czwartek, 3 lipca 2014

#16 Liam

A więc. Z dedykacją dla mojej imienniczki, która jako kolejna przekracza próg wieku lat piętnastu. Też liczę na jakiś prezent. Urodziny mam 30.-ego września, pamiętaj! ;P Wszystkiego najlepszego, Paulina! Cokolwiek bym tu nie napisała i tak zabrzmi szablonowo i oklepanie, więc może tylko tyle: Niech Ci się spełnią wszystkie marzenia, żebyś zawsze była taka uśmiechnięta, powodzenia w przyszłym roku na egzaminach, a potem dostania się do wybranej szkoły. Tego Ci z całego serca, najpiękniej jak umiem życzę❣ ♡♥♡

Wyjechałem motocyklem spod budynku szpitala, gdzie pracowałem. Nie zdążyłem przejechać nawet kilometra, gdy nagle spostrzegłem, że ktoś na przejściu dla rowerów czeka. Ale nie! To nie był ktoś. To była... To był... anioł... Ósmy cud świata. Nie! To były zbyt pospolite określenia na to, co zobaczyłem.
Kasztanowe, lekko falowane włosy potargane przez niesforny wiatr, na głowie kapelusik, zwykły, biały podkoszulek, czarne szorty i rzymianki.
Przystanąłem w miejscu. Po prostu coś kazało mi Ją przepuścić na tym przejściu.
Uśmiechnęła się w podziękowaniu, a ja mógłbym wtedy z całą pewnością stwierdzić, że był to najpiękniejszy uśmiech, jaki widziałem i na 100% setki facetów w tym mieście wymiękały na ten widok. Nagle moja ręka drgnęła. Wszystko potem działo się tak szybko... Dodałem gazu... Uderzyłem w nią. Rower się roztrzaskał, a ona upadła na ziemię. Zahamowałem gwałtownie. Motocykl stanął w miejscu. Cud, że z niego nie spadłem. Zszedłem z pojazdu w błyskawicznym tempie i uklęknąłem przy niej. Sprawdziłem, czy jest przytomna. Nie była. W tamtym momencie powinienem zadzwonić po pogotowie, jednak uznałem, że nie miałoby to sensu. Szpital znajdował się przecież rzut beretem stąd. Pozycja, w jakiej leżała, nie wskazywała na jakikolwiek uraz kręgosłupa, więc mógłbym ją po prostu zanieść. Pochyliłem się, chcąc ocenić oddech.
121...122... - liczyłem w myślach. - 123...124...
Oddychała. Usłyszałem trzy równe oddechy i przestałem liczyć. Wziąłem ją na ręce i zacząłem nieść.
* * *
Następnego dnia nie mogłem się na niczym skupić. Dosłownie co pół godziny wydzwaniałem do kolegów z ortopedii. Ponoć nic jej nie było oprócz złamanej nogi, ale ja i tak się tym wszystkim przejmowałem. W końcu to moja wina! Moja i tylko moja! Już nie mogłem się doczekać swojego nocnego dyżuru, bo mógłbym wreszcie do niej pójść i wszystko wyjaśnić, porozmawiać...
Dyżur zaczynałem o 22:00, lecz już o 21:00 siedziałem na swoim motocyklu (który, nawiasem mówiąc, był tylko trochę obdrapany) i jechałem w stronę szpitala.
* * *
Zajrzałem do jej sali nieśmiało. Leżała na łóżku, czytając książkę. Gdy tylko mnie zauważyła, uśmiechnęła się, odkładając lekturę gdzieś na bok. Wyglądała pięknie. Nawet z gipsem.
- Proszę, proszę - Gestem ręki, zaprosiła mnie do środka. - Czy to pan nazywa się Pa... Pain?
Wszedłem do środka niepewnie i chwyciłem się dłońmi dolnej ramy jej łóżka.
- Payne - poprawiłem ją.
Tak, Payne to idealne wręcz nazwisko dla lekarza. Brzmi prawie jak "ból".
- Powinnam panu podziękować - zaśmiała się.
- Za co?
- Po pierwsze za troskę. Nawet moja mama tyle razy nie dzwoniła co pan.
- No tak... - bąknąłem, spuszczając głowę.
- Po drugie za miesiąc wolnego w kawiarni.
Spojrzała wymownie na gips.
- I po trzecie za to, że wreszcie będzie okazja do kupienia sobie nowego roweru - zaśmiała się dźwięcznie.
Na chwilę zapadła cisza.
- Ja... - zacząłem. - Przyszedłem przeprosić. To wszystko... stało się tak szybko...
- Ale ja się wcale nie gniewam! Nie wygląda pan...
- Liam - wtrąciłem, bo zaczęło mnie drażnić to jej mówienie o mnie per pan.
Wyciągnęła dłoń w moją stronę, którą ja uścisnąłem.
- [t.i.].
Czy mogło być piękniejsze imię dla tej, jakże nieziemskiej, istoty?
- A więc... Liam, nie wyglądasz na takiego, co przejeżdża na pasach niewinne studentki specjalnie. Najważniejsze, że nic się nie stało.
- Ale...
- Nie ma ale! Skoro tak cię to gryzie, to możesz mi w prosty i przyjemny sposób się zrehabilitować za tę złamaną nogę.
- Jak?
- Zaproś mnie na kawę - zaśmiała się.
Stanąłem jak oniemiały, zaskoczony jej bezpośredniością, jak i szczęściem, które nagle na mnie spadło.
- Więc jak? - zapytała po chwili. - Zaprosisz mnie?
- Kiedy?
- No nie wiem... Jak mnie wypuszczą, to bardzo chętnie, o ile nie masz nic przeciwko spacerowi z kaleką.
Zachichotała uroczo. Ona cała była urocza.
Uśmiechnąłem się pod nosem. I pomyśleć, że prawie bym przejechał Miłość Swojego Życia.
Może to nie motor, ale... :D
Tego imagina napisałam na podstawie pewnej sytuacji z mojego życia 
(chociaż nikt mnie nie przejechał. A szkoda. Komuś choć w połowie tak uroczemu jak Liam dałabym się z miłą chęcią poturbować i żeby się tak martwił... Dobrze - jak mawia moja mama - że za marzenia nie karzą, bo już dawno wylądowałabym w Rawiczu (to takie więzienie niedaleko) :D). W tej sytuacji uczestniczyła też Martyna (my friend, którą z tego miejsca serdecznie pozdrawiam ;*) i stwierdziła, że to po prostu musi być Liam, bo chociaż Directionerką nie jest, to z całej piątki on właśnie jest jej ulubieńcem. ;) Mi tam to nawet pasuje, zwłaszcza, że dawno go tu nie było. Może kiedyś uda mi się wykrzesać z siebie jakiegoś kilkupartowca z nim. Mam nadzieję, Paulina, że Cię nie zawiodłam.☺

PS. Wczoraj został przekroczony próg 4444 wyświetleń. Ja wiem, że może to nie jest żadna okrągła liczba, ale 4 to moja szczęśliwa cyferka, więc chciałam Wam z tej okazji podziękować. ;***

4 komentarze:

  1. Może i krótki, ale jaki świetny *.* w stu procentach mnie zadowoliłaś. Liam jako lekarz... ciekawie. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Omnomnomnom *.*
    Liam taki słodki, uroczy, niebiański *.*
    Ale od początku : Czegoś takiego, jak już imaginy czytam od ponad roku tonie widziałam :) Owszem chłopcy jako lekarze tak, ale nie jako lekarze, którzy przejeżdżają (w sensie.. wiesz w jakim sensie :P) dziewczynę, a ona następnie trafia do "ich" szpitala :) Zdaję sobie sprawę jak głupio zabrzmiało to zdanie :)
    Ale na samym początku pomyślałam, że on spotka ją własnie na ulicy, przepuści na przejściu... Ona odejdzie a reszta będzie jej desperackimi poszukiwaniami... No ale nie... tego bym się nigdy nie spodziewała... Przyznam, że czytałam tamten fragment chyba z dziesięć razy, ogarniając o co chodzi... A potem zdałam sobie sprawę, że Liam ją (mnie) potrącił... Jak to możliwe...? Może to wcale nie śmieszne, ale ja na prawdę zaczęłam się śmiać... Bo to takie.... no nie wiem nierealne? Może bardziej zaskakujące.... :) W każdym razie fantastyczne :***
    Potem "ratowanie" [T.I] O ile ta to można nazwać :) Na samym początku znów moja wyobraźnia pracuję i mówię sobie "oho, ona umrze a on do końca życia sobie tego nie wybaczy" ~z cyklu... moje czarne myśli... :)
    A potem Liam taki opiekuńczy, taki słodki. tak się martwił... *.* Gdybym miała go takiego oglądać to chyba specjalnie łamałabym nogi, żeby tylko przy mnie był :) :P :*
    No i znów moje błędne wyobrażenia- sądziłam, że [T,I] będzie zdenerwowana. Że albo będzie na niego krzyczała i obwiniała, albo po prostu zamilknie, ale ta reakcja słodka :) Cieszę się z każdego happy endu :)
    A teraz znów muszę szybko znów uciekać, bo brat jedzie do babci, więc zabiorę się z nim.'Papa :* Kocham ☻
    Foreverdirectioners :*
    Ps:przepraszam za błędy ale nie sprawdzam bo się spieszę :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Paulino, dziękuję za pamięć ;) 30 września - będę pamiętała - nie umiem tak ładnie pisać jak ty, ale się postaram zrobić Ci piękny prezent ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nooo....
    Taki słodziutki, kochaniutki, przyjemniutki... Same "ochy" i "achy" xD
    Serio, bardzo... Fajny <33

    OdpowiedzUsuń