury o Nate'a! Zresztą. Nieważne. Weź się trochę ogarnij. Tego kwiatu pół światu. Marcel nie jest ostatnim facetem na ziemi.
- Miał być - odparłam.
- Spokojnie. Jeszcze znajdziesz sobie kogoś lepszego. Ułoży się. Będzie dobrze. Zobaczysz.
Otarłam łzy i wydmuchałam nos w papier toaletowy.
Gdy udało mi się doprowadzić do porządku, wyszłam z toalety, nie rozglądając się. Autobus już podjechał. Weszłam do środka i bez słowa zajęłam miejsce obok Nate'a, który popatrzył na mnie jak na kosmitkę.
- [t.i.]... - zaczął, ale ja przerwałam mu, podnosząc otwartą dłoń do góry.
- Nic nie mów. O nic nie pytaj. Niczego sobie nie wyobrażaj.
Przymknęłam oczy, hamując gniew i łzy. Nie wiem, jak długo to trwało, ale nagle poczułam wibracje i wyjęłam telefon z kieszeni. Gdy tylko zobaczyłam, że wiadomość jest od Marcela, miałam ochotę skasować ją nawet bez przeczytania, ale po krótkim namyśle otworzyłam ją.
Skarbie, o co chodzi?
Nie odpisałam. Po minucie zaczęły przychodzić kolejne i kolejne... Wszystkie tego samego typu. Nagle telefon zawibrował dłużej. Dzwonił. Odrzuciłam połączenie i wyciągnęłam baterię z telefonu. Następnie wrzuciłam komórkę w częściach do podręcznego plecaka i zapięłam go energicznie.
- Już? - odezwał się nagle Nate.
- Miałeś nic nie mówić - odburknęłam.
- Pozwolę sobie zauważyć, że zajęłaś miejsce obok mnie bez mojej wiedzy i zgody. A biedny Jason siedzi teraz na tyłach obok przygłupów z trzeciej D. Chyba należy mi się jakieś wyjaśnienie?
Nie odpowiedziałam.
- Chodzi o tego kretyna? - domyślił się. - I o tę lalkę na stacji?
- Widziałeś ich?
- Wszyscy ich widzieliśmy. Czyli co? To koniec?
- Na to wygląda.
- I specjalnie tutaj usiadłaś? Żeby wkurwić Szanownego Pana Stylesa?
- Nie twoja sprawa.
- Moja. Bo chyba powinienem wiedzieć, w jakim teatrze gram i jaką rolę mam odegrać.
- Bądź po prostu sobą. To ci najlepiej wychodzi. Raczej ja muszę udawać, że cię lubię - mruknęłam.
- Bardziej wiarygodnie wyglądałoby, jak byś mnie teraz pocałowała - stwierdził.
Prychnęłam.
- Chyba śnisz.
- Tak tylko podsuwam pomysł na scenariusz.
- Scenariusz sam się zjebał przez tego kretyna.
- A miało być tak pięknie... - westchnął sarkastytcznie. - Książę Styles i księżniczka [t.n.]. Szkoda tylko, że nie ta bajka.
- Odpierdol się, jasne?!
- Nie powiesz mi teraz, że ten cały wasz "związek", to było na poważnie.
- To było cholernie na poważnie. I na poważnie się zjebało.
- Na co ty liczyłaś, dziewczyno? Od początku do siebie nie pasowaliście. Kurwa... Trzeba było was wtedy nie zamykać na tym pierdolonym strychu. Co mi strzeliło do tego popieprzonego łba? Wszystko byłoby inaczej. Możliwe nawet, że byłabyś teraz moja.
Zamilkłam, bo w tym, co powiedział Nate, tkwiło ziarno prawdy. Lecz czy byłabym szczęśliwsza? Tego nie mogłam stwierdzić.
- I tak miałabym złamane serce - stwierdziłam po długim namyśle.
- Jesteś pewna? [t.i.] - powiedział, chwytając moją dłoń - ja bym cię nie skrzywdził.
Delikatnie wysunęłam rękę z jego uścisku.
- Dzięki, Nate. To miłe. Ale, jak już wspominałam, nie interesujesz mnie.
- Jakbyś kiedyś zmieniła zdanie, to daj znać.
- Może lepiej nie? Nie czekaj na mnie.
- Poczekam, aż mi przejdzie, w takim razie.
Uśmiechnęłam się do niego i przymknęłam oczy. Przynajmniej jeden problem z głowy. Po jakiejś godzinie jazdy zatrzymaliśmy się na postoju, a wtedy zobaczyłam Marcela zmierzającego w moim kierunku z zaciętą, acz przygnębioną miną.
- Możemy pogadać?
Dziękuję wszystkim, którzy tak wytrwale przez półtora tygodnia czekali na tą część. ♥ Na szczęście rok szkolny się kończy, oceny są wystawiane do środy (przynajmniej u nas ☺), więc wkrótce posty powinny zacząć pojawiać się regularnie ;). Bo w ostatnim czasie naprawdę pomysłów mi nie brakowało i nie brakuje. Problem był z wygospodarowaniem czasu. A więc, jak odeśpię wszystkie sprawdziany (bo 3,5 godziny snu to jak na piętnastolatkę chyba trochę mało :/), jak nauczę się na te trzy z przyszłego tygodnia, jak załatwię wszystkie inne sprawy, to wezmę się do roboty ;).