MUZYKA
Przypominam, iż imagin ten zadedykowany jest Patrycji :).
Kiedyś myślałem, że samemu byłem lepszy.
Dlaczego kiedykolwiek chciałem pozwolić ci
odejść?
W świetle księżyca wpatrywaliśmy się w morze,
W słowa, które wtedy szeptałaś zawsze będę wierzył.
Siedzieliśmy z Louisem w jakiejś cichej kawiarence, ale on milczał. Spojrzałam
na zegarek.
- Twój czas mija. – powiedziałam – Mam tylko pół godziny, więc się
streszczaj.
- [t.i.]… ja tak strasznie cię przepraszam. Nie chciałem, żeby to tak
wyszło. Ja cię nie olałem. Po prostu myślałem, że… tak będzie lepiej dla nas
obojga.
Łzy stanęły mi w oczach. Przestałam z nimi walczyć i pozwoliłam, żeby wolno
spłynęły po moich policzkach. Starłam je wierzchem dłoni.
- Ale co lepiej? Dla mnie? Chyba dla ciebie. Rozumiem. Wtedy dzieliły nas
setki kilometrów. To nie było łatwe dla nas obojga, ale pół roku po tym jak
przestałeś pisać ja przeprowadziłam się i teraz oboje jesteśmy tu. Moglibyśmy
być razem, ale nie! Bo ty mnie miałeś i dalej masz gdzieś! – uniosłam nieco
głos
- [t.i.], ja nie wiedziałem, że masz zamiar studiować w Londynie..
- Co nie zmienia faktu, że nigdy byś mnie tak nie potraktował, gdybyś
naprawdę mnie kochał. – przerwałam mu - A ja tak ci ufałam, wierzyłam! Trzeba
mi było nie obiecywać gruszek na wierzbie! Po co ci to było, co? Te wszystkie
wyznania, obietnice! Po co, ja się pytam? Byłam tylko twoją zabaweczką i
szkoda, że dopiero teraz się o tym przekonałam! Po co ty w ogóle chciałeś za
mną gadać! Chcesz mnie jeszcze bardziej zranić?
- [t.i.]! – krzyknął błagalnie – To nieprawda! Wszystko, co mówiłem było
szczere! Ja po prostu… Zrobiłem to dla twojego dobra. Dla mnie to też nie było
łatwe. Zrozum.
Nie wytrzymałam. Wstałam z miejsca.
- I co?! – mówiłam podniesionym głosem – Może mam ci współczuć? Dla mojego
dobra, tak?! Dla mojego dobra spieprzyłeś mi życie?! Popatrz co ze mną
zrobiłeś! To przez ciebie nie przesypiam nocy, bo wspominam! To przez ciebie
nie mogę się wiązać, bo każdego chłopaka porównuję do ciebie! To przez ciebie
wyglądam jak wrak człowieka! Jesteś zafajdanym egoistą i nie mam pojęcia,
dlaczego wciąż cię tak kocham! – wykrzyczałam i wybiegłam z kawiarni
Łzy rozmazywały mi obraz, moczą moją twarz. W ostatnim czasie tak często
płakałam, że nie robiłam makijażu, dlatego nie miałam rozmazanego tuszu, ale i
tak zapewne wyglądałam jak półtora nieszczęścia.
- [t.i.]! Poczekaj! – usłyszałam jego krzyk za plecami i przyspieszyłam
biegu
Nagle poczułam ucisk na ramieniu, zmuszający mnie do zatrzymania się, a
następnie zobaczyłam jego sylwetkę tuż przed moją.
- Naprawdę? – zapytał – Dalej mnie kochasz… mimo wszystko? – wysapał,
zmęczony szalonym pościgiem
- A jakie to ma teraz znaczenie? Już za późno, Louis. Za późno na wszystko.
Za późno na nas. – powiedziałam, uciekając przed jego wzrokiem i starając
się powstrzymać wstrząsające mną fale silnego płaczu
I wtedy poczułem jego silne ramiona na sobie. Jego bliskość sprawiła, że
wszystko zaczęło wracać. Wspomnienia. Te dobre i te złe. Zaczęłam się wyrywać,
uderzając go niekiedy pięścią w tors.
- Zostaw mnie! – krzyczałam przez łzy – Nie chcę cię więcej widzieć!
Zniknij z mojego życia!
Widząc, że nie ma to większego sensu przestałam się wyrywać.
- [t.i.], proszę cię. Nie rób mi tego. – w jego głosie dało się słyszeć…
ból (???) – Nie mów tak. Jeszcze nie jest za późno, skoro nadal mnie
kochasz. Jak mogłem być takim kretynem i kiedykolwiek chcieć pozwolić ci odejść?
Proszę cię. Wybacz mi. Tak strasznie za tobą tęskniłem przez te cztery i pół
roku! [t.i.], wróć do mnie. Kocham cię.
- Obawiam się, Louis, że miłość to za mało. Ja już ci nie ufam. Dlatego
proszę cię! Pozwól mi o sobie zapomnieć i zapomnij o mnie! - wydusiłam przez
łzy
- [t.i.], proszę cię! Daj mi drugą szansę! Pozwól mi odbudować to zaufanie.
Nie widzisz, co się z nami stało? Potrzebujemy siebie jak powietrza!
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Targały mną wszystkie możliwe emocje:
gniew, ból, radość, smutek, żal.
- Powiedz coś. - szepnął po chwili
- Louis, ja... - zaczęłam i wyswobodziłam się z jego uścisku - Nie wiem. Za
dużo tego jak na jeden dzień. Zapisz mi swój numer. Zadzwonię.
Spojrzałam mu w oczy. Były zaszklone. Widniał w nich szczery smutek i żal.
- Obiecujesz? - zapytał cicho, tak cicho, że przez chwilę zastanawiałam
się, czy się nie przesłyszałam.
- Obiecuję.
-MIESIĄC PÓŹNIEJ-
Obiecałam. Obiecałam, ale co z tego? Skoro nie potrafiłam dojść do żadnych
konkretnych wniosków? "Jesteś okrutna" - myślicie pewnie -
"Trzymasz go w niepewności, a on tak cię kocha". To nieprawda.
Chciałabym. Naprawdę bym chciała zadzwonić do niego z jakąś konkretną
odpowiedzią. Ale na chęciach się kończyło. W głowie nie miałam NIC. Straszliwą
pustkę wypełniającą każdą moją myśl. A myślałam naprawdę dużo. Dniami i nocami.
Odpowiedzi nie było...
Tamtego dnia Amy nie było w pracy. Wczorajsza całonocna rozmowa z nią
trochę mi pomogła, widziałam światełko w tunelu. Czułam się już trochę lepiej i
tak też wyglądałam. Założyłam na siebie lekką, granatową sukienkę do połowy ud,
przepasaną brązowym, cienkim paskiem, do tego rzymianki. Zrobiłam nawet
delikatny makijaż, co było u mnie rzadkością. Siedziałam za biurkiem w
bibliotece, bębniłam palcami w blat i myślałam:
Nieważne co zrobił. Ma rację. Potrzebujemy siebie jak powietrza.
Nagle usłyszałam znajomy dźwięk dzwoneczków, a do budynku wkroczył...
Harry... Styles? Nie, to niemożliwe.
Ale to był on. Harold Edward Styles, młodszy kolega Louisa z zespołu.
Ale co on tu robi?
Podszedł do biurka, a ja, nie wiadomo dlaczego, wstałam z miejsca. Może to
przez tę pewność siebie jaka od niego biła?
- Cześć. - przywitał się - Ty jesteś [t.i.]? - zapytał
- Taak... A co? - odpowiedziałam zdezorientowana
Wyciągnął rękę w moją stronę, którą ja niepewnie uścisnęłam.
- Harry.
Wiem. - pomyślałam, a na głos powiedziałam:
- Słucham.
- Jestem przyjacielem Louisa i chciałbym z tobą o nim pogadać. [t.i.], tak
dalej być nie może. On zrobił się nie do zniesienia. Półtora miesiąca łazi jak
struty po domu. Prawie nie je, nie śpi. Waszą historię opowiedział mi dopiero
niedawno. Teraz dopiero skojarzyłem. Jakieś pół roku temu graliśmy koncert w
Glasgow. [t.i.], on był u ciebie, ale nie było cię w domu, a po tym, co ci
zrobił twoi rodzice nie chcieli mu powiedzieć, gdzie jesteś. Jemu naprawdę na
tobie zależy. W sumie... - zlustrował mnie wzrokiem od góry do dołu, aż się
zarumieniłam - To mu się nie dziwię. Ale nieważne. Daj mu jakiś znak. Nie męcz
go już, proszę cię. Nie wyglądasz na taką, co lubi się bawić facetami. Daj mu
drugą szansę. Ty kochasz jego, a on ciebie. Nic nie stoi na przeszkodzie,
żebyście byli razem.
- Moim zdaniem tak. Harry... Louis mni zranił i nie mam pewności, że nie
zrobi tego jeszcze raz. Nie ufam mu. - powiedziałam z bólem
- [t.i.], on nie chciał. Nie chciał, żebyś przez niego cierpiała. Myślał,
że jak zakończy to w ten sposób, to po prostu o nim zapomnisz, a on zapomni o
tobie. A nie oszukujmy się. Ten związek na odległość nie był łatwy. Ale on nie
zapomniał i ty najwyraźniej też. Wybacz mu. On naprawdę żałuje. I... Nie
wierzę, że to mówię, ale... Louis jest świetnym facetem. Byłabyś z nim
szczęśliwa, gdybyś tylko chciała. Pozwól mu odbudować to zaufanie, a ja ręczę
za niego. Już cię nigdy więcej nie skrzywdzi. Jak to mówią: Czas zepsuł, czas
naprawi. Musisz mu tylko na to pozwolić.
Otworzyłam usta, ale zabrakło mi słów, dlatego zamknęłam je, a Harry
skierował swe kroki w stronę wyjścia.
- Przemyśl to, co ci powiedziałem. I daj mu wreszcie jakąś odpowiedź, bo
jeszcze parę dni tej męki i zwariuje. - rzucił mi na odchodne i wyszedł, a ja
usiadłam i niedbale przeczesałam włosy palcami, w ciszy trawiąc jego słowa
Czas zepsuł, czas naprawi. Może ma rację? Jeśli nie spróbuję, będę sobie to
wyrzucać do końca życia.
Wolnym ruchem chwyciłam telefon, leżący na biurku i wybrałam numer Louisa.
Odebrał po pierwszym sygnale.
- Halo? Kto mówi?
- Cześć, Louis. To ja.
- [t.i.]? To ty?
- Tak. Mam ci coś do powiedzenia. Chciałabym się spotkać.
- Jasne. Kiedy?
- O 16.00 ci pasuje?
- Tak.
- Więc spotkajmy się w tej kawiarni, co ostatnio. Do zobaczenia.
Już miałam się rozłączyć, gdy...
- [t.i.]?
- Tak?
- Nie sądziłem, że zadzwonisz. Dziękuję.
- Ja... Wszystko ci wyjaśnię. Do zobaczenia o 16.00, Louis. - powiedziałam,
starając się, żeby mój głos brzmiał jak najbardziej ciepło
- Do zobaczenia, [t.i.].
Rozłączyłam się i spojrzałam na zegarek. 11.00. Zostało mi 5 godzin. 5
godzin dzieliło mnie od... No właśnie. Od czego? Czego miałam się spodziewać?
-KILKA GODZIN PÓŹNIEJ-
Na miejsce przyszłam pół godziny przed czasem, ale on już czekał.
Zapatrzony w ruchliwą ulicę za oknem, nerwowo przebierał palcami. Harry miał
rację. Nie wyglądał najlepiej. Miał zmęczony wyraz twarzy, a jego oczy
przygasły. Poczułam się źle. Przylgnęła do mnie myśl, że mężczyzna, którego
kochałam całym sercem cierpiał przeze mnie i było mi z tego powodu naprawdę
przykro. Z bijącym sercem podeszłam do niego. Gdy tylko mnie zauważył, poderwał
się z miejsca.
- Cześć. - przywitałam się z nim - Usiądź.
Usiedliśmy.
- Nie sądziłem, że jeszcze zadzwonisz. - powiedział - Zaczynałem tracić
nadzieję.
- No właśnie. Na wstępie chciałabym cię przeprosić za to, że tak długo się
nie odzywałam. Po prostu... Nie wiem... W głowie miałam totalną pustkę. Nie
potrafiłam dojść do żadnych właściwych wniosków.
- A teraz? Coś się zmieniło?
- Tak.
- Dlaczego?
- Powiedzmy, że mamy... dobrych przyjaciół.
- I co teraz, [t.i.]? Co z nami będzie? - zapytał cicho, jakby ze strachem.
Nie patrzył mi w oczy, jakby się bał, że wyczyta w nich coś, czego nie chciał
- Louis, ja... - zająknęłam się, starając się jakoś ubrać moje uczucia i
myśli w słowa - Ja... Nie wiem jak to powiedzieć...
- Najlepiej prosto z mostu. - przerwał mi, bawiąc się cały czas serwetką i
wbijając w nią swój pusty wzrok
- Louis, kocham cię, ale to już wiesz. I jeżeli chociaż nie spróbuję dać ci
drugiej szansy, to mogę być pewna, że do końca życia będę sobie wyrzucać, że
pozwoliłam, żeby miłość przeszła mi koło nosa.
Podszedł do mnie i ukucnął. Obróciłam się na krześle w jego stronę, a wtedy
on zamknął moje dłonie w swoich.
- [t.i.], kochanie. Czy to znaczy, że mi wybaczasz? - zapytał szeptem
Jego oczy błyszczały, zresztą tak samo jak moje.
Wstałam z miejsca, on za mną.
- To znaczy, że próbuję. Dałam ci drugą szansę, więc jej nie zmarnuj. -
powiedziałam cicho i wtuliłam twarz w zagłębienie jego szyi, a wtedy on objął
moje drobne ciało z całej siły ramionami.
- Nie zmarnuję. Obiecuję. - wyszeptał w moje włosy
No i jak? Mam nadzieję, że nie wyszedł zbyt ckliwy :). Czekam na komentarze
(jak zawsze zresztą ;) ).
P S Kochane Anonimki! Jeżeli byście chciały, mogłabym wam coś zadedykować.
Więc może... podpiszcie się jakoś? Nie namawiam, ale najbardziej aktywnych
mogłabym nagrodzić :).
P S 3 A teraz bardzo proszę! Dziesięć zdrowasiek za duszę i zszargane nerwy
mojego anglisty! I żeby nigdy nie zobaczył tego tłumaczenia!
A tak najzupełniej serio ;). Piosenkę tłumaczyłam sama, dlatego z góry
przepraszam za błędy :/. Cały czas się uczę ;).
Naprawdę? Tylko dwie osoby to czytają? Przykro mi :'(. Myślałam, że stać
Was na więcej. Może umówmy się tak: Jeżeli pojawią się jeszcze dwa, to ja od
razu jak to zauważę, dodam coś nowego. Co wy na to? Bo liczba wyświetleń
rośnie, a komentarzy nie i to mnie martwi :(.