- Olive, proszę... - usłyszałam jego bezsilny głos i ciche pukanie. - Porozmawiajmy.
Nagle zapragnęłam po prostu otworzyć drzwi i rzucić mu się w ramiona. Chciałam tak jak poprzedniej nocy taka bezbronna poddawać się jego dotykowi. Chciałam znowu poczuć jego ciepłe wargi na swoich. Chciałam, żeby dotknął mnie bardziej czule, żeby wszystko we mnie zadrżało. Chciałam wpuścić go do środka i pokonać tę barierę, jaką były nasze ubrania. Boże! Co ja chrzanię?! Przecież... ja go... nienawidzę! Nienawidzę! Stop! Olive, jesteś pijana! Wytrzeźwiej!
- Olive! - Zapukał ponownie, jakby doskonale wiedział, że znajduję się na skraju poddania mu się. - Otwórz, proszę.
Odskoczyłam od drzwi. Przy nim nie mogłam ufać samej sobie. I do tego alkohol, który jeszcze dawał mi się we znaki...
- Olive, jesteś tam?
- Idź sobie, Niall! - wykrzyczałam, a może... błagałam??? - Nie chcę!
Czego nie chciałam? Jego? Czy może... zakochać się w nim?
Olivio Margaret Baxton! Przestań pieprzyć głupoty!
- Ale...
- Nie! - odważyłam się na surowszy i bardziej zdecydowany ton. - Idź sobie!
Zapadła cisza. I wtedy coś ścisnęło mnie za serce, gula uformowała się w gardle. Czy ja naprawdę chciałam, żeby sobie poszedł? Nagle obraz wokół się zamglił, jakby w tej jednej chwili dotarło do mnie, co przed chwilą straciłam.
Kilka chwil zajęło mi doprowadzenie się do porządku. Nagle mój telefon zadzwonił. Mruknęłam coś niezrozumiałego pod nosem.
Czy w tym mieszkaniu nie można liczyć na pięć minut spokoju?!
Pobiegłam do salonu i odebrałam.
- Halo?! - przywitałam się z rozmówcą nieco głośniej niż zamierzałam, starając się opanować drżenie głosu.
- Hej, Olive. Spokojnie - zaśmiała się Jen do słuchawki. - Co? Kiepska noc?
- Co? - zapytałam skołowana, łapiąc się za głowę.
- No... Z tym brunetem, z którym wczoraj wyszłaś z klubu...
- Do niczego nie doszło. O co chodzi?
- Wiesz... Rodzice znajomej mojej koleżanki mają mały domek nad jeziorem na jakimś zadupiu.
- I co w związku z tym?
- Olivia, wytrzeźwiej! Chodzi o to, że ten domek jest dość duży a ta koleżanka dość rozrywkowa. Gdybyśmy chciały, to mogłybyśmy się tam zatrzymać na półtora tygodnia. Zawsze to jakaś odmiana od tego mieszczuchstwa.
- Kto jeszcze będzie?
- Tak dokładnie, to nie wiem... Brat tej znajomej, kilkoro jego kumpli, kilka koleżanek...
- Sporo.
- Mówiłam, że ten dom jest dość duży. Więc jak? Wchodzisz w to?
- Daj mi się chwilę zastanowić! - odparłam z lekkim wyrzutem.
Jedną ręką przetarłam zaspane oczy.
Mierzyłam, ważyłam argumenty, lecz ostatecznie zadecydował jeden:
Nareszcie odpoczynek od Horana!
- Jak daleko jest ten domek od Londynu?
- Och, niedaleko. Jakieś półtorej godziny drogi.
- Kiedy wyjazd?
- Jutro około 7:30 przyjedziemy po ciebie, bo to akurat po drodze.
- Ok, wchodzę w to.
- Haha, wiedziałam!
- Dobra, dobra. Nie podniecaj się tak. To do jutra. Dzisiaj odpoczywam.
- Do jutra!
Rozłączyłam się i wlepiłam swój wzrok w sufit. Czy ja naprawdę liczyłam na to, że te półtora tygodnia pozwoli mi zapomnieć?
Od razu poszłam do sypialni i wyciągnęłam walizkę spod łóżka. Nie zamierzałam tracić czasu.
-NASTĘPNEGO DNIA (RANO)-
Obudziłam się bardzo wcześnie, bo już koło 5:30. Załatwiłam wszystkie potrzeby, ubrałam się, zjadłam śniadanie. Nagle dobiegły mnie jakieś dziwne hałasy na klatce schodowej, pomieszane z głosem Horana. Nie wyjrzałam nawet przez wizjer.Usiadłam na kanapie, chwytając telefon do ręki i zaczęłam się nim bawić. Patrick niestety nie odezwał się. Nie napisał, nie zadzwonił. Nic. Trudno, jego strata. Około 7:25 otrzymałam wiadomość od Jen i zeszłam na dół z walizką. "Zapakowałam" się do samochodu, zajmując miejsce tuż obok przyjaciółki. Wpatrywałam się w widoki za oknem. Miejskie widoki powoli ustępowały naturze. Wokół roztaczał się coraz większy i coraz gęstszy las. Tak jak mówiła Jen, na miejsce dotarliśmy po około półtorej godziny. Wysiedliśmy z samochodu. Na nasze powitanie wyskoczyła niewysoka brunetka o ciemnych oczach, imieniem Kathryn.
- Możecie mi mówić Kate - poinformowała nas na wstępie.
Uśmiechnęłam się do niej, bo wydała mi się bardzo sympatyczna.
- A gdzie reszta? - zapytałam.
- Oł. Mówisz o moim bracie i jego kumplach? Szlajają się gdzieś po lesie i nad brzegiem - zaśmiała się. - Chodźcie, zaprowadzę was do pokoi.
Weszłam do domu, rozglądając się wokół. Wszystko było dokładnie takie, jak sobie wyobrażałam. Urządzone przytulnie i nieco staromodnie. Ten dom naprawdę był bardzo duży, bo każdy dostał swój pokój. Mój był całkiem spory, chociaż wydawał się mniejszy niż był w rzeczywistości zapewne przez ogromne, małżeńskie łoże znajdujące się w samym jego centrum. Wyjrzałam przez okno, które wychodziło na jezioro. Obrastał je gęsty las. Wszystko wyglądało bardzo malowniczo. Spojrzałam niżej, na plażę.
Nie. Nie! To nie może być prawda!
Odskoczyłam jak oparzona od okna, nie wierząc własnym oczom.
Horan? Niemożliwe...
Wyjrzałam jeszcze raz. Ale to nie był sen ani żadne przywidzenie. Horan wraz ze swoją świtą wygłupiał się na plaży jak pięciolatek. Odeszłam od okna wściekła. Tak, byłam zła. Byłam zła, bo nawinie liczyłam na to, że uda mi się zapomnieć, odpocząć od Niego. Ale on najwyraźniej nie zamierzał tak po prostu mi na to pozwolić.
Nagle poczułam, jak ktoś zakrywa mi oczy dłonią, a następnie usłyszałam znajomy, męski głos przy uchu:
- Zgadnij, kto to, skarbie.
Odwróciłam się w stronę chłopaka.
- Patrick? Co ty tu robisz? - zapytałam, a moje źrenice powiększyły się.
Tego posta (ten post??? Czy to się odmienia? Oto jest pytanie. O.o Nieważne.^^) miałam od przedwczoraj gotowego w wersjach roboczych zedytowanego i z wybranym zdjęciem (które, nawiasem mówiąc, jest moją nową tapetą. ^.^). Miałam go dodać jutro, ale wyświetleń dzisiaj tak bardzo przybyło, że postanowiłam nie męczyć już tej osoby, która tak niecierpliwie czeka, że aż pobiła rekord wyświetleń, który wcześniej wynosił 98, teraz już jest 100, a licznik wciąż rośnie! :D Pozdrawiam też osobę, która w tej chwili przegląda moje starsze posty, bo to prawdopodobnie ona tak wiele tych wyświetleń nabiła. ;**
A co do części. Wiem, mało w niej Nialla. Jeżeli chodzi o następne dwie, to Was nie pocieszę. Nie będzie go więcej. Przepraszam. Po prostu... fabuła tego opowiadania tego wymagała. Wybaczcie.✌Myślę jednak, że część 7. to nadrabia i nie będziecie zawiedzeni.♥♡♥
PS. Do Oliwii: Ten pomysł z wyjazdem wpadł mi do głowy po ostatnim wypadzie na Stanisławówkę i po prostu musiałam go tu umieścić. :D
Super :)
OdpowiedzUsuńDobranoc //W
;)
Genialne!! <3
OdpowiedzUsuńJaram się jak głupia. To chyba jeden z najlepszych imaginow jakie czytałam. ;)
OdpowiedzUsuńkiedy next? już się nie mogę doczekać... ;*
UsuńW planach koło wtorku-środy. ;*
UsuńHahahahaha no nie wiem, ale ten początek mnie rozśmieszył... Znów te odmienne, kontrastujące ze sobą uczucia... Dziewczyna chce być twarda i nieuległe... Ale powiedzmy sobie szczerze, przy Niallu to nie lada wyczyn! On jest... nawet nie wiem jak go określić... Nie jest typowym bad-boyem, ale aniołem też bym go nie nazwała, jest po prost zwykły, a tą swoją powszedniością staje się właśnie taki inny, niezwykły, wspaniały... Za bardzo gmatwam? Popadam w paradoks? Sama sobie zaprzeczam? A więc znasz moje prawdziwe oblicze, jestem chaotyczna... :*
OdpowiedzUsuńNiall taki potulny, proszący o przebaczenie *.* mniam ♥ A Olive i jej myśli... *.* Tak, chyba kocham tą dziewczynę...<3 A jeszcze bardziej podoba mi się to, że traci dla niego głowę! Mmmm*.*
Propozycja takiego wyjazdu, ehhh chętnie bym przyjęła, czemu nikt mi nie zaproponuje?! To nie fair... :/
A szczególnie gdy niespodziewanie pojawia się tam Niall *.* Szczerze mówiąc to tego naprawdę się nie spodziewałam,.. Ale to jest niezłe, jedzie by sobie od niego odpocząć, a tu się okazuje, że on też tam będzie! Genialny pomysł... Ale jest również i Patrick... Hmmm i wiesz co? Już mi jakoś przeszła fascynacja nim... Jednak wolę Horana... Więc niech tamci nie robią nic głupiego! :)))) No i zdjęcie Niallera - mrrrrrr *.* Z resztą jak każde, jest bardzo fotogeniczny <3
Pozdrawiam, Foreverdirectioners:*
Kochana, przepraszam, że dopiero dzisiaj piszę, właśnie to przeczytałam! Ah jakby to się działo naprawdę *.* jesteś cudowna, dziękuję <3 /Olive
OdpowiedzUsuń