wtorek, 6 maja 2014

#10 Zayn cz.3 (ostatnia)

Otóż, zobaczyłam Zayna lejącego się zapamiętale z Jackiem - dryblasem z przeciwnej klasy. Nagle poczułam ścisk an sercu. Uprzedzam pytanie. Nie. Nie żałowałam go. Czułam rozgoryczenie i złość.
Obiecał! Obiecał, że z tym skończy!
Łzy wściekłości napłynęły do moich oczu. Bez słowa obróciłam się na pięcie i odeszłam. Chciałam stamtąd jak najszybciej uciec. Po 10 minutach drogi w wysokich szpilkach zaczęły mnie boleć stopy. Ale nie przejęłam się tym. Nie przejęłam się nawet tym, że szłam sama ciemną ulicą o 1:00. Nie bałam się. Byłam taka nabuzowana, że skopałabym tyłek niejednemu gwałcicielowi. Po kolejnych dziesięciu minutach znalazłam się w domu. Wykąpałam się, zmyłam resztki makijażu i położyłam na łóżku, wypłakując w poduszkę.
I po co to? Po co to wszystko? Czułe słówka, obietnice. Po co? Obiecywał. Obiecywał, że się zmieni. A ja co? Uwierzyłam! Naiwna kretynka!
Długo płakałam, a z każdą chwilą złość i rozgoryczenie wyparowywały, gdy tylko przed oczyma stanął mi obraz Jacka. Był sporo większy od Zayna. I zapewne silniejszy...
* * *
Następne kilka dni Malika ani widu, ani słychu. Krążyły różne plotki. Jedna z nich mówiła nawet, że wylądował w szpitalu. Nie mogłam się na niczym skupić, łapałam minusy na lekcjach, sprawdziany też nie "pisały się" najlepiej. Była środa. A ja już nie mogłam. Po szkole prawie pobiegłam do jego domu. Musiałam wiedzieć, co z nim. Musiałam. Zaczęłam natarczywie dzwonić i pukać do drzwi. Łzy płynęły po moich policzkach. Po chwili, która zdawała się być wiecznością, drzwi się otworzyły. Gdy tylko Go zobaczyłam, całego i zdrowego, łzy zaczęły jeszcze gęściej płynąć po moich policzkach.
- [t.i.], co się stało? - zapytał i przytulił mnie mocno.
- Malik, kretynie! - krzyczałam przez łzy. - Zabiję cię!
Wybuchnęłam płaczem, tuląc się do niego z całej siły.
- Cii... Spokojnie, [t.i.]. Już. Już jestem.
- Zayn... - jęknęłam.
Po chwili odsunęliśmy się od siebie. Wpuścił mnie do środka i usiedliśmy na kanapie w salonie bardzo blisko siebie. W dalszym ciągu mnie obejmował.
- Co się stało, [t.i.]? Co się stało?
- Ty się stałeś, idioto!
Po chwili odsunęliśmy się od siebie, a on wyciągnął chusteczkę z pudełka i przetarł nią moją mokrą twarz.
- No. Już. A teraz powiedz, o co chodziło.
A ja nagle się speszyłam. Spuściłam wzrok.
- Nie było cię... - wyjąkałam.
- Martwiłaś się?
Nie odpowiedziałam. Tak. Martwiłam się. Nie przyznawałam się do tego, ale martwiłam się.
- To urocze - powiedział i ujął mój podbródek, zmuszając tym samym do spojrzenia sobie w twarz.
A ja dopiero teraz zauważyłam dwa całkiem spore rozcięcia i opuchliznę na jego górnej wardze i brwi.
- Nienawidzę cię - powiedziałam i delikatnie dotknęłam palcem opuchlizny, aż się skrzywił.
Cofnęłam dłoń, a on uśmiechnął się do mnie pobłażliwie.
- I, jak się domyślam, dlatego że mnie nienawidzisz tu przyszłaś?
- Tak. Dokładnie tak. Trafiłeś w samo sedno. Nienawidzę ciebie i nienawidzę tego, co do ciebie czuję.
- Dlaczego?
- Bo to jest złe. Nie powinnam.
- Bo ja jestem zły?
Przytaknęłam mu w duchu, ale na zewnątrz tego nie okazałam.
- Mogę się zmienić - stwierdził. - Dla ciebie - dodał z naciskiem.
- Hmm... - Przewróciłam oczami, udając zamyśloną. - Gdzieś to już chyba słyszałam...? Albo mi się zdaje tylko...?
- Nie, nie zdaje ci się. Słyszałaś to w sobotę na imprezie.
- No i co? I NIC. Wielkie gówno. Słowa rzucone na wiatr. Kłamstwa.
Nagle znowu poczułam to ukłucie w sercu, które wywoływało napływ słonej cieczy do oczu.
- Nie kłamałem. [t.i.], o czym ty mówisz?
- Jak to o czym? - Starłam łzy, które zebrały się w moich oczach, żeby nie spadły. - Kłamałeś. Nie zmieniłeś się. Znowu wdałeś się w bójkę. Dlaczego? Dlaczego, Zayn?
Zacisnął szczękę.
- [t.i.], jestem jaki jestem i nie będę słuchał niewybrednych żarcików na twój temat.
Na moment się zawiesiłam.
- Czyli...?
- Tak, [t.i.]. Pobiłem się o ciebie.
- Ja... nie wiem, co powiedzieć...
- Może tylko tyle, że już się nie gniewasz - zaproponował i przysunął się do mnie na kanapie, chwytając moją dłoń.
- Nie wiem, Zayn. To nie jest proste. Okłamałeś mnie.
- [t.i.], proszę. Nigdy mi na żadnej dziewczynie tak nie zależało. Nigdy o żadną dziewczynę nie pobiłem się z kimś silniejszym ode mnie. Dlatego proszę cię. Wybacz mi.
Ostatnie łzy spłynęły po moich policzkach. Starł je dłonią delikatnie.
Chwilę patrzyliśmy sobie w oczy.
- Wygrałeś chociaż? - zapytałam cicho.
Uśmiechnął się.
- Nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie.
Usiadłam mu na kolanach, zarzucając ramiona na szyję.
- Obiecaj, że nigdy więcej tego nie zrobisz.
- Obiecuję.
Delikatnie pocałowałam go w policzek i przytuliłam się do niego.
- Dotrzymaj obietnicy, a może kiedyś ci wybaczę - powiedziałam cicho.    

5 komentarzy:

  1. Przepraszam, że notka w komentarzu, ale na telefonie mam małe problemy z edycją posta. Przepraszam również za błędy, bo z wymienionego wyżej powodu nie mogłam ich poprawić. :)
    Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednią częścią, bo były trzy, co, jak dla mnie, jest dobrym wynikiem. Kocham Was wszystkich i ściskam. Wszystkich razem i z każdego z osobna! <3 Naprawdę dużo o Was myślę (na pewno więcej niż Wy o mnie). Wnioski? Mam wrażenie, że są blisko, ale za każdym razem jakby uciekają. No, ale nieważne. Lecę na gorącą czekoladę do pokoju (ponieważ Wi-fi jest tylko na korytarzu), bo koleżanka już się niecierpliwi ;). Czekam na wenę, wieczorem na pewno chwycę mój długopis i zeszyt. Pozdrowienia z Łeby! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że to nie koniec. Prawie się popłakałam. Sama nie wiem dlaczego. Cudowne. *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach... Po prostu piękne, rozpatrzyłam się. Miło że dodałaś tą część :*
    Trzymaj się, do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG!!!!
    TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAKIE CIARY BYŁY!!
    MEGA CZĘŚĆ!! GENIALNE!!! <3333333333333333333
    ŚWIETNY IMAGIN!!!!
    UWIELBIAM <333333333333

    OdpowiedzUsuń