-PÓŁ ROKU PÓŹNIEJ-
MIŁOŚĆ - najpiękniejsze słowo świata? Dla niektórych z pewnością tak. Dla mnie nie. Uważam, że jest coś wspanialszego. Mianowicie: SZCZĘŚCIE. Bo przecież istnieje nieszczęśliwa miłość. Lecz czy istnieje szczęście bez miłości? Nie wiem. I szczerze? Nie obchodzi mnie to. Bo u boku Harry'ego znalazłam obie te rzeczy. Był moim ideałem. Zawsze czuły, troskliwy i opiekuńczy. Do tego nieziemsko przystojny. Czego chcieć więcej?
Był piątek. Leżeliśmy z Harrym na łóżku u mnie w pokoju i czytaliśmy lekturę zadaną na rozpoczynające się właśnie ferie - "Makbeta". Nie byliśmy typem pary, która zajmowała się tylko sobą, olewając naukę. Przeciwnie. To, że byliśmy razem jeszcze bardziej nas do tej nauki motywowało, bo jeden nie chciał być gorszy od drugiego.
Rodzice, po tysiącach przestróg i lamentowania, wyjechali w delegację. Po historii z Willem ich nadopiekuńczość urosła do granic możliwości, dlatego, mimo obietnicy ze strony Harry'ego, że nie odstąpi mnie nawet na krok, copółgodzinne telefony były u nich tradycją. A my, zamiast oglądać telewizję i zajmować się sobą, próbowaliśmy ogarnąć Szekspira. Dziwne, prawda? Ja leżałam na poduszkach, Harry - w poprzek łóżka z głową na moim brzuchu. W jednej ręce trzymałam książkę, drugą mierzwiłam jego loczki. Miał na ich punkcie bzika i niewielu osobom pozwalał je dotykać, a ja byłam tą właśnie szczęściarą.
- Skarbie, już nie mogę - jęknął. - Literki mi skaczą przed oczami.
Spojrzałam na budzik na szafce nocnej. 18:47.
- Nie jęcz. Umówiliśmy się, że do 19:00, to do 19:00. I ani minuty krócej!
- Ale kochanie...
- Nie ma "kochanie". Nie bierz mnie pod włos.
- Co ja z tobą mam... - westchnął, niby do siebie.
- Jak tak ci źle, to co tu jeszcze robisz? - zauważyłam. - Uciekaj ode mnie.
- Chciałbym, ale obiecałem twoim rodzicom, że się tobą zajmę - powiedział i uśmiechnął się szelmowsko.
- Poradzę sobie sama - odparowałam przez zaciśnięte zęby, udając obrażoną. - Możesz już sobie iść, jak chcesz.
A wtedy on podniósł się do góry i przysunął się do mnie na łóżku, a ja zaczęłam uciekać przed jego wzrokiem z naburmuszoną miną.
- Jesteś taka słodka, gdy się złościsz - powiedział to samo, co pamiętnej niedzieli na basenie, złapał mnie za podbródek i pocałował, a ja chwilę się opierałam, lecz dotyk jego ust był zbyt przyjemny, żebym po chwili nie odwzajemniła pocałunku.
- Nie znoszę cię, wiesz? - zapytałam, gdy jego wargi oderwały się od moich.
- Kochasz mnie - stwierdził pewnie.
- A mam wyjście? - westchnęłam. - Próbowałam się przed tym bronić, ale nie dałeś mi wyboru.
- Może za mało się starałaś?
- A może TY za dużo?
- Żałujesz?
- A jak myślisz?
- Noo... Nie wiem. Trudno cię odgadnąć.
Westchnęłam.
- Wy faceci jesteście jak roboty. Macie klapki na oczach i nie potraficie odczytać najprostszych sygnałów.
- A może my nie chcemy sygnałów, tylko jasnego przedstawienia sytuacji?
Musnęłam jego wargi swoimi.
- A to... było jasne przedstawienie sytuacji?
- Chcę jaśniejszego - zamruczał i zaczął zbliżać swoją twarz do mojej, ale ja położyłam mu dwa palce na wargach.
- Najpierw Szekspir - upomniałam go.
Zrobił minę zbitego pieska.
- Naprawdę...? Wolisz Szekspira ode mnie? - zapytał z udawanym przygnębieniem.
- Szczerze? W tym momencie tak. Szekspir przynajmniej nie jęczy, że mu literki skaczą przed oczami.
- Szekspir już w ogóle nie jęczy.
- I tym się właśnie od siebie różnicie.
Westchnął i ponownie ułożył głowę na moim brzuchu.
- Denerwujesz mnie, [t.i.], wiesz?
- I tak mnie kochasz - skopiowałam jego słowa.
- Chyba nie mam wyjścia - westchnął, a ja uśmiechnęłam się pod nosem do siebie.
Wróciliśmy do lektury. Czytaliśmy tak chwilę. I po tej chwili właśnie pomasowałam czubek jego głowy palcami, a ten palant - mój chłopak zaczął udawać, że ma orgazm i jęczeć:
- O, tu mi dobrze... Tak mi rób.
Chwyciłam poduszkę i rzuciłam nią w niego z całej siły:
- Zboczeniec!
Nagle podniósł się, odłożył nasze książki na szafkę nocną, usiadł na mnie okrakiem i zaczął łaskotać.
- Przeproś! - rozkazał.
- Niee... - odparłam, cały czas się śmiejąc. - Błaagaam... Przestań, bo niee wytrzymam!
- Najpierw przeproś!
- Niee...
W przypływie energii udało mi się zrzucić go z siebie. Zaczęłam uciekać. Zbiegłam na dół, on - za mną. Gonił mnie po salonie, a ja w końcu postanowiłam pobiec z powrotem na górę. Wbiegłam po schodach, lecz wtedy dała o sobie znać moja natura sieroty i potknęłam się o ostatni stopień. Próbowałam biec dalej, lecz moja równowaga została w znacznym stopniu zachwiana i upadłam na dywan w korytarzu twarzą do ziemi.
- Skarbie, wszystko w porządku? - usłyszałam zatroskany i nieco zasapany głos Harry'ego przy uchu.
Przekręciłam się na plecy i zobaczyłam jego sylwetkę, klęczącą na czworaka tuż nad moją. Lecz nagle on zmienił pozycję, siadając okrakiem na moich udach, uniemożliwiając mi jakiekolwiek ruchy.
- Chyybaa taaak... - odpowiedziałam niepewnie.
- Pozwól, że sam ocenię - powiedział i delikatnie uniósł materiał mojej bluzki, odsłaniając brzuch. - Wygląda dobrze - stwierdził z zadowoleniem. - Idealnie.
Nagle pochylił się i zaczął składać na nim drobne pocałunki. Moje mięśnie drżały pod wpływem delikatnej pieszczoty jego warg. Po chwili przestał, lecz nie zakrył brzucha ponownie.
- Pokaż łokcie - rozkazał.
Z pytaniem w oczach posłusznie podniosłam ręce do góry, a on je obejrzał. Nagle chwycił mnie za nadgarstki i przycisnął do podłogi po obu stronach mojej głowy, a ja dopiero teraz zrozumiałam, o co mu chodziło. Następnie położył się na mnie delikatnie.
- To nie fair! - zaprotestowałam. - Masz przewagę!
Nagle zaczął czule i wilgotno muskać moją szyję.
- A co? Nie podoba ci się? - zapytał cicho.
Podoba? Mało powiedziane! Tego uczucia nie da się opisać słowami. Napływ krwi, gorąca i czegoś jeszcze do całego ciała. Czegoś nowego, nieznanego. Jakiegoś pragnienia, któremu ze wszystkich sił chciałam ulec. Nagle poczułam, jak zasysa moją skórę, zostawiając na niej czerwony ślad w postaci malinki.
- Całkiem ładna - stwierdził z zadowoleniem.
Palant!
Wykorzystując do tego całą drzemiącą we mnie siłę, przerzuciłam go przez bok i usiadłam na nim okrakiem. Tak samo jak on skrępowałam mu nadgarstki, chociaż dobrze wiedziałam, że to bez sensu, bo jeden jego ruch i to on byłby na górze. Pochyliłam się nad nim i zassałam jego skórę najmocniej jak umiałam. Malinka ozdobiła już jego szyję, ale wtedy ja położyłam się na nim i zaczęłam drażnić ją wargami i językiem.
- [t.i.], przestań - zaprotestował słabo.
- A co? Nie podoba ci się? - zapytałam.
Nie odpowiedział. W dalszym ciągu mi się poddawał. Lecz nagle poczułam jak coś wbija mi się w tyłek i z niedowierzaniem spojrzałam na wzgórek w jego spodniach. Popatrzyłam mu w oczy i zobaczyłam zmieszanie, pomieszane z zażenowaniem.
- [t.i.], ja... - zaczął się jąkać. - Przepraszam... Wiem, że nie powinienem i...
Przerwałam mu, kładąc dwa palce na ustach.
- Dlaczego przepraszasz za coś, co dla mnie jest najpiękniejszym komplementem? - zapytałam.
Delikatnie chwycił moją dłoń.
- Czy to znaczy, że...?
- Tak, Harry. Chcę tego. Teraz. Z tobą.
- Jesteś pewna?
- Jak niczego w życiu - odparłam i pocałowałam go namiętnie.
Po chwili wstaliśmy z miejsca, a on chwycił mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Ostrożnie, jakbym była z porcelany, opuścił moje ciało na łóżko, a następnie jeszcze ostrożniej położył się na mnie, cały czas uważając, żeby mnie nie zgnieść. Nasze wargi były złączone w namiętnym pocałunku. W powietrzu unosiły się i mieszały dwa zapachy. Jeden słodki i obezwładniający - miłości, drugi mocny, pełen pragnienia, któremu ulegaliśmy - pożądania.
Chciałam TEGO. Właśnie TERAZ, właśnie TUTAJ, właśnie Z NIM. Niczego nie byłam tak pewna jak tego, że GO KOCHAM.
(...)
Uniósł się na łokciu i spojrzał mi głęboko w oczy, a ja naciągnęłam kołdrę, którą byliśmy przykryci, zasłaniając twarz.
- Nie patrz na mnie. Jestem brzydka.
- Nieprawda - zaprzeczył, chwycił za kołdrę i zaczął się ze mną siłować. Widząc, że dalszy opór nie ma sensu, poddałam się po chwili. - Jesteś piękna - powiedział i delikatnie odgarnął włosy z mojej twarzy.
- Nie kłam - zaprotestowałam.
- Nie kłamię.
- Nie wierzę ci.
- To uwierz.
Potrząsnęłam głową przecząco.
- A czy ja cię kiedyś okłamałem?
- Przed chwilą.
Przewrócił oczami.
- A wcześniej?
Przewertowałam w pamięci wszystkie wspomnienia związane z nim, szczególną uwagę zwracając na te, związane z początkiem naszej znajomości.
- Sama nie wiem... Spróbujmy od początku. Na basenie powiedziałeś, że jestem słodka, gdy się złoszczę.
- To była i jest prawda.
- Potem stwierdziłeś, że będę twoja czy mi się to podoba, czy nie. I to się zgadza. W poniedziałek natomiast oznajmiłeś, że nie zamierzasz mnie skrzywdzić. No i nie skrzywdziłeś. Potem we wtorek powiedziałeś, że byłabym z tobą szczęśliwa. To się zgadza, bo jestem. W niedzielę stwierdziłeś, że nie prześpisz się ze mną po pijaku. I nie przespałeś. Przynajmniej po pijaku - dodałam i uśmiechnęłam się sama do siebie. - Tego samego dnia oznajmiłeś, że nigdy mnie nie puścisz i że nie pozwolisz mnie skrzywdzić już więcej. Słowa dotrzymałeś. Ok. Przyznaję. Nigdy mnie nie okłamałeś.
- No, widzisz? A teraz mówię ci, [t.i.]. Będziemy, obrzydliwie, niewyobrażalnie szczęśliwi. Sama zobaczysz.
* * *
Obudziłam się i podniosłam do pozycji siedzącej. Przetarłam oczy i przeciągnęłam leniwie nasycone, lecz nieco poturbowane ciało. Przyczyną tego poturbowania była niewygodna pozycja podczas snu, bo usnęliśmy na kanapie w salonie, przed telewizorem, przytuleni do siebie najbardziej jak się dało. Wyłączyłam odbiornik pilotem i spojrzałam na Harry'ego. Spał jak dziecko. Na głowie miał Chaos niczym z greckiej mitologii. Wyglądał bezbronnie i niewinnie. Nagle jego powieki drgnęły, a on przetarł twarz dłońmi i ziewnął. Otworzył oczy i spojrzał na mnie.
- Dzień dobry, księżniczko. Chociaż... po wczorajszym chyba powinienem mówić do ciebie: "królowo" - zaśmiał się, a ja spuściłam głowę, czerwieniąc się jak burak. - Te rumieńce na twoich policzkach są przeurocze - powiedział i założył mi włosy za ucho z czułością.
Jak ja kocham tego kretyna!
Podniosłam wzrok. Uśmiechał się do mnie. A ja, nie mogąc się powstrzymać, wsunęłam palec wskazujący w ten rozkoszny dołeczek. Lecz to, jak dziecinnie się zachowałam, dotarło do mnie dopiero po fakcie i cofnęłam rękę zażenowana, lecz on ją chwycił i ponownie przyłożył do swojego policzka.
- Spokojnie... Możesz sobie pomacać - zaśmiał się.
Trwaliśmy tak przez chwilę, patrząc sobie w oczy i po tej chwili cofnęłam dłoń i ucałowałam zagłębienie w jego policzku.
- Wiesz... - wyznałam po chwili. - Wtedy w niedzielę na obiedzie zastanawiałam się, ile naiwnych dziewczyn nabrałeś na te dołeczki. I dopiero przed chwilą dotarł do mnie ogrom mojej własnej hipokryzji.
- A nie mówiłem? - zapytał z rozbawieniem. - Mi się żadna nie oprze.
- A ty? Oparłbyś się każdej? - zapytałam całkiem poważnie.
Trochę się zasępiłam na ciszę, jaka nagle zapadła.
- Każdej - odpowiedział po chwili pewnie. - No... prawie każdej. Każdej oprócz ciebie, [t.i.]. Bo działasz na mnie jak nikt inny.
Przysunęłam się do niego.
- Taak...? - zapytałam.
- Tak.
- To chodź tu.
Pociągnęłam go za koszulkę i pocałowałam. Namiętnie, lecz z czułością, a on położył się na mnie. Oplotłam nogami jego biodra, przyciągając do siebie bliżej. Całowaliśmy się chwilę, lecz nagle on wyswobodził się z mojego uścisku. Byłam zawiedziona. Chciałam więcej.
- Czego sobie dama życzy na śniadanie? - zapytał z uśmiechem.
- Ciebie - odpowiedziałam krótko i usiadłam mu na kolana, całując namiętnie.
Po chwili jednak ponownie się na mnie położył i przeniósł wilgotne pocałunki na moją szyję.
- Naprawdę całkiem ładna... - zamruczał.
- Ale co?
- Ona - odparł i pomasował językiem czerwony ślad na mojej szyi.
Parsknęłam głośnym śmiechem, który rozniósł się po całym domu.
- Palant z ciebie, wiesz? - zapytałam, uspokoiwszy się nieco.
- Doprawdy? - zapytał, nie zaprzestając obdarzania pocałunkami mojej szyi.
- Yhm... Ale nie zmieniaj się. Bo to w Haroldzie Skończonym Palancie Stylesie się zakochałam.
- No widzisz...
Całował moją szyję i zagłębienie tuż pod uchem.
A ja leżałam tak pod nim. Całkowicie bezbronna. Chora z miłości i pożądania, oddana jego pieszczotom. Bo to, że on nie mógł oprzeć się mi, nie znaczyło, że ja mogę oprzeć się jemu...
Aż mi tak trochę przykro, że to już koniec. Naprawdę fajnie się pisało tego imagina. W sumie, to nawet bym miała pomysł na kontynuację, no ale... Nie! Teraz dam Wam odpocząć od Hazzy. (Chyba, bo nigdy nie wiem, kiedy mnie napadnie na niego faza.) Tak więc Harry mówi wam: "Bye"(↑), a w następnym powitamy Liama-jednopartowca ;). I z góry Was przepraszam za to, co przeczytacie na tym blogu w najbliższym czasie, bo to, co mi chodzi po głowie jest albo smutne, albo brutalne, albo źle się kończy, tak więc spodziewajcie się wielu dramatów i przekleństw. Sorki :(.
Zasada ta sama, co ostatnio. I'm waiting for three comments. See you!