czwartek, 3 kwietnia 2014

#7 Harry cz.1

PIĄTEK
Zakołatałam do drzwi. Otworzyła mi niewysoka dziewczyna o prostych, rudych włosach, związanych w wysokiego kucyka i niebieskich oczach.
- Cześć - przywitałam się z nią. - Ty jesteś Emily?
- Tak... A co? - zapytała zdezorientowana.
Wyciągnęłam w jej stronę rękę, którą ona niepewnie uścisnęła.
- [t.i.].
- A więc to ty? - zapytała. - Nasz wampirek?
Zmarszczyłam brwi.
- To ty jesteś ta nowa z Los Angeles?
Skinęłam głową niepewnie.
- Nie było cię w szkole - odpowiedziała, jakby to miało wszystko wyjaśnić.
- Byłam chora.
- Muszę przyznać, że krąży o tobie wiele legend - zaśmiała się.
Uśmiechnęłam się.
- Na przykład? - zapytałam.
- Na przykład, że jesteś wampirem i że akurat musiałaś zapolować, dlatego nie przyszłaś - powiedziała ze śmiechem. - Na moje to dziecinada się za dużo "Zmierzchu" naoglądała. Pewnie przyszłaś po zeszyty?
Skinęłam głową
- To wchodź.
Wpuściła mnie do środka i prawie pobiegła na górę. Polubiłam ją. Była wygadana i miała poczucie humoru.
Rozejrzałam się po wnętrzu domu. Było urządzone nowocześnie, ale przytulnie, w ciepłych, brązowych barwach. Było podobne do mojego.
Ciekawe, czy wszystkie domy w okolicy wyglądają tak samo... - pomyślałam.
Emily wróciła po pół minuty. Prawie zdyszana podała mi zeszyty.
- Spokojnie... Nie pali się - zaśmiałam się. - Przyniosę zaraz jak przepiszę.
- Ok, ok. Możesz mi je oddać nawet jutro. Przecież się nie pali.
-GODZINĘ PÓŹNIEJ-
Byłam przerażona. Dosłownie PRZERAŻONA. I nie chodziło o ilość zeszytów do przepisania. Po prostu materiał mnie przerażał. Zwłaszcza matematyka, chociaż nigdy nie miałam z nią problemów. Trójkąty o kątach 60°, 30° i 90°... okręgi wpisane i opisane... Krótko mówiąc: CZARNA MAGIA.
Nagle do pokoju weszła mama z kubkiem gorącej herbaty w ręku, który następnie odłożyła na biurko,
- Dzięki - powiedziałam i upiłam łyk gorącego napoju.
- I jak tam przepisywanie? - zapytała.
- Przepisywanie to pryszcz - odpowiedziałam. - Gorzej z rozumieniem. Czeka mnie sobota nad: - zaczęłam wyliczać na palcach. - fizyką, chemią, historią i... o, zgrozo! matmą!
- Cóż, ja ci niestety, córeczko nie pomogę. Matematyka nie jest moją mocną stroną, a taty nie ma.
- Gdzie jest?
- W pracy. Mają jakieś problemy z zestawieniem za ostatni miesiąc.
Westchnęłam.
- Nie wiem, jak to jest. Niby pracujecie w tej samej firmie, a jednak jakby osobno.
Uśmiechnęła się.
- Ok, to ja już ci nie przeszkadzam. Musisz się wyrobić z tym do niedzieli, bo na niedzielę zaprosiłam sąsiadów na obiad.
Westchnęlam znacząco. Szczerze, z całego serca nienawidziłam takich właśnie spotkań. Szturchnęła mnie w ramię.
- Nie jęcz. Będzie fajnie. Mają córkę. Trochę starszą, za to ich syn jest w twoim wieku. Będziecie chodzić do jednej klasy.
- Aha - odparłam, bo szczerze, to jakiś mój sąsiad, z którym będę chodziła do jednej klasy obchodził mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg, którego w Los Angeles nie widziałam ani grama.
-DWIE GODZINY PÓŹNIEJ-
Uff... Nareszcie koniec... - pomyślałam i chwyciłam zeszyty Emily, leżące na biurku.
5 minut później stałam już pod jej drzwiami. Zakołatałam. Otworzyła mi ta sama niewysoka postać.
- Już?! - zapytała i rozdziawiła usta.
- Tak.
Chwyciła ode mnie zeszyty
- Skoro tak szybko ci poszło... To może poszłybyśmy w niedzielę na basen? - zapytała.
- Hmm... Popołudniu jestem zajęta, bo mama zaprosiła sąsiadów na obiad. Ale ranek mam wolny. Pasuje ci?
- Tak, jasne. To jesteśmy umówione.
Szłam do domu szybkim krokiem. Robiło się już ciemno, a ja bałam się ciemności. Zobaczyłam jakąś męską postać, zmierzającą w moim kierunku. Postanowiłam ją po prostu wyminąć, lecz chodnik był za wąski i zderzyliśmy się ramionami. A właściwie ramieniem, bo moje znajdowało się nieco powyżej jego łokcia.
- Przepraszam - bąknęłam.
Uśmiechnął się do mnie. Latarnia uliczna dawała słabe światło. Widziałam właściwie tylko jego postać i oczy. Piękne, zielone oczy, patrzące na mnie.
- W porządku. Ja też powinienem uważać.
Uśmiechnęłam się na odchodne i odeszłam.
W domu cały czas o nim myślałam:
Te oczy... I głos... Ciekawe, czy mieszka gdzieś w pobliżu... Skoro tu się kręci, to chyba tak...
[t.i.]! Ogarnij się! Mało ci? Nie wystarczy, że raz się przejechałaś? Daj sobie spokój z facetami! - sprowadziłam się na ziemię i potarłam kciukiem lewy nadgarstek, na którym widniały białe i czerwone blizny.

Jest i zdjęcie ;). Pani Dyrektor (informatyk przy okazji) może być ze mnie dumna :). Żartuję, oczywiście :D.

A co do czegoś tam na górze. Wiem, że nie jest to zbyt interesujące. Bo to taki swego rodzaju "Prolog" - wstęp do tego, co będzie się działo w następnych częściach. A będzie się działo dużo :>. Mam nadzieję, że końcówką chociaż TROCHĘ udało mi się wzbudzić Waszą ciekawość. Chociaż... Może i nie? Większość z Was zapewne wie (lub przynajmniej się domyśla) z kim zderzyła się [t.i.] ;). A jaką tajemnicę skrywa dziewczyna? Tego się tak prędko nie dowiecie.
Czekam na Wasze opinie ;).

3 komentarze: