piątek, 30 maja 2014

#13 Harry

Surprised? Me too. Ten post naprawdę miał być w sobotę, ale znalazłam dzisiaj chwilkę, więc jest. Może dzięki temu Wasze rozpoczęcie weekendu będzie milsze niż moje.

Jest to 50 post, więc zgodnie z tym, co napisałam jest to coś "innego", a mianowicie część pierwszego napisanego przeze mnie opowiadania, a dokładnie jego 11. rozdział o tytule "Przełamanie lodów". Aktualnie, jak nie mam weny, jak mi się nudzi, albo jak nie piszę dla Was, to pracuję nad rozbudowaniem tej historii. Ten jej fragment jest trochę wyrwany z kontekstu, więc teraz naprawdę króciutkie wyjaśnienie. Za co Harold przeprasza [t.i.]? Otóż, poprzedniego dnia na ulicy oblał ją kawą. Jaki przebieg miała ta "scenka" można się domyślić, więc nie będę się rozpisywać. Anna to przyjaciółka głównej bohaterki, podkochuje się w Liamie i ta niespodzianka właśnie jego dotyczy. Po prostu [t.i.] zabawiła się w swatkę. A jeżeli chodzi o relacje dziewczyny i Harry'ego, to raczej określiłabym je jako chłodne. I nie, że się nie lubią. Wręcz przeciwnie. Tutaj zwyczajnie przeszkadza nieśmiałość [t.i.], dlatego trzyma biednego, zdezorientowanego Harolda na dystans. :)

No i na koniec dedykacja. Z dedykacją dla wszystkich, bez których tego bloga by nie było. No i dla Martyny, która zajęła się grafiką, chociaż wiem, że tego nie przeczyta. ;* ♥


Zakupy zajęły nam więcej czasu niż przypuszczałyśmy. Na szczęście Anna o nic nie pytała, gdy oznajmiłam, że idziemy po sukienkę, bo mam dla niej małą niespodziankę.
Z domu wyszłyśmy około 12:00 po wcześniejszym obiedzie. Wybranie sukienki, butów i dodatków zajęło nam jakieś dwie godziny.
- No nareszcie! - odetchnęłam z ulgą, triumfalnie wchodząc do domu. - Kawy? - zapytałam Annę, podchodząc do dzbanka z napojem.
- Chętnie - odparła, rozkładając się na kanapie w salonie.
Po chwili dołączyłam do niej i zaczęłyśmy plotkować. Rozmawiałyśmy o koleżankach, Londynie, Polsce... Po godzinie rozmowa tradycyjnie zeszła na mnie i Harry'ego. A właściwie. Czy byli jeszcze w ogóle jacyś "my"? Po tym, jak go potraktowałam poprzedniego dnia nie liczyłam nawet na to, że chciałby jeszcze się ze mną zaprzyjaźnić. Bo kto by chciał taką jak ja? Bezczelną z niewyparzonym językiem?
Temat Liama (na szczęście) nie istniał w naszej rozmowie. Jakbyśmy go w ogóle nie znały.
Nawet nie zauważyłam, jak minęło półtorej godziny.
- O, cholera - zaklęłam. - Już wpół do czwartej!
- I co z tego?
- Pod prysznic! Ale już!
Zaczęłam ją wyganiać, a w ręce wepchnęłam jej zakupy.
- Załóż to.
- Dobrze, mamo - westchnęła.
Zaśmiałam się.
Wyszła z kuchni, a ja usiadłam przy kuchennej wysepce, wyciągając z kieszeni telefon i zadzwoniłam do Liama. Bez zbędnych wstępów poinformowałam go:
- Bądź gotowy o 18:00.
- Ok, to do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Po jakiś 15 minutach usłyszałam szum wody z łazienki na górze. Nie spieszyło jej się widocznie. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Nie spodziewałam się żadnych odwiedzin.
Mam tylko nadzieję, że to nie mama, bo jak się rozgadamy, to przed szóstą nie wyjdzie - pomyślałam, uśmiechając się pod nosem.
Wyjrzałam przez wizjer. Harry. Pewnie chciał przeprosić. Spojrzałam w lustro przy drzwiach, poprawiłam fryzurę i otworzyłam. Stał z bukietem białych róż. Uśmiechnęłam się na jego widok. No ale kto by się nie cieszył, gdyby zobaczył Spełnienie Swoich Marzeń z kwiatami tuż przed własnymi drzwiami? A, zapomniałam! Ja jestem taką idiotką, że uciekam przed Miłością Życia, gdzie tylko się da!
- Cześć... - bąknął nieśmiało. - Ja... chciałbym pogadać... Mogę wejść?
- Jasne.
(Chyba po raz pierwszy w życiu) Ucieszyłam się, że przyszedł. Miałam zamiar sama go przeprosić za tę wczorajszą akcję.
- Proszę, to dla ciebie - powiedział, wręczając mi bukiet.
- Mmm... Moje ulubione. Skąd wiedziałeś? - zapytałam, podchodząc do odpowiedniej szafki. Wyjęłam z niej wazon i napełniłam go wodą. Następnie włożyłam do niego kwiaty. Kątem oka cały czas Go obserwowałam. Usiadł wyprostowany jak struna na krzesełku przy kuchennej wysepce.
- Nie wiedziałem. Po prostu uznałem, że będą najodpowiedniejsze do... hmm... sytuacji.
- Rozumiem - odparłam z uśmiechem.
Zauważyłam, że był spięty. Po raz pierwszy on, a nie ja. Poczułam przyjemną satysfakcję. Tym razem to ja górowałam, rozdawałam karty. A on był zdany na moją łaskę i niełaskę. Nie zamierzałam tego wykorzystywać. Nie chciałam go dręczyć, ale poczucie triumfu w tamtym momencie było silne i przyjemne.
Postanowiłam jakoś go rozluźnić.
- Napijesz się czegoś? Herbaty? Soku? Kawy...?
Zaśmiałam się cicho, a on posłał mi blady uśmiech.
- Sok poproszę.
- Się robi.
Wyciągnęłam dwie szklanki z szafki i napełniłam je sokiem. Następnie podsunęłam mu jedną z nich i niepewnie spojrzałam na krzesła stojące przy kuchennej wysepce. Cholera. Stały tak blisko siebie, że gdybym wybrała to obok niego, to prawie byśmy się stykali. Ale z drugiej strony, dziwnie wyglądałoby, gdybym wybrała to stojące dalej... A może lepiej zostać tutaj? Na stojąco? Moje rozterki trwały dobrych kilka sekund, po których niepewnie zajęłam miejsce obok niego. Tak jak przypuszczałam, stykaliśmy się ramionami. Próbowałam się odsunąć, ale efekt był marny. Plus stanowiło to, że z tak bliskiej odległości wyraźnie czułam zapach jego perfum, który przyjemnie drażnił moje nozdrza. Zaczął się wpatrywać tępo w szkło, delikatnie obracając je dłonią wokół osi. Trwało to jakąś dobrą chwilę, aż poczułam zniecierpliwienie.
- Chciałeś pogadać? - zapytałam i uśmiechnęłam się dla rozrzedzenia atmosfery.
Zrobiłam to chyba dzisiaj więcej razy niż przez całą naszą znajomość - przemknęło mi przez głowę.
- No tak... - Upił łyk soku i odwrócił głowę w moją stronę. - Przyszedłem, bo po pierwsze chciałem cię przeprosić za wczoraj. Zachowałem się jak kretyn. Miałaś prawo być zła.
Znowu się zetknęliśmy. Już nie mogłam się odsunąć, bo spadłabym z krzesła (co i tak było wielce prawdopodobne z uwagi na moją wrodzoną niezdarność i niezgrabność. Swoją drogą. Może, jak bym spadła, to on znowu zacząłby się śmiać, a ja wydzierać. A potem znowu by mnie przepraszał... Boże, [t.i.]! Zejdź na ziemię!). Ale jemu to się widocznie spodobało, bo poprawił się na swoim, przysuwając jeszcze bliżej. Okłamywałam samą siebie, że nie chcę tego dotyku, gdy tak naprawdę miałam ochotę się na niego rzucić. Kątem oka cały czas mu się przyglądałam. Czarny T-shirt opinał jego ramiona i tors, idealnie uwydatniając mięśnie. A loczki... ścisnęłam dłonie na szklance, hamując chęć zmierzwienia ich. Co za tortura! Spełnienie Marzeń siedziało tuż obok mnie, a ja nie mogłam nawet Go dotknąć! To było niesamowite, jak działała na mnie bliskość tego jednego mężczyzny.
Ugh, [t.i.]... Uspokój się, uspokój!
- Nie ma sprawy - odparłam, nie patrząc na niego. - Właściwie, to miałam sama do ciebie przyjść. - Zebrałam w sobie siły i odwróciłam wzrok w jego kierunku. Spojrzał na mnie pytająco. - Zachowałam się jak idiotka, wydzierając się na ciebie na środku ulicy. Nie dziwię ci się, że się roześmiałeś. Z boku musiało to wyglądać doprawdy komicznie. - Uśmiechnęłam się do niego ciepło. Przynajmniej starałam się ciepło, bo trudno stwierdzić, co mi wyszło. Znając moje umiejętności flirtu i aktorskie, to zapewne coś na kształt grymasu. - A to po drugie?
- Co po drugie?
- No... Powiedziałeś, że po pierwsze przyszedłeś przeprosić. A po drugie?
Uśmiech (grymas???) nie znikał z mojej twarzy, która znajdowała się tak blisko jego, że aż czułam na niej jego chłodny i słodki oddech.
- Hmm... No tak... - znowu zaczął się jąkać.
- Harry, ja nie gryzę - zażartowałam, przewracając oczami teatralnie.
Uśmiechnął się, pokazując dołeczki i gdyby nie fakt, że siedziałam, nogi z pewnością by się pode mną ugięły.
- Przyszedłem również, bo chciałem porozmawiać o nas - powiedział pewnie.
Ja natomiast w tym momencie zakrztusiłam się sokiem i cały czas kaszląc, wydukałam:
- Że... co... proszę???
- Tak, chciałem porozmawiać o nas - jego głos stał się jeszcze śmielszy, o ile to w ogóle było możliwe.
Znowu był górą i to ja chciałam uciec.
O, nie! Nie dam mu tej satysfakcji!
- Przecież nie ma żadnych nas - zaakcentowałam wyraźnie, chociaż w głębi duszy z całego serca pragnęłam, żeby byli jacyś "my".
Zaczęłam nerwowo spoglądać w kierunku schodów, a po głowie krążyła mi jedna myśl:
Gdzie ta Anna?!
Popatrzył mi głęboko w oczy, aż odniosłam wrażenie, że to spojrzenie wwierca się w mój mózg, bezbłędnie odczytując każdą myśl. Poczułam się, jakby przekroczył granicę mojej intymności, o ile można tego dokonać samym wzrokiem.
- Jeszcze nie ma - odparł śmiało.
Jego pewność siebie zaczynała mnie irytować.
- A chciałbyś, żeby byli jacyś "my"? - zapytałam wyzywająco, trochę głośniej niż zamierzałam.
- Może...?
- Jak to mam rozumieć? - znowu podniosłam głos, nieuzasadniony gniew zaczął rozsadzać od środka.
- Najprościej jak się da - odparł ze śmiechem.
Jak to możliwe, żeby ot, tak w jednej sekundzie stracić przewagę?
A jemu wyraźnie spodobało się doprowadzanie mnie do furii, bo ten uroczo bezczelny uśmiech nie znikał z jego twarzy.
Niepewność, zniecierpliwienie i gniew targały mną na przemian. Zaczęłam się wiercić na krześle, nerwowo trzęsąc nogą.
- Czyli...?
- Naprawdę nie rozumiesz...? - westchnął.
- Co mam rozumieć?
Położył mi dłoń na kolanie, aż momentalnie się uspokoiłam. Poczułam przyjemne mrowienie.
- To, że...
... i w tym momencie weszła Anna. Błyskawicznie zdjął dłoń z mojego kolana i odwrócił się w jej stronę.
- Cześć, Harry - przywitała się.
Następnie popatrzyła kolejno: na mnie i na niego.
- W czymś przeszkodziłam? - zapytała, zatrzymując swój wzrok na mnie.
Otworzyłam usta, chcąc odpowiedzieć, ale Harry zrobił to pierwszy:
- Nie, właśnie skończyliśmy. Pięknie wyglądasz. Gdzie się wybierasz?
Właśnie skończyliśmy?! Jakiś, kurwa, żart?! Ja nie skończyłam!
- No właśnie nie wiem. Ona mnie gdzieś zabiera.
Śmiejąc się, pokazała palcem na mnie.
- To niespodzianka - odpowiedziałam, próbując się uśmiechnąć, ale znowu wyszedł mi jakiś dziwny grymas.
Nie chciałam MU pokazać, jak bardzo wstrząsnęła mną ta rozmowa.
- Sorry, ale muszę się zbierać - odezwał się brunet, podchodząc do Anny.
Pocałował ją w policzek. Coś mnie zakłuło. Zazdrość? Nie! O kogoś TAKIEGO nie można być zazdrosnym! A na pewno nie ja!
Podszedł również do mnie. Dał mi buziaka na pożegnanie i wyszeptał wprost do ucha:
- To, że mi na tobie zależy.
Przygryzł jego chrząstkę, aż zadrżałam.
Odsunął się ode mnie, a jego wyprostowana (i wysportowana) sylwetka ruszyła w kierunku drzwi.
Nie zamierzałam go odprowadzać. Nie byłam po prostu w stanie. Przed oczyma widziałam mroczki, kręciło mi się w głowie. Na szczęście Anna odprowadziła go za mnie. Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, podeszła do mnie i potrząsnęła lekko za ramiona.
- Mów, co tu się stało?! Jak weszłam, miałaś minę, jakbyś chciała go zabić.
Potarłam palcami skronie.
- Nie wiem. Naprawdę nie wiem.
- O czym rozmawialiście? - zapytała.
- Najpierw... przeprosił...
- No i...?
- Anna, nie obraź się, ale muszę to sama przetrawić.
- Ale co? To, że chciał przeprosić?
- Nie... On powiedział... Nie, ja się przesłyszałam... Odbija mi już całkiem...
- Ale co? Co się przesłyszałaś?! [t.i.], mów! Zaczynam się bać!
- On powiedział, że... nie wierzę... że mu na mnie zależy...
- I od tego tak się trzęsiesz? - zaśmiała się, chwytając moją drżącą z nadmiaru emocji dłoń. - Przecież to wspaniała wiadomość!
Spojrzałam na zegarek.
- No ale teraz idź się umalować i zrób coś z włosami. Masz na to 45 minut.
Przewróciła oczami.
- No ok. Ale przegadamy to jeszcze!
- Ok, jasne.
Weszła na górę, a ja dopiłam sok i wstawiłam szklanki do zmywarki. Nagle ponownie usłyszałam dzwonek do drzwi i na miękkich nogach poszłam otworzyć.
Teraz taki mini-konkurs dla spostrzegawczych. Będzie dedyk dla tego, kogo bystre oko "wypaczy" pewien interesujący szczegół na tym zdjęciu. Mi się od razu rzucił w oczy. Zobaczymy, jak Wam. ;3

No i teraz podziękowania. Dziękuję wszystkim, którzy wytrzymali ze mną przez te 50 postów (ale nie tylko 50. Dziękuję też tym, którzy dołączyli później ;)). Dziękuję za to, że tak dzielnie znosiliście moje "humory" (Patrycja chyba najlepiej wie, o czym mówię ;)) i dziękuję za to, że chciało Wam się czytać, a potem komentować te moje wypociny. Dziękuję po prostu za wszystko. ♥

Co do następnej części Marcela. Cóż... Mogłaby być nawet jutro, ale już od tygodnia nic nie napisałam i materiał się niestety kończy :(. Mam nawet pewien pomysł, ale nie wiem, czy go spiszę, bo żeby pisać muszę mieć spokój. Zewnętrznie i wewnętrznie. A z tym drugim ostatnio kiepsko. Głowa mnie prawie codziennie boli, a gapienie się w ekran komputera raczej mi nie pomoże. Na razie postaram się przetłumaczyć piosenkę, na podstawie której go napiszę, a będzie to "Over Again". Ostatnio mam na nią fazę i bez przerwy jej słucham. A więc do następnego i cierpliwości życzę! :)

17 komentarzy:

  1. Ja chcę przeczytać tą historię. Nie odpuszczę. Genialna. Chcę wiedzieć co dalej. Na imagin z Marcelem też czekam. Piszesz genialnie. Uwielbiam każdą Twoją historię. Mam nadzieje, że kolejne imaginy będą równie udane co to 50 za nami. <3


    Ps. A co do zdjęcia to nie mam pojęcia. Albo ja jestem za mało spostrzegawcza, albo zbyt zmęczona. Zapewne jak mnie oświecisz, okaże się to banalne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, ale wątpię, czy gdzieś się ukaże, bo przepisuję ją bardzo chaotycznie i nieregularnie, a rozdziałów jest 28+prolog+epilog, więc wątpię, czy kiedyś to skończę. ;)

      Usuń
  2. Bardzo fajnie, może się doczekamy kontynuacji :) Ach, długo czekałam i się doczekałam. Wspaniałe!! :)
    Co do zdjęcia - widzę światełka, dym, nie dym, ale nie wiem, czy to taki interesujący szczegół. Aczkolwiek jestem ciekawa, co tam może być ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. brak włosów pod pachami ;)

      Usuń
    2. Pudło, Mistrzyni. ;)
      Spójrzcie trochę niżej. :)

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    4. Brak tatuażu? Ale to zdjęcie bylo zrobione przed pojawieniem sie listkow. A moze chodzi o bokserki Kevina Claina, których tutaj brak. ;-)

      Usuń
    5. Dobra, dobra. Zdjęcie faktycznie musiało być robione przed listkami. Ale tu chodziło o wystające bokserki. ;)
      Ale będzie dedyk za upór. :D

      Usuń
    6. O dziwo poprosze z Harrym. ;-) jak najszybciej. Juz sie nie mogę doczekać. ;-)

      Usuń
  3. A Marcel? Będzie mu psiklo :'(.
    Aktualnie nie mam Harolda w wersjach roboczych, ale... Co byś powiedziała na rozdział TEGO opowiadania?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I z Marcela i z tego opowiadania bede sie równie mocno cieszyć. ;-)

      Usuń
  4. Ok, ok. Postaram się przepisać, trochę robudować i zmodyfikować prolog tego opowiadania (tak, jak zrobiłam z tym rozdziałem). Problem wmtym, że nie wiem, ile mi to czasu zajmie. Zobaczymy. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. poczekam, bo warto. Chociaż, pewnie juz to zauważyłaś, jestem niecierpliwa. :)

      Usuń
    2. Tak, zauważyłam. ;) Ale musisz mi wybaczyć. Jest czerwiec, a - jak wiadomo - czerwiec = POPRAWKI!!! Jutro matma, więc lecę się uczyć, a może wyjadę na tą czwórę. Koniec gadania, lecę liczyć, im szybciej skończę, tym szybciej się wezmę za ten prolog. ;) Postaram się go dzisiaj skończyć (najwyżej się nie wyśpię :D), co oznacza, że będzie jutro, ale nie obiecuję, bo nie lubię tego robić, jeśli nie mam stuprocentowej pewności. :3

      Usuń
  5. Wspaniały!! Cudowny!! Śliczny!! <33

    OdpowiedzUsuń