-NASTĘPNEGO DNIA-
Wstaliśmy JUŻ około 9:00. Raczej [t.i.] wstała, a reszta to jej rozpaczliwe próby wyciągnięcia mnie spod kołdry.
- Hazz! - Potrząsała bezlitośnie moim policzkiem, wyciągając mnie z przyjemnego snu o tym, jak to wpatrywaliśmy się razem w zachód słońca nad Atlantykiem. - Harry! Haroldzie Edwardzie Styles, leniu przebrzydły! Wstawaj, do jasnej anielki!
Całkowicie bezradny wobec jej okrucieństwa otworzyłem oczy i usiadłem na łóżku.
- Jesteś bezlitosna - wymruczałem, poranna chrypka dawała o sobie znać. Odkaszlnąłem, ale nie odpuszczała. Szczerze jej nienawidziłem, ale [t.i.] uważała, że jest urocza.
- Jeszcze mi za to podziękujesz.
- Gdzie ci tak spieszno? Bibliotekę otwierają dopiero o wpół do dziesiątej.
- A wiesz, że już jest dziesięć po dziewiątej?
- No i co? I tak zamykają o 18:00.
- O 18:00 będziesz zajęty.
- Czym?
- Robieniem mi kolacji.
- Za co? - jęknąłem.
- Za listę na zakupy.
- I nie odpuścisz?
- Sam mówiłeś, że faceci lubią asertywne babki. Tego się trzymajmy.
- Nie mówiłem tego, żebyś to potem wykorzystywała przeciwko mnie - burknąłem, wkładając kapcie.
- Trudno. Ale teraz wstawaj i chodź na to śniadanie, bo do 18:00 się nie wyrobisz!
- Zrobiłaś śniadanie?
- A miałam wyjście? Ty byś nie zdążył.
Kocham Cię.
Styles, jesteś beznadziejnie zakochanym kretynem. Zamiast wziąć się do roboty, zawalczyć, ty się ślinisz tylko bez przerwy po kątach.
Cała prawda. Ale co miałem zrobić? "Kocham cię" - dwa słowa, które na zawsze niszczą przyjaźń. Przynajmniej tak słyszałem. Przyjaźń. Pf... Brzydzę się tym słowem... Nienawidzę go, lecz co mi pozostało? Tyle mam. Chociaż tyle. Zniszczę to, jeżeli okaże się, że nie czuje do mnie tego samego, a przecież przysiągłem, że jej nie zostawię. Przysięgi dotrzymam. Nie skrzywdzę jej. Już nigdy.
Wielokrotnie wspominałem nasz pocałunek, który miał miejsce tego samego dnia, kiedy Robin ją pobił i poroniła. W tamtym momencie wszystko było inne. Myślałem, że to ja jestem powodem jej wiecznego smutku, że zmieniając się, mogę ją uszczęśliwić, wszystko naprawić. Jak bardzo się myliłem!
Pchnąłem przed [t.i.] drzwi i weszła do środka, a ja za nią. Modliłem się w duchu, żeby za bibliotecznym biurkiem siedziała Alysson - młoda blondynka o ufnym spojrzeniu niebieskich oczu, a nie jej ciotka - Grace, która była wysoką, postawną kobietą o wiecznie zmęczonym wyrazie pomarszczonej jak rodzynek twarzy. Wąskie wargi zawsze pomalowane czerwoną szminką dodawały ostrości jej rysom. Włosy upinała w ogromnego koka, który jeszcze bardziej ją postarzał. Moim zdaniem pasowała bardziej na żandarma, niż właścicielkę biblioteki. Do tego, delikatnie mówiąc, za mną nie przepadała, zapewne przez mój wygląd. Lecz czy to, że mam "kilka" tatuaży i kolczyków od razu czyni ze mnie przestępcę? Dla niektórych widocznie tak. Czasem zaczynam żałować, że w ogóle je mam. Podobały się laskom, to zrobiłem, a teraz? Po co mi one? Jestem tylko beznadziejnie zakochanym kretynem, którego największym przestępstwem jest przeklinanie od czasu do czasu, chociaż nawet i to coraz rzadziej, bo nie podoba się to [t.i.]. Taki sobie jestem chuligan, że alkoholu pod żadną postacią nie ruszam, rzadko kiedy pojawiam się na imprezach, uwielbiam chodzić z Nią do kina, co najmniej dwa razy w tygodniu wyciągam ją na lody i przynajmniej raz na tydzień oglądam z nią beznadziejne komedie romantyczne, których szczerze nienawidzę, ale z [t.i.]... to co innego. Takiego maratonu filmowego spodziewałem się też dziś wieczorem, bo przecież muszę się jej jakoś zrewanżować za tą listę zakupów. I tu kolejna moja modlitwa, żeby z całego arsenału naszych płyt DVD nie wybrała "Jak stracić chłopaka w dziesięć dni", bo chyba dostanę szału, jak ta cała Andie jeszcze raz nazwie przyrodzenie nieszczęsnego Bena "księżniczką Zofią"!*
Wracając do biblioteki. Cholerny pech chciał, że za biurkiem siedziała Grace. Podszedłem do niej niepewnie. Czyżby ręce zaczęły mi się pocić? Niemożliwe. A jednak.
- O, witam pana Stylesa - przywitała się złośliwie.
Jędza!
- Dzień dobry - odparłem, kładąc książkę na jej biurko.
Rzuciła mi podejrzliwe spojrzenie znad zielonych oprawek swoich okularów i chwyciła ją. Otworzyła egzemplarz, dokładnie mu się przyglądając. Zapewne chciała sprawdzić, czy go nie zniszczyłem i ewentualnie mnie za to opierdol... ochrzanić, zmieszać z gów... błotem i zdeptać jak nędznego robaka, dla którego zaszczytem powinno być zakończenie swej marnej egzystencji za pomocą jej pantofla.
- Coś jeszcze? - zapytała.
- Na razie nie - odparłem z triumfem. Sam fakt, że nie powiedziała nic o stanie książki, świadczył o tym, że był on nienaganny. - Moja koleżanka się rozgląda.
Odszedłem z jej biurka zadowolony. Musiała mieć dobry dzień, bo nawet mnie nie opieprzyła za zwłokę. Zacząłem szukać [t.i.]. Na samym początku zajrzałem oczywiście do działu z romansami, lecz tam jej nie było. Nieco zdziwiony zacząłem kluczyć między kolejnymi regałami, aż w końcu gdzieś tam zauważyłem wystający koński ogon i poszedłem w tamtym kierunku. Zobaczyłem ją. Ją i jeszcze kogoś. Jakiegoś mężczyznę mniej więcej w moim wieku co ja, chociaż trochę niższego. Podszedłem do nich nieco zdziwiony, ale jednocześnie zły, bo patrzył na nią maślanymi oczkami. Słowem: Patrzył na nią tak, jak tylko ja mogłem.
*Osobiście nie mam nic do tego filmu. Taka sobie leciutka, przyjemniutka komedia romantyczna. :)
Taki sobie wesoły Hazzuś^^. Udało mi się "naskrobać" tą cześć wcześniej, więc dodaję. Jest krótka i nudna; mi osobiście średnio się podoba, ale cóż... Powiedzmy, że straciłam ochotę na pisanie tego opowiadania. Dlaczego? Ponieważ poprzednia część miała 44 wyświetlenia i myślę, że przy aż tylu tych komentarzy mogłoby być więcej. Nie wiem, nie rozumiem. Dlatego jeżeli macie do mnie jakieś skargi, zażalenia, a może chcecie mi zwrócić uwagę na jakieś karygodne błędy, które popełniam, i z jakichś powodów boicie się o tym wspomnieć w komentarzu; piszcie. Nie posiadam aska ani nic z tych rzeczy, więc na dole macie mojego maila. W tym momencie powtórzę słowa Dreamer, które napisała pod jednym z rozdziałów TS, a które w szczególny sposób zapadły mi w pamięć: "Piszę dla siebie, ale publikuję dla Was". Poświęcam Wam naprawdę dużo czasu; czy to naprawdę tak wiele? Skomentowanie jakąś głupią kropką?
Cieszy mnie, że są osoby, którym to opowiadanie przypadło do gustu i właśnie dla nich je dokończę, bo została mi (chyba) jeszcze tylko jedna część. Jestem Wam naprawdę ogromnie wdzięczna; praktycznie tylko dzięki Wam ten blog dalej funkcjonuje. ;***
✉ paulina.andrzejewska300999@wp.pl
Całkowicie bezradny wobec jej okrucieństwa otworzyłem oczy i usiadłem na łóżku.
- Jesteś bezlitosna - wymruczałem, poranna chrypka dawała o sobie znać. Odkaszlnąłem, ale nie odpuszczała. Szczerze jej nienawidziłem, ale [t.i.] uważała, że jest urocza.
- Jeszcze mi za to podziękujesz.
- Gdzie ci tak spieszno? Bibliotekę otwierają dopiero o wpół do dziesiątej.
- A wiesz, że już jest dziesięć po dziewiątej?
- No i co? I tak zamykają o 18:00.
- O 18:00 będziesz zajęty.
- Czym?
- Robieniem mi kolacji.
- Za co? - jęknąłem.
- Za listę na zakupy.
- I nie odpuścisz?
- Sam mówiłeś, że faceci lubią asertywne babki. Tego się trzymajmy.
- Nie mówiłem tego, żebyś to potem wykorzystywała przeciwko mnie - burknąłem, wkładając kapcie.
- Trudno. Ale teraz wstawaj i chodź na to śniadanie, bo do 18:00 się nie wyrobisz!
- Zrobiłaś śniadanie?
- A miałam wyjście? Ty byś nie zdążył.
Kocham Cię.
-45 MINUT PÓŹNIEJ-
Szliśmy przez miasto, trzymając się za ręce. Słońce prażyło niemiłosiernie, co w Londynie naprawdę rzadko się zdarza. Plusem było to, że [t.i.] założyła na siebie tylko krótkie, ciemnodżinsowe szorty i różową bokserkę, odsłaniając sporo ciała, więc mogłem bezkarnie obserwować jej długie, opalone nogi i wydatny biust.Styles, jesteś beznadziejnie zakochanym kretynem. Zamiast wziąć się do roboty, zawalczyć, ty się ślinisz tylko bez przerwy po kątach.
Cała prawda. Ale co miałem zrobić? "Kocham cię" - dwa słowa, które na zawsze niszczą przyjaźń. Przynajmniej tak słyszałem. Przyjaźń. Pf... Brzydzę się tym słowem... Nienawidzę go, lecz co mi pozostało? Tyle mam. Chociaż tyle. Zniszczę to, jeżeli okaże się, że nie czuje do mnie tego samego, a przecież przysiągłem, że jej nie zostawię. Przysięgi dotrzymam. Nie skrzywdzę jej. Już nigdy.
Wielokrotnie wspominałem nasz pocałunek, który miał miejsce tego samego dnia, kiedy Robin ją pobił i poroniła. W tamtym momencie wszystko było inne. Myślałem, że to ja jestem powodem jej wiecznego smutku, że zmieniając się, mogę ją uszczęśliwić, wszystko naprawić. Jak bardzo się myliłem!
Pchnąłem przed [t.i.] drzwi i weszła do środka, a ja za nią. Modliłem się w duchu, żeby za bibliotecznym biurkiem siedziała Alysson - młoda blondynka o ufnym spojrzeniu niebieskich oczu, a nie jej ciotka - Grace, która była wysoką, postawną kobietą o wiecznie zmęczonym wyrazie pomarszczonej jak rodzynek twarzy. Wąskie wargi zawsze pomalowane czerwoną szminką dodawały ostrości jej rysom. Włosy upinała w ogromnego koka, który jeszcze bardziej ją postarzał. Moim zdaniem pasowała bardziej na żandarma, niż właścicielkę biblioteki. Do tego, delikatnie mówiąc, za mną nie przepadała, zapewne przez mój wygląd. Lecz czy to, że mam "kilka" tatuaży i kolczyków od razu czyni ze mnie przestępcę? Dla niektórych widocznie tak. Czasem zaczynam żałować, że w ogóle je mam. Podobały się laskom, to zrobiłem, a teraz? Po co mi one? Jestem tylko beznadziejnie zakochanym kretynem, którego największym przestępstwem jest przeklinanie od czasu do czasu, chociaż nawet i to coraz rzadziej, bo nie podoba się to [t.i.]. Taki sobie jestem chuligan, że alkoholu pod żadną postacią nie ruszam, rzadko kiedy pojawiam się na imprezach, uwielbiam chodzić z Nią do kina, co najmniej dwa razy w tygodniu wyciągam ją na lody i przynajmniej raz na tydzień oglądam z nią beznadziejne komedie romantyczne, których szczerze nienawidzę, ale z [t.i.]... to co innego. Takiego maratonu filmowego spodziewałem się też dziś wieczorem, bo przecież muszę się jej jakoś zrewanżować za tą listę zakupów. I tu kolejna moja modlitwa, żeby z całego arsenału naszych płyt DVD nie wybrała "Jak stracić chłopaka w dziesięć dni", bo chyba dostanę szału, jak ta cała Andie jeszcze raz nazwie przyrodzenie nieszczęsnego Bena "księżniczką Zofią"!*
Wracając do biblioteki. Cholerny pech chciał, że za biurkiem siedziała Grace. Podszedłem do niej niepewnie. Czyżby ręce zaczęły mi się pocić? Niemożliwe. A jednak.
- O, witam pana Stylesa - przywitała się złośliwie.
Jędza!
- Dzień dobry - odparłem, kładąc książkę na jej biurko.
Rzuciła mi podejrzliwe spojrzenie znad zielonych oprawek swoich okularów i chwyciła ją. Otworzyła egzemplarz, dokładnie mu się przyglądając. Zapewne chciała sprawdzić, czy go nie zniszczyłem i ewentualnie mnie za to opierdol... ochrzanić, zmieszać z gów... błotem i zdeptać jak nędznego robaka, dla którego zaszczytem powinno być zakończenie swej marnej egzystencji za pomocą jej pantofla.
- Coś jeszcze? - zapytała.
- Na razie nie - odparłem z triumfem. Sam fakt, że nie powiedziała nic o stanie książki, świadczył o tym, że był on nienaganny. - Moja koleżanka się rozgląda.
Odszedłem z jej biurka zadowolony. Musiała mieć dobry dzień, bo nawet mnie nie opieprzyła za zwłokę. Zacząłem szukać [t.i.]. Na samym początku zajrzałem oczywiście do działu z romansami, lecz tam jej nie było. Nieco zdziwiony zacząłem kluczyć między kolejnymi regałami, aż w końcu gdzieś tam zauważyłem wystający koński ogon i poszedłem w tamtym kierunku. Zobaczyłem ją. Ją i jeszcze kogoś. Jakiegoś mężczyznę mniej więcej w moim wieku co ja, chociaż trochę niższego. Podszedłem do nich nieco zdziwiony, ale jednocześnie zły, bo patrzył na nią maślanymi oczkami. Słowem: Patrzył na nią tak, jak tylko ja mogłem.
*Osobiście nie mam nic do tego filmu. Taka sobie leciutka, przyjemniutka komedia romantyczna. :)
Taki sobie wesoły Hazzuś^^. Udało mi się "naskrobać" tą cześć wcześniej, więc dodaję. Jest krótka i nudna; mi osobiście średnio się podoba, ale cóż... Powiedzmy, że straciłam ochotę na pisanie tego opowiadania. Dlaczego? Ponieważ poprzednia część miała 44 wyświetlenia i myślę, że przy aż tylu tych komentarzy mogłoby być więcej. Nie wiem, nie rozumiem. Dlatego jeżeli macie do mnie jakieś skargi, zażalenia, a może chcecie mi zwrócić uwagę na jakieś karygodne błędy, które popełniam, i z jakichś powodów boicie się o tym wspomnieć w komentarzu; piszcie. Nie posiadam aska ani nic z tych rzeczy, więc na dole macie mojego maila. W tym momencie powtórzę słowa Dreamer, które napisała pod jednym z rozdziałów TS, a które w szczególny sposób zapadły mi w pamięć: "Piszę dla siebie, ale publikuję dla Was". Poświęcam Wam naprawdę dużo czasu; czy to naprawdę tak wiele? Skomentowanie jakąś głupią kropką?
Cieszy mnie, że są osoby, którym to opowiadanie przypadło do gustu i właśnie dla nich je dokończę, bo została mi (chyba) jeszcze tylko jedna część. Jestem Wam naprawdę ogromnie wdzięczna; praktycznie tylko dzięki Wam ten blog dalej funkcjonuje. ;***
✉ paulina.andrzejewska300999@wp.pl
Kocham i chce jak najwięcej. Nie kończ tego. Tak cholernie zadużony Hazza mi sie podoba. Wiem, ze moje komentarze sa krótkie i bez ładu ale pisze je na szybko. Jednak mimo wakacji nie odpuszczę sobie czytania Twojego dzieła. *.*
OdpowiedzUsuńKochana wspaniale. Jejku uwielbiam tego bloga. I ciebie haha. Ale opowiadanie strasznie ciekawe i niezle sie wkręciłam. Nie kończ bo szkoda by było. Wszyscy by tęsknili za tym blogiem. A zwłaszcza ja. Krotko mówiąc dziekuje ci za tego bloga. Masz talent kochana ; )
OdpowiedzUsuńUuuuuuwwwwwwiiiiiiiieeeeeeeeeellllllllllbbbbbbbbbiiiiiiiiaaaaaaammmmmm!! <33
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie masz zamiaru się z nami pożegnać... Nie wybaczyłabym Ci tego ;_; (tak na serio to bym wybaczyła, bo wszystko doskonale rozumiem).
No, opowiadanie wspaniałe. Ta część (rozdział) równie genialny. Ino chwalić xD Hihi...
Bardzo fajny rozdział, miło się go czyta :) Końcówka mnie zaciekawiła...:*
OdpowiedzUsuńP.S Wiem, że może nie będzie Cię to obchodzić, ale wyjeżdżam na wakacje i nie będę mogła przez tydzień komentować. Być może uda mi się przeczytać rozdział, ale z komentowaniem będzie gorzej. Jak wrócę, nadrobię.. I tyle :) Trzymaj się <3//W
Cudowny ! :*
OdpowiedzUsuńO jejujejujejuejujejujejujeju *.*
OdpowiedzUsuńJak to robisz, że nawet gdy akcja nie jest zbyt prędka, w imaginie toczy się normalne życie itd to wzbudzasz we mnie podziw i te tysiące innych, pozytywnych emocji? *.*
A no sory... zapomniałam o czymś... Pomijając Twój talent.... och no tak... przecież bohaterem jest boski Harry, który z każdym słowem staje się jeszcze bardziej doskonały :3
A już tak naprawdę poważnie przechodząc do treści to muszę stwierdzić, że oni naprawdę zachowują się jak para *.* nie to, żeby mi to jakkolwiek przeszkadzało ;)
Ale to cudowne czytać o nich takich uśmiechniętych i beztroskich... Jakby przeszłość zatarła się niepostrzeżenie... Są tacy... tacy zwyczajni.. i to czyni ich niepowtarzalnymi i niesamowitymi w świecie pozorów.. *.* Sny Harrego, pobudka, przekomarzanie się, śniadanie... mogłabym tak spędzić całe moje życie :3 Czy tylko ja mam wrażenie, że takie życie toczy się tylko w filmach?... Ja na przykład zawsze sama jem śniadanie o ile je jem... a może to dlatego że budzę się o 12... ? o.O
I oczywiście myśli Hazzy... chciałabym, żeby tą jedną wypowiedział na głos.. <3 Kocham cię <3 Ciekawa jestem jakbym na to zareagowała... (oczywiście ta z imagna....) teraz często przyjaciele mówią sobie, że się kochają... więc mogłabym to uznać za zwykłe "lubię cię"... no ale po co się nad tym rozwodzić, skoro nic takiego nie powiedział? Spytaj mojego mózgu :*
A potem idą trzymając się za ręce... IDEALNOŚĆ <3 chciałabym tak... ♥
Albo ta jego reakcja na moje wdzięki *.* I znów jego myśli... *.* Hazz ja już chcę wiedzieć co czujesz <3
Ale to z zniszczeniem przyjaźni... może to prawda... ale nie! Ja przecież też cię kocham <3 Przynajmniej tak MI się wydaje :***
A później biblioteka.. Hmmm nasz Harry czyta książki! <3
No i oczywiście ta jego zmiana... Ja chcę takiego chłopaka *.* Proszę, daj mi takiego :*
Ooooo i jeszcze do tego zazdrosny Hazz <3 Kocham kocham kocham...
Ale zaraz co ja takiego wyrabiam? Co to w ogóle za koleś???!!!
Mam nadzieję, że Styles doprowadzi mnie do porządku... i że w końcu powie mi to co czuję i że ja będę czuła to samo <3 Tak tak tak <3 Musi być dobrze,...
I jeszcze na koniec, jak wisienka na torcie, jego ostatnia myśl: "Słowem: Patrzył na nią tak, jak tylko ja mogłem." Oj Hazz jaki ty jesteś samolubny :D I w tym przypadku chyba własnie za to cię kocham <3
A część-ma odpowiednią długość (chociaż nie pogardziłabym dłuższą) i jest zajebiście ciekawa i dobra <3 Więc nie pieprz głupot :***
Oooo tylko jedna część została ?.... powiedzmy że to przeżyje tylko nie kończ pisać!!! :***
Muszę się przyznać, że czasami potrafię wejść tu nawet kilka razy na dzień... nie miej mi za złe tej mojej niecierpliwości.. :* Postaram się ograniczyć :*
Pozdrawia mocno kochająca Foreverdirectioners:*
Rozpisałabym się, ale jest po pierwszej w nocy więc większość moich szarych komórek już dawno nie funkcjonuje xd
OdpowiedzUsuńHazza: Idealny.
Rozdział: Idealny.
No cudo jednym słowem, bo jak inaczej nazwać to, co przed chwilą przeczytałam?