środa, 12 marca 2014

#2 Louis cz.2 (ostatnia)

MUZYKA

Przypominam, iż imagin ten zadedykowany jest Patrycji :).


Kiedyś myślałem, że samemu byłem lepszy.
Dlaczego kiedykolwiek chciałem pozwolić ci odejść?
W świetle księżyca wpatrywaliśmy się w morze,
W słowa, które wtedy szeptałaś zawsze będę wierzył.

Siedzieliśmy z Louisem w jakiejś cichej kawiarence, ale on milczał. Spojrzałam na zegarek.

- Twój czas mija. – powiedziałam – Mam tylko pół godziny, więc się streszczaj.
- [t.i.]… ja tak strasznie cię przepraszam. Nie chciałem, żeby to tak wyszło. Ja cię nie olałem. Po prostu myślałem, że… tak będzie lepiej dla nas obojga.
Łzy stanęły mi w oczach. Przestałam z nimi walczyć i pozwoliłam, żeby wolno spłynęły po moich policzkach. Starłam je wierzchem dłoni.
- Ale co lepiej? Dla mnie? Chyba dla ciebie. Rozumiem. Wtedy dzieliły nas setki kilometrów. To nie było łatwe dla nas obojga, ale pół roku po tym jak przestałeś pisać ja przeprowadziłam się i teraz oboje jesteśmy tu. Moglibyśmy być razem, ale nie! Bo ty mnie miałeś i dalej masz gdzieś! – uniosłam nieco głos
- [t.i.], ja nie wiedziałem, że masz zamiar studiować w Londynie..
- Co nie zmienia faktu, że nigdy byś mnie tak nie potraktował, gdybyś naprawdę mnie kochał. – przerwałam mu - A ja tak ci ufałam, wierzyłam! Trzeba mi było nie obiecywać gruszek na wierzbie! Po co ci to było, co? Te wszystkie wyznania, obietnice! Po co, ja się pytam? Byłam tylko twoją zabaweczką i szkoda, że dopiero teraz się o tym przekonałam! Po co ty w ogóle chciałeś za mną gadać! Chcesz mnie jeszcze bardziej zranić?
- [t.i.]! – krzyknął błagalnie – To nieprawda! Wszystko, co mówiłem było szczere! Ja po prostu… Zrobiłem to dla twojego dobra. Dla mnie to też nie było łatwe. Zrozum.
Nie wytrzymałam. Wstałam z miejsca.
- I co?! – mówiłam podniesionym głosem – Może mam ci współczuć? Dla mojego dobra, tak?! Dla mojego dobra spieprzyłeś mi życie?! Popatrz co ze mną zrobiłeś! To przez ciebie nie przesypiam nocy, bo wspominam! To przez ciebie nie mogę się wiązać, bo każdego chłopaka porównuję do ciebie! To przez ciebie wyglądam jak wrak człowieka! Jesteś zafajdanym egoistą i nie mam pojęcia, dlaczego wciąż cię tak kocham! – wykrzyczałam i wybiegłam z kawiarni
Łzy rozmazywały mi obraz, moczą moją twarz. W ostatnim czasie tak często płakałam, że nie robiłam makijażu, dlatego nie miałam rozmazanego tuszu, ale i tak zapewne wyglądałam jak półtora nieszczęścia.
- [t.i.]! Poczekaj! – usłyszałam jego krzyk za plecami i przyspieszyłam biegu
Nagle poczułam ucisk na ramieniu, zmuszający mnie do zatrzymania się, a następnie zobaczyłam jego sylwetkę tuż przed moją.
- Naprawdę? – zapytał – Dalej mnie kochasz… mimo wszystko? – wysapał, zmęczony szalonym pościgiem
- A jakie to ma teraz znaczenie? Już za późno, Louis. Za późno na wszystko. Za późno na nas. – powiedziałam, uciekając przed jego wzrokiem i starając się powstrzymać wstrząsające mną fale silnego płaczu
I wtedy poczułem jego silne ramiona na sobie. Jego bliskość sprawiła, że wszystko zaczęło wracać. Wspomnienia. Te dobre i te złe. Zaczęłam się wyrywać, uderzając go niekiedy pięścią w tors.
- Zostaw mnie! – krzyczałam przez łzy – Nie chcę cię więcej widzieć! Zniknij z mojego życia!
Widząc, że nie ma to większego sensu przestałam się wyrywać.
- [t.i.], proszę cię. Nie rób mi tego. – w jego głosie dało się słyszeć… ból (???) – Nie mów tak.  Jeszcze nie jest za późno, skoro nadal mnie kochasz. Jak mogłem być takim kretynem i kiedykolwiek chcieć pozwolić ci odejść? Proszę cię. Wybacz mi. Tak strasznie za tobą tęskniłem przez te cztery i pół roku! [t.i.], wróć do mnie. Kocham cię.
- Obawiam się, Louis, że miłość to za mało. Ja już ci nie ufam. Dlatego proszę cię! Pozwól mi o sobie zapomnieć i zapomnij o mnie! - wydusiłam przez łzy
- [t.i.], proszę cię! Daj mi drugą szansę! Pozwól mi odbudować to zaufanie. Nie widzisz, co się z nami stało? Potrzebujemy siebie jak powietrza!
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Targały mną wszystkie możliwe emocje: gniew, ból, radość, smutek, żal.
- Powiedz coś. - szepnął po chwili
- Louis, ja... - zaczęłam i wyswobodziłam się z jego uścisku - Nie wiem. Za dużo tego jak na jeden dzień. Zapisz mi swój numer. Zadzwonię.
Spojrzałam mu w oczy. Były zaszklone. Widniał w nich szczery smutek i żal.
- Obiecujesz? - zapytał cicho, tak cicho, że przez chwilę zastanawiałam się, czy się nie przesłyszałam.
- Obiecuję.
-MIESIĄC PÓŹNIEJ-
Obiecałam. Obiecałam, ale co z tego? Skoro nie potrafiłam dojść do żadnych konkretnych wniosków? "Jesteś okrutna" - myślicie pewnie - "Trzymasz go w niepewności, a on tak cię kocha". To nieprawda. Chciałabym. Naprawdę bym chciała zadzwonić do niego z jakąś konkretną odpowiedzią. Ale na chęciach się kończyło. W głowie nie miałam NIC. Straszliwą pustkę wypełniającą każdą moją myśl. A myślałam naprawdę dużo. Dniami i nocami. Odpowiedzi nie było...
Tamtego dnia Amy nie było w pracy. Wczorajsza całonocna rozmowa z nią trochę mi pomogła, widziałam światełko w tunelu. Czułam się już trochę lepiej i tak też wyglądałam. Założyłam na siebie lekką, granatową sukienkę do połowy ud, przepasaną brązowym, cienkim paskiem, do tego rzymianki. Zrobiłam nawet delikatny makijaż, co było u mnie rzadkością. Siedziałam za biurkiem w bibliotece, bębniłam palcami w blat i myślałam:
Nieważne co zrobił. Ma rację. Potrzebujemy siebie jak powietrza.
Nagle usłyszałam znajomy dźwięk dzwoneczków, a do budynku wkroczył...
Harry... Styles? Nie, to niemożliwe.
Ale to był on. Harold Edward Styles, młodszy kolega Louisa z zespołu.
Ale co on tu robi?
Podszedł do biurka, a ja, nie wiadomo dlaczego, wstałam z miejsca. Może to przez tę pewność siebie jaka od niego biła?
- Cześć. - przywitał się - Ty jesteś [t.i.]? - zapytał
- Taak... A co? - odpowiedziałam zdezorientowana
Wyciągnął rękę w moją stronę, którą ja niepewnie uścisnęłam.
- Harry.
Wiem. - pomyślałam, a na głos powiedziałam:
- Słucham.
- Jestem przyjacielem Louisa i chciałbym z tobą o nim pogadać. [t.i.], tak dalej być nie może. On zrobił się nie do zniesienia. Półtora miesiąca łazi jak struty po domu. Prawie nie je, nie śpi. Waszą historię opowiedział mi dopiero niedawno. Teraz dopiero skojarzyłem. Jakieś pół roku temu graliśmy koncert w Glasgow. [t.i.], on był u ciebie, ale nie było cię w domu, a po tym, co ci zrobił twoi rodzice nie chcieli mu powiedzieć, gdzie jesteś. Jemu naprawdę na tobie zależy. W sumie... - zlustrował mnie wzrokiem od góry do dołu, aż się zarumieniłam - To mu się nie dziwię. Ale nieważne. Daj mu jakiś znak. Nie męcz go już, proszę cię. Nie wyglądasz na taką, co lubi się bawić facetami. Daj mu drugą szansę. Ty kochasz jego, a on ciebie. Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyście byli razem.
- Moim zdaniem tak. Harry... Louis mni zranił i nie mam pewności, że nie zrobi tego jeszcze raz. Nie ufam mu. - powiedziałam z bólem
- [t.i.], on nie chciał. Nie chciał, żebyś przez niego cierpiała. Myślał, że jak zakończy to w ten sposób, to po prostu o nim zapomnisz, a on zapomni o tobie. A nie oszukujmy się. Ten związek na odległość nie był łatwy. Ale on nie zapomniał i ty najwyraźniej też. Wybacz mu. On naprawdę żałuje. I... Nie wierzę, że to mówię, ale... Louis jest świetnym facetem. Byłabyś z nim szczęśliwa, gdybyś tylko chciała. Pozwól mu odbudować to zaufanie, a ja ręczę za niego. Już cię nigdy więcej nie skrzywdzi. Jak to mówią: Czas zepsuł, czas naprawi. Musisz mu tylko na to pozwolić.
Otworzyłam usta, ale zabrakło mi słów, dlatego zamknęłam je, a Harry skierował swe kroki w stronę wyjścia.
- Przemyśl to, co ci powiedziałem. I daj mu wreszcie jakąś odpowiedź, bo jeszcze parę dni tej męki i zwariuje. - rzucił mi na odchodne i wyszedł, a ja usiadłam i niedbale przeczesałam włosy palcami, w ciszy trawiąc jego słowa
Czas zepsuł, czas naprawi. Może ma rację? Jeśli nie spróbuję, będę sobie to wyrzucać do końca życia.
Wolnym ruchem chwyciłam telefon, leżący na biurku i wybrałam numer Louisa. Odebrał po pierwszym sygnale.
- Halo? Kto mówi?
- Cześć, Louis. To ja.
- [t.i.]? To ty?
- Tak. Mam ci coś do powiedzenia. Chciałabym się spotkać.
- Jasne. Kiedy?
- O 16.00 ci pasuje?
- Tak.
- Więc spotkajmy się w tej kawiarni, co ostatnio. Do zobaczenia.
Już miałam się rozłączyć, gdy...
- [t.i.]?
- Tak?
- Nie sądziłem, że zadzwonisz. Dziękuję.
- Ja... Wszystko ci wyjaśnię. Do zobaczenia o 16.00, Louis. - powiedziałam, starając się, żeby mój głos brzmiał jak najbardziej ciepło
- Do zobaczenia, [t.i.].
Rozłączyłam się i spojrzałam na zegarek. 11.00. Zostało mi 5 godzin. 5 godzin dzieliło mnie od... No właśnie. Od czego? Czego miałam się spodziewać?
-KILKA GODZIN PÓŹNIEJ-
Na miejsce przyszłam pół godziny przed czasem, ale on już czekał. Zapatrzony w ruchliwą ulicę za oknem, nerwowo przebierał palcami. Harry miał rację. Nie wyglądał najlepiej. Miał zmęczony wyraz twarzy, a jego oczy przygasły. Poczułam się źle. Przylgnęła do mnie myśl, że mężczyzna, którego kochałam całym sercem cierpiał przeze mnie i było mi z tego powodu naprawdę przykro. Z bijącym sercem podeszłam do niego. Gdy tylko mnie zauważył, poderwał się z miejsca.
- Cześć. - przywitałam się z nim - Usiądź.
Usiedliśmy.
- Nie sądziłem, że jeszcze zadzwonisz. - powiedział - Zaczynałem tracić nadzieję.
- No właśnie. Na wstępie chciałabym cię przeprosić za to, że tak długo się nie odzywałam. Po prostu... Nie wiem... W głowie miałam totalną pustkę. Nie potrafiłam dojść do żadnych właściwych wniosków.
- A teraz? Coś się zmieniło?
- Tak.
- Dlaczego?
- Powiedzmy, że mamy... dobrych przyjaciół.
- I co teraz, [t.i.]? Co z nami będzie? - zapytał cicho, jakby ze strachem. Nie patrzył mi w oczy, jakby się bał, że wyczyta w nich coś, czego nie chciał
- Louis, ja... - zająknęłam się, starając się jakoś ubrać moje uczucia i myśli w słowa - Ja... Nie wiem jak to powiedzieć...
- Najlepiej prosto z mostu. - przerwał mi, bawiąc się cały czas serwetką i wbijając w nią swój pusty wzrok
- Louis, kocham cię, ale to już wiesz. I jeżeli chociaż nie spróbuję dać ci drugiej szansy, to mogę być pewna, że do końca życia będę sobie wyrzucać, że pozwoliłam, żeby miłość przeszła mi koło nosa.
Podszedł do mnie i ukucnął. Obróciłam się na krześle w jego stronę, a wtedy on zamknął moje dłonie w swoich.
- [t.i.], kochanie. Czy to znaczy, że mi wybaczasz? - zapytał szeptem
Jego oczy błyszczały, zresztą tak samo jak moje.
Wstałam z miejsca, on za mną.
- To znaczy, że próbuję. Dałam ci drugą szansę, więc jej nie zmarnuj. - powiedziałam cicho i wtuliłam twarz w zagłębienie jego szyi, a wtedy on objął moje drobne ciało z całej siły ramionami.
- Nie zmarnuję. Obiecuję. - wyszeptał w moje włosy


No i jak? Mam nadzieję, że nie wyszedł zbyt ckliwy :). Czekam na komentarze (jak zawsze zresztą ;) ).

P S Kochane Anonimki! Jeżeli byście chciały, mogłabym wam coś zadedykować. Więc może... podpiszcie się jakoś? Nie namawiam, ale najbardziej aktywnych mogłabym nagrodzić :).

P S 2 Ponownie zapraszam tu --------->http://onedirection-imaginy-opowiadania.blogspot.com/

P S 3 A teraz bardzo proszę! Dziesięć zdrowasiek za duszę i zszargane nerwy mojego anglisty! I żeby nigdy nie zobaczył tego tłumaczenia!
A tak najzupełniej serio ;). Piosenkę tłumaczyłam sama, dlatego z góry przepraszam za błędy :/. Cały czas się uczę ;).


Naprawdę? Tylko dwie osoby to czytają? Przykro mi :'(. Myślałam, że stać Was na więcej. Może umówmy się tak: Jeżeli pojawią się jeszcze dwa, to ja od razu jak to zauważę, dodam coś nowego. Co wy na to? Bo liczba wyświetleń rośnie, a komentarzy nie i to mnie martwi :(.

11 komentarzy:

  1. Jak zawsze świetnie..
    P S twoja łajfi hehe<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozdrowienia dla łajfi (maybe "wifie" in English version???) ;). Widzę, że, zgodnie z obietnicą, jest i czuwa ;) :*

      Usuń
    2. zawsze i łajfi to nasza wersja, powiedzmy że polsko-angielska
      P.S- POZDRAWIAM BATMANA:)

      Usuń
  2. Przeczytałam to opowiadanie i byłam dumna z tego, że zdecydowałaś się założyć tego bloga (ten blog? nie ważne ) Uwielbiam czytać coś co wychodzi od moich czytelniczek (jeżeli pozwolisz, że Cię tak nazwę). Teraz ja jestem Twoją wierna czytelniczką. Wiem, że nie zawsze komentuję, ale brakuje mi czasu nawet na to. Nie martw się. Czytam wszystko i serdecznie dziękuję za dedykację i reklamę. Życzę weny. A takie moje marzenie to imagin z Harrym Twojego autorstwa. Może zauważyłaś, ale to on mnie najbardziej intryguje z całego 1D. Oczywiście, jestem Directioner i kocham każdego mimo wszystko. Podsumowując... Masz wielki talent, który wykorzystujesz w stu procentach. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że pozwolę ;). Nigdy bym nie przypuszczała, że dziewczyna, której ja jestem wierną czytelniczką, może być moją wierną czytelniczką :). Naprawdę się cieszę.
      A co do Harry'ego. Oczywiście, że zauważyłam, że to on cię najbardziej intryguje z całego 1D. Mnie też :). I, jak przypuszczam, to jest powodem, dla którego jak się biorę za pisanie czegoś z nim, to zazwyczaj wychodzi to takie długie, że mogłoby pretendować do tytułu fanfiction. Nie wiem. Tak już mam :/. Ale napisałam wczoraj i przedwczoraj dwie nowe części nowego opowiadania. Mogłabym je dodać, ale... problem polega na tym, że jest ono jakby nieskończone, a stoi w miejscu. Zresztą, chyba je dodam, więc sama ocenisz ;).
      A jeżeli chodzi o talent... do Ciebie się nie umywam ;).
      P S Pozdrawiam i również życzę weny ;).

      Usuń
    2. Kiedy mogę liczyć na coś nowego? Wiem, powinnam dać Ci czas, znam to, ale zaglądam tutaj już chyba co 5 minut. Jakiś przybliżony termin? Byłabym wdzięczna, mój laptop również. :)

      Usuń
    3. Już wiem kto tak podkręca statystykę! :D Daj mi 5 minut ;).

      Usuń
  3. To, co miałam do powiedzenia na temat Twojej twórczości, to powiedziałam, ale skrócę i powtórzę. Proszę o chwilę uwagi...
    ZA-JE-BIS-TE!!!!! :-D :-D :-D
    Dziękuję za uwagę.
    A ponieważ tak bardzo zależało Ci na jakimś komentarzu, więc wstawiam.
    Uwaga,
    3,
    2,
    1...
    KOMENTARZ
    ...już. :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... Niech pomyślę. Marta? ;D I nie na jakimś komentarzu. Ma ich być więcej, bo jak nie, to...
      P S Tak, to jest groźba. ;p

      Usuń
  4. Ojojojoj.... Popłakałam się. Cudowny imagin!! Ogólnie super pomysł <33 Świetne... ;D

    OdpowiedzUsuń