Postanowiliśmy udać się na lody i 15 minut później siedzieliśmy na ławce w parku z dwoma cytrynowymi rożkami w dłoniach. Zayn je wybrał. Czy była to jakaś aluzja do mojej sukienki? Nie wiem.
- Aż mi trochę głupio - odezwałam się po chwili.
- Dlaczego?
- Bo my tak sobie jemy lody na ławce w parku, a Lou tam leży i się męczy. Przez trzy dni nic nie przełknie, a następny tydzień spędzi w łóżku.
- To nie nasza wina - stwierdził. - Sam się uparł, żebyśmy poszli.
- Wiem, wiem... - westchnęłam.
Siedzieliśmy tak na ławce i rozmawialiśmy. Fajnie nam się ze sobą gadało. W ogóle... Zayn był fajny. Taki... opiekuńczy, miły... i do tego przystojny... [t.i.], dość! Nie rozpędzaj się!
Po pół godziny wróciliśmy do domu Louisa. Zajrzałam do niego, ale spał, więc grzecznie skierowałam swe kroki w stronę drzwi. Zayn mnie odprowadził.
- Także tego... - wybąkałam. - Dziękuję za pomoc - powiedziałam i nieco uniosłam torebkę z prezentem.
- Nie ma za co - odpowiedział i nagle zrobił kilka kroków w moją stronę. Gdy był już dostatecznie blisko, objął mnie w talii i przyciągnął do siebie, a ja, nie myśląc logicznie, po prostu mu się poddałam. A on przyłożył palec wskazujący do mojego policzka i zaczął nim wodzić po twarzy. Dzielnie patrzyłam mu w oczy, walcząc z pragnieniem przymknięcia powiek. Nagle usłyszeliśmy czyjeś kroki w korytarzu i odsunęliśmy się od siebie.
- To cześć - rzuciłam i wyszłam, nie oglądając się za siebie.
Szłam tak ulicami Doncaster i cały czas o nim myślałam. Zawrócił mi w głowie, nie da się ukryć.
* * *
Spędzaliśmy z Zaynem sporo czasu razem. Stawaliśmy się sobie coraz bliżsi. Lecz czy byliśmy parą? Trudno stwierdzić. Z pewnością zachowywaliśmy się jak para. Całowaliśmy, przytulaliśmy, obściskiwaliśmy, rozmawialiśmy. Lecz, mimo że ja myślałam o nim w kategoriach chłopaka, on ani razu nie nazwał mnie swoją dziewczyną. Nie przeszkadzało mi to zbytnio, bo zwyczajnie cieszyłam się tym, że mam go przy sobie, dlatego że się w nim zakochałam.Lecz im bliżej byłam z Zaynem, tym bardziej czułam, jak tracę Louisa, który nagle zrobił się opryskliwy i ironiczny. Z każdym dniem czuł się coraz lepiej i z każdym dniem nasze stosunki były gorsze. Nie rozumiałam tego. Przecież, przynajmniej teoretycznie, między nami się nic nie zmieniło. Raz nawet zaczęłam się zastanawiać, czy to nie przez mój "związek" z Zaynem, lecz szybko odpędziłam tę myśl, bo przecież nie powiedzieliśmy mu o nas. Chociaż... Na pewno widział, że spędzamy ze sobą dużo czasu... Ale zaraz, zaraz! Że niby Louis miałby być o mnie zazdrosny? Bez przesady!
Aż w końcu wyzdrowiał i jakimś cudem udało nam się wyciągnąć go na imprezę z tej okazji. Lecz gdy tylko weszliśmy do klubu, Zayn gdzieś zniknął z jakąś długonogą blondyną. Byłam wściekła. Podeszłam do baru i po kilku głębszych weszłam z Lou na parkiet. Tańczyliśmy i tańczyliśmy. Nagle zauważyłam Zayna z tą długonogą lafiryndą przy barze. Szepnął jej coś na ucho i po chwili wyszli z klubu.
Nagle Lou zapytał:
- [t.i.]?
- Tak?
- Między tobą a Zaynem coś jest?
- Nie.
Już nie - poprawiłam w myślach.
Nie mogłam. Musiałam wyjść.
- Louis, chodźmy stąd - powiedziałam starając się przekrzyczeć hałas, jaki panował w klubie.
- Na pewno?
Skinęłam głową.
Wyszliśmy, a ja od razu zaciągnęłam się świeżym powietrzem.
- Odprowadzisz mnie do domu? - zapytałam.
- Tak, jasne.
Szliśmy w nieco krępującej ciszy. Ale nie przejęłam się tym. Marzyłam tylko o jednym: znaleźć się w domu i wypłakać się w poduszkę. Złość na Zayna z każdą sekundą przeradzała się w żal i rozgoryczenie.
15 minut później stanęliśmy pod drzwiami mojego mieszkania.
- Dziękuję, Louis - powiedziałam i spróbowałam się uśmiechnąć, ale byłam zbyt kiepską aktorką, żeby mogło mi wyjść coś lepszego niż dziwny grymas.
- Coś się stało, [t.i.]? - zapytał z zatroskaną miną.
- Nie, nic - zaprzeczyłam.
- Na pewno? - zapytał i zaczął się do mnie zbliżać.
- Na pewno.
Nagle przycisnął mnie ciałem do drzwi.
- [t.i.], ja... muszę ci coś powiedzieć.
- Słucham.
- A zresztą...
Pochylił się nade mną i złączył nasze wargi w namiętnym, pełnym pasji pocałunku, który ja odwzajemniłam. Kontynuowałam tą grę i odkluczyłam drzwi do mieszkania. Weszliśmy do środka i zaczęliśmy iść w stronę sypialni, po drodze pozbawiając się kolejnych części garderoby.
Nie wiem, co mną wtedy kierowało. Alkohol, który szumiał w uszach czy złość na Zayna?
* * *
Obudziłam się i nagle poczułam przyjemne ciepło tuż obok siebie. Po chwili spostrzegłam, że leżę na klatce piersiowej Louisa i gwałtownie odsunęłam się od chłopaka. Usiadłam na łóżku i nagle zorientowałam się w sytuacji:[t.i.], jesteś cholerną idiotką. Przespałaś się ze swoim najlepszym przyjacielem.
Rozpłakałam się.
Nagle usłyszałam głos Louisa za plecami:
- [t.i.]? Co się stało? - zapytał i objął mnie ramieniem, przygarniając do siebie.
- Louis, przepraszam... Ja... Tak strasznie cię przepraszam... - łkałam.
- Ale o co chodzi? [t.i.] , powiedz o co chodzi!
- Louis... ja... byłam pijana... i... nie chciałam... cię zranić... Przepraszam...
Nagle się ode mnie odsunął.
- Jak to mam rozumieć? - zapytał z bólem. - Czyli, że... to dla ciebie nic nie znaczyło, tak? Powiedz!
- Przepraszam...
- Cholera, byłem idiotą. - Wstał z łóżka i zaczął się ubierać. - To ja cię przepraszam. Cholernie cię przepraszam, bo myślałem, że może... Zresztą. Nieważne. Przepraszam.
Wyszedł z sypialni, a ja zalałam się łzami.
I w ten oto sposób zraniłam dwóch najważniejszych mężczyzn w moim życiu. Straciłam ich. Oboje. A teraz zostanę sama. I nikt mnie nie będzie żałował. Bo nikogo już nie mam...
I kto by się spodziewał takiego zakończenia? Ja nie. W oryginale (w mojej głowie, znaczy się) ten imagin wyglądał inaczej. A przede wszystkim: dobrze się kończył. W sumie, to można by tu jeszcze coś wymyślić, ale może lepiej nie. Niech zostanie taki, jaki jest
A tak na poważnie, to sądzę, że ta część jest
I co? Wcale nie narzekam. ;p
A teraz tak całkiem serio. Cieszę się, że pierwsza część tego imagina przypadła Wam do gustu bardziej niż mi ;). Następny będzie Zayn i już nie będę tak narzekać, bo jestem z niego nawet zadowolona. :)
Dziękuję Wam za wszystko
P S Chyba nie muszę przypominać zasady? :)
Ech i ach... Trochę szkoda, że tak się skończyło. Mam wrażenie, że przez to iż z tamtej części nie byłaś zadowolona, ta, kończy się, jak się kończy...
OdpowiedzUsuńAle to i tak nie zmienia faktu, że podoba mi się Twój styl pisania, opowiadania są ciekawe, urocze :) Do następnego, trzymaj się ;*
Z obu nie jestem zadowolona, także...
UsuńSkoro nie jesteś zadowolona z obu, to nic tu po mnie. Wolę czytać coś, z czego autor jest zadowolony i cieszy się, że ktoś chce czytać jego dzieła.
UsuńNaprawdę? Psiklo mi :'( Ale napisałam chyba, że cieszę się, że pierwsza część przypadła Wam bardziej do gustu niż mi? BARDZO się cieszę, że ktoś chce czytać moje dzieła. A tak poza tym. Sama nie wiem, czy naprawdę jestem aż tak niezadowolona z tego imagina. Uważam, że pomysł miałam ciekawy, chociaż nie wyszedł do końca tak, jak go sobie wyobrażałam i trudno mi się go pisało.
UsuńPozdrawiam i mam nadzieję, że jednak mnie nie zostawisz, bo będzie mi naprawdę bardzo psiklo. :'(
Powiem jedno. Czytam wiele blogów i dlatego tu do Ciebie zaglądam, bo piszesz bardzo prostym językiem, normalnym, a dialogi są naturalne, przemyślane. Czasem mam dość czytania megaaa długich rozdziałów z megaaa rozbudowanymi zdaniami i opisami (choć nie mówię, że mam tak zawsze) :) Dlatego lubię tu wpaść i przeczytać coś, co może się naprawdę wydarzyć. Bo naprawdę Twoje opowiadania są urocze, a ja mogę przenieść się w inny świat i pomarzyć o tak pięknej miłości, której pewnie w życiu nie doświadczę... Dobra, rozpędziłam się ;)
UsuńCzekam na coś kolejnego, przyjdę na pewno. Ale liczę na ciut więcej optymizmu i wiary w siebie!! :*
Dziękuję. Naprawdę dziękuję, że mnie nie zostawiłaś. Martwiłam się pół wieczora. No, ale nieważne. :)
UsuńHmm... Powiem szczerze, że ucieszyły mnie Twoje słowa: "piszesz bardzo prostym językiem, normalnym, a dialogi są naturalne, przemyślane". Też nie lubię "przekombinowywana", bo... jestem mimo wszystko realistką. Dlatego np. raczej nigdy nie napiszę fantasy. ;) A jeżeli chodzi o miłość... Sama jej nie doświadczyłam od kogoś spoza rodziny, nigdy nie miałam chłopaka. Ale wierzę gdzieś tam, że spotkam na swojej drodze miłość rodem z moich opowiadań. Czego Tobie i sobie życzę. ;)
Buziaki i dobrej nocy! ;**
P S Jeżeli można wiedzieć. Jak napisałaś, czytasz wiele blogów. Takie drobne pytanko. Jak trafiłaś na mój? Ciekawi mnie to, bo raczej się nie reklamowałam, a na wujka Google bym nie stawiała. ;)
Tak, ja też bym raczej nie napisała fantasy, nie moje klimaty :) dziękuję i ja za miłe słowa.
UsuńHm, jak tu trafiłam? Czytałam jakiegoś bloga i tam skomentowałaś jeden rozdział, a ja mam tendencję do patrzenia na czyjeś profile, tak więc zajrzałam na Twój... i o to tu jestem :*
I jak na razie, zamierzam zostać...;* Papa!
Ja chciałam szczęśliwe zakończenie, a tu o... Czekam na nowe imaginy i ponownie czegoś dłuuugiego z Hazzą :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie piszę coś dłuuuuuuugiego z Hazzą, ale ten blog tego nie zobaczy. ;)
UsuńDlaczego?! ;C
UsuńPo pierwsze: za długie (jeszcze nie wiem, ile części, ale sporo, historia jest dość zawiła).
UsuńPo drugie: za brutalne.
Po trzecie: za zboczone.
A po czwarte: brak [t.i.]. Dziewczyna ma na imię Columbine, w skrócie: "Colly".
Wystarczająco argumentów? ;)
Skoro nie zamierzam tego dodać, to po co to w ogóle piszę? Otóż piszę to, bo wiem, że ten pomysł nie da mi spokoju, dopóki go nie spiszę, a dopóki go nie spiszę, nie przyjdzie mi do głowy inny, który mogłabym opublikować tutaj. :)
Dobrej nocy! ;*
ale ja chcę to przeczytać, gdziekolwiek. :)
UsuńAle gdzie? O_o
OdpowiedzUsuńPrzecież bloga z fanfiction nie założę, dopóki nie rozkręcę tego. A zresztą. Ten dalej stoi pod znakiem zapytania, więc wiesz...
Cos wymyślimy. Teraz czekam na coś nowego tutaj. ;-)
Usuń