SOBOTA
- Litości, Marcel... - jęknęłam.Siedzieliśmy u niego w pokoju na łóżku blisko siebie z książkami na kolanach. Tłumaczył i tłumaczył... bez większego efektu.
- No spróbuj. Przecież tutaj wystarczy wzór. Z niego wywnioskujesz wszystko.
- Niby tak, ale skąd mam wiedzieć, który wzór zastosować? Ich są setki. Miliony! - powiedziałam, gestykulując rękoma.
Zaśmiał się dźwięcznie.
- Tylko pięć. Nie przesadzaj.
Westchnęłam i kolejny raz zajrzałam do książki. Nic.
- Nie. Nie rozumiem tego. Możesz powiedzieć, że jestem tępa czy głupia, ale nie rozumiem tego!
Potarłam oczy nadgarstkami.
- Nie jesteś ani tępa, ani głupia - stwierdził, delikatnie zakładając pasemko włosów za moje ucho.
Jego dotyk... taki delikatny. Ledwo muśnięcie, a przeszyły mnie dreszcze.
- Spróbuj. Wystarczy się wczytać.
Spojrzałam na niego, a następnie do książki.
-2 GODZINY PÓŹNIEJ-
- Mam! - krzyknęłam uradowana, podając mu brudnopis.Przez chwilę z uwagą wpatrywał się w moje "bazgroły".
- No, no. Gratuluję. To nie było łatwe zadanie. To teraz dziewiętnaste.
- Marcel... - jęknęłam. - Już to umiem. Błagam.
Westchnął.
- Dlaczego ja nigdy nie umiem ci odmówić?
- Nie wiem... Może mój urok osobisty tak na ciebie działa?
Zatrzepotałam rzęsami i roześmialiśmy się.
- Dziękuję - powiedziałam, zapinając piórnik.
- Nie ma za co. Mam nadzieję, że nie...
- Tak?
- No że nie było problemów, żebyś tutaj przyszła.
- A dlaczego miałyby być jakieś problemy? - zapytałam ze zdziwieniem.
- Twój chłopak nie był zazdrosny?
- Co?! - krzyknęłam prawie, wybałuszając oczy.
- No jak to co?
- Przecież ja nie mam chłopaka.
- Nie?
- No nie.
- A Nate?
Wypuściłam powietrze z płuc.
- Nate nie jest moim chłopakiem.
- A kim? "Przyjacielem z przywilejami"? Tak to się teraz nazywa?
- Nate nie jest dla mnie nikim. On... chciał czegoś, ale ja nie.
- Dlaczego? Przecież jest... hm... w twoim typie chyba.
- O to chodzi? Myślisz, że jestem pusta? - zapytałam, starając się ukryć, jak bardzo mnie to zabolało.
- Nie, ja... Przecież tacy jak Nate podobają się dziewczynom.
- Teoretycznie tak.
- A praktycznie?
- Praktycznie, to mam już dość takich jak on.
Spojrzał mi w oczy.
- Czyli jakich?
- Mięśniaków, którzy mnie nie szanują. W ogóle. Mam już dość facetów.
- Śmiałe wyznanie jak na osiemnastolatkę. Dlaczego?
- Bo odnoszę wrażenie, że nie ma już normalnych, miłych chłopaków, którzy dbaliby o swoje dziewczyny. Komplementowali, zabierali na spacery, do kina. Rozumiesz... Romantyczne bzdury, dzięki którym czuje się, że komuś na tobie zależy.
- Nie ma już takich facetów?
- Nie spotkałam jeszcze takiego.
- Może źle szukałaś?
- Nigdy nie szukałam. Zazwyczaj sami mnie znajdowali.
- Nate też cię znalazł, a jednak jemu nie pozwoliłaś się do siebie zbliżyć - zauważył.
- Nudzą mnie już tacy jak on.
- A kto cię nie nudzi? - zapytał śmiało.
- Ktoś, kto jest miły i będzie mnie szanował.
- Czyli?
Nasze twarze znajdowały się już bardzo blisko.
- Jesteś inteligentny, Marcel. Domyśl się - powiedziałam, zdejmując mu okulary i odkładając je gdzieś na bok.
Ocieraliśmy się o siebie wargami. Nieoczekiwanie wczepił mi palce we włosy, ujmując moją twarz w dłonie, jakby się bał, że mu ucieknę. Następnie wpił się w moje wargi mocno i trwaliśmy tak przez chwilę. Chmara motyli w moim brzuchu wzbiła się do lotu. Zaczął nimi poruszać. Z początku delikatnie i czule, lecz nagle zaczął przyspieszać. Oddawałam pocałunek z taką pasją, że nawet nie zauważyłam, jak położył się na mnie, przygniatając ciałem do miękkiego materaca łóżka. Objęłam jego szyję ramionami, mierzwiąc włosy. Nagle pewnie wsunął mi język do ust. Ten pocałunek... inny niż wszystkie. Zazwyczaj to ja kontrolowałam sytuację, lecz tym razem po prostu leżałam pod nim i mu się poddawałam. Aż zaczęło nam brakować tchu i niechętnie zaczęliśmy zwalniać, by po chwili oderwać się od siebie. Uchyliłam powieki i spostrzegłam, że przygląda mi się z uśmiechem. Odwzajemniłam gest i delikatnie podniosłam głowę, muskając jego wargi.
- I co teraz? - zapytałam szeptem.
- A co byś chciała? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Ja pierwsza zapytałam.
- Uparciuch.
Pokazałam mu język zaczepnie, a on przycisnął swoje wargi do moich. Zaczęłam się śmiać pod jego ustami. Lecz nagle ten piękny moment przerwało pukanie do drzwi. W pięć sekund doprowadziliśmy się do porządku, ale moje policzki w dalszym ciągu były zaróżowione.
- Proszę! - zawołał Marcel i do pokoju weszła jego mama.
- Zejdziecie na kolację? - zapytała.
- Tak, jasne - odparł. - Daj nam 5 minut.
Jego mama wyszła, a ja spojrzałam na niego. Czule wpił się w moje wargi na kilka sekund.
- Jak to mam rozumieć? - zapytałam.
- Co?
- No... Kim teraz dla siebie jesteśmy?
Zaśmiał się cicho.
- Nie sądziłem, że ty... - urwał nagle.
- Że ja co?
- Że jedna z popularniejszych dziewczyn w szkole będzie się ubiegać o tytuł dziewczyny takiego kujona jak ja.
- Mam to uznać za komplement?
- Raczej ja uznam za komplement fakt, że mogę nazywać swoją dziewczyną dziewczynę taką jak ty.
Uśmiechnęłam się do niego ciepło. Moje serce podskoczyło w piersi i wykonało fikołka w powietrzu. Zakochałam się. Tak do bólu, szczerze. Zakochałam się.
Widzę, że nie tylko ja się cieszę, że weekend ;). (Taka aluzja do gifa ↑) :D
Co do tego czegoś nad gifem to... No, nie oszukujmy się. "Zrąbałam" końcówkę. To prawdopodobnie przedostatnia część tego imagina (bo jeszcze się zastanawiam, co z nim zrobić), a w następnej niewiele się dzieje. Sorki. :[
Dziękuję za wszystkie wyświetlenia i komentarze. Postaram się, żeby następna część była w niedzielę, ale nie wiem, czy będę miała czas, bo jadę na Komunię. :) x
Genialna. Pocalowali sie! Ciesze sie jak glupia. ;)
OdpowiedzUsuńPatrycja
Świetny, a nie ukrywam, że czekałam na kolejną część!:) Ale romantycznie się zrobiło;)//W
OdpowiedzUsuńWidzę, że kolejny anonimek się pojawił ^^
Fajnie by było, tylko że to niezalogowana Patrycja. :)
UsuńTak to jest jak sie zaglada tutaj z dziesieciu telefonow w domu. Niecierpliwa ja. <3
UsuńPatrycja
Ach, ale ja jestem... Nie zauważyłam wcześniej :)
UsuńGenialny ! :)
OdpowiedzUsuńCudowna część <33 Cały ten imagin jest cudny!! Kochane te Twoje opowiadania *u*
OdpowiedzUsuńUwielbiam ;-*