Z dedykacją dla Amelii i wszystkich Kwiatonators. ♥
↓Ważna notka pod spodem!↓
CZERWIEC (WYCIECZKA SZKOLNA)
Siedziałam przy oknie w szkolnym autobusie ze słuchawkami w uszach i wpatrywałam się w sunące za oknem obrazy.↓Ważna notka pod spodem!↓
CZERWIEC (WYCIECZKA SZKOLNA)
Zbliżał się koniec roku, a ja chyba po raz pierwszy nie czułam stresu. A wszystko dzięki mojemu najukochańszemu, najcudowniejszemu pod słońcem i do tego najseksowniejszemu korepetytorowi wszech czasów, który na dodatek był moim chłopakiem - Marcelowi. To on wyciągnął mnie z dołka. Wyszłam na prostą z ocenami i gdy inni wylewali siódme poty nad matmą, fizą i gegrą, ja mogłam w spokoju cieszyć się szczęściem swojej szczęśliwej miłości. Bo, jak już wspominałam, miałam najcudowniejszego chłopaka pod słońcem, którego musiałam pilnować jak oka w głowie, bo niejedna chciałaby być na moim miejscu.
Udało mi się pogodzić z Sophie, chociaż między nami nie było już jak kiedyś. Nasze relacje wróciły do normy, mimo że nie nadawałyśmy już na tych samych falach.
Jeżeli chodzi o Nate'a... Cóż. Chyba mu nie przeszło, co było powodem kilku sprzeczek między mną a Marcelem, ale za każdym razem się godziliśmy, a wazonik w moim pokoju wypełniał się świeżym bukietem tulipanów.
Jechaliśmy już jakieś dobre dwie godziny, a to dopiero połowa drogi. Celem naszej wycieczki był Liverpool. Czekałam na nią od bardzo dawna i z każdym przebytym kilometrem moja ekscytacja rosła.
Nagle poczułam, jak ktoś szczypie mnie w udo i wyjęłam słuchawki z uszu.
- Co? - zapytałam.
- Nudzi mi się.
- A co ja mam do tego?
- To, że jesteś moją dziewczyną.
- No i co?
- Zrób coś, żeby mi się nie nudziło.
- Co?
- No nie wiem. Wymyśl coś - odparł, kładąc rękę na moim udzie.
- Marcel! - skarciłam go, strącając jego dłoń. - Nie teraz - dodałam ciszej.
- A kiedy?
- No na pewno nie na wycieczce!
- A dlaczego? - zapytał, delikatnie całując mój policzek.
- Jesteś...
- Tak, wiem. Niewyżyty i sfrustrowany. Ale jestem też najukochańszy i kochasz mnie jak nikogo innego.
Westchnęłam ciężko, niby z przygnębieniem.
- Skąd wiedziałeś?
- Ja wiem wszystko.
- No tak. Zapomniałam.
Nagle poczułam orzeszek lądujący w moim dekolcie, a następnie dało się słyszeć kilka śmiechów z tyłu. Próbowałam go wyciągnąć, ale Marcel mnie powstrzymał. Następnie obejrzał się za siebie. Śmiechy momentalnie ucichły. Ścisnęłam jego dłoń, starając się zahamować kolejny wybuch złości. Bo mój Marcel nie był już takim sobie spokojnym Marcelem, który siedział w ostatniej ławce jak mysz pod miotłą.
- Proszę, - szepnęłam mu do ucha błagalnie - nic nie rób.
Ścisnął moją dłoń, a po chwili odwrócił się w twarzą do mnie.
Dzięki, Marcel! Wiem, ile cię to musiało kosztować!
Ostentacyjnie wyjął orzeszek z mojego dekoltu i zjadł go, a następnie ujął moją twarz w dłonie i delikatnie ucałował kącik ust.
- Wiesz, kto to był? - zapytał szeptem.
- Wiem.
- Zapłaci mi za to.
- Proszę, nie. Ostatni raz. Pogadam z nim.
- Obiecujesz? - zapytał, delikatnie muskając moje wargi.
- Tak. To się skończy. Obiecuję.
- Ostatni raz mu odpuszczam. Następnym razem będzie zbierał zęby z podłogi.
- Dziękuję.
Oderwaliśmy się od siebie, a ja ponownie oparłam głowę o szybę. Splotłam nasze palce i odetchnęłam ciężko. Nate przesadzał, a Marcel miewał ataki złości. Nawet mu się nie dziwiłam.
Nagle poczułam, jak autobus zaczyna zwalniać. Zdziwiłam się, bo znajdowaliśmy się przecież w środku lasu. Po chwili stanął w miejscu i rozległ się dziwny gwar.
- O co chodzi? - zapytałam, rozglądając się wokół.
- Bo ja wiem...?
Kilka minut później okazało się, że zabrakło nam paliwa. Wszyscy albo jęczeli, albo przeklinali soczyście pod nosem. Sama byłam nieźle podminowana. Jak można nie zatankować przed wyjazdem w tak daleką wycieczkę?! Okazało się, że nie mamy nawet, jak zadzwonić po pomoc drogową, bo znajdowaliśmy się na takim zadupiu, że nie było zasięgu. Dostaliśmy dwie opcje do wyboru: albo czekać aż kierowca przyniesie paliwo z najbliżej stacji benzynowej, która znajdowała się jakieś dwie godziny drogi pieszo stąd, w Holmes Chapel, które okazało się być rodzinną miejscowością mojego ukochanego, albo iść z nim. Postanowiliśmy z Marcelem iść. Ja, bo po pierwsze byłam głodna, a po drugie chciałam jak najszybciej skorzystać z toalety, a on, bo "i tak nudziłoby mu się beze mnie".
I to był błąd. Po godzinie moje nogi zaczęły protestować, po półtorej zrobiły mi się odciski, a po dwóch już prawie się czołgałam. W końcu dotarliśmy na miejsce i chmara dziewczyn rzuciła się w kierunku toalety. Udało mi się dopchać jako jednej z pierwszych. Załatwiłam swoje potrzeby, umyłam ręce, rozczesałam włosy i wyszłam z łazienki. To, co zobaczyłam...
Stanęłam jak wryta z rozdziawionymi ustami.
Co zobaczyła [t.i.]? Szczerze, to nie mam pojęcia, kiedy się tego dowiecie. Po prostu SZKOŁA. Do tej pory nie było aż tak źle, ale gwoździem do trumny okazała się być dzisiejsza trója z historii. Ja mawia mój tata: Są rzeczy ważne i ważniejsze, a szkoła jest w tym momencie dla mnie najważniejsza. Dlatego też tak eksperymentalnie postanowiłam sobie zrobić "szlaban" na tableta do czasu wystawienia ocen. Mama twierdzi, że teraz oceny pójdą mi w górę. No nie wiem. Zobaczymy. Ale nie martwcie się. Nie będę całkowicie odcięta od świata, bo przecież komputer w domu mam. ;) W sobotę postaram się coś dodać, ale nic nie obiecuję. Mam nadzieję, że to zrozumiecie. Liczę na wyrozumiałość. ♥
P S Następny post nie będzie kolejną częścią tego imagina, bo to 50-tka i już mam uszykowane coś specjalnego w wersjach roboczych. ;*
Cos specjalnego? Nie mogę sie doczekać. Świetny. Po prostu zakochałam sie w tym imaginie. ;-)
OdpowiedzUsuńDopiero się dowiem, co zobaczyła w sobotę? Ech, poczekam :) Warto!
OdpowiedzUsuńSuper, że jest kolejna część :)
Mmmm... Coś specjalnego ;) Już nie mogę się doczekać ^^
OdpowiedzUsuńA co do tego Marcela... Uwielbiam!! Świetny imagin. Iiii... Może Marcel pobił się z Nate'm, albo coś takiego i leżeli cali zakrwawieni pomiędzy innymi... Hm... No nie wiem. Tak tylko gdybam ;D