niedziela, 18 maja 2014

#11 Harry cz.5 (ostatnia)

W tej części występuje scena +18. Jeżeli ktoś ma z tym jakiś problem, to niech po prostu ją ominie, żeby nie było niepotrzebnych zgrzytów. :/

-TYDZIEŃ PÓŹNIEJ-
Leżeliśmy wieczorem na plaży i wpatrywaliśmy się w bezchmurne, gwiaździste niebo.
- Tutaj wszystko jest inne - odezwał się nagle Harry, przerywając ciszę.
- Mianowicie?
Podparł dłonią głowę i popatrzył mi oczy.
- Jedzenie, powietrze, sen... Nawet pocałunki inaczej smakują.
- Myślisz, że, jak wrócimy do Londynu będzie gorzej?
- Będzie inaczej. Co nie znaczy, że gorzej.
"Będziemy razem?" - cisnęło mi się na usta, ale w porę się powstrzymałam. Nie chciałam niszczyć piękna tej chwili.
Długo patrzył tak na mnie, aż poczułam lekkie skrępowanie.
- Co? - zapytałam.
Pochylił się, składając czuły pocałunek na moich ustach. Nie było w nim niczego poza słodyczą, jednak miał w sobie coś, co sprawiało, że mogłabym mu się poddawać bez końca.
- Harry, chcę - szepnęłam w jego usta.
- Na pewno?
- Tak.
- Potem wszystko będzie inne, wiesz?
- Obiecujesz?
- Chodź.
Pociągnął mnie za rękę. Posprzątaliśmy i skierowaliśmy kroki w stronę hotelu.
Otworzył drzwi pokoju kartą. Weszliśmy do środka i zamknął je. Następnie podszedł do mnie i pocałował namiętnie z pewną dozą czułości. Po chwili chwycił za spód mojej koszulki, a ja podniosłam ręce do góry pozwalając mu tym samym na pozbawienie mnie jej. Nie zaprzestając namiętnych pocałunków, sięgnęłam do guzików jego koszuli. Po chwili upadła na podłogę i zaczęliśmy się kierować w stronę łóżka. Opadłam na nie, a Harry wylądował na mnie, między moimi udami. Jego wargi znaczyły mokre ścieżki na rozpalonej skórze dekoltu i brzucha. Rozpiął guzik i zamek spodni, a ja uniosłam biodra do góry. Zsunął mi je. Następnie wziął się za moje buty i skarpetki. Nawet się nie obejrzałam, jak sam się rozebrał całkowicie i położył na mnie.
Potrzebowałam tego. Bliskości. Bliskości mężczyzny, którego szczerze pokochałam i któremu na mnie zależało. Potrzebowałam miłości, czułości. Pragnęłam go. Pragnęłam mu się oddać.
- Skarbie, unieś się - szepnął.
Posłusznie się podniosłam, a on pozbawił mnie biustonosza. Zaczął sunąć wargami po moich piersiach. Drażnił wargami i językiem napięte, twarde sutki, a ja zagryzałam wargę, nie chcąc zdradzać stanu, w jakim się znajdowałam. Po chwili wrócił do pieszczenia mojej szyi. Nagle poczułam, jak powoli pozbawia mnie majtek. Po chwili już ich nie było, a wtedy zaczął drażnić opuszkami palców wnętrze moich ud. Przeszywały mnie miliony dreszczy. Lecz nagle jego ręka powędrowała trochę wyżej niż się spodziewałam i zacisnęłam uda ze zdenerwowania.
- Spokojnie, słoneczko - szepnął mi na ucho. - Teraz się rozluźnij, a sprawię, że poczujesz się dobrze.
Wzięłam głęboki wdech i rozluźniłam uda. A on dotarł palcami do mojej kobiecości. Dotykał mnie z wielką fantazją i delikatnością. Drażnił opuszkami palców moją wrażliwą i wilgotną skórę. Tak, było mi dobrze. Z pewnością było mi dobrze. Nagle poczułam, jak pogłębia pieszczotę, przyspieszając ruchy. Zaczął masować palcem mokrą skórę tuż obok wejścia. Mój oddech przyspieszał niemiłosiernie.
- Harry! - jęknęłam, czując, jak jego palec zagłębia się we mnie gwałtownie.
Poczułam błogość. Fala nieznanej dotąd przyjemności opanowała moje ciało. Zacisnęłam palce na jego ramionach z całej siły. Zatoczył palcem okrąg w moim wnętrzu.
- Harry... - sapnęłam.
- A nie mówiłem? - zapytał, przygryzając płatek mojego ucha. - Tylko spróbuj powiedzieć, że nie jest ci dobrze.
Przygryzłam wargę, a on wsunął we mnie drugi palec
Zaczął pieścić wargami moją szyję. Poruszał palcami w jednostajnym tempie, co chwila ledwo zauważalnie przyspieszając, a ja zaciskałam palce na jego ramionach i jęczałam, wijąc się pod nim z rozkoszy.
- Harry! - pisnęłam, czując, że szczyt jest blisko, ale on nie przestał. Zamiast tego przyspieszył jeszcze bardziej.
- Spokojnie, skarbie. Jeszcze chwileczkę.
Moję jęki były coraz głośniejsze, aż poczułam, że odpływam i odchyliłam głowę do tyłu.
- Harry... - szepnęłam cicho.
- Już, już - odparł i zaczął zwalniać ruchy, by po chwili zaprzestać ich całowicie i wysunąć ze mnie palce.
Nie otworzyłam oczu. Błogość mnie nie opuszczała. Nagle usłyszałam szelest tuż nad głową i zobaczyłam Harry'ego, który rozrywał paczuszkę zębami. Założył przezerwatywę na swoją erekcję. Następnie uniósł się na przedramionach, które umieścił po obu stronach mojej głowy i spojrzał mi głęboko w oczy.
- Jesteś gotowa? - zapytał.
Skinęłam głową, a on delikatnie otarł się swoimi ustami o moje. Nie bawił się w delikatność. Jednym, szybkim ruchem wsunął się we mnie, znikając między moimi udami. Jęknęłam z nagłego bólu pomieszanego z przyjemnością. Zaczęłam potwornie sapać. Miałam wrażenie, że jeszcze chwila i zachłysnę się powietrzem.
- Kochanie, spokojnie. Spokojnie, już - szepnął mi na ucho, delikatnie odgarniając pojedyncze kosmyki włosów z mojej twarzy.
Po chwili udało mi się unormować oddech. Zaczął się ruszać. Jego pchnięcia były mocne i zdecydowane. Na tyle, na ile mi pozwalał, wypychałam biodra w jego stronę, pogłębiając przyjemność. Starałam się hamować jęki, ale nie było to takie proste! Całe moje ciało przeszywały kolejne fale gorąca i przyjemności. Odpływałam. Po chwili, nie zaprzestając mocnych pchnięć, pochylił się, muskając moje wargi delikatnie, a ja pojękiwałam cicho w jego usta. Nagle poczułam, jak uderza w wyjątkowo czuły punkt.
- Harry! - jęknęłam głośniej, odchylając głowę do tyłu.
- Tu, skarbie? - zapytał.
- Yhm... - zamruczałam, zagryzając wargę.
Pchał coraz szybciej, za każdym razem perfekcyjnie trafiając w to wrażliwe miejsce. Nagle poczułam, że to JUŻ i jęknęłam jeszcze głośniej, poddając się błogości.
Pchnął ostatni raz i wytrysnął w moim wnętrzu. Odchylił głowę do tyłu, napawając się orgazmem, a ja obserwowałam go w zachwycie. Był piękny. I mój. Gdy się otrząsnął, pochylił się i delikatnie musnął moje wargi zdyszany. Następnie ostrożnie wysunął się spomiędzy moich ud i na chwilę wstał z łóżka, kierując swe kroki w stronę łazienki. Już go nie było, ale najwrażliwsza część ciała w dalszym ciągu dawała o sobie znać, pulsując przyjemnie od wewnątrz. Wyrzucił prezerwatywę do kosza i położył się na łóżku obok mnie, obejmując ramieniem, a ja wtuliłam rozgrzany policzek w jego tors pewna, że przed chwilą przeżyłam najwspanialsze chwile swojego życia. Mój oddech jeszcze się nie unormował. Delikatnie pogładził dłonią moje ramię. Nie potrzebowaliśmy słów. Leżeliśmy w ciszy, aż poczułam senność.
- Dobranoc, Harry - szepnęłam.
- Dobranoc, [t.i.].
* * *
Obudziłam się jako pierwsza, wtulona w jego tors i spostrzegłam, że oboje jesteśmy przykryci kołdrą, co mnie trochę zdziwiło. Podniosłam się do pozycji siedzącej i przetarłam zaspane oczy. I dopiero wtedy dotarło do mnie, co tak naprawdę wydarzyło się poprzedniego wieczoru.
No tak. Dla niego to była tylko kolejna mile spędzona noc. Boże, co ja zrobiłam? Liczyłam na coś więcej, a tym sposobem właśnie stałam się jego kolejną panienką.
Spojrzałam na niego przez mgłę. Wolno otworzył oczy. Gdy tylko mnie zobaczył, na jego twarzy wykwitł uśmiech, a ja mimowolnie odwzajemniłam gest.
- Cześć - mruknął ochrypłym głosem.
Nigdy, nie licząc taty, nie słyszałam głosu męskiego rano i zdecydowanie pokochałam ten dźwięk.
- Cześć - bąknęłam, nieznacznie okręcając się w jego stronę. - Harry, czy... no...
Usiadł na łóżku.
- Tak?
- Wczoraj... doszło do czegoś między nami i...
- Żałujesz?
- Nie, oczywiście, że nie - zaprzeczyłam bez wahania. Bo nie żałowałam. Choćbym miała spędzać właśnie w jego ramionach ostatnie chwile, to nie żałowałam.
- Więc o co chodzi?
Wzięłam głęboki wdech.
- Czy to coś dla ciebie znaczyło? Tylko odpowiedz szczerze, błagam.
Zamilkł jakby zupełnie nie spodziewał się tego pytania i nie przygotował na nie odpowiedzi.
- Rozumiem - odezwałam się po chwili i spróbowałam wstać, ale przytrzymał moje ramię.
- Co rozumiesz?
- Że nigdy więcej się nie zobaczymy.
- Jak to? Dlaczego? Co zrobiłem nie tak?
- Naprawdę jesteś takim idiotą czy tylko udajesz, Harry?! - wybuchłam, a on patrzył na mnie osłupiały. - Chciałeś się ze mną przespać, tak?! Już po wszystkim!
Próbowałam wstać, ale on przycisnął mnie do siebie, obejmując ramionami z całej siły. Zaczęłam się wyrywać, ale to nic nie dawało.
- [t.i.], spokojnie. Spokojnie, proszę.
Przestałam się wyrywać.
- Puszczaj! - krzyknęłam.
- [t.i.], nie wiem, co spieprzyłem, ale nie wychodź, nie łam mi serca. Błagam. Nie jesteś moją kolejną panienką na jedną noc i nie wiem nawet, jak mogłaś tak pomyśleć. Powiedz, dałem ci to kiedyś do zrozumienia, że zależy mi tylko na twoim ciele?
- N-nie.
- Więc dlaczego tak pomyślałaś?
- Bo... Harry... Kochaliśmy się w nocy, a ja nie wiem, kim dla ciebie jestem. Koleżanką? Przyjaciółką? Dziewczyną?
Przycisnął mnie do siebie jeszcze mocniej.
- Tego się bałaś? Że nic do ciebie nie czuję?
- Czujesz. Pociąg. Tyle wiem na pewno.
Na moment zapadła cisza. Ponownie spróbowałam się wyswobodzić z uścisku, ale nic to nie dało.
- Kocham cię, [t.i.] - szepnął.
- Po co mi to mówisz? - zapytałam.
Nie rozumiałam sama siebie. Przed chwilą właśnie usłyszałam coś, od czego powinnam skakać z radości. Ale nie poczułam nic, z wyjątkiem rozgoryczenia i złości. Nie uwierzyłam mu.
- Jak to po co?
- Co? Żeby mi nie było przykro? Żebym się nie czuła jak panienka? Nie wyszło ci.
To go musiało zaboleć.
Ranię kogoś, kogo kocham i wcale mnie to nie rusza. O co chodzi?
Wypuścił mnie z ramion. Spojrzałam mu w oczy. Widziałam w nich ból. Ból, że mu nie wierzyłam. Ból, że tak go potraktowałam. Że zdeptałam jego wyznanie, które było szczere. Teraz dopiero to zauważyłam.
- Możesz iść, skoro mi nie wierzysz - powiedział zimnym głosem, starając się panować nad emocjami, które nim w tamtej chwili targały, co było wyraźnie widoczne.
Odwrócił głowę, kierując pusty wzrok przed siebie.
Łzy spłynęły po moich policzkach na pościel. Nie wiedziałam, jak się zachować. Przyznanie się do błędu i przeproszenie nie przychodziło mi z tą lekkością, co niektórym. Tak samo jak wyznawanie uczuć.
- Na co czekasz? - zapytał, nie patrząc na mnie.
- Przepraszam.
- Za co?
- Pomyliłam się co do ciebie. Wybaczysz mi?
- Kocham cię. Wybaczyłbym ci wszystko. Ale po co? Żeby bardziej cierpieć? Ja też nie wiem, kim dla ciebie jestem. Przed chwilą wyznałem ci miłość, ale ty widocznie masz mnie gdzieś. Jesteś hipokrytką. To ja powinienem czuć się wykorzystany.
Zabolało. Ale co zabolało? Prawda.
- Masz rację. - Rozpłakałam się. - Jestem hipokrytką. Ale wybacz mi. Kocham cię, Harry.
Popatrzył na mnie osłupiały.
- Dlaczego miałbym ci uwierzyć? Może mówisz to, żeby mi nie było przykro?
- Uwierz mi, bo to prawda. Błagam cię, Harry! Nie rańmy się już!
- Sama zaczęłaś.
- Wiem i przepraszam.
Patrzył na mnie swoimi zielonymi oczami zasnutymi mgłą.
- Nigdy więcej. Nigdy więcej, słyszysz?! Nigdy więcej nie pozwalam ci tak mówić!
Skinęłam głową, a on przytulił mnie tak mocno, że miałam wrażenie, że tracę oddech. Objęłam go najmocniej jak umiałam i trwaliśmy tak w uścisku.
- Przepraszam - szepnął nagle.
- Za co? Nic złego nie zrobiłeś.
- Nieprawda. Mogłem... nie wiem... rozegrać to inaczej. A to jakoś tak wyszło szybko... Nie dziwię się, że pomyślałaś...
- Cii...cho - zasyczałam mu do ucha. - Oboje byliśmy winni, ale teraz to nie ma znaczenia. Nie rozdrapujmy tego, bo zaboli znowu.
- Masz rację.
Nagle zaczął mnie łaskotać po plecach.
- Harry, nie! - pisnęłam, chichocząc, ale nic to nie dało. - Haaarry!
Nie zdążyłam się obejrzeć, jak zostałam przygnieciona jego ciałem do łóżka.
- Haarry! Przeestań!
Łzy spłynęły po moich skroniach.
- Przeestań! Błagam!
W końcu posłuchał.
- Jesteś nie do wytrzymania- stwierdziłam, ocierając łzy.
- Nie do wytrzymania? Hmm... Obroń swoją teorię - mruknął w moją szyję, składając na niej drobne pocałunki.
- Nie mam... - Mój oddech przyspieszał. Mimowolnie przymknęłam oczy, oddając się bliskości. - Nic na swoją... obronę, nie licząc tego, że... uwielbiasz robić ze mną coś... czego nie chcę...
Nagle poczułam, jak chwyta moje nadgarstki i przyciska je po obu stronach głowy.
- Nieprawda. Ja zawsze robię to, czego chcesz. Nawet, jeśli wydaje ci się, że nie chcesz - zamruczał, aż poczułam, że moja skóra drży i ukąsił mnie w szyję.

Czym są marzenia? Nadzieją. Jakimś magnesem, który wyciąga nas rano z łóżka. Lecz czy warto marzyć? Bo może marzenia są tylko do marzenia? Może nigdy się nie spełnią? Może właśnie od tego są? Żeby dawać złudną nadzieję, że będzie lepiej? A może właśnie są po to, żeby dążyć do tego, żeby było lepiej? Lecz czy warto gonić za marzeniami? Moje przecież same mnie dogoniły. I to wtedy, kiedy zupełnie się tego nie spodziewałam. Wtedy, gdy raczej czekałam na poznanie tajemnicy morderstwa w laboratorium, a nie spotkanie prawdziwej miłości. Szczęście samo mnie znalazło, co nie oznacza wcale, że nie należy o nie walczyć. Bo moja walka się dopiero zaczyna. Ale mam w niej dwoje sojuszników: Jego i nasze uczucie. Czy wygramy? Zależy tylko od nas.
Jest i +18. Nie wiem... Chyba nie umiem pisać czegoś takiego. :/

W związku z wczorajszym dniem mam do Was jedno małe pytanie: What's happened??? Wyświetleń było wczoraj 19, komentarzy - 0. Nie wiem, od czego to zależy. Czyżby Patrycja i Weronika aż tyle razy dziennie sprawdzały, czy jest następna część??? A może poprzednia była tak kiepska, ż stwierdziliście, że nie zasługuje na Wasz komentarz??? A może źle zrobiłam, podając termin kolejnej cześci i uznaliście, że skomentowanie nie ma sensu, bo i tak będzie??? Nie wiem. Prosiłabym jednak, żeby ta osoba/-y dały o sobie znać tutaj, bo wczoraj aż zrobiło mi się trochę przykro. :'(

A więc nie podaję terminu dodania następnego imagina. Może to Was jakoś zmobilizuje. :|

3 komentarze:

  1. Kocham to! Nie wiem jak słowami wyrazić swoj zachwyt. Geniusz po prostu geniusz. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyszła Ci ta scena +18... a całość naprawdę miło się czytało :) Brawo!

    OdpowiedzUsuń